„Niestety, ludzie nie mogą wybierać sobie przystani, kochanków i przyjaciół, tak jak nie przysługuje im prawo wyboru własnych rodziców. Życie ich daje i zabiera, a największa trudność polega na tym, by umieć to życie zaakceptować.”
James Baldwin
~*~
Stanęłam przed wielkimi mahoniowymi drzwiami. Wszystko wydawało się
takie świeże. Jakbym miała spotkać się z nim po raz pierwszy w życiu. Jakby nie
był moim małym synkiem, ale kimś obcym. Byłam zdenerwowana. W głowie huczało mi
mnóstwo pytań. Co, jeśli mi nie wybaczył? Jeżeli nie będzie chciał się ze mną
zobaczyć? A może w ogóle nie otworzy mi drzwi?
Draco mieszkał na pięknej ulicy o wdzięcznej nazwie Wisteria Lane. Po
obu stronach ulicy znajdowały się domki ze ślicznymi, białymi płotkami. Przed
domem obok jakaś mała dziewczynka urządziła piknik dla swoich lalek.
Uśmiechnęłam się. Pamiętałam, jak sama robiłam takie przyjęcia dla lalek.
Czasem tęskniłam za czasami, kiedy moim największym zmartwieniem było to, czy
Bella będzie się chciała ze mną bawić.
Stałam przed domem Dracona już od pięciu minut. Grupka kobiet
plotkujących na ulicy zaczęła się na mnie dziwnie patrzeć. Widziałam, jak przed
chwilą w jednym z okiem poruszyła się firanka. Czy to był Draco? Nie, na pewno
nie – pomyślałam. Mijały kolejne minuty, a ja wciąż nie mogłam się odważyć na
to, żeby zapukać. Wahałam się, jakby od tego miało zależeć całe moje życie.
Poniekąd nawet tak było. Bo czy byłabym w stanie normalnie funkcjonować, żyjąc
ze świadomością, że mój jedyny syn, osoba, którą kocham najbardziej na świecie,
mnie nienawidzi?
– Uspokój się – szepnęłam, żeby podnieść się na duchu. – Przecież to
twój syn, wszystko będzie dobrze – wypowiedzenie tych słów na głos było dobrym
pomysłem. Poczułam przypływ odwagi i zapukałam.
Czekałam.
Dopiero po minucie usłyszałam przekręcający się w zamku klucz.
Drzwi otworzyły się, a ja, ujrzawszy twarz osoby za nimi, po prostu się
rozpłakałam.
~*~
Dwa
lata wcześniej
Spojrzałam na twarz w lustrze. Na blade policzki, podkrążone oczy,
smutne, wręcz martwe, spojrzenie. Ostatnio los nie był dla mnie łaskawy. Kiedy
Bella powiedziała mi o klęsce Lucjusza w Ministerstwie Magii, poczułam, jakby
wielki głaz przygniótł moje serce. Brakowało mi tchu, nie byłam w stanie
dopuścić do siebie myśli, że to wydarzyło się naprawdę, że mój świat po raz
kolejny legł w gruzach. A potem coś sobie uświadomiłam – Czarny Pan zapragnie
zemsty. Najpierw straciłam Lucjusza, którego zamknięto w Azkabanie, a potem…
Czarny Pan postanowił, że spotkania morderców… przepraszam, śmierciożerców,
będą odbywały się w Malfoy Manor. Nie powiem, żebym była nadzwyczajnie
szczęśliwa z tego powodu. Co prawda, miałam przy sobie Bellę, ale czułam się
naprawdę źle, kiedy tak wielu morderców znajdowało się tak blisko. Zwłaszcza
wtedy, kiedy Draco miał wakacje.
Położyłam dłonie na czarnej ramie lustra, pochyliłam głowę i zamknęłam
oczy, starając się pohamować łzy. Słyszałam odgłosy rozmów za drzwiami. A więc
spotkanie już się rozpoczęło. Nie miałam zbyt wiele czasu. Musiałam wyjść z
ukrycia i udawać zadowolą z faktu, że tak wielu śmierciożerców ponownie
znajduje się w moim domu. Nie mogłam pokazać swoich uczuć, ponieważ kara
mogłaby być zbyt okrutna i co gorsza, nie dotyczyłaby tylko mnie, a nie mogłam
pozwolić, żeby cokolwiek stało się mojemu synowi.
– Narcyzo, pospiesz się, wszyscy czekają – usłyszałam za sobą głos Belli
i odwróciłam się zaskoczona. Znów pojawiła się bezszelestnie. Nie lubiłam,
kiedy to robiła.
– Czy to konieczne? – wyjąkałam, starając się nie dać po sobie poznać,
że przed chwilą płakałam. – Czy moja obecność tam, jest konieczna?
– Na Merlina, Narcyzo, znowu zaczynasz? – syknęła, a ja wiedziałam, że
jest na mnie zła. Zawsze zwracała się do mnie pełnym imieniem, kiedy się
złościła. – Przecież wiesz, że Czarny Pan mógłby źle odebrać twoją nieobecność.
Przestań zachowywać się jak dziecko!
– Dobrze – dałam w końcu za wygraną. – Zaraz przyjdę – zmusiłam się do
sztucznego uśmiechu. Mimo iż obie byłyśmy już dorosłymi kobietami, obie byłyśmy
świadome, że Bella ma nade mną władzę.
– No, i to jest moja Cyzia – powiedziała Bella, uśmiechając się szeroko.
– Tylko nie każ na siebie długo czekać, Czarny Pan powiedział, że ma dla nas
ważne wieści.
Zamarłam. Chciałam spytać, czy mówił coś więcej, ale kiedy się
odwróciłam, Belli już nie było. Po raz ostatni zmoczyłam twarz zimną wodą,
odetchnęłam głęboko i wyszłam z łazienki.
Kiedy weszłam do salonu wszyscy już tam byli. Avery, Alecto i Amycus
Carrowowie, Dołohow, Crabbe i Goyle siedzieli po jednej stronie stołu, po lewej
stronie Czarnego Pana. Z kolei Nott, Rookwood, Bella, Draco i Severus siedzieli
po prawej stronie. Pozostały dwa wolne miejsca, jedno przeznaczone dla mnie,
drugie, wciąż puste, dla Lucjusza. Poczułam ukłucie w sercu, kiedy je mijałam.
Zawsze dziwiło mnie to, że Czarny Pan wymaga mojej obecności podczas
spotkań ze śmierciożercami, skoro ja nigdy do nich nie należałam i nigdy nie
będę należeć. Jednak tym razem bardziej przejmowałam się obecnością Dracona.
Może to miał być rodzaj kary za porażkę Lucjusza? Zajęłam swoje miejsce
pomiędzy Bellą i Draconem. Już po chwili usłyszałam wysoki i zimny, wręcz
mrożący krew w żyłach głos. Z ledwością pohamowałam wzdrygnięcie się.
– Jesteś naprawdę gościnną osobą, Narcyzo – zwrócił się do mnie Czarny
Pan, a ja zamarłam w odrętwieniu. – Ustanowienie Malfoy Manor, jako naszej
siedziby bardzo ułatwia nam spotkania.
– Mój Pan jest tutaj zawsze mile widziany – powiedziałam najuprzejmiej,
jak tylko potrafiłam. Po raz pierwszy w życiu Czarny Pan zwrócił się
bezpośrednio do mnie. Wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego.
– Jak już wcześniej mówiłem niektórym z was – ciągnął – spotkaliśmy się
tutaj w bardzo ważnej sprawie.
Wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę. Wiedziałam, że Bella znów
wpatruje się w niego z uwielbieniem. W spojrzeniach pozostałych widziałam
strach. Rozumiałam ich, ja również byłam przerażona.
– Otóż, jak wszyscy wiecie, nie mogę dostać się do Pottera, dopóki
strzeże go Dumbledore. Jednak, jak zapewne zauważyliście, po naszym ostatnim
pojedynku w Ministerstwie Magii, stary Dumbledore opada z sił. I dlatego
nadszedł czas, aby ukochany dyrektor Hogwartu, udał się na wieczny spoczynek.
Wszyscy, oprócz Belli, która wyszczerzyła zęby w uśmiechu, zamarli. Ona
zapewne wyczuła okazję do niezłej zabawy. Dumbledore był jedynym czarodziejem,
który był w stanie walczyć z Czarnym Panem. Wiedziałam, że ten, kto otrzyma
rozkaz zabicia go, sam może szykować się do grobu. W pomieszczeniu panowała
głucha cisza, której nikt nie śmiał przerwać. Nikt, z wyjątkiem… obok mojego
krzesła prześlizgnął się wielki, długi wąż. Nagini, maskotka Czarnego Pana.
Wysyczała coś, czego nie zrozumiałam, a Czarny Pan odpowiedział jej w mowie
węży. Kątem oka spojrzałam na Dracona. Był tak samo przerażony, jak pozostali.
Dyskretnie schowałam rękę pod stołem, po czym odszukałam jego dłoń i uścisnęłam
ją lekko. Myślałam, że dodam mu tym odwagi, ale tak naprawdę, to ja jej
potrzebowałam. Musiałam wiedzieć, że mój syn jest obok mnie i, że jest
bezpieczny.
– Postanowiłem powierzyć zadanie zabicia starca, jednemu z was –
oznajmił w końcu Czarny Pan.
– Ja, Panie – wyrwała się Bella – z chęcią to zrobię.
– Bardzo cieszy mnie twój zapał, Bellatrix, jednak już postanowiłem, kto
wykona to zadanie – urwał, spoglądając na każdą z zebranych osób po kolei.
Zdawało się to trwać wieki. Aż w końcu… – Draco, chłopcze, jesteś już
wystarczająco duży, żeby wstąpić w nasze szeregi.
Poczułam, jak zamarło we mnie serce. Nie, proszę, nie Draco, tylko nie
Draco, nie mój syn – myślałam gorączkowo. Wzięłam głęboki oddech i ścisnęłam go
mocniej za rękę, wbijając tym samym paznokcie w jego skórę. Podobnie jak ja,
był tak przerażony, że nawet nie syknął z bólu. Nie potrafiłam go puścić. Nie
chciałam. Czułam się tak, jakbym już go straciła.
– Tak, Panie… – wyjąkał mój syn, a ja walczyłam, żeby nie uciec, żeby
nie użyć łącznej teleportacji. Mogłabym nas ukryć tak, że już nikt nigdy by nas
nie znalazł. Coś mnie jednak powstrzymało. Była to troska o Bellę i Lucjusza.
Kara za mój występek mogłaby być zbyt okrutna. Z drugiej jednak strony,
chciałam jedynie ochronić moje dziecko.
– Podejdź, Draco – powiedział Czarny Pan, wstając ze swojego miejsca.
Chwilę trwało, zanim zdałam sobie sprawę, że mój syn usiłuje wstać, ale
nie pozwala mu na to mój uścisk. – Mamo… – wyszeptał. Nie puściłam go jednak od
razu, musiało minąć trochę czasu, żebym była na to gotowa. Czasem myślę jednak,
że wciąż nie jestem gotowa, żeby go stracić. Jednak wtedy puszczenie jego ręki
było po prostu impulsem. Kolejna rzecz, którą musiałam zrobić, żeby uchronić
nas przed gniewem Czarnego Pana.
Patrzyłam, jak mój syn odchodzi, podwija rękaw i jak różdżka dotyka jego
ręki. Widziałam ruch warg Czarnego Pana, potem czarny węzeł owinął się wokół
ręki Dracona. Widziałam ból na jego twarzy i słyszałam ciche jęknięcie. Nie
znałam tego zaklęcia, ale musiało być okropnie bolesne. Zamknęłam oczy i
zacisnęłam wargi. Ja również cierpiałam. Tak bardzo bolało mnie serce. A potem
usłyszałam, że ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałam na twarz mojego małego synka,
ale obok mnie, nie siedział już Draco, którego znałam. Wtedy, usiadł obok mnie
mężczyzna, który już nigdy nie był taki jak przedtem.
~*~
Teraz
Draco patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Wiedziałam, że był
zaskoczony nie tylko moją wizytą, ale również reakcją na jego widok. Przez
chwilę stał przede mną, nie wiedząc, co powiedzieć. Patrzyłam na niego, a z
moich oczu płynęły wielkie jak groch łzy.
– Mamo – wyszeptał w końcu i rozejrzał się nerwowo.
– Jestem sama – wychrypiałam. Płacz zmienił mój głos.
– Mamo – powtórzył Draco, wciąż zaskoczony moim widokiem.
Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, wycałować i przytulać za wszystkie
te dni, kiedy nie mogłam tego robić, ale powstrzymałam się. Wciąż nie
wiedziałam, co czuje mój syn.
– Mogę wejść? – spytałam w końcu, starając się zahamować łzy.
Draco nie odpowiedział, po prostu otworzył szeroko drzwi i odsunął się
na bok. Weszłam do środka. Wciąż milcząc, Draco zaprowadził mnie do salonu.
Było to jasne, przestronne pomieszczenie. Mój syn wymamrotał coś o czymś do
picia, po czym zniknął. Zostałam sama. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było
zadbane i urządzone w dobrym guście. Wyraźnie było tutaj czuć kobiecą rękę.
Spostrzegłam, że na jednej ze ścian znajdują się zdjęcia. Podeszłam bliżej.
Postacie na kilku z nich się poruszały, pozostałe były nieruchome. Zrozumiałam,
że to fotografie partnerki mojego syna. Na kilku z nich znajdowali się
prawdopodobnie jej rodzice, na pozostałych ona i Draco. Poczułam ukłucie w
sercu, kiedy spostrzegłam, że na jednym ze zdjęć znajduję się również ja. Była
to stara fotografia, zrobiona na kilka dni przed pójściem Dracona do pierwszej
klasy. Przytulałam go, a po moich policzkach płynęły łzy. Poczułam, że tak jak
na zdjęciu, po moich prawdziwych policzkach również spływają wielkie krople
łez. Moje wzruszenie było tym większe, iż zauważyłam, że na żadnej z fotografii
nie było Lucjusza.
– Te zdjęcia, to pomysł Hermiony – powiedział w końcu Draco, a ja
odwróciłam się i spojrzałam w jego piękne szare oczy. Tym razem nie byłam w
stanie się powstrzymać. Poczekałam, aż odłoży na stół tacę z butelką oraz
dwiema szklankami, a potem po prostu podbiegłam do niego i przytuliłam go
najmocniej, jak potrafiłam.
Początkowo Draco był zaskoczony moją reakcją, ale z wielką ulgą zdałam
sobie sprawę, że po chwili on również mnie ściskał.
– Przepraszam – szepnęłam mu do ucha. – Tak bardzo cię za wszystko
przepraszam. To moja wina – wychlipałam. – Nie powinnam była na to wszystko
pozwolić.
– Nie możesz się obwiniać mamo – odpowiedział, a ja słyszałam, że jego
głos również drżał. – Postąpiłem głupio, ale tak bardzo chciałem odciąć się od
tego życia.
– Wiem, skarbie, wiem. Tak bardzo cię skrzywdziliśmy… chciałabym cofnąć
czas, sprawić, żeby to się nie wydarzyło…
– Nie możesz mamo. I nie musisz.
– Co teraz, synku? – spytałam, odsuwając się lekko od niego, żeby znów
spojrzeć w jego oczy. Lubiłam patrzeć w jego oczy, ponieważ tak bardzo
przypominały mi one o Lucjuszu. – Czy jesteś w stanie nam wybaczyć?
– Już to zrobiłem, mamo – powiedział. – Ale nie wiedziałem, czy wy
wybaczyliście mi.
– Synku… – szepnęłam i ponownie się rozpłakałam. – Kocham cię i nigdy
nie byłabym w stanie pogodzić się z myślą, że cię straciłam.
Przez kolejne dziesięć minut po prostu staliśmy wtuleni w siebie.
Szlochałam, mocząc koszulkę Dracona, ale on również płakał. Wiedziałam, że to
przełomowa chwila w naszym życiu. Po raz pierwszy od ponad roku znów byliśmy
razem.
W końcu odsunęliśmy się od siebie. Szybkim zaklęciem doprowadziłam do
porządku nasze twarze i ubrania. Draco wskazał na stół.
– Pomyślałem, że przyda nam się coś mocniejszego niż sok dyniowy –
powiedział, biorąc do ręki butelkę Ognistej Whisky. – Chyba mamy trochę do
nadrobienia – uśmiechnął się lekko, podając mi szklankę z bursztynowym płynem.
Wzięłam ją, po czym od razu upiłam duży łyk. Poczułam, jak przez moje gardło
przepływa fala ciepła.
– Chciałabym tyle wiedzieć – uśmiechnęłam się lekko.
– Możesz pytać o wszystko – odwzajemnił uśmiech.
Przez głowę przewinęły mi się setki pytań. Chciałam wiedzieć, gdzie
pracuje, jak żyje, z kim się spotyka, czy ma przyjaciół, czy wróci do domu, czy
chce spotkać się z Lucjuszem, jak zaczął się jego związek z Hermioną, od jak
dawna razem mieszkają, jaka ona jest i jaki on jest dla niej. Ale zamiast tego
spytałam tylko:
– Jesteś szczęśliwy?
– W tej chwili? Jeszcze najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie –
uśmiechnął się. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę i że znów
możemy porozmawiać.
– Chciałam zobaczyć się z tobą wcześniej, ale nie byłam pewna czy byłeś
na to gotowy. Tak bardzo bałam się, że cię straciłam. Ale nie mogłam dłużej
czekać. Wiedziałam, że im więcej czasu mija, tym mniejsze są szanse na nasze
spotkanie. W końcu ojciec znalazł twój nowy adres i tak tutaj trafiłam.
Na wzmiankę o Lucjuszu, Draco wzdrygnął się lekko. Domyśliłam się, że
wciąż ma do niego żal.
– Co mówi ojciec? – spytał sucho.
– Wciąż jest zły, ale myślę, że zaczyna mięknąć. Draco, on cię kocha.
Jesteś jego jedynym dzieckiem, jego synem – powiedziałam, chwytając jego dłoń.
– Co innego mówił podczas naszego ostatniego spotkania.
– Wtedy był wściekły, nie rozumiał twojego zachowania. Dla niego
niemożliwe jest, aby czarodziej czystej krwi spotykał się z mugolaczką. Musisz
zrozumieć, że podobnie jak ja, został wychowany w przekonaniu, że jakikolwiek
kontakt z czarodziejem, który nie jest czystej albo, chociaż półkrwi, jest
hańbą dla całej czarodziejskiej rodziny.
– A więc ty też uważasz, że okryłem nas hańbą? – spytał Draco, wyrywając
swoją dłoń z mojego uścisku.
– Nie, ja… ja nie pomyślałam o tym w ten sposób nawet przez chwilę. Dla
mnie najważniejsze jest to, żebyś był szczęśliwy. Czy jesteś z nią szczęśliwy,
Draco?
Zamiast odpowiedzieć, Draco się uśmiechnął, ale nie był to zwykły
uśmiech. Bo widzicie, uśmiechy mają w sobie moc. A ten uśmiech mówił: mógłbym z
nią spędzić całe życie, a to i tak za krótko.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z ciebie dumna – szepnęłam,
próbując ukryć wzruszenie. Wiedziałam, jak wspaniała jest młodzieńcza miłość.
Człowiek ma wrażenie, jakby był panem świata, jakby nic nie było w stanie go
zniszczyć. Potem oczywiście pojawiają się problemy i człowiek wraca do
rzeczywistości, ale wciąż to ta miłość daje mu siłę do normalnego
funkcjonowania.
Chciałam spytać o jego plany względem tej dziewczyny, ale…
– Draco, wróciłeś już?! – rozległ się nagle kobiecy głos, a ja
podskoczyłam na krześle.
– Chcesz poznać Hermionę? – spytał Draco nieco zdenerwowany. Widocznie
nie spodziewał się jej tak wcześnie.
– Nie marzę o niczym innym, niż poznanie kobiety, która uszczęśliwiła
mojego syna – uśmiechnęłam się i wstałam z krzesła, gotowa na spotkanie.
#RóżoweCisteczka
OdpowiedzUsuńZgadnij kto znów zostawi tutaj komentarz...? Tak. To ja! :)
Ja najdłużej rozdział pisałam chyba do szóstej rano... Ale była sobota i mogłam pięknie się wyspać.
Tym razem ukazałaś grę, którą toczyła Narcyza, emocje, które ukrywała za swą maską. Wysiłek jaki musiała wkładać, by sprostać wymaganiom i się nie złamać...
Ból, który czuła, gdy Draco został wybrany na śmierciożercę... Wow.
W wzruszający sposób opisałaś spotkanie matki z synem.
Jestem ciekawa jaka będzie twoja Hermiona, bo jak na razie zachwyciłaś mnie wszystkimi swoimi bohaterami :)
Pozdrawiam!
Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com
Narcyza nie miała łatwego życia. Nie chciała obecności śmierciożerców w swoim życiu, a tym bardziej Voldemorta, ale nie miała wyjścia. Wszystko co robiła, robiła z miłości do męża. Niestety, owa miłość wyprowadziła ją w przysłowiowe pole. Przysporzyła więcej trosk i cierpień niż radości i szczęścia, którego ona tak bardzo pragnęła.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o fragment z przeszłości, to jestem z niego niesamowicie dumna i może popadam w samozachwyt, ale to jeden z moich ulubionych fragmentów w całym tym opowiadaniu :)
Naprawdę się cieszę, że podoba Ci się sposób, w jaki ukształtowałam bohaterów. Starałam się, żeby byli jak najwierniejsi oryginałom, ale nie zawsze mi to wychodziło ;)
#RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha.
OdpowiedzUsuńSzkoda że w kanonie jest tak mało o Narcyzie. Już o Lucjuszu jest sporo więcej ale cóż. Wydarzenia które opisujesz są dramatyczne i podoba mi się ich przedstawienie. Niestety z przyczyn osobistych siadałam do tego komentarza trzy razy. Mam nadzieję, że dalej będzie trochę weselej bo jak na razie to bardzo dużo łez jest w tym tekście.
Lecę dalej
pozdrawiam rapsodia89
Boziu! Cudo! Cudocudocudocudocudo! Hermiona była od dziecka moją ulubioną postacią! Lecę czytać następny!
OdpowiedzUsuńAssarii Cleto
Rozdział przecudowny, naprawdę brak mi słów. Pozostaje tylko czekać na kolejny :))
OdpowiedzUsuńRose Mia Louiette
Podoba mi się to jak Narcyza spotyka się z synem. Nie jest to spotkanie, gdzie wszystko jest kolorów - kobieta się waha, boi. Podobnie Draco - Narcyza i Lucjusz to jego rodzice, jednak mimo wszystkich błędów jakie popełnili dalej ich kocha.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, ze nie robisz od razu przemiany Lucjusza, lubię teksty, gdzie chwilę to trwa, gdzie musi się postarać, by rodzina mu przebaczyła i ponownie zaufała.
Jestem ciekawa spotkania Narcyzy z Hermionę, uwielbiam, że ta dwójka mieszka już razem po szkole (bo mieszka, tak? *o*). Pomysł z niespodziewaną wizytą i spotkanie dwóch kobiet na pewno będzie dobre. Znając Hermionę, przyjmie Narcyzę miło i gościenie, ale z pewną dozą niepewności, z pewną rezerwą - w końcu zranili jej partnera.
W kwestiach kosmetycznych dywizy-półpauzy oraz jakbyś wyjustowała tekst to o wiele estetyczniej by to wyglądało - takie o, jak wisienka na torcie :)
Pozdrawiam,
Rzan. :)
Rzan tłumaczy i komentuje
I mamy pierwszy akapit. Podoba mi się, że Narcyza aż tak się waha. Nie pomijasz szczegółów (te sąsiadeczki), nie pomijasz jej wewnętrznej walki. To, że się rozpłakała na końcu, jest świetne. Widać, jak mocno ją to wszystko tłamsiło w środku, jak bolało, jak wygryzało. Biedna Narcyza, tyle przeszkód, które musiała pokonać. Ech.
OdpowiedzUsuńKolejny akapit (dwa lata wcześniej). Skoro akcja dzieje się rok po wojnie, a Lucjusz dwa lata wcześniej poległ w Ministerstwie, to chyba bardzo mocno nagięłaś kanon. Lucjusz poległ w 1996. Wtedy też trafił do Azkabanu. Bitw o Hogwart (II) toczyła się w 1998 roku, a akcja właściwa dzieje się w 1999, więc analogicznie, minęły trzy lata, nie dwa. Pomijając ten szczegół, kwestia Bellatrix. Ok, Narcyza i Bellatrix były siostrami, ale obawiam się, że tutaj Cyzia zbyt mocno wybiela panią Lestrange. Bellatrix bowiem była tysiąc razy większym i gorszym mordercą, niż połową śmierciożerców, którzy sunęli po korytarzach Malfoyowskiego dworku. Dobra, rodzina, więź etc., ale na Salazara, Narcyza ma zbyt skrzywione patrzenie w tym momencie. Uważam, że zbyt mało podrasowałaś ich siostrzane relacje, brakuje mi tutaj Cyzi, która zdaje sobie sprawę z przewinień sis. Twoja Cyzia zdaje się widzieć to, co chce, a fakt, że jej siostra to największa zbrodniarka zaraz po Voldemorcie, nie ma żadnego znaczenia. Przecież ona oszalała. Gdzie to wszystko? Cieszę się jednak, że mimo wszystko martwi się o swojego syna. Nie zapomina o tym.
Rozmowa z Bellą jakby trochę zbyt mało… ja wiem, szalona? Bellatrix zdaje się być tutaj normalną, zwykłą śmierciożercą. Jakby nie była sobą. Ok, dobrze, że się szybko zezłościła, ale było w tym zdecydowanie zbyt mało iskry.
„- Jesteś naprawdę gościnną osobą, Narcyzo – zwrócił się do mnie Czarny Pan, a ja zamarłam w odrętwieniu. – Ustanowienie Malfoy Manor jako naszą siedzibę bardzo ułatwia nam nasze spotkania.” Na ten moment Voldemort zdaje się być sobą; przesadnie miłym, ale wciąż tyranem i złoczyńcą. Nie pasuje mi tu wyraz ustanowienie, ustanawiać można ministrów albo dyrektorów, ale czy siedziby również? Nie wiem, wymagałoby to sprawdzenia. Miałam się nie czepiać błędów, damn. :D
Pan powinno się zapisywać z małej litery, Tomcio nie jest żadnym Bogiem, ani nic z tych rzeczy.
„Dyskretnie schowałam rękę pod stołem, po czym odszukałam jego dłoń i uścisnęłam ją lekko. Myślałam, że dodam mu tym odwagi, ale tak naprawdę, to ja jej potrzebowałam. Musiałam wiedzieć, że mój syn jest obok mnie i, że jest bezpieczny.” Bardzo poruszający fragment. Pokazuje, jak w istocie ona dbała o dobro i bezpieczeństwo swojego dziecka i jednocześnie jej bezsilność, że w tamtej chwili nie potrafiła zrobić nic więcej, jak tylko uścisnąć jego dłoń.
Zabolało mnie to, co zabolało Narcyzę. Fakt, że była niezdolna do ochrony swoich najbliższych ją zabijał. Nie dość, że musiała patrzeć na siostrę i męża, to jeszcze zmuszona była do oglądania porażki swojego jedynego dziecka. Musiała patrzeć, jak jej pierworodny podpisuje na siebie, nie z własnej woli nawet, wyrok śmierci.
„- Przepraszam – szepnęłam mu do ucha. – Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. To moja wina – wychlipałam. – Nie powinnam była na to wszystko pozwolić.” Chce mi się płakać. Dramatyzm tej sceny jest tak dogłębny, że aż ciężko się to czyta. Draco jest zmieszany, a Narcyza zagubiona. Zgrabnie to przedstawiłaś, ale mam jedno ale do fragmentu wcześniejszego. Jest zbyt chaotyczny, jakbyś sama nie potrafiła opanować siebie przy pisaniu tego tekstu. Nie wiem, co jak i gdzie. Opis tak płytki, że sama musiałam sobie dopowiedzieć, jak Hermiona urządziłaby salon.
„- W tej chwili? Jeszcze nigdy nie byłem szczęśliwszy – uśmiechnął się.” Brakuje czegoś w tym zdaniu, bo zabrzmiało to tak, jakby Dracze NIE BYŁ SZCZĘŚLIWY NIGDY. Jakby wiecznie był tym małym, skrzywdzonym przez los chłopcem.
„A ten uśmiech mówił: mógłbym z nią spędzić całe życie, a to i tak za krótko.” O, świetne spostrzeżenie.
Omg, spotkanie z Hermioną do tego wszystkiego! No cóż, nie mogę się w takim razie doczekać. Boję się, że to może być za dużo dla Cyzi i znowu się rozpłacze, a ja wtedy już razem z nią, ale co mi tam.
UsuńUwielbiam to, w jakim klimacie (wojenno-powojennym) utrzymujesz ten tekst.
Lecę dalej.
Cosima xx.