- Musimy wracać - powiedziałam stanowczo, przemywając sobie twarz zimną
wodą. List od Dracona nadal leżał na ziemi. - Nie mamy czasu do stracenia.
- A więc twój stan zdrowia nie robi na tobie wrażenia, ale wypadek
tamtej dziewczyny sprawia, że bez wahania podejmujesz decyzję o powrocie.
Lucjusz uśmiechnął się krzywo, a ja spojrzałam na niego karcąco.
- To co innego - warknęłam i zaczęłam gorączkowo szukać czystych ubrań.
- Narcyzo, uspokój się - poprosił, kładąc rękę na moim ramieniu.
- Nie będę spokojna! - krzyknęłam, choć wcale nie zamierzałam. - Muszę
wracać do Dracona i Hermiony! To, że nie podoba ci się krew dziewczyny, z którą
umawia się nasz syn i że jej los jest ci obojętny, nie znaczy, że mnie również.
Ta dziewczyna pomogła mi w jednym z najtrudniejszych etapów w moim życiu, była
przy mnie, kiedy nikt inny tego nie robił. Teraz moja kolej, żeby się jej
odwdzięczyć, więc jeśli masz zamiar powstrzymywać mnie przed powrotem do
Londynu, to musisz wiedzieć, że...
- Narcyzo, posłuchaj mnie! - krzyknął Lucjusz, a ja zamarłam
zaskoczona. To był jedyny sposób, by mógł coś powiedzieć.
- Co?
Lucjusz chwycił moje dłonie i spojrzał mi w oczy.
- Rozumiem - powiedział spokojnie. - Wiem, jak ważna jest dla ciebie ta
dziewczyna i że w tej chwili twoim priorytetem jest znalezienie się przy niej.
Rozumiem to.
- Naprawdę? - zdziwiłam się.
- Naprawdę - uśmiechnął się lekko.
- A teraz pędź do nich. Hermiona cię potrzebuje.
- Dziękuję - wyszeptałam wciąż zaskoczona.
- Kocham cię, Narcyzo - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Obiecaj
mi, że będziesz na siebie uważała.
- Obiecuję. Zobaczymy się w domu - szepnęłam i pocałowałam go na
pożegnanie. Lucjusz przyłożył sobie moją dłoń do policzka, a potem powoli ją
puścił.
Policzyłam do trzech i po chwili poczułam mocne szarpnięcie w okolicy
pępka.
~*~
Ostatni raz w Szpitalu Świętego Munga byłam prawie dwadzieścia lat
temu, kiedy zmarł mój ojciec.
Byłam w ciąży z Draconem, kiedy okazało się, że mój ojciec jest chory.
Umierał długo i bardzo cierpiał, ale pewnego dnia, kiedy byłam w siódmym
miesiącu ciąży, jego stan gwałtownie się pogorszył. Powiedział mi wtedy, że nie
odpuści, dopóki nie pozna swojego wnuka. Dużo wtedy płakaliśmy. Wbrew pozorom,
mój ojciec nie był złym człowiekiem. Popierał ideę czystej krwi, ale nie chciał
przelewu niewinnej krwi. Tak naprawdę mugole i mugolaki nie przeszkadzali mu,
dopóki nie miał z nimi osobistego kontaktu. Kiedy pojawił się Czarny Pan,
ojciec go poparł, ale wtedy uważał jego poglądy za zdrowe, później, kiedy
okazało się, jaki jest jego prawdziwy cel, zmienił zdanie. To właśnie dzięki
tacie nigdy do końca mu nie uległam. A przynajmniej się starałam.
W każdym razie, mój tata umierał, a do porodu wciąż było daleko. Każdego
dnia widziałam, jak coraz bardziej opadał z sił. Byłam pewna, że umrze zanim
urodzi się Draco, ale on zdawał się opierać śmierci, nie pozwalał jej zbliżyć
się dostatecznie blisko. Nie chciał pozwolić, żeby go zabrała. I wtedy, kiedy
byłam w ósmym miesiącu ciąży, mój mały skarb przyszedł na świat. Dzień później
mój ojciec go poznał. Wziął na ręce, dotknął jego policzka, a następnie mi go
oddał.
- Macie pięknego syna - powiedział, a Lucjusz zabrał Dracona do mojej
sali. Zostałam z tatą sama.
Chwyciłam go za rękę i zapłakałam, widząc, jak jego głowa bez sił
opadła na poduszkę. Czekał na tę chwilę przez tyle lat i teraz był gotowy
powitać śmierć.
- Narcyzo - wychrypiał ostatkiem sił. - Jak mam to zrobić? Jak umrzeć?
Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie, był tak bardzo
wyczerpany, zmęczony życiem i chorobą, która powoli go niszczyła.
- Nie staraj się - szepnęłam. - To po prostu się stanie.
Był taki nienaturalnie spokojny. Podczas gdy mną wstrząsały dreszcze spowodowane
gwałtownym płaczem, z jego oczu popłynęła tylko jedna łza. Byłam przy nim,
kiedy umierał. Powtarzałam, że wszystko będzie dobrze, żeby się nie martwił i
że wszystko się jakoś ułoży. Mówiłam rzeczy, które nie miały najmniejszego
sensu i znaczenia, chciałam po prostu jak najdłużej zatrzymać go przy sobie.
Usłyszałam jak mówi: kocham cię, córeczko, i chwilę później
zamknął oczy, a jego ręka opadła bez sił. Serce przestało bić. Zostałam sama.
Jeszcze przez długi czas trzymałam kurczowo jego dłoń, wciąż
szlochając. Chciałam żeby wrócił, żeby był przy mnie. Wiedziałam jednak, że to
niemożliwe, że nie wykorzystałam swojej szansy, że już nigdy więcej go nie
zobaczę. Lucjusz przyszedł wtedy po mnie i zabrał do mojej sali, gdzie przez
kolejne godziny przytulał mnie, dopóki się nie uspokoiłam.
To była ostatnia lekcja, jaką dał mi mój ojciec. Nauczył mnie, jak
umierać. To była lekcja, której nigdy nie zapomnę.
Można by pomyśleć, że po upływie prawie dwudziestu lat, klinika będzie
wyglądała zupełnie inaczej, tymczasem prawie nic się w niej nie zmieniło.
Ściany nadal były białe, portrety wisiały krzywo, kobieta w recepcji była
nieprzyjemna jak zawsze, a rzędy kulawych krzeseł wypełnione ludźmi z różnymi
urazami.
Podeszłam do recepcji, starając się nie zwracać uwagi na otaczających
mnie ludzi.
- Przyszłam, żeby odwiedzić Hermionę Granger - oznajmiłam głośno i
wyraźnie tak, żeby czarnowłosa kobieta siedząca za biurkiem mnie usłyszała
wśród panującego tutaj harmidru.
- Czwarte piętro, oddział czterdziesty siódmy, ale panna Granger nie
przyjmuje jeszcze odwiedzin - powiedziała lekceważąco.
- To nic, chcę się tylko dowiedzieć, co z nią.
- Nie jestem upoważniona do przekazywania takich informacji - oznajmiła
szorstko.
- Wspaniale. Na szczęście nie oczekuję ich od pani - syknęłam wściekła
i ruszyłam w stronę schodów.
Kiedy tylko pojawiłam się na czwartym piętrze, zobaczyłam, że na jednym
z krzeseł siedzi mój syn. Był przygarbiony, a twarz schował w dłoniach. Ostatni
raz widziałam go dwa tygodnie temu i miałam wrażenie, że od tamtego czasu
postarzał się o co najmniej dziesięć lat. Wyglądał na zmęczonego, chociaż nie
jest to odpowiednie słowo. Kiedy podeszłam do niego bliżej, zdałam sobie
sprawę, że mój syn sprawiał wrażenie przegranego. Po mojej głowie krążyły
najgorsze myśli.
- Synku - szepnęłam, kładąc dłoń na jego barku. Draco drgnął i spojrzał
na mnie. Jego wzrok był przepełniony cierpieniem.
- Mamo - jęknął, a ja usiadłam obok niego i objęłam go ramieniem. Draco
wtulił się we mnie tak, jak miał zwyczaj robić, kiedy był dzieckiem. I nagle
zdałam sobie sprawę, że w tamtej chwili znów był moim małym synkiem. Był
mężczyzną, któremu właśnie zawaliło się całe życie.
- Co się stało? - spytałam, gładząc jego włosy.
Draco nie odpowiedział od razu. Dopiero po dłuższej chwili był gotowy,
żeby opowiedzieć mi o tym, co spotkało Hermionę.
- Była bitwa w departamencie Hermiony... Ktoś zamaskowany wszedł i
zaczął rzucać zaklęciami na prawo i lewo. Zanim ktokolwiek z departamentu
zorientował się, co się dzieje, połowa pracowników była martwa albo ogłuszona.
Kilka osób podjęło walkę, ale tamtych było zbyt wielu... Hermiona... ona
pierwsza dostrzegła, co się dzieje. Zaczęła rzucać zaklęcia, ostrzegła innych.
Dzięki niej ktoś ocalał. Kiedy bitwa dobiegała końca, dostała zaklęciem, które
rzuciło ją na ścianę... miała poważne uszkodzenia mózgu, które na szczęście
uzdrowicielom udało się cofnąć, ale ona nadal się nie obudziła... mamo, oni
mówią, że nie wiadomo, czy w ogóle się obudzi... - załkał i ukrył twarz w moim
rękawie. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Tak bardzo chciałam mu
pomóc, ale nie wiedziałam jak. Nie mogłam zrobić nic, oprócz bycia przy nim.
- Tak bardzo mi przykro - szepnęłam, a po moich policzkach zaczęły
spływać łzy.
Tamtego dnia nie zdarzyło się już nic. Hermiona się nie obudziła, a
przez jej salę przewijali się różni ludzie: Potter, Weasley i cała jego
rodzina, rodzice Hermiony, przyjaciele z pracy. Nikt z przybyłych nie potrafił
uwierzyć, że w dzisiejszych czasach, kiedy Czarny Pan został pokonany, coś
takiego mogło mieć miejsce.
Kiedy wieczorem wróciłam do domu, Lucjusz czekał na mnie w salonie,
siedząc w moim ulubionym fotelu i czytając proroka codziennego.
- Piszą o tym, co się stało w ministerstwie - powiedział, kiedy mnie
zobaczył.
Wstał i podszedł do mnie, po czym przytulił mnie tak, jak ja tuliłam
dzisiaj Dracona, a ja zapłakałam.
Lucjusz pocieszał mnie jeszcze przez długi czas, dopóki nie zabrakło mi
łez.
- To okropne, co się stało - powiedział, pomagając mi dojść do stołu.
Nagle zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam zmęczona i jak trudny to był dla
mnie dzień.
- Gdybyś ją zobaczył - jęknęłam. - Kiedy leżała tam taka bezbronna,
cała w opatrunkach...
- Myślę, że nie byłbym tam zbyt mile witany - westchnął Lucjusz.
- Nieprawda - pokręciłam głową. - Myślę, że twoja obecność podniosłaby
na duchu naszego syna.
- Draco mnie nienawidzi i wcale mnie to nie dziwi.
- Spędziłam z nim wiele czasu, dużo z nim rozmawiałam i wiem, że jeśli
ty będziesz w stanie wyciągnąć do niego rękę, to on ją przyjmie. Jeśli chociaż
spróbujesz, możesz odbudować relacje z synem.
- Naprawdę tak uważasz?
- Jestem tego pewna - uśmiechnęłam się i czule dotknęłam dłonią jego
policzka. W tym samym momencie na stole pojawiło się mnóstwo dań przygotowanych
przez skrzaty.
Kiedy kolacja dobiegła końca, przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na
kanapie. Wtuliłam się w Lucjusza i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Jakie masz plany na jutro? - spytałam, przeciągle ziewając.
- Myślę, że skoro przez najbliższy czas będziesz głównie przebywała w
Mungu, wrócę do pracy, a te dni wolne, które mi zostały, odbiorę sobie, kiedy
wszystko się uspokoi - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
- Przepraszam. Powinnam być z tobą.
- Już o tym rozmawialiśmy - szepnął, a ja po raz kolejny ziewnęłam. -
Myślę, że powinniśmy pójść do sypialni. Potrzebujesz snu - stwierdził
zatroskany.
- Tutaj jest mi dobrze - uśmiechnęłam się delikatnie. Nawet nie
zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam zmęczona. Spędziłam cały dzień w
Mungu podtrzymując na duchu Dracona, chociaż sama ledwo dawałam sobie radę.
Cały dzień dał mi w kość tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się następnego dnia rano i ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że
znajdowałam się w sypialni. Nie pamiętałam, kiedy dokładnie, ale najwidoczniej
Lucjusz musiał zanieść mnie do sypialni, kiedy usnęłam w jego ramionach.
Poczułam się wzruszona tym gestem i chciałam mu podziękować, ale kiedy się
odwróciłam, żeby go pocałować, ze zdumieniem odkryłam, że sypialnia była pusta,
a po drugiej stronie łóżka, zamiast mojego męża leżała prostokątna kremowa
karteczka.
Witaj, słońce!
Spałaś tak słodko, że nie miałem serca Cię budzić. Jestem w
Ministerstwie, spotkamy się wieczorem.
Kocham, Lucjusz.
Uśmiechnęłam się i złożyłam kartkę na pół, po czym położyłam ją na
stoliku nocnym. Jeszcze przez chwilę leżałam na łóżku, delektując się ciszą i
spokojem. Lubiłam takie leniwe poranki, ale podobały mi się one dużo bardziej,
kiedy mogłam je dzielić z Lucjuszem.
Kiedy w końcu zdecydowałam się na opuszczenie łóżka, zakręciło mi się w
głowie i chwilę później wczorajsza kolacja była tylko wspomnieniem. Zbeształam
się w myślach, że nie udałam się wczoraj do uzdrowiciela, jak obiecałam to
Lucjuszowi, i postanowiłam, że zrobię to dzisiaj.
W ciągu następnej godziny zdążyłam zjeść śniadanie, wziąć prysznic i
przygotować się do wyjścia. Czekał mnie kolejny dzień w Mungu i modliłam się,
żeby przyniósł on lepsze wieści niż poprzedni.
- Jak się czujesz? - spytałam mojego syna, kiedy weszłam do sali
Hermiony.
Draco siedział przy jej łóżku i trzymał ją za rękę. Miał podkrążone
oczy i tę samą szatę, co wczoraj. Oprócz niego, nie było nikogo. Ucieszyło mnie
to, bo nie miałam ochoty na spotkanie z nikim oprócz niego.
- Zmęczony - wyszeptał tylko, jakby bał się, że ją obudzi.
Westchnęłam zrezygnowana.
- A co z Hermioną?
- Bez zmian - odpowiedział zrezygnowany chowając twarz w dłoniach. -
Nic się nie zmienia, mamo. Uzdrowiciele nadal nic nie wiedzą.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniłam go. - Hermiona to silna kobieta i
wyjdzie z tego.
- Tak, ale nie wiadomo, czy nie użyto też innych zaklęć i nie dowiemy
się tego, dopóki się nie obudzi.
Jeszcze nigdy nie widziałam mojego syna w takim stanie. Kiedy Lucjusz
trafił do Azkabanu, był zrozpaczony, ale zachował trzeźwy umysł. Kiedy Czarny
Pan wyznaczył mu za zadanie zabicie Albusa Dumbledore'a, był przerażony. Kiedy
misja mu powierzona zdawała się okazywać niepowodzeniem, był załamany. Pamiętam
jak podczas świąt Bożego Narodzenia razem usiłowaliśmy rozwiązać ten problem.
Kiedy walczyliśmy w Hogwarcie, a nawet później, podczas procesów, bał się, tak samo
zresztą jak i ja. Widziałam to wszystko. Ale jeszcze nigdy Draco Malfoy nie
wydawał się być bezbronny, pozbawiony wszelkiej nadziei.
- Kochanie - zaczęłam niepewnie, a kiedy Draco na mnie spojrzał,
poczułam się jak intruz. - Myślę, że powinieneś wrócić do domu i trochę się
przespać, a ja w tym czasie zostanę z Hermioną i gdy tylko coś się wydarzy,
obiecuję, że od razu cię zawiadomię.
- Powinienem być tutaj.
- Ledwo żywy na pewno jej nie pomożesz. Draco, proszę.
- No dobrze - westchnął, po czym pocałował dłoń Hermiony i niechętnie
wstał. Podeszłam do niego i przytuliłam go.
