wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 21. Czy ja wyglądam na kogoś, kto ma drobne?

- Żartujesz - oznajmił Lucjusz, kiedy weszliśmy do hotelowego pokoju. - Narcyzo, proszę, powiedz, że żartujesz.
- Oj, nie marudź - zganiłam go. - Tutaj jest pięknie. Spójrz tylko na ten widok za oknem - zachwyciłam się, wyglądając przez okno na piaszczystą plażę i falujące morze.
- Ja cię błagam, powiedz, że to tylko część jakiegoś twojego kolejnego super planu. Tak jak wtedy, kiedy zabrałaś mnie na jakąś mugolską wieś, a potem okazało się, że chciałaś się ze mną podroczyć i w końcu wylądowaliśmy w Paryżu.
- Nic z tego Lucjuszu – pokręciłam głową. - Och, tutaj jest po prostu bajecznie - uśmiechnęłam się, otwierając okno, żeby poczuć morskie powietrze. - Kochanie, chodźmy na plażę - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę, zanim zdążył zareagować.
- Ale... - jęknął.
- Co znowu?
- Dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego akurat to miasto? Dlaczego Polska? Przecież jest tak wiele wspaniałych miejsc na świecie.
Westchnęłam.
- O tym mieście opowiedział mi Roman. Czarodziej, który zajmował się remontem w naszym domu - wyjaśniłam, kiedy napotkałam pytające spojrzenie Lucjusza. - Twierdził, że to najbardziej magiczne miejsce na świecie, a ja mu wierzę - uśmiechnęłam się z entuzjazmem. - No nie rób takiej zbolałej miny! Zobaczysz, że jeszcze ci się tutaj spodoba - zaśmiałam się i pociągnęłam go w stronę deptaka prowadzącego na plażę. – To miejsce skradnie ci serce.
Lucjusz mruknął jeszcze coś w stylu "ty mnie wykończysz, kobieto", ale ja udałam, że tego nie słyszałam.

~*~

- Lucjuszu, szybciej! - krzyknęłam, uskakując przed nadchodzącą zimną falą. - Rusz się!
- Już nie mogę - jęknął, przystając na chwilę. - Wracajmy do hotelu - poprosił.
- Nie, dopóki nie dojdziemy do wiatraka - oznajmiłam, podchodząc do niego i podając mu rękę. - Chodź, pójdziemy razem - uśmiechnęłam się i chwyciłam go pod ramię.
- Dlaczego tak bardzo chcesz tam iść? - spytał.
- Bo jestem pewna, że będziemy mieli stamtąd niesamowite widoki.
- Zrobisz wszystko dla niesamowitych widoków, prawda?
- Oczywiście - zaśmiałam się. - A ty nie?
- Tak, ale myślę, że nasze definicje pięknych widoków nieznacznie się od siebie różnią.
- Naprawdę? Jaka jest twoja?
- Kiedy budzę się rano i pierwszą rzeczą jaką widzę jest twoja twarz. Nie potrzebuję niczego więcej. Po prostu mieć cię przy sobie - powiedział i złożył pocałunek na moich włosach. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy i uśmiechnęłam się.
- Już niedaleko - powiedziałam. - A potem będziemy leniuchować.
Miejscem, do którego tak bardzo chciałam dotrzeć, był biały wiatrak znajdujący się na końcu plaży. Zależało mi na tym, ponieważ kiedyś Roman powiedział mi, że grzechem jest być w Świonujściu i nie odwiedzić tego wspaniałego miejsca i że to właśnie tam zachód słońca wygląda najpiękniej.
Kiedy dwadzieścia minut później w końcu udało nam się dojść do celu, znaleźliśmy sobie w miarę płaski kamień, na którym wygodnie się usadowiliśmy. Spojrzałam na spokojne morze i słońce chowające się za horyzontem, a potem uśmiechnęłam się do Lucjusza.
- I co? Aż tak strasznie było? - spytałam.
- Tak - stwierdził dobitnie, a ja się zaśmiałam. - Ten ostatni kawałek to jakaś porażka - wskazał brodą na drogę wyłożoną kamieniami. Znajdowaliśmy się na czymś w rodzaju półwyspu zbudowanego z kamieni. Wyglądał wspaniale, ale nie był zbyt wygodny do poruszania się.
- Ale warto było się pomęczyć. Spójrz tylko na to niebo - szepnęłam rozmarzona, patrząc na błękitno-pomarańczowo-różowe chmury i położyłam głowę na ramieniu Lucjusza. - Roman miał rację, najpiękniejsze zachody słońca są właśnie tutaj.
- Rzeczywiście, jest tutaj naprawę pięknie - powiedział Lucjusz i pocałował moje włosy. - Jak długo tutaj zostaniemy?
- Posiedzimy tutaj trochę, a potem wracając będziemy obserwowali zachód. Kiedy słońce schowa się za horyzontem, wrócimy do hotelu, a wtedy to ty zorganizujesz nam czas.
- Mmmm, podoba mi się to - wymruczał, muskając ustami mój policzek.
- W hotelu, Lucjuszu, w hotelu - zaśmiałam się. - Mój Boże, jak tu jest pięknie. Mogłabym tutaj spędzić resztę życia. Po prostu siedzieć i patrzeć przed siebie.
- Mam nadzieję, że tak jednak nie będzie - powiedział. - Miałem trochę inne plany.
- Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się.
Kiedy pół godziny później niebo zdobiły jedynie gwiazdy, drzwi do naszego hotelowego pokoju zatrzasnęły się. Jedyne co widziałam tego wieczoru, to sufit nad łóżkiem.

~*~

- To będzie razem dwanaście złotych - powiedziała płynną angielszczyzną młoda dziewczyna, kiedy Lucjusz złożył zamówienie na dwa lody włoskie w małej budce na promenadzie.
Kiedy nie chodziliśmy po plaży, ani nie zajmowaliśmy się sobą w hotelowym pokoju, zwiedzaliśmy to pełne uroku miasto. Chyba nigdy nie zapomnę początkowego przerażenia, a potem dziecięcej wprost radości Lucjusza, kiedy po raz pierwszy płynęliśmy promem. Spodobało mu się to tak bardzo, że potem wyciągnął mnie na całodzienny rejs statkiem. Obiecał nawet, że kiedy wrócimy do domu, kupi własną łódź i zabierze mnie nią w podróż dookoła świta. Był tak szczęśliwy, że nie chciałam mu mówić, że ciągłe kołysanie wywołuje u mnie ból głowy i mdłości. Chciałam przezwyciężyć własne słabości dla jego dobra. Zwiedzaliśmy wszystko, co tylko mogliśmy. Godzinami chodziliśmy po starych uliczkach, parkach oraz promenadzie. To miasto było zachwycające, a Lucjuszowi nie przeszkadzało nawet to, że musimy obcować z mugolami.
Dziewczyna spojrzała wyczekująco. Lucjusz podał jej banknot dwustuzłotowy, który dzień wcześniej wymienił w kantorze, po tym, jak kelner w restauracji, w której jedliśmy obiad odmówił przyjęcia funtów.
- A nie będzie pan miał drobniej? - spytała znudzona.
Lucjusz spojrzał na nią zdegustowany.
- Czy ja wyglądam pani na kogoś, kto ma drobniej? - spytał, a ja z trudem powstrzymałam parsknięcie śmiechem.
- Co za ludzie, no słowo daję - mruknął Lucjusz, kiedy odeszliśmy od budki z lodami razem z zakupionymi przysmakami, a ja nie wytrzymałam i roześmiałam się. - No co? - spytał  zdziwiony moim zachowaniem.
- Nic takiego - otarłam łzy, które pojawiły się w moich oczach. - Po prostu cię kocham - pocałowałam go w policzek i nie przestawałam chichotać.
- Przebywanie z mugolami chyba negatywnie wpływa na twój zdrowy rozsądek - stwierdził w końcu. - Lepiej wróćmy do domu, zanim zmiany w twoim mózgu staną się nieodwracalne.
- Jedyne miejsce, do którego możemy teraz wrócić, to nasz pokój w hotelu.
- Jest środek dnia, co chcesz robić w hotelu? - zdziwił się.
- Hmm... no nie wiem... może korzystać z tego wygodnego łóżka, które się w nim znajduje?
- Chcesz spać w dzień?
- I to ja tracę rozum, tak? - zaśmiałam się. - Po prostu chodźmy do tego hotelu - uśmiechnęłam się do niego znacząco i w końcu zrozumiał co miałam na myśli.
- Tak! - zarządził. - Nie ma co zwlekać, musimy wracać do hotelu jak najszybciej - stwierdził dobitnie, a ja po raz wybuchnęłam śmiechem.

~*~

Dni mijały nam szybko i beztrosko. W pewnym momencie, zapomniałam o tym, że istnieje coś takiego jak kalendarz, że dni mają swoje nazwy i że daty wciąż się zmieniają. Nie miałam pojęcia, że spędziliśmy tutaj już prawie tydzień, dopóki Lucjusz nie obudził mnie dwoma znienawidzonymi przeze mnie słowami:
- Wszystkiego najlepszego - szepnął wprost do mojego ucha, a ja momentalnie otworzyłam oczy. - Mam nadzieję, że dobrze spałaś.
- To dzisiaj? - usiadłam gwałtownie na łóżku. - Dzisiaj jest drugi maja?
- No tak - zaśmiał się. - Czyżby moja królowa straciła poczucie czasu? - szepnął, muskając wargami moje ramiona.
- A żebyś wiedział - powiedziałam chłodno i chwilę później zamknęłam się w łazience.
Nie obchodziłam urodzin. Nie, odkąd moja siostra zmarła.
Usiadłam na parapecie i schowałam twarz w dłoniach. Nie zamierzałam płakać. Nie robiłam tego, odkąd dotarło do mnie, jak okrutnym człowiekiem była Bellatrix. Jak wiele cierpienia zadała, jak wielu pozbawiła życia. Wcześniej nie przywiązywałam do tego uwagi. Była moją siostrą i tylko to się liczyło. Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego kim była i co robiła, nie przeciwstawiałam się jej. Akceptowałam to. Dzisiaj jest mi wstyd z tego powodu. Może nigdy nikogo nie zabiłam ani nie torturowałam, ale patrzyłam jak robią to inni i nie sprzeciwiłam się. Byłam tak samo winna jak oni. Nadal jestem. Tamtego dnia, dwa lata temu, straciłam siostrę, ale nie tylko ją. Straciłam wtedy moją naiwność. Zaczęłam samodzielnie myśleć i oddychać. Nie chodziło już wtedy o to, czego chce lub nie chce Czarny Pan. Chodziło jedynie o to, żeby wyjść żywo z bagna, w którym się znalazłam.
Wtedy po raz pierwszy naprawdę zapragnęłam, żeby Czarny Pan upadł.
Wtedy też po raz pierwszy zrozumiałam, że jest to możliwe.
Nagłe myśli o tamtych wydarzeniach przyprawiły mnie o skurcz żołądka. Zakryłam usta dłonią i w ostatniej chwili uchroniłam podłogę przed spotkaniem ze zjedzonymi wczoraj krewetkami.
- Narcyzo, wszystko w porządku? - spytał Lucjusz, pukając do drzwi.
- Tak. Tak, wszystko jest w porządku! - zapewniłam go, opierając się o zimną ścianę. - Zaraz wychodzę.
Zanim wyszłam, jeszcze przez dłuższą chwilę siedziałam na podłodze, starając się opanować zawroty głowy. Kiedy w końcu mi się to udało, opłukałam twarz zimną wodą i otworzyłam drzwi. Lucjusz stał tuż za nimi.
- Jesteś strasznie blada - powiedział zaniepokojony.
- Nie czuję się dzisiaj najlepiej, chyba odpuszczę sobie zwiedzanie i zostanę dzisiaj w łóżku.
- Tak, chyba tak będzie najlepiej - zgodził się ze mną i pomógł mi dojść do łóżka.
Kiedy znalazłam się w łóżku, Lucjusz zamówił dla mnie herbatę, a następnie pocałował mnie w czoło i zostawił mówiąc, że musi coś załatwić i że wróci zanim się obejrzę.
Zmęczona wcześniejszymi mdłościami i myślami o siostrze, nawet nie spostrzegłam, kiedy zasnęłam.
Nie jestem do końca przekonana, co zobaczyłam najpierw: Bellatrix czy dziecko, które trzymała. Moja siostra uśmiechała się do mnie, jak wtedy, kiedy dzień przed ślubem z Lucjuszem opowiadała mi o mamie. To był ten dobry uśmiech, który rzadko zdarzało mi się widywać na jej twarzy. Dziecko, które trzymała z niepodobną do niej delikatnością mogłoby uchodzić za nie w pełni ludzkie. Było wprost idealne. Miało jasne krótkie loczki, okrągłą buźkę idealną niczym należącą lalki oraz było nad wyraz spokojne, mimo iż nie spało. Nie mogło mieć więcej niż pół roku, a mimo to patrzyło na mnie, jakby doskonale zdawało sobie sprawę z tego co się dzieje.
Bellatrix pogładziła je czule po główce i wciąż z tym pięknym uśmiechem na ustach powiedziała:
- Wkrótce wszystko się zmieni. Zło powróci. Przegracie, Narcyzo. Ty, przegrasz.
A kiedy to mówiła, dziecko w jej ramionach zmieniło się. Już nie było śliczne i idealne. Teraz jego oczy płonęły czerwienią, a szpetną twarz wykrzywiał grymas niezadowolenia. Bellatrix natomiast wciąż się do mnie uśmiechała, jakby nic się nie stało, jakby przed chwilą nie przepowiedziała mi porażki. Chciałam coś powiedzieć, spytać, dowiedzieć się więcej, ale nie mogłam. Bellatrix została pochłonięta przez ciemność, nie było już nic. Usłyszałam krzyk dziecka, a w następnej sekundzie siedziałam na łóżku z szeroko otwartymi oczami, ciężko oddychając.
Rozejrzałam się nerwowo po hotelowym pokoju i stwierdziłam, że jestem sama. Lucjusz jeszcze nie wrócił, chociaż zegar wskazywał na godzinę pierwszą po południu. Powinnam się martwić, ale za bardzo pochłonęły mnie myśli o moim śnie. Co takiego chciała mi przekazać Bellatrix? Co takiego przegram? 
Zanim zdążyłam się nad tym dłużej zastanowić, wybiła druga i drzwi do pokoju otworzyły się.
- I jak się czujesz? - spytał czule Lucjusz podchodząc do mnie i całując mnie w czoło.
- Dużo lepiej, dziękuję - uśmiechnęłam się ciepło.
- To wspaniale, bo zabieram cię na spacer - oznajmił, podając mi płaszcz. - Weź to, dzisiaj jest trochę chłodno.
Wzięłam od niego płaszcz i kiedy go założyłam, ruszyliśmy do wyjścia.
- Gdzie idziemy? - spytałam, kiedy wyszliśmy na ulicę.
- Do portu - uśmiechnął się.
- Proszę, powiedz, że nie będziemy pływali statkiem.
- Nie będziemy - zapewnił mnie. - Mogę wiedzieć dlaczego nie chcesz?
- Nie czuję się dzisiaj na siłach. Rejs mógłby się źle skończyć.
- Tak myślałem - uśmiechnął się. - Na szczęście zaplanowałem na dzisiaj coś innego.
- Co takiego?
- Dowiesz się w swoim czasie - zaśmiał się, a potem przez dwie godziny chodziliśmy po porcie i obserwowaliśmy wpływające i wypływające statki. Lucjusz kupił nawet bułki, którymi potem karmiliśmy mewy i łabędzie. Zadziwiające było to, jak świetnie radził sobie w towarzystwie mugoli. Byłam z niego naprawdę dumna.
Kiedy wybiła piąta, byliśmy już dawno po obiedzie i Lucjusz stwierdził, że najwyższa pora udać się na plażę, a ponieważ tego dnia to jemu przypadło organizowanie nam czasu, nie miałam nic przeciwko. Na promenadzie Lucjusz kupił dwie ogromne waty cukrowe, które starczyły nam prawie na przejście całej plaży, aż do samego wiatraka, co przeważnie zajmowało nam prawie godzinę. W pewnej chwili Lucjusz ścisnął mocniej moją dłoń i zatrzymał się. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Zamknij oczy - poprosił, a ja go posłuchałam i chociaż na usta cisnęły mi się dziesiątki pytań, milczałam. Po chwili poczułam, jak przewiązuje je jakąś opaską.
- Gdzie idziemy? - spytałam, kiedy Lucjusz chwycił moją dłoń i niepewnie ruszyłam przed siebie.
- Zobaczysz - szepnął mi do ucha. - A tymczasem postaraj się nie potknąć.
- Zmierzamy do wiatraka? - spytałam, czując kamienie pod stopami. - Lucjuszu, już tam byłam, to żadna tajemnica.
- Po prostu mi zaufaj, dobrze?
- No dobrze - westchnęłam i niepewnie przez niego prowadzona, ruszyłam dalej.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział jakieś pięć minut później i odwiązał opaskę. - Możesz otworzyć oczy.
Kiedy to zrobiłam, zobaczyłam, że nie tylko znajdowaliśmy się w moim ulubionym miejscu w Świnoujściu, ale również było ono w pełni zaaranżowane na uroczystą kolację dla dwojga.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie - powiedział Lucjusz i objął mnie w pasie.
- Musiałeś, prawda?
- Ciągle powtarzałaś, jak tutaj jest cudownie, a ja chciałem żeby ten dzień był najwspanialszym dniem twojego życia. Wreszcie możemy świętować bez żadnych obaw, nasze życie jest pozbawione lęków, korzystajmy z tego - zaśmiał się i pocałował mnie namiętnie w usta.
- A co z ludźmi?
- Jesteśmy bezpieczni. Rzuciłem zaklęcie ochronne. Kiedy jakiś mugol zacznie się tutaj zbliżać, przypomni sobie o jakiejś ważnej rzeczy, którą musi załatwić.
- A statki?
- Ludzie na pokładzie będą widzieli wiatrak, ale nie nas. Użyłem wszystkich możliwych zaklęć, żeby nikt nam dzisiaj nie przeszkodził.
- Jestem pod wrażeniem - uśmiechnęłam się.
- Nigdy mnie nie doceniałaś - wymruczał.
- Nieprawda - szepnęłam i pocałowałam go, żeby nie dać mu możliwości do dalszego mówienia.
Kolację zjedliśmy rozmawiając o aktualnych wydarzeniach. Okazało się, że Lucjusz pół dnia spędził w naszym domu w Anglii, gdzie tłumaczył naszym domowym skrzatom, gdzie mają wysłać przygotowane jedzenie oraz wino. Tak jak się spodziewaliśmy, cała czarodziejska Anglia świętowała dzisiaj upadek Czarnego Pana. W Hogwarcie odbyły się nawet uroczystości upamiętniające wydarzenia sprzed dwóch lat.
- Za upadek Czarnego Pana - powiedziałam, wznosząc kieliszek z winem.
- Za upadek - powiedział Lucjusz i delikatnie stuknął w mój kieliszek.
- Wiesz, że nigdy nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek będziemy mogli tak spokojnie siedzieć i po prostu pić wino? - spytałam, opierając głowę na jego ramieniu. - Zawsze wydawało mi się, że naszym przeznaczeniem jest żyć w strachu, już nie pamiętałam chwil, w których mogłabym spokojnie oddychać.
- Wiesz, kiedy odeszłaś, dużo myślałem o naszym życiu. O tym, jak ukształtowały je moje decyzje. Gdybym cię wtedy posłuchał i nie wstąpił w jego szeregi, nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Gdybyś nie wstąpił w jego szeregi, prawdopodobnie zabiłby nas w tej samej chwili, w której usłyszałby odmowę.
- A mimo to, ty nigdy nie uległaś.
- Byłam żoną śmierciożercy, Lucjuszu, nie potrzebowałam znaku, żeby wiedzieć, że moje życie zależy od niego. On również to wiedział.
- I nigdy nie nalegał?
- Tylko raz. Bellatrix powiedziała mu wtedy, że jestem za słaba. To było niedługo po tym, jak urodził się Draco. Myślę, że pomimo swojego okrucieństwa, Bella chciała mnie chronić
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś.
- Nie pytałeś - wzruszyłam ramionami.
- Wypijmy za Bellatrix. Szaloną siostrę, której udało się chronić moją żonę.
- Za Bellę - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie. Przed oczami stanął mi obraz Belli przepowiadającej mi porażkę.
- Myślisz, że może nam się kiedyś udać? - spytałam zamyślona, patrząc w dal na zachodzące słońce. Obraz Belli na szczęście już zniknął.
- Co takiego?
- Bycie szczęśliwymi.
- W tej chwili jestem szczęśliwy - szepnął i musnął wargami moją szyję.
- Tak, ja też - uśmiechnęłam się i pchnęłam go delikatnie tak, że teraz on praktycznie leżał na kamieniach, a ja się nad nim pochylałam. Po chwili nasze usta się spotkały.
- Chcesz to zrobić tutaj? - spytał Lucjusz.
Zamiast odpowiedzieć wyciągnęłam różdżkę i jednym jej machnięciem teleportowałam stolik wraz z krzesłami do Malfoy Manor. Drugim machnięciem cofnęłam zaklęcia ochronne. Potem chwyciłam Lucjusza za rękę i chwilę później znajdowaliśmy się w naszym hotelowym pokoju.
- Myślałem, że nie używamy magii.
- Pomyślałam, że to wyjątkowa sytuacja - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Oszukiwała pani, pani Malfoy.
- Nieprawda. Jestem bardzo dobra i grzeczna - szepnęłam, przygryzając wargę.
- O tak, zwłaszcza, kiedy jesteś niedobra - zaśmiał się, a potem oboje wylądowaliśmy w łóżku.

~*~

Następnego dnia obudziliśmy się wtuleni w siebie. Kiedy otworzyłam oczy odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na Lucjusza. Ku mojemu zaskoczeniu on również miał otwarte oczy.
- Jak długo już nie śpisz? - spytałam, gładząc dłonią jego policzek.
- Trochę - uśmiechnął się. - Lubię patrzeć jak śpisz - powiedział i pocałował moją dłoń. - Jesteś wtedy bardzo spokojna i szczęśliwa.
- Może ma to związek z tym, że jesteś obok mnie?
- Możliwe - pokiwał głową i zaczął bawić się moją dłonią.
- Chyba pójdę pod prysznic - stwierdziłam w końcu, powoli wstając z łóżka.
- Tylko wróć szybko.
- Jeszcze ci nie dość?
- Ciebie nigdy nie będę miał dość.
- Więc chodź ze mną - oznajmiłam, wyciągając do niego rękę.
- Gdzie? - spytał zdezorientowany.
- Pod prysznic - zaśmiałam się i pobiegłam do łazienki. Po chwili Lucjusz znowu trzymał mnie w swoich ramionach.

~*~

- Myślę, że powinnaś udać się do Munga - powiedział zaniepokojony Lucjusz, kiedy pół godziny później usiadłam obok niego na łóżku chwilę po tym, jak zwróciłam wczorajszą kolację.
- Nic mi nie jest - zapewniłam go. - Nigdzie się stąd nie ruszę.
- Narcyzo, proszę...
- Powiedziałam, że czuję się dobrze.
- Wymiotujesz.
- Pewnie coś mi zaszkodziło.
- Drugi dzień z rzędu?
- To tylko przypadek - wzruszyłam ramionami. 
- A ja i tak uważam, że...
- Lucjuszu, proszę, skończmy tę rozmowę. Nie chcę się kłócić.
- Ja też nie. Ale obiecaj mi, że kiedy wrócimy, pójdziesz do uzdrowiciela.
- No dobrze - westchnęłam i pocałowałam go w policzek. - O nie - jęknęłam i pobiegłam do łazienki.
- Koniec dyskusji - powiedział kilka minut później Lucjusz, podając mi rękę i pomagając wstać. - Wracamy do domu.
- Lucjuszu, proszę - szepnęłam, przemywając twarz zimną wodą.
- Koniec dyskusji - powiedział stanowczo i wrócił do pokoju, żeby zebrać nasze bagaże.
Zsunęłam się po ścianie i policzkiem dotknęłam zimnych płytek. Zamknęłam oczy. Tak bardzo nie chciałam wracać do domu.
Kilka chwil później, kiedy nasze walizki się pakowały, Lucjusz usiadł obok mnie. Nic nie mówił, po prostu pozwolił, żebym się o niego oparła. Kątem oka obserwowałam jak moje ubrania latają po całym pokoju.
- Lucjuszu?
- Tak? - spytał cicho.
- Co się stanie, kiedy wrócimy?
- Udamy się do Munga.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Jakie życie nas czeka po powrocie do domu?
- Będziemy szczęśliwi tak bardzo, jak tylko będziemy potrafili. Zrobimy wszystko, żeby nasze życie już zawsze było spokojne i dobre.
- Nie wiem, czy potrafię być szczęśliwa w tym domu, Lucjuszu. Zbyt wiele zła i cierpienia mnie w nim spotkało. Wiąże się z nim zbyt wiele bolesnych wspomnień.
- A więc sprzedamy dom i zamieszkamy gdzie indziej.
- Mówisz poważnie? - zdziwiłam się. - Byłbyś w stanie to zrobić?
- Dla ciebie, jestem w stanie zrobić wiele. A jeśli to choć trochę cię uszczęśliwi, to uszczęśliwi to również i mnie. To ty jesteś moim szczęściem Narcyzo. Nie dom, nie pieniądze czy praca. Tylko ty sprawiasz, że mam siłę by żyć, jesteś moją nadzieją - powiedział i złożył pocałunek na moich włosach. - Kocham cię, Narcyzo.
- Ja ciebie również, Lucjuszu - wykrztusiłam. Po moich policzkach spływały łzy wielkie jak groch.
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Chciałam czuć jego zapach, jego obecność. Mieć pewność, że to nie jest tylko kolejny sen, w którym zza drzwi wyskoczy roześmiana Bellatrix.  Odetchnęłam z ulgą. To działo się naprawdę.
Siedzielibyśmy tak jeszcze dłużej, gdyby nagle nie rozległo się stukanie w okno. Lucjusz wstał i wpuścił do środka białą płomykówkę, która wylądowała tuż obok mnie. Rozwinęłam kawałek pergaminu, który był przywiązany do jej nóżki i zwymiotowałam po raz trzeci tego dnia.
Pergamin zapisany był niestarannym rozmazanym od łez pismem. Wiadomość była bardzo krótka:

Hermiona w Mungu.
Jest źle.
Proszę, przyjedź.
D.


~*~
Pewnie większość z Was zadaje sobie to samo pytanie co Lucjusz: dlaczego akurat Polska i Świnoujcie? Początkowo akcja miała toczyć się w Paryżu albo Wenecji, ale potem miało miejsce pewne zdarzenie(które również wpłynęło na publikację tego rozdziału) i jedyne czego pragnęłam, to znalezienie się właśnie w Świnoujściu, w moim miejscu na ziemi, od którego dzieli mnie niestety ponad 700 km, a pisanie o tym mieście i dodatkowo umieszczenie w nim moich ukochanych bohaterów naprawdę sprawiło, że czułam się, jakbym znowu tam była. Żałuję tylko, że nie udało mi się do końca oddać uroku tego miasta.
Długo mnie tutaj nie było, ale trochę się pogubiłam, miałam kilka problemów i prawie przez dwa tygodnie nie zaglądałam na bloga. Ale teraz to się zmieni i następny rozdział powinien pojawić się dużo szybciej :)
Dziękuję za nominację do LBA :) Obiecuję, że wypełnię, ale nie obiecuję kiedy ;)
Rozdział dedykuję Kasi, która bardzo chciała żeby ten rozdział był dla niej i żebym dodała go jak najszybciej :)
Przepraszam za błędy i mam nadzieję, że rozdział nie był aż taki zły jak mi się wydaje. Całusy, Ciocia Bella ;**

9 komentarzy:

  1. Polska, morze! *.* Kiedy tylko przeczytałam początek, to od razu się roześmiałam i uśmiechałam przez cały rozdział. Cudowny. Myślałam, że jeszcze długo sobie na niego poczekamy, ale na szczęście go dodałaś. Sufit nad łóżkiem, najlepsze podsumowanie. ;D Lucjusz jest tutaj idealny, takiego sobie go zawsze wyobrażałam, kiedy przebywał z Narcyzą. Nawet jego stosunek do mugoli jest taki prawdziwy, bo myślę, że po wojnie jego nastawienie na pewno w jakims stopniu się zmieniło. Cieszę się, że w tym rozdziale byli tacy szczęśliwi. :) Oby z Hermioną wszystko było w porządku i nic się jej nie stało. :( A poza tym dlaczego Narcyza tak wymiotowała i źle się czuła? Można się domyślić, niech moje przypuszczenia się sprawdzą. XD Ona jest w ciąży... :O ^_^ Tak! (A może to przez Bellę i te wspomieniowizje, ale nie... Nie, nie) Ale się rozpisałam, pozdrawiam i oby następny rozdział pojawił się szybko. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty uśmiechałaś się podczas czytania rozdziału, a ja podczas czytania Twojego komentarza :D Ja mam wrażenie, że Lucjusz jest tutaj zbyt idealny, ale chciałam im dać kilka naprawdę szczęśliwych chwil, bo na nie zasługiwali :) Co do Hermiony, to będzie to trochę poważniejszy wątek. Hahahaha uwielbiam Twoje przypuszczenie o ciąży Narcyzy <3 nie potwierdzam i nie zaprzeczam, wszystko się wkrótce wyjaśni ;) następny rozdział chyba będzie szybciej, bo już zaczęłam go pisać, co nieczęsto się zdarza ;)
      Pozdrawiam i dziękuję za cudowny komentarz ;**

      Usuń
  2. Pochłonęłam ten rozdział w jedną chwilę i muszę przyznać, że czuję niedosyt. Taki piękny, mogę powiedzieć- romantyczny rozdział. Podoba mi się tutaj podejście Lucjusza do Narcyzy, przez cały czas kontrolował się w obecności mugoli i chciał dla żony jak najlepiej. Prawdę mówiąc, przez większą część tej notki się uśmiechałam i nie tylko dlatego, że akcja toczyła się nad polskim morzem, ale atmosfera panująca pomiędzy bohaterami mnie urzekła. Np. kiedy Lucjusz powiedział definicję piękna :) albo cieszył się, płynąc promem. A Narcyza... Cóż, zaniepokoił mnie jej stan zdrowia, ale pomimo wszystko ujęłaś ją naturalnie i to jest fajne. "W hotelu, Lucjuszu, w hotelu" hahahhahah. Najlepsze jest to, ile razy pomiędzy nimi dochodziło do bardzo bliskiego kontaktu w tym rozdziale. Nie wiem, co tu mogę jeszcze powiedzieć. Wyjazd przydał się i Narcyzie, i Lucjuszowi. Na pewno świetnie wyszło i już się nie mogę doczekać nowej notki. Zapomniałabym, cudowny tytuł :)
    Pozdrawiam
    Eriss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, ja tak się bałam reakcji na umieszczenie akcji w Polsce, a tutaj miła niespodzianka, że zostało to przyjęte z entuzjazmem :D hahaha, no bardzo często dochodziło do ich bliskiego kontaktu i czasem się zastanawiałam, czy nie za często ;) Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Ci się podoba :D kolejny rozdział będzie już niedługo, kiedy tylko sięgnę po Zakon Feniksa i przypomnę sobie, jak to było w Mungu ;)
      Ściskam mocno,
      Ciocia Bella

      Usuń
  3. Witam,
    Po raz pierwszy przeczytałam twojego bloga. Po przeczytaniu tego rozdziału uznałam, że muszę przeczytać cały i zaczęłam...Wciągnęłaś mnie. Muszę przyznać, że chyba zostanę tu na dłużej. Dodałam twój, blog do ulubionych w swoich zakładkach. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością Mam nadzieje, że wkrótce wyjaśni się sprawa złego poczucia Narcyzy Ciekawe, co się dzieje z Hermioną ?
    Pozdrawiam,
    Sofia Potter

    OdpowiedzUsuń
  4. Do poniedziałku pojawi się tu mój komentarz

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam taki trik! Czytanie pomiędzy wierszami:
    " - Lucjuszu, szybciej! - krzyknęłam (...)
    - Już nie mogę - jęknął (...)
    - Nie, dopóki nie dojdziemy (...)" Zniszczyłam Ci życie pewnie. xDDD Jezu błagam weź mi internety, albo nie... lepiej zostaw :P
    " Obiecał nawet, że kiedy wrócimy do domu, kupi własną łódź i zabierze mnie nią w podróż dookoła świta." Marzyciel. xD Już będzie szastał kasą na lewo i prawo. Oj, Lucuś, Lucuś... Jak już kupisz tą łódkę dla Cyzi to i ja poproszę, ok? No, dzięki. xD
    Oni się tak słodko droczą. <33 Ja też bym chciała iść pod prysznic z Lucjuszem. ;c
    "- Dla ciebie, jestem w stanie zrobić wiele. A jeśli to choć trochę cię uszczęśliwi, to uszczęśliwi to również i mnie. To ty jesteś moim szczęściem Narcyzo. Nie dom, nie pieniądze czy praca. Tylko ty sprawiasz, że mam siłę by żyć, jesteś moją nadzieją - powiedział i złożył pocałunek na moich włosach. - Kocham cię, Narcyzo." Jakbym zmieniła Narcyzę na Michalinę to by było cudownie, prawda? :D Nie... Nie zrobię tego. Ja jestem pisana komuś innemu. ;C
    Byłam chyba pięć razy nad morzem i ani razu w Świnoujściu. ;c Ale ja tam jeszcze będę.
    Lovki, kiski, foreverki, kochana. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Czy ja wyglądam na kogoś kto ma drobne" :D no po prostu skisłam :) cioci Belli chyba humor dopisuje ;) I Lucuś by żałował jak by nie pojechał, a tak odkrył nową pasję :) Ja rozumiem, że jakiś tam magazyn czy coś oszcował majątek Malfoyów na ok. 1,7 miliarda, ale od razu łódź? Lucjuszowi już się miesza w głowie od tego hajsu :) I ja wiem, że Lucek to dla Cyzi wszystko, ale przebywanie z mugolami można uznać za 8 cud świata >.<
    Całuski
    Marta

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis