„Dla
cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz,
Dla
cierpiącego psychicznie – przyjaciel”
~Menander
~*~
Nawet dobre małżeństwa bywają niepowodzeniem. W
jednej chwili stoisz na pewnym gruncie, za chwilę już nie. Są zawsze dwie
wersje. Twoja i ich. Z tym, że obie zaczynają się tak samo. Obie rozpoczyna
dwójka ludzi, która się w sobie zakochuje. Nikt się nie żeni, myśląc, że to
będzie porażka. Myślisz, że waszemu małżeństwu się uda, więc zawsze okazuje się
szokiem moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to koniec...
- Twoja matka jest u nas.
- Super. Gdzie jest?
- W pokoju gościnnym. Chyba śpi.
- Co się stało?
- Nic nie mówiła, ale tam coś się stało, Draco. Coś
złego.
- Oczywiście, że złego. Jeśli mój ojciec maczał w
tym palce, to nie mogło stać się nic dobrego. Mówiła coś?
- Nie, tylko spytała czy może u nas trochę zostać.
Ale...
- Co?
- Nie powinnam nic mówić, jeśli zechce, sama ci
powie.
- To moja matka, muszę wiedzieć.
- I właśnie dlatego nie powinnam ci nic mówić, bo to
twoja matka, a ja nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego.
- Hermiono, proszę...
- No dobrze. Nie wiem nic konkretnego, ale ona nie
wyglądała dobrze, Draco. Miała zadrapania na rękach, przekrwione oczy i...
-I..?
- Nie powinnam...
-Hermiono!
-No dobrze. Jej szyja była sina, wyglądała jakby
długo walczyła, ale...
- Zabiję go! Dorwę go i zabiję!
- Draco, nie. Uspokój się, proszę.
- Jeśli skrzywdził moją matkę, nie zamierzam stać z
założonymi rękami. Zbyt długo wszystko uchodziło mu na sucho.
- Rozumiem, naprawdę, ale poczekaj aż...
- Na co mam czekać Hermiono?
- Niech matka sama ci wszystko wytłumaczy, nie
możesz niczego zrobić, dopóki nie poznasz całej historii.
Leżałam na łóżku i wsłuchiwałam
się w ich podniesione głosy. Do tej pory nie myślałam o tym, że będę musiała
komuś opowiedzieć o tym, co zaszło pomiędzy mną i Lucjuszem. Uznałam, że skoro
Hermiona nie pytała co się stało, to Draco postąpi tak samo. Zapomniałam tylko
o jednej rzeczy. Draco nie był Lucjuszem. Nie umiał przejść obojętnie i nie
spytać co się stało. Draco troszczył się o innych, był zupełnym przeciwieństwem
Lucjusza i nigdy nie uda mi się wyrazić, jak bardzo jestem za to wdzięczna.
Kiedy Draco po raz pierwszy przyszedł, żeby się ze
mną zobaczyć, nie pytał o Lucjusza. Myślę, że Hermionie udało się go przekonać,
żeby mi trochę odpuścił i w głębi duszy byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Mój
syn patrzył na mnie przerażonym wzrokiem, wciąż zerkając na moją szyję.
Zrozumiałam, że musiała wyglądać okropnie. Wtedy, a było to tego samego dnia, w
którym pojawiłam się w jego domu, nie rozmawialiśmy długo. Kilkuminutowa
wymiana zdań, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Dopiero później, następnego
dnia podczas kolacji, Draco podjął ten trudny dla mnie temat.
- Mamo, możesz mi powiedzieć, co się stało? –
spytał, odkładając na stół swój widelec, a ja zakrztusiłam się puddingiem
Yorkshire.
- To znaczy? - spytałam, kiedy doszłam do siebie i
wzięłam porządny łyk wody.
- Co się stało między tobą i ojcem?
- Synku...
- Nie mów, że nic się nie stało - przerwał mi Draco.
- Te sińce nie wzięły się znikąd. Co on ci zrobił?
- Pójdę pozmywać - wtrąciła nagle Hermiona, wstając
od stołu.
Nie miałam wiele czasu do namysłu. Nie chciałam,
żeby Draco wiedział, co się wydarzyło pomiędzy mną, a Lucjuszem, ale wiedziałam
też, że zasługuje na poznanie prawdy.
- Zostań, Hermiono - powstrzymałam ją. - Powiem to
tylko raz i powinniście usłyszeć to oboje – powiedziałam, po czym wzięłam
głęboki oddech. - Twój ojciec jest okropnym człowiekiem, Draco. Nie wiem, co
się z nim dzieje, ale nie zachowuje się normalnie. Zeszłej nocy, kiedy
wróciliście do domu, siedziałam sama. Około północy wrócił ojciec. Był w jakimś
pubie, jestem tego pewna. Już wtedy zachowywał się dziwnie, był pijany i chyba
dlatego niczego nie zauważyłam. Pokłóciliśmy się, zagroziłam, że odejdę, ojciec
się wściekł, ale ja poszłam do sypialni. Spałam, kiedy… - zawahałam się. Nie
chciałam, żeby Draco o wszystkim wiedział, ale było już za późno. Słowo się
rzekło, musiałam kontynuować. Przełknęłam głośno ślinę i wyrzuciłam to z
siebie. – Twój ojciec chciał mnie zabić. Nie wiem, co nim kierowało, ale nie
był sobą. Nie do końca rozumiem co się stało tamtej nocy i szczerze mówiąc, nie
wiem, czy kiedykolwiek uda mi się to zrozumieć.
Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, a Draco
siedział przez chwilę wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. W jego
umyśle toczyła się wojna.
- Zabiję go – wycedził przez zaciśnięte zęby,
odsuwając gwałtownie krzesło i wstając od stołu.
- Draco, nie – pisnęła Hermiona.
- Nadal chcesz go bronić?!
- Nie, ale…
- Hermiona ma rację – powiedziałam cicho, nie
podnosząc głowy znad stołu. Było mi wstyd, czułam się winna. – Nie możesz
wrócić do domu, nie możesz się spotkać z ojcem.
- On już nie jest moim ojcem – w jego głosie słychać
było złość i gorycz, jakiej jeszcze nigdy nie słyszałam. Zrobiło mi się
nieprzyjemnie zimno. Nie do końca rozumiałam co się ze mną działo. Nie
potrafiłam być zła na Lucjusza, nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że mój
syn żywi do niego tak negatywne uczucia. W głębi duszy, ja wciąż coś do niego
czułam.
- Synku, uspokój się, proszę – spojrzałam w jego
platynowoszare oczy i zmroziło mnie ich podobieństwo do oczu Lucjusza. W jednej
chwili wszystko runęło. Cały mur, którym się otaczałam, który sprawiał, że
miałam siłę wstać z łóżka, legł w gruzach. A ja nie miałam siły, żeby go
odbudować.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym
zostać teraz tutaj.
- Bo… bo ja cię o to proszę – jęknęłam i wybiegłam z
salonu.
Hermiona zmroziła go wzrokiem.
- Widzisz, co narobiłeś?
- Ja? – spytał oburzony. – Widziałaś jej szyję?
Zatrzasnęłam drzwi pokoju, w którym mieszkałam i
powoli zsunęłam się na ziemię. Płakałam. Płakałam długo i bezustannie.
Płakałam, kiedy zaczęła boleć mnie głowa. Płakałam, kiedy zrobiło mi się
niedobrze. Płakałam nawet wtedy, kiedy zwymiotowałam kolację. Płakałam do
momentu, aż zmorzył mnie sen. Ale nawet kiedy spałam, nie opuściła mnie
rozpacz, która siała zniszczenie w mojej duszy.
~*~
Przez kolejny tydzień nie wychodziłam z pokoju.
Wciąż słyszałam podniesione głosy Hermiony i Dracona. Byłam dumna i wdzięczna,
że mój syn chce mnie chronić, czułam, że powinnam być szczęśliwa, że udało mi
się go tak dobrze wychować, że wciąż mnie kochał i chciał o mnie walczyć. Ale
wpadłam chyba w coś, co mugole nazywają „depresją”. Tak przynajmniej twierdziła
Hermiona. Do tej pory nie wiedziałam, że coś takiego w ogóle istnieje. Ale
wtedy nic nie było w stanie sprawić, że się uśmiechnęłam, całe moje życie
straciło jakikolwiek sens, tak bardzo marzyłam o tym, żeby po prostu zasnąć i
już nigdy więcej się nie obudzić, nie musieć czuć. To był okropny i ponury
okres w moim życiu.
I jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że wtedy
jedyną osobą, która była w stanie mi pomóc, była Hermiona. To właśnie ona,
przesiadując godzinami w moim pokoju i racząc mnie najświeższymi wiadomościami
ze świata magii sprawiła, że odzyskiwałam wiarę w życie. Oczywiście, nie
przyszło jej to łatwo. Musiała znosić moje wciąż zmieniające się humory i to,
że potrafiłam przeleżeć kilka godzin i nie powiedzieć ani słowa. Patrząc na to
teraz, przez pryzmat lat muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla jej
wytrwałości.
Pierwszy sukces Hermiona osiągnęła trzy dni po owej
kolacji. Przyszła do mojego pokoju tak, jak miała w zwyczaju robić to wcześniej
i usiadła na bujanym fotelu stojącym w rogu pokoju. Początkowo nic nie mówiła,
jedynie czytała gazetę, a mnie to nie przeszkadzało.
- Niedługo odbędą się Mistrzostwa Świata w
Quidditchu – oznajmiła w końcu,
podnosząc wzrok znad gazety. – Całe szczęście, że w tym roku gospodarzami są
Francja i Hiszpania, inaczej ministerstwo miałoby urwanie głowy.
- Tak – mruknęłam.
- Wie pani, że w końcu będzie pani musiała o tym z
kimś porozmawiać, prawda? Nie może pani tego w sobie tłumić.
- I nagle przestałyśmy mówić o Quidditchu…
- Jeśli pani tego z siebie nie wyrzuci, to panią
wykończy.
- Najpierw robisz za prezentera wiadomości, a teraz
za mojego psychiatrę? Nie wiesz nic o mnie i o moim życiu, a już zwłaszcza o
tym, co mnie wykończy! – to był pierwszy raz kiedy wypowiedziałam na raz tak
wiele słów. Wcześniej ograniczałam się jedynie do wydawania pojedynczych
dźwięków lub sylab.
- Musi mnie pani przestać traktować jak wroga. Nie
jestem nim. A pani musi z kimś porozmawiać. W obecnej sytuacji mogę to być ja,
albo Draco, a obie wiemy jak może się skończyć rozmowa z nim – powiedziała to
tak stanowczym tonem, że nagle poczułam się mała i bezbronna, nie miałam siły z
nią walczyć.
Leżałam w milczeniu mając nadzieję, że Hermiona
zostawi mnie samą, ale ona najwyraźniej nie odgadła tej subtelnej intencji.
Wprost przeciwnie. Podeszła do mnie, usiadła na łóżku i (o Merlinie!) chwyciła
mnie za rękę!
- Niech pani pozwoli sobie pomóc. Niech nas pani nie
odtrąca i nie otacza się murem.
- I co mam ci powiedzieć, dziecko? – odwróciłam się
i spojrzałam w jej oczy. - Jak bardzo jestem nieszczęśliwa? Jak martwi mnie
fakt, że mężczyzna, którego myślałam że kocham, usiłował mnie udusić? Jak
bardzo boję się o życie mojego syna nawet teraz, kiedy Czarny Pan odszedł na
zawsze? A może mam ci opowiedzieć o tym, jak każdego dnia walczę z pragnieniem
rzucenia na siebie Avady?
Hermiona milczała przez chwilę.
- Ma pani wiele problemów jak na osobę, która zdaje
się mieć wszystko.
- Ja już nie mam nic. Straciłam wszystko na czym mi
zależało.
- To nie prawda. Ma pani Dracona, który panią kocha.
I którego pani również kocha. Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała Hermiona
kręcąc głową, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.
- W co takiego, nie możesz uwierzyć?
- Nie mogę uwierzyć w to, że osoba, która kłamała
Voldemortowi prosto w oczy, ryzykując życiem własnym i innych ludzi, żeby
ocalić syna przed śmiercią, która wykazała się tak niespotykaną odwagą,
graniczącą z głupotą i która prawdopodobnie pomogła ocalić cały magiczny świat
przed zagładą teraz użala się nad sobą i twierdzi, że nie ma nic. Myli się
pani. Ma pani wiele do stracenia jeśli się teraz podda, a nie może pani tego
zrobić, ponieważ Draco potrzebuje matki. To pani zaszczepiła w nim ziarenko
dobra, które rosło w nim czekając na ujawnienie, to dzięki pani Draco jest
szczęśliwy. Ma pani syna, który panią kocha, a to daje setkę powodów by żyć!
Chciałam coś powiedzieć, naprawdę bardzo tego
chciałam. Ale nie potrafiłam. Jej słowa zamknęły moje usta.
- Przepraszam, że się uniosłam – Hermiona spuściła
głowę, jakby oczekiwała na naganę.
- Nie jesteśmy już w Hogwarcie, więc rozchmurz się.
I zapamiętaj jedną rzecz, nigdy, ale to nigdy nie przepraszaj za prawdę.
A potem… potem po prostu się przed nią otworzyłam.
Opowiedziałam jej o moich obawach, o sytuacji z Lucjuszem, o Belli oraz
Andromedzie. A ona słuchała w milczeniu. Hermiona była naprawdę wspaniałym
słuchaczem, a ja poczułam, że mogę jej zaufać. W tamtym momencie poczułam, że
Draco nie mógł zakochać się w lepszej osobie.
~*~
Następne dni mijały nam podobnie. Hermiona wracała z
ministerstwa, a następnie spędzała u mnie całe popołudnie. Co jakiś czas
podrzucała mi jakąś ciekawą mugolską książkę, która oczywiście miała na celu
rozbawienie mnie i odciągnięcie mnie od smutnych myśli. I tak właśnie, tamtego
dnia, czytałam „Dzieci z Bullerbyn”*. Nie rozumiałam dlaczego wybierała dla
mnie tak banalne powieści, ale nie byłam wybredną czytelniczką i pochłaniałam
wszystko co mi przyniosła.
Czytałam właśnie o tym, jak Lizza, Britta i Anna wpadły
na pomysł przywiązania do swoich okien sznurka, za pomocą którego miały
przekazywać sobie karteczki z wiadomościami, kiedy do mojego pokoju weszła
Hermiona. Była blada.
- Co się stało? – spytałam zaniepokojona.
- Musi pani być silna – powiedziała.
- To już wiemy, ale co tobie się stało?
- Musi pani być silna… dla Dracona. Musi pani to
przetrwać, ponieważ pewnego dnia Draco będzie pani potrzebował i będzie musiała
mu pani pomóc.
- O czym ty mówisz?
- Pewnego dnia… to może być za tydzień, miesiąc albo
za rok. Nie wiem kiedy i mam nadzieję, że nieprędko, ale nadejdzie taki dzień,
w którym będę musiała zniknąć. I wtedy… musi mi pani obiecać, że pomoże
Draconowi się z tym uporać – w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Dziecko, co to ma znaczyć?
- To znaczy, że… ja go kocham, kocham go tak jak
nikogo wcześniej i wiem, że nigdy nikogo nie pokocham tak, jak jego. Draco jest
miłością mojego życia i mam nadzieję, że on chociaż w połowie czuje do mnie to,
co ja do niego. Ale… ale my nie możemy być razem – teraz z jej oczu płynęły
obfite łzy. – Ten związek nie może przetrwać, ponieważ należymy do zupełnie
innych światów. Pewnego dnia Draco będzie musiał poślubić czystokrwistą
czarownicę i mieć z nią dzieci, żeby przedłużyć czysty ród Malfoy’ów. Taki jest
jego obowiązek, a ja nie mogę mu stać na drodze. Nie mogę pozwolić, żeby
wyrzekł się dla mnie swojej rodziny. Pewnego dnia Draco będzie musiał pogodzić
się z ojcem… wrócić do domu i… zapomnieć o mnie. Oboje będziemy musieli wybrać
między tym co słuszne, a tym… co łatwe – teraz już nawet nie powstrzymywała
płaczu. Upadła na podłogę i schowała twarz w dłoniach. Odłożyłam książkę i
podbiegłam, żeby ją przytulić.
- Chrzanić rodzinną politykę – powiedziałam. –
Chrzanić czystą krew. Nie jest ważne jaka krew płynie w naszych żyłach, wszyscy
jesteśmy tacy sami i tak samo zasługujemy na prawdziwą miłość.
- Tak… bardzo… go… kocham… - wychlipała, a ja
przytuliłam ją jeszcze mocniej.
- Wiem o tym, skarbie. Wiem, o tym.
- Musi… musi pani obiecać…
- Nie, Hermiono – pokręciłam głową. – Nie będę ci
niczego obiecywać. Opowiadasz głupstwa. Lucjusz nie może stać na drodze do
waszego szczęścia. Wystarczy, że robi to mnie.
- Ale… ja naprawdę… - łkała.
- Tak, wiem, kochanie. Chcesz postąpić słusznie, ale
czasem trzeba stawiać własne szczęście przed tym, czego wymagają od nas inni.
Nie wiem ile tak siedziałyśmy. Hermiona płakała
jeszcze przez długi czas, a ja wraz z nią. Poraziła mnie jej mądrość i
rozsądek. Wolała cierpieć w imieniu zasad o których istnieniu nie wiedziała
przez połowę swojego życia niż być szczęśliwą z mężczyzną którego kochała.
Miała w sobie na tyle odwagi, żeby podjąć tak trudną decyzję.
I wtedy zaczęłam myśleć o Lucjuszu. O tym jak byłam
z nim kiedyś szczęśliwa. Jak jako szesnastolatka snułam plany o wspólnej
przyszłości. Ale kiedy okazało się, że nie miałam nic do powiedzenia, ponieważ
nasz ślub został zaplanowany na długo przed moimi narodzinami, znienawidziłam
Lucjusza. Zabawne, jak bardzo potrafią zmienić się nasze uczucia i decyzje
kiedy uświadamiamy sobie, że nie mamy na nie żadnego wpływu. Początki naszego
małżeństwa były trudne. Starałam się przekonać siebie, że Lucjusz zasługuje na
moją miłość, ale nie było to łatwe. W końcu udało mi się odtworzyć więź, która
łączyła nas w Hogwarcie. Przez kolejne lata owa więź stawała się coraz
mocniejsza. Należałam do Lucjusza, a on należał do mnie. A teraz wszystko się
zmieniło. Zostałam sama i świadomość że to koniec naszego małżeństwa nie dawała
mi spokoju. I wtedy zrozumiałam…
Prawda bolała. Dotarło do mnie bowiem, że mimo
wszystko, ja go wciąż kochałam…
~*~
Co mogę powiedzieć o tym rozdziale? Nie jestem z niego do końca zadowolona. Zabrakło mi na niego pomysłu. To chyba jeden z najkrótszych rozdziałów, ma tylko 5 stron (5 stron o niczym, to chyba jednak coś mi się udało osiągnąć ;) )
Dzisiaj, choć może nie przypomina mi o tym nic oprócz choinki stojącej w salonie, jest wigilia i dlatego z całego serca pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia :) Życzę Wam zdrowia, szczęścia, wielu uśmiechów i powodów do radości. Życzę Wam sukcesów i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów ;* Niech te święta będą wesołe, spokojnie i spędzone w gronie najbliższych ;)
Mamy święta, na pewno do każdego z Was przyszedł Mikołaj i w związku z tym mam do Was prośbę :) W ramach prezentu świątecznego, proszę, żeby każdy kto przeczyta ten rozdział, zostawił po sobie chociaż krótki komentarz. To nie wymaga żadnego wysiłku, a mnie napełnia siłą do dalszego pisania :)
Rozdział dedykuję Cyzi - za Helen, happy endy i wszystko inne ;*
Na koniec zapraszam do świeżo zaktualizowanej zakładki "Bohaterowie" ;)
Jeszcze raz wesołych świąt, kochani!
#RóżoweCisteczka
OdpowiedzUsuńHm... Może ci przeszkadza, że komentuję każdy rozdział - chyba w regulaminie nie było to zabronione, ale do końca nie wiem... - hm...? No ja tak po prostu nie potrafię czegoś nie skomentować, gdy coś mi się podoba :) Zwłaszcza jak widzę takie pustki u ciebie! I ja się pytam: dlaczego? :o
Po przeczytaniu tego rozdziału zastanawiam się nad jednym... Można na siebie rzucić Avadę? Ta zagadkę będzie mnie teraz prześladować...
Hermiona zachowała się w wspaniały sposób, a Draco był taki oddany!
Hermiona mocno musi go kochać.
Jesteś zbyt surowa dla siebie. Nie jest to zły rozdział.
Naprawdę podoba mi się jak piszesz ;)
Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com
To nie jest w żaden sposób zabronione a wręcz wskazane :-D
Usuń#RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha.
OdpowiedzUsuńTy nie jesteś zadowolona z tego.rozdziału ale.ja jak najbardziej. To jest chyba pierwszy rozdział który.mnie wciągnął bez reszty. Pierwszy który czytaóam.tylko i wyłącznie dla przyjemności. Hermiona jest dokładnie taka jaką kocham a tekst Narcyzy - Chrzanić rodzinną politykę... Czystą krew mnie poprostu rozbawił jak dla mnie super
pozdrawiam rapsodia89
O, podoba mi się to wprowadzenie do rozdziału, nawet bardzo! Mówiłam, że zawsze, gdy czuję się niepewnie po jakimś rozdziale, to kolejny na pewno upewni mnie w przekonaniu, że po prostu każdy ma czasami słabsze momentu :D
OdpowiedzUsuń"-I..?
- Nie powinnam...
-Hermiono!
-No dobrze. Jej szyja była sina, wyglądała jakby długo walczyła, ale..." - zjadłaś spacje za dywizami xD
"
Draco, nie. Uspokój się, proszę." - to zdanie brzmi mi niestety tak bardzo sztucznie, tak... nawet jak to non-canon to i tak nie mogę przejść obok tego obojętnie. Po prostu nie pasuje, brzmi dziwnie!
Dlaczego Narcyza nalegała, że oboje powinni usłyszeć to? Może raczej pasowałoby okreslenie "chciałabym", ponieważ nie wiem jak bardzo bym się starała, nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego "powinni".
"rozumiem co" -> zjadłaś przecinek przed "co" :)
Nie rozumiem jak zemsta może być nazywana "bronieniem i ochroną". Rozumiem jakby podjął jakieś kroki w kierunku Lucjusza, w sensie kroki z długoterminową pomocą - jak św. Mung, czy może Aurorów zawiadomić. Nie rozumiem jak chęć w sumie zabicia czy okaleczenia ojca przez syna może być przez matkę nazywana "chęcią bronienia". Rozumiem, gdyby Draco był obecny przy tym jak Lucjusz fizycznie czy psychicznie znęca się nad matką - ale... to jest PO fakcie przecież.
"Patrząc na to teraz, przez pryzmat lat muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla jej wytrwałości." -> zmieniasz czasy. Albo dodajesz zdania, które wszystko burzą - jak to, które zacytowałam. Bo piszesz w czasie teraźniejszym praktycznie. Wiec jak "teraz" może być w momencie, gdy kobieta leży w łóżku z depresją, ale równocześnie też parę lat później?
"W obecnej sytuacji mogę to być ja, albo Draco, a obie wiemy jak może się skończyć rozmowa z nim" -> Chyba od "Mogę to być..." powinno się zaczynać zdanie, a nie w obecnej sytuacji. Bo jaka jest jej sytuacja? Jest wściekła, z depresją w łóżku. Ale równie dobrze mogliby zatrudnić magomedyka z Munga. Swoją drogą skąd Narcyza zna specjalistyczne słowa na mugolskich lekarzy?;) Jeszcze chwilę temu nie była pewna czy ma "coś co mugole chyba nazywają depresją", a już zna specjalistów leczących ją?
Że co... kolejny akapit po prostu musiałam sobie odpuścić, przeskakując tylko pomiędzy słowami. Jest on dla mnie po prostu... no niepotrzebny. Wspominasz o depresji Narcyzy, którą swoja drogą leczy się miesiącami, czasami latami i bardzo potrzebne jest pomoc specjalisty oraz farmakologiczna), by po chwili pokazać nam Hermioną-mała dziewczynę, której zabrano zabawkę i jest głupiutka. Przecież Hermiona nie po to walczyła w wojnie, by rok po niej ryczeć, iż nie jest godna Dracona, bo czysta krew... *powtarzam sobie cały czas non-canon, non-canon, ale to jest tak źle opisane, że nawet non-canon nie pomaga!*
Połowa pierwszego rozdziału nawet mi się podobała, jednak od momentu załamania Hermiony byłam totalnie na nie. Strasznie mnie ten fragment hm... zniszczył radość z niego. Nawet nie wyjaśniłaś dlaczego mądra dziewczyna, kochająca swojego długoletniego chłopaka, tak się załamała!
Eh... idę do kolejnego z nadzieją na dobrą treść :)
Pozdrawiam,
Rzan. :)
Rzan tłumaczy i komentuje
Ten rozdział był dla mnie taki średni... Nie znalazłam tam jakiegoś momentu, który mnie zauroczył, dlatego nie będę się rozpisywać i lecę do kolejnego.
OdpowiedzUsuńNiech spłynie na ciebie duuuużo weny.
♡Lady Luena
Ty mi mieszasz w głowie! Chcesz żebym polubiła Dramione? Śliczny rozdział! Biedna Cyzia :( Wesołych, po raz trzeci :D
OdpowiedzUsuńLuna
Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie nie byłam fanką Dramione, ba!, ja nawet nie lubiłam Dracona. Wszystko to było po to, żeby Cyzia usunęła napis na ręce Hermiony, potem miałam wrócić do kanonu. Ale potem przeczytałam wspaniałe opowiadanie "Echo naszych słów" i wszystko się zmieniło. Może nie jestem wielką fanką Dramione, ale polubiłam ich razem i czuję, że zasługują na opowiedzenie wspaniałej historii, którą baj de łej poznamy w następnym rozdziale ;) Bądź otwarta na nowe parringi :) Po raz kolejny: wesołych świąt :)
UsuńKurcze pieczone!
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam polskiego fanficka o BoP, i myślałam że masz bardzo podobny styl pisania do tej dziewczyny.
Wczoraj w nocy czytałam go na nowo, weszłam ładnie przez filmweb autorki, patrzę. Autor - Cicia Bella, opis ten sam co naszej Cioci!
Od razu zaprosiłam na filmwebie i wczytałam się na nowo.
Więc wypowiem się od razu na temat dwóch.
Masz cudowny, piękny styl. Kurcze, normalnie (jako córka humanistów) krytykuję składnię. Ale human jednak czegoś uczy i nic nie ma do czego mogę się przyczepić.
Na blogu o Megan, chciałam się denerwować o szablon, o Pitera i o guza, ale po opisach śmierci doktor Hunt myślałam czy się nie popłakać.
Tu chciałam napisać że Dramione jest okropne, ale teraz zaczynam być fanką. I nawet ich bronić!
Tylko proszę więcej Andromedy i więcej kochanego Lucjuszka.
Słowem podsumowania powiem że ŚWIETNA robota, super wszystko. Częściej pisz bo jest super duper.
Wesołego Świąt, i Szczęśliwego Nowego Roku, pełnego Cyzi i Lucka, oraz Megan i Tommy'ego.
Lizzy
Nawet nie wiesz, jak wiele przyjemności sprawił mi Twój komentarz :) dziękuję <3
UsuńCieszę się, że czytasz oba moje blogi :) to naprawdę niesamowite :)
Właśnie zdałam sobie sprawę, że strasznie zaniedbałam Megan :o na Merlina, trzeba to naprawić :) niedługo postaram się dodać nowy rozdział :) Podziwiam Cię, że chciało Ci się czytać to od nowa ;) ja ostatnio próbowałam, żeby sobie przypomnieć co napisałam, i stanęłam w połowie pierwszego rozdziału xD
Fajnie, że dzięki temu co piszę i jak piszę, zmieniasz swoje nastawienie do postaci i par :) Cały związek Megan i Petera został napisany dlatego, że sama byłam ich fanką, ale kiedy poznałam Tommy'ego... wszystko się zmieniło :) a problemy z guzem dopiero się zaczną, to był... lekki przedsmak tego, co czeka Megan :)
Wracając do Narcyzy i Lucjusza, czuję, że za kilkanaście rozdziałów mnie znienawidzicie, ale mam też nadzieję, że uda mi się przedstawić to, co zaplanowałam w taki sposób, że szybko mi wybaczycie ;) Lucjusz pojawi się już wkrótce, a Dromeda wpadnie na chwilę w następnym rozdziale i będzie powracała co jakiś czas :)
Jeszcze raz dziękuję za wspaniały komentarz i życzę wesołych świąt ;*
Nie ma za co dziękować, taki blogi aż przyjemnie się czyta.
UsuńPrzyznam że czekam na nowe rozdziały z życia Megan Hunt. Męczące jest ciągłe czytanie fanficków po angielsku, a tu taka miła odmiana - twój blog.
Chyba nie znienawidzę cię, ponieważ wystarczy że lubisz BoP i HP a już mogę cię zapraszać na herbatę (polski język trudna).
Ogólnie to wesołych świąt i naskrob nam nowych rozdziałów, ale i odpocznij!
Powodzenia,
Lizzy
Ja też kiedyś czytałam fanfiki BoP po angielsku, ale w końcu dałam za wygraną ;) swego czasu zamierzałam nawet tłumaczyć kilka opowiadań i umieszczać je na blogu, ale doszłam do wniosku, że byłoby z tym dużo pracy, a ja nie mam wystarczającej ilości czasu :/
UsuńNa herbatkę chętnie wpadnę, przy okazji zapraszam do mnie, właśnie parzę pyszną zieloną ;)
Rozdział na tym blogu już się pisze, mam niecałą stronę, możliwe więc, że pojawi się do końca tego tygodnia :) co do Megan, zaraz poprawię to, co mam już napisane i jeszcze dzisiaj postaram się wrzucić nowy rozdział :)
Ciocia Bella
Dziękuję za dedykacje :* Rozdział mi się bardzo podobał, tylko wiesz na co ja czekam... Prawda? :D Niech oni się w końcu jakoś spotkają, nie muszą się godzić, ale ważne by się spotkali ze sobą. Cyzia tak cierpi, a cierpieć będzie jeszcze bardziej za Lucjuszem. Tęsknota za kimś bliskim jest przecież bardzo silna,czyż nie? :3 Rozmowa między Cyzią a Mioną była piękna, aż ścisnęło mnie w żołądku. <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i Merry Christmas. Dużo weny i powodzenia na biol-chemie! :P
<3
Ciociu Bello! Teraz chyba będę komentowała każdy rozdział,
OdpowiedzUsuńale mówi się trudno. Ja nie wem na o te Lucjusz jeszcze czeka ten... [bardzo nieładne określenia :)] Niech się ogarnie i biegnie błagać Cyzie o wybaczenie! Naprawdę nie wiem co mu odwaliło. Faceci... Całuski :