niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 19. Wracajmy do domu

Daniel podszedł do mnie i chwycił delikatnie moje skostniałe dłonie. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nadziei, po czym błagalnym głosem powiedział:
- Mogłabyś go zostawić.
Przez chwilę stałam oniemiała, zaskoczona jego propozycją. Rozum odpłynął, głowę zalały dziesiątki scenariuszy, setki zdarzeń, tysiące wspomnień i tylko jedno rozwiązanie.
- Ale nie chcę - powiedziałam i wyrwałam dłonie z jego uścisku. Poczułam, że po moim ciele przepływa fala zimna, wcale nie związana z pogodą.
- Mogłabyś go zostawić - powtórzył.
- Nie chcę - pokręciłam głową.
- Mogłabyś go zostawić - powtórzył po raz trzeci.
- Nie! - krzyknęłam. Poczułam nagły przypływ nieznanego mi wcześniej gniewu. Nic z tego nie rozumiałam.
- Wiesz, że...
- Nie, nie, nie! - krzyczałam, wymachując rękami i łapiąc się za głowę. - Nie chcę!
- Nie wiesz, co chciałem powiedzieć.
- To było do przewidzenia.
- Ale nie wiesz na pewno, a teraz to przepadło - uśmiechnął się podstępnie, w ogóle nie zwracając uwagi na moje zachowanie.
- Co chciałeś powiedzieć?
- Możemy uciec. Nawet teraz. Uciekniemy i nikt nas nigdy nie znajdzie.
- I gdzie mielibyśmy uciec?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - W żadne konkretne miejsce.
- Czyli po prostu złapiemy się za ręce i teleportujemy w pierwsze miejsce, które któremuś z nas przyjdzie do głosy?
- A więc się zgadzasz? - znów ta nadzieja w jego głosie. Nadzieja, która doprowadzała mnie do szaleństwa.
- Nie - pokręciłam głową.
- To dobry plan.
- To żaden plan.
- Moglibyśmy być szczęśliwi.
- Ale nie bylibyśmy. Ciągle, przez cały czas, byśmy się tylko kłócili.
- Nieprawda. Ten etap mamy już za sobą.
- Więc sugerujesz że przed nami już tylko same szczęśliwe chwile - prychnęłam.
- A dlaczego nie? Oboje jesteśmy dorośli, oboje mamy przeszłość i wiemy jakich błędów nie popełniać. Pomyśl o tym, to byłby związek idealny.
- To byłby związek, który by nie przetrwał.
- Dlaczego tak uważasz?
- Nie mamy podstaw. Nic o sobie nie wiemy.
- Mielibyśmy dużo czasu na poznawanie siebie od nowa - mruknął, muskając ustami moją szyję. - Poza tym, ja już cię znam.
- Nieprawda, znasz dziewczynę, której już nie ma. Jedynie echo, które po niej pozostało.
- Ale zrobię wszystko żeby ją odnaleźć - uśmiechnął się.
- Nawet jeśli ci się uda, jaka przyszłość nas czeka?
- Cóż, najpierw uciekniemy, będziemy podróżowali, odwiedzimy wszystkie te miejsca, o których rozmawialiśmy w Hogwarcie. Potem kupimy mały dom, gdzieś nad morzem. Z uroczym białym płotem i widokiem na morze. I codziennie będziemy siadali na ganku i obserwowali zachód słońca. 
- Brzmi uroczo - uśmiechnęłam się, wyobrażając nas sobie siedzących razem i pijących wino. Przez chwilę naprawdę uwierzyłam, że to mogłoby wypalić.
- A kiedy będziemy naprawdę starzy, sami to zakończymy. Weźmiemy truciznę jak Romeo i Julia. I kiedy będziemy trzymali się za ręce... - Schylił się tak, że nasze czoła się stykały i spojrzał w moje oczy. - nasze serca przestaną bić.
- Tylko że moja trucizna - uśmiechnęłam się, odsuwając się od niego - tak jak Julii, będzie fałszywym eliksirem. Pomyślisz, że umarłam, ale nie umrę.
- No tak, zapomniałem o tej części.
- Więc dziesięć minut później, kiedy ty już będziesz trupem, ja się obudzę.
- I co zrobisz?
- Będę bardzo smutna, że ty nie żyjesz, ale będę miała drugą szansę, a ponieważ nigdy nie byłam typem samobójcy, to spakuję swój bagaż i wrócę do Lucjusza.
- Jak romantycznie - uśmiechnął się krzywo.
- Tak - zaśmiałam się.
- A jeśli powiem, że cię kocham? Że kochałem cię przez te wszystkie lata. Zostawisz go?
- Nie - pokręciłam głową.
Tym razem to ja odeszłam, żeby się zastanowić. Jakaś część mnie chciała wrócić w tej chwili do Lucjusza i już nigdy go nie opuścić. Ale była też druga część. Ta, która chciała się zgodzić. Uciec z Danielem i zapomnieć o tym, co było. Nie byłam tylko pewna, która z tych części ma nade mną większą władzę.
- Mogę go zostawić - powiedziałam w końcu, odwracając się i patrząc na Daniela.
- Naprawdę? - spytał zdziwiony i znowu spojrzał na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że mogę go zostawić - uśmiechnęłam się ciepło. - Mogę od niego odejść w każdej chwili, nawet teraz. Mogę go zostawić, uciec tak daleko, że nigdy by mnie nie znalazł. Mogę odejść - zaczęłam kiwać głową. - Rzecz w tym... - teraz kręciłam głową. - Rzecz w tym, że nie chcę go zostawić.
- A więc nie zostaniesz ze mną?
- Przykro mi, nie chcę od niego odejść. 
Bo tylko jego kocham naprawdę - pomyślałam.
Dan odwrócił się ode mnie i odszedł kilka kroków.
- Danielu, wszystko w porządku? - spytałam zaniepokojona.
- Jak możesz wciąż o nim myśleć?! - krzyknął wściekły, a mnie zamurowało. Nie znałam go od tej strony. - Narcyzo, on usiłował cię zabić! Kiedy przejrzysz na oczy?! On cię nie kocha! Nigdy nie kochał!
Jego wybuch był tak nagły i niespodziewany, że dopiero po chwili doszedł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów.
- Zaraz, skąd wiesz, że on usiłował mnie zabić?
- Myślisz, że ten idiota zachowywałby się tak, gdybym nie rzucił na niego Imperiusa?!
Poczułam, że robi mi się słabo. Oto zdałam sobie sprawę że stoję oko w oko z mężczyzną, który pragnął mojej śmierci. Przez którego wszystko się zaczęło.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - wykrztusiłam. - Dlaczego chciałeś zrobić mi krzywdę?!
- Nie chciałem zrobić ci krzywdy, kocham cię i nigdy bym cię nie zranił. Chciałem tylko zniechęcić cię do tego tchórza i zdrajcy! Miałaś go zostawić i wpaść prosto w moje ramiona!
- A więc zaplanowałeś to wszystko?! - nadal nie byłam w stanie uwierzyć w to, czego się przed chwilą dowiedziałam. - To dlatego zobaczyłam cię wtedy w sklepie... - powoli wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. - I zdawało mi się, że czasem widuję cię na Wisteria Lane... Śledziłeś mnie!
- Zrozum, musiałem wiedzieć, że u ciebie wszystko w porządku. Upewniałem się, że ten idiota nie będzie próbował cię odzyskać!
- Obawiałeś się, że zaczyna stawiać opór twojemu zaklęciu. Wtedy, w nocy, kiedy usiłował mnie udusić, jego spojrzenie się zmieniało, a uścisk słabł i wzmacniał się. Już wtedy zaczął walczyć z zaklęciem!
- No i co z tego?! Zostawiłaś go! Mój plan zadziałał!
- I tutaj się mylisz - pokręciłam głową. - Nie zostawiłam go, ja po prostu musiałam od niego odpocząć.
- Co za różnica?!
- Taka, że dwadzieścia pięć lat temu wybrałam Lucjusza i dzisiaj również wrócę do niego.
- Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewny - powiedział i sięgnął po różdżkę, ale ja byłam szybsza.
- Drętwota! - krzyknęłam i Daniel upadł  na ziemię jak rażony piorunem.
Podeszłam do jego nieruchomego ciała i spojrzałam w jego wielkie jak spodki oczy i powiedziałam:
- Pieprz się. I nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej rodziny.
A kiedy to powiedziałam, kopnęłam jego różdżkę, żeby nie mógł jej znaleźć, kiedy czar przestanie działać, po czym powoli wróciłam do wielkiej sali, gdzie przy stole czekał na mnie Lucjusz. Po drodze odwiedziłam łazienkę, żeby doprowadzić się do porządku. Kiedy spojrzałam w lustro, zobaczyłam roztrzęsioną kobietę z rozmazanym makijażem i łzami spływającymi po zaróżowionych policzkach. Jednym ruchem ręki doprowadziłam się do porządku. Makijaż nie był już rozmazany, policzki były czyste, a twarz sucha, ale wciąż byłam roztrzęsiona. Doszłam do wniosku, że jedynym lekarstwem na ukojenie nerwów jest alkohol.
Wyszłam więc z łazienki i podeszłam do stolika, przy którym siedział Lucjusz.
- Gdzie się podziewałaś? - spytał zaniepokojony, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi.
Wciąż drżącymi rękami chwyciłam mój kieliszek wina i wzięłam większy łyk. Znowu poczułam gorzki smak i nagle zrozumiałam. Wyplułam alkohol, którego nie zdążyłam wypić i otarłam usta dłonią. Lucjusz patrzył na mnie zdezorientowany.
- Potrzebuję bezoaru - oznajmiłam.
- Co? - zdziwił się. - Po co ci bezoar?
- Po prostu go przynieś, później ci to wytłumaczę - rozkazałam. Lucjusz jeszcze raz spojrzał na mnie zdziwiony, po czym wstał i odszedł w stronę kuchni. - Dziękuję - odpowiedziałam dwie minuty później, kiedy Lucjusz wręczył mi antidotum. Ugryzłam kawałek i zaczęłam przeżuwać. Lodowaty dreszcz przeszył mój kręgosłup. Uśmiechnęłam się. Trucizna, którą podał mi Daniel przestała działać.
- Powiesz mi teraz, gdzie zniknęłaś? I po co był ci potrzebny bezoar?
- Musiałam coś załatwić - uśmiechnęłam się do niego na znak, że wszystko jest w porządku.
- A gdzie Dan?
- Och, on już nie będzie nam dzisiaj przeszkadzał - zapewniłam go, po czym wyciągnęłam rękę w jego stronę. - Zatańczymy?
- Czy to przypadkiem nie ja powinienem poprosić ciebie?
- Co z tego? - zaśmiałam się, wyciągając go na parkiet. - Dzisiaj nic nie jest tak, jak być powinno.

~*~

Kiedy wzięłam łyk wina, które smakowało zupełnie inaczej niż powinno, zrozumiałam, że Daniel dolał do niego eliksir. Eliksir, który miał sprawić, że będę mu uległa. To dlatego wdałam się z nim w rozmowę, dlatego tak łatwo mu uległam, kiedy chciał zatańczyć i dlatego zgodziłam się wyjść z nim na dwór. Musiałam przyznać, że Daniel miał idealny plan. Nie przewidział jednak jednego. Eliksir pobudzający, który podał mi Lucjusz, zakłócił działanie tego, który podał mi Daniel, dlatego byłam w stanie myśleć trzeźwo, kiedy proponował mi ucieczkę. To dlatego mogłam teraz tańczyć z Lucjuszem, zamiast być gdzieś z mężczyzną, przez którego już nigdy mogłabym nie zobaczyć mojej rodziny.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało pomiędzy tobą i Danielem? Dlaczego tak nagle zniknął?
Nie opowiedziałam mu o tym, co się stało na zewnątrz. Nie chciałam o tym dzisiaj pamiętać.
- Nie dzisiaj - uśmiechnęłam się. - Obiecuję ci, że opowiem ci wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, ale nie dzisiaj. Nie chcę psuć tego pięknego wieczoru.
- Zrobił ci krzywdę?
- Nie - pokręciłam głową. - Umiem o siebie zadbać, pamiętasz? Sam mnie tego uczyłeś - uśmiechnęłam się.
- Ale miałem nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała korzystać z moich lekcji.
- I nie musiałam - szepnęłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. - Nie mówmy już o tym. Niech to będzie po prostu nasz wieczór, bez problemów, dobrze?
- Dobrze - powiedział i pochylił głowę, żeby złożyć pocałunek na moich włosach. - Wyglądasz naprawdę olśniewająco, wiesz o tym?
- Wiem - zaśmiałam się. - Mówiłeś mi to dzisiaj już chyba ze sto razy - uśmiechnęłam się i uniosłam głowę, żeby spojrzeć w jego oczy. - Ale to wcale nie znaczy, że mi się to nie podoba.
- Jesteś piękna - mruknął uwodzicielsko. - Urocza i olśniewająca, przyćmiewasz urodą każdą kobietę w tej sali i... założyłaś kolczyki, które ci dałem - zdziwił się.
- Patrzysz na mnie przez cały wieczór i dopiero teraz je zauważyłeś? - zaśmiałam się.
- No wiesz, wcześniej byłem zbyt zajęty tym, żeby uwierzyć, że naprawdę przyszłaś - uśmiechnął się, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Jesteś niemożliwy.
- Tak - zaśmiał się. - Chyba już kiedyś coś o tym wspominałaś.
- Założyłam te kolczyki - uśmiechnęłam się - nie tylko dlatego, że są piękne, ale dlatego, że dostałam je od ciebie i chciałam zrobić ci przyjemność, ponieważ cię kocham.
- Powtórz - szepnął wprost do mojego ucha.
- Kocham cię, Lucjuszu - szepnęłam. - I myślę... myślę że nasze problemy się skończyły. Cóż, przynajmniej część z nich.
- Chcesz powiedzieć...
- Chcę powiedzieć... że możemy znów nauczyć się kochać - uśmiechnęłam się do niego, po czym ponownie wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zaczęłam wsłuchiwać się w bicie jego serca. Serca, które należało do mnie i tylko do mnie. Nagle wszystko było w porządku. Nie liczyło się to, co było za nami. Wszystkie kłótnie, walki, cały ból jaki sobie sprawiliśmy... to wszystko odeszło w zapomnienie. Wszystkie nasze kłopoty zdawały się nie mieć żadnego znaczenia. Cały mrok jaki nam towarzyszył, rozpłynął się. Pozostało tylko szczęście, jakie na nas czekało. Szczęście, jakiego nie zaznaliśmy od czasów młodości. Teraz wszystko miało być w porządku. - Wracajmy do domu, Lucjuszu.


~*~
A co działo się potem, to już Cyzia na pewno wie najlepiej ;)
Dzisiaj króciutko, tak ja zapowiadałam.
Początek inspirowany filmem "Conversations with Other Women".
W ciągu kilki dni pojawi się informacja o tym, co dalej będzie się działo z blogiem.
Przepraszam za wszystkie błędy, które się pojawiły. Całusy, Ciocia Bella ;**

6 komentarzy:

  1. Bohę się, że zaraz okażę się, że to koniec. Tak to brzmi. Rozdział świetny, ale dalej się boję. Powiedz, że to nie koniec!

    Całusy!
    Przestraszona Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się, to nie koniec ;) zaplanowałam 60 rozdziałów i nie spocznę, dopóki ich wszystkich nie napiszę ;) po prostu, tak jak Narcyza, potrzebuję trochę czasu, żeby sobie wszystko poukładać ;)

      Usuń
  2. Ja też mam wielką nadzieję, że to nie koniec. :( I nawet jeśli zrobisz sobie krótką przerwę, to nie zapomnisz o blogu i szybko wrócisz do pisania. "Pieprz się", a pewnie, ty potworze! Nawet nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i Lucjusz jest teraz tym najlepszym, najukochańszym. c: On jest taki uroczy. :) Ja się tylko mogę domyślić, co było dalej. :/ Ta końcówka była najpiękniejsza, to "kocham cię". <3 Ciekawe, co będzie dalej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam kolejnego świetnego bloga o Cyzi !!! Ale będę dzisiaj w nocy czytać... Dużo do nadrobienia, ale lubię trafiać na tak rozwinięte blogi. To tak jakbym czytała ksiażkę ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cyzia wie co się stało dalej. ;> Rozdział krótki, ale jest cudowny. <3 Ten Daniel to przeklęty czarownik jednak jest, ale jakże inteligenty. :P Cieszę się, że pomiędzy Cyzią i Luckiem jest już wszystko dobrze. Zasługują na szczęście. :')
    CZekam na rozdział i nie spiesz się z pisaniem. ;D Układy krwionośne i te sprawy są ważniejsze. ;D
    Pozdrawiam gorąco. :*
    WEeeeeny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeeeej! Cyzia waca do Lucka!!! Kocham Cię ciociu Bello za takie chwile w opowiadaniu... masz dar :)
    Weny
    Całuski Marta

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis