Kiedy byłyśmy mały dziewczynkami, wierzyłyśmy w bajki, fantazjowałyśmy,
jakie będzie nasze życie. Biała suknia, królewicz, który zabierze nas do zamku
na szczycie góry. Wieczorem w łóżku zamykałyśmy oczy i wierzyłyśmy gorąco w to,
że marzenie się spełni. Święty Mikołaj, Wróżka i Królewicz byli tak blisko, że
czuło się ich smak. Ale człowiek dorasta. Któregoś dnia otwieracie oczy i bajka
pryska. Zwracamy się do ludzi i rzeczy, którym ufamy. Sęk w tym, że trudno
całkowicie uwolnić się od tej bajki, bo prawie każdy chowa w sobie ten promyk nadziei
i wiary, że pewnego dnia otworzy oczy i marzenie się ziści...
Otworzyłam drzwi i weszłam do wielkiej sali wypełnionej ludźmi.
Wszystkie miejsca były już zajęte. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, samotnego
miejsca obok Lucjusza. A więc przybyłam ostatnia, wspaniale.
Starając się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi, co było trudne
ze względu na moje dość spektakularne wejście, szybko ruszyłam w stronę
Lucjusza. Szpilki stukały o marmurową posadzkę, a sukienka powiewała na wietrze
wpadającym przez otwarte okna. Niemal czułam na sobie wzrok wszystkich
zgromadzonych. W końcu udało mi się podejść do Lucjusza, który siedział
nieruchomo wpatrując się przed siebie. Wyglądał jakby oczekiwał, że go wystawię
i się nie zjawię. Zrobiło mi się go naprawdę smutno. Taki przygnębiony wyglądał
naprawdę uroczo.
- Przepraszam za spóźnienie - szepnęłam i napawałam się pięknem
uśmiechu, jaki zakwitł na jego twarzy, gdy mnie zobaczył.
- Narcyzo, jesteś - zobaczyłam iskierki w jego oczach, ale pohamowałam
wzruszenie.
- Oczywiście, że jestem - zaśmiałam się delikatnie i cicho. Lucjusz
objął mnie w talii i pocałował w policzek. Odurzył mnie zapach jego perfum i na
chwilę odpłynęłam.
- Wyglądasz olśniewająco - usłyszałam i wróciłam do rzeczywistości. -
Mając ciebie u boku, jestem większym szczęściarzem niż pan młody - uśmiechnął
się, a ja starałam się nie spłonąć rumieńcem. Po tych wszystkich latach
przyjmowanie komplementów wciąż przychodziło mi z trudnością.
- Co cię zatrzymało? - spytał, kiedy zajęliśmy swoje miejsca.
- Hermiona nie mogła się zdecydować czy lepiej jest mi w spiętych czy w
rozpuszczonych włosach - zaśmiałam się, a Lucjusz zmierzył mnie wzrokiem i
przez dłuższą chwilę zatrzymał się na moich włosach.
- Wybrała znakomicie - uśmiechnął się, zakładając kosmyk moich
kręconych dzisiaj włosów za ucho. - Wyglądasz naprawdę niesamowicie.
- Ty również.
Nie kłamałam. Lucjusz miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, białą
koszulę i fioletowy krawat. Długie blond włosy spiął spinką, co dodało mu
uroku. Wyglądał wspaniale i naprawdę trudno było mi oderwać od niego wzrok.
W końcu rozbrzmiała muzyka i panna młoda u boku h ojca, wkroczyła do
sali wypełnionej ludźmi, a wszystkie spojrzenia spoczęły na niej. Wszystkie, z
wyjątkiem jednego.
25
lat wcześniej
Pani Narcyza Black
i
Pan Lucjusz Malfoy
8 sierpnia 1973 roku
zostana na zawsze połaczeni
Swietym wezłem małzenskim
- Naprawdę nie zaprosimy jej na nasz ślub? - spytałam, zamykając
kremowe zaproszenie zaadresowane do Andromedy i obracając je w dłoniach.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju przy Grimmauld Place 12, a Lucjusz
niespokojnie chodził po pokoju.
- Cyziu, wiesz, że nie możemy – westchnął.
- Ale ona wciąż...
- Nie – Lucjusz pokręcił głową i ukląkł przede mną. - Narcyzo, pomyśl o
tym – powiedział, chowając moje dłonie w swoich. - Co powie Bellatrix? A twój
ojciec? To po prostu nie ma sensu.
- Nie potrafię sobie z tym poradzić, Lucjuszu – szepnęłam, starając się
nie uronić ani jednej łzy. Wiedziałam, że to go denerwowało. - Tak bardzo za
nią tęsknię.
- Wiem o tym, ale musisz przestać myśleć o niej... jak o siostrze -
przygryzł wargi, jakby doskonale wiedział, co chciałam mu odpowiedzieć. - Ona
już nie jest twoją siostrą, Cyziu.
- Bella też tak mówi – jęknęłam.
- Ona już nie wróci, musisz się z tym pogodzić.
- Wiem - pokiwałam głową nie patrząc na niego. Nie chciałam, żeby
widział łzy cisnące się do moich oczu. - Lucjuszu... - powiedziałam, w końcu na
niego patrząc. - Nie rozumiem... dlaczego… dlaczego nas zostawiła? Zostawiła
nas dla szlamy.
- To jej strata - powiedział spokojnie, siadając teraz obok mnie tak,
żebym mogła położyć głowę na jego piersi.
- Dlaczego jesteś taki pewny?
- Ponieważ... - przerwał na chwilę, jakby starał się dobrać odpowiednie
słowa, które wyraziłyby to, co chciał mi przekazać. - Bo nic nie jest warte
rezygnacji z ciebie - powiedział i przytulił mnie do siebie całując moje włosy,
a ja pozwoliłam, żeby moje łzy ubrudziły jego koszulę.
~*~
- To już jutro - szepnęłam, kiedy razem z Lucjuszem leżeliśmy na moim
łóżku. - Za kilkanaście godzin staniemy się panią i panem Malfoy.
- Nie wydajesz się tym zbytnio zadowolona - powiedział, łącząc nasze
dłonie i obejmując mnie swoim ramieniem. - Coś cię martwi?
- Nie, głuptasie - zaśmiałam się. - Po prostu...
- Nie chcesz tego, prawda? - przerwał mi. - Ślubu ze mną?
- Nie, to nie tak. Ja po prostu... jestem przerażona, Lucjuszu -
jęknęłam. - Jestem przerażona perspektywą bycia twoją żoną. Spędzenia z tobą
całego życia. Ale... daj mi skończyć... ale jest jedna rzecz, która przeraża
mnie bardziej. A jest nią nie bycie z tobą.
Lucjusz nie odpowiedział. Zamiast tego podparł się rękami o materac
tak, że teraz znajdował się nade mną. Pochylił głowę tak, że nasze czoła się
stykały i najczulszym, najseksowniejszym głosem szepnął wprost do mojego ucha
dwa najpiękniejsze słowa:
- Kocham cię.
- Ja ciebie również - odpowiedziałam, a potem jego usta spotkały moje,
nasze języki zaczęły lawirować w zmysłowym tańcu, a mnie zalała fala gorąca. I
wtedy do pokoju wtargnęła Bellatrix.
- Złaź z mojej siostry, Malfoy! - krzyknęła, a my machinalnie od siebie
odskoczyliśmy.
- Bello, idź sobie - jęknęłam, kiedy moja głowa opadła na poduszki.
- O nie, nie zostawię cię samej z tym casanovą, nie ma takiej opcji -
pokręciła stanowczo głową i założyła ręce pod biustem. - Nigdzie się stąd nie
ruszę.
- Idź sobie! - krzyknęłam i rzuciłam w nią poduszką, którą moja siostra
sprawnie złapała. Zrezygnowana, znowu opadłam na łóżko.
- Naprawdę nie obchodzi mnie, jak wy dwoje spędzaliście poprzednie
noce, ale dzisiaj moja siostra śpi sama. Malfoy, wynocha! - zarządziła
Bellatrix, rzucając w niego moją poduszką, której jemu nie udało się złapać.
- Zdaje się, że to pokój Narcyzy i to ona ma prawo zdecydować kto ma w
nim zostać, a kto nie - odparł spokojnie, kładąc sobie poduszkę pod głowę.
- Racja! - klasnęłam zadowolona w dłonie. - Bello, przykro mi, ale to
Lucjusz zostaje.
- A mnie się zdaje, że Malfoy jest dzisiaj umówiony ze swoimi koleżkami
- oznajmiła spokojnie. - Czyż się mylę?
- Na węża Salazara, kompletnie zapomniałem - Lucjusz zerwał się z łóżka
jak oparzony i zaczął nerwowo zakładać swoją kurtkę. - Narcyzo, kochanie,
zobaczymy się jutro - powiedział, nachylając się nade mną i całując mnie w
czoło.
- A ty dokąd? - uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Nott, Crabbe, Goyle i Zabini organizują mi wieczór kawalerski -
rzucił. - Naprawdę mi przykro - powiedział, po czym zniknął, zanim zdążyłam
cokolwiek odpowiedzieć.
- No! - zawołała tryumfalnie Bellatrix, kiedy zostałyśmy same. - To
Malfoya mamy z głowy. Wypijmy za to! - powiedziała, po czym machnęła różdżką, a
na stojącej obok drzwi komodzie pojawiła się butelka Ognistej i dwie szklanki.
Moja siostra nalała bursztynowy płyn do szklanek, po czym postawiła je na
stoliku nocnym i usiadła obok mnie.
- Musimy porozmawiać, Cyziu - powiedziała poważnym tonem, który nie
zwiastował nic dobrego.
- O co chodzi? - spytałam niepewnie.
- Wiesz, że teraz wszystko się zmieni? Kiedy jutro powiesz Lucjuszowi
"tak", już nigdy nic nie będzie takie samo. Pewnie teraz wydaje ci
się, że czeka cię piękne i szczęśliwe życie, ale prawda... prawda jest dużo
gorsza, dlatego nikt ci jej nie mówi.
Podała mi szklankę z alkoholem, po czym sama upiła dość spory łyk. Ja
jedynie zmoczyłam usta, udając, że piję. Dzisiejszego wieczoru nie miałam
ochoty na upicie się.
- Jeśli jesteś tutaj tylko po to, żeby mnie nastraszyć i odwieść od
ślubu, to marnujesz swój czas - powiedziałam oschle i odsunęłam się od niej. -
Wiem, że nie lubisz Lucjusza, ale to nie ma znaczenia. Nie zmienisz tego, co do
niego czuję.
- Nie przyszłam tutaj po to, żeby cię straszyć. Jestem twoją siostrą i
bez względu na to, jak okrutna wydaję ci się być, kocham cię i martwię się.
- Więc nie zamierzasz przekonywać mnie, że ten ślub to zły pomysł? -
spytałam zaskoczona.
- Nie. Co prawda, nie uważam, żeby ten tleniony szczur był dla ciebie
dobrym mężem, ale chyba nie mam nic do gadania - wzruszyła ramionami i
skończyła pić swoją Whisky.
- On nie jest tlenionym szczurem! - zaśmiałam się i uderzyłam Bellę
poduszką. Po chwili ona również mnie uderzyła. Zaczęłyśmy się siłować i śmiać
wniebogłosy. To było... takie inne i takie obce. Nie pamiętałam, kiedy ostatni
raz tak dobrze bawiłam się w obecności Belli.
- Już... koniec - jęknęłam, kiedy zabrakło mi tchu. - Mam... dość...
Bella uderzyła mnie poduszką po raz ostatni, po czym opadła na łóżko
tuż obok mnie.
- Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Koniecznie! - zaśmiałam się. - Dlaczego tak rzadko spędzamy razem
czas?
- No wiesz, teraz, kiedy Czarny Pan rośnie w siłę, muszę być dla niego
dostępna przez cały czas. Nie mogę pozwolić sobie na beztroskę. Zbliża się
wojna i wkrótce nie będzie miejsca na śmiech.
- Nie boisz się?
- Czego?
- Służyć Czarnemu Panu. To niebezpieczne, coś może ci się stać.
- Nic mi nie będzie.
- Skąd możesz to wiedzieć? Ci ludzie wiedzą jak walczyć, potrafią robić
rzeczy, o jakich nam się nie śniło, a ty jesteś taka młoda i taka delikatna.
Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie - odparła oschle. - Ja też wiem jak walczyć. I wcale
nie jestem delikatna.
- Dla mnie jesteś. Jesteś moją siostrą i nie chcę cię stracić. Nie
poradzę sobie bez ciebie.
- Musisz dorosnąć, Narcyzo. Zrozumieć, że nie zawsze będziesz mogła na
mnie liczyć.
- Ja o tym wiem - prychnęłam i odwróciłam się od niej.
Chwilę trwało, zanim Bellatrix zdecydowała się przerwać ciężką ciszę.
- Boję się - powiedziała głosem pozbawionym emocji. - Oczywiście, że
się boję, byłabym głupia, gdybym się nie bała, ale nie pozwalam, żeby strach
mnie ograniczał. Dążymy do wspaniałych rzeczy, przyświecają nam wielkie idee,
zobaczysz, że wkrótce zmienimy świat! - teraz mówiła z chorobliwym wręcz
entuzjazmem.
- Mnie tam nie przeszkadza to, jak jest teraz - mruknęłam.
- Bo masz staroświeckie poglądy. W dzisiejszych czasach nie ma miejsca
na tolerancję! Jeśli szybko czegoś nie zrobimy, szlamy opanują nasz świat.
Wiesz, jak ciężko jest teraz spotkać prawdziwego czarodzieja? Takie rody jak
nasz wymierają. Jeśli nic nie zrobimy, za pięćdziesiąt lat nikt może już nie
pamiętać szlachetnego rodu Blacków. Naprawdę chcesz, żeby nasza rodzina poszła
w zapomnienie?
- Oczywiście, że nie. Ale nie widzę sensu w mordowaniu mugoli i szlam.
A już najbardziej nie podoba mi się to, że ty i Lucjusz jesteście w to
zamieszani.
- Może jak kiedyś dorośniesz, to zrozumiesz - mruknęła lekceważąco
Bella.
- Ja jestem dorosła - syknęłam.
- A więc jesteś strasznie zwyczajna. Nie ma w tobie tej wyjątkowości,
jaka płynie w czystej krwi. Jesteś... jesteś przeciętna, Narcyzo - prychnęła.
Zraniła mnie tymi słowami. Zraniła mnie do głębi duszy, ale nie dałam
jej tego po sobie poznać.
- Mogłaś nie zauważyć, ale ja lubię być zwyczajna. Powiem ci nawet
więcej: wolę być zwyczajną czarownicą, niż zabijać niewinnych! - wybuchłam.
- Cyziu, uspokój się, masz słabe serce, nie możesz się denerwować -
mruknęła obojętnie.
- I nagle martwisz się o moje serce?! A nie myślisz o tym, co czuję,
kiedy znikasz, a ja nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę?! Wtedy nie
martwisz się o moje serce, prawda?! Interesuje cię tylko to, żeby kogoś
skrzywdzić i nie liczysz się z tym, że inni też mają uczucia! - krzyknęłam, a z
moich oczu popłynęły łzy.
Bellatrix przewróciła oczami, po czym usiadła na łóżku i chwyciła mnie
w objęcia. Usiłowałam się wyrwać, ale ona była zbyt silna.
- Uspokój się, bo będę zmuszona zabrać cię do Munga i nic nie wyjdzie z
twojego jutrzejszego ślubu. Hmm... może faktycznie powinnyśmy tam pojechać.
- Puść mnie - jęknęłam.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz.
- Jestem bardzo spokojna - warknęłam.
- Ta, jak Rogogon pod Cruciatusem.
Zaśmiałam się. Znowu jej się to udało. Tak niewiele osób potrafiło mnie
uspokoić, ale Belli udawało się to zawsze. No tak, w końcu była moją siostrą,
zawsze się dogadywałyśmy, a teraz, po śmierci mamy, tylko ona mi pozostała. Ona
i Lucjusz.
- W porządku? - spytała.
- Bello, ty się martwisz - udałam zaskoczoną.
- Na to wychodzi.
- I w dodatku jesteś miła.
- Ale zaraz mogę przestać - pokazała mi język. Uśmiechnęłam się do
niej, a po chwili znów leżałyśmy na łóżku i patrzyłyśmy w sufit. - Przepraszam,
że nazwałam cię zwyczajną - powiedziała w końcu. - Wcale tak nie uważam, ale
kiedy rozmawiam o Czarnym Panu...
- Przestajesz nas sobą panować - dokończyłam za nią.
- Można tak powiedzieć.
- To nie zmienia faktu, że ja i tak się martwię.
- Wiem o tym, ale nie mogę nic na to poradzić. Nie mogę siedzieć w domu
i nic nie robić tylko po to, żebyś ty mogła spać spokojnie.
- Wiem, tylko... obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała.
- Zawsze na siebie uważam, to moich przeciwników trzeba zbierać z
podłogi - prychnęła.
- I obiecaj mi, że nie pozwolisz, żeby cokolwiek stało się Lucjuszowi.
- Ehh, oczekujesz niemożliwego.
- Bello, proszę.
- No dobra, dobra, obiecuję, że będę patrzyła co wyrabia ten szczur i
nie pozwolę mu się skaleczyć ani pobudzić tych blond włosków.
- Bello, ja mówię poważnie.
- Ja też. Nie zauważyłaś jaką on ma obsesję na punkcie tych kłaków?
Większą niż ty.
- On po prostu lubi się zawsze dobrze prezentować - broniłam go.
- A jesteś pewna, że nie jest gejem?
- Bello! - oburzyłam się.
- No co, tylko pytam. Opanuj emocje, dziewczyno i nie machaj tymi
rękami, bo jak mi wydłubiesz oczy, to nie będę mogła sprawdzać jak sobie radzi
twój chłopczyk. AŁA! - krzyknęła, kiedy uderzyłam ją w żebra. - Grasz
nieczysto!
- Należało ci się - stwierdziłam.
- Wiesz, że się zemszczę, prawda?
- spytała, popijając Ognistą.
- Jesteś zbyt pijana, żeby mnie dopaść - zaśmiałam się i położyłam się
na łóżku. Po chwili Bella zrobiła to samo.
- Wcale nie jestem pijana - zaprzeczyła.
- Wypiłaś sama trzy czwarte butelki.
- No i co w związku.... z tym?
- Absolutnie nic - zaśmiałam się.
Przez następne piętnaście minut leżałyśmy w milczeniu. To była taka
przyjemna, niekrępująca nas cisza.
- To będzie twój dzień, Cyziu - powiedziała w końcu Bella, a w jej
głosie słychać było matczyną wręcz, troskę. - Masz błyszczeć, masz być królową.
Wszyscy będą patrzeć tylko na ciebie, ale od ciebie zależy, czy będą patrzeć z
zazdrością i pożądaniem, więc kiedy już będziesz szła w stronę Malfoya,
wyprostuj się i bądź dumna. Jesteś Blackiem, Narcyzo, więc zachowuj się jak na
Blacka przystało.
- Mówisz jak mama - jęknęłam.
- Powtarzam to, co ona powiedziała mnie. Przed śmiercią prosiła mnie,
żebym ci to powiedziała, ponieważ ona nie będzie mogła.
- Nasza mama? Nasza zimna, bezwzględna, nie umiejąca okazywać uczyć mama, prosiła ciebie? Och, Bello...
- Ej, nie, nie, tylko mi tutaj nie rycz, nie mam siły, żeby cię dzisiaj
uspokajać - powiedziała spanikowana. - Narcyzo Klementyno Black! Zabraniam ci
ryczeć w mojej obecności!
- Ale nasza mama...
- Nasza matka byłby bardzo zdegustowana, gdyby cię teraz zobaczyła. Tak
samo jak... na portki Merlina, Narcyzo przestać płakać!
- Jesteś bezduszna - stwierdziłam.
- Tak mi mówią - uśmiechnęła się krzywo. - Jest jeszcze coś. Nie możesz
się jutro upić, Narcyzo. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment wypijesz kieliszek
szampana, a potem do końca wieczoru nie tkniesz ani kropli alkoholu, bo nie ma
nic bardziej żałosnego od widoku pijanej panny młodej. Pamiętaj o tym.
- Coś jeszcze? - spytałam nieco znudzona.
- Chyba nie... a nie! Tak! -
klasnęła w dłonie, a ja aż podskoczyłam. - Kiedy już będziecie uprawiali seks,
proszę, zabezpieczcie się. Nie daj sobie tak od razu zrobić małych tlenionych
szczurzątek.
- Jesteś okropna, Bello! - zaśmiałam się i zanim zauważyłam, walka na
poduszki, zakrapiana Ognistą Whisky, rozpoczęła się na nowo.
~*~
Noc przerodziła się w dzień, godziny w minuty, a minuty w sekundy i,
zanim zdążyłam się zorientować, za kilka minut miałam wyjść za mąż, za Lucjusza
Malfoy'a.
- Cyziu, wszystko w porządku? -
spytał zatroskany Lucjusz, na chwilę przed naszym ślubem.
- Nie powinno cię tutaj być - jęknęłam, to przynosi pecha.
- Chyba nie wierzysz w te bzdury.
- Lucjuszu, proszę - odepchnęłam go lekko, co nie umknęło uwadze Belli,
która już po chwili znalazła się obok mnie.
- Malfoy! Spróbuj skrzywdzić moją siostrę, a obiecuję, że samodzielnie
wypruję ci flaki i nakarmię nimi hipogryfy - syknęła, a ja spojrzałam na nią
zaskoczona.
- Jesteś urocza jak zawsze, Bellatrix - odparł Lucjusz z krzywym
uśmiechem na ustach, a ja zmroziłam moją siostrę wzrokiem.
- Chyba czas zaczynać - powiedziałam z naciskiem.
- Racja - Bella klasnęła w dłonie. - Słyszałeś Malfoy! Wynocha! I
lepiej żebyś czekał przed ołtarzem, kiedy wyjdziemy, bo...
- Wystarczy, Bello - usłyszałam za sobą spokojny głos mojego ojca i
odwróciłam się do niego.
- Tato - pisnęłam jak mała dziewczynka i starając się nie przewrócić,
podbiegłam do niego. Miesiąc temu musiał opuścić dom w interesach i nie miałam
pojęcia czy wróci na ślub. Jego obecność dodała mi wiele otuchy. - Tak się
cieszę, że jesteś.
- Nie mógłbym opuścić ślubu mojej małej dziewczynki - uśmiechnął się i
delikatnym gestem dłoni dotknął mojego policzka. - Jesteś tak samo piękna, jak
matka, Narcyzo. Byłaby dumna, widząc cię teraz - powiedział, a ja zobaczyłam,
że w kącikach jego oczu zalśniły łzy.
- Dobra, dobra, bo zaraz się pochoruję od tej słodyczy - powiedziała
Bella i ruchem głowy wskazała drzwi. - Malfoy już wyszedł, możemy zaczynać.
Ojcze, skoro się pojawiłeś, zapewne odprowadzisz Narcyzę do ołtarza, a więc ja
jestem tutaj zbędna - powiedziała i już po chwili jej nie było.
- Jesteś gotowa, kochanie?
W jednej chwili uśmiech spełzł z mojej twarzy.
- Tato, boję się - jęknęłam i usiadłam na stojącym pod ścianą krześle,
po czym schowałam twarz w dłoniach.
- Promyczku, czego?
- Że nie będę dobrą żoną, że was zawiodę, że będę złą matką, że nie
poradzę sobie z tym, że mój mąż będzie służył Czarnemu Panu, że nie dam rady i
to wszystko mnie przenośnie. A najbardziej boję się tego, że ten ślub okaże się
być jedną wielką pomyłką.
Tata ukląkł przede mną i chwycił moje dłonie po czym schował je w
swoich.
- Kochanie... takie obawy są normalne. Każdy boi się tego dnia.
Zapewniam cię, że Lucjusz też jest teraz przerażony i bardzo niepewny. Ja
również nie wiedziałem co mnie czeka po ślubie i też się denerwowałem. Tak samo
jak twoja matka i siostra. Każdy z nas boi się tego, co przyniesie przyszłość u
boku tej drugiej osoby, ale nie możesz pozwolić, żeby ten strach cię
paraliżował i powstrzymywał od działania. Teraz wydaje ci się to niemożliwe,
ale pewnego dnia będziesz się jeszcze śmiała z dzisiejszych obaw - powiedział i
uśmiechnął się do mnie w jeden z tych swoich najpiękniejszych sposobów. To był
ten uśmiech, którym obdarzał mnie, kiedy byłam mała. Po kłótni z mamą czy
siostrami albo kiedy byłam smutna i tylko on potrafił mnie pocieszyć. To był
uśmiech, który sprawiał, że moje dzieciństwo nabierało barw.
- Naprawdę? - spytałam niedowierzając. - Naprawdę się bałeś?
- Jak nigdy - szepnął. - Wiesz, nigdy tego nikomu nie mówiłem, więc to
będzie nasz mały sekret, ale zastanawiałem się nawet nad ucieczką. Niestety,
wiedziałem, że twoja babka by mnie rozszarpała i dała testralom na pożarcie.
Więc wziąłem się w garść i zrobiłem to.
- Ale... nie kochałeś mamy?
- Oczywiście, że kochałem. Kochałem ją całym sercem, ale nigdy nie
lubiłem być w centrum uwagi, a taka impreza... to nie dla mnie - zaśmiał się. -
Musisz wiedzieć, Narcyzo, że ani przez moment nie żałowałem, że wtedy nie
uciekłem. Ostatecznie, gdybym nie ożenił się z waszą matką, nie miałbym takich
wspaniałych córek, a wy jesteście moim największym szczęściem. Więc weź się w
garść, pokaż tym ludziom jaka jesteś piękna i szczęśliwa, a potem możesz robić
na co tylko będziesz miała ochotę.
- Kocham cię, tato - szepnęłam, a potem przytuliłam go najmocniej jak
tylko potrafiłam. - Dziękuję.
- Nie masz za co - uśmiechnął się i dyskretnie wytarł łzę, która
zakręciła się w jego oku. - Jesteś piękną panną młodą, córeczko - szepnął i
pocałował mnie w czoło. - A teraz chodźmy - powiedział hardo i podał mi swoje
ramię. - Czekają już tylko na nas.
Chwyciłam jego ramię i razem weszliśmy do ogromnej sali. Wszystkie
spojrzenia skierowały się na mnie. Przez chwilę czułam się trochę nieswojo, ale
później przypomniałam sobie słowa Belli. To
twój dzień, Cyziu. Masz błyszczeć, masz być królową. Wszyscy będą patrzeć tylko
na ciebie, ale od ciebie zależy, czy będą patrzeć z zazdrością i pożądaniem,
więc wyprostuj się i bądź dumna. Jesteś Blackiem, Narcyzo, więc zachowuj się,
jak na Blacka przystało.
Więc wyprostowałam się. Stanęłam dumnie i z promienistym uśmiechem na
twarzy, powolnym krokiem i tatą u boku, wkroczyłam w przyszłość.
~*~
- Miałaś rację, Bello, wszyscy patrzą tylko na mnie - szepnęłam
podekscytowana do siedzącej obok siostry.
- Musisz się przyzwyczaić do tego, że ja zawsze mam rację - powiedziała
znużonym głosem.
- Czy moja piękna żona zaszczyci mnie swoim towarzystwem w tańcu? -
spytał szarmancko Lucjusz, podchodząc do mnie i Belli.
- Ależ oczywiście, mój przystojny mężu - uśmiechnęłam się, na co Bella
udała, że wymiotuje.
- Idźcie już, po zaraz naprawdę puszczę pawia od tej waszej miłości.
- Nie bądź taka marudna, Bello - powiedział Lucjusz. - Rudolf na pewno
zaraz się zjawi.
- Wtedy będę miała kogo wypatroszyć - mruknęła, po czym odeszła razem
ze swoim drinkiem.
- Martwię się o nią, Lucjuszu.
- Nic jej nie będzie, to duża dziewczynka.
- Boję się, że służba u Czarnego Pana ma na nią zły wpływ. Ona się
zmieniła, Lucjuszu, i to bardzo.
- Każdy z nas się zmienił. Belli nic nie będzie, jest twarda -
uśmiechnął się do mnie pogodnie i powoli ruszyliśmy w stronę parkietu. - Nie
mówmy już dzisiaj o tym, dobrze? Od teraz liczymy się tylko my. Pan i Pani
Malfoy.
- Pan i Pani Malfoy. Podoba mi się to - uśmiechnęłam się i wtuliłam w
Lucjusza, a potem zaczęliśmy się kołysać w rytmie muzyki.
~*~
- Mówiłem ci już, że jesteś piękna? - wymruczał do mojego ucha Lucjusz,
kiedy przyjęcie dobiegło końca, a my znaleźliśmy się w domu.
- Dzisiaj jakieś tysiąc razy - szepnęłam.
- Jesteś piękna, Narcyzo. Jesteś piękna, olśniewająca, czarująca,
zmysłowa, urocza, cudowna, pociągająca... jesteś moja, pani Malfoy.
- A ty mój, panie Malfoy - zamruczałam, kiedy Lucjusz zaczął delikatnie
całować moją szyję.
- To tak wspaniale brzmi... pani Narcyza Malfoy, moja żona - szepnął mi
do ucha.
- Równie pięknie jak pan Lucjusz Malfoy, mój mąż - uśmiechnęłam się i
zaczęłam odpinać guziki jego szaty. Powoli zbliżaliśmy się do sypialni.
- To będzie... niezapomniana noc - mówił Lucjusz pomiędzy kolejnymi
pocałunkami. - Wiesz.. o tym?
- Doskonale - jęknęłam, kiedy ręce Lucjusza zaczęły przesuwać się po
moim ciele w poszukiwaniu suwaka od sukienki. Pomogłam mu i już po chwili moja
sukienka leżała na podłodze obok łóżka. Lucjusz delikatnie całował moją szyję,
ramiona, dłonie, piersi, brzuch... a ja wiłam się w przyjemnych konwulsjach. Zaciągałam się zapachem jego perfum,
delektowałam jego dotykiem, jego miękką skórą, delikatnymi pocałunkami.
Chciałam tego i on to wiedział. Powoli zdjęłam jego koszulę i odrzuciłam ją na
bok. Teraz to ja składałam pocałunki na jego ciele. Najpierw delikatne na szyi,
ramionach i klatce piersiowej, potem coraz śmielsze, aż w końcu wpiłam się w
jego usta.
- Narcyzo... - jęknął Lucjusz, kiedy pchnęłam go na łóżko. Całowaliśmy
się dalej, na nowo poznając nasze ciała, było nam tak cudownie, mieliśmy już
przejść do sedna, kiedy...
- Cholera - zaklął cicho Lucjusz chwytając się za lewe przedramię. W
jednej chwili prysła cała magia i namiętność.
- To on? - spytałam, a Lucjusz jedynie pokiwał głową. - Dlaczego on to
musi robić akurat w naszą noc poślubną? - jęknęłam.
- Chyba właśnie dlatego, że to nasza noc poślubna. Pewnie chce mi
pokazać, że to on jest najważniejszy.
- Więc nie idź - poprosiłam.
- Wiesz, że muszę. Jeśli się nie zjawię, ukarze mnie, a teraz może
ukarać również ciebie. Nie chcę żebyś cierpiała przez moje wybory.
- Myślę, że już trochę za późno - powiedziałam, wstając z łóżka i
udając się w stronę drzwi.
- Co masz na myśli? Narcyzo, gdzie idziesz?!
- Zdaje się, że się spieszysz - syknęłam i trzasnęłam drzwiami.
Kiedy znalazłam się na korytarzu, usłyszałam dźwięk tłoczonego szkła. Z
całej siły starałam się pohamować cisnące się do oczu łzy. Byłam wściekła. Czy
tak będzie wyglądało moje życie? Czy Bella naprawdę miała rację mówiąc, że nic
dobrego nie wyniknie ze ślubu z Lucjuszem? Wcześniej nie chciałam tego
przyznać, ale teraz miałam niezaprzeczalny dowód na to, że nigdy nie będę dla
niego najważniejsza.
- Teraz już tak będzie? - spytałam na głos, idąc w stronę salonu.
- Przyzwyczajaj się, kochana - drgnęłam, kiedy odpowiedział mi jeden z
portretów należący do prapradziadka Lucjusza, Doriana.
- Czyli już zawsze będę samotna w tym małżeństwie?
- Niedługo urodzisz mu dziedzica i nie będziesz samotna. A teraz
przestań ronić łzy, nie wypada żeby kobieta płakała podczas własnej nocy
poślubnej.
- A co to niby za noc - mruknęłam i odeszłam.
Godzinę później Lucjusz znalazł mnie w salonie, siedzącą w fotelu jego matki z książką w ręce
i zamkniętymi oczami.
- Cyziu, kochanie, już wróciłem - szepnął mi do ucha, a ja otworzyłam
oczy.
- Która godzina? - spytałam, przeciągając się w niewygodnym fotelu.
Postanowiłam, że niedługo zakupię sobie mój własny, dużo większy i wygodniejszy
fotel.
- Minęła trzecia w nocy.
- Dlaczego nie śpimy?
- Przed chwilą wróciłem ze spotkania z Czarnym Panem.
W jednej chwili wszystko sobie przypomniałam. Już nie byłam śpiąca.
- I czego on chciał? – spytałam szorstko.
- To, co zawsze. Mówił, że niedługo rozpoczniemy działania na większą
skalę. Wojna jest nieunikniona.
- Ściągnął cię tam tylko po to, żeby powiedzieć ci to, co było
oczywiste?! - wściekłam się.
- Kochanie, uspokój się - poprosił Lucjusz, chwytając moją dłoń.
Machinalnie ją zabrałam.
- Nie mów mi, żebym była spokojna - syknęłam. - To nasza noc poślubna,
a on ją zniszczył!
- Przecież możemy ją dokończyć -zaproponował.
- Nie, Lucjuszu - pokręciłam głową. - Nie możemy. Czy nasze życie już
zawsze będzie zależne od tego człowieka?
- Wiesz, że nie mogę...
- Oczywiście, że wiem! Wiem, że nigdy nie będziemy mieli normalnego
życia! Że Czarny Pan zawsze będzie
najważniejszy! Że ja zawsze będę na drugim miejscu! Wiem też, że to przez
wybory, których dokonałeś, ale do twojej wiadomości: teraz jesteśmy małżeństwem
i obojgu przyjdzie nam za to zapłacić! A
cena będzie wysoka!
- Narcyzo, uspokój się, jeszcze nie stało się przecież nic
strasznego...
- Jeszcze! Tak, to bardzo
odpowiednie słowo. Masz rację, poczekajmy aż stanie się coś złego i wtedy o tym
porozmawiamy! A co z naszą przyszłością?!
Lucjusz podszedł do mnie i chwycił mnie w talii, po czym przyciągnął do
siebie i wpił się w moje usta, zanim zdążyłam zareagować. Widocznie uznał, że
to jedyny sposób na uciszenie mnie. Na
nieszczęście dla niego, wcale nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Choć
upojona jego zapachem i smakiem jego ust, już powoli dawałam za wygraną,
znalazłam w sobie siłę, żeby przerwać pieszczoty.
- Lucjuszu... - szepnęłam mu do ucha.
- Tak?
- Nie śpimy dzisiaj razem – powiedziałam twardo, po czym odsunęłam się
od niego i ruszyłam w stronę schodów.
- To nie miało tak wyglądać! - krzyknął wściekły, uderzając dłonią w
drewniany stolik.
- Och, a więc jesteś rozczarowany, Lucjuszu. No cóż, widocznie
rozczarowanie to jedna z niewielu rzeczy, które nas łączą - oznajmiłam
spokojnie i zamknęłam książkę, po czym zniknęłam na schodach, kierując się w
stronę sypialni i zostawiając za sobą oniemiałego Lucjusza.
Dopiero później, leżąc w pustym i zimnym łóżku, zdałam sobie sprawę, że
w gruncie rzeczy, Lucjusz miał rację. Ta noc naprawdę miała na długo pozostać w
mojej pamięci. Więc niewiele myśląc, ubrana w skąpą jedwabną koszulę nocną,
opuściłam sypialnię, by odnaleźć Lucjusza. Mój mąż leżał na łóżku w sypialni
obok. Kiedy do niej weszłam, zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Lucjusz
spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Pomyślałam, że czujesz się samotny - uśmiechnęłam się niewinnie, a
Lucjusz spojrzał na mnie znacząco. - Zrobiło mi się naprawę smutno, że leżysz
tutaj sam w tym wielkim i pustym łóżku i...
- ...i postanowiłaś dotrzymać mi towarzystwa - podpowiedział mi, a ja
nieznacznie pokiwałam głową. - Więc na co czekasz? Jestem naprawdę bardzo
samotny - powiedział robiąc minę zbitego psa, a ja uśmiechnęłam się i po chwili
leżałam w jego objęciach.
- Przepraszam – tylko tyle zdążyłam wyszeptać, zanim nasze usta się
spotkały.
Ciąg dalszy nastąpi...
~*~
Pewnie już to kiedyś pisałam, bo ja często narzekam, ale ostatnie tygodnie były najcięższym okresem w moim życiu. Byłam już prawie na szczycie po
czym spadłam na samo dno piekielnych czeluści i już tam pozostałam. Nie
potrafię się podnieść, jedyną siłą utrzymującą mnie przy życiu jest pisanie,
ale, o Ironio!, nie mam na nie czasu, bo wszyscy ciągle czegoś chcą, a ja już powoli się wykańczam, potrzebuję
tygodniowej przerwy od życia, bo dłużej już tak nie pociągnę. A piszę to
wszystko tylko dlatego, żeby usprawiedliwić tak wielkie opóźnienie i prosić Was o wybaczenie. Naprawdę, szczerze i z całego
serca jakie mi jeszcze pozostało, przepraszam.
Jest jeszcze kilka spraw. Nie posiadam aktualnie komputera, a rozdział pisałam na telefonie, więc będzie bardzo kiepski estetycznie (i stylistycznie pewnie też), ale obiecuję, że gdy tylko odzyskam komputer, wszystko pięknie poprawię.
Nie mam pojęcia jaka będzie przyszłość tego bloga, na pewno przed nami jeszcze 2 krótsze rozdziały, a co będzie dalej, zobaczymy. Myślę jednak, że na jakiś czas będę musiała rozstać się z pisaniem.
Rozdział miał być dłuższy, miało się w nim znaleźć dużo więcej scen, ale miałam wielką czarną dziurę w środku, której nie potrafiłam wypełnić, a naprawdę chciałam Wam już coś dać. Mam nadzieję, że to, co opublikowałam, choć w jakimś stopniu Was zadowala.
Na koniec mam dla Was zdjęcie sukni, którą w mojej wyobraźni miała na sobie Cyzia. Mnie osobiście ona urzekła i musiałam się nią z Wami podzielić :) (mam nadzieję, że zdjęcie się doda - telefon jest nieobliczalny ;-;)
Wiesz, że kocham twojà historię <3 Podziwiam cię za to, że bapisałaś to na telefonie *-* Biedna Cyzia :'( Mam nadzieję, że będziesz miała więcej czasu, odzyskasz komputer i uda ci się odpocząć :*
OdpowiedzUsuńLuna ^^
napisać napisałam, ale strasznie znielubiłam mój telefon przez ten rozdział xd
Usuńale dlaczego biedna? Przecież w tym rozdziale była szczęśliwa :)
Trenujemy cierpliwość.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny!
W jeden dzień przeczytałam twojego bloga. Jest świeeetny <3333 Jeśli z jakiś powodów przerwiesz pisanie to .. to... yyy.. TO CIĘ DZIABNĘ AVADĄ! Co do rozdziału - genialny. Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńTo przykre, naprawdę ci współczuję i mam nadzieję, że wszystko ci się jakoś ułoży. Rozdział cudowny, że zaraz po przeczytaniu mam chęć czytać dalej, no ale muszę poczekać. Nie możesz przestać pisać i zostawić tego bloga, bo to, co piszesz, tworzysz jest cudowne. Kocham tego bloga. Proszę, pisz dalej. No i ta scena w której twarda Narcyza mówi, że nie będą spać razem, a potem i tak zmienia zdanie... Super.
OdpowiedzUsuńCzasami jest potrzebna przerwa od życia. Zrób sobie przerwę, odpocznij od życia, a potem wróć do nas - wiernych czytelników. Będę czekać tyle ile potrzeba, żebyś wróciła do normy i do pisania, bo jestem zakochana w twojej historii.
OdpowiedzUsuńWcale nie widać jakoś bardzo, że rozdział jest gorszej jakości. Szczerze mówiąc, gdybyś nie napisała tych kilku słów od siebie, nie zorientowałabym się, że coś u ciebie jest nie w porządku.
Cierpliwie czekam na następny rozdział :)
http://nocturne.blog.pl/
Nominuję ten blog do LBA!! Gratulacje.
OdpowiedzUsuńSzczegóły tu
↓
http://hp-gra-pozorow.blogspot.com/2015/03/libster-blog-awads_28.html
Dziękuję za nominację :) postaram się wypełnić już wkrótce :)
UsuńNie no, jestem zauroczona tym rozdziałem! Dlatego z niecierpliwością czekam na więcej! *^*
OdpowiedzUsuńhttp://harry-potter-fever.blogspot.com/
Rozdział jest genialny, a Bella idealnie go dopełnia. Ta jej zaborczość i zadziorność jest wspaniała. xD Taak bardzo broni Cyzi. Jejku, chciałabym mieć taką siostrę.
OdpowiedzUsuńTe retrospekcje są świetnym pomysłem, nie wiem czy Ci to już pisałam na "privie"? :P
Co do tej nocy poślubnej to cud, miód i orzeszki. <3 Jednakże Lordzio Voldzio zawsze znajdzie moment, by zaburzyć szczęście panujące w ich małżeństwie. Nie lubię go za to jak i za wiele innych rzeczy. :P
Cyzia to córeczka tatusia, prze słodkie to było, ta rozmowa. <3 Widać jak ojciec bardzo ją kocha. ;') Taki ojciec to prawdziwy skarb.
Czekam na następny rozdział. Oh, wiem ile masz nauki, no, ale potem będziesz kimś wielkim. Także nie spiesz się, pisz powoli.
Pozdrawiam i całuuję mooocno, Cyzia. :**
Tak, Bella była wspaniałą siostrą, ale człowiekiem to już nie za bardzo xd
Usuńchyba nie pisałaś, dziękuję ;*
no u mnie to tatuś był tym bardziej ludzkim rodzicem xdd ale jak się pomyśli, że ten tatuś w Penny będzie prawdopodobnie kochankiem Evelyn to... mózg pada xddd
hahahaha, obie będziemy! :D będziemy pracowały z Helen w NT i będziemy miały super znajomości i idealne życie po prostu :D a rozdział możliwe że już w niedzielę xd
całusy ;***
To co piszesz jest cudowne! Kocham cię za tlenionego szczura! Malfoy jest okropny i nie wiem jak ty możesz o nim tak czule pisać. Za to Bella jest u ciebie cudowną osóbką, że sama chciałabym ją być;)
OdpowiedzUsuńA tą sukienkę sama chciałabym mieć na ślubie. *.*
Z pozdrowieniami powracająca
♡Lady Luena