- Będę tutaj przez cały czas - zapewniłam. - A ty wracaj do domu,
prześpij się i odśwież.
- Sugerujesz, że śmierdzę? - spytał, kiedy przejechałam dłonią po jego
policzku.
- Prysznic na pewno by cię nie zabił - uśmiechnęłam się do niego
delikatnie i wypuściłam z objęć, pozwalając mu ruszyć do wyjścia.
- Mamo - powiedział i zatrzymał się na chwilę.
Odwróciłam się do niego.
- Tak?
- Dziękuję. - Posłał mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. - Nie
wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- To naprawdę nic takiego - zapewniłam go. - Jestem jej coś winna, a
nawet gdybym nie była to i tak bym to zrobiła. A teraz zmykaj już - ponagliłam
go. - I nie chcę cię tu widzieć, dopóki nie doprowadzisz się do stanu
używalności.
Draco posłał mi jeszcze pełen wdzięczności uśmiech i zniknął. Przez
chwilę wpatrywałam się w miejsce, w którym zniknął, a potem usiadłam na jednym
z krzeseł pod ścianą i wyciągnęłam z torebki "Dumę i uprzedzenie",
którą dostałam od Hermiony.
Byłam tak pochłonięta lekturą, że nawet nie zauważyłam, kiedy do sali
weszli rodzice Hermiony. Państwo Granger wyglądali na równie zmęczonych, co
Draco. Mogłam sobie jedynie wyobrażać, co czują. Co prawda, Hermionę
traktowałam jak własną córkę, ale mimo wszystko nie potrafiłam sobie wyobrazić,
co bym czuła, gdyby zamiast niej, leżał tam Draco.
Rodzice Hermiony zapytali mnie tylko, czy wiadomo coś nowego, a kiedy
odpowiedziałam, że nie, postanowiłam zostawić ich samych. Wyszłam więc na
korytarz i przez chwilę chodziłam w kółko, a potem przypomniałam sobie, że
obiecałam Lucjuszowi udać się do uzdrowiciela. Skoro rodzice Hermiony byli przy
niej, nie miałam wyrzutów sumienia, że ją zostawiam.
Kiedy pół godziny później wyszłam z gabinetu uzdrowiciela, nie byłam
wiele mądrzejsza niż przed tym, jak do niego weszłam. Zrobiono mi badania i
kazano czekać. Wyniki miały być wieczorem. Z braku wyboru, wróciłam na czwarte
piętro. Ponieważ rodzice Hermiony wciąż u niej byli, postanowiłam zaczekać na
korytarzu i poczytać książkę. Draco pojawił się kilka godzin później. Nie był w
o wiele lepszej formie niż wcześniej, ale przynajmniej wziął prysznic, zmienił
ubranie i choć trochę się przespał. Usiadł obok mnie i razem czekaliśmy na
jakieś wieści. W pewnym momencie zamknęłam na chwilę oczy. Obudziło mnie
dopiero uczucie, że coś mnie otula. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że to Lucjusz
przykrywał mnie kocem. Uśmiechnęłam się do niego i chwyciłam jego dłoń.
- Dziękuję - szepnęłam.
- Nie ma za co - uśmiechnął się. - Kiedy przyszedłem byłaś bardzo blada
i zimna, nie mogłem pozwolić, żebyś marzła.
- Jesteś kochany - pocałowałam go w policzek, a potem rozejrzałam się
po korytarzu. - Gdzie Draco?
- W sali. Wszedł tam, kiedy wyszli jej rodzice.
- Czy wy...
- Jeszcze nie - pokręcił głową. - Chciałem zaczekać aż się obudzisz. No
wiesz, w razie czego, tylko ty będziesz w stanie go uspokoić - Lucjusz
uśmiechnął się krzywo.
- Jesteś gotowy? - spytałam.
- Po prostu chodźmy - powiedział niezbyt pewnym głosem. Chwilę później
podał mi rękę i pomógł wstać. Byłam mu wdzięczna za te wszystkie gesty,
ponieważ naprawdę nie czułam się najlepiej.
- Draco - zaczęłam, kiedy weszłam do sali Hermiony. Lucjusz na wszelki
wypadek został na zewnątrz. - Synku, proszę, chodź ze mną na chwilę -
poprosiłam.
