niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 26. Nie jestem na to gotowa

- Dlaczego tak na mnie patrzcie?  -  spytałam łamiącym się głosem.  -  Dlaczego patrzycie na mnie tak,  jakbym już była martwa?
Nigdy nie sądziłam, że po wojnie jeszcze kiedykolwiek stanę na własnych nogach. Sądziłam, że to mój koniec, że upadłam i już nigdy się nie podniosę. Z zaskoczeniem więc odkryłam, że nie było to wcale tak trudne. Z czasem nauczyłam się żyć na nowo, bez ciągłego strachu i obaw. Byłam pewna, że wykorzystałam mój limit nieszczęść i że teraz czekają mnie już tylko same dobre chwile. Gdybym wtedy wiedziała w jak wielkim byłam błędzie, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. W końcu zrozumiałam, że za każdą chwilę szczęścia przyjdzie mi zapłacić. Nie wiedziałam jednak, że cena będzie aż tak wysoka. 
Nigdy nie sądziłam, że będę zmuszona podjąć decyzję o śmierci własnego dziecka. 
- Narcyzo,  Lucjuszu, przykro mi,  ale wasze dziecko choruje na typ drugi. 
Jedno zdanie sprawiło, że moje życie legło w gruzach. To było jak wyrok śmierci. Wyrok na małe i niewinne dziecko, które właśnie wykonało delikatny ruch w moim brzuchu. 
- Przy typie drugim mamy do czynienia z niską masą urodzeniową, niedorozwojem płuc, problemami z przełykaniem i oddychaniem -  mówiła uzdrowiciel Herman, a ja robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby jej nie słuchać. Nie chciałam tego słyszeć. -  Jeśli ciąża jest donoszona,  noworodki z typem drugim zazwyczaj umierają w ciągu kilku godzin lub dni od porodu. Istnieje też duże ryzyko złamań wewnątrzmacicznych.

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 25. Nic nie jest w porządku


- Lucjuszu! - krzyknęłam zdenerwowana trzymając w rękach kopertę, którą właśnie przyniosła sowa. - Lucjuszu, gdzie jesteś?!
- W salonie! - usłyszałam i wyszłam z sypialni, po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę salonu. - Co się stało?
- Lucjuszu, to straszne - powiedziałam już normalnym głosem i zaczęłam schodzić po schodach.
- Co takiego? - zaniepokoił się, idąc w mojąl stronę.
- Chodzi o Me... - urwałam, kiedy noga nienaturalnie zgięła mi się w kostce i straciłam równowagę. Zanim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, sturlałam się ze schodów i wpadłam prosto w ramiona Lucjusza, który dzięki swojemu szybkiemu refleksowi w porę zorientował się, co się dzieje.

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 24. Jesteś zupełnie jak twój ojciec

- To koniec - powiedział Draco, siadając na kanapie w salonie. - Hermiona nic nie pamięta, nie chce mnie znać, ciągle uważa mnie za swojego wroga. Za parszywego szczura, który chce ją skrzywdzić, jak to określiła.
Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik. Skupiłam mój wzrok na Draconie.
- Potter mówi, że użyto silnego zaklęcia. Nie chodzi już tylko o samo wymazanie pamięci, mamo. Ktoś zmienił jej pamięć. Hermiona mówi o rzeczach, które nigdy nie miały miejsca. Oskarża mnie o rzeczy, których nie zrobiłem. Potter próbuje ją przekonać, opowiada jej o tym, co wydarzyło się na wojnie i po upadku Czarnego Pana, pokazuje jej nasze wspólne zdjęcia, ale ona nie chce go słuchać.
- Co zamierzasz zrobić?
- Myślę… myślę, że już nic nie mogę zrobić. Muszę zniknąć z jej życia, mamo. Stać się tym Malfoyem, za którego mnie uważa.
- Nie jesteś nim i nie powinieneś nim być. Hermiona ma teraz bardzo zaburzone wyobrażenie o tobie.
- Ale taki właśnie byłem, mamo. Nienawidziłem jej, szydziłem i wyśmiewałem. Zatruwałem jej życie na każdym kroku. Ja sam siebie nienawidzę za to, kim byłem, a co dopiero dziwić się jej?
- Draco – powiedziałam i wstałam z fotela. Nie chciałam odpowiadać na jego pytanie. - Przejdźmy się - poprosiłam. - Jest taka piękna pogoda, nie warto jej marnować, siedząc w domu, a na świeżym powietrzu będzie nam się na pewno lepiej rozmawiało.
Draco niechętnie przystał na moją prośbę i kiedy w końcu znaleźliśmy się przed domem, niepewnie zaczęłam rozmowę:
- Nie jesteś już tym człowiekiem, synku. Oboje to wiemy. Masz dobre serce, nawet jeśli czasem źle go używałeś.
layout by oreuis