"Czasami, tam
gdzie jest prawdziwa miłość
i prawdziwe przyznanie
się do błędu...
Tam może być też
przebaczenie."
~Woody Alen
Za drzwiami
stał… Lucjusz.
- Dobry wieczór, Narcyzo – oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Lucjusz – wykrztusiłam. Nie byłam w stanie wyrzucić z siebie nic
więcej. Po prostu stałam tam i patrzyłam na niego. Patrzyłam na te blond włosy,
stalowe tęczówki… na te rysy twarzy, które tak dobrze zdążyłam poznać. I wtedy,
kiedy tak patrzyłam na niego stojącego w progu, coś sobie przypomniałam.
5
czerwca 1980
Weszłam do Malfoy Manor i od razu skierowałam się do sypialni. Byłam
wściekła. Właśnie wróciliśmy z przyjęcia u Goyle’ów, na którym to Lucjusz po
raz kolejny okazał swój brak taktu. Teraz ruszył za mną, w ogóle nie podejrzewając,
że mogłabym być na niego zła.
- Cyziu, coś się stało? – spytał, kiedy trzasnęłam drzwiami.
- Nie – odparłam ironicznie. – Dlaczego pytasz?
- Przecież widzę…
- Alkohol zakłóca twoją ocenę sytuacji.
- Kochanie… - jęknął. – Zrobiłem coś złego?
- Nie – syknęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Odetchnęłam
głęboko, po czym otworzyłam drzwi. Lucjusz stał oniemiały. – Powiedziałeś
Jessice, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałeś –
oznajmiłam. – Wiesz jak mnie to zabolało?
- Powiedziałem tak, żeby sprawić jej przyjemność – tłumaczył.
- Lucjuszu, jestem gruba – powiedziałam, wskazując na mój
siedmiomiesięczny brzuch. - Ciągle marudzę, nie mam ochoty na seks i w dodatku
nie widzę własnych stóp. Czuję się brzydka i niechciana, a ty w dodatku mówisz
mojej przyjaciółce, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką widziałeś.
- Jessica wygrała konkurs na najpiękniejszą czarownicę „Proroka
Codziennego”. Stwierdziłem tylko fakt. To naprawdę nic nie znaczy – zapewnił
mnie. – Jessica może być najpiękniejsza, ale to ty nosisz pod sercem moje
dziecko i to ciebie kocham najbardziej na świecie.
Delikatnie położył rękę na moim brzuchu i pogładził go. Poczułam
kopnięcie.
- Nawet dziecko wie, że kłamiesz – stwierdziłam.
- Ono przyznaje mi rację – uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w
czoło.
- I tak ci jeszcze nie wybaczyłam – zaśmiałam się delikatnie. – Nie
możesz mówić moim przyjaciółkom… żadnym kobietom nie możesz mówić, że są
najpiękniejsze. Jestem twoją żoną i tylko mnie powinieneś mówić takie rzeczy.
- Przepraszam, obiecuję, że to już się więcej nie powtórzy – oznajmił.
– Z ręką na sercu – powiedział, kładąc dłoń na moim sercu.
Uśmiechnęłam się lekko i przybliżyłam się do niego. Nie dane mi jednak
było dosięgnąć jego ust.
- Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony, kiedy zgięłam się w pół
z bólu.
- Nasz syn będzie świetnym pałkarzem – jęknęłam, łapiąc się za brzuch.
- Sy… syn? – wykrztusił oniemiały Lucjusz. – Będziemy mieli syna?
- Wiedziałbyś o tym, gdybyś w zeszłym tygodniu udał się ze mną do
uzdrowiciela – oznajmiłam. – I zanim spytasz: tak, o to też jestem zła.
- Cyziu… kochanie…
- Daj mi chwilę – jęknęłam, wciąż trzymając się za brzuch. - Coś…
coś jest nie tak.
- Dziecko? – zaniepokoił się Lucjusz, a ja pokiwałam głową. - Musimy….
Musimy się dostać do Munga – mówił przerażony. Nie wiedział, co robić i jeśli
mam być ze sobą szczera, ja również. Czułam tylko rozrywający mnie od środka
ból.
- Chyba nie zdążymy – jęknęłam.
Teraz
Ocknęłam się z tej niespodziewanej wizji. Lucjusz, stojąc przede mną,
wyglądał zupełnie tak, jak w moim wspomnieniu. Wpatrywałam się w niego szeroko
otwartymi oczami. Nie mogłam się pozbierać, nie mogłam zamknąć ust, nie byłam w
stanie zrobić czegokolwiek.
- Chciałem porozmawiać – Lucjusz przerwał niezręczną ciszę.
- O… o czym? – spytałam elokwentnie.
- O wielu rzeczach.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, obok mnie stanęła Hermiona.
- Dobry wieczór – oznajmiła, będąc równie zaskoczoną jak ja.
- Witaj… Hermiono – odpowiedział Lucjusz. Nie był złośliwy ani
cyniczny. W jego głosie nie było ani krzty pogardy. Zdziwiłam się, ale to tylko
utwierdziło mnie w przekonaniu, co powinnam zrobić.
- Ojciec, myślę, że to chyba nie jest dobra chwila – odezwał się w
końcu Draco.
Lucjusz spojrzał na mnie pytająco. Podjęcie decyzji pozostawił mnie.
- Draco, nie – powstrzymałam go przed zamknięciem Lucjuszowi
drzwi przed nosem. – Zgoda, porozmawiajmy – zwróciłam się do Lucjusza.
Draco chciał wyrazić sprzeciw, ale mu na to nie pozwoliłam. – Przejdźmy się,
dobrze? – spytałam. – Lepiej mi się myśli, kiedy chodzę.
Lucjusz kiwnął głową, a Draco wyraził swoje niezadowolenie patrząc na
mnie spode łba. Uśmiechnęłam się do niego i pogładziłam go po ramieniu.
- Wszystko będzie w porządku – zapewniłam go, a on w odpowiedzi pokiwał
głową, dając mi jednocześnie znak, że mogę na niego liczyć. – Chodźmy.
Tym razem grudniowy chłód nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Być może
była to wina zbyt wielkiego szoku, a może lekkiego rozkojarzenia, ale w ogóle
nie czułam, jak siarczysty mróz szczypał moje policzki.
- Minęło trochę czasu od naszej ostatniej rozmowy - zaczął Lucjusz.
- Tak... wciąż o niej myślę.
- Ja również.
Nie potrafiłam tego w żaden sposób skomentować, więc obrałam
najprostszą z możliwych pozycji. Milczałam.
- Nie wiem, od czego zacząć - zamyślił się Lucjusz.
- Może od wyjaśnień?
- A co tu jest do wyjaśniania? - zdziwił się.
- No nie wiem. Może... dlaczego chciałeś mnie zabić?
Lucjusz otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co chciałem?
- Ty naprawdę nic nie pamiętasz z tamtej nocy? – tym razem to ja
okazałam zdziwienie.
Pokręcił głową, a ja przypomniałam sobie, jak rozpaczał nad moim,
według niego, martwym ciałem. Nie miał wtedy pojęcia, co się stało. Wbiłam w
niego świdrujące spojrzenie.
- Chciałeś mnie zabić, Lucjuszu. - Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Najpierw usiłowałeś mnie udusić, potem rzucić na mnie zaklęcie, a w końcu
zepchnąłeś mnie ze schodów.
Nie było mi łatwo o tym mówić. Wspomnienia były bolesne, bo choć minął
już prawie miesiąc, psychiczne rany wciąż się nie zagoiły.
- Nie, nie, nie - pokręcił głową. - To niemożliwe. Ja bym nigdy...
- To się stało Lucjuszu.
- Ale ja bym cię nigdy nie skrzywdził. Kocham cię.
Wzdrygnęłam się lekko słysząc ostatnie słowa. Powoli odsunęłam kurtkę i
zdjęłam szalik. Odsłoniłam wciąż lekko siną i obolałą szyję. Lucjusz spojrzał
na mnie z niedowierzaniem.
- To... to ja?
Pokiwałam głową.
- Wciąż nie potrafię zrozumieć, co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy.
- Ja zastanawiałem się, dlaczego odeszłaś. Co takiego mogłem zrobić?
Pamiętałem tylko, że biegłaś. Chyba chciałaś ode mnie uciec.
- Tak było - pokiwałam głową. - Uciekałam, ponieważ chciałeś zrobić mi
krzywdę.
Nagle wpadłam na pewien pomysł. Delikatnie chwyciłam jego dłoń.
Poraziło mnie ciepło jego ciała, ale nie cofnęłam się. To było jedyne
rozwiązanie. Tylko w ten sposób Lucjusz mógł dowiedzieć się, co naprawdę
wydarzyło się tamtej nocy. Powoli zaczęłam zbliżać jego dłoń do mojej szyi.
Lucjusz spojrzał na mnie zaskoczony.
- Jesteś... jesteś pewna? - spytał.
- Magia - powiedziałam - a zwłaszcza czarna magia, pozostawia po sobie
ślad. Jeśli moje podejrzenia są prawdziwe i naprawdę rzucono na ciebie
zaklęcie, to jedynie tak możemy odkryć prawdę.
- A więc wierzysz, że to nie ja - w jego oczach zobaczyłam promyk
nadziei.
- Nie chcę wierzyć, że to byłeś ty. Bo jeśli to jednak ty, to zbyt
wiele rzeczy musiałoby ulec zmianie. A mimo wszystko, lubię być twoją żoną.
Nie czekałam na odpowiedź, po prostu przytknęłam jego dłoń do mojej
szyi. Modliłam się, żeby zadziałało. To matka opowiadała mi o takich rodzajach
magii, a ja słuchałam jej z zapartym tchem. Kiedy jeden czarodziej zrobi
krzywdę drugiemu, powstaje swego rodzaju blizna, znamię, które nie jest
widoczne. To bardzo stary i skomplikowany rodzaj magii, o którym nie uczą w
Hogwarcie. Kiedy owa dwójka czarodziei spotka się i dojdzie do ich ponownego
kontaktu fizycznego, więź między nimi uaktywnia się i dochodzi do wizji, w której
kat widzi wszystko to, co zrobił swojej ofierze. To jak powrót do przeszłości,
ale możliwy tylko raz. Działa to jednak inaczej niż myślodsiewnia. Owa więź
umożliwia również doznania fizyczne, a więc jeśli zadziała, Lucjusz będzie czuł
wszystko to, co ja czułam tamtej nocy.
Nagle świat przed moimi oczami rozmazał się. Widziałam przesuwające się
obrazy. Twarz Lucjusza tuż nad moją, jego tępe, puste spojrzenie. Światło
księżyca. Różdżka wycelowana w jego pierś. Upadek ze schodów. Pełne cierpienia
spojrzenie Lucjusza. Potem była ciemność.
Kiedy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że klęczę na ziemi.
Topniejący śnieg przemoczył materiał spodni. Było mi zimno i mokro. Dopiero po
chwili spostrzegłam Lucjusza. Stał nade mną z utkwionym we mnie spojrzeniem.
Ból w jego oczach przyprawiał mnie o mdłości. Co takiego się wydarzyło? Co
zobaczył? Wiedziałam tylko, co ja zobaczyłam. Nie wiedziałam, czy czuję ulgę.
Tak naprawdę nie czułam nic. Byłam po prostu wdzięczna. Opadłam na ziemię.
Siedziałam na zimnym śniegu, ale nie zwracałam na to uwagi. Ukryłam twarz w
dłoniach, ale nie zapłakałam.
- To nie ty... - mówiłam. - Widziałam... byłam pewna... to nie ty....
nie ty... nie... wiedziałam... ja... nie ty... miałam rację... wiedziałam....
to nie ty... nie ty...
Zdałam sobie sprawę, że kołysałam się, siedząc na ziemi. Byłam w szoku.
Przeżycie raz takiego koszmaru było okropne, ale przeżycie tego po raz drugi...
było nie do zniesienia. Lucjusz ukląkł obok mnie i wziął mnie w swoje ramiona.
- Już dobrze - zapewnił mnie. - Już wszystko jest w porządku. Nic ci
nie grozi.
Nie odpowiedziałam. W głowie huczała mi tylko jedna myśl: to nie był
Lucjusz! Był po działaniem imperiusa! Wciąż nie wiedziałam, co czułam. Na pewno
ulgę. Ale i niepokój. W końcu ktoś musiał tego imperiusa rzucić. A to z kolei
oznaczało, że ktoś bardzo pragnął mojej śmierci.
- Narcyzo - szeptał mi teraz do ucha. Jego głos koił moje nerwy. Nie
bałam się już. Nie jego. - Wszystko będzie dobrze.
- Ja... ja wiem - przełknęłam ślinę i pokiwałam głową. Lucjusz pomógł
mi wstać, a kiedy już w końcu udało mi się stanąć na nogach, mój mąż jednym
machnięciem ręki wysuszył moje ubranie. - Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego
nieznacznie.
Potem zapadła cisza. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Ale
również każde z nas myślało o tym samym: zło czaiło się w pobliżu.
- Nie przestałaś we mnie wierzyć - powiedział w końcu Lucjusz. -
Wierzyłaś we mnie, kiedy ja sam straciłem wiarę w siebie.
Uśmiechnęłam się krzywo.
- Mimo wszystko... pomimo okrucieństw których byłam świadkiem, nie
potrafiłam uwierzyć w to, że mógłbyś mnie skrzywdzić. Wiedziałam też, że coś
było nie tak. Kiedy... tamtej nocy twoje spojrzenie wciąż się zmieniało,
jakbyś... jakbyś toczył wewnętrzną walkę z samym sobą.
- Niewiele pamiętam... cóż, pamiętałem. Nie wiem, jak mam cię
przepraszam, co zrobić. Naraziłem cię na tak wielkie niebezpieczeństwo.
Przecież... Narcyzo, na Merlina, ja mogłem... mogłem cię na zawsze stracić. Nie
rozumiem, co się ze mną stało. Ja... - zawahał się przez chwilę. - Nie wiem,
czy kiedykolwiek mi wybaczysz i to mnie zabija.
Przygryzłam lekko wargę. Nie do końca wiedziałam, co mogłabym mu
powiedzieć. Nie mogłam mu przecież wpaść w ramiona. Nie wszystko zostało
wyjaśnione, a ja nie wszystko mu przebaczyłam.
- Na razie musimy ustalić, kto chciał mojej śmierci - powiedziałam w
końcu. - Później zajmiemy się resztą.
- Nie mam pojęcia, kto mógł rzucić na mnie zaklęcie, w pracy spotykam
wiele osób.
- Powinniśmy się spotkać i przedyskutować to wszystko na spokojnie -
zaproponowałam. - Jest już późno, dzisiaj i tak nic już nie zrobimy.
- Tak, chyba masz rację - pokiwał głową. - Może spotkamy się w domu?
Odkąd odeszłaś jest tam bardzo pusto i smutno.
- Wolałabym, żebyśmy spotkali się na bardziej neutralnym gruncie. Co powiesz
na Dziurawy Kocioł? Albo wpadnę do ciebie do Ministerstwa.
- Dziurawy kocioł będzie w porządku.
- A więc jesteśmy umówieni - uśmiechnęłam się. - Odprowadzisz mnie?
- Oczywiście. Nie puściłbym cię samej o tej porze. Nie jesteś tutaj
bezpieczna.
Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Lucjusz spojrzał na mnie pytająco.
- Coś się stało? - spytał.
- Kilka tygodni temu zaciskałeś dłonie na mojej szyi, a teraz mówisz,
że z tobą będę bezpieczniejsza - chichotałam.
- To nie jest śmieszne - stwierdził ponuro.
- Wiem, ale... wiem - przestałam się uśmiechać. - Martwisz się o mnie.
- Bez względu na to, co się wydarzyło, jesteś moją żoną i kocham cię.
- Przepraszam - powiedziałam.
- Nie masz za co.
- Owszem, mam. Ale to wszystko... tego jest po prostu za dużo. Mam wrażenie,
że zaraz eksploduję.
- Tak, coś o tym wiem - Lucjusz pokiwał głową. - Ale może mam coś, co
pozwoli ci odpocząć.
- Bilet na dwutygodniowe wakacje na Bali? - uśmiechnęłam się.
- Nie - zaśmiał się po raz pierwszy tego wieczoru. - Kilka dni temu
była u mnie moja kuzynka, Melinda. Pamiętasz ją, prawda? - pokiwałam głową. -
Za dwa miesiące bierze ślub i pomyślałem, że może moglibyśmy pójść na niego
razem. Może to pomogłoby nam odbudować naszą relację.
- I przy okazji nikt by się nie dowiedział, że się wyprowadziłam?
- Nawet przez chwilę tak o tym nie pomyślałem - zaperzył się. -
Chciałem po prostu, żebyśmy poszli tam razem.
- Nie wiem, Lucjuszu. Naprawdę, nie wiem - pokręciłam głową. - Ale
obiecuję, że kiedy zdecyduję, od razu cię o tym powiadomię - uśmiechnęłam się
lekko.
- W takim razie będę czekał na sowę, albo... na ciebie - uśmiechnął
się.
Nawet nie zauważyłam, kiedy ponownie znaleźliśmy się pod domem Dracona.
Westchnęłam.
- To... chyba tyle na dzisiaj - powiedziałam. - Naprawdę dobrze było
cię znów zobaczyć.
- Dziękuję ci za rozmowę. To, że się na nią zgodziłaś, naprawdę wiele
dla mnie znaczy.
- Przecież mówiłam, że cię jeszcze nie skreśliłam. Potrzebuję po prostu
czasu, a kiedy już wszystko sobie ułożę, wtedy zastanowię się, jak ratować
nasze małżeństwo.
- Cieszę się, że myślisz o ratowaniu go. Byłem pewien, że już wszystko
stracone.
Chciałam jakoś nawiązać do tego, co powiedział, ale nie byłam w stanie.
Wiedziałam, że mogłabym się rozpłakać, a tego nie chciałam.
- Dobranoc, Lucjuszu - powiedziałam i odwróciłam się. Byłam już w
połowie drogi do drzwi, kiedy usłyszałam za sobą jego głos.
- Narcyzo - powiedział, a ja się odwróciłam. - Zraniłem cię, chociaż
cię kochałem. Pozwoliłem ci odejść, nie walcząc o ciebie - teraz stał tuż
przede mną. - W tej chwili poznaję smak najgorszego uczucia, jakie istnieje.
Nienawiść do samego siebie.
Spojrzałam w jego stalowe tęczówki i starałam się zachować trzeźwość
umysłu. Nie mogłam mu ulec, chociaż w tamtej chwili jedyne, o czym marzyłam, to
jego usta. Odwróciłam wzrok, żeby nie ulec pokusie. Mimo wszystko wciąż
pamiętałam jak wiele cierpienia mi przysporzył.
- Lucjuszu, cokolwiek dzisiaj powiedziałam, nie zmienia faktu, że wciąż
nie mogę wrócić do domu. Potrzebuję czasu, żeby sobie to wszystko poukładać. I
żeby zrozumieć - wyciągnęłam dłoń i pogładziłam jego policzek. Krótkie włoski
dwudniowego zarostu przyjemnie łaskotały. Pokusa stała się jeszcze trudniejsza
do opanowania. - Dobranoc, Lucjuszu - oderwałam dłoń od jego policzka i powoli
ruszyłam w stronę drzwi. Gdzieś w głębi duszy chciałam, żeby złapał mnie za
rękę, odwrócił do siebie i wpił się w moje usta tak, jak robił to już wiele
razy. Ale nic takiego się nie stało. Kiedy otworzyłam drzwi, usłyszałam
charakterystyczny dźwięk teleportacji. Lucjusz zniknął. Zamknęłam za sobą drzwi
i oparłam się o nie, hamując łzy. Zanim zdążyłam dać im się ponieść, byłam już
w moim pokoju. Podbiegłam do okna i siadłam na parapecie. Dopiero wtedy
zapłakałam.
Po kilku minutach w pokoju pojawiła się Hermiona. Szybko otarłam łzy i
spojrzałam na nią.
- Czekolada jest pod wieloma względami lepsza od ludzi - powiedziała,
kładąc coś na łóżku. - Po pierwsze, czekolada nie pyta, ona rozumie i to chyba
powinno na razie pani wystarczyć.
Kiedy to powiedziała, po prostu odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi.
- Hermiono - powiedziałam. - Przepraszam, że nazwałam cię głupią.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się. - Należało mi się.
- Porozmawiamy jutro, dobrze?
Hermiona w odpowiedzi pokiwała głową i zniknęła. Zostałam sama, choć
tak naprawdę nie byłam sama. Były ze mną moje wątpliwości i obawy. Stałam przed
wieloma wyborami. Wiedziałam, że nie mogłam w nieskończoność mieszkać z
Draconem i Hermioną, musiałam pójść dalej. Ale czy byłam gotowa? Czy mogłam
ponownie zasypiać obok mężczyzny, który kilka tygodni temu usiłował mnie zabić?
Czy ufałam mu na tyle, żeby do niego wrócić? Czy ufałam na tyle samej sobie? W
tej chwili nie potrafiłam odpowiedzieć na żadne z tych pytań.
Postanowiłam sprawdzić, co takiego zostawiła mi Hermiona. To były dwie
tabliczki czekolady. Uśmiechnęłam się. Otworzyłam jedną z nich i ułamałam sobie
kawałek. Słodycz rozpłynęła się po moim ciele. Poczułam przypływ dziwnej
pozytywnej siły. Wiedziałam, co robić.
Zeszłam na dół do salonu i na kartce leżącej na komodzie starannym
pismem nakreśliłam kilka słów:
Lucjuszu,
pójdę z Tobą na ślub. Wyślij mi, proszę, dokładny termin.
Nie wiem, co mam powiedzieć. Może dlatego, że jest druga w nocy, a ja nie śpię od ponad 21 godzin. Anyway, mam nadzieję, że przyjemnie się Wam czytało ten rozdział, ja tam jestem z niego zadowolona w 87%, więc jest dobrze. Przepraszam za błędy i życzę Wam wszystkim kolorowych snów albo miłego dnia, sami wybierzcie. Całuski, Ciocia Bella ;**
Planowana data kolejnego rozdziału: 23 luty.
Planowana data kolejnego rozdziału: 23 luty.
Bardzo mi się podobał rozdział :3 Taki trochę słodki, trochę smutny, a trochę… nie wiem co. Śliczny!
OdpowiedzUsuńCałuski!
Luna
Rozdział był cudowny, mi podobał się w stu procentach. ;)
OdpowiedzUsuńBędzie ślub, na którym będą Cyzia i Lucek. <3
Mam nadzieję, że teraz między nimi wszystko będzie się powoli układać i znów staną na nogi.
Te retrospekcje bardzo mi się podobają, ubarwiają opowiadanie. <3
Jak ja kocham czekoladę, przez Twój rozdział zachciało mi się milki toffi ;c
Przy Twoich rozdziałach moje dostają kompleksów. Ty zaczęłaś od początku na poziomie, nie to co ja. Każdy Twój rozdział jest ciekawy i piękny. <3
Całuski, Cyzia . ;*
Jesteś dla siebie za surowa, Cyziu. Twoje rozdziały są świetne i na bardzo wysokim poziomie, a jeśli w to wątpisz, to wróć do początku swojej historii i się o tym przekonasz. Mam znajomego pisarza, na razie wydał dwie książki, ale to i tak sukces. Pamiętam moje podsumowanie Twojego bloga do przyjaciółki: ona ma tylko 16 lat, a pisze sto razy lepiej niż on. I jeśli o mnie chodzi, to wciąż podtrzymuję tę opinię, musisz po prostu uwierzyć w siebie :)
UsuńTen ślub będzie cudowny, wiele się podczas niego wyjaśni i nastąpi wielki przełom, jeśli choć w połowie uda mi się przekazać to, co planuję, to będzie jeden z najlepszych rozdziałów :D A o retrospekcjach trochę mi się ostatnio zapomniało, ale będę do nich teraz często wracała ;)
W ogóle, to jesteś zbyt surowa dla siebie i zbyt pobłażliwa dla mnie, wcale nie jest tak cudownie jak piszesz :p
Mam nadzieję, że niedługo ja będę mogła przeczytać i napisać coś u Ciebie :)
Gorące całusy, Ciocia Bella ;**
Bardzo ciekawy blog. Uwielbiam siostry Black, są tak trudnymi i pięknymi postaciami, a mimo to na znacznej więkrzości blogów ukazane są jako "ta sadystyczna wariatka i ta zimna, arystokratyczna barbie". Cieszę się za każdym razem gdy znajduję dobrego bloga o nich.
OdpowiedzUsuńW prawdzie jestem z Tobą już trzy rozdziały i obserwuję Twoje opowiadanie, ale dopiero teraz wiem jak skomentować - na począdku po prostu zaparło mi dech, serio!
Życzę weny i wyczekuję nn,
Sara Morthe
Bardzo miło jest mi powitać nową duszyczkę :)
UsuńNa pewno nie uważam, że Bella była wariatką. Oczywiście, miała tendencje do bycia... gwałtowną, ale na pewno nie była wariatką. Bella miała skomplikowaną osobowość i może jej teraz trochę za bardzo bronię, ale robiła to, co robiła z miłości. Tak samo jak Lily oddała życie za Harry'ego czy Molly broniła Ginny. Moja Bella nie zawsze była zła, bo wierzę, ze nikt nie rodzi się zły, dopiero życie nas kształtuje. Środowisko w którym wychowała się Bella też nie dało jej zbytnio szans na wyrwanie się z mroku.
"Zimna, arystokratyczna barbie" made my day ^^ to chyba ostatnie słowa jakimi opisałabym Cyzię. Dla obcych mogła się wydawać nieco wyniosła, ale dla najbliższych była dobra i kochająca, ale potrafiła też pokazać pazurki. Tak została wychowana, nie znała innego świata. Jedyna różnica pomiędzy nią a Bellą jest taka, że Narcyza nie zaprzedała duszy złu i dzięki temu zrozumiała, że służenie Voldemortowi wcale nie jest dobrym sposobem na życie. Nie wiem, czy to co napisałam ma jakikolwiek sens xD
Bardzo się cieszę, że podoba Ci się mój blog, to wiele dla mnie znaczy :) nowa notka, tak jak pisałam, dopiero 23 :)
Pozdrawiam,
Ciocia Bella ;**
#RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha
OdpowiedzUsuńRozdział niezmiernie mi się podobał. Jest w nim bardzo dużo emocji.
wszyscy są tacy naturalni. Lucjusz w końcu przemyślał wszystko i stara się to naprawić.
W ogóle to opowiadanie mnie wciągnęło. Po pierwszych rozdziałach nie spodziewałam się tego bo miałam zastrzeżenia do kilku wątków ale z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej i już nie mogę się doczekać.
Cieszy mnie że u ciebie Astoria jest kimś więcej niż tylko pustą lalką i idiotką jak to się spotyka w wielu opowiadaniach Dramione.
Chciałabym powiedzieć lecę czytać dalej ale będę musiała czekać. Nigdy nie znalazłabym tego bloga gdyby nie akcja na rozowe-ciasteczka.blogspot.com
trzymaj się ciepło w te zimowe dni.
Pozdrawiam rapsodia89
Miałam jeszcze napisać że masz u mnie wiele uznania za pisanie w pierwszej osobie. Wiem jak ciężko jest tak pisać i trzeba się nieźle natrudzić żeby wszystko wyszło tak jak chcesz.
Usuń"Potem zapadła cisza. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Ale również każde z nas myślało o tym samym: zło czaiło się w pobliżu."
OdpowiedzUsuńTo brzmi jak wstęp do najlepszego kryminału ever. Powiedz gdzie kupuje się taki talent? Może kupię ze 2 kilo :)
Jesteś strasznie inspirująca. Przez ciebie aż chce mi się pisać. Ale czy to byłby dobry pomysł?
Z całuskami
♡ Lady Luena