Z
pamiętnika Bellatrix Lestrange
31
października 1970
Dzisiaj był
taki piękny dzień. No… dobra, to miał być piękny dzień. I w zasadzie taki
właśnie był, dopóki Andromeda nie uciekła ze szlamą. To się stało podczas kolacji
z okazji Nocy Duchów. Andromeda miała nam przedstawić swojego chłopaka, ale
nikt z nas nie wiedział kim on jest, to miała być niespodzianka. Wydaje mi się,
że ona nie wie, że już została obiecana komuś innemu.
Rodzice
zaprosili też Malfoyów. Ciekawe kiedy zamierzają powiedzieć Cyzi, że ma wyjść
za tego blond ulizańca. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego wybrali dla niej właśnie
jego. Przecież było tak wielu lepszych czarodziejów czystej krwi. Biedna Cyzia,
pewnie będzie cierpiała. A teraz, kiedy Dromeda odeszła, będę musiała ją
pocieszać. Mnie o tym, że mam wyjść za Rudolfa powiedzieli w dniu ślubu. O,
nieźle się wtedy wściekłam. Zrobiłam im prawdziwą rewolucję. Drugi raz nie
popełnią tego błędu.
Wróćmy jednak
do Andromedy. Muszę przyznać, że moja młodsza siostrzyczka ma niezły gust. Ten
cały Tonks wydawał mi się całkiem przystojny, dopóki nie okazał się być szlamą.
Co ona sobie w ogóle myślała, przyprowadzając go do naszego domu? Ojciec jak
zwykle wpadł w szał. Zaczął wrzeszczeć, kazał się jej wynosić. Pewnie był
pewien, że Andromeda wybierze rodzinę, ale nie, kochana siostrzyczka zrobiła
nas wszystkich w Sklątkę Tylnowybuchową i wybrała szlamę. A potem dopiero
zaczęło się dziać. Matka zemdlała, ojciec powiedział, że ją wydziedziczy, a
Narcyza uciekła do siebie z płaczem. Godzinę zajęło mi uspokojenie jej, ale w
końcu, dzięki ci Salazarze, udało mi się. Siedzenie przez godzinę na łóżku,
przytulanie siostry i powtarzanie, że wszystko się dobrze skończy (choć na
pewno tak nie będzie), a ojciec na pewno nie wydziedziczy Andromedy (choć na
pewno tak będzie), może człowieka wykończyć. Swoją drogą ciekawe, jak to się
skończy. Mam nadzieję, że Dromeda przejrzy na oczy. Wydziedziczenie jej, źle by
się odbiło na reputacji naszej rodziny, a przecież nazwisko Black do czegoś
zobowiązuje.
~*~
– Narcyzo, gdzie jesteś? – usłyszałam krzyk
Lucjusza, dobiegający prawdopodobnie z salonu. Wzdrygnęłam się na dźwięk jego
głosu. Nie spodziewałam się, że minęło już tyle czasu. Spojrzałam na zegarek.
Ja naprawdę siedziałam tu już od czterech godzin? A zdawało mi się, że weszłam
tu dopiero przed dwiema minutami. Tak, byłam w pokoju Belli. Wiem, że obiecałam
sobie nigdy tam nie wracać, ale coś się zmieniło. To się stało tydzień temu.
Siedziałam, jak to miałam ostatnio w zwyczaju, w
moim gabinecie i wyglądałam przez okno, znowu rozmyślając o Draconie,
Hermionie, Andromedzie oraz Belli, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili
do pokoju wszedł Roman, trzymający w ręku niewielką, drewnianą skrzynkę.
Spojrzałam na niego zaciekawiona.
– Szefowo, chłopcy zrywali dzisiaj podłogę w
sypialni madame Lestrange i pod deskami znaleźli dwie takie skrzyneczki. Życzy
sobie szefowa, żeby je otworzyć czy wyrzucić?
Naprawdę nie wiedziałam, co z nimi zrobić.
Lustrowałam wzrokiem to głupie pudełko zastanawiając się, jak wiele przykrości
i bólu sprawi mi jego zawartość. W końcu, niepewnym głosem, oznajmiłam:
– Zanieś je z powrotem do pokoju mojej siostry,
potem zdecyduję co z nim zrobić.
Roman skinął głową, po czym z lekkim uśmiechem,
jakby nie wiedział czy dobrze robi, powiedział:
– Niech się pani nie martwi. Życie jest zbyt
krótkie, żeby marnować je na smutki. Tworzy pani taki piękny dom, uroczy
uśmiech tak pięknej kobiety doda mu jeszcze większego uroku.
– To ty tworzysz dla mnie ten piękny dom – sprostowałam.
– Więc niech pani nie marnuje mojej pracy i się
uśmiechnie.
– Problem w tym, że życie nie dało mi wielu powodów
do radości – westchnęłam.
– Ależ pani bredzi. Ma pani kochającego męża, to
pierwszy powód do szczęścia – uśmiechnął się.
– Taaak – mruknęłam.
– On panią kocha – stwierdził. Zdziwił mnie ton jego
głosu. Mówił do mnie z troską. Chwilami miałam wrażenie, że był dla mnie niczym
ojciec. Z tym, że mój prawdziwy ojciec kazałby mi być dumną, a nie szczęśliwą. –
Widzę jak na panią patrzy. Może robić i mówić wiele rzeczy, ale jest w pani
zakochany po uszy.
– Może i tak, ale nie wiem, czy ja potrafię go
jeszcze kochać – odwróciłam się na krześle i znów wpatrywałam się w falujące
gałęzie drzew, z których ciągle spadały liście, czasem tworząc kolorowe mini
tornada.
– Gdyby go pani nie kochała, to już dawno by jej tu
nie było. Jeśli pani nie spróbuje, to nigdy się nie dowie – powiedział i ruszył
w stronę drzwi. – Mam nadzieję, że kiedyś znajdzie pani odpowiedź.
Usłyszałam jak otwiera drzwi i w jednej chwili
podjęłam decyzję.
– Mógłby pan jednak zostawić tę skrzynkę tutaj? –
uśmiechnęłam się do niego lekko. Roman posłusznie położył pudełko na biurku, po
czym skinął mi głową i zostawił samą.
Po dłuższej chwili wpatrywania się w tajemniczą
skrzynkę w końcu zdecydowałam się ją otworzyć, doznałam szoku. Pamiętniki,
które znalazłam, kiedy po raz pierwszy weszliśmy z Lucjuszem do pokoju Belli,
były z okresu jej pobytu w Azkabanie, ale te… to była zupełnie inna historia.
Te dzienniki Bella zaczęła pisać po ukończeniu Hogwartu. Czytając je, miałam
wrażenie, że napisała je zupełnie inna osoba. Zdążyłam zapomnieć, jaka kiedyś
była Bellatrix. A była zabawna i urocza, sprawiała, że każdy stawał się
szczęśliwy w jej obecności. Oczywiście, później, kiedy już wstąpiła w szeregi
Czarnego Pana stała się zimna i wyrafinowana, ale ja wciąż myślałam o niej jak
o ukochanej starszej siostrze.
– Narcyzo? – krzyknął po raz kolejny Lucjusz. –
Gdzie jesteś?
Nie miałam czasu żeby skłamać. Lucjusz nie wiedział,
że potajemnie znów wracałam do pokoju Belli. Wiedziałam, że by się wściekł. Od
pewnego czasu drażniło go każde wspomnienie o niej. Zaryzykowałam jednak i
powiedziałam prawdę.
– Jestem u Belli! – krzyknęłam. Chwilę później
Lucjusz stał obok mnie, a minę miał, muszę przyznać, nieciekawą.
– Co ty tutaj robisz? – spytał zdenerwowany.
– Ja… – zaczęłam, a potem postanowiłam opowiedzieć
mu o znalezisku Romana i o moich regularnych wizytach w pokoju Belli. Kiedy
skończyłam, Lucjusz nie wyglądał na złego, ale nie był też zadowolony.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? –
spytał, siadając na podłodze obok mnie i biorąc do ręki jeden z dzienników.
– Bałam się twojej reakcji. Obiecaliśmy sobie, że
skończymy z Bellą, ale ja po prostu… – Nie potrafiłam logicznie tego uzasadnić.
– Narcyzo, ona była twoją siostrą. – Podjął w końcu
Lucjusz. – Chociaż jest mi trudno, staram się zrozumieć, dlaczego nie potrafisz
z niej zrezygnować. Nie chcę tylko, żebyś znowu cierpiała. – Uśmiechnął się i
założył mi kosmyk włosów za ucho. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czułam
ciepły oddech Lucjusza na mojej twarzy. Byliśmy zbyt blisko siebie. Wiedziałam,
co się za chwilę stanie i nie chciałam tego. Czułam, że zaczynam się dusić.
Brakowało mi tchu.
– Powinniśmy pójść coś zjeść – powiedziałam, wstając
z podłogi. Magia prysła, uśmiech znikł z twarzy Lucjusza. Powoli i niechętnie
stanął obok mnie.
Kiedy pojawiliśmy się na dole, stół był już
zastawiony różnorodnymi daniami. Jedliśmy w milczeniu. Powoli i dokładnie
przeżuwałam każdy kęs kurczaka z warzywami. Miałam do Lucjusza kilka pytań, ale
nie wiedziałam od czego zacząć. Zastanawiałam się, jakby na nie zareagował, ale
doszłam do wniosku, że, tak jak powiedział mi wtedy Roman, jeśli nie spróbuję,
nigdy się nie dowiem. Napiłam się więc soku dyniowego, żeby przepłukać gardło i
zaczęłam:
– Lucjuszu.
– Hm? – Wydał z siebie mruknięcie, po czym przełknął
to, co miał w ustach i dodał: – Co się stało?
Utkwiłam wzrok w talerzu. Nie chciałam mu teraz
patrzeć w oczy.
– Wiesz, ostatnio dużo myślałam i….
– Jeśli znowu chodzi o Dracona, to znasz moje zdanie
– powiedział lodowatym tonem.
– Nie chodzi o to – zaprzeczyłam. – Ale o to, że
nigdy nie mówiłeś o tym, jak było w Azkabanie. Nigdy mi się nie zwierzałeś.
Spojrzałam na niego niepewnie. Twarz mu
poczerwieniała, a usta wykrzywił grymas… bólu? Czy naprawdę samo wspomnienie o
Azkabanie wywoływało u niego ból?
– Chcesz wiedzieć jak było w Azkabanie? – spytał, a
ja już wiedziałam, że popełniłam błąd. Ale pamiętniki Belli dostarczyły więcej
pytań niż odpowiedzi. Chciałam wiedzieć czy to, co pisała, było prawdą, czy
jedynie chciała wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia licząc na to, że kiedyś to
znajdę i przeczytam.
– Przepraszam – wykrztusiłam. – Nie powinnam była…
– Och, ależ powinnaś była. Zaraz ci wszystko
opowiem. Opowiem ci jak razem z dementorami codziennie pijaliśmy herbatkę i
jedliśmy podwieczorek w świetnych humorach. Atmosfera była naprawdę wspaniała.
Oprócz pijania razem herbatki, czasem graliśmy też razem w eksplodującego
durnia! Azkaban to wspaniałe miejsce na wakacje! – krzyczał, a w jego oczach
widziałam obłęd. Jakby to wcale nie był on. Jakby ktoś nim sterował. Nie, to
zdecydowanie nie był mój Lucjusz.
– Przestań – jęknęłam. – Przepraszam, nie powinnam
była pytać.
Lucjusz wstał, po czym podszedł do mnie i nachylił
się tak, żeby nasze oczy znalazły się na jednym poziomie.
– Wyobraź sobie, że codziennie setki dementorów
latają wokół ciebie, żeby wyssać z ciebie całe szczęście i zostawić tylko to,
co najgorsze – syknął. – Najokropniejsze obrazy pojawiające się przed oczami.
To, o czym pragniesz zapomnieć. Zostawiają cię rozbitą psychicznie. Jedyne, o
czym marzysz to szybka śmierć. Wierz mi, że nie ma nic przyjemnego w pobycie w
Azkabanie.
Lucjusz spojrzał na mnie po raz ostatni, po czym
odwrócił się, wrócił na swoje miejsce i z powrotem zaczął jeść. Zachowywał się,
jakby ostatnie minuty nie miały miejsca. Ja z kolei siedziałam sztywno, nie
będąc w stanie się poruszyć i łykając łzy wielkie jak groch, marzyłam o
wydostaniu się z tego miejsca.
~*~
Nadszedł ostatni dzień października. Skrzaty zadbały
o to, aby dom był odpowiednio ozdobiony. W końcu Noc Duchów nie była byle jakim
świętem.
Tego dnia Lucjusz miał pracować do późna i przyjść
na samą kolację. Ja znowu siedziałam sama, tym razem w sypialni, i wpatrywałam
się w nasze ślubne zdjęcie. Pamiętałam ten dzień, ale bynajmniej nie dlatego,
że był on najszczęśliwszym dniem mojego życia. To był okropny dzień i obiecuję,
że kiedyś Ci opowiem dlaczego, ale to w swoim czasie, na razie nie jestem na to
gotowa.
Spojrzałam na wielki zegar na ścianie. Lucjusz
powinien wrócić za kilka minut. Mój mąż był przekonany, że spędzimy ten dzień
tylko we dwoje. Nie powiedziałam mu o sowie, którą wysłałam do naszego syna,
ponieważ nie byłam pewna, czy Draco w ogóle się zjawi. Ostatnio nie byłam pewna
wielu rzeczy.
Zakładałam właśnie wyjściową szatę, kiedy otworzyły
się drzwi naszej sypialni. Lucjusz wyglądał na wykończonego. Usiadł ciężko na
łóżku i spojrzał na mnie.
– Nie możemy kazać skrzatom przynieść jedzenia
tutaj? Nie mam siły iść na dół – jęknął.
– Nie marudź – powiedziałam. – Widzimy się w jadalni
za pięć minut i nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów.
Nie zaczekałam na odpowiedź. Tak naprawdę w ogóle
mnie ona nie obchodziła. Lucjusz był mi winny tę głupią kolację. Po tym, jak
się zachował wczoraj, był zdany na moją łaskę. Skończyły się czasy, kiedy to
Narcyza „Naiwna” Malfoy zapominała o wszystkich przykrościach, jakie sprawił
jej mąż.
Dziesięć minut później oboje siedzieliśmy przy
obficie zastawionym stole w jadalni. Lucjusz był zbyt zmęczony, żeby zauważyć
dwa dodatkowe nakrycia, która kazałam naszykować dla Dracona i Hermiony.
Cieszyłam się z tego, ponieważ wciąż nie byłam pewna reakcji Lucjusza na tę
wizytę.
– Cieszę się, że nie nalegałaś na to, żebyśmy
zaprosili dzisiaj Dracona – powiedział w końcu Lucjusz, a ja zamarłam z
widelcem w połowie drogi do ust.
– Czyli wciąż nie chcesz go widzieć? Mimo iż minęło
już tyle czasu? – spytałam niepewnie.
– Przecież znasz moje zdanie. Szlamy i zdrajcy krwi
nie mają prawa przebywać w moim domu – odparł spokojnie, a ja oddychałam coraz
szybciej.
Co ja narobiłam? To pytanie odbijało się echem w
mojej głowie. Przecież, kiedy Lucjusz zobaczy Dracona i Hermionę, wpadnie w
szał. Dlaczego nie pomyślałam o konsekwencjach, zanim wysłałam do niego sowę? Na
Merlina, i co teraz?
Nie zdążyłam się zastanowić nad odpowiedzią,
ponieważ w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
– Spodziewasz się kogoś? – Lucjusz zmarszczył brwi.
– Nie. – Skłamałam. – Pójdę zobaczyć, kto to.
Tak naprawdę chciałam po prostu uciec. Nagle zwaliły
się na mnie wszystkie możliwe konsekwencje tego nieprzemyślanego czynu.
Tak jak się spodziewałam, w korytarzu znalazłam
Dracona oraz Hermionę. Domowy skrzat właśnie brał od nich płaszcze.
– Synku. – Ucieszyłam się. W jednej chwili minęły
wszystkie obawy. – Tak bardzo się cieszę, że jednak się pojawiliście. – Przytuliłam
go.
– Skoro ojciec naprawdę nie miał nic przeciwko,
uznaliśmy, że nic nie stoi nam na przeszkodzie, żeby w końcu poznał Hermionę
bliżej. – Uśmiechnął się Draco.
– Tak, naprawdę się cieszymy, że możemy tutaj
dzisiaj być. – Dodała Hermiona, a ja starałam się opanować nerwowe drżenie
dłoni.
– Chodźcie zatem dalej. – Uśmiechnęłam się niepewnie
i ruszyłam w stronę jadalni.
– Mamo, tu jest wystrzałowo. – Zachwycił się Draco,
kiedy przekroczył próg. – Nie mówiłaś, że robisz remont.
– Tak, to…. – Zaczęłam, ale nie miałam szansy
dokończyć, ponieważ przerwał mi Lucjusz.
– Narcyzo, kto to? – spytał. Stał tyłem do drzwi,
przy barku z alkoholem i właśnie nalewał sobie do szklanki ognistej whisky.
– Kochanie, tylko się nie gniewaj – zaczęłam. –
Widzisz, odwiedził nas Draco.
– Wreszcie zerwał z tą szlamą? Wspaniale! – Ucieszył
się.
Draco posłał mi pytające spojrzenie, ale zanim
zdążyłam mu odpowiedzieć, Lucjusz odwrócił się i szklanka z alkoholem wypadła
mu z ręki rozbijając się na tysiące kawałków. Przez chwilę stał zaskoczony
wpatrując się w naszą trójkę, a potem nastąpił wybuch.
– CO TUTAJ ROBI TA SZLAMA?!
– Mamo, o co chodzi, przecież mówiłaś… – Draco
spojrzał na mnie oburzony, ale ja musiałam uspokoić Lucjusza.
– Nie denerwuj się – powiedziałam najspokojniej jak
tylko potrafiłam. – Lucjuszu, to twój syn.
– Nie obchodzi mnie, kim on jest. A dopóki spotyka
się z tą szlamą, na pewno nie jest moim synem!
– Mamo, mówiłaś….
– Później, Draco – szepnęłam. – Lucjuszu, możesz go
nie uważać za swojego syna, ale ja nigdy nie przestałam go kochać i radzę ci,
żebyś się z tym pogodził.
– Więc wybieraj. Oni albo ja!
– Oni tutaj dzisiaj zostaną, Lucjuszu –
powiedziałam, zasłaniając Dracona i Hermionę, i sięgając po różdżkę. Po chwili
celowałam nią w Lucjusza. – Czy ci się to podoba, czy nie.
– A więc dobrze! – krzyknął Lucjusz. – Tylko żebyś
potem nie błagała o wybaczenie!
Usłyszałam znajomy trzask i Lucjusza już z nami nie
było. Czułam, że łzy cisną mi się do oczu. Wiedziałam, że zaraz wybuchnę
płaczem. Wybiegłam, więc do łazienki, zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
Kiedy już się uspokoiłam, ruszyłam w stronę drzwi
prowadzących do jadalni. Coś jednak mnie zatrzymało. Usłyszałam ściszone głosy
Hermiony i Dracona. Nie lubiłam podsłuchiwać, ale tutaj chodziło o mojego syna.
– Mówiłam, żebyśmy nie przychodzili.
– To moja matka, nie mogłem jej odmówić.
– Ona cię okłamała, powiedziała, że twój ojciec nie
ma nic przeciwko.
– Może to był jedyny sposób, żeby mogła mnie
zobaczyć?
– Myślisz, że on jej nie pozwala się z tobą widywać?
– Nie wiem, ale mój ojciec jest zdolny do
wszystkiego.
– Może powinniśmy jej pomóc się od niego uwolnić?
– Wątpię, żeby tego chciała. Myślę, że mimo wszystko
ona wciąż go kocha.
W tym momencie poczułam, że powinnam interweniować.
– Naprawdę bardzo was przepraszam – powiedziałam,
wchodząc do salonu. – Draco, synku, wiem, że nie powinnam była kłamać, ale tak
bardzo chciałam cię zobaczyć. – Uśmiechnęłam się lekko.
– Nic się nie stało, mamo. – Odwzajemnił uśmiech, a
ja poczułam jak przepełnia mnie szczęście. – Tylko proszę, następnym razem nie
uciekaj się do kłamstwa. Nie pozwolę, żeby ojciec obrażał Hermionę.
– Obiecuję. I jeszcze raz przepraszam –
powiedziałam, patrząc na nich niepewnie, ale już po chwili zorientowałam się,
że nie mają mi za złe tego, co się przed chwilą stało. – To może coś zjemy? – Zaproponowałam,
wskazując na stół. – Skrzaty bardzo się napracowały.
– Na pewno wszystko jest pyszne. – Uśmiechnął się
Draco.
– Ma pani naprawdę wspaniały gust – powiedziała
Hermiona, rozglądając się dookoła. – To miejsce w ogóle nie przypomina tego z
czasu, kiedy byłam tutaj ostatni raz. Teraz jest uroczo i przytulnie.
– Starałam się zatrzeć wszelkie ślady mroku,
panoszące się w tym domu. – Uśmiechnęłam się, ale po chwili mina mi zrzedła.
Przypomniałam sobie, co się stało podczas ostatniej wizyty Hermiony w moim
domu. To wtedy właśnie Bella ją torturowała. Zostawiła jej też wtedy pewną
pamiątkę, którą… – czy mogłabym zobaczyć twoją lewą rękę? – spytałam nagle.
– Chodzi pani… – zaczęła niepewnie dziewczyna.
– Tak, chcę zobaczyć twoją bliznę. Jeśli to
oczywiście nie jest problem.
– Nie potrafiłam jej usunąć – przyznała dziewczyna,
spuszczając głowę, jakby to był jakiś wstyd.
Hermiona niepewnie podniosła rękaw. Zdałam sobie
sprawę, że zawsze, kiedy ją widziałam miała zakryte ręce. Napis „SZLAMA”
znajdował się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zapamiętałam. Przez
chwilę mu się przyglądałam, a potem wyciągnęłam różdżkę, przyłożyłam ją w
miejscu, w którym zaczynała się pierwsza litera i powiedziałam:
– Erase.
Przez chwilę nic się nie działo, a potem napis
zniknął, jakby wymazany magiczną gumką. Uśmiechnęłam się.
– Teraz chyba lepiej – powiedziałam.
– Ale jak…. – Hermiona patrzyła na mnie w zdumieniu.
– Jak się to pani udało? Ja próbowałam wszelkich możliwych zaklęć i nic się
działo.
– Stara szkoła – zaśmiałam się. – Jeśli czarna magia
jest twoją codziennością, uczysz się z nią walczyć.
Reszta wieczoru minęła nam na śmiechu oraz
wspominaniu dawnych czasów. Byłam naprawdę szczęśliwa, że mogłam spędzić ten
wieczór z moim synem oraz jego dziewczyną. W tamtej chwili nie potrzebowałam
niczego więcej.
~*~
Lucjusz wrócił trzy godziny później. Czekałam na
niego, siedząc w wielkim fotelu przed kominkiem pogrążona w lekturze najnowszej
książki Rity Skeeter – „Zakochana
wariatka”. Powieść była nieco pretensjonalna, ze względu na to, że
opowiadała o miłości czarodziejki czystej krwi do mugola, ale czytało się ją
szybko i przyjemnie.
Kiedy Lucjusz przede mną stanął, był kompletnie
pijany. Pewnie po wyjściu teleportował się do „Trzech Mioteł” w Hogsmeade.
– Jak śmiałaś mnie tak poniżyć? – krzyknął, kiedy
mnie zobaczył. – Jak śmiałaś zaprosić tutaj tego zdrajcę i tę szlamę?!
– To jest nasz syn, Lucjuszu! A ona jest tak samo
magiczna jak my! I miałam prawo ich tutaj zaprosić! – odpowiedziałam krzykiem.
– A niby dlaczego!? Dlaczego ciągle robisz to, na co
masz ochotę?! Jesteś moją żoną i powinnaś robić to, co ja ci każę!
Zaśmiałam się.
– Już dawno minęły te czasy, kiedy to żona była we
wszystkim posłuszna mężowi! Mamy prawie dwudziesty pierwszy wiek, żyjemy w
wolnym kraju, a ja jestem wolnym człowiekiem i mam prawo widywać się z moim
synem!
– No to muszę cię rozczarować! – krzyknął. Patrzył
na mnie wzrokiem człowieka obłąkanego. To nie były jego oczy. – Od tej chwili,
nie zrobisz niczego bez mojej zgody – podszedł do mnie i chwycił mnie za
nadgarstki. Zabolało, ale byłam zbyt przerażona żeby zareagować. – Będziesz mi
mówić, co robisz, z kim się spotykasz i jak spędzasz dnie, kiedy mnie nie ma.
Nie opuścisz tego domu, chyba, że ci na to pozwolę. – Czułam na twarzy jego
przesiąknięty alkoholem oddech.
– A niby dlaczego miałabym to robić? – Prychnęłam,
udając nieprzejętą jego słowami.
– Bo jestem twoim mężem i masz mi być posłuszna!
– Mówisz zupełnie, jak twój ojciec! – krzyknęłam. –
A chyba nie muszę ci przypominać jak skończył!
Lucjusz zamarł na chwilę, ale zaraz się otrząsnął.
– Nie odważyłabyś się!
– Może powinniśmy się o tym przekonać?!
– Nie odważyłabyś się! – powtórzył.
– Jestem zdolna do wielu rzeczy, Lucjuszu. Okłamałam
Czarnego Pana, a czym przy tym jest odejście od takiego człowieka jak ty?!
Lucjusz poczerwieniał ze złości i złapał mnie za
rękę.
– Jesteś pijany, daj mi spokój. – Odepchnęłam go,
wyrywając się z jego uścisku.
– Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to może jednak
powinnaś odejść?!
– Może powinnam! – krzyknęłam i chwilę później
zatrzasnęłam drzwi od sypialni.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wciąż myślałam o
tym, co powiedział Lucjusz. Czy naprawdę powinnam odejść? Czy to było
rozwiązanie? Czy byłabym szczęśliwsza bez niego? W końcu, przygnieciona
ciężarem tego dnia, zasnęłam. Spałam tak mocno, że nie usłyszałam jak pijany
Lucjusz wszedł do sypialni. Nie słyszałam też jak z głośnym jęknięciem kładzie
się obok mnie. Do mojej świadomości nie dochodziło również jego głośne
chrapanie.
Obudziła mnie dopiero para rąk zaciskająca się na
moim gardle.
*************
Piosenka z tytułu rozdziału: Perfect day bo miało być idealnie, a wyszło jak zawsze ;)
#RóżoweCiasteczka
OdpowiedzUsuńEkhem... Lejdis and dżentelmen... Przed państwem... Gabsone nene *i ten przyjemny moment, gdy mówisz o sobie w 3 os.*
Jak już o osobach piszę... Podziwiam cię, że piszesz w 1os. Ja próbowałam na początku mojej blogowej kariery, ale tak się zaczęłam gubić w moich bohaterach, że musiałam przerzucić się na narrację 3.
Ooo... Kolejny dowód, że Bella była psychopatką! Chyba jakieś problemy wynikną z tych dzienników...
Roman, jaki mądry z niego człowiek! Lubię go, choć trudno mi to przyszło. Ostatnio pokłóciłam się z takim wrednym Romkiem... A jestem człowiekiem, który nie lubi się kłócić.
O Merlinie! Tak się wciągnęłam, że nie byłam nawet wstanie się oderwać w trakcie, by dopisać coś do komentarza.
Idealnie wszystko opisałaś. Czułam się jakbym sama była Narcyzą Malfoy, która nareszcie walczy o swe szczęście.
Ja nie wiem, co ten Lucek... Ten człowiek ma tyle twarzy! Ale która jest prawdziwa?
No za zakończenie mam ochotę cię zamordować... Ale na szczęście czeka na mnie następny rozdział.
Pozdrawiam!
Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com
spacje przed (; pauzy-półpauzy, justowanie; posprawdza entery - bo czasami masz jeden, czasami dwa, co zaburza wygląd tekstu
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się rozmowa Narcyzy z Romanem, to takie... nie jej! Niepasuje mi to do charakteru Narcyzy. Druga sprawa, na co teraz wpadłam (wczoraj chyba musiałam być zbyt zmęczona już) - dlaczego ma malarzy? A skrzaty? Przecież Malfoyowie posiadają tyle skrzatów!
był byt -> był zbyt
Osobiście bardzo nie podoba mi sietutaj zachowanie Narcyzy. Może trochę jąrozumię, inaczej - staram się ją zrozumieć. Ale dlaczego chcąc naprawić stosunki swoje z synem, rodzinę tak się zachowuje i wystawia Draco oraz Hermionę na coś naprawdę nieprzyjemnego? Przecież wie, jak Lucjusz się zachowa, a gdy goście się pojawią, zwykłe zdanie rzucone w trakcie nie uspokoi mężczyzny. Druga sprawa - jak miał się zachować Lucjusz? Zapytała go o bardzo nieprzyjemne sprawy, owszem, mógł odpowiedzieć w inny sposób, ale wcale się mu nie dziwę, że zrobił to właśnie tak. A ona znowu ma pretensje, dodatkowo widząc jak wykończony jest jej mąż, jeszcze go hm... prowokuje i wykorzystuje. Rozumiem, że się kłócą, ale opisałaś Lucjusza jakby nie miał siły nawet dłużej usiedzieć na krześle, a kobieta tak się zachowuje. Niestety, ale jak rozwydrzona nastolatka jest w tym rozdziale.
"wystrzałowo" - ? Ile Draco ma lat, dwanaście? Ponieważ zapewniam Cię, że przecież tak nie mówią młode osoby, mieszkające już z kimś, zaczynający swoje własne życie - przynajmniej ja nie znam takich xD
"Hermiona: Mówiłam, żebyśmy nie przychodzili.
Draco: To moja matka, nie mogłem jej odmówi"
Przecież wiesz, że dialogów tak się nie zapisuje. Przecież, wiesz, że byśmy wiedzieli kto co mówi poprzez rozmowę. Więc dlaczego, dlaczego to zrobiłaś?:( Tak dobry tekst był na razie! Mam nadzieję, że i dalej będzie dobrze, ale trochę zaczynam się obawiać. A może wyjaśnisz dlaczego Narcyza się tak irracjonalnie, prawie wręcz głupio zachowuje? Mam nadzieję, że tak! :d lecę dalej czytać!
Zachowanie Draco także jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Nie widział się z matką jakieś dwa miesiące? Chyba dobrze liczę, kobieta w sumie podstępem zwabia go do domu, okłamuje. W domu on i jego partnerka zostają zwyzywani od najgorszych (przecież szlama to jak dziwka, kurwa praktycznie), a on mówi jej z uśmiechem, że nic się nie stało? Ojj, jakby mi mąż tak zrobił mielibyśmy długą, bardzo długą rozmowę na ten temat.
Zaklęcie Erase... Fajnie, że zniknęła blizna (chociaż dla mnei to jakby opera mydlana zaczyna się przez to robić...) Przy jej tworzeniu Hermiona czuła ogromny ból, a by zniknął napis nie poczuła nic? Dziwne, bardzo dziwne.
Tak, żyjemy w wolnym kraju, i dwudziestym pierwszym wieku. Jednak dalej mi się wydaje, że sukcesem udanego małżeństwa jest wspólne podejmowanie ważnych decyzji, rozumienie i myślenie o drugiej osobie, a nie zupełne ignorowanie jego opinii. Merlinie chroń nas od żon takich jak Narcyza, bo co drugie małżeństwo, by się szybko rozpadło!
Powiem Ci szczerze, że nie wiem jak mam się do tego rozdziału ustosunkować... Nie jest on zły, przydałoby mu się według mnie trochę poprawek logicznych z zachowaniem bohaterów, ale ogólnie to dobrze się go czytało. Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy :)
Pozdrawiam,
Rzan. :)
Rzan tłumaczy i komentuje
Kurcze, to się robi coraz lepsze ! Ale to zachowanie Lucka! Odeszłabym od niego jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńMnie trochę denerwuje zachowanie Cyzii. Raz jest miła, raz nie. Jakby miała wieczny okres! :D I Kocham Draco i Hermione mimo, że on zachowuje się jak dzieciak xd
♡ Lady Luena
No i znowu mam ochotę wypatroszyć kochanego Lucka, a potem rzucić na niego parę Crutiatusów i dobić Avadą, (powinnam iść się leczyć, bo pisanie o Belli nie najlepiej wpływa na mój chory móżdżek) ale mimo wszystko Cyzia nie była by zadowolona. Słucham tej piosenki z bloga i chce mi się ryczeć. Jak zwykle rozdział świetny. Czemu ty musisz być taka dobra?!
OdpowiedzUsuńChyba zapisze się na korepetycje do ciebie!
Weny i całusy!
Luna
W następnym rozdziale Luckowi się wreszcie trochę oberwie, bo sama mam ochotę mu nóżki i rączki powyrywać ;3 Więcej nie spoileruję, chociaż wydaje mi się, że właśnie ta piosenka z bloga jest największym spoilerem, ale dla mnie jest ona źródłem inspiracji i kiedy pisałam ten rozdział słuchałam jej przez bite 5 godzin :D
UsuńKochana, nie przejmuj się, bo w końcu zdobędziesz doświadczenie i będziesz pisała dużo lepiej niż ja teraz. Poza tym, ja wcale nie piszę tak wspaniale i czasem kiedy czytam rozdział przed dodaniem go, żeby poprawić błędy, to mnie po prostu coś trafia i przerywam w połowie, bo ciągle mam wrażenie że nie jestem wystarczająco dobra i że popełniam błąd pisząc, ale potem zawsze przepraszam się z opowiadaniem, bo nie potrafię sobie wyobrazić życia bez pisania :)
Pozdrawiam, Bella ;*
Ty zawsze umiesz pocieszyć. Już suę nie mogę doczekać jak mu się oberwie, (chora psychika) BUHAHA!
UsuńJeju, czo ten Lucek? Normalnie, zaraz go uduszę... On nie ma prawa taki być. Trzeba wyciąć całą jego postać z tego rozdziału i będzie perfekcyjnie :D :D Z utęsknieniem czekam na następny rozdział :) Życzę weny ♥
OdpowiedzUsuńCo?! Jednak idę zabić Lucjusza!
OdpowiedzUsuńBiedna Cyzia ;-; Wiesz co chyba znowu zacznę za chwilę ryczeć... Boziu! Ile łez wyciska ze mnie to twoje opowiadanie! Ja chcę kolejny! Już,teraz,zaraz!
Przepraszam, że nie komentuje systematycznie, ale nie wyrabiam z nauką >.< Rozdział długi, a ja lubię długie rozdziały. Lucjusz zachował się szczerze jak ostatni dupek, nie powinien tak postępować, jestem rozczarowana. A podobno chciał się zmienić, dla Narcyzy. Zakończyłaś w takim momencie... ech jak mogłaś?! :C No, ale czekam z utęsknieniem na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńDużo weny.
Pozdrawiam, Cyzia :*