sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 14. Wątpliwości

Siedziałam na łóżku w mojej sypialni w domu przy Wisteria Lane i przyglądałam się leżącej przede mną czarno-białej fotografii. Było to zdjęcie wykonane przez obcego człowieka, którego już nigdy więcej nie zobaczyłam. Jednak osoby, które się na nim znajdowały z całą pewnością nie były mi obce.
W centrum znajdowało się dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna. Mąż i żona. Bellatrix i Rudolf Lestrange. Ona w prostej białej sukni do ziemi z idealnie wkomponowaną czarną  koronką opinającą jej ręce. On w kamizelce w prążki, spodniach w pionowe paski oraz w białym surducie pasującym do jej sukni. Jedno wpatrywało się zachłannie w drugie, jakby już nigdy więcej mieli się nie zobaczyć. Tuż za Bellą, nieco z tyłu, w kremowej sukni stała Andromeda, która była druhną. Po lewej stronie Rudolfa stała krucha osóbka, skulona w sobie, starająca stać się niewidzialną, z wielkimi błękitnymi oczami i blond włosami. To ja. Przestraszona piętnastolatka starająca się ukryć swoją obecność.
Tamtego dnia były moje urodziny, jednak wszyscy byli tak zajęci ślubem Belli, że nikt o nich nie pamiętał. W końcu, wściekła, zrobiłam rodzicom awanturę. Nie przewidziałam jednak tego, że matka wścieknie się jeszcze bardziej niż ja. Tamtego dnia wrzeszczała jak opętana. O tak, z mamy zawsze była twarda kobieta. Wszystko skończyło się tym, że z potwornym bólem głowy wylądowałam w pierwszym rzędzie zmuszona do ciągłego uśmiechania się. Matka doskonale wiedziała, że nie lubiłam takich przedsięwzięć i że to będzie idealna kara dla mnie, za, jak to nazwała, strojenie fochów. Przez resztę wieczoru stałam skulona, starając się pozostać niezauważoną.
Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie, kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko wytarłam łzę, która napłynęła do mojego oka i zaprosiłam przybysza. Był to Draco. Stanął w drzwiach, opierając się nonszalancko o futrynę i uśmiechał się do mnie.

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 13. Po drugiej stronie

 This never ending story,
paid for with pride and faith
We all fall short of glory,
lost in ourself*”
~30 Second To Mars „Closer To The Edge”

~*~


Nazywam się Lucjusz Malfoy i straciłem wszystko.
Spędziłem połowę życia na dokonywaniu złych decyzji i dzisiaj odczuwam ich konsekwencje. Miałem piękną żoną, wspaniałego syna, lukratywne znajomości, wpływy i wysoką posadę w Ministerstwie Magii. Teraz nie mam już nic. Straciłem wszystko, co było dla mnie najważniejsze. Na rzecz czego? Niespełnionych ambicji? Żądzy władzy? Wszystko, co kochałem, odebrał mi człowiek, który został pokonany. Człowiek, którego uważałem za mojego Mistrza i Nauczyciela. Ale on upadł, a ja upadłem razem z nim. Jedyna różnica polega na tym, że on chciał żyć, ale umarł, a ja chciałem umrzeć, ale wciąż żyję. Chodzę, oddycham, wstaję rano do pracy, jem, piję, funkcjonuję. Żyję, ale nie ma we mnie życia. Jestem jedynie pustą skorupą, ciałem z którego zabrano duszę. Miałem wszystko, a teraz nie mam nic. Byłem kimś, a teraz jestem nikim. Przegrałem.
Do niedawna miałem u boku ukochaną kobietę. Najpiękniejszą jaką kiedykolwiek spotkałem, jedyną z którą chciałem być. Kiedy każdego ranka jej twarz była pierwszą rzeczą, którą widziałem po obudzeniu się, wiedziałem, że to będzie dobry dzień. Bo choćby nie wiem co się działo, wieczorem będę mógł wrócić do kobiety, którą z dumą mogłem nazwać swoją żoną.
Wiedziałem, że nigdy nie podziękowałem jej za wszystko, co dla mnie zrobiła i nie przeprosiłem za to, co ja zrobiłem jej. Wiedziałem też, że nie było rzeczy, której by dla mnie nie zrobiła. Udowodniła to podczas Bitwy o Hogwart. Wykazała się wtedy odwagą, o jakiej ja mogłem jedynie pomarzyć. Narcyza była wojowniczką. Nie traciła nadziei, nie poddawała się, nie bała się walczyć i nie bała się cierpieć, ale nie można było powiedzieć, że nie znała strachu.
Strach i strata. To właśnie ich doświadczyła najwięcej, a za większość z nich, odpowiedzialność ponosiłem ja. Zniszczyłem wszystko, co było w nas dobre. Byłem jak huragan - bez ostrzeżenia rujnowałem wszystko co stanęło na mojej drodze, pozostawiając za sobą jedynie zniszczenie i cierpienie. Zrujnowałem życie Narcyzie, sobie i naszemu synowi. Nie miałem już nic. Wszyscy, których kochałem odeszli, a ja doskonale wiedziałem, że to moja wina i że w pełni zasłużyłem na to, co dostałem.
Wiele lat temu odbyliśmy z Narcyzą rozmowę na temat naszej przyszłości. Chciała uciekać, odciąć się od dawnego życia, od czarnej magii, Czarnego Pana i wszelkiego zła, które ze sobą sprowadzał. Chciała ratować życie naszego syna i nasze małżeństwo. Nie wiem, czy kierował mną wtedy strach czy zbyt wielka fascynacja, ale tamtego dnia, dokonałem najgorszego wyboru w moim życiu: odmówiłem ucieczki. Doskonale pamiętam co mi wtedy powiedziała. Te słowa, miałem pamiętać już do końca życia: Pewnego dnia Czarny Pan upadnie, a kiedy to się stanie, pociągnie za sobą nas wszystkich. Na samo dno. I nie będzie stamtąd żadnej drogi powrotnej. Zostaniemy uwięzieni w piekle. Samotni. Na zawsze. I nawet śmierć nie będzie w stanie nas z niego wyzwolić.
Dziś wiem, że miała rację. Czarny Pan ściągnął nas na samo dno piekielnych czeluści. Nigdy jednak nie sądziłem, że owo piekło będzie tak bardzo namacalne, realne i bolesne. Tak bardzo przesiąknięte samotnością i wszechogarniającą pustką. Piekło było tutaj. We mnie i wokół mnie. Miało blond włosy i stalowe tęczówki. Piekło nazywało się Lucjusz Malfoy. I nie było z niego ucieczki. Bo nawet śmierć nie uwolniłaby mnie od samego siebie. Dzisiaj, w mentalnego więzienia, wyzwolić mnie może jedynie przebaczenie. Przebaczenie, którego nigdy nie uzyskam.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 12. Young and beautiful


 Will you still love me when I'm no longer young and beautiful?Will you still love me when I got nothing but my aching soul?I know you will, I know you will, I know that you willWill you still love me when I'm no longer beautiful?~Lana Del Rey "Young and beautiful"


~*~


Jest 1 września 1970. Młoda dziewczyna pewnym krokiem przemierza dworzec King’s Cross w poszukiwaniu przyjaciół. Jej długie blond włosy i charakterystyczny chód przyciągają uwagę wszystkich zgromadzonych tego dnia na dworcu. Ona jednak zdaje się tego nie zauważać, interesują ją tylko dwie osoby stojące obok wejścia do pociągu.
- Wreszcie jesteś – uśmiechnęła się jedna z dziewczyn. Równie wysoka blondynka o imieniu Jessica. Czarownica czystej krwi, pochodząca ze szlachetnego rodu Multonów, dobra uczennica i jeszcze lepsza przyjaciółka. – Już myślałyśmy, że odpuszczasz sobie ten rok.
- Miałam taki zamiar, ale pomyślałam o spędzeniu roku sam na sam z matką i doszłam do wniosku, że jednak warto jest pomęczyć się z wami w Hogwarcie – zaśmiała się, po czym przytuliła się do swojej przyjaciółki. – Tęskniłam za wami – powiedziała, wciąż trzymając w objęciach dziewczynę.
- Hola, hola! – zawołała druga nieco oburzona. Była to Megan Burke. Czystokrwista czarownica należąca do dumnego domu Salazara Slytherina. Dziewczyna o prawie czarnych włosach i brązowych oczach. – Bo ją w końcu udusisz, jak nie przestaniesz się.
- Czyżby ktoś tutaj był zazdrosny? – zaśmiała się i przytuliła Megan tak mocno, jak tylko potrafiła.
- Niby o kogo? – pokazała jej język, ale odwzajemniła uścisk.
Kiedy przyjaciółki w końcu przestały się witać, przeszły do wypytywania się nawzajem o minione wakacje.
- … a potem pojechaliśmy z rodzicami na Majorkę – zakończyła swoją opowieść Megan.
- Super – podsumowała Jessica. – Cyźka, a co u ciebie? Cyźka! - krzyknęła głośniej, kiedy zobaczyła, że przyjaciółka znajduje się w zupełnie innym świecie.
Ale blondynka już jej nie słuchała. Świdrującym wzrokiem wpatrywała się w stojącego nieopodal chłopaka, śmiejącego się wraz z grupą kolegów. Był zupełnie inny od swoich towarzyszy. Długowłosy blondyn o szarych tęczówkach z cudownym, olśniewającym uśmiechem. Ktoś taki od razu musiał przykuć jej uwagę.
- Ziemia do Cyźki! – krzyknęła jedna z dziewczyn, pstrykając palcami tuż przed oczami blondyny.
- Kto to jest? – zapytała nieprzytomnym głosem, wciąż wpatrując się w blondwłosego chłopaka, który teraz również ją dostrzegł.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Lucjusza Malfoy’a. Nie wiedziałam co przygotował dla mnie los, ale poprzysięgłam sobie, że nie spocznę, dopóki ten blondwłosy Bóg, nie zaprosi mnie na randkę.

layout by oreuis