wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 32. Nazywam się Black

Obudziło mnie stukanie w okno. 
Leniwie otworzyłam oczy, zastanawiając się, gdzie jestem. Nie poznawałam tego miejsca i przez chwilę zastanawiałam się, czy to aby na pewno wciąż nie jest sen. Zamknęłam oczy, by jeszcze trochę móc delektować się moim snem, kiedy stukanie w okno ponownie zakłóciło mój spokój. Z westchnieniem podniosłam się i uchyliłam okno na tyle, by szara Płomykówka mogła wlecieć do środka. Kiedy już to zrobiła, usiadła na moim ramieniu, wyciągając przed siebie nóżkę, do której przywiązany był list. Odwiązałam go i przeczytałam krótką notkę:
Jak samopoczucie? Jesteś gotowa na swoją pierwszą lekcję?
Twoja kochająca siostrzyczka.
Zmarszczyłam brwi. Jaka lekcja? Co miała na myśli? Usiłowałam zrozumieć, o co takiego jej chodziło, kiedy mój wzrok zaczął błądzić po obcym pokoju, w którym się znajdowałam. Siedziałam na wielkim łóżku, którego zdecydowanie nie poznawałam, naprzeciwko mnie stało potężne biurko, a przy ścianie po lewej stronie komoda, na której znajdowało się zdjęcie mojego syna. Ściany były kremowe, a okna gotyckie. Niezwykle znajome. 
I nagle to do mnie dotarło. 
Byłam w Hogwarcie. Co więcej, byłam nauczycielką w Hogwarcie.
Zerwałam się na równe nogi zarówno zaskoczona, jak i przerażona tym faktem. Czy ja to naprawdę zrobiłam? Rozejrzałam się po pokoju. Cholera jasna, wychodziło na to, że tak. Naprawdę zostałam nauczycielką.
Wzięłam głęboki oddech. Jak mogłam o tym zapomnieć? Zamknęłam oczy i zaczęłam pocierać powieki opuszkami palców. Zaraz... przecież pamiętałam. Pamiętałam ceremonię przydziału, przemowę McGonagall, rozmowę z Filiusem Flitwickiem. Pamiętałam nawet tego nowego nauczyciela, który mnie odprowadził. I wieża. Wieża astronomiczna. Tak. To dlatego byłam taka obolała. Zasnęłam na schodkach zmęczona płaczem i obudziłam się, dopiero kiedy zaczęło świtać, po czym wróciłam do pokoju i zasnęłam z powrotem. 
Tak. To naprawdę się wydarzyło. Byłam tego pewna. 
Usiadłam na łóżku, żeby ochłonąć. Schowałam twarz w dłoniach. Kilka sekund później spojrzałam na wielki zegar wiszący na ścianie i zerwałam się na równe nogi. Lekcja już dawno się zaczęła. 
Byłam spóźniona. 

niedziela, 18 października 2015

Patronus

Nawet nie wiem od czego zacząć... chyba po raz kolejny od przeprosin. Przepraszam za moją nieobecność, za brak rozdziału, za wszystko. Nie daję rady. Nie chodzi już nawet o brak czasu, ale o brak chęci. W ostatnim czasie poniosłam kilka porażek, które bardzo odcisnęły się na mojej psychice. Od jakiegoś czasu biorę również tabletki, przez które jestem rozkojarzona i mam problemy z koncentracją. Nie jestem w stanie napisać nic sensownego. Siadając do pisania rozdziału, mam wrażenie, że straciłam tę zdolność, że nie umiem już nic napisać, coś mnie blokuje, duszę się. Nie chcę żeby tak było, nie chcę zmuszać się do pisania, bo nie przysłuży się to ani mnie, ani tym bardziej opowiadaniu. Kiedy już wszystko jakoś zacznie się układać, wrócę. Nie wiem, kiedy to będzie. Nie chcę niczego obiecywać. Piszę to wszystko z ciężkim sercem, bo nienawidzę tego robić. Nienawidzę Was zawodzić. Mam nadzieję, że już niedługo wrócę z nowym rozdziałem i że nie zawiodę Was po raz kolejny.
Chciałam Wam również podziękować za ponad 27 000 wyświetleń, naprawdę miło jest wiedzieć, że mimo iż nic się tu nie dzieje, Wy nadal odwiedzacie to miejsce, dziękuję ;)

czwartek, 1 października 2015

Miniaturka 3. Czasem budził go jej krzyk

„Cierpienia tego, kogo się kocha, są moralnie bardziej nieznośne od własnych.” ~ Emil Cioran


Spokojną i cichą noc przerwał przeraźliwy krzyk. 
To Narcyza Malfoy znowu wybudziła się z jednego ze swoich koszmarów. 
Śpiący obok niej Lucjusz doskonale wiedział, co się stało. Bez zastanowienia, zupełnie automatycznie, usiadł obok niej i wziął ją w swoje ramiona. Zawsze to robił. Już nawet nie zastanawiał się, co tym razem ją obudziło. Doskonale znał obrazy, które ją nękały.

sobota, 26 września 2015

Rozdział 31. Zmiany

"Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu.
Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne,
tracimy radość i sens tego, co przed nami"
~ Paulo Coelho


- Cyziu, pospiesz się! Jak tak dalej pójdzie, to spóźnisz się na pociąg!*
Dochodzący z dołu głos Andromedy sprawił, że choć jeszcze spałam, uśmiechnęłam się. Dokładnie te same słowa wypowiedziała do mnie trzydzieści pięć lat temu, kiedy to miałam rozpocząć mój pierwszy rok nauki w Hogwarcie. 
Kiedy się obudziłam, wyrwana ze snu głosem mojej siostry, promienie słoneczne wpadały przez okno sypialni, oświetlając tym samym moje łóżko. Leniwie otworzyłam oczy i przez chwilę przyglądałam się drobinkom kurzu wirującymi w promieniach słońca. Przez chwilę miałam ochotę zostać w łóżku i jeszcze trochę pospać, wiedziałam jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Powoli zaczynałam żałować mojej decyzji. Dopadało mnie coraz więcej obaw i wątpliwości. Czy byłam na to wszystko gotowa? I co, jeśli sobie nie poradzę? Westchnęłam głośno i wstałam z łóżka, kierując się do łazienki. Wiedziałam, że to nie była odpowiednia chwila na takie rozmyślania, będę miała na to dużo czasu, kiedy w końcu wsiądę do pociągu. Tymczasem wzięłam szybki prysznic i piętnaście minut później weszłam do kuchni.

sobota, 29 sierpnia 2015

Miniaturka 2. Prawdziwa miłość


„Ona kocha go bardziej niż on kiedykolwiek będzie wiedział.
On kocha ją bardziej niż kiedykolwiek to okaże.”

~ Kurt Cobain


– Wujku, wujku! – krzyczała mała dziewczynka, biegnąc w moją stronę. Siedziałem na białej huśtawce w ogrodzie, a ona, zanim zaczęła biec, bawiła się kilkanaście metrów ode mnie. Kiedy usłyszałem jej nawoływanie, podniosłem wzrok znad „Eliksirów na każdą okazję” i uśmiechnąłem się do niej.
– O co chodzi, Charlotte? – spytałem, biorąc ją na ręce i pomagając jej usiąść obok mnie.
– Wujku, a ty wiesz, co to jest prawdziwa miłość? – zapytała, kierując na mnie swoje wielkie i piękne błękitne tęczówki. Zaśmiałem się.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 30. Przeznaczenie

Wkrótce wszystko się zmieni. Zło powróci. Przegracie, Narcyzo. Ty, przegrasz.
Jak przez mgłę pamiętałam słowa, które ponad rok temu skierowała do mnie Bella w jednym z wielu moich dziwnych snów. Wtedy wzięłam je za niegodne uwagi, wręcz śmieszne i niedorzeczne. Dzisiaj już rozumiem. 
Naprawdę przegraliśmy. 
Przegraliśmy szansę na ponowne zostanie rodzicami, na szczęście i spokój. Przegraliśmy miłość. Przegraliśmy samych siebie. Nie było już nic, co by nas łączyło. Pozostała tylko nienawiść i pogarda.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 29. Co dalej?

Do dzisiaj doskonale pamiętam moment, w którym Harry Potter stanął naprzeciwko Czarnego Pana w Zakazanym Lesie. Niewiele osób miało jeszcze na to nadzieję, sam Czarny Pan zwątpił w to, że chłopak się pojawi. A jednak, stanął na wprost najbardziej niebezpiecznego czarnoksiężnika wyprostowany, jakby wcale się nie bał. Przyszedł po śmierć i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to stał tam i wyglądał na przygotowanego na to, co się stanie, jakby tylko czekał na spotkanie ze śmiercią. Czarny Pan nie czekał. Wycelował w niego różdżkę i wypowiedział dwa krótkie słowa. 
Avada Kedavra. 

czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 28. Koniec

Wyobraź sobie, że w jednej chwili życie, które znasz, kończy się na zawsze... 
Sześć zdjęć rozsypało się na podłodze, kiedy wypadły z mojej dłoni. Tego było po prostu za dużo. Podeszłam do barku i wyciągnęłam z niego butelkę Wina Skrzatów. Nie zamierzałam płakać. Wykorzystałam już mój limit łez na niego. 
Sześć zdjęć. 
Sześć kobiet. 
Sześć dat. 
Jedna wiadomość. 
„Zobacz, z kim dzielisz łoże”.
Zgięłam kremową kartkę i wrzuciłam ją do kominka. Nie chciałam o niej myśleć. Nie chciałam jej widzieć ani pamiętać. Nie chciałam już niczego pamiętać. 
Otworzyłam pierwszą butelkę... 

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 27. Jak przetrwać?

- Mamo, tak bardzo mi przykro - powiedział Draco, a ja zmusiłam się do krzywego uśmiechu. 
- Mnie również - szepnęłam. 
- Jak się czujesz? 
- W porządku. 
- Mogę ci jakoś pomóc? 
- Zostań ze mną -  poprosiłam.
To była najdłuższa od tygodnia rozmowa, jaką udało się komuś ze mną przeprowadzić. Próbowało wiele osób. Draco, Andromeda, uzdrowicielki Herman i Ross, w pewnym momencie widziałam chyba nawet Pottera. Wiele osób starało mi się pomóc, ale tej, której potrzebowałam najbardziej, przy mnie nie było. 
- Mamo, gdzie jest ojciec? 
- Nie wiem. 
Wzruszyłam ramionami, ukazując własną bezradność. 
Nie miałam pojęcia gdzie był Lucjusz. Nie widziałam go, odkąd wyszedł ze szpitala. Od tamtej pory mnie unikał.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Miniaturka 1. Prysznic

Miniaturka w ramach Liebsterowego pytania od Hariet ;) Pozostałe pytania znajdziecie w zakładce "nominacje" ;)

No więc, zaczynamy ;)

Severus Snape brał prysznic. Był ciepły, letni poranek i ponieważ szkoła była pusta, pan mroczny postrach Hogwartu postanowił skorzystać z okazji i umyć sobie włosy. Nie przepadał za robieniem tego w roku szkolnym. To całkowicie rujnowało jego image. Na szczęście teraz mógł całkowicie oddać się temu przyjemnemu zabiegowi bez ryzyka zobaczenia go przez ucznia.
Today I don’t feel like doing anything.
I just wanna lay in my bed
Don’t feel like picking up my phone
So leave a message at the tone
Cause today I swear I'm not doing anything
Tak, Severus Snape miał rozrywkę, o której wiedziało niewiele osób. A było nią, śpiewanie pod prysznicem. 
- Severusie, znowu to robisz! - krzyknęła Narcyza siedząca na fotelu w salonie i przeglądająca Proroka Codziennego. Jak można było się domyślić, nie była ona fanką rozrywek swojego męża. 
Kiedy mężczyzna usłyszał głos swojej żony, od razu zaczął śpiewać głośniej. Uwielbiał ją denerwować. Sprawiało mu to jeszcze większą radość niż śpiewanie. 
- I'm gonna kick my feet up and stare at the fan
Turn the TV on
Throw my hand in my pants
Nobodys won’t tell me I can`t
-Ja, Severusie! -  krzyknęła wściekła blondynka. - Ja mówię ci, że nie możesz! 
- Mówiłaś coś? - spytał mężczyzna, nalewając sobie szampon na dłonie, po czym zaczął śpiewać jeszcze głośniej, o ile to w ogóle było możliwe. Narcyza bała się, że niedługo wszystkie stworzenia uciekną z zamku, ponieważ nie będą w stanie wytrzymać pisków jej małżonka. W duchu dziękowała Merlinowi, że szkoła jest pusta. Przynajmniej uczniowie byli bezpieczni. Musicie bowiem wiedzieć, że Severus Snape brzmiał, jakby zaciął się przy goleniu, a ktoś uprzejmy polał mu ranę czystym spirytusem. 
Narcyza nie wytrzymała i odłożyła gazetę, po czym podeszła do drzwi łazienki i zaczęła walić w nie z całej siły. 
- Severusie, natychmiast otwórz mi drzwi! 
I`ll be lying on the couch just chillin` in my snuggie! 
Click to MTV so they we teach me how to dougie
Ponieważ jej mąż zdawał się w ogóle nią nie przejmować, blondynka chwyciła swoją różdżkę i jednym małym zaklęciem rozwaliła drzwi do łazienki. Severus śpiewał tak głośno, że nawet nie usłyszał wybuchu. 
- Cause in my castle im the freakin man!!!*
- Och,  najdroższy, wcale nie jesteś panem tego zamku - szepnęła zmysłowo Narcyza wprost do ucha Severusa. Ten, gdy tylko usłyszał głos swojej małżonki, odwrócił się przerażony, cofając się gwałtownie i uderzając plecami w ścianę. 
- Co ty tutaj robisz? -  spytał, nerwowo przełykając ślinę. 
- Było otwarte -  Narcyza wzruszyła ramionami. 
- Nie... Nieprawda -  jęknął, patrząc na wyważone drzwi. 
Narcyza jednak nie zwracała uwagi na nerwowy ton jego głosu. Bardziej zastanawiało ją, dlaczego jej mąż stara się ukryć części intymne swojego ciała. 
- Severusie, jesteśmy małżeństwem już sześć lat - powiedziała.
- Eeee... No tak. 
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że podczas tych kilku lat, miałam okazję podziwiać cię już w pełnej okazałości, prawda?
- Co?!  A, no tak. Racja - Severus palnął się dłonią w czoło. - Zapomniałem. 
Narcyza roześmiała się. 
- Gdybym tak bardzo cię nie kochała, już dawno bym się z tobą rozwiodła. 
- Mam szczęście, że jednak mnie kochasz - odetchnął z ulgą,  a jego żona ponownie się roześmiała. -  Narcyzo? 
- Tak? 
- Znowu wyważyłaś drzwi? 
- Może... 
- Chyba trzeba cię jakoś ukarać, nie sądzisz? 
- Tylko nie mów,  że będziesz śpiewał -  jęknęła Narcyza. 
Severus nie odpowiedział. Zamiast tego się roześmiał, a potem chwycił swoją żonę w ramiona i zaniósł do sypialni. 
I w ten sposób Severus Snape po raz kolejny nie zdążył umyć swoich włosów.

~*~

- I don't want a lot for Christmas 
There's just one thing I need 
I don't care about the presents 
Underneath the Christmas tree 
Takie dźwięki dało się słyszeć z samego rana w apartamencie państwa Snape'ów i jeśli ktoś znał ich choć trochę, nie był tym ani trochę zdziwiony.
- Narcyzo, tyle razy cię prosiłem, żebyś nie śpiewała!
- Mówiłeś coś, kochanie?! W ogóle cię tutaj nie słychać!
I just want you for my own 
More than you could ever know 
 Severus Snape nie należał do osób wyrozumiałych i łatwo tracił cierpliwość. Zwłaszcza, jeśli chodziło o jego żonę. Dlatego zapewne nikogo nie dziwi fakt, że chwycił swoją różdżkę i zrobił dokładnie to samo, co jego żona dzień wcześniej. On jednak nie zamierzał się tak szybko ujawniać i z uśmieszkiem na twarzy oparł się o ścianę i z przyjemnością obserwował Narcyzę biorącą prysznic.
- Make my wish come true 
All I want for Christmas is you!!!**
Kiedy tylko Narcyza zakończyła swój występ, otworzyła oczy i z przerażeniem odkryła, że nie jest sama.
- Puka się! - ryknęła wściekła.
- Czyżby? - prychnął ironicznie Severus i podszedł do Narcyzy. - Wiesz, że mamy lipiec?
- I co z tego?
- Nie za wcześnie na śpiewanie świątecznych piosenek? Gwiazdka dopiero za pół roku.
- Nie - pokazała mu język. - Wiem co śpiewam i dlaczego to śpiewam.
- Naprawdę? Dlaczego?
- A chcesz wiedzieć, co chcę na święta? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Co takiego? - spytał, podchodząc do niej i z apetytem patrząc na jej nagie piersi.
- Chcę ciebie - szepnęła.
- To już wiem.
- Ale chcę czegoś jeszcze.
- Co takiego?
- Nas, Severusie. Ciebie, mnie i nasze maleństwo.
- Tak, ja też tego chcę - mruknął, całując jej pierś. - Ej, czekaj, co?! Jakie maleństwo?! Chcesz psa?
- Jesteś niemożliwy Severusie - zaśmiała się Narcyza. - Jestem w ciąży.
- W cią... czekaj, ale że my... że niby że my będziemy mieli... dziecko??? Będziemy mieli dziecko?! - krzyknął przerażony, co wywołało kolejną falę śmiechu u pani Snape.
- Tak, Severusie, będziemy mieli dziecko. Będziesz tatusiem - uśmiechnęła się, gładząc swój płaski jeszcze brzuch.
- Ta... ta... tatusiem? Ja? O Merlinie, będę ojcem! - krzyknął uradowany, a potem chwycił swoją żonę w ramiona i pocałował najczulej, jak tylko potrafił. Był naprawdę szczęśliwy. Był tak szczęśliwy, że wybiegł z ich apartamentu i zaczął biegać po całym zamku, błoniach i Hogsmeade, krzycząc, że zostanie ojcem.

To chore i żałosne, ale fajnie mi się to pisało xd jak już pewnie zauważyliście, nie jestem dobra w pisaniu parodii xd od razu wyjaśniam, że Narcyza urodziła zdrowe i śliczne dziecko(może dzięki temu niemowlaki przestaną mnie prześladować ;_; tak bardzo ładnie proszę ;_;), a Severus, sama w to nie wierzę, ale był najcudowniejszym ojcem jakiego tylko można sobie wyobrazić xD

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 26. Nie jestem na to gotowa

- Dlaczego tak na mnie patrzcie?  -  spytałam łamiącym się głosem.  -  Dlaczego patrzycie na mnie tak,  jakbym już była martwa?
Nigdy nie sądziłam, że po wojnie jeszcze kiedykolwiek stanę na własnych nogach. Sądziłam, że to mój koniec, że upadłam i już nigdy się nie podniosę. Z zaskoczeniem więc odkryłam, że nie było to wcale tak trudne. Z czasem nauczyłam się żyć na nowo, bez ciągłego strachu i obaw. Byłam pewna, że wykorzystałam mój limit nieszczęść i że teraz czekają mnie już tylko same dobre chwile. Gdybym wtedy wiedziała w jak wielkim byłam błędzie, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. W końcu zrozumiałam, że za każdą chwilę szczęścia przyjdzie mi zapłacić. Nie wiedziałam jednak, że cena będzie aż tak wysoka. 
Nigdy nie sądziłam, że będę zmuszona podjąć decyzję o śmierci własnego dziecka. 
- Narcyzo,  Lucjuszu, przykro mi,  ale wasze dziecko choruje na typ drugi. 
Jedno zdanie sprawiło, że moje życie legło w gruzach. To było jak wyrok śmierci. Wyrok na małe i niewinne dziecko, które właśnie wykonało delikatny ruch w moim brzuchu. 
- Przy typie drugim mamy do czynienia z niską masą urodzeniową, niedorozwojem płuc, problemami z przełykaniem i oddychaniem -  mówiła uzdrowiciel Herman, a ja robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby jej nie słuchać. Nie chciałam tego słyszeć. -  Jeśli ciąża jest donoszona,  noworodki z typem drugim zazwyczaj umierają w ciągu kilku godzin lub dni od porodu. Istnieje też duże ryzyko złamań wewnątrzmacicznych.

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 25. Nic nie jest w porządku


- Lucjuszu! - krzyknęłam zdenerwowana trzymając w rękach kopertę, którą właśnie przyniosła sowa. - Lucjuszu, gdzie jesteś?!
- W salonie! - usłyszałam i wyszłam z sypialni, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę salonu. - Co się stało?
- Lucjuszu, to straszne - powiedziałam już normalnym głosem i zaczęłam schodzić po schodach.
- Co takiego? - zaniepokoił się, idąc w mojąl stronę.
- Chodzi o Me... - urwałam, kiedy noga nienaturalnie zgięła mi się w kostce i straciłam równowagę. Zanim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, sturlałam się ze schodów i wpadłam prosto w ramiona Lucjusza, który dzięki swojemu szybkiemu refleksowi w porę zorientował się, co się dzieje.

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 24. Jesteś zupełnie jak twój ojciec

- To koniec - powiedział Draco, siadając na kanapie w salonie. - Hermiona nic nie pamięta, nie chce mnie znać, ciągle uważa mnie za swojego wroga. Za parszywego szczura, który chce ją skrzywdzić, jak to określiła.
Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik. Skupiłam mój wzrok na Draconie.
- Potter mówi, że użyto silnego zaklęcia. Nie chodzi już tylko o samo wymazanie pamięci, mamo. Ktoś zmienił jej pamięć. Hermiona mówi o rzeczach, które nigdy nie miały miejsca. Oskarża mnie o rzeczy, których nie zrobiłem. Potter próbuje ją przekonać, opowiada jej o tym, co wydarzyło się na wojnie i po upadku Czarnego Pana, pokazuje jej nasze wspólne zdjęcia, ale ona nie chce go słuchać.
- Co zamierzasz zrobić?
- Myślę… myślę, że już nic nie mogę zrobić. Muszę zniknąć z jej życia, mamo. Stać się tym Malfoyem, za którego mnie uważa.
- Nie jesteś nim i nie powinieneś nim być. Hermiona ma teraz bardzo zaburzone wyobrażenie o tobie.
- Ale taki właśnie byłem, mamo. Nienawidziłem jej, szydziłem i wyśmiewałem. Zatruwałem jej życie na każdym kroku. Ja sam siebie nienawidzę za to, kim byłem, a co dopiero dziwić się jej?
- Draco – powiedziałam i wstałam z fotela. Nie chciałam odpowiadać na jego pytanie. - Przejdźmy się - poprosiłam. - Jest taka piękna pogoda, nie warto jej marnować, siedząc w domu, a na świeżym powietrzu będzie nam się na pewno lepiej rozmawiało.
Draco niechętnie przystał na moją prośbę i kiedy w końcu znaleźliśmy się przed domem, niepewnie zaczęłam rozmowę:
- Nie jesteś już tym człowiekiem, synku. Oboje to wiemy. Masz dobre serce, nawet jeśli czasem źle go używałeś.

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 23. Nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz, Malfoy!

Nie powinnam dodawać tego rozdziału, ale skoro już go napisałam, to nie było sensu go przetrzymywać. Chciałam Wam tylko powiedzieć, jak bardzo boli mnie to, że mam ponad 200 wyświetleń rozdziału i tylko trzy komentarze. Czy naprawdę jest tak źle, że nikt nie chce komentować? Staram się jak mogę, żeby rozdziały były najciekawsze. Poświęcam swój czas, żeby jak najszybciej je skończyć i dodać. A przecież w tym czasie mogłabym robić dziesiątki innych rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że wybierając taką a nie inną tematykę bloga sama skazałam się na małą popularność, ale kiedy patrzę na te statystyki, na to ile osób odwiedza bloga, jak wiele wyświetleń mają rozdziały i jak mało komentarzy, to po prostu chce mi się płakać. A co za tym idzie, nie mam ochoty ani motywacji do pisania dalszych rozdziałów. Pamiętajcie, że komentarze naprawdę mają magiczną moc, a ja nie oczekuję, że będziecie mnie zawsze chwalić i z wielką chęcią przyjmę również konstruktywną krytykę.
Przepraszam za wszystkie błędy i życzę Wam przyjemnej lektury, chociaż wielu z Was prawdopodobnie znienawidzi mnie po przeczytaniu tego rozdziału. Pamiętajcie jednak, że swoją nienawiść możecie wyrazić za pomocą komentarza.
Ciocia Bella.

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 22. Lucjuszu, czego mi nie mówisz?

- Musimy wracać - powiedziałam stanowczo, przemywając sobie twarz zimną wodą. List od Dracona nadal leżał na ziemi. - Nie mamy czasu do stracenia.
- A więc twój stan zdrowia nie robi na tobie wrażenia, ale wypadek tamtej dziewczyny sprawia, że bez wahania podejmujesz decyzję o powrocie.
Lucjusz uśmiechnął się krzywo, a ja spojrzałam na niego karcąco.
- To co innego - warknęłam i zaczęłam gorączkowo szukać czystych ubrań.
- Narcyzo, uspokój się - poprosił, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Nie będę spokojna! - krzyknęłam, choć wcale nie zamierzałam. - Muszę wracać do Dracona i Hermiony! To, że nie podoba ci się krew dziewczyny, z którą umawia się nasz syn i że jej los jest ci obojętny, nie znaczy, że mnie również. Ta dziewczyna pomogła mi w jednym z najtrudniejszych etapów w moim życiu, była przy mnie, kiedy nikt inny tego nie robił. Teraz moja kolej, żeby się jej odwdzięczyć, więc jeśli masz zamiar powstrzymywać mnie przed powrotem do Londynu, to musisz wiedzieć, że...
- Narcyzo, posłuchaj mnie! - krzyknął Lucjusz, a ja zamarłam zaskoczona. To był jedyny sposób, by mógł coś powiedzieć.
- Co?
Lucjusz chwycił moje dłonie i spojrzał mi w oczy.
- Rozumiem - powiedział spokojnie. - Wiem, jak ważna jest dla ciebie ta dziewczyna i że w tej chwili twoim priorytetem jest znalezienie się przy niej. Rozumiem to.
- Naprawdę? - zdziwiłam się.
- Naprawdę - uśmiechnął się lekko.
- A teraz pędź do nich. Hermiona cię potrzebuje.
- Dziękuję - wyszeptałam wciąż zaskoczona.
- Kocham cię, Narcyzo - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała.
- Obiecuję. Zobaczymy się w domu - szepnęłam i pocałowałam go na pożegnanie. Lucjusz przyłożył sobie moją dłoń do policzka, a potem powoli ją puścił.
Policzyłam do trzech i po chwili poczułam mocne szarpnięcie w okolicy pępka.

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 21. Czy ja wyglądam na kogoś, kto ma drobne?

- Żartujesz - oznajmił Lucjusz, kiedy weszliśmy do hotelowego pokoju. - Narcyzo, proszę, powiedz, że żartujesz.
- Oj, nie marudź - zganiłam go. - Tutaj jest pięknie. Spójrz tylko na ten widok za oknem - zachwyciłam się, wyglądając przez okno na piaszczystą plażę i falujące morze.
- Ja cię błagam, powiedz, że to tylko część jakiegoś twojego kolejnego super planu. Tak jak wtedy, kiedy zabrałaś mnie na jakąś mugolską wieś, a potem okazało się, że chciałaś się ze mną podroczyć i w końcu wylądowaliśmy w Paryżu.
- Nic z tego Lucjuszu – pokręciłam głową. - Och, tutaj jest po prostu bajecznie - uśmiechnęłam się, otwierając okno, żeby poczuć morskie powietrze. - Kochanie, chodźmy na plażę - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę, zanim zdążył zareagować.
- Ale... - jęknął.
- Co znowu?
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego akurat to miasto? Dlaczego Polska? Przecież jest tak wiele wspaniałych miejsc na świecie.
Westchnęłam.
- O tym mieście opowiedział mi Roman. Czarodziej, który zajmował się remontem w naszym domu - wyjaśniłam, kiedy napotkałam pytające spojrzenie Lucjusza. - Twierdził, że to najbardziej magiczne miejsce na świecie, a ja mu wierzę - uśmiechnęłam się z entuzjazmem. - No nie rób takiej zbolałej miny! Zobaczysz, że jeszcze ci się tutaj spodoba - zaśmiałam się i pociągnęłam go w stronę deptaka prowadzącego na plażę. – To miejsce skradnie ci serce.
Lucjusz mruknął jeszcze coś w stylu "ty mnie wykończysz, kobieto", ale ja udałam, że tego nie słyszałam.

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 20. Wszystko idzie dobrze

W poniedziałek po weselu wróciłam do domu Dracona i Hermiony, żeby zabrać swoje rzeczy i ostatecznie rozprawić się z przeszłością. Spakowałam wszystko. Ubrania, kosmetyki, książki, pamiętniki Belli. Nie zdawałam sobie sprawy, że posiadałam tak wiele rzeczy. Uśmiechnęłam się, biorąc do ręki tomik poezji, który dostałam od Hermiony na Gwiazdkę. Jeszcze w piątek wieczorem czytałam sobie kilka wierszy do snu. To był już mój rytuał. Codziennie przed snem, czytałam kilka wybranych wierszy w ramach oczyszczenia duszy. To były piękne wiersze, głównie o miłości. Poezja jeszcze nigdy nie była mi tak bliska, jak od czasu, kiedy Hermiona podarowała mi ten tomik. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
Chwyciłam wysłużoną już książeczkę i z przyzwyczajenia prześledziłam wzrokiem tekst.

Jednego serca!
Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.

Jednych ust trzeba!
Skądbym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdziebym patrzał śmiało
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.

Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba…
Jednego serca!
Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!

czwartek, 23 kwietnia 2015

Patronus

Cały ten post miał wyglądać zupełnie inaczej. Kiedy zaczynałam go pisać, miałam w planach zawieszenie bloga na miesiąc, może dwa, żeby móc sobie wszystko poukładać i nie myśleć o tym, że "jeszcze nie dodałam rozdziału, a przecież minęło już tyle czasu". Ale potem zaczęłam pisać coraz więcej i zdałam sobie sprawę z tego, że ja nie potrafiłabym zawiesić tego bloga, bo on już stał się ważną częścią mojego życia i gdybym przestała pisać, to tak jakbym odstawiła na bok część mojej własnej duszy, a tego po prostu nie potrafię zrobić. Tak więc, w tym miejscu informuję Was, że nie zawieszę bloga i nie porzucę tej historii. Przed nami jeszcze ponad 40 rozdziałów, a więc dużo czasu na to, żebyście mnie znienawidzili za to co zamierzam zrobić i sami domagali się tego, żebym przestała pisać ;)
Jest jednak jedna zmiana, którą muszę wprowadzić żeby ułatwić sobie życie: rozdziały będą pojawiały się nieregularnie. Próbowałam dodawać rozdziały co tydzień, nie wychodziło mi, chciałam je dodawać co dwa tygodnie, to również nie wypaliło. O publikacjach konkretnego dnia to już w ogóle nie ma mowy. Nie potrafię pisać w określonym czasie. Raz jestem w stanie napisać rozdział w godzinę, a czasem siedzę nad nim kilka długich dni. Nie potrafię przewidzieć kiedy uda mi się skończyć rozdział, a naprawdę nie chcę Was rozczarowywać. Będę starała się dodawać średnio dwa rozdziały na miesiąc, ale wszystko zależy od dobrej woli Cioci Weny, która ostatnio wybrała się na wycieczkę i aktualnie przebywa gdzieś w okolicy Florydy, a wraz z nią następny rozdział.
Podsumowując: nigdzie się nie wybieram, zostaję z tą historią do końca samego finału, chociaż nie gwarantuję, że po drodze kilka razy nie upadnę i nie zniknę na trochę, ale obiecuję, że zawsze wrócę ;)
Na koniec mam dla Was filmik, który ostatnio motywuje mnie do pisania :)


niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 19. Wracajmy do domu

Daniel podszedł do mnie i chwycił delikatnie moje skostniałe dłonie. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadziei, po czym błagalnym głosem powiedział:
- Mogłabyś go zostawić.
Przez chwilę stałam oniemiała, zaskoczona jego propozycją. Rozum odpłynął, głowę zalały dziesiątki scenariuszy, setki zdarzeń, tysiące wspomnień i tylko jedno rozwiązanie.
- Ale nie chcę - powiedziałam i wyrwałam dłonie z jego uścisku. Poczułam, że po moim ciele przepływa fala zimna, wcale nie związana z pogodą.
- Mogłabyś go zostawić - powtórzył.
- Nie chcę - pokręciłam głową.
- Mogłabyś go zostawić - powtórzył po raz trzeci.
- Nie! - krzyknęłam. Poczułam nagły przypływ nieznanego mi wcześniej gniewu. Nic z tego nie rozumiałam.
- Wiesz, że...
- Nie, nie, nie! - krzyczałam, wymachując rękami i łapiąc się za głowę. - Nie chcę!

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 18. Możesz go zostawić

Rozbrzmiała muzyka i panna młoda, prowadzona przez swojego ojca, ruszyła w stronę swojego przyszłego męża. Melinda miała na sobie prostą białą suknię, która wprost promieniowała srebrną poświatą. Wyglądała naprawdę przepięknie. Z resztą, dzisiaj wszyscy wyglądali piękniej niż normalnie. Nawet stara ciotka Anastazja zdawała się mieć mniej zmarszczek.
Niski czarodziej machnął różdżką i muzyka przestała grać.
- Panie i panowie! - powiedział śpiewnym głosem. - Zebraliśmy się tutaj, by świętować zjednoczenie dwóch bratnich dusz. Melinda i Jim zostaną dzisiaj na zawsze połączeni świętym węzłem małżeńskim.
Widziałam szczęście na  twarzy Melindy i sama nie byłam w stanie pohamować uśmiechu. Zazwyczaj śluby mnie nudziły, nie należałam do osób, które dobrze czuły się na przyjęciach, miałam to z resztą po tacie, ale dzisiaj... dzisiaj było inaczej. Lubiłam Melindę, zawsze była moją ulubioną kuzynką i jej szczęście uszczęśliwiało również mnie.
- Melindo Isabelle, czy chcesz poślubić Jima Williama?
- Chcę - powiedziała, a ja chwyciłam dłoń Lucjusza. Drgnął zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Spojrzał na mnie pytająco, a ja jedynie posłałam mu promienisty uśmiech.
- ...a więc ogłaszam, że jesteście  ze sobą znaczeni na całe życie!

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 17. Złaź z mojej siostry, Malfoy!

Kiedy byłyśmy mały dziewczynkami, wierzyłyśmy w bajki, fantazjowałyśmy, jakie będzie nasze życie. Biała suknia, królewicz, który zabierze nas do zamku na szczycie góry. Wieczorem w łóżku zamykałyśmy oczy i wierzyłyśmy gorąco w to, że marzenie się spełni. Święty Mikołaj, Wróżka i Królewicz byli tak blisko, że czuło się ich smak. Ale człowiek dorasta. Któregoś dnia otwieracie oczy i bajka pryska. Zwracamy się do ludzi i rzeczy, którym ufamy. Sęk w tym, że trudno całkowicie uwolnić się od tej bajki, bo prawie każdy chowa w sobie ten promyk nadziei i wiary, że pewnego dnia otworzy oczy i marzenie się ziści...
Otworzyłam drzwi i weszłam do wielkiej sali wypełnionej ludźmi. Wszystkie miejsca były już zajęte. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, samotnego miejsca obok Lucjusza. A więc przybyłam ostatnia, wspaniale.
Starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, co było trudne ze względu na moje dość spektakularne wejście, szybko ruszyłam w stronę Lucjusza. Szpilki stukały o marmurową posadzkę, a sukienka powiewała na wietrze wpadającym przez otwarte okna. Niemal czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych. W końcu udało mi się podejść do Lucjusza, który siedział nieruchomo wpatrując się przed siebie. Wyglądał jakby oczekiwał, że go wystawię i się nie zjawię. Zrobiło mi się go naprawdę smutno. Taki przygnębiony wyglądał naprawdę uroczo.
- Przepraszam za spóźnienie - szepnęłam i napawałam się pięknem uśmiechu, jaki zakwitł na jego twarzy, gdy mnie zobaczył.
- Narcyzo, jesteś - zobaczyłam iskierki w jego oczach, ale pohamowałam wzruszenie.
- Oczywiście, że jestem - zaśmiałam się delikatnie i cicho. Lucjusz objął mnie w talii i pocałował w policzek. Odurzył mnie zapach jego perfum i na chwilę odpłynęłam.
- Wyglądasz olśniewająco - usłyszałam i wróciłam do rzeczywistości. - Mając ciebie u boku, jestem większym szczęściarzem niż pan młody - uśmiechnął się, a ja starałam się nie spłonąć rumieńcem. Po tych wszystkich latach przyjmowanie komplementów wciąż przychodziło mi z trudnością.
- Co cię zatrzymało? - spytał, kiedy zajęliśmy swoje miejsca.
- Hermiona nie mogła się zdecydować czy lepiej jest mi w spiętych czy w rozpuszczonych włosach - zaśmiałam się, a Lucjusz zmierzył mnie wzrokiem i przez dłuższą chwilę zatrzymał się na moich włosach.
- Wybrała znakomicie - uśmiechnął się, zakładając kosmyk moich kręconych dzisiaj włosów za ucho. - Wyglądasz naprawdę niesamowicie.
- Ty również.
Nie kłamałam. Lucjusz miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, białą koszulę i fioletowy krawat. Długie blond włosy spiął spinką, co dodało mu uroku. Wyglądał wspaniale i naprawdę trudno było mi oderwać od niego wzrok.
W końcu rozbrzmiała muzyka i panna młoda u boku h ojca, wkroczyła do sali wypełnionej ludźmi, a wszystkie spojrzenia spoczęły na niej. Wszystkie, z wyjątkiem jednego.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 16. All I Want For Christmas Is You

„Wybór ma się zawsze. Kwestia najważniejsza,
czy potrafimy żyć z dokonanymi wyborami.” 


~*~

Od wizyty Lucjusza minął tydzień. Długie siedem dni w ciągu których nie wydarzyło się naprawdę nic. Oprócz sowy zwrotnej z dokładną informacją o ślubie, Lucjusz nie przysłał mi żadnej innej wiadomości. Z jednej strony byłam mu wdzięczna za to, że nie naciskał, z drugiej - czułam lekki niedosyt. Jakaś część mnie chciała znów go zobaczyć, usłyszeć, poczuć. Zdałam sobie sprawę, że pomimo wszystkiego, co  się między nami wydarzyło, tęskniłam za nim. Może nie chciałam się do tego przyznawać, ale cieszyłam się na myśl o tym, że wkrótce spotkamy się na weselu. Wiedziałam, że to będzie przełomowy dzień.
- Mam już dość! - oznajmiła Hermiona i wstała od stołu, przy którym pracowała razem z Astorią. Draco siedział obok mnie na kanapie. Ja czytałam książkę, a mój syn przeglądał papiery, które przyniósł ze sobą z Munga. To był jeden z tych niewielu wieczorów, które spędzaliśmy wspólnie. I, mimo iż każde z nas robiło co innego, lubiłam tę atmosferę.

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 15. Wybaczenie


"Czasami, tam gdzie jest prawdziwa miłość
i prawdziwe przyznanie się do błędu...
Tam może być też przebaczenie."
~Woody Alen


 ~*~

Za drzwiami stał… Lucjusz.
- Dobry wieczór, Narcyzo – oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Lucjusz – wykrztusiłam. Nie byłam w stanie wyrzucić z siebie nic więcej. Po prostu stałam tam i patrzyłam na niego. Patrzyłam na te blond włosy, stalowe tęczówki… na te rysy twarzy, które tak dobrze zdążyłam poznać. I wtedy, kiedy tak patrzyłam na niego stojącego w progu, coś sobie przypomniałam.

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 14. Wątpliwości

Siedziałam na łóżku w mojej sypialni w domu przy Wisteria Lane i przyglądałam się leżącej przede mną czarno-białej fotografii. Było to zdjęcie wykonane przez obcego człowieka, którego już nigdy więcej nie zobaczyłam. Jednak osoby, które się na nim znajdowały z całą pewnością nie były mi obce.
W centrum znajdowało się dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna. Mąż i żona. Bellatrix i Rudolf Lestrange. Ona w prostej białej sukni do ziemi z idealnie wkomponowaną czarną  koronką opinającą jej ręce. On w kamizelce w prążki, spodniach w pionowe paski oraz w białym surducie pasującym do jej sukni. Jedno wpatrywało się zachłannie w drugie, jakby już nigdy więcej mieli się nie zobaczyć. Tuż za Bellą, nieco z tyłu, w kremowej sukni stała Andromeda, która była druhną. Po lewej stronie Rudolfa stała krucha osóbka, skulona w sobie, starająca stać się niewidzialną, z wielkimi błękitnymi oczami i blond włosami. To ja. Przestraszona piętnastolatka starająca się ukryć swoją obecność.
Tamtego dnia były moje urodziny, jednak wszyscy byli tak zajęci ślubem Belli, że nikt o nich nie pamiętał. W końcu, wściekła, zrobiłam rodzicom awanturę. Nie przewidziałam jednak tego, że matka wścieknie się jeszcze bardziej niż ja. Tamtego dnia wrzeszczała jak opętana. O tak, z mamy zawsze była twarda kobieta. Wszystko skończyło się tym, że z potwornym bólem głowy wylądowałam w pierwszym rzędzie zmuszona do ciągłego uśmiechania się. Matka doskonale wiedziała, że nie lubiłam takich przedsięwzięć i że to będzie idealna kara dla mnie, za, jak to nazwała, strojenie fochów. Przez resztę wieczoru stałam skulona, starając się pozostać niezauważoną.
Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie, kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko wytarłam łzę, która napłynęła do mojego oka i zaprosiłam przybysza. Był to Draco. Stanął w drzwiach, opierając się nonszalancko o futrynę i uśmiechał się do mnie.

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 13. Po drugiej stronie

 This never ending story,
paid for with pride and faith
We all fall short of glory,
lost in ourself*”
~30 Second To Mars „Closer To The Edge”

~*~


Nazywam się Lucjusz Malfoy i straciłem wszystko.
Spędziłem połowę życia na dokonywaniu złych decyzji i dzisiaj odczuwam ich konsekwencje. Miałem piękną żoną, wspaniałego syna, lukratywne znajomości, wpływy i wysoką posadę w Ministerstwie Magii. Teraz nie mam już nic. Straciłem wszystko, co było dla mnie najważniejsze. Na rzecz czego? Niespełnionych ambicji? Żądzy władzy? Wszystko, co kochałem, odebrał mi człowiek, który został pokonany. Człowiek, którego uważałem za mojego Mistrza i Nauczyciela. Ale on upadł, a ja upadłem razem z nim. Jedyna różnica polega na tym, że on chciał żyć, ale umarł, a ja chciałem umrzeć, ale wciąż żyję. Chodzę, oddycham, wstaję rano do pracy, jem, piję, funkcjonuję. Żyję, ale nie ma we mnie życia. Jestem jedynie pustą skorupą, ciałem z którego zabrano duszę. Miałem wszystko, a teraz nie mam nic. Byłem kimś, a teraz jestem nikim. Przegrałem.
Do niedawna miałem u boku ukochaną kobietę. Najpiękniejszą jaką kiedykolwiek spotkałem, jedyną z którą chciałem być. Kiedy każdego ranka jej twarz była pierwszą rzeczą, którą widziałem po obudzeniu się, wiedziałem, że to będzie dobry dzień. Bo choćby nie wiem co się działo, wieczorem będę mógł wrócić do kobiety, którą z dumą mogłem nazwać swoją żoną.
Wiedziałem, że nigdy nie podziękowałem jej za wszystko, co dla mnie zrobiła i nie przeprosiłem za to, co ja zrobiłem jej. Wiedziałem też, że nie było rzeczy, której by dla mnie nie zrobiła. Udowodniła to podczas Bitwy o Hogwart. Wykazała się wtedy odwagą, o jakiej ja mogłem jedynie pomarzyć. Narcyza była wojowniczką. Nie traciła nadziei, nie poddawała się, nie bała się walczyć i nie bała się cierpieć, ale nie można było powiedzieć, że nie znała strachu.
Strach i strata. To właśnie ich doświadczyła najwięcej, a za większość z nich, odpowiedzialność ponosiłem ja. Zniszczyłem wszystko, co było w nas dobre. Byłem jak huragan - bez ostrzeżenia rujnowałem wszystko co stanęło na mojej drodze, pozostawiając za sobą jedynie zniszczenie i cierpienie. Zrujnowałem życie Narcyzie, sobie i naszemu synowi. Nie miałem już nic. Wszyscy, których kochałem odeszli, a ja doskonale wiedziałem, że to moja wina i że w pełni zasłużyłem na to, co dostałem.
Wiele lat temu odbyliśmy z Narcyzą rozmowę na temat naszej przyszłości. Chciała uciekać, odciąć się od dawnego życia, od czarnej magii, Czarnego Pana i wszelkiego zła, które ze sobą sprowadzał. Chciała ratować życie naszego syna i nasze małżeństwo. Nie wiem, czy kierował mną wtedy strach czy zbyt wielka fascynacja, ale tamtego dnia, dokonałem najgorszego wyboru w moim życiu: odmówiłem ucieczki. Doskonale pamiętam co mi wtedy powiedziała. Te słowa, miałem pamiętać już do końca życia: Pewnego dnia Czarny Pan upadnie, a kiedy to się stanie, pociągnie za sobą nas wszystkich. Na samo dno. I nie będzie stamtąd żadnej drogi powrotnej. Zostaniemy uwięzieni w piekle. Samotni. Na zawsze. I nawet śmierć nie będzie w stanie nas z niego wyzwolić.
Dziś wiem, że miała rację. Czarny Pan ściągnął nas na samo dno piekielnych czeluści. Nigdy jednak nie sądziłem, że owo piekło będzie tak bardzo namacalne, realne i bolesne. Tak bardzo przesiąknięte samotnością i wszechogarniającą pustką. Piekło było tutaj. We mnie i wokół mnie. Miało blond włosy i stalowe tęczówki. Piekło nazywało się Lucjusz Malfoy. I nie było z niego ucieczki. Bo nawet śmierć nie uwolniłaby mnie od samego siebie. Dzisiaj, w mentalnego więzienia, wyzwolić mnie może jedynie przebaczenie. Przebaczenie, którego nigdy nie uzyskam.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 12. Young and beautiful


 Will you still love me when I'm no longer young and beautiful?Will you still love me when I got nothing but my aching soul?I know you will, I know you will, I know that you willWill you still love me when I'm no longer beautiful?~Lana Del Rey "Young and beautiful"


~*~


Jest 1 września 1970. Młoda dziewczyna pewnym krokiem przemierza dworzec King’s Cross w poszukiwaniu przyjaciół. Jej długie blond włosy i charakterystyczny chód przyciągają uwagę wszystkich zgromadzonych tego dnia na dworcu. Ona jednak zdaje się tego nie zauważać, interesują ją tylko dwie osoby stojące obok wejścia do pociągu.
- Wreszcie jesteś – uśmiechnęła się jedna z dziewczyn. Równie wysoka blondynka o imieniu Jessica. Czarownica czystej krwi, pochodząca ze szlachetnego rodu Multonów, dobra uczennica i jeszcze lepsza przyjaciółka. – Już myślałyśmy, że odpuszczasz sobie ten rok.
- Miałam taki zamiar, ale pomyślałam o spędzeniu roku sam na sam z matką i doszłam do wniosku, że jednak warto jest pomęczyć się z wami w Hogwarcie – zaśmiała się, po czym przytuliła się do swojej przyjaciółki. – Tęskniłam za wami – powiedziała, wciąż trzymając w objęciach dziewczynę.
- Hola, hola! – zawołała druga nieco oburzona. Była to Megan Burke. Czystokrwista czarownica należąca do dumnego domu Salazara Slytherina. Dziewczyna o prawie czarnych włosach i brązowych oczach. – Bo ją w końcu udusisz, jak nie przestaniesz się.
- Czyżby ktoś tutaj był zazdrosny? – zaśmiała się i przytuliła Megan tak mocno, jak tylko potrafiła.
- Niby o kogo? – pokazała jej język, ale odwzajemniła uścisk.
Kiedy przyjaciółki w końcu przestały się witać, przeszły do wypytywania się nawzajem o minione wakacje.
- … a potem pojechaliśmy z rodzicami na Majorkę – zakończyła swoją opowieść Megan.
- Super – podsumowała Jessica. – Cyźka, a co u ciebie? Cyźka! - krzyknęła głośniej, kiedy zobaczyła, że przyjaciółka znajduje się w zupełnie innym świecie.
Ale blondynka już jej nie słuchała. Świdrującym wzrokiem wpatrywała się w stojącego nieopodal chłopaka, śmiejącego się wraz z grupą kolegów. Był zupełnie inny od swoich towarzyszy. Długowłosy blondyn o szarych tęczówkach z cudownym, olśniewającym uśmiechem. Ktoś taki od razu musiał przykuć jej uwagę.
- Ziemia do Cyźki! – krzyknęła jedna z dziewczyn, pstrykając palcami tuż przed oczami blondyny.
- Kto to jest? – zapytała nieprzytomnym głosem, wciąż wpatrując się w blondwłosego chłopaka, który teraz również ją dostrzegł.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Lucjusza Malfoy’a. Nie wiedziałam co przygotował dla mnie los, ale poprzysięgłam sobie, że nie spocznę, dopóki ten blondwłosy Bóg, nie zaprosi mnie na randkę.

layout by oreuis