W poniedziałek po weselu wróciłam do domu Dracona i Hermiony, żeby
zabrać swoje rzeczy i ostatecznie rozprawić się z przeszłością. Spakowałam
wszystko. Ubrania, kosmetyki, książki, pamiętniki Belli. Nie zdawałam sobie
sprawy, że posiadałam tak wiele rzeczy. Uśmiechnęłam się, biorąc do ręki tomik
poezji, który dostałam od Hermiony na Gwiazdkę. Jeszcze w piątek wieczorem
czytałam sobie kilka wierszy do snu. To był już mój rytuał. Codziennie przed
snem, czytałam kilka wybranych wierszy w ramach oczyszczenia duszy. To były
piękne wiersze, głównie o miłości. Poezja jeszcze nigdy nie była mi tak bliska,
jak od czasu, kiedy Hermiona podarowała mi ten tomik. Byłam jej za to bardzo
wdzięczna.
Chwyciłam wysłużoną już książeczkę i z przyzwyczajenia prześledziłam
wzrokiem tekst.
Jednego serca!
Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.
Jednych ust trzeba!
Skądbym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdziebym patrzał śmiało
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.
Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba…
Jednego serca!
Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!