Kiedy byłyśmy mały dziewczynkami, wierzyłyśmy w bajki, fantazjowałyśmy,
jakie będzie nasze życie. Biała suknia, królewicz, który zabierze nas do zamku
na szczycie góry. Wieczorem w łóżku zamykałyśmy oczy i wierzyłyśmy gorąco w to,
że marzenie się spełni. Święty Mikołaj, Wróżka i Królewicz byli tak blisko, że
czuło się ich smak. Ale człowiek dorasta. Któregoś dnia otwieracie oczy i bajka
pryska. Zwracamy się do ludzi i rzeczy, którym ufamy. Sęk w tym, że trudno
całkowicie uwolnić się od tej bajki, bo prawie każdy chowa w sobie ten promyk nadziei
i wiary, że pewnego dnia otworzy oczy i marzenie się ziści...
Otworzyłam drzwi i weszłam do wielkiej sali wypełnionej ludźmi.
Wszystkie miejsca były już zajęte. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, samotnego
miejsca obok Lucjusza. A więc przybyłam ostatnia, wspaniale.
Starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, co było trudne
ze względu na moje dość spektakularne wejście, szybko ruszyłam w stronę
Lucjusza. Szpilki stukały o marmurową posadzkę, a sukienka powiewała na wietrze
wpadającym przez otwarte okna. Niemal czułam na sobie wzrok wszystkich
zgromadzonych. W końcu udało mi się podejść do Lucjusza, który siedział
nieruchomo wpatrując się przed siebie. Wyglądał jakby oczekiwał, że go wystawię
i się nie zjawię. Zrobiło mi się go naprawdę smutno. Taki przygnębiony wyglądał
naprawdę uroczo.
- Przepraszam za spóźnienie - szepnęłam i napawałam się pięknem
uśmiechu, jaki zakwitł na jego twarzy, gdy mnie zobaczył.
- Narcyzo, jesteś - zobaczyłam iskierki w jego oczach, ale pohamowałam
wzruszenie.
- Oczywiście, że jestem - zaśmiałam się delikatnie i cicho. Lucjusz
objął mnie w talii i pocałował w policzek. Odurzył mnie zapach jego perfum i na
chwilę odpłynęłam.
- Wyglądasz olśniewająco - usłyszałam i wróciłam do rzeczywistości. -
Mając ciebie u boku, jestem większym szczęściarzem niż pan młody - uśmiechnął
się, a ja starałam się nie spłonąć rumieńcem. Po tych wszystkich latach
przyjmowanie komplementów wciąż przychodziło mi z trudnością.
- Co cię zatrzymało? - spytał, kiedy zajęliśmy swoje miejsca.
- Hermiona nie mogła się zdecydować czy lepiej jest mi w spiętych czy w
rozpuszczonych włosach - zaśmiałam się, a Lucjusz zmierzył mnie wzrokiem i
przez dłuższą chwilę zatrzymał się na moich włosach.
- Wybrała znakomicie - uśmiechnął się, zakładając kosmyk moich
kręconych dzisiaj włosów za ucho. - Wyglądasz naprawdę niesamowicie.
- Ty również.
Nie kłamałam. Lucjusz miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, białą
koszulę i fioletowy krawat. Długie blond włosy spiął spinką, co dodało mu
uroku. Wyglądał wspaniale i naprawdę trudno było mi oderwać od niego wzrok.
W końcu rozbrzmiała muzyka i panna młoda u boku h ojca, wkroczyła do
sali wypełnionej ludźmi, a wszystkie spojrzenia spoczęły na niej. Wszystkie, z
wyjątkiem jednego.