„Cierpienie nic nie wyzwala.
To my się z niego wyzwalamy”
~Maria Dąbrowska
Minęły dwa tygodnie.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak bardzo zżyłam się z
Hermioną. Z zupełnie obcej osoby, ta dziewczyna stała się moją przyjaciółką.
Godzinami rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Czułam się w jej towarzystwie
tak swobodnie, jak jeszcze nigdy z nikim innym. Ani z Bellą, ani z Dromedą, ani
nawet z Lucjuszem. A jeśli o nim mowa, to nie widziałam go ani razu odkąd
opuściłam Malfoy Manor. Nie przeszkadzało mi to. Nic nie zakłócało moich myśli,
byłam wolna i mogłam spokojnie oddychać. Byłam pewna, że gdyby Lucjusz stanął
teraz na mojej drodze, moja równowaga psychiczna zachwiałaby się gwałtownie. A
tak, wolna od wszelkich zmartwień, mogłam rozkoszować się ciszą.
Oczywiście teraz, kiedy już udało mi się stanąć na
nogi, przejęłam kilka obowiązków. Hermiona nie zgadzała się na zatrudnienie
skrzata, więc wszystkie prace w domu musiała robić sama. Nie do końca
rozumiałam jej postępowanie, ale uznałam to po prostu za różnicę pokoleń. Tak
więc teraz to ja gotowałam obiady, zmywałam naczynia i sprzątałam. W zasadzie
nawet polubiłam te prace domowe, pomagały mi zapomnieć o przygnębiającej
rzeczywistości.
Kiedy to się stało, piłam kawę. Kuchnia w domu
Hermiony i Dracona nie była wielka, ale bardzo przestronna. Na dwóch ścianach
mieściły się meble, przy jednej stał niewielki stół, a na ostatniej znajdowały
się drzwi do spiżarni oraz łuk, prowadzący do salonu. Pomieszczenie było jasne
i przyjemne, urządzone w nowoczesnym stylu, ale bez przepychu. Idealne.
Lubiłam przesiadywać w kuchni i z kubkiem kawy w
ręce, wyglądać przez okno wychodzące na ulicę. To były uroki mieszkania na
przedmieściach. Spokój, zwykła codzienność, coś, czego nie miałam okazji nigdy
doświadczyć. To było takie wspaniałe uczucie. Nie musieć się niczym przejmować,
mieć czystą głową.
I wtedy go zobaczyłam. Stał po drugiej stronie ulicy
i patrzył się na mnie. Kubek w moich rękach przechylił się i gorąca ciecz
wylała się na moje ręce.
- Cholera! - krzyknęłam i podbiegłam do zlewu, żeby
opłukać dłonie zimną wodą.
Kiedy skończyłam, niepewnym wzrokiem spojrzałam w
okno. Ale już go nie było. Pomyślałam, że musiało mi się tylko zdawać. No bo
przecież nie było możliwe, żeby mnie tutaj znalazł. Nie było możliwe, żeby to w
ogóle był on. Przecież...
Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Wrzasnęłam
przerażona, ale zaraz oprzytomniałam. Pobiegłam do swojego pokoju i chwyciłam
leżącą na stoliku różdżkę. Po chwili stałam przy drzwiach, celując w nie
różdżką. Powoli nacisnęłam klamkę, spodziewając się najgorszego, ale kiedy
ujrzałam osobę stojącą po drugiej stronie, odetchnęłam z ulgą.
- To tak witasz siostrę?
- Andromeda - jęknęłam, chowając różdżkę do kieszeni
wyciągniętego swetra, który na sobie miałam. - Spodziewałam się... w zasadzie
to nikogo - odparłam sama będąc zdziwiona myślami, które przyszły mi do głowy.
- Coś się stało? - spytała Dro, wchodząc do domu. -
Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Jest w porządku. Po prostu... wydawało mi się, że
kogoś zobaczyłam i się przestraszyłam, ale to pewnie tylko zwidy - machnęłam
lekceważąco ręką. - A tak właściwie, to co ty tutaj robisz? - zainteresowałam
się, kiedy moja siostra zdejmowała buty.
- Widziałam się z Hermioną kilka dni temu i
powiedziała mi, że z nimi mieszkasz? Co się stało? - spytała zatroskana.
- Ooo... odeszłam od Lucjusza - wydukałam
zaskoczona.
- No tak, to już mi mówiłaś, ale ja wtedy...
- Nazwałaś mnie samolubną egoistką - podpowiedziałam
jej, nastawiając wodę na herbatę. - Ale spokojnie, nie jestem o to zła, miałaś
rację - uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- Nie powinnam była.
- Och, należało mi się. Poza tym, trochę prawdy
jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziło.
- Nie zmieniaj tematu - zaśmiała się, ale po chwili
spoważniała. - Mów. Bóg i ciocia Andromeda słuchają.
Spojrzałam na nią zdumiona, ale po chwili zaczęłam
zwierzenia.
- W zasadzie nie ma o czym mówić - podałam jej
herbatę i usiadłam przy stole. - Już od dawna nam się nie układało, ciągle się
kłóciliśmy, czasem padały jakieś zaklęcia, ale na tym wszystko się ograniczało.
Aż do Nocy Duchów. Wtedy... pokłóciliśmy się dużo bardziej niż zwykle.
Zaprosiłam do nas Dracona z Hermioną, a Lucjusz... on... nie przepada za
towarzystwem mugolaków. Wściekł się. Później walczyliśmy, zaczął mnie dusić,
spadłam ze schodów i gdybym nie miała wystarczająco siły na rzucenie kilku
zaklęć leczniczych, prawdopodobnie nie siedziałabym teraz tutaj. Wtedy
postanowiłam że to koniec i odeszłam. Resztę już znasz. Pojawiłam się u ciebie,
a potem przyjechałam tutaj.
Andromeda słuchała mnie w milczeniu. Była zaskoczona
tym, co jej powiedziałam, a mnie powoli zaczynało nudzić opowiadanie tego
samego. Obiecałam sobie przecież, że już nie będę do tego wracała.
- Hermiona wspominała że się pokłóciliście, ale nie
sądziłam, że było aż tak poważnie.
- Nie wiedziała wszystkiego, ale myślę, że i tak by
ci nie powiedziała. Myślę, że chciała, żebyś usłyszała tę historię ode mnie -
uśmiechnęłam się.
- To by do niej pasowało - zaśmiała się Dro. - A jak
się czujesz?
- Fizycznie jest dobrze - powiedziałam, biorąc łyk
herbaty. - Mam jeszcze kilka siniaków i czasem boli mnie gardło, ale poza tym,
jest w porządku. Psychicznie... tu jest trochę gorzej. Wciąż nie mogę zapomnieć
jego spojrzenia - wzdrygnęłam się, na samą myśl o nim.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest ci łatwo.
To musiało być okropne, patrzeć w oczy męża próbującego z tobą skończyć.
- Nie chodzi o to. To znaczy, to też, ale... ciągle
mam wrażenie, że to nie były jego oczy. Ich wyraz ciągle się zmieniał. Raz
należały do niego i wtedy uścisk stawał się lżejszy, a po chwili stawały się
puste i zamglone, a uścisk przybierał na sile. Myślę... myślę, że on był pod
działaniem jakiegoś czaru.
- Masz jakieś dowody? - zaciekawiła się Andromeda.
- Tylko jego spojrzenie, ale tego nie da się
udowodnić. Jeśli ktoś rzeczywiście zaczarował Lucjusza, to nie da się tego
wykryć.
- Ale jeśli jest tak, jak mówisz, to oznacza to, że
gdzieś tam jest ktoś, kto... - słowo nie mogło jej przejść przez gardło.
- Chce mojej śmierci - podpowiedziałam jej. - Zgadza
się.
- Dopiero cię odzyskałam, nie mogę cię teraz tak
nagle stracić.
- Ja ciebie też nie - pokręciłam głową. - I dlatego
nie wychodzę z domu, nikt nie wie gdzie jestem. Swoimi podejrzeniami
podzieliłam się tylko z Hermioną, a ona obiecała że nikomu nie powie.
- Powiedziała mnie - zauważyła Andromeda.
- Ale ty jesteś moją siostrą, ufam ci i tak samo
ufam Hermionie.
- Już niejeden zginął bo myślał, że może zaufać
ludziom.
- Hermiona mnie nie zdradzi, ona... ona jest zbyt
dobra na takie świństwo.
- Może masz i rację, ale na twoim miejscu byłabym
ostrożna. Nie wiemy kim jest ten ktoś i czego dokładnie od ciebie chce.
- Andromedo, jestem ostrożna - zapewniłam ją. - Nie
musisz się o mnie martwić.
- Zawsze będę się o ciebie martwić - powiedziała,
zaciskając dłoń na mojej dłoni. - Jestem twoją starszą siostrą. Ale powiedz mi
- zmieniła temat - widziałaś się z Lucjuszem odkąd... od tamtej nocy?
- Nie - pokręciłam głową i upiłam łyk herbaty. - Nie
miałam wystarczająco odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy. Wiem, że pewnego dnia
będę musiała to zrobić, ale ten dzień jeszcze nie nadszedł.
- A co zamierzasz zrobić? Wrócisz do niego?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- Ja... nie wiem - wydukałam. - Nie myślałam o tym.
- W końcu będziesz musiała - powiedziała Andromeda,
a do mnie dotarło, że ma rację. Przecież nie mogłam w nieskończoność mieszkać u
Dracona i Hermiony. Niedługo będę musiała podjąć decyzję dotyczącą mojego
dalszego życia, a ja nie miałam nawet pojęcia, jakie mam opcje. Czy mogłam
wrócić do Lucjusza? Czy byłam w stanie na tyle mu zaufać?
- Halo! - krzyknęła Andromeda, machając mi ręką przed
twarzą. - Ziemia do Narcyzy!
- Przepraszam - powiedziałam, kiedy otrząsnęłam się
z szoku. - Zamyśliłam się.
- Widać - zaśmiała się. - A ja ci właśnie mówiłam,
że powinnam już pójść.
- Co? Nie, zostań jeszcze trochę - zachęciłam ją.
- Chciałabym, ale muszę odebrać Teddy'ego od
Potterów - wyjaśniła, wstając od stołu.
- Och, utrzymujesz z nimi kontakty?
- Oczywiście, Harry i Ginny są chrzestnymi
Teddy'ego. Nie wiedziałaś?
- Nie - pokręciłam głową. - Nie miałam pojęcia.
- Cóż, teraz już wiesz - uśmiechnęła się Dro,
zakładając płaszcz. - Wpadnij kiedyś do mnie, będzie mi bardzo miło.
- Pewnie - zapewniłam ją. - Ucałuj ode mnie
Teddy'ego i pozdrów Potterów.
Przytuliłam ją na pożegnanie, a potem patrzyłam jak wychodzi.
Kiedy zniknęła za drzwiami, wróciłam do kuchni i zaczęłam sprzątać ze stołu.
Myślałam o tym, co powiedziała. Niedługo będę
musiała dokonać wyboru. Wyboru, który zaważy na całym moim dalszym życiu. Czy
byłam w stanie sobie z nim poradzić? I jakie miałam wyjścia? Mogłam wrócić do
Lucjusza, to oczywiste, ale czy byłam na to gotowa? Ufałam mu na tyle,
żeby zamieszkać z nim pod jednym dachem? Kochałam go, to wiedziałam na pewno,
ale będę potrzebowała naprawdę wiele czasu, żeby znowu poczuć się przy nim
bezpieczna.
Zalałam sobie kolejną tego dnia kawę i stanęłam przy
oknie. Gorący kubek przyjemnie grzał moje ręce. Patrzyłam na ludzi chodzących
po ulicy, którzy właśnie wracali z pracy. Uśmiechnęłam się, bo zdałam sobie
sprawę, że za chwilę powinien wrócić również Draco, a wraz z nim Hermiona. Pod
domem obok właśnie zaparkował samochód, z którego wysiadła kobieta w średnim
wieku i taszcząc za sobą opasłą torbę z zakupami, ruszyła w stronę domu. I
wtedy mignęła mi jego twarz. Kubek wyślizgnął się z moich rąk i upadł na
podłogę roztrzaskując się na tysiące kawałków. Wiedziałam, że tym razem nic mi
się nie zdawało, to naprawdę był on. Stał tam i patrzył na mnie.
Trzęsącymi się rękoma zaczęłam zbierać kawałki
potłuczonego kubka. Normalnie użyłabym czarów, ale są sytuacje, w którym trzeba
po prostu zając czymś ręce i to była właśnie taka sytuacja. Zbierałam kawałki
szkła i wrzucałam je do kosza nie zwracając uwagi na pokryte bąblami dłonie,
poparzone wrzątkiem. Pewnie zapomniałabym o tym w mgnieniu oka, ale kiedy
podnosiłam jeden z największych kawałków, usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.
Przerażona, ścisnęłam mocniej trzymane w ręku szkło, które od razu wbiło mi się
w skórą, przecinając drobne naczynia krwionośne.
- Szlag by to trafił! - syknęłam.
- Zrobiłam zakupy! - krzyknęła Hermiona z korytarza.
- Możemy zrobić spaghetti na kolację!
Moja ręka naciekła krwią, która ściekała już na
podłogę. Chciałam się podnieść, opłukać rękę, wyciągnąć z niej szkło, ale nie
miałam siły. Wciąż miałam przed oczami jego twarz.
- Na Merlina, co się stało?! - usłyszałam krzyk
Hermiony, gdy tylko weszła do kuchni. Torba z zakupami upadła na podłogę. Po
chwili dziewczyna klęczała obok mnie. - Trzeba to opatrzyć - powiedziała, kiedy
zobaczyła moją zakrwawioną rękę. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa,
jedynie pokiwałam głową.
Kiedy moje ręce przestały się trząść, a Hermiona
zlikwidowała rany za pomocą zaklęć, usiadłyśmy spokojnie przy stole.
- Powie mi pani co się stało? - spytała
zaniepokojona.
- Nie dzisiaj, Hermiono, nie dzisiaj. Pewnego dnia
wszystkiego się dowiesz, obiecuję - uśmiechnęłam się do niej ciepło. - A póki
co, skończmy z tą panią, mów mi po imieniu.
Hermiona niepewnie odwzajemniła uśmiech, a potem
zabrałyśmy się za przygotowywanie kolacji. Dziewczyna opowiadała mi właśnie o
kradzieży, której dokonano w domu Piersa Polkinsa, kiedy w kominku pojawił się
Draco. Wyglądał na zmęczonego. Kiedy wszedł do kuchni najpierw pocałował w
policzek Hermionę, a następnie mnie.
- Kiedy jemy? - spytał, usiadłszy przy stole. -
Jestem wykończony. Nie marzę o niczym innym niż o ciepłym łóżku.
- Ciężki dzień? - spytałam, wrzucając makaron do
gotującej się wody.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, mamo - jęknął, masując
sobie kark. - Mundungus Fletcher znowu wcisnął jakimś naiwniakom zaczarowane
medaliony, które wywoływały okropną wysypkę, przeraźliwy kaszel, gorączkę albo nagle
starzenie się skóry. Przez cały dzień trafiło do nas chyba ze dwadzieścia osób,
które padły ofiarą tego oszusta. A dałbym sobie rękę uciąć, że podczas
ostatniej obławy na jego dom, ministerstwo zarekwirowało wszystkie podejrzane
przedmioty. Ja nie wiem, gość ma chyba jakiś tajny magazynek, albo sam wyrabia
to świństwo.
Hermiona westchnęła.
- Widziałam go kilka razy, jeszcze w czasach
Hogwartu. To złodziej, marny z niego czarownik, nie dałby rady sam tego zrobić.
Musiał kogoś okraść, tak jak zrobił to z Syriuszem, po jego śmierci.
- Fletcher okradł dom przy Grimmund Place 12? -
otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. - Dom rodziny Blacków?
- Wszystko co tylko mógł zabrać, co nie było
chronione zaklęciami. Nie wiedziała pa... nie wiedziałaś?
- Nie miałam pojęcia - zaskoczona usiadłam na
krześle. - Wszystkie rodzinne pamiątki? Gobeliny? Zastawę?
- Wszystko.
- Co za stary, parszywy... - powstrzymałam się przed
dalszym wyrażaniem opinii o tym człowieku. - Ma szczęście, że ciotka Walburga
nie może go dorwać, ona już by mu pokazała.
Hermiona uśmiechnęła się.
- Miałam okazję poznać jej portret. To była...
przeurocza kobieta.
Wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem. Sytuacja
rozluźniła się, po chwili żartowaliśmy na temat tego, co z Fletcherem zrobiłaby
ciotka Walburga. To był uroczy wieczór. Mogłam się odprężyć i nie przejmować
się głupstwami, które zaprzątały mi głowę.
Po kolacji wróciłam do swojego pokoju i sięgnęłam po
książkę „I nie było już nikogo” Agaty Christie, którą podrzuciła mi Hermiona.
To była naprawdę niesamowita historia. Dziesięć obcych osób znajduje się na
wyspie odseparowanej od świata. Podczas kolacji powitalnej dochodzi do dziwnego
zdarzenia. Tajemniczy głos poprzysięga zemstę na wszystkich zgromadzonych.
Każdemu z nich pisana jest śmierć w sposób, jaki ktoś opisał w dziecięcej
rymowance. Do tej pory zginęły cztery osoby i wciąż nie wiadomo było, kto jest
mordercą.
Właśnie znaleziono ciało staruszki, użądlonej przez
pszczołę, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - zawołałam.
- Nie przeszkadzam? - Hermiona weszła do mojego
pokoju.
- Oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się.
- To dobrze, bo chciałabym, żebyś coś zobaczyła.
- Co takiego? - zaciekawiłam się.
- Niespodzianka - zaśmiała się Hermiona i wskazała
głową na drzwi. - Ale musisz iść ze mną.
- Gdzie idziemy? - spytałam, kiedy znalazłyśmy się
na korytarzu.
- Na strych.
Weszłyśmy do ciemnego pomieszczenia. Hermiona
zapaliła światło, a moim oczom ukazał się pokój, który był istnym składowiskiem
wszystkiego. Były tutaj stare szaty Hermiony i Dracona, podręczniki, kociołki,
metalowa klatka, wielki kredens oraz wiele innych rzeczy, których pochodzenia
nie znałam. Hermiona podeszła do myślodsiewni, znajdującej się pośrodku pokoju.
- Chciałabym ci pokazać, jak to wszystko się
zaczęło. Jak to się stało, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się i przyłożyła
różdżkę do głowy. Po chwili „wyciągnęła” z niej srebrne nitki, które strząsnęła
do wielkiej misy.
- Gotowe - uśmiechnęła się, a ja do niej podeszłam.
Dała mi znak, żebym zrobiła to jako pierwsza.
Nachyliłam się, a po chwili spadałam w przepaść. Nie trwało to długo, zanim
zdążyłam zastanowić się, gdzie wylądujemy, stałam na ziemi. Po chwili Hermiona
wylądowała obok mnie. Rozejrzałam się.
Znów byłam w Hogwarcie.
~*~
A teraz kilka ogłoszeń parafialnych :)
1. Chciałam napisać więcej, dołączyć do tego rozdziału opowieść Hermiony, ale wtedy nie udałoby mi się dodać dzisiaj rozdziału, więc cały następny rozdział poświęcę Draconowi i Hermionie, i mam cichą nadzieję, że dzięki tej historii przekonam Was do nich :)
2. Chcecie, żeby rozdziały pozostały takiej długości, czy powinny być krótsze? Bo ostatnio przyjaciółka stwierdziła, że nie chce jej się czytać, bo rozdziały są za długie i nie wiem, czy ktoś jeszcze tak uważa :)
3. Cyziu, mam nadzieję, że wyłapałaś nawiązanie do Peaky Blinders ;)
4. To już 10 rozdział, co jest moim małym sukcesem, bo kiedy zakładałam tego bloga, historia zamykała się w 6 rozdziałach, a teraz mam plan na większą historię :)
5. Jest już prawie 5000 wyświetleń, dziękuję *.*
7. Nie mam głowy do tytułów rozdziałów i dlatego są one dziwne xD Przepraszam :)
8. Nowy rozdział postaram się dodać jeszcze w tym roku :)
Rozdział dedykuję Lunie :)
Lucjusz przestający pod domem Draco? Ciekawe
OdpowiedzUsuńCzy to możliwe żeby Lucjusz był pod działaniem magii?
"Tak więc teraz to ja gotowałam obiady, zmywałam naczynia i sprzątałam." -> chwila, i Narcyza, w ciężkiej depresji, w ciągu tych dwóch tygodni nauczyła się tego wszystkiego?! Arystokratka? Trudno mi w to uwierzyć. Może jakbyś rozciągnęła czas na miesiąc, dwa to byłoby to dla mnie trochę bardzie realne :)
OdpowiedzUsuńDwa tygodnie i ma siniaki jeszcze? Nie znam żadnej osoby, która tak długo je mam. Sama jestem strasznie podatna na krwiaki, wystarczy odrobinę mocniej ścisnąć mi ramię, ćwiczę pole dance i wracam stale z ogromnymi siniakami, ale jeszcze żaden nie trwał dwa tygodnie...
Zauważyłam, że masz trochę problem z prawdziwością tego co piszesz, z czasem ile niektóre rzeczy mogą zająć. Zawsze możesz skorzystać przecież z googli i sprawdzić tę informację :) Na pewno się opłaci, ponieważ średnio dwie rzeczy, jak nie więcej, są mało rzeczywiste w Twoim tekście.
"zginął bo" -> przecinek przed "bo"
"I wtedy mignęła mi jego twarz" -> dobrze zrozumiałam, że Narcyza obserwowała kobietę i nagle ta zmieniała się w Lucjusza? Przerażające.
"Nie dzisiaj, Hermiono, nie dzisiaj. Pewnego dnia wszystkiego się dowiesz, obiecuję" -> też zupełnie tego nie rozumiem - przecież upuściła kubek, nie mogła tego powiedzieć tylko robić wielką tajemnicę? Co upuszczenie kubka ma wspólnego z "wszystkiego się dowiesz"?
Fragment, który mi się bardzo podoba, to jak Narcyza mówi o ciotce Walburdze - aż się uśmiechnęłam pod nosem i zachichotałam xD Świetnie Ci to wyszło :)
Pozdrawiam,
Rzan. :)
Rzan tłumaczy i komentuje
Świetny rozdział. Jakbyś dodała Lucjusza, który chcę się pogodzić lub próbującego znowu ją zabić byśmy się bardzo pogniewały. A Andromeda, chyba mnie trochę do niej przekonałaś. Jednak nie lubię jej ciepła, kluchowatości. Nie pasuje mi do Malfoyów. Rozumiem, że się wybiła, że nie chciała kontynuować tradycji... ale taka zmiana mi nie pasuję. Wolałabym by była arogantką czy coś xd
OdpowiedzUsuńZ serdecznymi pozdrowieniami
♡Lady Luena
: ') Dzięki za dedykację! Rozdziały mają świetną długość. Ty chcesz mi namieszać w głowie! Ja nie lubię Dramione! Nitka bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuń" - Mów. Bóg i ciocia Andromeda słuchają." Jakżebym mogła nie wyłapać. xD Od razu to skojarzyłam z kwestią Polly :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w najbliższej przyszłości Lucek i Cyzia się spotkają. :3 Jakoś tak nie mogę zaakceptować Hermiony przy boku Dracona, ale nie martw się, nadal będę czytać Twojego bloga. ;) Rozmowa Andromedy i Narcyzy była świetna, a to, że Narcyza niby widziała Lucjusza w oknie było bardzo tajemnicze i bardzo "fajnie" (chociaż wiem, że tak nie powinno się pisać. ;D).
Czekam na następny rozdział, całuski ;***
Cyzia i Lucek się spotkają juz niedługo :D od rozdziału 12 Lucek stanie się stałym bywalcem na moim blogu ;)
UsuńA ja i tak wciąż mam nadzieję, że zaakceptujesz Draco i Hermionę :) przynajmniej na moim blogu ;)
Ten facet, który patrzył na Cyzię... to nie był Lucjusz... to był Ten, Którego Imienia Nikt Nie Zna, Nawet Sama Autorka Bo Jest Zbyt Leniwa Żeby Go Jakoś Konkretnie Nazwać xD no a przynajmniej na razie, bo w końcu będę mu musiała znaleźć jakieś imię ;)
Ja tam czekam na kolejny rozdział u Ciebie :D
Całusy, Ciocia Bella ;**
Raczej za krótkie są te rozdziały, znaczy: mogły by być dłuższe ;)
OdpowiedzUsuń