czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 20. Wszystko idzie dobrze

W poniedziałek po weselu wróciłam do domu Dracona i Hermiony, żeby zabrać swoje rzeczy i ostatecznie rozprawić się z przeszłością. Spakowałam wszystko. Ubrania, kosmetyki, książki, pamiętniki Belli. Nie zdawałam sobie sprawy, że posiadałam tak wiele rzeczy. Uśmiechnęłam się, biorąc do ręki tomik poezji, który dostałam od Hermiony na Gwiazdkę. Jeszcze w piątek wieczorem czytałam sobie kilka wierszy do snu. To był już mój rytuał. Codziennie przed snem, czytałam kilka wybranych wierszy w ramach oczyszczenia duszy. To były piękne wiersze, głównie o miłości. Poezja jeszcze nigdy nie była mi tak bliska, jak od czasu, kiedy Hermiona podarowała mi ten tomik. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
Chwyciłam wysłużoną już książeczkę i z przyzwyczajenia prześledziłam wzrokiem tekst.

Jednego serca!
Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.

Jednych ust trzeba!
Skądbym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdziebym patrzał śmiało
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.

Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba…
Jednego serca!
Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!

Był to wiersz polskiego poety, Adama Asnyka. Lubiłam go i często do niego wracałam. Uśmiechnęłam się, gładząc szeleszczący papier i po raz kolejny zaczęłam po cichu odczytywać kolejne wersy.
W końcu zamknęłam książeczkę i przytuliłam ją do serca. Zamknęłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Lucjusza. Wiedziałam. Wiedziałam, że odnalazłam moje serce. Serce, które czekało na mnie w domu. Westchnęłam szczęśliwa i skończyłam się pakować. Jednym zaklęciem teleportowałam kufer do Malfoy Manor. Ja sama chciałam jeszcze przez chwilę zostać w tym domu. Usiadłam na łóżku i po raz ostatni spojrzałam na ogródek z białą huśtawką, na której często przesiadywałyśmy razem z Hermioną. Zeszłam na dół i jeszcze raz usiadłam na huśtawce. Odepchnęłam się nogami i lekko bujając wpatrywałam się w czerwone róże.
Myślałam. Siedząc na tej huśtawce zawsze dużo myślałam. A dzisiaj myślałam o tym, co czeka na mnie po powrocie do domu. Wiedziałam, że będę musiała opowiedzieć Lucjuszowi o tym, co wydarzyło się pomiędzy mną i Danielem. Wiedziałam też, że ta rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Lucjusz będzie wściekły. Nawet jeśli nie przez to, co się między nami wydarzyło, to przez to, że nigdy mu się do tego nie przyznałam. Nie ukrywam, że bałam się tej rozmowy, ale postanowiłam, że już nigdy go nie okłamię.
Tak, było to postanowienie trudne, ale niewątpliwie potrzebne. Wciąż myślałam o tym, że gdybym opowiedziała Lucjuszowi wcześniej o mojej relacji z Danielem, to nigdy nie pozwoliłby mu się do siebie zbliżyć i być może nie wydarzyłoby się nic złego.
- Coś się stało? - usłyszałam spokojny głos Hermiony i wyrwałam się z zamyślenia.
- Nie - pokręciłam głową uśmiechając się do niej i poklepałam dłonią miejsce obok siebie. Kiedy dziewczyna usiadła spojrzała na mnie swoimi brązowymi mądrymi oczami i stwierdziła smutno:
- Coś się stało.
- Tak - pokiwałam głową. - Ale nic strasznego - zapewniłam ją. - Wracam do domu, do Lucjusza.
Hermiona spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, który po chwili wbiła w swoje dłonie.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoiłam się.
- Tak. Tak... po prostu... bardzo się do pani przywiązałam, do tego że nie wracałam do pustego domu, że miałam z kim porozmawiać, kiedy Draco był w Mungu. Ja po prostu... bardzo przyzwyczaiłam się do pani obecności...
- Och, Hermiono - szepnęłam, przytulając ją do siebie. - Przecież będę was odwiedzała, tak często jak to tylko będzie możliwe. Mnie też będzie bardzo ciebie brakowało, jesteś dla mnie jak córka. Jesteś już częścią mojej rodziny - szepnęłam, a Hermiona się rozpłakała. Przytuliłam ją jeszcze mocniej i pocałowałam w czubek głowy. - Już dobrze - szepnęłam. - Wszystko będzie dobrze, nie odchodzę na zawsze.
- Ja... wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie, że wróci pani do ojca Dracona, w końcu mimo wszystko widziałam, jak bardzo go pani kochała i za nim tęskniła, ale... Będzie mi pani tak bardzo brakowało... och, jestem taka głupia...
- Nie, Hermiono, nie jesteś - pokręciłam głową. - Jesteś mądrą kobietą, która ma uczucia i wiesz, co ci powiem? Nigdy, ale to nigdy nie przepraszaj za to, co czujesz. To jak przepraszanie za bycie prawdziwym. A teraz otrzyj łzy i uśmiechnij się. To nie koniec świata - uśmiechnęłam się do niej i pomogłam jej wstać. - Idź do łazienki i doprowadź się do porządku, a ja zrobię nam kawę. Chciałam jeszcze pożegnać się z Draconem, więc jesteś skazana na moje towarzystwo jeszcze przez jakiś czas - zaśmiałam się i pogładziłam ją po policzku.
- Jakoś będę musiała to przeżyć - uśmiechnęła się delikatnie.
- No już, zmykaj - pospieszyłam ją, a sama udałam się do kuchni.
Dziesięć minut później wróciłyśmy do ogródka i z kubkami kawy w dłoniach usiadłyśmy na huśtawce.
- Muszę ci opowiedzieć o czymś, co wydarzyło się na weselu - powiedziałam i wzięłam łyk gorącego napoju, a potem zaczęłam opowieść o tym, jak Daniel Lennox przebył długą drogę żeby mnie odzyskać.
- Nie mogę w to uwierzyć - Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem. - Przez cały ten czas? To on stał za tym wszystkim, co się stało?
Pokiwałam głową w zamyśleniu. Od jakiegoś czasu pewna myśl nie dawała mi spokoju. Musiałam porozmawiać z Lucjuszem.
- Od samego początku - potwierdziłam. - Myślę, że planował to bardzo długo i bardzo szczegółowo. Wysyłał mi znaki, przez cały czas. Wiesz, że na weselu użył eliksiru, którego sama uczyłam go przygotowywać?
- Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Po raz pierwszy w życiu, naprawdę nie mam pojęcia - dalej kręciła głową i obracała filiżankę w dłoniach.
- Ja też, Hermiono, ja też... Ale co było, to było, Daniel już dłużej nie będzie naszym problemem. Teraz wszystko zacznie się układać - uśmiechnęłam się do niej z entuzjazmem.
- Naprawdę pani tak myśli?
- Ja to wiem, skarbie. Głowa do góry - zaśmiałam się. - Naprawdę nie ma powodów do smutku.
Hermiona delikatnie odwzajemniła uśmiech i w tej samej chwili usłyszałyśmy trzask aportacji.
- Hermiono! - rozległ się głos Dracona. - Mamo! Gdzie jesteście? Czy kogoś w ogóle obchodzi to, że wróciłem?
Zaśmiałyśmy się i zawołałyśmy go do ogrodu. Przyszedł z nieco zdziwioną miną.
- Co wy tutaj robicie?
- Korzystamy z uroków pięknej pogody, synku - uśmiechnęłam się i zrobiłam mu miejsce obok siebie. - Usiądź, proszę.
- Coś się stało? - spytał, a ja zaśmiałam się w duchu. Dokładnie takie samo pytanie zadała mi Hermiona.
- Nie - powiedziałam, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Tylko... przyszłam, żeby się pożegnać.
- Wracasz do ojca?
- Tak - pokiwałam głową.
- Jesteś tego pewna?
- Jak niczego na świecie.
Hermiona wymamrotała coś o obiedzie i zabrała ode mnie pustą filiżankę, po czym zniknęła w kuchni.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony Draco, kiedy zostaliśmy sami. - Dlaczego tak nagle zmieniłaś zdanie? Ojciec jest niebezpieczny.
- Ojciec wcale nie jest niebezpieczny - pokręciłam głową. - Był pod działaniem zaklęcia. To co się stało, nie jest jego winą.
- Co? Jak to... kto? Kto rzucił na niego urok? I dlaczego?
- To długa historia, a zaczyna robić się późno - powiedziałam, zerkając na zegarek, na przegubie mojej lewej ręki. - Ale nie martw się. Obiecuję, że odwiedzę cię jutro w Mungu i kiedy będziesz miał chwilę czasu, wszystko ci opowiem - uśmiechnęłam się.
- Może jednak powinnaś zostać jeszcze trochę u nas.
- Nie, synku, naprawdę, powinnam wracać do domu. Tam, gdzie moje miejsce.
- Tutaj również jest twój dom.
- Draco... - pogładziłam go dłonią po policzku. - Obiecaj mi, że będziecie mnie odwiedzali, proszę.
- Ale...
- Porozmawiam z nim o tym. Myślę, że uda mi się go przekonać - uśmiechnęłam się.
- Naprawdę?
- Jesteś jego jedynym dzieckiem, Draco, chce czy nie, w końcu będzie musiał zaakceptować twoje wybory, ja tylko postaram się, żeby zaakceptował je troszkę wcześniej.
- Dziękuję, mamo - powiedział i przytulił mnie.
Wróciliśmy do domu, żebym mogła pożegnać się z Hermioną. Nie będę kłamać, ciężko było mi opuszczać ten dom, ale wiedziałam że nadszedł czas, żebym przejęła kontrolę nad swoim życiem i jednocześnie oddałam im ich życie.
- Wkrótce się zobaczymy - zapewniłam Hermionę, która łkała w mój rękaw. - Obiecuję - szepnęłam i pocałowałam jej włosy. - Dziękuję wam - uśmiechnęłam się, zwracając się już do obojga. - Jestem najszczęśliwszą matką na świecie - powiedziałam, przytulając ich razem. - Do zobaczenia - uśmiechnęłam się, ocierając łzy, a chwilę później teleportowałam się do Malfoy Manor, gdzie czekał na mnie szczęśliwy Lucjusz.

~*~

Nasza pierwsza kłótnia miała miejsce tydzień po moim powrocie.
Siedziałam w moim ulubionym fotelu, czytając pożyczoną od Hermiony „Dumę i uprzedzenie”, kiedy do salonu wkroczył Lucjusz. Nie był zły, ani zdenerwowany. Cieszył się, że mnie widział i ja również się  cieszyłam. Wiele się zmieniło, odkąd czar rzucony przez Daniela przestał działać.
Lucjusz podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach, a potem oboje udaliśmy się do jadalni, gdzie czekała na nas kolacja przygotowana przez skrzaty.
- To była wspaniała uczta - uśmiechnął się Lucjusz, nalewając do kieliszków wina skrzatów, a po chwili usiadł koło mnie na kanapie.
- Tak - pokiwałam głową bez entuzjazmu, biorąc od niego kieliszek. - Skrzaty świetnie się spisały.
- Coś cię gnębi - stwierdził, patrząc z powagą na moją twarz. - Widzę to w twoich oczach.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam, odkładając swój kieliszek na pobliski stolik i siadając wygodniej na kanapie tak, żebym bez problemu mogła patrzeć na Lucjusza. Po chwili jednak spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się moimi dłońmi. - Obiecałam, że opowiem ci co takiego stało się w dniu ślubu Melindy, kiedy będę na to gotowa. Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że ta chwila nigdy nie nadejdzie.
- Jeśli tak bardzo cię to męczy, nie musisz mi niczego mówić - powiedział i pocałował moją dłoń, a ja czułam jak z każdą chwilą rośnie moje poczucie winy.
- Owszem, muszę - delikatnie wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku, wciąż na niego nie patrząc. - Historia, którą chcę ci opowiedzieć sięga dużo dalej niż ci się wydaje. Nie chodzi tylko o to, co wydarzyło się na weselu, chodzi o coś wiele starszego, co ciągnęło się za mną przez całe życie. Wszystko zaczęło się wiele lat temu, kiedy jeszcze chodziłam do Hogwartu...
Kiedy skończyłam moją opowieść, Lucjusz wstał z kanapy i zaczął chodzić w kółko po salonie.
- Powiedz coś - poprosiłam.
- Co? - spytał nieco zły.
- Cokolwiek.
- Spałaś z nim?
- Co?... ja... nie... jak możesz?... raz.
- Tylko raz? - prychnął.
- Przysięgam. Przysięgam na rodowy pierścień Blacków - oznajmiłam.
- Nie obchodzi mnie... - powiedział podniesionym głosem, ale po chwili zamilkł. - Idę się przejść.
- Gdzie...?
- Daleko - rzucił tylko i wyszedł w domu.
Przez blisko godzinę krążyłam po salonie zastanawiając się, czy właśnie bezpowrotnie, tym razem całkowicie z mojej winy, zniszczyłam nasze małżeństwo. Byłam niemal pewna, że Lucjusz jest teraz na mnie wściekły i udał się do pierwszego lepszego baru, żeby napić się Ognistej Whisky.
Tak jednak nie było. Lucjusz wrócił po godzinie, spokojny i całkowicie trzeźwy.
- Tylko raz? - spytał.
- Tylko raz - pokiwałam głową. - I nie byliśmy wtedy małżeństwem.
- Gdybyśmy byli...
- Już by mnie tutaj nie było, wiem o tym - dokończyłam za niego.
- Nie - pokręcił głową i podszedł do mnie. Delikatnie objął swoimi dłońmi moją twarz. - Byłabyś tutaj. Zawsze tutaj będziesz, bo kocham cię i nie zamierzam z ciebie rezygnować. Ale proszę, nie miej przede mną już żadnych tajemnic.
Z mojego oka popłynęła pierwsza łza.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Nie - pokręcił głową i przytulił mnie. - Nie przepraszaj. To, co zrobił ten żałosny gumochłon nie było twoją winą.
- Owszem, było. Gdybym wtedy...
- Na Merlina, Narcyzo, ile razy mówiłem ci, żebyś nie obwiniała się o to, czego nie możesz zmienić? Byłaś wtedy młoda, samotna i zagubiona. Jestem w stanie ci wybaczyć. Teraz tylko ty musisz wybaczyć samej sobie.
Z moich oczu popłynął prawdziwy potok łez.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Nie - pokręcił głową. - Jestem jedynie zły na tamtego gada, który usiłował odebrać mi kobietę, która jest całym moim życiem.
- Przepraszam - jęknęłam, chowając twarz w jego koszuli.
- Już dobrze - szepnął. - Teraz już wszystko będzie dobrze.
A potem Lucjusz mnie pocałował...

~*~

Od tamtego czasu kłóciliśmy się bardzo rzadko. A kiedy już to robiliśmy,  to potem zawsze godziliśmy się w bardzo przyjemny dla nas sposób. W tamtym okresie uprawialiśmy więcej seksu, niż kiedykolwiek wcześniej. Dopiero teraz, wolni od wiszącego nad nami fatum wojny, od ciągłego strachu i niewiedzy na temat tego, co przyniesie następny dzień i czy w ogóle uda nam się go dożyć, bez niepewności i poczucia wszechogarniającej bezradności, mogliśmy w pełni delektować się tym aktem miłosnym i w pełni poczuć jego smak. W tamtym czasie również dużo więcej rozmawialiśmy i nie skłamię, jeśli powiem, że bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Można chyba nawet pokusić się o stwierdzenie, że byliśmy niczym młode małżeństwo, które dopiero zaczyna tworzyć swoją historię.
Od mojego powrotu minęły dwa miesiące. Wiele się przez ten czas zmieniło. Skończyłam wreszcie remont, przez co dwór stał się nieco przyjemniejszy i wygodniejszy do przebywania w nim, zatrudniłam magoogrodnika, który postarał się, aby ogród zakwitł setkami barwnych kwiatów (oczywiście przeważającym kolorem pozostała biel, co do której Lucjusz był nieustępliwy), moją biblioteczkę wzbogaciłam o wiele nowych mugolskich powieści, ale najważniejszą ze wszystkich zmian było to, że Lucjusz, po wielu długich rozmowach, wyraził zgodę na to, aby Hermiona odwiedzała mnie w Malfoy Manor, ale pod warunkiem, że jego nie będzie wtedy w posiadłości. Chciałam zaprotestować, ale zrozumiałam, że zdobycie się na to nie przyszło mu łatwo. W końcu tak został wychowany, taką politykę wyznawał przez całe swoje życie, został ukształtowany na kogoś, kto z marszu nienawidzi wszystkich, którzy nie są czystej krwi. Czy mogłam go o to obwiniać?  Poniekąd na pewno tak, ale wiedziałam, że Lucjusz nie jest podatny na zmiany, nie lubi ich, a akceptacja kogoś, kto nie pochodził z czarodziejskiej rodziny była dla niego trudniejsza niż potraktowanie zaklęciem niewybaczalnym samego Czarnego Pana. Myślę, że jedynym argumentem, przemawiającym na korzyść Hermiony było to, że pomogła uratować życie naszemu synowi, który również był tutaj mile widziany. A więc osiągnęłam to, na czym najbardziej mi zależało. Moja rodzina znów była moją rodziną.
Lucjusz miał rację. Teraz wszystko miało być w porządku.

~*~

Zanim się obejrzeliśmy nastała połowa kwietnia. Pogoda za oknem była tak piękna, że grzechem było by z niej nie skorzystać. Tak więc pewnej słonecznej niedzieli wybraliśmy się z Lucjuszem do parku należącego do rodu Malfoyów. Przechadzaliśmy się alejkami, podziwiając drzewa pokryte zielonymi listkami. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak tutaj było pięknie.
- Chodźmy tutaj - powiedział Lucjusz, ciągnąc mnie za sobą.
- Gdzie idziemy? - spytałam.
- Niespodzianka - uśmiechnął się tajemniczo i uroczo zarazem, a potem nie odezwał się już ani słowem, dopóki nie doszliśmy do okazałego bzu, znajdującego się w samym środku parku. Bzu, który został posadzony w dniu naszego ślubu, którzy był symbolem naszego związku.
- Co to wszystko ma znaczyć? - spytałam, wskazując na znajdujący się pod drzewem koc oraz wiklinowy kosz, w którym prawdopodobnie znajdowało się jedzenie.
- Kazałem skrzatom przygotować dla nas piknik - uśmiechnął się. – Pamiętasz, kiedy ostatni raz byliśmy na pikniku?
Zamyśliłam się. Niewiele było w naszym życiu okazji do tak beztroskich sytuacji. Przed upadkiem Czarnego Pana atmosfera była zbyt napięta, żeby móc oddawać się tak trywialnym rzeczom. Zaś po jego upadku strach spowodowany możliwością trafienia Lucjusza do Azkabanu, skutecznie zabił we mnie chęć do wszystkiego co przyjemne i zwyczajne. Liczyło się tylko przetrwanie.
- Chyba niedługo po naszym ślubie - szepnęłam w zamyśleniu.
- Tak... - Lucjusz pokiwał głową, ale zaraz uśmiech wrócił na jego twarz. - Wreszcie nadszedł czas żeby to zmienić - powiedział i pociągnął mnie za rękę.
Godzinę później oboje leżeliśmy pod białym bzem, który powoli zaczynał kwitnąć. Lucjusz leżał oparty o pień drzewa, ja zaś z kolei byłam oparta o Lucjusza, który w tej chwili bawił się naszymi dłońmi idealnie je do siebie dopasowując.
- Wiesz, nigdy ci tego nie mówiłam - powiedziałam - ale pokochałam cię w tej samej chwili, w której zobaczyłam cię po raz pierwszy. Wtedy, w pociągu, w piątej klasie. Było w tobie coś takiego, co mnie do ciebie ciągnęło, jakbyśmy byli dwoma połówkami  jednej duszy. Wiem, że to brzmi głupio, ale tak naprawdę było - uśmiechnęłam się, a Lucjusz ucałował moją dłoń. - Przez następnych kilka dni gapiłam się na ciebie w Wielkiej Sali i w dormitorium. Tak bardzo chciałam, żebyś mnie zauważył, ale ty zdawałeś się być ślepy na wszystkie moje znaki. W końcu dałam za wygraną. Pogodziłam się z tym, że nigdy nie będziesz mój. Ale potem... pod koniec piątej klasy...
- ...miałaś ten wypadek - szepnął, przykładając do swojego policzka moją dłoń. - A ja nie potrafiłem sobie wyobrazić, że już nigdy nie usłyszałbym twojego perlistego śmiechu. Spojrzałem wtedy w twoje błękitne oczy i błagałem, zaklinałem wszystkie znane mi bóstwa, żeby cię ocaliły, bo uzmysłowiłem sobie, że świat, w którym nie byłoby Narcyzy Black, nie jest światem, w którym chciałbym żyć - a kiedy to powiedział, przyłożył moją dłoń do swoich ust i pocałował ją. - Rzadko to mówię, ale jesteś całym moim światem. Jesteś wszystkim czego pragnę, Narcyzo. I kocham cię.
Nie musiałam nic mówić. Po prostu wtuliłam się w jego ciało. Lucjusz oparł się o pień drzewa, a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej, aby móc słyszeć bicie jego serca. To była dla mnie najpiękniejsza muzyka. Lucjusz przyłożył usta do moich włosów, a dłoń splótł wraz z moją. Wiedziałam, że tak samo jako moje dla niego, w tamtej chwili serce Lucjusza biło tylko dla mnie.
- Wyjedźmy stąd - wyszeptał wprost do mojego ucha.
- O czym ty mówisz? - spytałam.
- Tak sobie pomyślałem... no wiesz... moglibyśmy gdzieś wyjechać na jakiś czas. Zacząć od nowa.
- Podoba mi się to - wymruczałam.
- Co powiesz na Paryż?
- Myślę... myślę, że znam lepsze miejsce. Ale musisz mi zaufać - zaśmiałam się i podniosłam głowę, żeby go pocałować, kiedy się zgodził. - I mam jeden warunek - powiedziałam, siadając naprzeciwko niego.
- Proszę, nie mów, że będziemy musieli wychodzić z sypialni - jęknął.
Zaśmiałam się.
- Nie. Obiecaj mi, że będzie to podróż bez użycia magii.
Mina mu zrzedła.
- Chcesz, żebyśmy... - zaczął niepewnie.
- Żebyśmy kupili bilety na samolot, hotel zarezerwowali w biurze podróży i żebyśmy wsiedli do samolotu jak normalni ludzie.
- Mam zachowywać się jak jakiś mugol? - spytał z oburzeniem.
- Dla mnie - szepnęłam. - Proszę, zrób to dla mnie.
Lucjusz zawahał się. Wiedziałam, że toczył ze sobą trudną walkę.
- No dobrze - powiedział w końcu bez zbytniego entuzjazmu w głosie. - Ja cię chyba za bardzo kocham.
Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Dziękuję - wyszeptałam. - Ja ciebie też kocham za bardzo - uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Długo i namiętnie.
- Chyba częściej będę robił ci takie niespodzianki, jeśli ma czekać na mnie taka nagroda - zaśmiał się.
- To kiedy wyjeżdżamy? - spytałam.
- Może... początek maja? Niech to będzie mój prezent urodzinowy dla ciebie - wyszeptał mi do ucha, a ja się w niego wtuliłam. A potem ponownie położyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w rytm jego serca. Lucjusz pocałował moje włosy, a ja się uśmiechnęłam. Byłam szczęśliwa. Na Merlina, ja naprawdę byłam szczęśliwa.
Leżeliśmy tak jeszcze przez kilka godzin. Powoli wszystko zaczynało się układać.

~*~ 
Kończę ten rozdział pomiędzy rozwiązywaniem matury z matematyki, a rozwiązywaniem matury z biologii. Zabawne jak pobudzająco działa na mnie nauka, aż od razu chce się pisać ;)
Oddaję w Wasze łapki całkiem nowy rozdział, mając nadzieję, że Was nie zawiodę :)
Jeszcze tylko chciałam(z lekkim opóźnieniem, ale jednak) życzyć wszystkim maturzystom połamania długopisów :) swoją drogą, ciekawi mnie czy ktoś z Was pisze w tym roku maturę. Jeśli tak, koniecznie dajcie znać jak Wam poszły egzaminy z tego tygodnia :) a ja tymczasem uciekam, układ nerwowy wzywa :)
Całusy, Ciocia Bella ;****

6 komentarzy:

  1. Chyba jestem pierwsza^^ Rezerwuje miejsce na komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział bardzo uroczy i słodki. Czy ja lubię Dramione? Chyba. Nie. Chyba nie. Robisz mi pranie mózgu!

      Czekam na kolejny i mocno ściskam
      Luna

      Usuń
  2. Rozdział świetny, jestem zachwycona! Wspaniale, że im się teraz tak dobrze układa,ta końcowa scena jest piękna. <3 Tylko żeby podczas tego wyjazdu nie wydarzyło się nic złego, a było więcej takich słodkich chwil, bo po wojnie i tych wydarzeniach zasłużyli. Pozdrawiam i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Nominuję cię do LA :D (zaległości już wkrótce u ciebie nadrobię)
    Więcej informacji u mnie http://nowa-w-hogwarcie.blogspot.com/2015/05/liebster-award-7-8-9-i-10.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Przyznam szczerze, że nigdy nie interesowały mnie postaci z HP, ale kiedy zaczęłam czytać Twojego bloga, to pokochałam całą serię książek i wszystkie części filmu! Więc przede wszystkim chcę Ci podziękować za zarażenie mnie tą fascynacją. Czytałam ostatnio parę blogów o tematyce Lucjusz-Narcyza i jeśli mam być szczera, mam swoje dwa typy, z których jednym jest Twoje opowiadanie. Ciekawie opisujesz swoich bohaterów oraz ich emocje, bawisz się nimi i masz talent, bo naprawdę fajnie się czyta. Zaciekawiłaś mnie, dodaję do obserwowanych i na pewno tutaj wrócę. Jeśli chcesz, zapraszam do siebie :) Będzie mi bardzo miło.
    Pozdrawiam
    Eriss

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten wiersz przerabialiśmy chyba w szkole, mimo wszystko skądś go pamiętam. Jest wspaniały. <3
    --> "- Gdybyśmy byli...
    - Już by mnie tutaj nie było, wiem o tym - dokończyłam za niego."
    I ta chwila napięcia i tu nagle Lucjuszek taki milutki i potulny.
    ↓↓
    "- Nie - pokręcił głową i podszedł do mnie. Delikatnie objął swoimi dłońmi moją twarz. - Byłabyś tutaj. Zawsze tutaj będziesz, bo kocham cię i nie zamierzam z ciebie rezygnować. Ale proszę, nie miej przede mną już żadnych tajemnic".
    --> "- Mam zachowywać się jak jakiś mugol? - spytał z oburzeniem.
    - Dla mnie - szepnęłam. - Proszę, zrób to dla mnie.
    Lucjusz zawahał się. Wiedziałam, że toczył ze sobą trudną walkę.
    - No dobrze - powiedział w końcu bez zbytniego entuzjazmu w głosie. - Ja cię chyba za bardzo kocham." Wielkie poświęcenie ze strony Lucjusza. Podziwiam go bardzo. :)
    Ogólnie to Lucuś taki romantiko friko jest <3
    Pozdrawiam, Cyzia. :*

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis