sobota, 11 października 2014

Rozdział 3. Kiedy w końcu przestaniesz rozpamiętywać przeszłość?

„Czym byłoby życie bez nadziei? Iskrą odrywającą się od rozpalonego węgla i gasnącą natychmiast.”
Friedrich Hölderlin
~*~


Kiedy Hermiona weszła do salonu, doznałam szoku. Dosłownie. Tak naprawdę, nie wiem, czego oczekiwałam. Widziałam przecież jej zdjęcia, musiałam domyślić się, że chodzi właśnie o nią. Nie znałam też żadnej innej dziewczyny, która miała na imię Hermiona i w dodatku pochodziła z mugolskiej rodziny. Mimo wszystko spojrzenie po raz kolejny na twarz tej dziewczyny było dla mnie bolesne. Poczułam się tak, jakbym oberwała siarczysty policzek. Powróciły wspomnienia. Przez chwilę znów byłam w Malfoy Manor, znów bałam się o mojego synka, a moja siostra rzucała zaklęcie Cruciatus na tamtą bezbronną dziewczynę. Niemalże słyszałam jej jęki i krzyki. I ten głos, ten błagający głos. „To nie my… nie włamaliśmy się do pani skrytki…”.
– Pani Malfoy – ciepły, ale nieco zaskoczony, głos Hermiony wyrwał mnie z zamyślenia. Jakże różnił się od tego z moich wspomnień. Ten obecny był taki… szczęśliwy. Ta dziewczyna wprost promieniała szczęściem. – Draco nie wspominał, że pani przyjdzie.
– To dlatego, że o tym nie wiedział – uśmiechnęłam się delikatnie. Nie wiedzieć czemu, chciałam zrobić dobre wrażenie. Co za nonsens! Przecież to ona powinna się o to starać! To ona umawiała się z moim synem. A jednak… w tym momencie to ona miała przewagę, to ona miała mojego syna, to ona była przy nim wtedy, kiedy ja tak bardzo tego pragnęłam, ona sprawiała, że się uśmiechał… – Ja… ja nie mogłam tak dłużej żyć, musiałam zobaczyć się z Draconem.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła mi w oczy, jakby próbowała odkryć moje prawdziwe intencje, ale zaraz odwzajemniła uśmiech.
– Bardzo się z tego cieszę – powiedziała i zwróciła się do mojego syna – Draco, będziesz tak miły i zrobisz mi herbatę? Okropnie zmarzłam.
Draco mruknął tylko coś w odpowiedzi i odwrócił się, znikając za drzwiami. Dziewczyna zaczęła zdejmować płaszcz i buty, a ja miałam chwilę, żeby przyjrzeć się jej uważniej. Miała brązowe, spięte w kok włosy, a na jej szyi widniało kilka blizn, których pochodzenie znałam zbyt dobrze. Bella nie ograniczała się jedynie do zaklęć, a ja, choć byłam temu przeciwna, bałam się odezwać. Teraz wiem, że było to z mojej strony niezwykłe tchórzostwo, ale na Merlina, ona była moją siostrą, moją starszą siostrą, jak mogłam się jej sprzeciwiać?
Hermiona zdejmowała właśnie buty, a ja zwróciłam uwagę na jej strój. Już na pierwszy rzut oka widać było, że dziewczyna ma styl. Miała na sobie prostą, kremową sukienkę do kolan, do tego chabrowy żakiet oraz białą apaszkę w drobne kwiaty. Całość dopełniały brązowe kozaki na koturnie.
– Draco często o pani mówi – usłyszałam jej głos i zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w nią nieco bezczelnie. Odwróciłam wzrok. – On za panią tęskni.
– Ja za nim również – szepnęłam. – Przez ostatni rok nie byłam w stanie znaleźć sobie miejsca.
– Usiądźmy – zaproponowała Hermiona, wskazując ręką na miękką sofę. Chętnie skorzystałam z jej propozycji. – Draco wiele mi o pani opowiadał, były to głównie miłe rzeczy, ale… – urwała na chwilę, jakby zastanawiała się, czy może sobie pozwolić na powiedzenie tego, co chciała.
– Śmiało – zachęciłam ją. – Ja nie gryzę – uśmiechnęłam się i od razu pożałowałam swoich słów. – Przepraszam – szepnęłam.
– W porządku. To nie była pani wina, to co się tam stało. Draco mówił… pani tego nie chciała, prawda? Takiego życia. Obecności śmierciożerców i Voldemorta. Ciągłego strachu. Zrobiła to pani dla swojego męża, prawda? Z miłości?
– Ja… myślałam, że powinnam się na to wszystko zgadzać. Tak zostałam wychowana. To, czego ja chciałam, nie miało większego znaczenia. Ale prawdą jest też, że zrobiłam to z miłości do Lucjusza… zakochana kobieta jest zdolna do wszystkiego.
Przez chwilę panowała cisza, którą w końcu przerwała Hermiona.
– Draco rzadko mówi o ojcu. A kiedy już mówi, to… nigdy nie powiedział o nim nic dobrego. Wiem, że on go kocha, widzę to w jego oczach, kiedy o nim wspomina, ale wiem również, że ciężko byłoby mu powrócić do domu. Bo po pani tutaj jest, prawda? Chce pani, żeby wrócił do domu.
– Ja… ja nie… – zaniemówiłam. Spojrzałam na nią zaskoczona. Jak mogła tak pomyśleć? To znaczy… może przychodząc tu, gdzieś w głębi duszy chciałam, żeby Draco wrócił, ale najbardziej zależało mi na odnowieniu kontaktu, na odzyskaniu syna. – Nie mogę go do niczego zmusić. Chcę po prostu go odzyskać.
– To zrozumiałe – pokiwała głową. – Kiedy odnalazłam moich rodziców, miałam małe problemy z przywróceniem im pamięci. Bałam się, że już nigdy nie będę mogła porozmawiać z moją mamą i to było okropne uczucie. Przepłakałam wtedy wiele nocy, a Draco usiłował mnie pocieszyć. W końcu udało mi się odnaleźć właściwe zaklęcie i wszystko wróciło do normy. Spotykamy się z nimi co tydzień i tych kilka godzin z nimi jest najwspanialszym prezentem po tym wszystkim, co się zdarzyło. Chciałabym… chciałabym, żeby Draco też spotykał się ze swoimi rodzicami. Żebyście nas państwo tutaj odwiedzali. Proszę przekonać swojego męża, wiem, że będzie trudno, wiem, że to moja wina, ale Draco potrzebuje rodziców.
Usiłowałam się nie rozpłakać, ale to było bardzo trudne. Usłyszałam tak wiele rzeczy, które wzruszyłyby normalnego człowieka, a co dopiero mnie – osobę, nad którą emocje często brały górę.
– Herbata razy trzy – usłyszałam wesoły głos mojego syna i zmusiłam się do uśmiechu. Draco postawił filiżanki na stoliku i spojrzał na nas podejrzliwie. – O czym rozmawiałyście?
– Właśnie mówiłam twojej mamie, że byłoby nam bardzo miło, gdyby odwiedzała nas częściej – powiedziała Hermiona, zanim ja zdążyłam się zastanowić nad odpowiedzią.
– Tak, mamo, byłoby wspaniale – uśmiechnął się szczerze Draco, a ja nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Oboje spojrzeli na mnie zdezorientowani.
– Przepraszam – powiedziałam przez łzy. – Po prostu, jestem taka szczęśliwa – zaśmiałam się. – Byłam pewna, że mnie nie wpuścisz do domu, a kiedy cię zobaczyłam, czekałam, aż powiesz, jak bardzo mnie nienawidzisz, a tymczasem… – zanim się zorientowałam, znów szlochałam wtulona w jego ramię.
– Przecież jesteś moją mamą – szepnął mi do ucha Draco, a Hermiona mruknęła coś o papierach do wypełnienia i zniknęła. – Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, pokazałaś mi, co to prawdziwa miłość. Jesteś moim wzorem… – a potem zamilkł, a ja chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej.
Niestety, nic nie może trwać wiecznie. Oderwałam się od mojego syna, a mój wzrok padł na wielki zegar na ścianie.
– Na Merlina – szepnęłam, ocierając łzy. – Nie wiedziałam, że już tak późno. Myślę… chyba powinnam wracać do domu.
– Możesz zostać na kolację – uśmiechnął się Draco.
– Nie, naprawdę, zajęłam ci już wystarczająco dużo czasu.
W tym momencie do salonu wkroczyła Hermiona z ciastem na wielkim półmisku, patrząc karcącym wzrokiem na Dracona.
– Jak mogłeś nie poczęstować swojej mamy ciastem? – spytała z wyrzutem, a Draco się zaczerwienił.
– To nie jest konieczne – wtrąciłam się. – Właśnie mówiłam Draconowi, że muszę już wracać.
– Och, myślałam, że zostanie pani trochę dłużej – powiedziała zawiedziona Hermiona. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, dlaczego ta dziewczyna skradła serce mojemu synowi.
– Mnie też jest przykro, ale czekają na mnie obowiązki – westchnęłam. – Jednak zanim odejdę, chciałam was zaprosić do Malfoy Manor. Wiedzcie, że jesteście tam zawsze mile widziani. Ja i tak przeważnie siedzę sama w tym wielkim pustym domu, ponieważ Lucjusz całe dnie spędza w pracy. Draco – zawahałam się – kochanie, wiem, że powrót w to miejsce może być dla ciebie trudny, z resztą, dla ciebie Hermiono również, ale proszę, zróbcie to dla mnie – uśmiechnęłam się, a potem przytuliłam najpierw Hermionę, a potem Dracona.
– Obiecuję, że cię odwiedzimy – powiedział Draco.
– Dziękuję – szepnęłam, a potem po raz ostatni na nich spojrzałam – Jesteście naprawdę uroczą parą – a potem się deportowałam.

~*~

Dwa lata wcześniej

Siedziałam w twardym fotelu, nerwowo przerzucając kartki Proroka Codziennego i czekając na wiadomość od Belli lub Lucjusza. Oboje byli w Ministerstwie Magii. Niewiele wiedziałam na temat ich misji. Tak naprawdę, jedyną informacją, jaką posiadałam, było to, że chodziło o odzyskanie jakiejś przepowiedni. Nie rozumiałam, co w tym takiego ważnego, ale po tych wszystkich latach nauczyłam się nie zadawać pytań.
Mój wzrok padł na zdjęcie Syriusza Blacka. Oskarżali go o pomoc w ucieczce więźniów z Azkabanu. Roześmiałam się. Jak oni mogli w ogóle o czymś takim pomyśleć? Przecież każdy, kto choć raz z nim rozmawiał, wie, że z niego taki śmierciożerca, jak ze mnie szmalcownik. Syriusz gardził Czarnym Panem, a ja w głębi duszy zawsze go za to podziwiałam.
 Zawsze lubiłam Syriusza, był moim ulubionym kuzynem, a w czasach szkolnych, przed tymi wszystkimi okropnymi wydarzeniami, był takim uroczym, zabawnym chłopcem. Kiedy uciekł z domu, a jego rodzice się go wyrzekli, byłam naprawdę przygnębiona, ale czułam też coś w rodzaju szacunku. Podziwiałam go za jego odwagę. Czasem też miałam ochotę uciec od mojego życia, którego tak często nienawidziłam, ale brakowało mi właśnie tej jednej ważnej cechy. Ostatnimi czasy Syriusz coraz częściej gościł w moich myślach. Może sprawił to fakt, że odkąd Czarny Pan odzyskał moc, żyłam w ciągłym strachu. Zabawne. Przecież, jako osoba udająca jego zwolenniczkę, powinnam czuć się bezpieczna, a tymczasem było zupełnie odwrotnie. Znowu zazdrościłam Syriuszowi. Chciałabym mieć jego spokój i siłę. Często zastanawiałam się nad jego postawą. Czy miał rację, odwracając się od swojej rodziny?
Nie zdążyłam zbyt długo myśleć nad odpowiedzią na to pytanie, ponieważ błysnęło zielone światło i z kominka wypadła Bella. Wyglądała okropnie. Wiedziałam, że stało się coś złego.
– Bello… – szepnęłam, a moje spojrzenie odnalazło jej. Nie musiała nic mówić. Filiżanka z herbatą wypadła z mojej ręki i z hukiem upadła na podłogę roztrzaskują się na tysiąc kawałków. Z moich ust wyrwało się nieme: Nie!
– Tak mi przykro – powiedziała, choć widać było, że wcale nie było jej przykro. – Lucjusz nawalił. Zniszczyli przepowiednię. On tam został, Cyziu. Myślę, że czeka go Azkaban.
To było kilka zdań, których najbardziej się obawiałam. Do moich oczu napłynęły łzy. W myślach huczały mi pytania. „Co teraz?”. „Co się z nami stanie?”. Załkałam żałośnie i wpadłam w ramiona Belli, ale ona nie miała pojęcia, co się dzieje. Nie rozumiała mojego zachowania. Nie rozumiała, że ja kochałam Lucjusza.
– Narcyzo, uspokój się – powiedziała lodowatym tonem, który był dla mnie niczym wiadro zimniej wody wylanej na twarz. – Nie jesteś już małą dziewczynką – odsunęła mnie, a ja upadłam na fotel. Bardziej niż upadek, zabolała mnie jej obojętność. Azkaban ją zniszczył. Kiedyś Bella była wspaniałą siostrą, mogłam z nią o wszystkim porozmawiać, zwierzyć się jej i nie bać się wyśmiana, a teraz… bałam się jej. – Kiedy odchodziłam, Czarny Pan walczył ze starym Dumbem, pewnie już jest po nim, a Czarny Pan niedługo tu przybędzie. Idź do kuchni i powiedz skrzatom, żeby przygotowały dużo Ognistej Whisky, przyda nam się alkohol.
Chciałam zaprotestować, ale uznałam, że to bez sensu. Powłócząc nogami, wciąż w wielkim szoku, udałam się do kuchni. Przekazałam skrzatom wiadomość Belli, a kiedy wróciłam, usłyszałam krzyki. Czarny Pan powrócił. Byłam w zbyt wielkim szoku i przerażeniu, żeby starać się zrozumieć jego słowa. Wiedziałam tylko, że był wściekły, a Bella starała się go uspokoić.
To się stało chyba w chwili, w której weszłam do salonu. Zdążyłam tylko zobaczyć machnięcie różdżką i usłyszałam formułkę zaklęcia:
Crucio!
Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, by się obronić, zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, zaklęcie ugodziło mnie z potworną siłą. Poczułam taki ból, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłam. Moje kości płonęły żywym ogniem, oczy potoczyły się do wnętrza czaszki… pragnęłam tylko jednego: żeby to się już skończyło… żeby zemdleć… umrzeć. Ból był tak silny, tak wszechogarniający, że powoli zaczynałam tracić świadomość. Rozpalone do białości noże przeszywały każdy cal mojej skóry, głowa pękała mi z bólu, krzyczałam, krzyczałam tak, jak jeszcze nigdy nie krzyczałam w całym moim życiu.
I wtedy, wijąc się na podłodze zalewana kolejnymi falami bólu, zrozumiałam. Syriusz miał rację.

Teraz

Wzdrygnęłam się i zacisnęłam powieki, starając się wymazać z pamięci to okropne wspomnienie. Stałam w salonie Malfoy Manor. Było to pomieszczenie o imponujących rozmiarach. Na wysokich, ciemnofioletowych ścianach wisiały obrazy. Były to zarówno portrety przodków rodu Malfoyów, jak i sceny wydarzeń historycznych. Na jednej ze ścian znajdował się marmurowy, bogato zdobiony kominek, który służył głównie, jako ozdoba, ponieważ tak naprawdę nikt nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozpalono w nim ogień. Z sufitu zwisały dwa potężne kryształowe żyrandole. Malfoyowie uwielbiali przepych. Nawet wielki, dębowy stół znajdujący się w samym środku pomieszczenia sprawiał wrażenie niezwykle wartościowego. Tak, ten stół był z pewnością wartościowy dla kogoś z zewnątrz, jestem też niemal pewna, że przedstawia on dużą wartość dla mojego męża, ale ja… ja nienawidziłam tego stołu. Nienawidziłam całego tego pomieszczenia. Dusiłam się w nim. Miałam ochotę wyjąć różdżkę, wycelować ją w ten przeklęty stół i krzyknąć: Reducto!
Wpatrywałam się nienawistnym wzrokiem w ten okropny mebel, kiedy poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu.
– O czym myśli moja królowa? – spytał uwodzicielsko Lucjusz, przesuwając dłonie po moich biodrach.
– O tym, co się tu wydarzyło – powiedziałam sucho.
– Kiedy w końcu przestaniesz rozpamiętywać przeszłość? – nie był zły, raczej zatroskany.
– Ten, kto zapomina o przeszłości, zmuszony jest ją powtórzyć – oznajmiłam, odwracając się w stronę Lucjusza, żeby spojrzeć w jego oczy. Uwielbiałam jego oczy. Miały taki piękny szary odcień, a ja się w nich zatracałam bez pamięci.
– Niektóre rzeczy chciałbym powtórzyć – szepnął mi do ucha, a ja się lekko zarumieniłam. – Na przykład… ten wieczór, po naszym ślubie – mruknął sugestywnie.
– Ten, w którym musiałeś udać się na spotkanie ze swoim Panem? – spytałam chłodno.
– Co? – spytał wyraźnie zaskoczony. – Nie, wtedy na pewno nie…
– Och, tak, Lucjuszu. Każdą potencjalnie szczęśliwą chwilę niszczył ten okropny znak – wskazałam na jego lewą rękę.
– Jego już nie ma. Już nigdy niczego nie zepsuje – powiedział Lucjusz, patrząc mi w oczy. – Nienawidzę tego, co się stało. Nienawidzę tego, co on z nami zrobił. Nienawidzę tego wszystkiego.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Lucjusz tak wiele razy zapewniał mnie, że czuje obrzydzenie do swojego wcześniejszego życia, ale ja wiedziałam i wiedział to również on: ten, kto raz zostanie śmierciożercą, zostaje nim za zawsze.
– Granica, pomiędzy miłością a nienawiścią jest naprawdę cienka – szepnęłam, a Lucjusz spojrzał na mnie zaskoczony.
– Chcesz powiedzieć, że…
– Ja nic nie chcę powiedzieć Lucjuszu, to dzieje się samo. Spójrz na nas. Na to, jacy byliśmy kiedyś. Co się stało z naszym życiem?
– Wszystko się zmieniło, Narcyzo. I zmienia się nadal. Czarnego Pana już nie ma, nie masz się czego bać – szepnął, zakładając mi włosy za ucho. – Jesteś bezpieczna.
– Może i już go nie ma, ale piętno jego obecności tutaj wciąż jest widoczne.
– Co mam zrobić? Nie mogę cofnąć czasu ani naprawić przeszłości.
– Ale możesz pozwolić mi zrobić remont w tym ciemnym, mrocznym i pustym miejscu. Proszę, Lucjuszu, pozwól mi przywrócić tutaj radość i szczęście – spojrzałam na niego błagalnym wzorkiem, a on zdawał się przetwarzać moje słowa. Wiedziałam, że proszę o wiele. Nic nie zmieniło się tutaj już od wielu pokoleń, a to, co chciałam zrobić… no cóż, myślę, że łatwiej byłoby okiełznać tysiące czarodziejów na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, niż mnie ogarniętą szałem zmieniania tego okropnego miejsca.
– No… – zaczął niepewnie Lucjusz.
– Proszę – spojrzałam na niego, robiąc maślane oczka.

– Dobrze – powiedział w końcu, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go. To był pełen namiętności pocałunek. Pocałunek, jakiego oboje nie zaznaliśmy od wielu lat. To była wspaniała chwila, ale ja postanowiłam, że nie będę uległa i Lucjusz dostanie więcej, kiedy naprawdę na to zasłuży. Z wielkim trudem i niechęcią, oderwałam się od niego. Lucjusz był trochę wyższy ode mnie, więc po prostu zsunęłam się z niego i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Żałowałam, że nie pozwoliłam, żeby stało się cos więcej, ale kiedy spojrzałam na to ponure pomieszczenie i wyobraziłam sobie, jak się zmienia i staje się pełne światła, zapomniałam o wszystkim. Liczyło się tylko to, żeby miejsce, w którym żyłam, napełniało mnie chęcią do życia, a nie do rzucenia na siebie Avady

~*~
Na koniec mam dla Was obrazek, który sprawia, że mam ochotę płakać i który również w dużej mierze przyczynił się do powstania tego rozdziału :)


11 komentarzy:

  1. #RóżoweCiasteczka
    Tam tara tam taaa!
    Musisz przyznać, że na komentarze nie musisz długo czekać. Nie wiem, czy uda mi się dzisiaj wszystko przeczytać, ale spróbuję :D
    Hermiona okazała się bardzo wyrozumiała, ale niczego innego nie oczekiwałam po tej mądrej i wrażliwej dziewczynie. Cieszę się, że nie zmieniłaś jej tak bardzo charakteru, co ludzie robią pisząc Dramione.
    Ciekawe, że takie przemyślenia miała na temat Syriusza. Ale nie dziwię jej się. Jednak chłopak był i głupi i odważny.
    Biedna Cyzia... Nigdy nie zastanawiałam się jaki wielki musi być ból po oberwaniu Crusio, ale... Nie. Chyba nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. A to chyba obrazuje jak bardzo to ją musiało boleć...
    Ooo... Mocne i trafne słowa. Te o przeszłości.
    Piękna scena z pocałunkiem. Bardzo... szczera :)
    Pozdrawiam!
    Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. #RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha
    Wiesz bardzo zastanawia mie Cyzia ona jest tutaj taka wylewna. To wygląda jakby bardzo łatwo ubierała w słowa swoje uczucia jakby te rozmowy były "ustawione" Troszkę mi to przeszkadza ale ogólnie nie jest źle. Choć ja bym dodała.gdzoeniegdzie że milczała.chwilę albo się zastanawiała nad ospowiedzią.
    za to bardzo podobała mi się Hermiona jest taka naturalna. Jej zachowanie też jest w porządku.
    Fabuła natomiast bardzo mi się podoba dlatego lecę czytać dalej
    pozdrawiam rapsodia89

    OdpowiedzUsuń
  3. O boziu -
    Kobieto! Chyba muszę ci przyznać nobla! Poryczałam się... Ale nie myśl, że jestem jakąś idiotką, która ciągle ryczy o nie! Strasznie trudno doprowadzić mnie do płaczu! Ostatnio płakałam z powodu filmu...w zeszłym roku? Czy ty w ogóle wiesz co zrobiłaś?! Wzruszyłam się, a jeszcze nigdy nie ryczałam przy jakimkolwiek blogu! Ciesz się! <3 Kocham to opowiadanie!
    Assarii Cleto

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne !!!
    Chce kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. "Przecież każdy kto choć raz z nim rozmawiał wie, że z niego taki śmierciożerca, jak ze mnie dresiarz."
    Hahaha niezłe.
    Cały rozdział wyszedł bardzo fajnie, jestem ciekawa co wymyśli Cyzia. Fajnie, że wplotłaś tu wątek Dramione. To wszystko do siebie pasuje. Bella trochę przerażająca (ale w końcu taka była, nie prawda?).
    Lucek bardzo fajny, miły i w ogóle.
    Draco, nie wiem czemu wydaje mi się trochę dziecinny (ale tylko trochę :P). Hermiona świetnie przedstawiona.
    Podsumowując, masz genialne pomysły na dialogi. W opowiadaniu jest dużo opisów, ładny, poprawny styl. No i wieeelki plus za koncepcję. Większość opowiadań i miniaturek o Lucjuszu i Narcyzie przedstawia ich zaraz po skończeniu Hogwartu, a ja od dawna szukałam czegoś innego.
    Nie no serio, kocham tego bloga.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    Rose Mia Louiette
    PS. Przepraszam za taką długość komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać, ja bardzo lubię długie komentarze :)
      Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszy mnie to, że podoba Ci się to, co piszę, to daje naprawdę wielki zastrzyk energii :)
      Bella jest nieco przerażająca, ale chyba trochę źle to opisałam, bo zaklęcie rzucił Voldemort, a nie Bella :)
      Na temat dalszej fabuły nie będę się rozpisywała, bo tak naprawdę, kiedy siądę do pisania następnego rozdziału, to wszystko się może zdarzyć ;)
      Pozdrawiam, Ciocia Bella ;**

      Usuń
  6. Puk, puk. :) Jejku jestem bardzo zaskoczona tym rozdziałem, bardzo pozytywnie! Kochana jesteś świetna i świetnie piszesz. Twój blog jest wspaniały. Narcyza i Lucjusz są idealni. Piszesz o wiele lepiej ode mnie, od początku trzymasz wysoki poziom (nie to czo ja). Nie lubię, gdy Cyzia jest... gdy dostaje Cruciatusem. Ona powinna być traktowana jak święta ;c Ale jestem Ci skłonna wybaczyć, bo piszesz zajebiście. :C
    Spotkanie Matki z synem i ... jego dziewczyną. Nieźle, nieźle xD
    Czekam na następny rozdział i weny życzę! :*
    Całuski, Cyzia! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam od pierwszej notki i czekam na więcej.
    Wiem, że Draco miał zaledwie rok, gdy skończyła się pierwsza wojna, aczkolwiek przy słuchaniu tej piosenki zawsze widzę Lucjusza z małym synkiem. Być może ten utwór będzie inspiracją także dla ciebie. Jest długi i jego charakter się zmienia w zależności od słów, ale naprawdę warto wczuć się w ten genialny tekst i poświęcić prawie 20 minut.
    Lord of the Lost - Letters to Home (lyric video)
    Anriin Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaczyna się genialnie i przyznam, że z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  9. no ładnie, ładnie.
    czekam na więcej bo wytrzymać nie mogę.
    Weny,
    Lizzy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zmieniłabym tego dresiarza na coś bardziej magicznego. Nie zapominajmy, że Narcyza jest czystokrwista, tak była wychowana, tak żyła przez parędziesiąt lat.

    Justowanie oraz dywizy-półpauzy ;)

    Co do rozdziału - nie zawiodłam się. Świetnie opisałaś tutaj Hermionę, jej postawę - tak jak w poprzednim rozdziale skomentowałam - jest szczęśliwa dla Draco, ale jednak podchodzi do kobiety z rezerwą, nie ufa jej od razu.

    Podoba mi się też postawa Narcyzy - nie poddaje się tak łatwo, nie przebacza po paru słodkich słówkach i uwodzeniu. Każe Lucjuszowi zapracować na to, by wróciło wszystko do tego jak było kiedy. Każe mu pracować na miłość, którą go obdarzyła, a on tyle lat poniewierał.

    A, jeszcze miałam Ci wspomnieć o tej "najważniejszej osobie". Wiem, że matka dla mojego męża jest ważna, jednak gdybym usłyszała, że jest dla niego najważniejsza, a nie ja - na pewno byłoby mi długo, bardzo długo przykro. Nie wiem czy nawet nie parę lat.

    Tytuły rozdziałów to u mnie pierwsze słowa lub pierwowzory xD Jeden nazywa się nawet Płacz, inny Październik, etc xD Gorzej jak zapisałam sobie Trójkąt xD Cały dzień myślałam nad tytułem i w końcu nazwałam go Autobiografią xD

    Pozdrawiam,
    Rzan. :)
    Rzan tłumaczy i komentuje

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis