poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 17. Złaź z mojej siostry, Malfoy!

Kiedy byłyśmy mały dziewczynkami, wierzyłyśmy w bajki, fantazjowałyśmy, jakie będzie nasze życie. Biała suknia, królewicz, który zabierze nas do zamku na szczycie góry. Wieczorem w łóżku zamykałyśmy oczy i wierzyłyśmy gorąco w to, że marzenie się spełni. Święty Mikołaj, Wróżka i Królewicz byli tak blisko, że czuło się ich smak. Ale człowiek dorasta. Któregoś dnia otwieracie oczy i bajka pryska. Zwracamy się do ludzi i rzeczy, którym ufamy. Sęk w tym, że trudno całkowicie uwolnić się od tej bajki, bo prawie każdy chowa w sobie ten promyk nadziei i wiary, że pewnego dnia otworzy oczy i marzenie się ziści...
Otworzyłam drzwi i weszłam do wielkiej sali wypełnionej ludźmi. Wszystkie miejsca były już zajęte. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, samotnego miejsca obok Lucjusza. A więc przybyłam ostatnia, wspaniale.
Starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, co było trudne ze względu na moje dość spektakularne wejście, szybko ruszyłam w stronę Lucjusza. Szpilki stukały o marmurową posadzkę, a sukienka powiewała na wietrze wpadającym przez otwarte okna. Niemal czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych. W końcu udało mi się podejść do Lucjusza, który siedział nieruchomo wpatrując się przed siebie. Wyglądał jakby oczekiwał, że go wystawię i się nie zjawię. Zrobiło mi się go naprawdę smutno. Taki przygnębiony wyglądał naprawdę uroczo.
- Przepraszam za spóźnienie - szepnęłam i napawałam się pięknem uśmiechu, jaki zakwitł na jego twarzy, gdy mnie zobaczył.
- Narcyzo, jesteś - zobaczyłam iskierki w jego oczach, ale pohamowałam wzruszenie.
- Oczywiście, że jestem - zaśmiałam się delikatnie i cicho. Lucjusz objął mnie w talii i pocałował w policzek. Odurzył mnie zapach jego perfum i na chwilę odpłynęłam.
- Wyglądasz olśniewająco - usłyszałam i wróciłam do rzeczywistości. - Mając ciebie u boku, jestem większym szczęściarzem niż pan młody - uśmiechnął się, a ja starałam się nie spłonąć rumieńcem. Po tych wszystkich latach przyjmowanie komplementów wciąż przychodziło mi z trudnością.
- Co cię zatrzymało? - spytał, kiedy zajęliśmy swoje miejsca.
- Hermiona nie mogła się zdecydować czy lepiej jest mi w spiętych czy w rozpuszczonych włosach - zaśmiałam się, a Lucjusz zmierzył mnie wzrokiem i przez dłuższą chwilę zatrzymał się na moich włosach.
- Wybrała znakomicie - uśmiechnął się, zakładając kosmyk moich kręconych dzisiaj włosów za ucho. - Wyglądasz naprawdę niesamowicie.
- Ty również.
Nie kłamałam. Lucjusz miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, białą koszulę i fioletowy krawat. Długie blond włosy spiął spinką, co dodało mu uroku. Wyglądał wspaniale i naprawdę trudno było mi oderwać od niego wzrok.
W końcu rozbrzmiała muzyka i panna młoda u boku h ojca, wkroczyła do sali wypełnionej ludźmi, a wszystkie spojrzenia spoczęły na niej. Wszystkie, z wyjątkiem jednego.



25 lat wcześniej

Pani Narcyza Black
i
Pan Lucjusz Malfoy
8 sierpnia 1973 roku
zostana na zawsze połaczeni
Swietym wezłem małzenskim


- Naprawdę nie zaprosimy jej na nasz ślub? - spytałam, zamykając kremowe zaproszenie zaadresowane do Andromedy i obracając je w dłoniach.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju przy Grimmauld Place 12, a Lucjusz niespokojnie chodził po pokoju.
- Cyziu, wiesz, że nie możemy – westchnął.
- Ale ona wciąż...
- Nie – Lucjusz pokręcił głową i ukląkł przede mną. - Narcyzo, pomyśl o tym – powiedział, chowając moje dłonie w swoich. - Co powie Bellatrix? A twój ojciec?  To po prostu nie ma sensu.
- Nie potrafię sobie z tym poradzić, Lucjuszu – szepnęłam, starając się nie uronić ani jednej łzy. Wiedziałam, że to go denerwowało. - Tak bardzo za nią tęsknię.
- Wiem o tym, ale musisz przestać myśleć o niej... jak o siostrze - przygryzł wargi, jakby doskonale wiedział, co chciałam mu odpowiedzieć. - Ona już nie jest twoją siostrą, Cyziu.
- Bella też tak mówi – jęknęłam.
- Ona już nie wróci, musisz się z tym pogodzić.
- Wiem - pokiwałam głową nie patrząc na niego. Nie chciałam, żeby widział łzy cisnące się do moich oczu. - Lucjuszu... - powiedziałam, w końcu na niego patrząc. - Nie rozumiem... dlaczego… dlaczego nas zostawiła? Zostawiła nas dla szlamy.
- To jej strata - powiedział spokojnie, siadając teraz obok mnie tak, żebym mogła położyć głowę na jego piersi.
- Dlaczego jesteś taki pewny?
- Ponieważ... - przerwał na chwilę, jakby starał się dobrać odpowiednie słowa, które wyraziłyby to, co chciał mi przekazać. - Bo nic nie jest warte rezygnacji z ciebie - powiedział i przytulił mnie do siebie całując moje włosy, a ja pozwoliłam, żeby moje łzy ubrudziły jego koszulę.


~*~

- To już jutro - szepnęłam, kiedy razem z Lucjuszem leżeliśmy na moim łóżku. - Za kilkanaście godzin staniemy się panią i panem Malfoy.
- Nie wydajesz się tym zbytnio zadowolona - powiedział, łącząc nasze dłonie i obejmując mnie swoim ramieniem. - Coś cię martwi?
- Nie, głuptasie - zaśmiałam się. - Po prostu...
- Nie chcesz tego, prawda? - przerwał mi. - Ślubu ze mną?
- Nie, to nie tak. Ja po prostu... jestem przerażona, Lucjuszu - jęknęłam. - Jestem przerażona perspektywą bycia twoją żoną. Spędzenia z tobą całego życia. Ale... daj mi skończyć... ale jest jedna rzecz, która przeraża mnie bardziej. A jest nią nie bycie z tobą.
Lucjusz nie odpowiedział. Zamiast tego podparł się rękami o materac tak, że teraz znajdował się nade mną. Pochylił głowę tak, że nasze czoła się stykały i najczulszym, najseksowniejszym głosem szepnął wprost do mojego ucha dwa najpiękniejsze słowa:
- Kocham cię.
- Ja ciebie również - odpowiedziałam, a potem jego usta spotkały moje, nasze języki zaczęły lawirować w zmysłowym tańcu, a mnie zalała fala gorąca. I wtedy do pokoju wtargnęła Bellatrix.
- Złaź z mojej siostry, Malfoy! - krzyknęła, a my machinalnie od siebie odskoczyliśmy.
- Bello, idź sobie - jęknęłam, kiedy moja głowa opadła na poduszki.
- O nie, nie zostawię cię samej z tym casanovą, nie ma takiej opcji - pokręciła stanowczo głową i założyła ręce pod biustem. - Nigdzie się stąd nie ruszę.
- Idź sobie! - krzyknęłam i rzuciłam w nią poduszką, którą moja siostra sprawnie złapała. Zrezygnowana, znowu opadłam na łóżko.
- Naprawdę nie obchodzi mnie, jak wy dwoje spędzaliście poprzednie noce, ale dzisiaj moja siostra śpi sama. Malfoy, wynocha! - zarządziła Bellatrix, rzucając w niego moją poduszką, której jemu nie udało się złapać.
- Zdaje się, że to pokój Narcyzy i to ona ma prawo zdecydować kto ma w nim zostać, a kto nie - odparł spokojnie, kładąc sobie poduszkę pod głowę.
- Racja! - klasnęłam zadowolona w dłonie. - Bello, przykro mi, ale to Lucjusz zostaje.
- A mnie się zdaje, że Malfoy jest dzisiaj umówiony ze swoimi koleżkami - oznajmiła spokojnie. - Czyż się mylę?
- Na węża Salazara, kompletnie zapomniałem - Lucjusz zerwał się z łóżka jak oparzony i zaczął nerwowo zakładać swoją kurtkę. - Narcyzo, kochanie, zobaczymy się jutro - powiedział, nachylając się nade mną i całując mnie w czoło.
- A ty dokąd? - uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Nott, Crabbe, Goyle i Zabini organizują mi wieczór kawalerski - rzucił. - Naprawdę mi przykro - powiedział, po czym zniknął, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.
- No! - zawołała tryumfalnie Bellatrix, kiedy zostałyśmy same. - To Malfoya mamy z głowy. Wypijmy za to! - powiedziała, po czym machnęła różdżką, a na stojącej obok drzwi komodzie pojawiła się butelka Ognistej i dwie szklanki. Moja siostra nalała bursztynowy płyn do szklanek, po czym postawiła je na stoliku nocnym i usiadła obok mnie.
- Musimy porozmawiać, Cyziu - powiedziała poważnym tonem, który nie zwiastował nic dobrego.
- O co chodzi? - spytałam niepewnie.
- Wiesz, że teraz wszystko się zmieni? Kiedy jutro powiesz Lucjuszowi "tak", już nigdy nic nie będzie takie samo. Pewnie teraz wydaje ci się, że czeka cię piękne i szczęśliwe życie, ale prawda... prawda jest dużo gorsza, dlatego nikt ci jej nie mówi.
Podała mi szklankę z alkoholem, po czym sama upiła dość spory łyk. Ja jedynie zmoczyłam usta, udając, że piję. Dzisiejszego wieczoru nie miałam ochoty na upicie się.
- Jeśli jesteś tutaj tylko po to, żeby mnie nastraszyć i odwieść od ślubu, to marnujesz swój czas - powiedziałam oschle i odsunęłam się od niej. - Wiem, że nie lubisz Lucjusza, ale to nie ma znaczenia. Nie zmienisz tego, co do niego czuję.
- Nie przyszłam tutaj po to, żeby cię straszyć. Jestem twoją siostrą i bez względu na to, jak okrutna wydaję ci się być, kocham cię i martwię się.
- Więc nie zamierzasz przekonywać mnie, że ten ślub to zły pomysł? - spytałam zaskoczona.
- Nie. Co prawda, nie uważam, żeby ten tleniony szczur był dla ciebie dobrym mężem, ale chyba nie mam nic do gadania - wzruszyła ramionami i skończyła pić swoją Whisky.
- On nie jest tlenionym szczurem! - zaśmiałam się i uderzyłam Bellę poduszką. Po chwili ona również mnie uderzyła. Zaczęłyśmy się siłować i śmiać wniebogłosy. To było... takie inne i takie obce. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz tak dobrze bawiłam się w obecności Belli.
- Już... koniec - jęknęłam, kiedy zabrakło mi tchu. - Mam... dość...
Bella uderzyła mnie poduszką po raz ostatni, po czym opadła na łóżko tuż obok mnie.
- Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Koniecznie! - zaśmiałam się. - Dlaczego tak rzadko spędzamy razem czas?
- No wiesz, teraz, kiedy Czarny Pan rośnie w siłę, muszę być dla niego dostępna przez cały czas. Nie mogę pozwolić sobie na beztroskę. Zbliża się wojna i wkrótce nie będzie miejsca na śmiech.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Służyć Czarnemu Panu. To niebezpieczne, coś może ci się stać.
- Nic mi nie będzie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Ci ludzie wiedzą jak walczyć, potrafią robić rzeczy, o jakich nam się nie śniło, a ty jesteś taka młoda i taka delikatna. Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie - odparła oschle. - Ja też wiem jak walczyć. I wcale nie jestem delikatna.
- Dla mnie jesteś. Jesteś moją siostrą i nie chcę cię stracić. Nie poradzę sobie bez ciebie.
- Musisz dorosnąć, Narcyzo. Zrozumieć, że nie zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.
- Ja o tym wiem - prychnęłam i odwróciłam się od niej.
Chwilę trwało, zanim Bellatrix zdecydowała się przerwać ciężką ciszę.
- Boję się - powiedziała głosem pozbawionym emocji. - Oczywiście, że się boję, byłabym głupia, gdybym się nie bała, ale nie pozwalam, żeby strach mnie ograniczał. Dążymy do wspaniałych rzeczy, przyświecają nam wielkie idee, zobaczysz, że wkrótce zmienimy świat! - teraz mówiła z chorobliwym wręcz entuzjazmem.
- Mnie tam nie przeszkadza to, jak jest teraz - mruknęłam.
- Bo masz staroświeckie poglądy. W dzisiejszych czasach nie ma miejsca na tolerancję! Jeśli szybko czegoś nie zrobimy, szlamy opanują nasz świat. Wiesz, jak ciężko jest teraz spotkać prawdziwego czarodzieja? Takie rody jak nasz wymierają. Jeśli nic nie zrobimy, za pięćdziesiąt lat nikt może już nie pamiętać szlachetnego rodu Blacków. Naprawdę chcesz, żeby nasza rodzina poszła w zapomnienie?
- Oczywiście, że nie. Ale nie widzę sensu w mordowaniu mugoli i szlam. A już najbardziej nie podoba mi się to, że ty i Lucjusz jesteście w to zamieszani.
- Może jak kiedyś dorośniesz, to zrozumiesz - mruknęła lekceważąco Bella.
- Ja jestem dorosła - syknęłam.
- A więc jesteś strasznie zwyczajna. Nie ma w tobie tej wyjątkowości, jaka płynie w czystej krwi. Jesteś... jesteś przeciętna, Narcyzo - prychnęła.
Zraniła mnie tymi słowami. Zraniła mnie do głębi duszy, ale nie dałam jej tego po sobie poznać.
- Mogłaś nie zauważyć, ale ja lubię być zwyczajna. Powiem ci nawet więcej: wolę być zwyczajną czarownicą, niż zabijać niewinnych! - wybuchłam.
- Cyziu, uspokój się, masz słabe serce, nie możesz się denerwować - mruknęła obojętnie.
- I nagle martwisz się o moje serce?! A nie myślisz o tym, co czuję, kiedy znikasz, a ja nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę?! Wtedy nie martwisz się o moje serce, prawda?! Interesuje cię tylko to, żeby kogoś skrzywdzić i nie liczysz się z tym, że inni też mają uczucia! - krzyknęłam, a z moich oczu popłynęły łzy.
Bellatrix przewróciła oczami, po czym usiadła na łóżku i chwyciła mnie w objęcia. Usiłowałam się wyrwać, ale ona była zbyt silna.
- Uspokój się, bo będę zmuszona zabrać cię do Munga i nic nie wyjdzie z twojego jutrzejszego ślubu. Hmm... może faktycznie powinnyśmy tam pojechać.
- Puść mnie - jęknęłam.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz.
- Jestem bardzo spokojna - warknęłam.
- Ta, jak Rogogon pod Cruciatusem.
Zaśmiałam się. Znowu jej się to udało. Tak niewiele osób potrafiło mnie uspokoić, ale Belli udawało się to zawsze. No tak, w końcu była moją siostrą, zawsze się dogadywałyśmy, a teraz, po śmierci mamy, tylko ona mi pozostała. Ona i Lucjusz.
- W porządku? - spytała.
- Bello, ty się martwisz - udałam zaskoczoną.
- Na to wychodzi.
- I w dodatku jesteś miła.
- Ale zaraz mogę przestać - pokazała mi język. Uśmiechnęłam się do niej, a po chwili znów leżałyśmy na łóżku i patrzyłyśmy w sufit. - Przepraszam, że nazwałam cię zwyczajną - powiedziała w końcu. - Wcale tak nie uważam, ale kiedy rozmawiam o Czarnym Panu...
- Przestajesz nas sobą panować - dokończyłam za nią.
- Można tak powiedzieć.
- To nie zmienia faktu, że ja i tak się martwię.
- Wiem o tym, ale nie mogę nic na to poradzić. Nie mogę siedzieć w domu i nic nie robić tylko po to, żebyś ty mogła spać spokojnie.
- Wiem, tylko... obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała.
- Zawsze na siebie uważam, to moich przeciwników trzeba zbierać z podłogi - prychnęła.
- I obiecaj mi, że nie pozwolisz, żeby cokolwiek stało się Lucjuszowi.
- Ehh, oczekujesz niemożliwego.
- Bello, proszę.
- No dobra, dobra, obiecuję, że będę patrzyła co wyrabia ten szczur i nie pozwolę mu się skaleczyć ani pobudzić tych blond włosków.
- Bello, ja mówię poważnie.
- Ja też. Nie zauważyłaś jaką on ma obsesję na punkcie tych kłaków? Większą niż ty.
- On po prostu lubi się zawsze dobrze prezentować - broniłam go.
- A jesteś pewna, że nie jest gejem?
- Bello! - oburzyłam się.
- No co, tylko pytam. Opanuj emocje, dziewczyno i nie machaj tymi rękami, bo jak mi wydłubiesz oczy, to nie będę mogła sprawdzać jak sobie radzi twój chłopczyk. AŁA! - krzyknęła, kiedy uderzyłam ją w żebra. - Grasz nieczysto!
- Należało ci się - stwierdziłam.
- Wiesz, że się zemszczę, prawda?  - spytała, popijając Ognistą.
- Jesteś zbyt pijana, żeby mnie dopaść - zaśmiałam się i położyłam się na łóżku. Po chwili Bella zrobiła to samo.
- Wcale nie jestem pijana - zaprzeczyła.
- Wypiłaś sama trzy czwarte butelki.
- No i co w związku.... z tym?
- Absolutnie nic - zaśmiałam się.
Przez następne piętnaście minut leżałyśmy w milczeniu. To była taka przyjemna, niekrępująca nas cisza.
- To będzie twój dzień, Cyziu - powiedziała w końcu Bella, a w jej głosie słychać było matczyną wręcz, troskę. - Masz błyszczeć, masz być królową. Wszyscy będą patrzeć tylko na ciebie, ale od ciebie zależy, czy będą patrzeć z zazdrością i pożądaniem, więc kiedy już będziesz szła w stronę Malfoya, wyprostuj się i bądź dumna. Jesteś Blackiem, Narcyzo, więc zachowuj się jak na Blacka przystało.
- Mówisz jak mama - jęknęłam.
- Powtarzam to, co ona powiedziała mnie. Przed śmiercią prosiła mnie, żebym ci to powiedziała, ponieważ ona nie będzie mogła.
- Nasza mama? Nasza zimna, bezwzględna, nie umiejąca okazywać  uczyć mama, prosiła ciebie? Och, Bello...
- Ej, nie, nie, tylko mi tutaj nie rycz, nie mam siły, żeby cię dzisiaj uspokajać - powiedziała spanikowana. - Narcyzo Klementyno Black! Zabraniam ci ryczeć w mojej obecności!
- Ale nasza mama...
- Nasza matka byłby bardzo zdegustowana, gdyby cię teraz zobaczyła. Tak samo jak... na portki Merlina, Narcyzo przestać płakać!
- Jesteś bezduszna - stwierdziłam.
- Tak mi mówią - uśmiechnęła się krzywo. - Jest jeszcze coś. Nie możesz się jutro upić, Narcyzo. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment wypijesz kieliszek szampana, a potem do końca wieczoru nie tkniesz ani kropli alkoholu, bo nie ma nic bardziej żałosnego od widoku pijanej panny młodej. Pamiętaj o tym.
- Coś jeszcze? - spytałam nieco znudzona.
- Chyba nie... a nie!  Tak! - klasnęła w dłonie, a ja aż podskoczyłam. - Kiedy już będziecie uprawiali seks, proszę, zabezpieczcie się. Nie daj sobie tak od razu zrobić małych tlenionych szczurzątek.
- Jesteś okropna, Bello! - zaśmiałam się i zanim zauważyłam, walka na poduszki, zakrapiana Ognistą Whisky, rozpoczęła się na nowo.


~*~


Noc przerodziła się w dzień, godziny w minuty, a minuty w sekundy i, zanim zdążyłam się zorientować, za kilka minut miałam wyjść za mąż, za Lucjusza Malfoy'a.
- Cyziu, wszystko w porządku?  - spytał zatroskany Lucjusz, na chwilę przed naszym ślubem.
- Nie powinno cię tutaj być - jęknęłam, to przynosi pecha.
- Chyba nie wierzysz w te bzdury.
- Lucjuszu, proszę - odepchnęłam go lekko, co nie umknęło uwadze Belli, która już po chwili znalazła się obok mnie. 
- Malfoy! Spróbuj skrzywdzić moją siostrę, a obiecuję, że samodzielnie wypruję ci flaki i nakarmię nimi hipogryfy - syknęła, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.
- Jesteś urocza jak zawsze, Bellatrix - odparł Lucjusz z krzywym uśmiechem na ustach, a ja zmroziłam moją siostrę wzrokiem.
- Chyba czas zaczynać - powiedziałam z naciskiem.
- Racja - Bella klasnęła w dłonie. - Słyszałeś Malfoy! Wynocha! I lepiej żebyś czekał przed ołtarzem, kiedy wyjdziemy, bo...
- Wystarczy, Bello - usłyszałam za sobą spokojny głos mojego ojca i odwróciłam się do niego.
- Tato - pisnęłam jak mała dziewczynka i starając się nie przewrócić, podbiegłam do niego. Miesiąc temu musiał opuścić dom w interesach i nie miałam pojęcia czy wróci na ślub. Jego obecność dodała mi wiele otuchy. - Tak się cieszę, że jesteś.
- Nie mógłbym opuścić ślubu mojej małej dziewczynki - uśmiechnął się i delikatnym gestem dłoni dotknął mojego policzka. - Jesteś tak samo piękna, jak matka, Narcyzo. Byłaby dumna, widząc cię teraz - powiedział, a ja zobaczyłam, że w kącikach jego oczu zalśniły łzy.
- Dobra, dobra, bo zaraz się pochoruję od tej słodyczy - powiedziała Bella i ruchem głowy wskazała drzwi. - Malfoy już wyszedł, możemy zaczynać. Ojcze, skoro się pojawiłeś, zapewne odprowadzisz Narcyzę do ołtarza, a więc ja jestem tutaj zbędna - powiedziała i już po chwili jej nie było.
- Jesteś gotowa, kochanie?
W jednej chwili uśmiech spełzł z mojej twarzy.
- Tato, boję się - jęknęłam i usiadłam na stojącym pod ścianą krześle, po czym schowałam twarz w dłoniach.
- Promyczku, czego?
- Że nie będę dobrą żoną, że was zawiodę, że będę złą matką, że nie poradzę sobie z tym, że mój mąż będzie służył Czarnemu Panu, że nie dam rady i to wszystko mnie przenośnie. A najbardziej boję się tego, że ten ślub okaże się być jedną wielką pomyłką.
Tata ukląkł przede mną i chwycił moje dłonie po czym schował je w swoich.
- Kochanie... takie obawy są normalne. Każdy boi się tego dnia. Zapewniam cię, że Lucjusz też jest teraz przerażony i bardzo niepewny. Ja również nie wiedziałem co mnie czeka po ślubie i też się denerwowałem. Tak samo jak twoja matka i siostra. Każdy z nas boi się tego, co przyniesie przyszłość u boku tej drugiej osoby, ale nie możesz pozwolić, żeby ten strach cię paraliżował i powstrzymywał od działania. Teraz wydaje ci się to niemożliwe, ale pewnego dnia będziesz się jeszcze śmiała z dzisiejszych obaw - powiedział i uśmiechnął się do mnie w jeden z tych swoich najpiękniejszych sposobów. To był ten uśmiech, którym obdarzał mnie, kiedy byłam mała. Po kłótni z mamą czy siostrami albo kiedy byłam smutna i tylko on potrafił mnie pocieszyć. To był uśmiech, który sprawiał, że moje dzieciństwo nabierało barw.
- Naprawdę? - spytałam niedowierzając. - Naprawdę się bałeś?
- Jak nigdy - szepnął. - Wiesz, nigdy tego nikomu nie mówiłem, więc to będzie nasz mały sekret, ale zastanawiałem się nawet nad ucieczką. Niestety, wiedziałem, że twoja babka by mnie rozszarpała i dała testralom na pożarcie. Więc wziąłem się w garść i zrobiłem to.
- Ale... nie kochałeś mamy?
- Oczywiście, że kochałem. Kochałem ją całym sercem, ale nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi, a taka impreza... to nie dla mnie - zaśmiał się. - Musisz wiedzieć, Narcyzo, że ani przez moment nie żałowałem, że wtedy nie uciekłem. Ostatecznie, gdybym nie ożenił się z waszą matką, nie miałbym takich wspaniałych córek, a wy jesteście moim największym szczęściem. Więc weź się w garść, pokaż tym ludziom jaka jesteś piękna i szczęśliwa, a potem możesz robić na co tylko będziesz miała ochotę.
- Kocham cię, tato - szepnęłam, a potem przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. - Dziękuję.
- Nie masz za co - uśmiechnął się i dyskretnie wytarł łzę, która zakręciła się w jego oku. - Jesteś piękną panną młodą, córeczko - szepnął i pocałował mnie w czoło. - A teraz chodźmy - powiedział hardo i podał mi swoje ramię. - Czekają już tylko na nas.
Chwyciłam jego ramię i razem weszliśmy do ogromnej sali. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Przez chwilę czułam się trochę nieswojo, ale później przypomniałam sobie słowa Belli. To twój dzień, Cyziu. Masz błyszczeć, masz być królową. Wszyscy będą patrzeć tylko na ciebie, ale od ciebie zależy, czy będą patrzeć z zazdrością i pożądaniem, więc wyprostuj się i bądź dumna. Jesteś Blackiem, Narcyzo, więc zachowuj się, jak na Blacka przystało.
Więc wyprostowałam się. Stanęłam dumnie i z promienistym uśmiechem na twarzy, powolnym krokiem i tatą u boku, wkroczyłam w przyszłość.

~*~

- Miałaś rację, Bello, wszyscy patrzą tylko na mnie - szepnęłam podekscytowana do siedzącej obok siostry.
- Musisz się przyzwyczaić do tego, że ja zawsze mam rację - powiedziała znużonym głosem.
- Czy moja piękna żona zaszczyci mnie swoim towarzystwem w tańcu? - spytał szarmancko Lucjusz, podchodząc do mnie i Belli.
- Ależ oczywiście, mój przystojny mężu - uśmiechnęłam się, na co Bella udała, że wymiotuje.
- Idźcie już, po zaraz naprawdę puszczę pawia od tej waszej miłości.
- Nie bądź taka marudna, Bello - powiedział Lucjusz. - Rudolf na pewno zaraz się zjawi.
- Wtedy będę miała kogo wypatroszyć - mruknęła, po czym odeszła razem ze swoim drinkiem.
- Martwię się o nią, Lucjuszu.
- Nic jej nie będzie, to duża dziewczynka.
- Boję się, że służba u Czarnego Pana ma na nią zły wpływ. Ona się zmieniła, Lucjuszu, i to bardzo.
- Każdy z nas się zmienił. Belli nic nie będzie, jest twarda - uśmiechnął się do mnie pogodnie i powoli ruszyliśmy w stronę parkietu. - Nie mówmy już dzisiaj o tym, dobrze? Od teraz liczymy się tylko my. Pan i Pani Malfoy.
- Pan i Pani Malfoy. Podoba mi się to - uśmiechnęłam się i wtuliłam w Lucjusza, a potem zaczęliśmy się kołysać w rytmie muzyki.

~*~

- Mówiłem ci już, że jesteś piękna? - wymruczał do mojego ucha Lucjusz, kiedy przyjęcie dobiegło końca, a my znaleźliśmy się w domu.
- Dzisiaj jakieś tysiąc razy - szepnęłam.
- Jesteś piękna, Narcyzo. Jesteś piękna, olśniewająca, czarująca, zmysłowa, urocza, cudowna, pociągająca... jesteś moja, pani Malfoy.
- A ty mój, panie Malfoy - zamruczałam, kiedy Lucjusz zaczął delikatnie całować moją szyję.
- To tak wspaniale brzmi... pani Narcyza Malfoy, moja żona - szepnął mi do ucha.
- Równie pięknie jak pan Lucjusz Malfoy, mój mąż - uśmiechnęłam się i zaczęłam odpinać guziki jego szaty. Powoli zbliżaliśmy się do sypialni.
- To będzie... niezapomniana noc - mówił Lucjusz pomiędzy kolejnymi pocałunkami. - Wiesz.. o tym?
- Doskonale - jęknęłam, kiedy ręce Lucjusza zaczęły przesuwać się po moim ciele w poszukiwaniu suwaka od sukienki. Pomogłam mu i już po chwili moja sukienka leżała na podłodze obok łóżka. Lucjusz delikatnie całował moją szyję, ramiona, dłonie, piersi, brzuch... a ja wiłam się w przyjemnych konwulsjach.  Zaciągałam się zapachem jego perfum, delektowałam jego dotykiem, jego miękką skórą, delikatnymi pocałunkami. Chciałam tego i on to wiedział. Powoli zdjęłam jego koszulę i odrzuciłam ją na bok. Teraz to ja składałam pocałunki na jego ciele. Najpierw delikatne na szyi, ramionach i klatce piersiowej, potem coraz śmielsze, aż w końcu wpiłam się w jego usta.
- Narcyzo... - jęknął Lucjusz, kiedy pchnęłam go na łóżko. Całowaliśmy się dalej, na nowo poznając nasze ciała, było nam tak cudownie, mieliśmy już przejść do sedna, kiedy...
- Cholera - zaklął cicho Lucjusz chwytając się za lewe przedramię. W jednej chwili prysła cała magia i namiętność.
- To on? - spytałam, a Lucjusz jedynie pokiwał głową. - Dlaczego on to musi robić akurat w naszą noc poślubną? - jęknęłam.
- Chyba właśnie dlatego, że to nasza noc poślubna. Pewnie chce mi pokazać, że to on jest najważniejszy.
- Więc nie idź - poprosiłam.
- Wiesz, że muszę. Jeśli się nie zjawię, ukarze mnie, a teraz może ukarać również ciebie. Nie chcę żebyś cierpiała przez moje wybory.
- Myślę, że już trochę za późno - powiedziałam, wstając z łóżka i udając się w stronę drzwi.
- Co masz na myśli? Narcyzo, gdzie idziesz?!
- Zdaje się, że się spieszysz - syknęłam i trzasnęłam drzwiami.
Kiedy znalazłam się na korytarzu, usłyszałam dźwięk tłoczonego szkła. Z całej siły starałam się pohamować cisnące się do oczu łzy. Byłam wściekła. Czy tak będzie wyglądało moje życie? Czy Bella naprawdę miała rację mówiąc, że nic dobrego nie wyniknie ze ślubu z Lucjuszem? Wcześniej nie chciałam tego przyznać, ale teraz miałam niezaprzeczalny dowód na to, że nigdy nie będę dla niego najważniejsza.
- Teraz już tak będzie? - spytałam na głos, idąc w stronę salonu.
- Przyzwyczajaj się, kochana - drgnęłam, kiedy odpowiedział mi jeden z portretów należący do prapradziadka Lucjusza, Doriana.
- Czyli już zawsze będę samotna w tym małżeństwie?
- Niedługo urodzisz mu dziedzica i nie będziesz samotna. A teraz przestań ronić łzy, nie wypada żeby kobieta płakała podczas własnej nocy poślubnej.
- A co to niby za noc - mruknęłam i odeszłam.
Godzinę później Lucjusz znalazł mnie w salonie,  siedzącą w fotelu jego matki z książką w ręce i zamkniętymi oczami.
- Cyziu, kochanie, już wróciłem - szepnął mi do ucha, a ja otworzyłam oczy.
- Która godzina? - spytałam, przeciągając się w niewygodnym fotelu. Postanowiłam, że niedługo zakupię sobie mój własny, dużo większy i wygodniejszy fotel.
- Minęła trzecia w nocy.
- Dlaczego nie śpimy?
- Przed chwilą wróciłem ze spotkania z Czarnym Panem.
W jednej chwili wszystko sobie przypomniałam. Już nie byłam śpiąca.
- I czego on chciał? – spytałam szorstko.
- To, co zawsze. Mówił, że niedługo rozpoczniemy działania na większą skalę. Wojna jest nieunikniona.
- Ściągnął cię tam tylko po to, żeby powiedzieć ci to, co było oczywiste?! - wściekłam się.
- Kochanie, uspokój się - poprosił Lucjusz, chwytając moją dłoń. Machinalnie ją zabrałam.
- Nie mów mi, żebym była spokojna - syknęłam. - To nasza noc poślubna, a on ją zniszczył!
- Przecież możemy ją dokończyć -zaproponował.
- Nie, Lucjuszu - pokręciłam głową. - Nie możemy. Czy nasze życie już zawsze będzie zależne od tego człowieka?
- Wiesz, że nie mogę...
- Oczywiście, że wiem! Wiem, że nigdy nie będziemy mieli normalnego życia!  Że Czarny Pan zawsze będzie najważniejszy! Że ja zawsze będę na drugim miejscu! Wiem też, że to przez wybory, których dokonałeś, ale do twojej wiadomości: teraz jesteśmy małżeństwem i obojgu przyjdzie nam za to zapłacić!  A cena będzie wysoka!
- Narcyzo, uspokój się, jeszcze nie stało się przecież nic strasznego...
- Jeszcze!  Tak, to bardzo odpowiednie słowo. Masz rację, poczekajmy aż stanie się coś złego i wtedy o tym porozmawiamy! A co z naszą przyszłością?!
Lucjusz podszedł do mnie i chwycił mnie w talii, po czym przyciągnął do siebie i wpił się w moje usta, zanim zdążyłam zareagować. Widocznie uznał, że to jedyny sposób na uciszenie mnie.  Na nieszczęście dla niego, wcale nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Choć upojona jego zapachem i smakiem jego ust, już powoli dawałam za wygraną, znalazłam w sobie siłę, żeby przerwać pieszczoty.
- Lucjuszu... - szepnęłam mu do ucha.
- Tak?
- Nie śpimy dzisiaj razem – powiedziałam twardo, po czym odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę schodów.
- To nie miało tak wyglądać! - krzyknął wściekły, uderzając dłonią w drewniany stolik.
- Och, a więc jesteś rozczarowany, Lucjuszu. No cóż, widocznie rozczarowanie to jedna z niewielu rzeczy, które nas łączą - oznajmiłam spokojnie i zamknęłam książkę, po czym zniknęłam na schodach, kierując się w stronę sypialni i zostawiając za sobą oniemiałego Lucjusza.
Dopiero później, leżąc w pustym i zimnym łóżku, zdałam sobie sprawę, że w gruncie rzeczy, Lucjusz miał rację. Ta noc naprawdę miała na długo pozostać w mojej pamięci. Więc niewiele myśląc, ubrana w skąpą jedwabną koszulę nocną, opuściłam sypialnię, by odnaleźć Lucjusza. Mój mąż leżał na łóżku w sypialni obok. Kiedy do niej weszłam, zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Lucjusz spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Pomyślałam, że czujesz się samotny - uśmiechnęłam się niewinnie, a Lucjusz spojrzał na mnie znacząco. - Zrobiło mi się naprawę smutno, że leżysz tutaj sam w tym wielkim i pustym łóżku i...
- ...i postanowiłaś dotrzymać mi towarzystwa - podpowiedział mi, a ja nieznacznie pokiwałam głową. - Więc na co czekasz? Jestem naprawdę bardzo samotny - powiedział robiąc minę zbitego psa, a ja uśmiechnęłam się i po chwili leżałam w jego objęciach.
- Przepraszam – tylko tyle zdążyłam wyszeptać, zanim nasze usta się spotkały.



Ciąg dalszy nastąpi...

~*~
Pewnie już to kiedyś pisałam, bo ja często narzekam, ale ostatnie tygodnie były najcięższym okresem w moim życiu. Byłam już prawie na szczycie po czym spadłam na samo dno piekielnych czeluści i już tam pozostałam. Nie potrafię się podnieść, jedyną siłą utrzymującą mnie przy życiu jest pisanie, ale, o Ironio!, nie mam na nie czasu, bo wszyscy ciągle czegoś chcą, a ja już powoli się wykańczam, potrzebuję tygodniowej przerwy od życia, bo dłużej już tak nie pociągnę. A piszę to wszystko tylko dlatego, żeby usprawiedliwić tak wielkie opóźnienie i prosić Was o wybaczenie. Naprawdę, szczerze i z całego serca jakie mi jeszcze pozostało, przepraszam.
Jest jeszcze kilka spraw. Nie posiadam aktualnie komputera, a rozdział pisałam na telefonie, więc będzie bardzo kiepski estetycznie (i stylistycznie pewnie też), ale obiecuję, że gdy tylko odzyskam komputer, wszystko pięknie poprawię. 
Nie mam pojęcia jaka będzie przyszłość tego bloga, na pewno przed nami jeszcze 2 krótsze rozdziały, a co będzie dalej, zobaczymy. Myślę jednak, że na jakiś czas będę musiała rozstać się z pisaniem. 
Rozdział miał być dłuższy, miało się w nim znaleźć dużo więcej scen, ale miałam wielką czarną dziurę w środku, której nie potrafiłam wypełnić, a naprawdę chciałam Wam już coś dać. Mam nadzieję, że to, co opublikowałam, choć w jakimś stopniu Was zadowala.
Na koniec mam dla Was zdjęcie sukni, którą w mojej wyobraźni miała na sobie Cyzia. Mnie osobiście ona urzekła i musiałam się nią z Wami podzielić :) (mam nadzieję, że zdjęcie się doda - telefon jest nieobliczalny ;-;)

12 komentarzy:

  1. Wiesz, że kocham twojà historię <3 Podziwiam cię za to, że bapisałaś to na telefonie *-* Biedna Cyzia :'( Mam nadzieję, że będziesz miała więcej czasu, odzyskasz komputer i uda ci się odpocząć :*

    Luna ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napisać napisałam, ale strasznie znielubiłam mój telefon przez ten rozdział xd
      ale dlaczego biedna? Przecież w tym rozdziale była szczęśliwa :)

      Usuń
  2. Trenujemy cierpliwość.
    Rozdział cudowny!

    OdpowiedzUsuń
  3. W jeden dzień przeczytałam twojego bloga. Jest świeeetny <3333 Jeśli z jakiś powodów przerwiesz pisanie to .. to... yyy.. TO CIĘ DZIABNĘ AVADĄ! Co do rozdziału - genialny. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. To przykre, naprawdę ci współczuję i mam nadzieję, że wszystko ci się jakoś ułoży. Rozdział cudowny, że zaraz po przeczytaniu mam chęć czytać dalej, no ale muszę poczekać. Nie możesz przestać pisać i zostawić tego bloga, bo to, co piszesz, tworzysz jest cudowne. Kocham tego bloga. Proszę, pisz dalej. No i ta scena w której twarda Narcyza mówi, że nie będą spać razem, a potem i tak zmienia zdanie... Super.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami jest potrzebna przerwa od życia. Zrób sobie przerwę, odpocznij od życia, a potem wróć do nas - wiernych czytelników. Będę czekać tyle ile potrzeba, żebyś wróciła do normy i do pisania, bo jestem zakochana w twojej historii.
    Wcale nie widać jakoś bardzo, że rozdział jest gorszej jakości. Szczerze mówiąc, gdybyś nie napisała tych kilku słów od siebie, nie zorientowałabym się, że coś u ciebie jest nie w porządku.
    Cierpliwie czekam na następny rozdział :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominuję ten blog do LBA!! Gratulacje.
    Szczegóły tu

    http://hp-gra-pozorow.blogspot.com/2015/03/libster-blog-awads_28.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nominację :) postaram się wypełnić już wkrótce :)

      Usuń
  7. Nie no, jestem zauroczona tym rozdziałem! Dlatego z niecierpliwością czekam na więcej! *^*
    http://harry-potter-fever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest genialny, a Bella idealnie go dopełnia. Ta jej zaborczość i zadziorność jest wspaniała. xD Taak bardzo broni Cyzi. Jejku, chciałabym mieć taką siostrę.
    Te retrospekcje są świetnym pomysłem, nie wiem czy Ci to już pisałam na "privie"? :P
    Co do tej nocy poślubnej to cud, miód i orzeszki. <3 Jednakże Lordzio Voldzio zawsze znajdzie moment, by zaburzyć szczęście panujące w ich małżeństwie. Nie lubię go za to jak i za wiele innych rzeczy. :P
    Cyzia to córeczka tatusia, prze słodkie to było, ta rozmowa. <3 Widać jak ojciec bardzo ją kocha. ;') Taki ojciec to prawdziwy skarb.
    Czekam na następny rozdział. Oh, wiem ile masz nauki, no, ale potem będziesz kimś wielkim. Także nie spiesz się, pisz powoli.
    Pozdrawiam i całuuję mooocno, Cyzia. :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Bella była wspaniałą siostrą, ale człowiekiem to już nie za bardzo xd
      chyba nie pisałaś, dziękuję ;*
      no u mnie to tatuś był tym bardziej ludzkim rodzicem xdd ale jak się pomyśli, że ten tatuś w Penny będzie prawdopodobnie kochankiem Evelyn to... mózg pada xddd
      hahahaha, obie będziemy! :D będziemy pracowały z Helen w NT i będziemy miały super znajomości i idealne życie po prostu :D a rozdział możliwe że już w niedzielę xd
      całusy ;***

      Usuń
  9. To co piszesz jest cudowne! Kocham cię za tlenionego szczura! Malfoy jest okropny i nie wiem jak ty możesz o nim tak czule pisać. Za to Bella jest u ciebie cudowną osóbką, że sama chciałabym ją być;)
    A tą sukienkę sama chciałabym mieć na ślubie. *.*
    Z pozdrowieniami powracająca
    ♡Lady Luena

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis