sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 18. Możesz go zostawić

Rozbrzmiała muzyka i panna młoda, prowadzona przez swojego ojca, ruszyła w stronę swojego przyszłego męża. Melinda miała na sobie prostą białą suknię, która wprost promieniowała srebrną poświatą. Wyglądała naprawdę przepięknie. Z resztą, dzisiaj wszyscy wyglądali piękniej niż normalnie. Nawet stara ciotka Anastazja zdawała się mieć mniej zmarszczek.
Niski czarodziej machnął różdżką i muzyka przestała grać.
- Panie i panowie! - powiedział śpiewnym głosem. - Zebraliśmy się tutaj, by świętować zjednoczenie dwóch bratnich dusz. Melinda i Jim zostaną dzisiaj na zawsze połączeni świętym węzłem małżeńskim.
Widziałam szczęście na  twarzy Melindy i sama nie byłam w stanie pohamować uśmiechu. Zazwyczaj śluby mnie nudziły, nie należałam do osób, które dobrze czuły się na przyjęciach, miałam to z resztą po tacie, ale dzisiaj... dzisiaj było inaczej. Lubiłam Melindę, zawsze była moją ulubioną kuzynką i jej szczęście uszczęśliwiało również mnie.
- Melindo Isabelle, czy chcesz poślubić Jima Williama?
- Chcę - powiedziała, a ja chwyciłam dłoń Lucjusza. Drgnął zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Spojrzał na mnie pytająco, a ja jedynie posłałam mu promienisty uśmiech.
- ...a więc ogłaszam, że jesteście  ze sobą znaczeni na całe życie!
Mały czarodziej uniósł nad głowami Melindy i Jima różdżkę, z której wytrysnął deszcz srebrnych gwiazdek, omotując ich świetlistymi spiralami. Wybuchły oklaski i radosne okrzyki, a złote balony nad ich głowami pękły, uwalniając rój rozśpiewanych rajskich ptaków i maleńkich złotych dzwoneczków.
- Panie i panowie! - zawołał mały czarodziej. - Proszę wszystkich o powstanie!
Kiedy wszyscy powstali, czarodziej machnął różdżką i krzesła na których siedzieliśmy uniosły się w górę, po czym podzieliły się na grupki wokół przykrytych białymi obrusami stolików i razem z nimi spłynęły z powrotem na ziemię, a wystrojeni w złote surduty członkowie kapeli ruszyli w stronę podium.
- Trzeba im złożyć gratulacje - oznajmiłam, wspinając się na palce, żeby zobaczyć, gdzie zniknęli państwo młodzi, porwani przez tłum gości.
- Zrobimy to później - powiedział Lucjusz stając za mną i obejmując mnie w pasie.
- Jesteś niemożliwy, wiesz o tym? - uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego tak, że nasze spojrzenia się spotkały. - Masz strasznie wygórowane nadzieje.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - uśmiechnął się niewinnie.
- Chodźmy zająć stolik - powiedziałam i rozejrzałam się po sali. Większość gości znalazła już sobie miejsce. - Byle dalej od ciotki Anastazji - zarządziłam i jak najszybciej się odwróciłam. - O nie, ona tu idzie - jęknęłam i pociągnęłam Lucjusza za rękę. - Zmywamy się stąd - syknęłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Gdzie my...?
- Narcyzo!  - usłyszałam za sobą skrzekliwy krzyk ciotki Anastazji.
- O, nie... - jęknęłam i zatrzymałam się w pół kroku.  - Ciocia Anastazja! - przybrałam najbardziej sztuczny, przesłodzony i wymuszony uśmiech na jaki tylko było mnie stać i odwróciłam się do pomarszczonej kobiety w ohydnym różowym sweterku.
- Narcyzo, złotko, jak miło cię widzieć - zaskrzeczała, przytulając się do mnie i całując w policzek. Z trudem powstrzymałam wyrwanie się z jej uścisku.
- Naprawdę cudownie - powiedziałam przez zęby.
- Tak dawno cię nie widziałam - powiedziała i złapała swoją prawie rozsypującą się już dłonią mój policzek, aby go uszczypnąć. Ile ja według niej miałam lat? Siedem?! - Wyrosłaś, złotko. Przybyło ci zmarszczek.
- Ty też już jesteś stara, ciociu - powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Lucjusz posłał mi piorunujące spojrzenie, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. To naprawdę nie była moja wina. Ta pomarszczona wiedźma sama mnie do tego prowokowała.
- Masz charakterek po mamusi, ona też nigdy nie umiała utrzymać języka za zębami – wyszczerzyła się ciotka. - A skoro o diablicy mowa, to co słychać u kochanej Druelli? Dawno jej nie widziałam.
- Ciociu, mama nie żyje już od dwudziestu sześciu lat - westchnęłam.
- A więc stara Druella wącha kwiatki od spodu? - zdziwiła się, a ja nie miałam siły żeby uświadomić jej, że przecież upiła się na jej pogrzebie i tańczyła na stole popijając Ognistą Whisky. Zamiast tego, poczułam narastającą wściekłość.
- Och, nie musisz się martwić, ciociu. Jestem pewna, że już wkrótce się spotkacie - powiedziałam jadowicie, ale ciotka Anastazja udawała, że tego nie słyszała. Lucjusz z kolei nerwowo bawił się palcami, starając się powstrzymać śmiech.
- A co słychać u Bellatrix? Nadal lata za tym łysym gościem z krzywym nosem?
Gdyby w pobliżu był jakiś stół, Lucjusz zapewne już by pod nim leżał, tarzając się ze śmiechu.
- Ona również nie żyje, ciociu - oznajmiłam cierpko, starając się nie uderzyć tej starej jędzy.
- No proszę, dobrały się razem z mamusią, nie ma co. Obie zawsze wolały łatwiejsze rozwiązania - westchnęła. - A powiedz mi - zbliżyła się do mnie i szepnęła na ucho - ten twój blond ulizaniec też już wykitował?
- Lucjusz stoi obok mnie - syknęłam i odsunęłam się od niej gwałtownie, po czym chwyciłam Lucjusza za rękę. Nie zamierzałam znosić towarzystwa ciotki Anastazji ani chwili dłużej. - A co u twojego ósmego męża? Herberta? Nie, przepraszam, Herbert cię zostawił tydzień po ślubie. Hm, i tak wytrzymał bardzo długo, w porównaniu ze swoimi poprzednikami. A może teraz masz już nowego męża? Albo trzech - to ostatnie mruknęłam tak, że tylko stojący tuż obok mnie Lucjusz mógł to usłyszeć.
- Harold i ja jesteśmy bardzo szczęśliwi - odpowiedziała lekceważąco ciotka.
- Harold? Który to już? Jak długo z tobą wytrzymuje? A może jeszcze nie wie o tym, że jesteście razem?
- Harold i ja bierzemy ślub za miesiąc - oznajmiła dumnie.
- No to ma facet czas, żeby uciec. Przypomnij mi Lucjuszu, żebyśmy go ostrzegli - mruknęłam.
- Co takiego mówiłaś, złotko?
- Że bardzo nam się spieszy - powiedziałam głośno. - Okropnie było cię znów spotkać, ciociu - uśmiechnęłam się sztucznie i chwyciłam Lucjusza za rękę, zanim starucha zdążyła zareagować.
- To było cyniczne - zauważył mój mąż, kiedy udało mi się go odciągnąć na bok.
- To była ciotka Anastazja - poprawiłam go.  - A już miałam nadzieję, że umarła, ale nikt o tym nie wiedział. No cóż, nie można mieć wszystkiego - westchnęłam i sięgnęłam po drinka, a Lucjusz spojrzał na mnie jakbym powiedziała coś niestosownego. - No co? - zdziwiłam się. - Nikt nie lubi tej starej wiedźmy. Pewnie gdyby umarła nikt by się nawet nie zorientował - wzruszyłam ramionami. - Nie patrz tak! Sama sobie na to zasłużyła, spytaj kogo chcesz. Ale nie! Ta stara pomarszczona wiedźma przeżyje nas wszystkich, jeszcze wspomnisz moje słowa. A żeby tak jej te stare ślepia z tego szpetnego łba wypadły - syknęłam mściwie. - No i z czego się śmiejesz?!
- Tak cholernie za tobą tęskniłem - powiedział Lucjusz, dusząc się ze śmiechu.
Wywróciłam oczami z dezaprobatą, po czym spojrzałam na niego ze współczuciem.
- Bo jak się udusisz, to nie doczekasz się deseru - stwierdziłam.
- Jakiego deseru? - spytał z zainteresowaniem, automatycznie poważniejąc.
- Dowiesz się, jak dożyjesz - powiedziałam, udając obojętną.
- Chodźmy już lepiej zająć to miejsce - ponaglił mnie Lucjusz, odciągając mnie jednocześnie od stolika z drinkami. Zaśmiałam się jedynie, a po chwili już siedziałam przy stoliku, który Lucjuszowi udało się załatwić tylko dla nas. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy pomógł mi wsunąć krzesło.
- To było naprawdę zabawne spotkanie - zaśmiał się Lucjusz.
- Mam nadzieję, że kiedy spotkam ją następnym razem, będzie sztywniuteńka leżała w trumnie. Stara pomarszczona wiedźma - syknęłam. - Jak ona w ogóle miała czelność pytać mnie o moją matkę?! Przecież ona jej nigdy nawet nie lubiła!
- Może naprawdę zapomniała, że Druella nie żyje.
- Ta jędza miałaby zapomnieć?! Ona ma lepszą pamięć niż myślodsiewnia. A wywiad lepszy niż departament stanu. Ona wie o wszystkim i pamięta o wszystkim. Zrobiła to z premedytacją, żeby sprawić mi przykrość. Jest zgorzkniałą staruchą i dlatego nikt jej nigdy nie zaprasza na święta - syknęłam.
- Pamiętam, że kiedyś twoi rodzice zaprosili ją na Boże Narodzenie.
- Tak - powiedziałam gorzko. - To było niedługo po tym, jak Andromeda odeszła z Tedem. Wypiła cały zapas Ognistej, a potem zaczęła pytać co u Andromedy i dlaczego jej nie ma. Matka o mało nie padła na zawał, a ojciec potłukł większość zastawy. To były bardzo pamiętne święta.
- Przynajmniej teraz masz co wspominać - zaśmiał się.
- O tak -  nie wytrzymałam i również się zaśmiałam.
I tak minęła nam pierwsza godzina wesela. Wspominaliśmy stare czasy,  dużo się śmialiśmy i żartowaliśmy. To był naprawdę wspaniale spędzony czas. I mógłby trwać dłużej, gdyby nie...
- Widzę znajomego - oznajmił Lucjusz i pomachał ręką komuś za moimi plecami. - Dan! - krzyknął i wytarł sobie usta serwetką, po czym położył ją obok talerza i wstał, by przywitać się z mężczyzną, którego zawołał, a mnie nawet przez myśl nie przeszło, kogo zaraz zobaczę.
- Miło cię widzieć, Dan, nie sądziłem że znasz Melindę albo Jima - usłyszałam jak mężczyźni poklepują się po plecach i wzięłam łyk drinka. Miałam nadzieję, że nie przyjdzie mi spędzić reszty wieczoru w towarzystwie znajomego Lucjusza.
- Bo nie znam, moja dziewczyna, Alice, jest druhną panny młodej - nawet gdyby jego głos wydał mi się znajomy, na pewno nie powiązałabym go z mężczyzną z mojej przeszłości. To było po prostu niemożliwe.
- Narcyzo - zwrócił się do mnie Lucjusz, a ja dopiłam swojego drinka i niechętnie wstałam z krzesła. - Poznaj Daniela Lennoxa, pracuje ze mną w departamencie niewłaściwego używania czarów.
Mężczyzna podał mi rękę, a ja spojrzałam na jego twarz. W  jednej chwili straciłam grunt pod nogami. Zabrakło mi powietrza, zaczęłam się dusić przytłoczona wydarzeniami przeszłości. Krew odpłynęła z twarzy, zrobiło mi się ciemno przed oczami i o mały włos nie zemdlałam. Zachwiałam się jednak i Lucjusz złapał mnie w ostatniej chwili.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską.
- Tak, tak - pokiwałam niepewnie głową. - Chyba za dużo wypiłam i zakręciło mi się w głowie - skłamałam. - Miło cię poznać, Danielu - starałam się nie okazać oznak zdenerwowania. 
- Ciebie również, Narcyzo - uśmiechnął się do mnie, a ja wiedziałam, po prostu wiedziałam, że on również mnie poznał. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale to było coś w jego oczach. Oczach, które nie postarzały się ani o jeden dzień i które wciąż należały do tego siedemnastoletniego chłopaka. - Lucjusz wiele o tobie opowiadał - wciąż się uśmiechał, a ja poczułam, że robi mi się słabo. Daniel również musiał to zauważyć, bo przestał się uśmiechać i wskazał na stojącą obok niego wysoką brunetkę. - To jest Alice, moja dziewczyna.
- Miło mi - kobieta uśmiechnęła się do mnie szeroko i podała mi drobną dłoń. Nieznacznie odwzajemniłam uścisk.
Zanim się obejrzałam ponownie siedziałam przy stoliku, a Lucjusz zdążył zaproponować Danielowi i Alice aby się do nas dosiedli. Nie zdążyłam nawet wyrazić sprzeciwu, a ich rzeczy już znalazły się przy naszym stoliku. Z głębokim westchnięciem zawołałam kelnera i poprosiłam go o kolejnego drinka.
Resztę wieczoru spędziłam na wysłuchiwaniu opowieści Alice o tym, jak wspaniałym facetem jest Daniel, jak wiele dobrego robi dla świata czarodziejów, poznałam całą historię ich związku i plany na przyszłość. Czułam się fatalnie. Ta dziewczyna miała dokładnie zaplanowaną każdą godzinę swojego życia przez następnych dziesięć lat, a ja nie wiedziałam nawet, co zjem jutro na śniadanie. Przy niej wypadałam na starą babcię, która ma najlepsze lata za sobą i jedyne co może teraz planować, to w jakiej trumnie zostanie pochowana i jak będzie wyglądał jej pogrzeb. Nie tak wyobrażałam sobie to wesele.
Tuż obok nas Lucjusz i Daniel rozmawiali o postępach w pisaniu swoich raportów, bo było mniej więcej tak interesujące, jak oglądanie skrzatów odgnamiających ogród. Utknęłam więc pomiędzy pełną energii dwudziestolatką, a dwoma pracoholikami. Nic więc dziwnego, że po godzinie przebywania w tym gronie wariatów, bardzo zaprzyjaźniłam się z kelnerem, który przez cały wieczór donosił mi drinki. W końcu byłam już tylko ja i wino skrzatów, a cała reszta przestała mieć znaczenie.
Po jakimś czasie Lucjusz zauważył moje totalne odosobnienie i musiało mu się zrobić mnie szkoda, ponieważ poprosił mnie do tańca, na co chętnie przystałam, choć już po chwili tego żałowałam. Okazało się bowiem, że wypiłam zdecydowanie więcej niż moja głowa była w stanie znieść i jedyne na co było mnie stać, to kiwanie się na boki.
- Wszystko w porządku? - spytał zatroskany, zauważając moje rozkojarzone spojrzenie i drżące dłonie.
- Tak, tak - skłamałam po raz drugi tego wieczoru. - Jestem po prostu trochę zmęczona, to był długi dzień - uśmiechnęłam się krzywo.
- Jesteś pewna? 
- Oczywiście.
- Bo widzisz, znam cię już bardzo długo - Lucjusz schylił się i zaczął szeptać do mojego ucha. - I wiem, kiedy coś cię gnębi, a kiedy jesteś prostu zmęczona. Wszystko było w porządku, dopóki nie spotkaliśmy Dana, to o niego chodzi, tak? Przeszkadza ci, że poświęcam mu więcej uwagi niż tobie, prawda?
- Co? Nie - zaśmiałam się nerwowo.
- Narcyzo, przecież widzę, że coś jest nie w porządku. Możesz mi zaufać.
- Ale naprawdę nic się nie dzieje. Po prostu wypiłam za dużo wina i trochę kręci mi się w głowie.
- I naprawdę chodzi tylko o to?
Pokiwałam nieznacznie głową i wtuliłam się w ciało Lucjusza. Było takie przyjemnie ciepłe i miękkie. Było mi tak przyjemnie, że mogłam zostać w takiej pozycji do końca życia. Jednak po chwili Lucjusz odsunął mnie od siebie i z ciepłym uśmiechem na twarzy oznajmił, że zaraz do mnie wróci. Zostałam więc samotna na parkiecie, wciąż kołysząc się powoli i zastanawiając się, gdzie udał się mój mąż, kiedy nagle poczułam na swojej dłoni czyjś uścisk. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jego. Stał obok mnie i trzymał mnie za rękę. Uśmiechał się, doprowadzając mnie tym do białej gorączki.
- Wszystko w porządku? - spytał Daniel.
- Co wyście się wszyscy na mnie uwzięli? - syknęłam i wyrwałam dłoń z jego uścisku.
- Spokojnie - poprosił.
- Nie mów mi, żebym była spokojna! Co ty tutaj robisz? - syknęłam wściekła.
- Przyszedłem na ślub z moją dziewczyną - odpowiedział niewinnie.
- I chcesz powiedzieć, że nie wiedziałeś, że tutaj będę?
- To akurat był zbieg okoliczności, na który nie mogę narzekać - uśmiechnął się kpiąco.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Że pojawisz się znikąd i tak po prostu wywrócisz mój świat do góry nogami?!
- Niczego nie chcę wywracać. Pomyślałem, że miło będzie się spotkać po latach, powspominać stare czasy.
- Nie mamy czego wspominać! To, co było między nami? To było nic. Nic nieznaczący epizod, który nigdy nie powinien mieć miejsca.
- A jednak miał miejsce. I wciąż ma, głęboko w moim sercu.
- O co ci chodzi?!
- O nic, naprawdę. Chciałbym po prostu spędzić miły wieczór, w towarzystwie uroczej kobiety.
- Więc wracaj do swojej wytapetowanej lali - syknęłam i odsunęłam się od niego. Kątem oka zobaczyłam wracającego Lucjusza, więc przybrałam neutralną minę.
- Nie chcę do niej wracać, poznałaś ją. Jest nudna jak kominek w pokoju wspólnym Slytherinu.
- A więc pasujecie do siebie - uśmiechnęłam się do niego, a po chwili Lucjusz stał obok mnie.
- Przyniosłem ci eliksir na kaca - powiedział z troską, wręczając mi do ręki fiolkę z fioletową substancją. - Powinien ci pomóc przezwyciężyć zawroty głowy i mdłości.
- Dziękuję, kochanie - uśmiechnęłam się i pocałowałam Lucjusza w policzek. Zobaczyłam, że Daniel zacisnął dłonie w pięści. O co mu chodziło?
- O czym rozmawialiście? - spytał Lucjusz.
- Och, o niczym takim - machnęłam ręką. - Daniel zauważył, że jakoś dziwnie się czuję i przyszedł spytać czy nie potrzebuję pomocy. Pomagał mi utrzymać równowagę - skłamałam po raz trzeci tego wieczoru.
- Dziękujemy za pomoc - uśmiechnął się do niego Lucjusz, a mnie zebrało się na wymioty, tym razem na pewno nie z powodu alkoholu. Daniel widząc moją minę odszedł, a Lucjusz kazał mi wypić zawartość fiolki. Zrobiłam to i po chwili po moim ciele przepłynęła fala zimna. Byłam pewna, że krew w moich żyłach zamarzła, a ból zaraz rozsadzi mi głowę. Nic takiego jednak się nie stało. Już po chwili ból minął, a ciepło powróciło. Czułam się jak nowo narodzona.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do Lucjusza i po chwili ponownie zaczęliśmy lawirować w tańcu.
Tak minęły cztery piosenki, a my wciąż nie mieliśmy dosyć. Lubiłam tańczyć z Lucjuszem. Znał mnie tak dobrze, że wiedział, jaki za chwilę wykonam ruch i co powinien zrobić, aby nasze kroki były płynne i chociaż nigdy nie opanowaliśmy kroków żadnego konkretnego tańca, nie przeszkadzało nam to w dobrej zabawie.
- Wracajmy do stolika - jęknął Lucjusz po szóstej piosence.
- Wymiękasz? - zaśmiałam się.
- Hej, to nie ja wypiłem eliksir pobudzający - przypomniał mi.
- A powinieneś - zaśmiałam się ponownie i pociągnęłam go za rękę. Po chwili usiadłam przy stoliku, a Lucjusz pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję - szepnął mi do ucha i uśmiechnął się, po czym usiadł obok mnie.
- Och, wyglądacie jakbyście to wy brali dzisiaj ślub - rozczuliła się Alice. - Prawda, Danielu? Wyglądają na takich szczęśliwych - uśmiechnęła się, a Daniel jedynie mruknął coś w odpowiedzi.
Zaśmiałam się, słysząc te słowa, a potem spojrzałam w oczy Lucjusza i zobaczyłam w nich ten błysk. Błysk, którego nie widziałam już od wielu lat. To było jak znak, jakby jego oczy mówiły „wszystko będzie dobrze, wkrótce skończą się nasze kłopoty i znów będziemy szczęśliwi”.
Alice musiała wychwycić nasze spojrzenia, ponieważ wyciągnęła niechętnego Daniela na parkiet, żeby zapewnić nam trochę prywatności. W duchu byłam jej za to wdzięczna.
- Myślisz, że miała, rację? Naprawdę wyglądamy jak nowożeńcy? - spytał Lucjusz.
- Myślę, że wyglądamy na naprawdę szczęśliwych ludzi - uśmiechnęłam się ciepło.
- Jesteś szczęśliwa?
- W tej chwili? Bardzo. A ty?
- Ja również - uśmiechnął się i wziął do ręki swoją szklankę z Ognistą, a ja chwyciłam mój kieliszek z winem. - Za szczęście - powiedział, stukając swoją szklanką w mój kieliszek.
- Za szczęście - kiwnęłam głową. - I za nas.
- Za panią, pani Malfoy - uśmiechnął się.
- I za pana, panie Malfoy - odpowiedziałam, po czym oboje wzięliśmy łyk naszych napojów. - Chyba nie powinnam już dzisiaj pić - skrzywiłam się. Po tym eliksirze alkohol nabrał cierpkiego smaku.
- Ja też już na dzisiaj kończę - zdecydował Lucjusz odsuwając od siebie szklankę. - Jak długo zostaniemy?
- Jeszcze troszkę - uśmiechnęłam się. - Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z Melindą.
- A co potem?
- To znaczy?
- Wrócisz do domu?
- Jeszcze nie zdecydowałam.
- Byłoby mi bardzo miło, gdybyś wróciła ze mną, ale nie chcę naciskać.
- Więc tego nie rób. Po prostu cieszmy się tym wieczorem - uśmiechnęłam się, ale już po chwili ponury nastrój powrócił wraz z Danielem, siadającym obok mnie.
- Gdzie zgubiłeś Alice? - spytał Lucjusz.
- Poszła przypudrować nosek - prychnął. Było coś denerwującego w tym, jak on patrzył i mówił o Alice. Ostatecznie przecież on sam ją wybrał. Chyba, że... nie, to przecież niemożliwe.
- Ja też pójdę do łazienki - powiedział Lucjusz, wstając z krzesła. - Przy okazji poproszę o trochę więcej eliksiru - uśmiechnął się i pocałował moje włosy. - Zaraz wracam.
I tym sposobem zanim zdążyłam się obejrzeć, zostałam sama z Danielem. Nie tego oczekiwałam po dzisiejszym wieczorze. 
Daniel wypił resztę swojego drinka, po czym nieznacznie przysunął się w moją stronę i powoli zaczął sączyć Ognistą Whisky, która automatycznie pojawiła się w jego szklance.
- Wiesz, doskonale pamiętam cię z dawnych czasów - powiedział w końcu.
- Doprawdy? - prychnęłam, starając się nie okazać zdenerwowania.
- Tak. Pamiętam... pamiętam jak pierwszy raz cię zobaczyłem. To było w Hogwarcie. Byłaś w siódmej klasie, ja w szóstej. Był początek września, wszyscy poszli już do zamku na kolację, a ty siedziałaś na błoniach pod drzewem i czytałaś książkę.
- Co to była za książka? - spytałam obojętnie.
- To było coś... coś Jane Fleatcher. To była "Zakochana Czarownica".
- Zmyślasz - stwierdziłam.
- Nie, nie zmyślam.
- Owszem, zmyślasz. Poznaję po głosie.
- Po co miałbym zmyślać?
- Ludzie ciągle tak robią. Zmyślają szczegóły, mieszają je z półprawdą. Byle stworzyć historię.
- Nie, to jest wspomnienie. Miałaś na sobie taką obcisłą, zieloną szatę.
- O Boże... - wzdrygnęłam się, kiedy ją sobie przypomniałam.
- Nie, naprawdę. Nie wszystkim one pasowały, ale ty... powiedzmy, że wyglądałaś cudownie.
- Wiesz, co? Pamiętam tę szatę i wcale nie wyglądałam w niej dobrze.
Merlinie, proszę, uratuj mnie.
- Mnie się podobałaś.
- Więc pamiętasz moją szatę, ale nie pamiętasz książki.
- Cóż, mam doskonałą pamięć do rzeczy, które chcę pamiętać.
- Doprawdy? - zaśmiałam się nerwowo. Dlaczego Lucjusz jeszcze nie wrócił?
- Podszedłem do ciebie, a ty się wkurzyłaś, że ci przeszkadzam. Jaka by to nie była książka, byłaś nią całkowicie pochłonięta. A ja powiedziałem: nie wiem, czy zauważyłaś, ale kolacja już jest. Spojrzałaś na mnie znad książki i bez namysłu odpowiedziałaś: kolacja zaczeka.
- Nigdy tak nie powiedziałam.
Może coś mu się stało?
- O tak, powiedziałaś: kolacja zaczeka i w dodatku odmachałaś mi lewą ręką, jak jakiemuś służącemu.
- To bardzo piękna historia, ale nie jest o nas.
- Owszem, jest.
- Nie. Tamtych ludzi już nie ma. Nie ma ich od trzydziestu lat, nawet nie wiem, czy kiedykolwiek istnieli.
- Oczywiście, że istnieli. I byli bardzo szczęśliwi.
- Może on. Ona była zupełnie inna.
- Była ciepła, miła i pomocna. I miała piękne oczy, w które on uwielbiał się wpatrywać. Mógł to robić godzinami.
- Możliwe, ale ona wiedziała, że nie mogą być razem i odeszła.
- Złamała mu tym serce.
- Ale on się pozbierał.
- Bo wiedział, że nie da rady jej odnaleźć, ponieważ bardzo bogaty i wpływowy człowiek ją ukradł i nie chciał oddać.
- Wcale jej nie ukradł. Ona sama go wybrała.
- Nieprawda, jej rodzice nie dali jej wyboru.
- Dali, ale ona wybrała bogatego i wpływowego mężczyznę, ponieważ to jego kochała.
- Ale on ją unieszczęśliwiał.
- Tylko czasami. Tak naprawdę bardzo ją kochał i chciał żeby była szczęśliwa, ale czasem miał problem z wyborem co jest dla niej najlepsze.
- Więc więził ją w swoim zamku, niczym księżniczkę.
- Wcale nie więził jej w swoim zamku.
Dlaczego dałam się wciągnąć w tą dziwną rozmowę?
- Dobrze, więc w świetnie chronionej fortecy.
- W normalnym domu. I nie więził jej. Dawał jej wolną wolę, mogła robić co tylko chciała.
- Ale nigdy nie pozwolił jej odnaleźć chłopca z Hogwartu.
- Może dlatego, że ona nigdy mu o nim nie powiedziała?
- Dlaczego?
- Bo bała się jego reakcji.
- A więc pozwoliła odejść miłości, aby mężczyzna, którego poślubiła, nigdy nie dowiedział się, że kochała kogoś innego.
- Ruszyła dalej i zapomniała o przeszłości.
- Ale nigdy nie przestała kochać tamtego chłopaka. Cały czas miała nadzieję, że pewnego dnia znowu się spotkają.
- Nieprawda.
- Prawda. Aż w końcu nastał dzień, w którym dwoje ludzi postanowiło się pobrać. Ona była kuzynką panny młodej, a on chłopakiem druhny. I po wielu latach spotkali się na pięknym ślubie, a to co było pomiędzy nimi, zaczęło odżywać.
- To naprawdę piękna historia. Ale dotyczy dwojga ludzi, którzy już nie istnieją.
- Ta historia jest prawdziwa i żyje w naszych sercach.
Może powinnam poprosić kogoś, żeby sprawdził czy z Lucjuszem wszytko w porządku?
- Nie, ta historia umarła wraz z ich ostatnim pocałunkiem.
- Ona nigdy nie umarła i nigdy nie umrze.
Nie, to głupie, nic mu nie jest.
- Tamta dziewczyna już nie istnieje. Umarła wiele lat temu.
- Ole on wciąż o niej pamięta i może pomóc jej sobie przypomnieć.
- A co, jeśli ona tego nie chce? Nie jestem już tamtą dziewczyną, a ty nie jesteś tamtym chłopakiem. Przeszłość odeszła - uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam grzebać łyżeczką w pucharku z lodami. Czułam się dziwnie nieprzytomna, jakby otumaniona. Nie do końca docierało do mnie, co dzieje się wokół, ale przecież nie wypiłam nic odkąd Lucjusz podał mi eliksir. Tylko ten jeden toast z nim. Nie, zaczynałam świrować, przecież nic się nie działo. - Lucjusz powinien niedługo wrócić - stwierdziłam nagle.
- Tak, Alice również - zamyślił się i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w moją dłoń.
- O czym myślisz? - spytałam.
- Tańczysz? - zignorował moje pytanie.
- Wiesz, co? Chyba nie mam ochoty - pokręciłam głową. - Kiedyś dużo tańczyłam. Jak miałam jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat.  Tańczyłam z przyjaciółmi i z mężem. Taniec był sposobem na zapomnienie - o co chodziło? Dlaczego to mówiłam? Przecież to zupełnie nie było w moim stylu! - Ale teraz, kiedy mam... więcej niż dwadzieścia pięć... raczej nie mam okazji do tańca. Taniec jest już przeszłością.
- Nie wyraziłem się jasno... pytałem, czy zatańczysz ze mną - uśmiechnął się.
- Zrozumiałam cię - odwzajemniłam uśmiech. - Chciałam tylko trochę to odwlec. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Więc... chodź - podał mi rękę. - Za stare czasy.
- Stare czasy są dobre tylko wtedy, kiedy nie pozwolimy im się zestarzeć - powiedziałam, ale chwyciłam jego dłoń.
Po chwili znaleźliśmy się na parkiecie. Daniel położył jedną dłoń na mojej talii, a drugą chwycił moją dłoń. Kołysaliśmy się lekko w rytmie powolnej muzyki. Nie rozumiałam, co mną kierowało. Przecież kilka minut temu byłam przerażona tym, że siedział niedaleko mnie, a teraz normalnie z nim tańczyłam? Co się ze mną działo? Dlaczego tak dziwnie się zachowywałam?
- O czym myślisz? - spytałam.
- O dziewczynie spod drzewa - szepnął nieco nieprzytomnie.
- Jej już nie ma.
- Ale jesteś ty.
- Nigdy jej nie dorównam.
- Nie musisz - uśmiechnął się i pociągnął mnie rękę.
- Dokąd idziemy? - spytałam.
- Zaufaj mi.
Zaufałam.
Wyszliśmy na dwór. Zimny wiatr smagał moje nagie nogi, a sukienka lekko powiewała. Daniel odszedł ode mnie i przez chwilę stał z opuszczoną głową, jakby się nad czymś zastanawiał. Pocierałam ramiona dłońmi, żeby rozgrzać zmarznięta skórę.
- Co my tu robimy? - spytałam, drżąc z zimna. - Danielu, o co chodzi? Dlaczego tutaj przyszliśmy? Jest mi zimno.
Jednak Daniel zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na to, że temperatura ledwo przekraczała zero stopni Celsjusza. Stał wyprostowany i wpatrywał się w kołyszącą się lekko wodę w fontannie.
Miałam już odwrócić się i wrócić do budynku, gdzie zapewne szukał mnie zmartwiony Lucjusz, kiedy nagle Dan podszedł do mnie i chwycił delikatnie moje skostniałe dłonie. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadziei, po czym błagalnym głosem powiedział:
- Możesz go zostawić.

Ciąg dalszy nastąpi...

~*~

Jeeej, Ciocia Bella wróciła do żywych(o ile można mówić tak o kimś, kto ledwo mówi i oddycha xD) :) pamiętacie jak pisałam, że następny rozdział będzie krótki? Myślicie, że 9-cio stronicowy rozdział można uznać za krótki? Po raz kolejny tekst wyrwał mi się spod kontroli i powstało wiele scen, których w ogóle nie planowałam, ale to chyba dobrze, myślę, że to świadczy o tym, że mam jeszcze wiele pomysłów na to opowiadanie :)
Ogromną motywacją były dla mnie komentarze pod ostatnim rozdziałem, za które z całego mojego serducha Wam dziękuję <3 Jesteście najlepszymi czytelnikami jakich mogłam sobie wymarzyć :) 
Miałam trochę spraw na głowie, ale obiecuję, że LBA wypełnię do końca przyszłego tygodnia :)
Chciałam Wam jeszcze życzyć wesołych i spokojnych Świąt Wielkanocnych, niech uśmiech nie schodzi z Waszych twarzy, a radość wypełnia każdą chwilę, niech te święta będą lepsze od poprzednich :)
Rozdział dedykuję Wam wszystkim i każdemu z osobna :)
Przepraszam za wszystkie błędy i mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał, 
Wasza Ciocia Bella ;**

P.S. kto oglądał Kopciuszka z Helenką? :)



6 komentarzy:

  1. Lucjisz taki słodki :3 Awwww :* Jakiś nie polubiłam tego Daniela : / Ogółem rozdział bardzo mi się podobał :D Taki lekko tajemniczy, śmieszny i bardzo fajny :)

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja oglądałam. :) Nie, nie możesz go zostawić! Nie pozwalam. Ten Daniel jest okropny, już go nie znoszę. Jak on śmie mówić takie rzeczy, wtrącać się w ich życie!? Ale się zbulwersowałam. Niech on już sobie zniknie, naszej parze nikt nie może przeszkadzać. :( Rozdział świetny, nie mogę się doczekać kolejnego. c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie wspomniałaś o tym, że wspomnienie "o dziewczynie spod drzewa" jest w 90% zerżnięte z filmu "Rozmowy z innymi kobietami". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie oglądałam Kopciuszka z Helenką, chociaż miałam taką okazję u mnie w teatrze, ale nie chciało mi się siedzieć do 23 >.<
    Kurczaki Ciocia Anastazja powinna w ogole to wykitować. Ale wredna z niej suka, chociaż nie powiem, że Narcyza idealnie z nią sobie poradziła. ;) "Team Cissa".
    Dan, Dan, Dan o jejku ten wątek rozmowy jego z Cyzią bardzo mi się podobał, był urzekający (tak jak Evelyn urzeknie Malcolma). <3 I koniec tego rozdziału naprawdę piękny <3
    "- Możesz go zostawić." Ani mi się waż tego robić, Narcyzo, bo inaczej porozmawiamy!
    Czekam na kolejny rozdział. <33
    Całuski, Cyziaa. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostaw go, zostaw go! Dan jest o wiele lepszy od Lucka, chociaż nie podoba mi się w jaki sposób namawia ją do odejścia. Kurcze, nie go zostawi i już. A te rozdział jest tak cudowny jak wszystkie pozostałe. Strasznie podoba mi się jak piszesz.
    Z całusami,
    ♡Lady Luena

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdybym zobaczyła Daniela to z miejsca zaczęłabym go torturować Cruciatusem i... w sumie to z miejsca bym go zabiła. Ciociu Bello, mam nadzieje, że on umrze, odejdzie albo chociaż zostawi Cyzię w spokoju. Jest głupi i śmierdzi :D Całuski Marta

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis