środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 9. Trudne decyzje

„Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz,
Dla cierpiącego psychicznie – przyjaciel”
~Menander


~*~


Nawet dobre małżeństwa bywają niepowodzeniem. W jednej chwili stoisz na pewnym gruncie, za chwilę już nie. Są zawsze dwie wersje. Twoja i ich. Z tym, że obie zaczynają się tak samo. Obie rozpoczyna dwójka ludzi, która się w sobie zakochuje. Nikt się nie żeni, myśląc, że to będzie porażka. Myślisz, że waszemu małżeństwu się uda, więc zawsze okazuje się szokiem moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to koniec...
- Twoja matka jest u nas.
- Super. Gdzie jest?
- W pokoju gościnnym. Chyba śpi.
- Co się stało?
- Nic nie mówiła, ale tam coś się stało, Draco. Coś złego.
- Oczywiście, że złego. Jeśli mój ojciec maczał w tym palce, to nie mogło stać się nic dobrego. Mówiła coś?
- Nie, tylko spytała czy może u nas trochę zostać. Ale...
- Co?
- Nie powinnam nic mówić, jeśli zechce, sama ci powie.
- To moja matka, muszę wiedzieć.
- I właśnie dlatego nie powinnam ci nic mówić, bo to twoja matka, a ja nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego.
- Hermiono, proszę...
- No dobrze. Nie wiem nic konkretnego, ale ona nie wyglądała dobrze, Draco. Miała zadrapania na rękach, przekrwione oczy i...
-I..?
- Nie powinnam...
-Hermiono!
-No dobrze. Jej szyja była sina, wyglądała jakby długo walczyła, ale...
- Zabiję go! Dorwę go i zabiję!
- Draco, nie. Uspokój się, proszę.
- Jeśli skrzywdził moją matkę, nie zamierzam stać z założonymi rękami. Zbyt długo wszystko uchodziło mu na sucho.
- Rozumiem, naprawdę, ale poczekaj aż...
- Na co mam czekać Hermiono?
- Niech matka sama ci wszystko wytłumaczy, nie możesz niczego zrobić, dopóki nie poznasz całej historii.
Leżałam na łóżku i wsłuchiwałam się w ich podniesione głosy. Do tej pory nie myślałam o tym, że będę musiała komuś opowiedzieć o tym, co zaszło pomiędzy mną i Lucjuszem. Uznałam, że skoro Hermiona nie pytała co się stało, to Draco postąpi tak samo. Zapomniałam tylko o jednej rzeczy. Draco nie był Lucjuszem. Nie umiał przejść obojętnie i nie spytać co się stało. Draco troszczył się o innych, był zupełnym przeciwieństwem Lucjusza i nigdy nie uda mi się wyrazić, jak bardzo jestem za to wdzięczna.
Kiedy Draco po raz pierwszy przyszedł, żeby się ze mną zobaczyć, nie pytał o Lucjusza. Myślę, że Hermionie udało się go przekonać, żeby mi trochę odpuścił i w głębi duszy byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Mój syn patrzył na mnie przerażonym wzrokiem, wciąż zerkając na moją szyję. Zrozumiałam, że musiała wyglądać okropnie. Wtedy, a było to tego samego dnia, w którym pojawiłam się w jego domu, nie rozmawialiśmy długo. Kilkuminutowa wymiana zdań, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Dopiero później, następnego dnia podczas kolacji, Draco podjął ten trudny dla mnie temat.
- Mamo, możesz mi powiedzieć, co się stało? – spytał, odkładając na stół swój widelec, a ja zakrztusiłam się puddingiem Yorkshire.
- To znaczy? - spytałam, kiedy doszłam do siebie i wzięłam porządny łyk wody.
- Co się stało między tobą i ojcem?
- Synku...
- Nie mów, że nic się nie stało - przerwał mi Draco. - Te sińce nie wzięły się znikąd. Co on ci zrobił?
- Pójdę pozmywać - wtrąciła nagle Hermiona, wstając od stołu.
Nie miałam wiele czasu do namysłu. Nie chciałam, żeby Draco wiedział, co się wydarzyło pomiędzy mną, a Lucjuszem, ale wiedziałam też, że zasługuje na poznanie prawdy.
- Zostań, Hermiono - powstrzymałam ją. - Powiem to tylko raz i powinniście usłyszeć to oboje – powiedziałam, po czym wzięłam głęboki oddech. - Twój ojciec jest okropnym człowiekiem, Draco. Nie wiem, co się z nim dzieje, ale nie zachowuje się normalnie. Zeszłej nocy, kiedy wróciliście do domu, siedziałam sama. Około północy wrócił ojciec. Był w jakimś pubie, jestem tego pewna. Już wtedy zachowywał się dziwnie, był pijany i chyba dlatego niczego nie zauważyłam. Pokłóciliśmy się, zagroziłam, że odejdę, ojciec się wściekł, ale ja poszłam do sypialni. Spałam, kiedy… - zawahałam się. Nie chciałam, żeby Draco o wszystkim wiedział, ale było już za późno. Słowo się rzekło, musiałam kontynuować. Przełknęłam głośno ślinę i wyrzuciłam to z siebie. – Twój ojciec chciał mnie zabić. Nie wiem, co nim kierowało, ale nie był sobą. Nie do końca rozumiem co się stało tamtej nocy i szczerze mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się to zrozumieć.
Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, a Draco siedział przez chwilę wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. W jego umyśle toczyła się wojna.
- Zabiję go – wycedził przez zaciśnięte zęby, odsuwając gwałtownie krzesło i wstając od stołu.
- Draco, nie – pisnęła Hermiona.
- Nadal chcesz go bronić?!
- Nie, ale…
- Hermiona ma rację – powiedziałam cicho, nie podnosząc głowy znad stołu. Było mi wstyd, czułam się winna. – Nie możesz wrócić do domu, nie możesz się spotkać z ojcem.
- On już nie jest moim ojcem – w jego głosie słychać było złość i gorycz, jakiej jeszcze nigdy nie słyszałam. Zrobiło mi się nieprzyjemnie zimno. Nie do końca rozumiałam co się ze mną działo. Nie potrafiłam być zła na Lucjusza, nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że mój syn żywi do niego tak negatywne uczucia. W głębi duszy, ja wciąż coś do niego czułam.
- Synku, uspokój się, proszę – spojrzałam w jego platynowoszare oczy i zmroziło mnie ich podobieństwo do oczu Lucjusza. W jednej chwili wszystko runęło. Cały mur, którym się otaczałam, który sprawiał, że miałam siłę wstać z łóżka, legł w gruzach. A ja nie miałam siły, żeby go odbudować.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym zostać teraz tutaj.
- Bo… bo ja cię o to proszę – jęknęłam i wybiegłam z salonu.
Hermiona zmroziła go wzrokiem.
- Widzisz, co narobiłeś?
- Ja? – spytał oburzony. – Widziałaś jej szyję?
Zatrzasnęłam drzwi pokoju, w którym mieszkałam i powoli zsunęłam się na ziemię. Płakałam. Płakałam długo i bezustannie. Płakałam, kiedy zaczęła boleć mnie głowa. Płakałam, kiedy zrobiło mi się niedobrze. Płakałam nawet wtedy, kiedy zwymiotowałam kolację. Płakałam do momentu, aż zmorzył mnie sen. Ale nawet kiedy spałam, nie opuściła mnie rozpacz, która siała zniszczenie w mojej duszy.


~*~


Przez kolejny tydzień nie wychodziłam z pokoju. Wciąż słyszałam podniesione głosy Hermiony i Dracona. Byłam dumna i wdzięczna, że mój syn chce mnie chronić, czułam, że powinnam być szczęśliwa, że udało mi się go tak dobrze wychować, że wciąż mnie kochał i chciał o mnie walczyć. Ale wpadłam chyba w coś, co mugole nazywają „depresją”. Tak przynajmniej twierdziła Hermiona. Do tej pory nie wiedziałam, że coś takiego w ogóle istnieje. Ale wtedy nic nie było w stanie sprawić, że się uśmiechnęłam, całe moje życie straciło jakikolwiek sens, tak bardzo marzyłam o tym, żeby po prostu zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić, nie musieć czuć. To był okropny i ponury okres w moim życiu.
I jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że wtedy jedyną osobą, która była w stanie mi pomóc, była Hermiona. To właśnie ona, przesiadując godzinami w moim pokoju i racząc mnie najświeższymi wiadomościami ze świata magii sprawiła, że odzyskiwałam wiarę w życie. Oczywiście, nie przyszło jej to łatwo. Musiała znosić moje wciąż zmieniające się humory i to, że potrafiłam przeleżeć kilka godzin i nie powiedzieć ani słowa. Patrząc na to teraz, przez pryzmat lat muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla jej wytrwałości.
Pierwszy sukces Hermiona osiągnęła trzy dni po owej kolacji. Przyszła do mojego pokoju tak, jak miała w zwyczaju robić to wcześniej i usiadła na bujanym fotelu stojącym w rogu pokoju. Początkowo nic nie mówiła, jedynie czytała gazetę, a mnie to nie przeszkadzało.
- Niedługo odbędą się Mistrzostwa Świata w Quidditchu – oznajmiła w końcu, podnosząc wzrok znad gazety. – Całe szczęście, że w tym roku gospodarzami są Francja i Hiszpania, inaczej ministerstwo miałoby urwanie głowy.
- Tak – mruknęłam.
- Wie pani, że w końcu będzie pani musiała o tym z kimś porozmawiać, prawda? Nie może pani tego w sobie tłumić.
- I nagle przestałyśmy mówić o Quidditchu…
- Jeśli pani tego z siebie nie wyrzuci, to panią wykończy.
- Najpierw robisz za prezentera wiadomości, a teraz za mojego psychiatrę? Nie wiesz nic o mnie i o moim życiu, a już zwłaszcza o tym, co mnie wykończy! – to był pierwszy raz kiedy wypowiedziałam na raz tak wiele słów. Wcześniej ograniczałam się jedynie do wydawania pojedynczych dźwięków lub sylab.
- Musi mnie pani przestać traktować jak wroga. Nie jestem nim. A pani musi z kimś porozmawiać. W obecnej sytuacji mogę to być ja, albo Draco, a obie wiemy jak może się skończyć rozmowa z nim – powiedziała to tak stanowczym tonem, że nagle poczułam się mała i bezbronna, nie miałam siły z nią walczyć.
Leżałam w milczeniu mając nadzieję, że Hermiona zostawi mnie samą, ale ona najwyraźniej nie odgadła tej subtelnej intencji. Wprost przeciwnie. Podeszła do mnie, usiadła na łóżku i (o Merlinie!) chwyciła mnie za rękę!
- Niech pani pozwoli sobie pomóc. Niech nas pani nie odtrąca i nie otacza się murem.
- I co mam ci powiedzieć, dziecko? – odwróciłam się i spojrzałam w jej oczy. - Jak bardzo jestem nieszczęśliwa? Jak martwi mnie fakt, że mężczyzna, którego myślałam że kocham, usiłował mnie udusić? Jak bardzo boję się o życie mojego syna nawet teraz, kiedy Czarny Pan odszedł na zawsze? A może mam ci opowiedzieć o tym, jak każdego dnia walczę z pragnieniem rzucenia na siebie Avady?
Hermiona milczała przez chwilę.
- Ma pani wiele problemów jak na osobę, która zdaje się mieć wszystko.
- Ja już nie mam nic. Straciłam wszystko na czym mi zależało.
- To nie prawda. Ma pani Dracona, który panią kocha. I którego pani również kocha. Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała Hermiona kręcąc głową, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.
- W co takiego, nie możesz uwierzyć?
- Nie mogę uwierzyć w to, że osoba, która kłamała Voldemortowi prosto w oczy, ryzykując życiem własnym i innych ludzi, żeby ocalić syna przed śmiercią, która wykazała się tak niespotykaną odwagą, graniczącą z głupotą i która prawdopodobnie pomogła ocalić cały magiczny świat przed zagładą teraz użala się nad sobą i twierdzi, że nie ma nic. Myli się pani. Ma pani wiele do stracenia jeśli się teraz podda, a nie może pani tego zrobić, ponieważ Draco potrzebuje matki. To pani zaszczepiła w nim ziarenko dobra, które rosło w nim czekając na ujawnienie, to dzięki pani Draco jest szczęśliwy. Ma pani syna, który panią kocha, a to daje setkę powodów by żyć!
Chciałam coś powiedzieć, naprawdę bardzo tego chciałam. Ale nie potrafiłam. Jej słowa zamknęły moje usta.
- Przepraszam, że się uniosłam – Hermiona spuściła głowę, jakby oczekiwała na naganę.
- Nie jesteśmy już w Hogwarcie, więc rozchmurz się. I zapamiętaj jedną rzecz, nigdy, ale to nigdy nie przepraszaj za prawdę.
A potem… potem po prostu się przed nią otworzyłam. Opowiedziałam jej o moich obawach, o sytuacji z Lucjuszem, o Belli oraz Andromedzie. A ona słuchała w milczeniu. Hermiona była naprawdę wspaniałym słuchaczem, a ja poczułam, że mogę jej zaufać. W tamtym momencie poczułam, że Draco nie mógł zakochać się w lepszej osobie.



~*~


Następne dni mijały nam podobnie. Hermiona wracała z ministerstwa, a następnie spędzała u mnie całe popołudnie. Co jakiś czas podrzucała mi jakąś ciekawą mugolską książkę, która oczywiście miała na celu rozbawienie mnie i odciągnięcie mnie od smutnych myśli. I tak właśnie, tamtego dnia, czytałam „Dzieci z Bullerbyn”*. Nie rozumiałam dlaczego wybierała dla mnie tak banalne powieści, ale nie byłam wybredną czytelniczką i pochłaniałam wszystko co mi przyniosła.
Czytałam właśnie o tym, jak Lizza, Britta i Anna wpadły na pomysł przywiązania do swoich okien sznurka, za pomocą którego miały przekazywać sobie karteczki z wiadomościami, kiedy do mojego pokoju weszła Hermiona. Była blada.
- Co się stało? – spytałam zaniepokojona.
- Musi pani być silna – powiedziała.
- To już wiemy, ale co tobie się stało?
- Musi pani być silna… dla Dracona. Musi pani to przetrwać, ponieważ pewnego dnia Draco będzie pani potrzebował i będzie musiała mu pani pomóc.
- O czym ty mówisz?
- Pewnego dnia… to może być za tydzień, miesiąc albo za rok. Nie wiem kiedy i mam nadzieję, że nieprędko, ale nadejdzie taki dzień, w którym będę musiała zniknąć. I wtedy… musi mi pani obiecać, że pomoże Draconowi się z tym uporać – w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Dziecko, co to ma znaczyć?
- To znaczy, że… ja go kocham, kocham go tak jak nikogo wcześniej i wiem, że nigdy nikogo nie pokocham tak, jak jego. Draco jest miłością mojego życia i mam nadzieję, że on chociaż w połowie czuje do mnie to, co ja do niego. Ale… ale my nie możemy być razem – teraz z jej oczu płynęły obfite łzy. – Ten związek nie może przetrwać, ponieważ należymy do zupełnie innych światów. Pewnego dnia Draco będzie musiał poślubić czystokrwistą czarownicę i mieć z nią dzieci, żeby przedłużyć czysty ród Malfoy’ów. Taki jest jego obowiązek, a ja nie mogę mu stać na drodze. Nie mogę pozwolić, żeby wyrzekł się dla mnie swojej rodziny. Pewnego dnia Draco będzie musiał pogodzić się z ojcem… wrócić do domu i… zapomnieć o mnie. Oboje będziemy musieli wybrać między tym co słuszne, a tym… co łatwe – teraz już nawet nie powstrzymywała płaczu. Upadła na podłogę i schowała twarz w dłoniach. Odłożyłam książkę i podbiegłam, żeby ją przytulić.
- Chrzanić rodzinną politykę – powiedziałam. – Chrzanić czystą krew. Nie jest ważne jaka krew płynie w naszych żyłach, wszyscy jesteśmy tacy sami i tak samo zasługujemy na prawdziwą miłość.
- Tak… bardzo… go… kocham… - wychlipała, a ja przytuliłam ją jeszcze mocniej.
- Wiem o tym, skarbie. Wiem, o tym.
- Musi… musi pani obiecać…
- Nie, Hermiono – pokręciłam głową. – Nie będę ci niczego obiecywać. Opowiadasz głupstwa. Lucjusz nie może stać na drodze do waszego szczęścia. Wystarczy, że robi to mnie.
- Ale… ja naprawdę… - łkała.
- Tak, wiem, kochanie. Chcesz postąpić słusznie, ale czasem trzeba stawiać własne szczęście przed tym, czego wymagają od nas inni.
Nie wiem ile tak siedziałyśmy. Hermiona płakała jeszcze przez długi czas, a ja wraz z nią. Poraziła mnie jej mądrość i rozsądek. Wolała cierpieć w imieniu zasad o których istnieniu nie wiedziała przez połowę swojego życia niż być szczęśliwą z mężczyzną którego kochała. Miała w sobie na tyle odwagi, żeby podjąć tak trudną decyzję.
I wtedy zaczęłam myśleć o Lucjuszu. O tym jak byłam z nim kiedyś szczęśliwa. Jak jako szesnastolatka snułam plany o wspólnej przyszłości. Ale kiedy okazało się, że nie miałam nic do powiedzenia, ponieważ nasz ślub został zaplanowany na długo przed moimi narodzinami, znienawidziłam Lucjusza. Zabawne, jak bardzo potrafią zmienić się nasze uczucia i decyzje kiedy uświadamiamy sobie, że nie mamy na nie żadnego wpływu. Początki naszego małżeństwa były trudne. Starałam się przekonać siebie, że Lucjusz zasługuje na moją miłość, ale nie było to łatwe. W końcu udało mi się odtworzyć więź, która łączyła nas w Hogwarcie. Przez kolejne lata owa więź stawała się coraz mocniejsza. Należałam do Lucjusza, a on należał do mnie. A teraz wszystko się zmieniło. Zostałam sama i świadomość że to koniec naszego małżeństwa nie dawała mi spokoju. I wtedy zrozumiałam…
Prawda bolała. Dotarło do mnie bowiem, że mimo wszystko, ja go wciąż kochałam…

~*~
Co mogę powiedzieć o tym rozdziale? Nie jestem z niego do końca zadowolona. Zabrakło mi na niego pomysłu. To chyba jeden z najkrótszych rozdziałów, ma tylko 5 stron (5 stron o niczym, to chyba jednak coś mi się udało osiągnąć ;) )
Dzisiaj, choć może nie przypomina mi o tym nic oprócz choinki stojącej w salonie, jest wigilia i dlatego z całego serca pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia :) Życzę Wam zdrowia, szczęścia, wielu uśmiechów i powodów do radości. Życzę Wam sukcesów i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów ;* Niech te święta będą wesołe, spokojnie i spędzone w gronie najbliższych ;)

Mamy święta, na pewno do każdego z Was przyszedł Mikołaj i w związku z tym mam do Was prośbę :) W ramach prezentu świątecznego, proszę, żeby każdy kto przeczyta ten rozdział, zostawił po sobie chociaż krótki komentarz. To nie wymaga żadnego wysiłku, a mnie napełnia siłą do dalszego pisania :)

Rozdział dedykuję Cyzi - za Helen, happy endy i wszystko inne ;*

Na koniec zapraszam do świeżo zaktualizowanej zakładki "Bohaterowie" ;)

Jeszcze raz wesołych świąt, kochani!

13 komentarzy:

  1. #RóżoweCisteczka
    Hm... Może ci przeszkadza, że komentuję każdy rozdział - chyba w regulaminie nie było to zabronione, ale do końca nie wiem... - hm...? No ja tak po prostu nie potrafię czegoś nie skomentować, gdy coś mi się podoba :) Zwłaszcza jak widzę takie pustki u ciebie! I ja się pytam: dlaczego? :o
    Po przeczytaniu tego rozdziału zastanawiam się nad jednym... Można na siebie rzucić Avadę? Ta zagadkę będzie mnie teraz prześladować...
    Hermiona zachowała się w wspaniały sposób, a Draco był taki oddany!
    Hermiona mocno musi go kochać.
    Jesteś zbyt surowa dla siebie. Nie jest to zły rozdział.
    Naprawdę podoba mi się jak piszesz ;)
    Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest w żaden sposób zabronione a wręcz wskazane :-D

      Usuń
  2. #RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha.
    Ty nie jesteś zadowolona z tego.rozdziału ale.ja jak najbardziej. To jest chyba pierwszy rozdział który.mnie wciągnął bez reszty. Pierwszy który czytaóam.tylko i wyłącznie dla przyjemności. Hermiona jest dokładnie taka jaką kocham a tekst Narcyzy - Chrzanić rodzinną politykę... Czystą krew mnie poprostu rozbawił jak dla mnie super
    pozdrawiam rapsodia89

    OdpowiedzUsuń
  3. O, podoba mi się to wprowadzenie do rozdziału, nawet bardzo! Mówiłam, że zawsze, gdy czuję się niepewnie po jakimś rozdziale, to kolejny na pewno upewni mnie w przekonaniu, że po prostu każdy ma czasami słabsze momentu :D
    "-I..?
    - Nie powinnam...
    -Hermiono!
    -No dobrze. Jej szyja była sina, wyglądała jakby długo walczyła, ale..." - zjadłaś spacje za dywizami xD
    "
    Draco, nie. Uspokój się, proszę." - to zdanie brzmi mi niestety tak bardzo sztucznie, tak... nawet jak to non-canon to i tak nie mogę przejść obok tego obojętnie. Po prostu nie pasuje, brzmi dziwnie!

    Dlaczego Narcyza nalegała, że oboje powinni usłyszeć to? Może raczej pasowałoby okreslenie "chciałabym", ponieważ nie wiem jak bardzo bym się starała, nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego "powinni".
    "rozumiem co" -> zjadłaś przecinek przed "co" :)
    Nie rozumiem jak zemsta może być nazywana "bronieniem i ochroną". Rozumiem jakby podjął jakieś kroki w kierunku Lucjusza, w sensie kroki z długoterminową pomocą - jak św. Mung, czy może Aurorów zawiadomić. Nie rozumiem jak chęć w sumie zabicia czy okaleczenia ojca przez syna może być przez matkę nazywana "chęcią bronienia". Rozumiem, gdyby Draco był obecny przy tym jak Lucjusz fizycznie czy psychicznie znęca się nad matką - ale... to jest PO fakcie przecież.
    "Patrząc na to teraz, przez pryzmat lat muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla jej wytrwałości." -> zmieniasz czasy. Albo dodajesz zdania, które wszystko burzą - jak to, które zacytowałam. Bo piszesz w czasie teraźniejszym praktycznie. Wiec jak "teraz" może być w momencie, gdy kobieta leży w łóżku z depresją, ale równocześnie też parę lat później?
    "W obecnej sytuacji mogę to być ja, albo Draco, a obie wiemy jak może się skończyć rozmowa z nim" -> Chyba od "Mogę to być..." powinno się zaczynać zdanie, a nie w obecnej sytuacji. Bo jaka jest jej sytuacja? Jest wściekła, z depresją w łóżku. Ale równie dobrze mogliby zatrudnić magomedyka z Munga. Swoją drogą skąd Narcyza zna specjalistyczne słowa na mugolskich lekarzy?;) Jeszcze chwilę temu nie była pewna czy ma "coś co mugole chyba nazywają depresją", a już zna specjalistów leczących ją?

    Że co... kolejny akapit po prostu musiałam sobie odpuścić, przeskakując tylko pomiędzy słowami. Jest on dla mnie po prostu... no niepotrzebny. Wspominasz o depresji Narcyzy, którą swoja drogą leczy się miesiącami, czasami latami i bardzo potrzebne jest pomoc specjalisty oraz farmakologiczna), by po chwili pokazać nam Hermioną-mała dziewczynę, której zabrano zabawkę i jest głupiutka. Przecież Hermiona nie po to walczyła w wojnie, by rok po niej ryczeć, iż nie jest godna Dracona, bo czysta krew... *powtarzam sobie cały czas non-canon, non-canon, ale to jest tak źle opisane, że nawet non-canon nie pomaga!*

    Połowa pierwszego rozdziału nawet mi się podobała, jednak od momentu załamania Hermiony byłam totalnie na nie. Strasznie mnie ten fragment hm... zniszczył radość z niego. Nawet nie wyjaśniłaś dlaczego mądra dziewczyna, kochająca swojego długoletniego chłopaka, tak się załamała!

    Eh... idę do kolejnego z nadzieją na dobrą treść :)
    Pozdrawiam,
    Rzan. :)
    Rzan tłumaczy i komentuje

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział był dla mnie taki średni... Nie znalazłam tam jakiegoś momentu, który mnie zauroczył, dlatego nie będę się rozpisywać i lecę do kolejnego.
    Niech spłynie na ciebie duuuużo weny.
    ♡Lady Luena

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty mi mieszasz w głowie! Chcesz żebym polubiła Dramione? Śliczny rozdział! Biedna Cyzia :( Wesołych, po raz trzeci :D

    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie nie byłam fanką Dramione, ba!, ja nawet nie lubiłam Dracona. Wszystko to było po to, żeby Cyzia usunęła napis na ręce Hermiony, potem miałam wrócić do kanonu. Ale potem przeczytałam wspaniałe opowiadanie "Echo naszych słów" i wszystko się zmieniło. Może nie jestem wielką fanką Dramione, ale polubiłam ich razem i czuję, że zasługują na opowiedzenie wspaniałej historii, którą baj de łej poznamy w następnym rozdziale ;) Bądź otwarta na nowe parringi :) Po raz kolejny: wesołych świąt :)

      Usuń
  6. Kurcze pieczone!
    Kiedyś czytałam polskiego fanficka o BoP, i myślałam że masz bardzo podobny styl pisania do tej dziewczyny.
    Wczoraj w nocy czytałam go na nowo, weszłam ładnie przez filmweb autorki, patrzę. Autor - Cicia Bella, opis ten sam co naszej Cioci!
    Od razu zaprosiłam na filmwebie i wczytałam się na nowo.

    Więc wypowiem się od razu na temat dwóch.
    Masz cudowny, piękny styl. Kurcze, normalnie (jako córka humanistów) krytykuję składnię. Ale human jednak czegoś uczy i nic nie ma do czego mogę się przyczepić.

    Na blogu o Megan, chciałam się denerwować o szablon, o Pitera i o guza, ale po opisach śmierci doktor Hunt myślałam czy się nie popłakać.
    Tu chciałam napisać że Dramione jest okropne, ale teraz zaczynam być fanką. I nawet ich bronić!
    Tylko proszę więcej Andromedy i więcej kochanego Lucjuszka.

    Słowem podsumowania powiem że ŚWIETNA robota, super wszystko. Częściej pisz bo jest super duper.

    Wesołego Świąt, i Szczęśliwego Nowego Roku, pełnego Cyzi i Lucka, oraz Megan i Tommy'ego.

    Lizzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak wiele przyjemności sprawił mi Twój komentarz :) dziękuję <3

      Cieszę się, że czytasz oba moje blogi :) to naprawdę niesamowite :)
      Właśnie zdałam sobie sprawę, że strasznie zaniedbałam Megan :o na Merlina, trzeba to naprawić :) niedługo postaram się dodać nowy rozdział :) Podziwiam Cię, że chciało Ci się czytać to od nowa ;) ja ostatnio próbowałam, żeby sobie przypomnieć co napisałam, i stanęłam w połowie pierwszego rozdziału xD

      Fajnie, że dzięki temu co piszę i jak piszę, zmieniasz swoje nastawienie do postaci i par :) Cały związek Megan i Petera został napisany dlatego, że sama byłam ich fanką, ale kiedy poznałam Tommy'ego... wszystko się zmieniło :) a problemy z guzem dopiero się zaczną, to był... lekki przedsmak tego, co czeka Megan :)

      Wracając do Narcyzy i Lucjusza, czuję, że za kilkanaście rozdziałów mnie znienawidzicie, ale mam też nadzieję, że uda mi się przedstawić to, co zaplanowałam w taki sposób, że szybko mi wybaczycie ;) Lucjusz pojawi się już wkrótce, a Dromeda wpadnie na chwilę w następnym rozdziale i będzie powracała co jakiś czas :)

      Jeszcze raz dziękuję za wspaniały komentarz i życzę wesołych świąt ;*

      Usuń
    2. Nie ma za co dziękować, taki blogi aż przyjemnie się czyta.

      Przyznam że czekam na nowe rozdziały z życia Megan Hunt. Męczące jest ciągłe czytanie fanficków po angielsku, a tu taka miła odmiana - twój blog.

      Chyba nie znienawidzę cię, ponieważ wystarczy że lubisz BoP i HP a już mogę cię zapraszać na herbatę (polski język trudna).

      Ogólnie to wesołych świąt i naskrob nam nowych rozdziałów, ale i odpocznij!

      Powodzenia,
      Lizzy

      Usuń
    3. Ja też kiedyś czytałam fanfiki BoP po angielsku, ale w końcu dałam za wygraną ;) swego czasu zamierzałam nawet tłumaczyć kilka opowiadań i umieszczać je na blogu, ale doszłam do wniosku, że byłoby z tym dużo pracy, a ja nie mam wystarczającej ilości czasu :/

      Na herbatkę chętnie wpadnę, przy okazji zapraszam do mnie, właśnie parzę pyszną zieloną ;)

      Rozdział na tym blogu już się pisze, mam niecałą stronę, możliwe więc, że pojawi się do końca tego tygodnia :) co do Megan, zaraz poprawię to, co mam już napisane i jeszcze dzisiaj postaram się wrzucić nowy rozdział :)

      Ciocia Bella

      Usuń
  7. Dziękuję za dedykacje :* Rozdział mi się bardzo podobał, tylko wiesz na co ja czekam... Prawda? :D Niech oni się w końcu jakoś spotkają, nie muszą się godzić, ale ważne by się spotkali ze sobą. Cyzia tak cierpi, a cierpieć będzie jeszcze bardziej za Lucjuszem. Tęsknota za kimś bliskim jest przecież bardzo silna,czyż nie? :3 Rozmowa między Cyzią a Mioną była piękna, aż ścisnęło mnie w żołądku. <3
    Czekam na kolejny rozdział i Merry Christmas. Dużo weny i powodzenia na biol-chemie! :P
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciociu Bello! Teraz chyba będę komentowała każdy rozdział,
    ale mówi się trudno. Ja nie wem na o te Lucjusz jeszcze czeka ten... [bardzo nieładne określenia :)] Niech się ogarnie i biegnie błagać Cyzie o wybaczenie! Naprawdę nie wiem co mu odwaliło. Faceci... Całuski :

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis