Mam wiele wspomnień z dzieciństwa. Zabawy z siostrami, święta, wizyty
kuzynów, zwłaszcza Syriusza i Regulusa. Wszystko to składało się na szczęśliwe
dzieciństwo. Jednak pozory mają to do siebie, że lubią mylić. I choć wiele było
wesołych chwil, tych mrożących krew w żyłach również nie brakowało. Historia
którą chcę Wam opowiedzieć, choć widziana oczami pięcioletniego dziecka wydaje
się być trochę wyolbrzymiona, to nawet teraz, po tych wszystkich latach, jest
wspomnieniem które najbardziej wryło mi się w pamięć.
Kiedy miałam pięć lat, przed naszym domem pojawił się mały szary kot.
Mimo iż trudno w to uwierzyć, Bella zawsze uwielbiała zwierzęta. Kiedy więc
znalazła pod drzwiami wycieńczonego i ledwo żywego kota, postanowiła że nie
spocznie, dopóki go nie wyleczy. Mijały dni, a ona w tajemnicy przed rodzicami
opiekowała się małym zwierzęciem. Nigdy nie mogłyśmy zgodzić się co do tego,
jak nazwać naszego małego przyjaciela, więc mówiłyśmy na niego po prostu "Kot".
O naszym małym sekrecie nie chciałyśmy powiedzieć Andromedzie, która
nigdy nie przejawiała zainteresowania zwierzętami. Nie była to jednak cała
prawda. Nie powiedziałyśmy jej o Kocie, ponieważ bałyśmy się, że powie
rodzicom, a tego nie chciałyśmy najbardziej ze wszystkiego. Musicie bowiem
wiedzieć, że nasze relacje z Andromedą nie były najlepsze, przełom nastąpił
dopiero, kiedy Dromeda i Bella były razem w Hogwarcie, wtedy po prostu musiały
trzymać się razem, a ja jako najmłodsza z sióstr, poszłam w odstawkę.
Pamiętam, że dzień o którym chcę Wam opowiedzieć, był wyjątkowo
pochmurny. Jakby niebo przewidywało nadchodzące tragiczne wydarzenia.
Powinniście wiedzieć, że odkąd pamiętam, Bella była dobrym i wesołym dzieckiem,
pełno było w niej życia i miłości, którą zarażała innych. Jeśli kryło się w
niej zło, to naprawdę głęboko. Wszystko zmieniło się tamtego dnia. Wtedy coś w
niej pękło, zniknął blask w oczach, a na jego miejsce wstąpił cień. Myślę, że
wtedy właśnie Bellatrix zaczęła zmieniać się w osobę, którą stała się kilka lat
później.
W naszym domu przy Grimmauld Place 12 było wiele ukrytych pomieszczeń.
Jedno z nich znajdowało się za moim pokojem. Wystarczyło jedynie znaleźć w
podłodze poluzowaną deskę i nacisnąć ją trzy razy, a już po chwili w ścianie
pojawiały się drzwi prowadzące do ukrytego pokoju. To właśnie w nim ukrywałyśmy
Kota. Po dwóch miesiącach troskliwej opieki zwierzę było zdrowe i pełne
energii. Całymi dniami znikałyśmy z Bellą w tajemniczym pokoju i bawiłyśmy się
z naszym kotkiem. Byłyśmy takie szczęśliwe, że mogłyśmy się ukryć i spędzać tak
miło czas. Zawsze dbałyśmy o to, żeby nikt nie odkrył naszej kryjówki,
liczyłyśmy się z konsekwencjami naszych czynów i nie chciałyśmy żeby ktokolwiek
dowiedział się o naszym sekrecie. Jednak tamtego dnia byłyśmy rozkojarzone. Rodzice
znów się pokłócili, a my zawsze źle znosiłyśmy ich konflikty. Kiedy więc
weszłyśmy do naszej kryjówki, nie zauważyłyśmy, że nie zamknęłyśmy drzwi.
Bawiłyśmy się z Kotem ponad godzinę wciąż go głaszcząc i rzucając mu
małą pluszową zabawkę, kiedy usłyszałyśmy nad sobą głośne chrząknięcie. Już w
tamtej chwili wiedziałam, że będziemy miały kłopoty.
- A więc to tutaj się ukrywałyście - powiedziała przemądrzałym głosem
Andromeda. - A ja przez cały ten czas zastanawiam się gdzie znikacie. I macie
kota - ostatnie zdanie wypowiedziała bardzo powoli, jakby starała się dodać
całej sytuacji większej dramaturgii.
- To nie jest twój interes - syknęła Bella podnosząc się i stając na
przeciwko młodszej siostry.
- Poczekaj aż mama się o tym dowie.
- Nie zrobisz tego - oznajmiła Bella.
- Przekonamy się? - Dromeda wyszczerzyła zęby w okrutnym uśmieszku.
- Dro, proszę - szepnęłam. Siostra spojrzała na mnie, a potem
krzyknęła:
- MAMO!
- Zamknij się! - krzyknęła Bella i wyciągnęła z kieszeni fałszywą
różdżkę. Nie posiadała prawdziwej magicznej mocy, ale potrafiła to i owo.
- MAMO! ONE MAJĄ KOTA! - krzyczała dalej, a ja zaczęłam płakać. Kot
przestraszył się i wyrwał z mojego uścisku. Bella tymczasem machnęła różdżką w
stronę Andromedy. Powietrze przeciął różowy promień, a chwilę później rozległ
się huk. Promień trafił w półkę z książkami, które zaraz spadły na ziemię.
To się stało w jednej chwili. Usłyszałyśmy tylko miałknięcie. Bella
podbiegła do rozwalonej półki i zaczęła odgarniać książki. W końcu znalazła to,
czego się obawiałam. Kot leżał na ziemi, nie dając znaku życia. Bella wzięła go
na ręce i usiadła z przerażenia. Przez chwilę wpatrywała się w martwe zwierzę,
a potem spojrzała na Andromedę.
- To twoja wina! - krzyknęła. - Zobacz co mu zrobiłaś! - po chwili nie
panowała już nad napływającymi do oczu łzami. - Kot, proszę, porusz się -
łkała. - Przynieś mi zabawkę, proszę.
Był to doprawdy przerażający widok. Mała Bellatrix Black tuląca do
piersi martwe zwierzę i płacząca jak opętana. Stałam jak sparaliżowana
wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami do momentu, w którym pojawiła się
mama. Najpierw obrzuciła gniewnym spojrzeniem Andromedę, która śmiała zakłócić
jej spokój, potem mnie, ponieważ stałam z otwartymi ustami nie zdając sobie
sprawy z tego co się wokół mnie dzieje, a dopiero na końcu jej spojrzenie padło
na Bellę, która wciąż przytulała martwego Kota. Kiedy nasza rodzicielka ujrzała
swoją najstarszą córkę zalaną łzami, jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki,
otworzyła usta ze zdziwienia. Myślę że wyglądała wtedy tak jak ja, tylko że ona
doszła do siebie dużo szybciej. Już po chwili stała nad rozdygotaną Bellą.
- Skąd masz to zwierzę? - spytała gniewnie.
Bella spuściła głowę jeszcze niżej i wymamrotała:
- Znalazłam go.
- Jak śmiałaś sprowadzić do naszego domu to brudne stworzenie?!
- On nie jest brudny! - krzyknęła Bella, teraz patrząc na rodzicielkę.
- I jest moim przyjacielem!
- To tylko martwe zwierzę! Daj mi je!
Bella zasłoniła kota swoim ciałem, wyraźnie sprzeciwiając się woli
matki. Ona jednak nie potrzebowała pozwolenia córki. Nachyliła się i
wyrwała z drżących rąk Belli martwe zwierzę.
- Panienka nie powinna brudzić sobie rąk czymś tak ohydnym -
powiedziała, po czym obrzuciła Bellę pogardliwym spojrzeniem i wyszła,
zostawiając nas same. Bella upadła na podłogę i załkała żałośnie.
To właśnie wtedy, po raz pierwszy i ostatni, widziałam płaczącą Bellę.
Później, nawet na pogrzebie naszego ojca, nie uroniła już ani jednej łzy.
~*~
Kiedy się deportowałam, nie miałam pojęcia gdzie trafię. Myślałam tylko
o tym, żeby zobaczyć się z siostrą. Działałam po wpływem impulsu i impuls ten,
jak się później okazało, był dobrym posunięciem.
Wylądowałam przed małym i uroczym domkiem położonym na skraju lasu.
Przed domem znajdował się mały ogródek i byłam pewna, że gdyby nie fakt, że
mieliśmy listopad, byłby pełen kolorowych kwiatów. Gdzieniegdzie leżały jeszcze
pożółkłe liście. Wszystko to, sprawiało przygnębiające wrażenie.
Do drzwi prowadziła kamienna ścieżka. Musiało minąć trochę czasu aż
podjęłam decyzję o wkroczeniu na nią. Dopiero po jakichś pięciu minutach
zdecydowałam się zrobić pierwszy krok. Targały mną wątpliwości. Co jeśli
Andromedzie nie spodoba się moja wizyta? Co jeśli nie będzie chciała mnie
widzieć? Czy w ogóle otworzy mi drzwi?
Kiedy zapukałam do dębowych drzwi, wszystko stało się jasne. Nie było
odwrotu. Mogłam tylko stać i czekać na to, co miało nastąpić. Nie czekałam
długo. Już po kilku chwilach usłyszałam przekręcany w zamku klucz, aż w końcu
drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich postać o ciemnych kręconych włosach i
brązowych oczach. Mimo upływu tak wielu lat, moja siostra zachowała wiele z
dawnej urody, choć wydarzenia z ostatnich kilku lat odcisnęły wyraźne piętno w
jej wyglądzie. Oczy miała podkrążone, jakby nie przestawała płakać, kąciki ust
nieco opadały, a na czole pojawiło się kilka zmarszczek. Przypomniałam sobie
opowieści Śmierciożerców i nagle przytłoczyło mnie to, jak wiele wycierpiała
kobieta, która teraz przede mną stała. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić,
wyglądała tak bardzo żałośnie i smutno, ale zdałam sobie sprawę że może to
przeze mnie wyglądała jakby w jednej chwili przybyło jej dziesięć lat.
- Witaj, Andromedo - powiedziałam w końcu, przerywając niezręczną
ciszę.
- Ja... Narcyzo... ja... - zaczęła się jąkać. Chyba ostatnią rzeczą,
której się spodziewała, było zobaczenie mnie po przeciwnej stronie drzwi.
- Myślę, że dobrze byłoby, gdybyś zaprosiła mnie do środka -
podpowiedziałam. - Oczywiście, jeśli chcesz - dodałam pośpiesznie,
uświadomiwszy sobie, że może siostra wcale nie chce mnie widzieć w swoim domu.
- We... wejdź - odsunęła się, robiąc dla mnie miejsce i wciąż wpatrywała
się we mnie zaskoczona.
- Chciałam cię przeprosić - powiedziałam, kiedy weszłam do środka.
Uderzyła mnie prostota tego wnętrza. Nie było tutaj żadnych zdobień jak w
Malfoy Manor, wszystko było urządzone tanim kosztem, a mimo to, to właśnie ten
wystrój sprawił że poczułam się tak, jak jeszcze nigdy nie czułam się w domu, w
którym mieszkałam od prawie 25 lat. Tutaj czułam się bezpiecznie, tutaj było...
jak w prawdziwym, ciepłym, rodzinnym domu.
- Co tutaj robisz? - spytała w końcu Andromeda.
Zamiast odpowiedzieć sięgnęłam to torebki i podałam jej pożółkłą kopertę.
Niepewnie wzięła ją ode mnie i ostrożnie otworzyła. Widziałam przewijające się
przez jej twarz emocje, kiedy czytała mój list.
- Napisałam ten list niedługo po tym, jak odeszłaś. Chciałam żebyś
wróciła, żebyśmy znowu byli rodziną, wybaczyłam ci zdradę. Nigdy jednak go nie
wysłałam, nie potrafiłam. Aż do dzisiejszego poranka byłam pewna że go
zniszczyłam. Dawno minęły już czasy, kiedy siadałam na rogu łóżka i trzymając
go w ręce, rozmyślałam jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyś wtedy nie odeszła
- starałam się hamować łzy.
- A więc co takiego się stało, że jednak przypomniałaś sobie, że wciąż
jeszcze masz siostrę? - spytała chłodno. Wiedziałam, że zdobycie jej zaufania
zajmie mi dużo czasu, ale gotowa byłam zawalczyć.
- Odeszłam od Lucjusza - powiedziałam. - Kiedy się pakowałam, znalazłam
ten list. Poczułam, że muszę spróbować naprawić nasze relacje. Wiesz, to był
znak. Szuflada w której się znajdował o mało mnie nie zabiła.
- Jesteś naprawdę samolubną osobą, Narcyzo. Straciłaś męża, więc
postanowiłaś odnowić relacje z siostrą? Nie interesowałam cię przez prawie
trzydzieści lat, a teraz nagle zapragnęłaś wrócić?! Myślisz, że możesz tak po
prostu wejść z buciorami w moje życie, powiedzieć że ci przykro i co? To ma
załatwić sprawę?
Jej słowa mnie zabolały, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Wiem, że jesteś wściekła, wiem jak wiele wycierpiałaś...
- Co TY możesz wiedzieć o cierpieniu?! Straciłam męża! Straciłam córkę
i zięcia! Wszyscy, których kochałam nie żyją przez twojego pana! Przez te
wszystkie lata, kiedy ja nie byłam pewna jutra, ty siedziałaś sobie spokojnie i
popijałaś herbatkę ze sługami Voldemorta! - po jej policzkach spływały łzy
wielkie jak groch. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele żalu
kryło się w tej jednej osobie.
- Nigdy nie służyłam Czarnemu Panu - powiedziałam spokojnie i zaczęłam
zdejmować płaszcz. - Nigdy nie chciałam być śmierciożerczynią i nigdy nią nie
byłam - rzuciłam płaszcz na podłogę i podciągnęłam lewy rękaw szaty. - Widzisz?
Jestem czysta! Nigdy, nawet przez moment nie chciałam wstąpić w szeregi
Czarnego Pana! Nienawidziłam mojego życia! Byłam zmuszona gościć w nim ludzi,
którzy za nic mieli wszelkie zasady moralne, którzy gardzili takimi ludźmi jak
Ted, czy nawet ty! Nie chciałam tak żyć! Ale musiałam chronić mojego syna!
Musiałam przystać na to wszystko, żeby utrzymać go przy życiu! Wierz mi, że
chciałam upadku Czarnego Pana tak samo jak ty! I nawet nie wiesz, jak okropnie
czuję się ze świadomością, że gościłam w moim domu ludzi, którzy odebrali ci
najbliższych. Żałuję, że nie mogłam poznać bliżej Teda oraz Nimfadory. Nie
potrafię ci tego udowodnić, więc musisz mi uwierzyć! Tak wiele rzeczy
chciałabym zmienić... Tak bardzo cię przepraszam...
Rozpłakałam się. Teraz płakałyśmy we dwie, stałyśmy na przeciwko siebie
i nawet nie zauważyłam, kiedy do siebie przylgnęłyśmy. Stałyśmy tak dobrych
kilka minut, dopóki Andromeda nie odsunęła się ode mnie.
- Nie powinnam była na ciebie krzyczeć - wyjąkała, wciąż hamując łzy. -
Ale kiedy zobaczyłam cię na progu mojego domu, cały ból powrócił i uderzył ze
zdwojoną siłą.
- Wiedziałam, że cię zranię, kiedy się tutaj pojawię - zacisnęłam usta.
- Masz rację, jestem egoistką i żadne tłumaczenia mnie nie usprawiedliwią, ale
chciałam żebyś wiedziała, że jestem twoją siostrą i możesz na mnie liczyć -
uśmiechnęłam się do niej delikatnie. - Teraz powinnam już pójść, zbyt wiele
namieszałam.
Powoli ruszyłam w stronę wyjścia. Nie liczyłam na to, że Andromeda mnie
zatrzyma, dlatego też bardzo się zdziwiłam, kiedy poczułam na ramieniu jej delikatną
dłoń.
- Narcyzo, proszę, zostań - uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście.
Chwyciła moją dłoń i poprowadziła do małej, ale przestronnej kuchni.
- Mamy tak wiele do nadrobienia - powiedziała, wyciągając z szafki
pojemnik z herbatą.
- Trzydzieści lat - zaśmiałam się. - Jest o czym opowiadać.
Rozmawiałyśmy kilka godzin. Andromeda opowiadała mi o Tedzie, ich życiu
i małżeństwie, o Nimfadorze oraz Remusie Lupinie, o działaniach Zakonu Feniksa
oraz o tym, jak wiele zła sprawili śmierciożercy. Wcześniej, choć wiedziałam,
że byli okrutni i nie mieli żadnych skrupułów, nie byłam świadoma na jak wielką
skalę działali. Z bólem serca słuchałam opowieści o Lucjuszu i Belli. Nie
chciałam uwierzyć w to, co się działo kiedy nie patrzyłam. W końcu Andromeda
doszła do tego, że opiekuje się swoim wnuczkiem, który dzisiaj akurat przebywał
u swojej matki chrzestnej w domu Weasley'ów. Byłam pełna podziwu dla mojej
starszej siostry. Przeszła tak wiele, straciła wszystkich których kochała, a
mimo to, siedziała teraz naprzeciwko mnie i wciąż się uśmiechała.
Kończyłyśmy już trzecią herbatę, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Spojrzałam pytająco na Andromedę, a ona wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia,
kto może się do niej dobijać o tak późnej porze.
Chwilę później wszystko się wyjaśniło, a ja stałam naprzeciwko Molly
Weasley. Obie mierzyłyśmy w siebie różdżkami, natomiast zaskoczona Andromeda
trzymała na rękach małego Teddy'ego Lupina.
- Zabiłaś moją siostrę – syknęłam, patrząc na rudowłosą postać.
- Twoja siostra była potworem!
- Nie masz prawa tak mówić! Nie znałaś jej! - sama nie do końca byłam
pewna, czy znałam prawdziwą Bellatrix Lestrange, ale nie potrafiłam przestać
jej bronić.
- Molly, Narcyzo, proszę, odłóżcie różdżki, zanim stanie się coś, czego
będziecie żałowały - poprosiła łagodnie Andromeda.
- Nie opuszczę różdżki, dopóki ona stąd nie wyjdzie - powiedziałam. -
Ona zabiła naszą siostrę.
- Zrobiła to, ponieważ Bella zaatakowała jej córkę!
Ręka z różdżką momentalnie opadła. Wystarczyło mi to, żeby zrozumieć Molly
Weasley.
- To prawda? - spytałam.
- Tak - pokiwała głową Molly. - Twoja siostra usiłowała zabić moją
córkę, działam w jej obronie.
Stałam przez chwilę w osłupieniu. Nigdy nikogo nie spytałam o przyczynę
śmierci Belli. Wiedziałam tylko, kto był za nią odpowiedzialny. Westchnęłam.
- Przepraszam - powiedziałam. - Gdybym wiedziała wcześniej, nie
zareagowałabym tak gwałtownie.
- Narcyza Malfoy przepraszająca mnie, zdrajczynie własnej krwi. Nigdy
nie sądziłam, że doczekam czegoś takiego.
- Hej, byłam miła, ale są granice - ostrzegłam ją. Mogłam ją
przeprosić, ale nie zamierzałam dawać się poniżać.
- A tak w ogóle, to co ona tutaj robi? Myślałam, że ze sobą nie
rozmawiacie.
- Narcyza przyszła żeby zakopać dawne spory - uśmiechnęła się Andromeda.
- Wszystko w porządku, Molly.
- Och, no tak... to ja... ja chyba powinnam już pójść - stwierdziła
Molly. - Teddy prawie nie zmrużył dzisiaj oka, lepiej zaraz połóż go spać,
zanim zacznie marudzić. Do widzenia - rzuciła na odchodne i zniknęła wśród
zielonych płomieni.
- Tak, ja też już powinnam pójść - powiedziałam. - Zasiedziałam się.
- Nonsens, powinnaś jeszcze zostać - uśmiechnęła się Andromeda. - Teraz
ty musisz opowiedzieć mi o sobie.
- Może następnym razem, teraz naprawdę muszę znikać. Naprawdę wspaniale
było znowu cie zobaczyć - uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niej. Andromeda
odwzajemniła uśmiech.
- Ciebie również. Mam nadzieję, że wkrótce znowu się
zobaczymy.
Uśmiechnęłam się do niej po raz ostatni i deportowałam się przed dom
Dracona i Hermiony.
~*~
Przekręciłam się na drugi bok. Leżałam na miękkim łóżku w pokoju
gościnnym w domu mojego syna. To było przyjemne pomieszczenie. Ściany były
pomalowane na kremowo, a na jednej z nich znajdował się obraz przedstawiający
bukiet promieniście żółtych słoneczników. Żeby było zabawniej, takie same
kwiaty znajdowały się na stoliku przy oknie. Pokój był niewielki, ale
przytulny. W jego wystroju czuć było kobiecą rękę. Wszystko do siebie pasowało.
Chabrowe zasłony idealnie kontrastowały z kremowymi ścianami. W środku panował
półmrok. Wielkie okna były zasłonięte ciężkimi zasłonami. Chciałam pozostać w
ciemności, ponieważ tylko w niej mogłam czuć się swobodnie. W rogu pokoju, obok
drzwi, stała wielka dębowa szafa obok której stały teraz moje walizki. Mimo iż
minął tydzień, wciąż ich nie rozpakowałam. Nie wychodziłam też z pokoju, jeśli
nie musiałam. Tak naprawdę, jedyne czym się zajmowałam, to leżenie na wielkim
łóżku, znajdującym się naprzeciwko drzwi i rozmyślanie. W swoim życiu miałam
wiele czasu na analizowanie przeszłości i układnie scenariuszy przyszłości,
jednak jeszcze nigdy nie poświęciłam na to tyle czasu, ile w tamtym okresie.
Po raz kolejny wróciłam do dnia, w którym wszystko się zmieniło. Nikt
nie mógł zabrać mi wspomnień. Mogłam spokojnie zatracać się w rozpamiętywaniu
przeszłości, nie myśląc jednocześnie o przyszłości. Ostatecznie wspomnienia, to
jedyne co mi pozostało.
~*~
Trochę mnie tutaj nie było. Ale już wróciłam, odrodziłam się jak feniks z popiołów. Mam nadzieję, że na stałe. Dzisiaj nie mam więcej do powiedzenia, oprócz jednej rzeczy - zrobił mi się plan na 60 rozdziałów tego opowiadania i mam nadzieję, że uda mi się napisać je wszystkie :) Chciałam tez dodać, że napisanie tego rozdziału sprawiło mi największą trudność i sam początek pisałam trzy razy i wciąż czuję, że czegoś mu brakuje :/
Ten rozdział jest dla Zuzi, Asi, Julki, Ali i Olgi - kocham was dziewczyny! <3
Ciocia Bella ;*
Ten rozdział jest dla Zuzi, Asi, Julki, Ali i Olgi - kocham was dziewczyny! <3
Ciocia Bella ;*
#RóżoweCiasteczka
OdpowiedzUsuńCzuję się jakby przyjaciółka opowiadała mi historię... W mojej głowie brzmiało to lepiej... Ekhem. Chcę po prostu napisać, że wkładasz całą siebie w to opowiadanie i bardzo to widać. Jestem dumna, że mogę to czytać.
Dobra. Koniec z moim rozczulaniem się.
Masz plan na 60 rozdziałów? Wow... Ja nie mam pojęcia, co będzie się dziać w moim następnym rozdziale, a co dopiero w kolejnych! Jestem pod wielkim wrażeniem ;)
Kot! Jak w Śniadaniu u T! :D Ameryki nie odkryłam, ale takiego Kota zawsze miło gdzieś zobaczyć.
Będę się dalej zachwycać... Spotkanie Cyzi i Andromedy było bardzo burzliwe, ale w pewien sposób piękne.
Nie miałam pojęcia, że Narcyza w taki sposób zareaguje na widok Molly... Ciekawie.
Tak właśnie myślałam, że uda się do Dracona i Hermiony.
Tym razem tak krótko, ale nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam! :*
Na bloga trafiłam dzięki Akcji Różowe Ciasteczka, polecam: www.rozowe-ciasteczka.blogspot.com
#RóżoweCiasteczka#SłoneCiacha
OdpowiedzUsuńSądzę, że nie masz za co przepraszać. Czytelnicy pomimo tego że są potrzebni jak świeże powietrze muszą czasem pogodzić się z tym, że autorzy mają też życie poza pisaniem. Ja sama zrobiłam dwie ogromne przerwy( obie trwały po około pół roku) w pisanu moich opowiadań ale osoby które naprawdę chciały czytać ciągle ze mną są.
Rozdział mi się podobał było bardzo dużo emocji. Ciągle zastanawia mnie Lucjusz. Może powinnaś go wysłać do Munga.żeby sobie posiedział w pokoju obok Gilderoya. :-P
postanowiła że -> przed "że" przecinek
OdpowiedzUsuńprzed "aż" - również
"sztywne zwierzę" - nieboszczyk nie sztywnieje zaraz po śmierci. Sztywnienie mięśni jest parę godzin później, do tego po kolejnych - sztywność z tego co słyszałam chyba zanika. Nu, drugiej rzeczy pewna nie jestem, ale pierwszej - stuprocentowo.
Masz mały błąd - wyżej wspominasz, że wspomnienie z dzieciństwa zatarło się, gdy Narcyza miała pięć lat. Jednak we wspomnieniu mówisz, iż ma cztery.
"buciorami" - potoczne słowo zupełnie nie pasuje w tekście
Bardzo podoba mi się początkowa reakcja Adnromedy. Wykrzyczała siostrze co do niej czuła, cały ból i nienawiść. Trochę zawiodłam się, że po tak krótkiej rozmowie wydaje się jakby wszystko było w porządku i Tonks przebaczyła siostrze...
"syknęłam.patrząc" - rozumiem, że jest wściekła, zraniona po śmierci siostry, ale... przecież sama mówiłaś, że Narcyza nienawidziła siostry. Wiec dlaczego zachowuje się w ten sposób, szczególnie do gościa swojej siostry, z którą pragnie odnowić stosunki! Moim zdaniem nielogiczne zachowanie. Rozumiem jakby wykrzyczała to zszokowana widząc ją w pomieszczeniu, ale od razu różdżki? Dla mnie to trochę za dużo. I jeszcze śmie wymagać by gość siostry, z którą nie widziała dobre dwadzieścia lat - jak nie dłużej - opuścił NIE jej dom?! A Andromeda tak spokojnie na to patrzy? Dziwne zachowanie.
"jedynie z jej obronie" -> w
Hello! Była wojna! Oni walczyli by się zabić, a nie pogłaskać xD Dlatego śmieszy mnie wyrażenia, że "działałam JEDYNIE w jej obronie".
"Tak, ja też już powinnam pójść - powiedziałam. - Zasiedziałam się." -> cooo... Ciociu Bello, proszę... przecież one nawet dziesięciu minut razem nie spędziły! Ledwo co do kuchni weszły (czy tam salonu)!
Trudno mi powiedzieć coś o tym rozdziale - ani mnie on świerzbi, ani, ziębi, ani gryzie, ani grzeje. Biegnę czytać dalej, bo zauważyłam, że jak czuję iż rozdział jest zwykły to później mnie czymś pozytywnie zaskoczysz :D
Pozdrawiam,
Rzan. :)
Rzan tłumaczy i komentuje
Cyzia i Andromeda - to dość dziwne. Tonks była najlepszą postacią w Harrym, a Andromeda? Z twoich opisów nie polubiłam jej. Nie, nie i nie. Jest chyba zbyt nijaka, bezbarwna co do reszty bohaterów. A część z kotem była wzruszająca. Sama mam szarego kotka i prawie płakałam gdy to czytałam.
OdpowiedzUsuńLece do następnego, bo obiecałam komuś, że nadrobię
♡Lady Luena
Tak się cieszę! Rozdział śliczny! Stęskiniłam się już za blogiem. A historia coraz bardziej się rozkręca. No właśnie i dziękuje za to, że jesteś moją betą.
OdpowiedzUsuńCałusy!
Luna
Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszył Twój komentarz :) Już się bałam, że po tak długim czasie już nikt tu nie zagląda :/
UsuńTeż się cieszę, że jestem Twoją betą :3 ale kiedy nowy rozdział? Bo ja się stęskniłam za Twoją Bellą :D
Powinien być dziś. Właśnie go kończę. Jest to moje ok.25 podejście. Ale obiecałam 2,5 strony, wuęc tyle będzie.
UsuńZnam Twój ból :) Ten rozdział pojawiłby się już dwa tygodnie temu, ale nie miałam pojęcia jak ukazać Andromedę, jak powinna wyglądać ich rozmowa i całe spotkanie, no i wątek z kotem na początku, który poprawiałam trzy razy. Do rozmowy z Dro w ogóle nie potrafiłam podejść, aż w końcu wczoraj powiedziałam sobie, że koniec z tym niepisaniem i wzięłam się do roboty :) I Mimo iż rozdział nie spełnia całkowicie moich oczekiwań, to jestem z niego zadowolona :)
UsuńCiocia Bella.
Bardzo podobał mi sie opis Bellatrix. O tym jak się zachowywała w młodości. Narcyza i Andormeda... Ależ mi sie to podobało. Gdy one się przytulily, az lezka zakrecila mi się w oku. Niech Lucek oprzytomnieje i biegnie przepraszać Narcyzie.
OdpowiedzUsuńPlanujesz napisać 60 rozdziałów? Kurcze.. Ja miałam w planach równe 100 z epilogiem. XD
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam - Cyzia :***
Ps: Przepraszam za błędy, ale piszę na tablecie. :-:
Wow, bardzo się cieszę, że tu zawitałam - nigdy wcześniej nie czytałam tak dojrzałego opowiadania o mojej ulubionej bohaterce, jestem zauroczona i pod wrażeniem. :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle jestem zauroczona kreacją Narcyzy, ale Draco też chwyta za serce. Lucjusz - rany, co się z nim stało? Jestem niezmiernie ciekawa, i chociażby dlatego będę wyczekiwać kolejnego rozdziału. Masz dobry styl i wartko prowadzisz akcję - oby więcej takich opowiadań. :)
Powiadomiłabyś mnie o nowym rozdziale?
Zapraszam ponadto do siebie, ja również w temacie, ale trochę inne lata. :)
cissy-black.blogspot.com
Widzę, że ciocia Bella pogodziła Dromedę i Cyzię :) Bardzo chciałam ją ,,poznać" ale w książce było jedynie coś o niej wspomniane i tylko jakiś jeden krótki dialog z nią. Na szczęście wyobraźnia cioci Belli nie ma granic. Nadal nie wiadomo co z Luckiem... Umieram z niepewności. Na pewno nie zrobiłby tego świadomie, bo w końcu kocha Cyzię. Życzę weny. Całuski :)
OdpowiedzUsuń