niedziela, 5 października 2014

Rozdział 2. Naprawianie szkód

„Niestety, ludzie nie mogą wybierać sobie przystani, kochanków i przyjaciół, tak jak nie przysługuje im prawo wyboru własnych rodziców. Życie ich daje i zabiera, a największa trudność polega na tym, by umieć to życie zaakceptować.”
James Baldwin

~*~

Stanęłam przed wielkimi mahoniowymi drzwiami. Wszystko wydawało się takie świeże. Jakbym miała spotkać się z nim po raz pierwszy w życiu. Jakby nie był moim małym synkiem, ale kimś obcym. Byłam zdenerwowana. W głowie huczało mi mnóstwo pytań. Co, jeśli mi nie wybaczył? Jeżeli nie będzie chciał się ze mną zobaczyć? A może w ogóle nie otworzy mi drzwi?
Draco mieszkał na pięknej ulicy o wdzięcznej nazwie Wisteria Lane. Po obu stronach ulicy znajdowały się domki ze ślicznymi, białymi płotkami. Przed domem obok jakaś mała dziewczynka urządziła piknik dla swoich lalek. Uśmiechnęłam się. Pamiętałam, jak sama robiłam takie przyjęcia dla lalek. Czasem tęskniłam za czasami, kiedy moim największym zmartwieniem było to, czy Bella będzie się chciała ze mną bawić.

Stałam przed domem Dracona już od pięciu minut. Grupka kobiet plotkujących na ulicy zaczęła się na mnie dziwnie patrzeć. Widziałam, jak przed chwilą w jednym z okiem poruszyła się firanka. Czy to był Draco? Nie, na pewno nie – pomyślałam. Mijały kolejne minuty, a ja wciąż nie mogłam się odważyć na to, żeby zapukać. Wahałam się, jakby od tego miało zależeć całe moje życie. Poniekąd nawet tak było. Bo czy byłabym w stanie normalnie funkcjonować, żyjąc ze świadomością, że mój jedyny syn, osoba, którą kocham najbardziej na świecie, mnie nienawidzi?
– Uspokój się – szepnęłam, żeby podnieść się na duchu. – Przecież to twój syn, wszystko będzie dobrze – wypowiedzenie tych słów na głos było dobrym pomysłem. Poczułam przypływ odwagi i zapukałam.
Czekałam.
Dopiero po minucie usłyszałam przekręcający się w zamku klucz.
Drzwi otworzyły się, a ja, ujrzawszy twarz osoby za nimi, po prostu się rozpłakałam.

~*~

Dwa lata wcześniej

Spojrzałam na twarz w lustrze. Na blade policzki, podkrążone oczy, smutne, wręcz martwe, spojrzenie. Ostatnio los nie był dla mnie łaskawy. Kiedy Bella powiedziała mi o klęsce Lucjusza w Ministerstwie Magii, poczułam, jakby wielki głaz przygniótł moje serce. Brakowało mi tchu, nie byłam w stanie dopuścić do siebie myśli, że to wydarzyło się naprawdę, że mój świat po raz kolejny legł w gruzach. A potem coś sobie uświadomiłam – Czarny Pan zapragnie zemsty. Najpierw straciłam Lucjusza, którego zamknięto w Azkabanie, a potem… Czarny Pan postanowił, że spotkania morderców… przepraszam, śmierciożerców, będą odbywały się w Malfoy Manor. Nie powiem, żebym była nadzwyczajnie szczęśliwa z tego powodu. Co prawda, miałam przy sobie Bellę, ale czułam się naprawdę źle, kiedy tak wielu morderców znajdowało się tak blisko. Zwłaszcza wtedy, kiedy Draco miał wakacje.
Położyłam dłonie na czarnej ramie lustra, pochyliłam głowę i zamknęłam oczy, starając się pohamować łzy. Słyszałam odgłosy rozmów za drzwiami. A więc spotkanie już się rozpoczęło. Nie miałam zbyt wiele czasu. Musiałam wyjść z ukrycia i udawać zadowolą z faktu, że tak wielu śmierciożerców ponownie znajduje się w moim domu. Nie mogłam pokazać swoich uczuć, ponieważ kara mogłaby być zbyt okrutna i co gorsza, nie dotyczyłaby tylko mnie, a nie mogłam pozwolić, żeby cokolwiek stało się mojemu synowi.
– Narcyzo, pospiesz się, wszyscy czekają – usłyszałam za sobą głos Belli i odwróciłam się zaskoczona. Znów pojawiła się bezszelestnie. Nie lubiłam, kiedy to robiła.
– Czy to konieczne? – wyjąkałam, starając się nie dać po sobie poznać, że przed chwilą płakałam. – Czy moja obecność tam, jest konieczna?
– Na Merlina, Narcyzo, znowu zaczynasz? – syknęła, a ja wiedziałam, że jest na mnie zła. Zawsze zwracała się do mnie pełnym imieniem, kiedy się złościła. – Przecież wiesz, że Czarny Pan mógłby źle odebrać twoją nieobecność. Przestań zachowywać się jak dziecko!
– Dobrze – dałam w końcu za wygraną. – Zaraz przyjdę – zmusiłam się do sztucznego uśmiechu. Mimo iż obie byłyśmy już dorosłymi kobietami, obie byłyśmy świadome, że Bella ma nade mną władzę.
– No, i to jest moja Cyzia – powiedziała Bella, uśmiechając się szeroko. – Tylko nie każ na siebie długo czekać, Czarny Pan powiedział, że ma dla nas ważne wieści.
Zamarłam. Chciałam spytać, czy mówił coś więcej, ale kiedy się odwróciłam, Belli już nie było. Po raz ostatni zmoczyłam twarz zimną wodą, odetchnęłam głęboko i wyszłam z łazienki.
Kiedy weszłam do salonu wszyscy już tam byli. Avery, Alecto i Amycus Carrowowie, Dołohow, Crabbe i Goyle siedzieli po jednej stronie stołu, po lewej stronie Czarnego Pana. Z kolei Nott, Rookwood, Bella, Draco i Severus siedzieli po prawej stronie. Pozostały dwa wolne miejsca, jedno przeznaczone dla mnie, drugie, wciąż puste, dla Lucjusza. Poczułam ukłucie w sercu, kiedy je mijałam.
Zawsze dziwiło mnie to, że Czarny Pan wymaga mojej obecności podczas spotkań ze śmierciożercami, skoro ja nigdy do nich nie należałam i nigdy nie będę należeć. Jednak tym razem bardziej przejmowałam się obecnością Dracona. Może to miał być rodzaj kary za porażkę Lucjusza? Zajęłam swoje miejsce pomiędzy Bellą i Draconem. Już po chwili usłyszałam wysoki i zimny, wręcz mrożący krew w żyłach głos. Z ledwością pohamowałam wzdrygnięcie się.
– Jesteś naprawdę gościnną osobą, Narcyzo – zwrócił się do mnie Czarny Pan, a ja zamarłam w odrętwieniu. – Ustanowienie Malfoy Manor, jako naszej siedziby bardzo ułatwia nam spotkania.
– Mój Pan jest tutaj zawsze mile widziany – powiedziałam najuprzejmiej, jak tylko potrafiłam. Po raz pierwszy w życiu Czarny Pan zwrócił się bezpośrednio do mnie. Wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego.
– Jak już wcześniej mówiłem niektórym z was – ciągnął – spotkaliśmy się tutaj w bardzo ważnej sprawie.
Wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę. Wiedziałam, że Bella znów wpatruje się w niego z uwielbieniem. W spojrzeniach pozostałych widziałam strach. Rozumiałam ich, ja również byłam przerażona.
– Otóż, jak wszyscy wiecie, nie mogę dostać się do Pottera, dopóki strzeże go Dumbledore. Jednak, jak zapewne zauważyliście, po naszym ostatnim pojedynku w Ministerstwie Magii, stary Dumbledore opada z sił. I dlatego nadszedł czas, aby ukochany dyrektor Hogwartu, udał się na wieczny spoczynek.
Wszyscy, oprócz Belli, która wyszczerzyła zęby w uśmiechu, zamarli. Ona zapewne wyczuła okazję do niezłej zabawy. Dumbledore był jedynym czarodziejem, który był w stanie walczyć z Czarnym Panem. Wiedziałam, że ten, kto otrzyma rozkaz zabicia go, sam może szykować się do grobu. W pomieszczeniu panowała głucha cisza, której nikt nie śmiał przerwać. Nikt, z wyjątkiem… obok mojego krzesła prześlizgnął się wielki, długi wąż. Nagini, maskotka Czarnego Pana. Wysyczała coś, czego nie zrozumiałam, a Czarny Pan odpowiedział jej w mowie węży. Kątem oka spojrzałam na Dracona. Był tak samo przerażony, jak pozostali. Dyskretnie schowałam rękę pod stołem, po czym odszukałam jego dłoń i uścisnęłam ją lekko. Myślałam, że dodam mu tym odwagi, ale tak naprawdę, to ja jej potrzebowałam. Musiałam wiedzieć, że mój syn jest obok mnie i, że jest bezpieczny.
– Postanowiłem powierzyć zadanie zabicia starca, jednemu z was – oznajmił w końcu Czarny Pan.
– Ja, Panie – wyrwała się Bella – z chęcią to zrobię.
– Bardzo cieszy mnie twój zapał, Bellatrix, jednak już postanowiłem, kto wykona to zadanie – urwał, spoglądając na każdą z zebranych osób po kolei. Zdawało się to trwać wieki. Aż w końcu… – Draco, chłopcze, jesteś już wystarczająco duży, żeby wstąpić w nasze szeregi.
Poczułam, jak zamarło we mnie serce. Nie, proszę, nie Draco, tylko nie Draco, nie mój syn – myślałam gorączkowo. Wzięłam głęboki oddech i ścisnęłam go mocniej za rękę, wbijając tym samym paznokcie w jego skórę. Podobnie jak ja, był tak przerażony, że nawet nie syknął z bólu. Nie potrafiłam go puścić. Nie chciałam. Czułam się tak, jakbym już go straciła.
– Tak, Panie… – wyjąkał mój syn, a ja walczyłam, żeby nie uciec, żeby nie użyć łącznej teleportacji. Mogłabym nas ukryć tak, że już nikt nigdy by nas nie znalazł. Coś mnie jednak powstrzymało. Była to troska o Bellę i Lucjusza. Kara za mój występek mogłaby być zbyt okrutna. Z drugiej jednak strony, chciałam jedynie ochronić moje dziecko.
– Podejdź, Draco – powiedział Czarny Pan, wstając ze swojego miejsca.
Chwilę trwało, zanim zdałam sobie sprawę, że mój syn usiłuje wstać, ale nie pozwala mu na to mój uścisk. – Mamo… – wyszeptał. Nie puściłam go jednak od razu, musiało minąć trochę czasu, żebym była na to gotowa. Czasem myślę jednak, że wciąż nie jestem gotowa, żeby go stracić. Jednak wtedy puszczenie jego ręki było po prostu impulsem. Kolejna rzecz, którą musiałam zrobić, żeby uchronić nas przed gniewem Czarnego Pana.
Patrzyłam, jak mój syn odchodzi, podwija rękaw i jak różdżka dotyka jego ręki. Widziałam ruch warg Czarnego Pana, potem czarny węzeł owinął się wokół ręki Dracona. Widziałam ból na jego twarzy i słyszałam ciche jęknięcie. Nie znałam tego zaklęcia, ale musiało być okropnie bolesne. Zamknęłam oczy i zacisnęłam wargi. Ja również cierpiałam. Tak bardzo bolało mnie serce. A potem usłyszałam, że ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałam na twarz mojego małego synka, ale obok mnie, nie siedział już Draco, którego znałam. Wtedy, usiadł obok mnie mężczyzna, który już nigdy nie był taki jak przedtem.

~*~

Teraz

Draco patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Wiedziałam, że był zaskoczony nie tylko moją wizytą, ale również reakcją na jego widok. Przez chwilę stał przede mną, nie wiedząc, co powiedzieć. Patrzyłam na niego, a z moich oczu płynęły wielkie jak groch łzy.
– Mamo – wyszeptał w końcu i rozejrzał się nerwowo.
– Jestem sama – wychrypiałam. Płacz zmienił mój głos.
– Mamo – powtórzył Draco, wciąż zaskoczony moim widokiem.
Miałam ochotę rzucić mu się na szyję, wycałować i przytulać za wszystkie te dni, kiedy nie mogłam tego robić, ale powstrzymałam się. Wciąż nie wiedziałam, co czuje mój syn.
– Mogę wejść? – spytałam w końcu, starając się zahamować łzy.
Draco nie odpowiedział, po prostu otworzył szeroko drzwi i odsunął się na bok. Weszłam do środka. Wciąż milcząc, Draco zaprowadził mnie do salonu. Było to jasne, przestronne pomieszczenie. Mój syn wymamrotał coś o czymś do picia, po czym zniknął. Zostałam sama. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było zadbane i urządzone w dobrym guście. Wyraźnie było tutaj czuć kobiecą rękę. Spostrzegłam, że na jednej ze ścian znajdują się zdjęcia. Podeszłam bliżej. Postacie na kilku z nich się poruszały, pozostałe były nieruchome. Zrozumiałam, że to fotografie partnerki mojego syna. Na kilku z nich znajdowali się prawdopodobnie jej rodzice, na pozostałych ona i Draco. Poczułam ukłucie w sercu, kiedy spostrzegłam, że na jednym ze zdjęć znajduję się również ja. Była to stara fotografia, zrobiona na kilka dni przed pójściem Dracona do pierwszej klasy. Przytulałam go, a po moich policzkach płynęły łzy. Poczułam, że tak jak na zdjęciu, po moich prawdziwych policzkach również spływają wielkie krople łez. Moje wzruszenie było tym większe, iż zauważyłam, że na żadnej z fotografii nie było Lucjusza.
– Te zdjęcia, to pomysł Hermiony – powiedział w końcu Draco, a ja odwróciłam się i spojrzałam w jego piękne szare oczy. Tym razem nie byłam w stanie się powstrzymać. Poczekałam, aż odłoży na stół tacę z butelką oraz dwiema szklankami, a potem po prostu podbiegłam do niego i przytuliłam go najmocniej, jak potrafiłam.
Początkowo Draco był zaskoczony moją reakcją, ale z wielką ulgą zdałam sobie sprawę, że po chwili on również mnie ściskał.
– Przepraszam – szepnęłam mu do ucha. – Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. To moja wina – wychlipałam. – Nie powinnam była na to wszystko pozwolić.
– Nie możesz się obwiniać mamo – odpowiedział, a ja słyszałam, że jego głos również drżał. – Postąpiłem głupio, ale tak bardzo chciałem odciąć się od tego życia.
– Wiem, skarbie, wiem. Tak bardzo cię skrzywdziliśmy… chciałabym cofnąć czas, sprawić, żeby to się nie wydarzyło…
– Nie możesz mamo. I nie musisz.
– Co teraz, synku? – spytałam, odsuwając się lekko od niego, żeby znów spojrzeć w jego oczy. Lubiłam patrzeć w jego oczy, ponieważ tak bardzo przypominały mi one o Lucjuszu. – Czy jesteś w stanie nam wybaczyć?
– Już to zrobiłem, mamo – powiedział. – Ale nie wiedziałem, czy wy wybaczyliście mi.
– Synku… – szepnęłam i ponownie się rozpłakałam. – Kocham cię i nigdy nie byłabym w stanie pogodzić się z myślą, że cię straciłam.
Przez kolejne dziesięć minut po prostu staliśmy wtuleni w siebie. Szlochałam, mocząc koszulkę Dracona, ale on również płakał. Wiedziałam, że to przełomowa chwila w naszym życiu. Po raz pierwszy od ponad roku znów byliśmy razem.
W końcu odsunęliśmy się od siebie. Szybkim zaklęciem doprowadziłam do porządku nasze twarze i ubrania. Draco wskazał na stół.
– Pomyślałem, że przyda nam się coś mocniejszego niż sok dyniowy – powiedział, biorąc do ręki butelkę Ognistej Whisky. – Chyba mamy trochę do nadrobienia – uśmiechnął się lekko, podając mi szklankę z bursztynowym płynem. Wzięłam ją, po czym od razu upiłam duży łyk. Poczułam, jak przez moje gardło przepływa fala ciepła.
– Chciałabym tyle wiedzieć – uśmiechnęłam się lekko.
– Możesz pytać o wszystko – odwzajemnił uśmiech.
Przez głowę przewinęły mi się setki pytań. Chciałam wiedzieć, gdzie pracuje, jak żyje, z kim się spotyka, czy ma przyjaciół, czy wróci do domu, czy chce spotkać się z Lucjuszem, jak zaczął się jego związek z Hermioną, od jak dawna razem mieszkają, jaka ona jest i jaki on jest dla niej. Ale zamiast tego spytałam tylko:
– Jesteś szczęśliwy?
– W tej chwili? Jeszcze najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie – uśmiechnął się. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę i że znów możemy porozmawiać.
– Chciałam zobaczyć się z tobą wcześniej, ale nie byłam pewna czy byłeś na to gotowy. Tak bardzo bałam się, że cię straciłam. Ale nie mogłam dłużej czekać. Wiedziałam, że im więcej czasu mija, tym mniejsze są szanse na nasze spotkanie. W końcu ojciec znalazł twój nowy adres i tak tutaj trafiłam.
Na wzmiankę o Lucjuszu, Draco wzdrygnął się lekko. Domyśliłam się, że wciąż ma do niego żal.
– Co mówi ojciec? – spytał sucho.
– Wciąż jest zły, ale myślę, że zaczyna mięknąć. Draco, on cię kocha. Jesteś jego jedynym dzieckiem, jego synem – powiedziałam, chwytając jego dłoń.
– Co innego mówił podczas naszego ostatniego spotkania.
– Wtedy był wściekły, nie rozumiał twojego zachowania. Dla niego niemożliwe jest, aby czarodziej czystej krwi spotykał się z mugolaczką. Musisz zrozumieć, że podobnie jak ja, został wychowany w przekonaniu, że jakikolwiek kontakt z czarodziejem, który nie jest czystej albo, chociaż półkrwi, jest hańbą dla całej czarodziejskiej rodziny.
– A więc ty też uważasz, że okryłem nas hańbą? – spytał Draco, wyrywając swoją dłoń z mojego uścisku.
– Nie, ja… ja nie pomyślałam o tym w ten sposób nawet przez chwilę. Dla mnie najważniejsze jest to, żebyś był szczęśliwy. Czy jesteś z nią szczęśliwy, Draco?
Zamiast odpowiedzieć, Draco się uśmiechnął, ale nie był to zwykły uśmiech. Bo widzicie, uśmiechy mają w sobie moc. A ten uśmiech mówił: mógłbym z nią spędzić całe życie, a to i tak za krótko.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z ciebie dumna – szepnęłam, próbując ukryć wzruszenie. Wiedziałam, jak wspaniała jest młodzieńcza miłość. Człowiek ma wrażenie, jakby był panem świata, jakby nic nie było w stanie go zniszczyć. Potem oczywiście pojawiają się problemy i człowiek wraca do rzeczywistości, ale wciąż to ta miłość daje mu siłę do normalnego funkcjonowania.
Chciałam spytać o jego plany względem tej dziewczyny, ale…
– Draco, wróciłeś już?! – rozległ się nagle kobiecy głos, a ja podskoczyłam na krześle.
– Chcesz poznać Hermionę? – spytał Draco nieco zdenerwowany. Widocznie nie spodziewał się jej tak wcześnie.
– Nie marzę o niczym innym, niż poznanie kobiety, która uszczęśliwiła mojego syna – uśmiechnęłam się i wstałam z krzesła, gotowa na spotkanie.

8 komentarzy:

  1. #RóżoweCisteczka
    Zgadnij kto znów zostawi tutaj komentarz...? Tak. To ja! :)
    Ja najdłużej rozdział pisałam chyba do szóstej rano... Ale była sobota i mogłam pięknie się wyspać.
    Tym razem ukazałaś grę, którą toczyła Narcyza, emocje, które ukrywała za swą maską. Wysiłek jaki musiała wkładać, by sprostać wymaganiom i się nie złamać...
    Ból, który czuła, gdy Draco został wybrany na śmierciożercę... Wow.
    W wzruszający sposób opisałaś spotkanie matki z synem.
    Jestem ciekawa jaka będzie twoja Hermiona, bo jak na razie zachwyciłaś mnie wszystkimi swoimi bohaterami :)
    Pozdrawiam!
    Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Narcyza nie miała łatwego życia. Nie chciała obecności śmierciożerców w swoim życiu, a tym bardziej Voldemorta, ale nie miała wyjścia. Wszystko co robiła, robiła z miłości do męża. Niestety, owa miłość wyprowadziła ją w przysłowiowe pole. Przysporzyła więcej trosk i cierpień niż radości i szczęścia, którego ona tak bardzo pragnęła.
    Jeśli chodzi o fragment z przeszłości, to jestem z niego niesamowicie dumna i może popadam w samozachwyt, ale to jeden z moich ulubionych fragmentów w całym tym opowiadaniu :)
    Naprawdę się cieszę, że podoba Ci się sposób, w jaki ukształtowałam bohaterów. Starałam się, żeby byli jak najwierniejsi oryginałom, ale nie zawsze mi to wychodziło ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. #RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha.
    Szkoda że w kanonie jest tak mało o Narcyzie. Już o Lucjuszu jest sporo więcej ale cóż. Wydarzenia które opisujesz są dramatyczne i podoba mi się ich przedstawienie. Niestety z przyczyn osobistych siadałam do tego komentarza trzy razy. Mam nadzieję, że dalej będzie trochę weselej bo jak na razie to bardzo dużo łez jest w tym tekście.
    Lecę dalej
    pozdrawiam rapsodia89

    OdpowiedzUsuń
  4. Boziu! Cudo! Cudocudocudocudocudo! Hermiona była od dziecka moją ulubioną postacią! Lecę czytać następny!
    Assarii Cleto

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział przecudowny, naprawdę brak mi słów. Pozostaje tylko czekać na kolejny :))
    Rose Mia Louiette

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się to jak Narcyza spotyka się z synem. Nie jest to spotkanie, gdzie wszystko jest kolorów - kobieta się waha, boi. Podobnie Draco - Narcyza i Lucjusz to jego rodzice, jednak mimo wszystkich błędów jakie popełnili dalej ich kocha.

    Podoba mi się, ze nie robisz od razu przemiany Lucjusza, lubię teksty, gdzie chwilę to trwa, gdzie musi się postarać, by rodzina mu przebaczyła i ponownie zaufała.

    Jestem ciekawa spotkania Narcyzy z Hermionę, uwielbiam, że ta dwójka mieszka już razem po szkole (bo mieszka, tak? *o*). Pomysł z niespodziewaną wizytą i spotkanie dwóch kobiet na pewno będzie dobre. Znając Hermionę, przyjmie Narcyzę miło i gościenie, ale z pewną dozą niepewności, z pewną rezerwą - w końcu zranili jej partnera.

    W kwestiach kosmetycznych dywizy-półpauzy oraz jakbyś wyjustowała tekst to o wiele estetyczniej by to wyglądało - takie o, jak wisienka na torcie :)

    Pozdrawiam,
    Rzan. :)
    Rzan tłumaczy i komentuje

    OdpowiedzUsuń
  7. I mamy pierwszy akapit. Podoba mi się, że Narcyza aż tak się waha. Nie pomijasz szczegółów (te sąsiadeczki), nie pomijasz jej wewnętrznej walki. To, że się rozpłakała na końcu, jest świetne. Widać, jak mocno ją to wszystko tłamsiło w środku, jak bolało, jak wygryzało. Biedna Narcyza, tyle przeszkód, które musiała pokonać. Ech.
    Kolejny akapit (dwa lata wcześniej). Skoro akcja dzieje się rok po wojnie, a Lucjusz dwa lata wcześniej poległ w Ministerstwie, to chyba bardzo mocno nagięłaś kanon. Lucjusz poległ w 1996. Wtedy też trafił do Azkabanu. Bitw o Hogwart (II) toczyła się w 1998 roku, a akcja właściwa dzieje się w 1999, więc analogicznie, minęły trzy lata, nie dwa. Pomijając ten szczegół, kwestia Bellatrix. Ok, Narcyza i Bellatrix były siostrami, ale obawiam się, że tutaj Cyzia zbyt mocno wybiela panią Lestrange. Bellatrix bowiem była tysiąc razy większym i gorszym mordercą, niż połową śmierciożerców, którzy sunęli po korytarzach Malfoyowskiego dworku. Dobra, rodzina, więź etc., ale na Salazara, Narcyza ma zbyt skrzywione patrzenie w tym momencie. Uważam, że zbyt mało podrasowałaś ich siostrzane relacje, brakuje mi tutaj Cyzi, która zdaje sobie sprawę z przewinień sis. Twoja Cyzia zdaje się widzieć to, co chce, a fakt, że jej siostra to największa zbrodniarka zaraz po Voldemorcie, nie ma żadnego znaczenia. Przecież ona oszalała. Gdzie to wszystko? Cieszę się jednak, że mimo wszystko martwi się o swojego syna. Nie zapomina o tym.
    Rozmowa z Bellą jakby trochę zbyt mało… ja wiem, szalona? Bellatrix zdaje się być tutaj normalną, zwykłą śmierciożercą. Jakby nie była sobą. Ok, dobrze, że się szybko zezłościła, ale było w tym zdecydowanie zbyt mało iskry.
    „- Jesteś naprawdę gościnną osobą, Narcyzo – zwrócił się do mnie Czarny Pan, a ja zamarłam w odrętwieniu. – Ustanowienie Malfoy Manor jako naszą siedzibę bardzo ułatwia nam nasze spotkania.” Na ten moment Voldemort zdaje się być sobą; przesadnie miłym, ale wciąż tyranem i złoczyńcą. Nie pasuje mi tu wyraz ustanowienie, ustanawiać można ministrów albo dyrektorów, ale czy siedziby również? Nie wiem, wymagałoby to sprawdzenia. Miałam się nie czepiać błędów, damn. :D
    Pan powinno się zapisywać z małej litery, Tomcio nie jest żadnym Bogiem, ani nic z tych rzeczy.
    „Dyskretnie schowałam rękę pod stołem, po czym odszukałam jego dłoń i uścisnęłam ją lekko. Myślałam, że dodam mu tym odwagi, ale tak naprawdę, to ja jej potrzebowałam. Musiałam wiedzieć, że mój syn jest obok mnie i, że jest bezpieczny.” Bardzo poruszający fragment. Pokazuje, jak w istocie ona dbała o dobro i bezpieczeństwo swojego dziecka i jednocześnie jej bezsilność, że w tamtej chwili nie potrafiła zrobić nic więcej, jak tylko uścisnąć jego dłoń.
    Zabolało mnie to, co zabolało Narcyzę. Fakt, że była niezdolna do ochrony swoich najbliższych ją zabijał. Nie dość, że musiała patrzeć na siostrę i męża, to jeszcze zmuszona była do oglądania porażki swojego jedynego dziecka. Musiała patrzeć, jak jej pierworodny podpisuje na siebie, nie z własnej woli nawet, wyrok śmierci.
    „- Przepraszam – szepnęłam mu do ucha. – Tak bardzo cię za wszystko przepraszam. To moja wina – wychlipałam. – Nie powinnam była na to wszystko pozwolić.” Chce mi się płakać. Dramatyzm tej sceny jest tak dogłębny, że aż ciężko się to czyta. Draco jest zmieszany, a Narcyza zagubiona. Zgrabnie to przedstawiłaś, ale mam jedno ale do fragmentu wcześniejszego. Jest zbyt chaotyczny, jakbyś sama nie potrafiła opanować siebie przy pisaniu tego tekstu. Nie wiem, co jak i gdzie. Opis tak płytki, że sama musiałam sobie dopowiedzieć, jak Hermiona urządziłaby salon.
    „- W tej chwili? Jeszcze nigdy nie byłem szczęśliwszy – uśmiechnął się.” Brakuje czegoś w tym zdaniu, bo zabrzmiało to tak, jakby Dracze NIE BYŁ SZCZĘŚLIWY NIGDY. Jakby wiecznie był tym małym, skrzywdzonym przez los chłopcem.
    „A ten uśmiech mówił: mógłbym z nią spędzić całe życie, a to i tak za krótko.” O, świetne spostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, spotkanie z Hermioną do tego wszystkiego! No cóż, nie mogę się w takim razie doczekać. Boję się, że to może być za dużo dla Cyzi i znowu się rozpłacze, a ja wtedy już razem z nią, ale co mi tam.
      Uwielbiam to, w jakim klimacie (wojenno-powojennym) utrzymujesz ten tekst.

      Lecę dalej.

      Cosima xx.

      Usuń

layout by oreuis