środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 11. Myślodsiewnia

„To niesamowite,
jak szybko można zmienić zdanie o wrogu,
gdy ta osoba przestaje się jak wróg zachowywać.”

~Dama Kier



~*~

Dała mi znak, żebym zrobiła to jako pierwsza. Nachyliłam się, a po chwili spadałam w przepaść. Nie trwało to długo. Zanim zdążyłam zastanowić się, gdzie wylądujemy, stałam na ziemi. Po chwili Hermiona wylądowała obok mnie. Rozejrzałam się.
Znów byłam w Hogwarcie.
To musiało być tuż po bitwie. Wokół znajdowały się ciała poległych oraz opłakujący ich bliscy. Poczułam, że strach i rozpacz powracają. Jakby nagle w pobliżu znalazł się dementor. Zobaczyłam siebie, Dracona i Lucjusza, stojących pomiędzy stołami, i żal ścisnął mi serce. Minęło już tak wiele czasu. Tak wiele rzeczy uległo zmianie.
Wtedy spostrzegłam Hermionę. Stała obok drzwi, wraz z najmłodszym synem Weasleyów. Oboje wyglądali na zrozpaczonych. No tak - przypomniałam sobie - Weasley stracił brata. Chciałam coś zrobić, podejść do kogoś, pocieszyć, ale stojąca obok mnie Hermiona szturchnęła mnie w ramię.
Spojrzałam w kierunku, który wskazała i zrozumiałam, co chciała mi pokazać przez tę scenę.
Przez chwilę, a trwało to dosłownie sekundę, spojrzenia Dracona i Hermiony spotkały się. Przez ich twarze przebiegł cień uśmiechu, czas jakby stanął w miejscu. A potem, tak po prostu, każde z nich wróciło do swojego świata.

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 10. Wizyta

„Cierpienie nic nie wyzwala.
To my się z niego wyzwalamy”

~Maria Dąbrowska


Minęły dwa tygodnie.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak bardzo zżyłam się z Hermioną. Z zupełnie obcej osoby, ta dziewczyna stała się moją przyjaciółką. Godzinami rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Czułam się w jej towarzystwie tak swobodnie, jak jeszcze nigdy z nikim innym. Ani z Bellą, ani z Dromedą, ani nawet z Lucjuszem. A jeśli o nim mowa, to nie widziałam go ani razu odkąd opuściłam Malfoy Manor. Nie przeszkadzało mi to. Nic nie zakłócało moich myśli, byłam wolna i mogłam spokojnie oddychać. Byłam pewna, że gdyby Lucjusz stanął teraz na mojej drodze, moja równowaga psychiczna zachwiałaby się gwałtownie. A tak, wolna od wszelkich zmartwień, mogłam rozkoszować się ciszą.
Oczywiście teraz, kiedy już udało mi się stanąć na nogi, przejęłam kilka obowiązków. Hermiona nie zgadzała się na zatrudnienie skrzata, więc wszystkie prace w domu musiała robić sama. Nie do końca rozumiałam jej postępowanie, ale uznałam to po prostu za różnicę pokoleń. Tak więc teraz to ja gotowałam obiady, zmywałam naczynia i sprzątałam. W zasadzie nawet polubiłam te prace domowe, pomagały mi zapomnieć o przygnębiającej rzeczywistości.
Kiedy to się stało, piłam kawę. Kuchnia w domu Hermiony i Dracona nie była wielka, ale bardzo przestronna. Na dwóch ścianach mieściły się meble, przy jednej stał niewielki stół, a na ostatniej znajdowały się drzwi do spiżarni oraz łuk, prowadzący do salonu. Pomieszczenie było jasne i przyjemne, urządzone w nowoczesnym stylu, ale bez przepychu. Idealne.
Lubiłam przesiadywać w kuchni i z kubkiem kawy w ręce, wyglądać przez okno wychodzące na ulicę. To były uroki mieszkania na przedmieściach. Spokój, zwykła codzienność, coś, czego nie miałam okazji nigdy doświadczyć. To było takie wspaniałe uczucie. Nie musieć się niczym przejmować, mieć czystą głową.
I wtedy go zobaczyłam. Stał po drugiej stronie ulicy i patrzył się na mnie. Kubek w moich rękach przechylił się i gorąca ciecz wylała się na moje ręce.
- Cholera! - krzyknęłam i podbiegłam do zlewu, żeby opłukać dłonie zimną wodą.

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 9. Trudne decyzje

„Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz,
Dla cierpiącego psychicznie – przyjaciel”
~Menander


~*~


Nawet dobre małżeństwa bywają niepowodzeniem. W jednej chwili stoisz na pewnym gruncie, za chwilę już nie. Są zawsze dwie wersje. Twoja i ich. Z tym, że obie zaczynają się tak samo. Obie rozpoczyna dwójka ludzi, która się w sobie zakochuje. Nikt się nie żeni, myśląc, że to będzie porażka. Myślisz, że waszemu małżeństwu się uda, więc zawsze okazuje się szokiem moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to koniec...
- Twoja matka jest u nas.
- Super. Gdzie jest?
- W pokoju gościnnym. Chyba śpi.
- Co się stało?
- Nic nie mówiła, ale tam coś się stało, Draco. Coś złego.
- Oczywiście, że złego. Jeśli mój ojciec maczał w tym palce, to nie mogło stać się nic dobrego. Mówiła coś?
- Nie, tylko spytała czy może u nas trochę zostać. Ale...
- Co?
- Nie powinnam nic mówić, jeśli zechce, sama ci powie.
- To moja matka, muszę wiedzieć.
- I właśnie dlatego nie powinnam ci nic mówić, bo to twoja matka, a ja nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego.
- Hermiono, proszę...
- No dobrze. Nie wiem nic konkretnego, ale ona nie wyglądała dobrze, Draco. Miała zadrapania na rękach, przekrwione oczy i...
-I..?
- Nie powinnam...
-Hermiono!
-No dobrze. Jej szyja była sina, wyglądała jakby długo walczyła, ale...
- Zabiję go! Dorwę go i zabiję!
- Draco, nie. Uspokój się, proszę.
- Jeśli skrzywdził moją matkę, nie zamierzam stać z założonymi rękami. Zbyt długo wszystko uchodziło mu na sucho.
- Rozumiem, naprawdę, ale poczekaj aż...
- Na co mam czekać Hermiono?
- Niech matka sama ci wszystko wytłumaczy, nie możesz niczego zrobić, dopóki nie poznasz całej historii.

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 8. Siostry

Mam wiele wspomnień z dzieciństwa. Zabawy z siostrami, święta, wizyty kuzynów, zwłaszcza Syriusza i Regulusa. Wszystko to składało się na szczęśliwe dzieciństwo. Jednak pozory mają to do siebie, że lubią mylić. I choć wiele było wesołych chwil, tych mrożących krew w żyłach również nie brakowało. Historia którą chcę Wam opowiedzieć, choć widziana oczami pięcioletniego dziecka wydaje się być trochę wyolbrzymiona, to nawet teraz, po tych wszystkich latach, jest wspomnieniem które najbardziej wryło mi się w pamięć.
Kiedy miałam pięć lat, przed naszym domem pojawił się mały szary kot. Mimo iż trudno w to uwierzyć, Bella zawsze uwielbiała zwierzęta. Kiedy więc znalazła pod drzwiami wycieńczonego i ledwo żywego kota, postanowiła że nie spocznie, dopóki go nie wyleczy. Mijały dni, a ona w tajemnicy przed rodzicami opiekowała się małym zwierzęciem. Nigdy nie mogłyśmy zgodzić się co do tego, jak nazwać naszego małego przyjaciela, więc mówiłyśmy na niego po prostu "Kot".
O naszym małym sekrecie nie chciałyśmy powiedzieć Andromedzie, która nigdy nie przejawiała zainteresowania zwierzętami. Nie była to jednak cała prawda. Nie powiedziałyśmy jej o Kocie, ponieważ bałyśmy się, że powie rodzicom, a tego nie chciałyśmy najbardziej ze wszystkiego. Musicie bowiem wiedzieć, że nasze relacje z Andromedą nie były najlepsze, przełom nastąpił dopiero, kiedy Dromeda i Bella były razem w Hogwarcie, wtedy po prostu musiały trzymać się razem, a ja jako najmłodsza z sióstr, poszłam w odstawkę.
Pamiętam, że dzień o którym chcę Wam opowiedzieć, był wyjątkowo pochmurny. Jakby niebo przewidywało nadchodzące tragiczne wydarzenia. Powinniście wiedzieć, że odkąd pamiętam, Bella była dobrym i wesołym dzieckiem, pełno było w niej życia i miłości, którą zarażała innych. Jeśli kryło się w niej zło, to naprawdę głęboko. Wszystko zmieniło się tamtego dnia. Wtedy coś w niej pękło, zniknął blask w oczach, a na jego miejsce wstąpił cień. Myślę, że wtedy właśnie Bellatrix zaczęła zmieniać się w osobę, którą stała się kilka lat później.
W naszym domu przy Grimmauld Place 12 było wiele ukrytych pomieszczeń. Jedno z nich znajdowało się za moim pokojem. Wystarczyło jedynie znaleźć w podłodze poluzowaną deskę i nacisnąć ją trzy razy, a już po chwili w ścianie pojawiały się drzwi prowadzące do ukrytego pokoju. To właśnie w nim ukrywałyśmy Kota. Po dwóch miesiącach troskliwej opieki zwierzę było zdrowe i pełne energii. Całymi dniami znikałyśmy z Bellą w tajemniczym pokoju i bawiłyśmy się z naszym kotkiem. Byłyśmy takie szczęśliwe, że mogłyśmy się ukryć i spędzać tak miło czas. Zawsze dbałyśmy o to, żeby nikt nie odkrył naszej kryjówki, liczyłyśmy się z konsekwencjami naszych czynów i nie chciałyśmy żeby ktokolwiek dowiedział się o naszym sekrecie. Jednak tamtego dnia byłyśmy rozkojarzone. Rodzice znów się pokłócili, a my zawsze źle znosiłyśmy ich konflikty. Kiedy więc weszłyśmy do naszej kryjówki, nie zauważyłyśmy, że nie zamknęłyśmy drzwi.
Bawiłyśmy się z Kotem ponad godzinę wciąż go głaszcząc i rzucając mu małą pluszową zabawkę, kiedy usłyszałyśmy nad sobą głośne chrząknięcie. Już w tamtej chwili wiedziałam, że będziemy miały kłopoty.
layout by oreuis