- Nie mogę później?
- To zajmie naprawdę tylko chwilę i jest dla mnie bardzo ważne.
Draco westchnął i niechętnie opuścił miejsce przy łóżku Hermiony. Kiedy
wyszedł na korytarz i zobaczył Lucjusza, stanął jak wryty.
- Mamo - powiedział nieco zdenerwowany. - O co tutaj chodzi?
- Wszystko w porządku - zapewniłam go. - Ojciec chce jak najlepiej.
- Przyszedłem, żeby zakończyć tę głupią wojnę pomiędzy nami -
powiedział Lucjusz. - Chcę, żeby było jak dawnej, żebyśmy znów byli rodziną.
- Po tym wszystkim, co zrobiłeś? - spytał Draco, a ja zobaczyłam, jak
jego ręka zaczyna drżeć. - Po tym wszystkim, co od ciebie usłyszałem?
- Przyszedłem, żeby przeprosić.
Wiedziałam, jak wiele go to kosztuje i byłam mu wdzięczna, że próbował.
Draco wydawał się być jednak nieugięty.
- I tak po prostu mam o wszystkim zapomnieć?
- Jestem twoim ojcem. Wiem, że popełniłem błędy, ale zrobię wszystko,
żeby cię odzyskać.
- Nie zostawię Hermiony - powiedział stanowczo. - Kocham ją.
- Rozumiem to - Lucjusz pokiwał głową. - Zdaję sobie sprawę, jak silne
jest wasze uczucie i dlatego postaram się zaakceptować ten związek, chociaż nie
twierdzę, że będzie to łatwe.
- Naprawdę? - spytał Draco zbity z tropu.
- Naprawdę - Lucjusz uśmiechnął się niepewnie. - Dlaczego wy w ogóle we
mnie nie wierzycie?
- Może dlatego, że już trochę cię znamy? - zasugerował Draco.
Lucjusz spojrzał na niego z dezaprobatą, a potem się uśmiechnął.
- Więc jak będzie? - spytał.
Draco milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Jak dawniej - kiwnął w końcu głową i podszedł do Lucjusza. -
Przepraszam, tato.
- Ja też przepraszam, synu - powiedział Lucjusz i objął Dracona. Do
moich oczu napłynęły łzy wzruszenia.
- Och, chłopcy - jęknęłam i przytuliłam ich do siebie. - Tak się
cieszę, tak bardzo się cieszę.
Łzy płynęły po moich policzkach, ale nie przejmowałam się tym. Liczyło
się tylko to, że dwie najważniejsze dla mnie osoby przestały być dla siebie
wrogami. Moja rodzina znów była moją rodziną i to było dla mnie najważniejsze.
Wreszcie, po tak wielu kłótniach i stoczonych walkach, wszystko się skończyło.
Wszystko było dobrze.
~*~
Wieczorem, kiedy opadły emocje, siedziałam razem z Lucjuszem na
korytarzu i razem z nim patrzyłam na naszego syna, drzemiącego przy łóżku
Hermiony.
- Myślisz, że z tego wyjdzie? - spytał Lucjusz.
- Mam taką nadzieję - westchnęłam, zmęczona tym, że nic się działo. -
Chciałabym, żeby coś się stało, żebyśmy dostali jakiś znak, że wszystko jest w
porządku.
- Wiem, kochanie, wiem - powiedział, gładząc moje włosy. - Ja też bym
tego chciał.
- Martwisz się o Hermionę?
- Martwię się o naszego syna. Chcę, żeby był szczęśliwy, a jeśli ta
dziewczyna ma mu to zapewnić, muszę to zaakceptować.
- Jestem z ciebie dumna, wiesz? Za to, co dzisiaj zrobiłeś. Naprawdę mi
zaimponowałeś.
- Nie potrafiłem tak dłużej żyć - wyznał. - Odzyskałem ciebie i to było
moje największe szczęście, ale nie potrafiłem sobie wybaczyć, że własny syn
mnie nienawidzi. Wiesz, kiedyś obiecałem sobie, że nigdy nie będę taki jak mój
ojciec. Udało mi się to. Byłem znacznie gorszy niż on.
- To nieprawda, Lucjuszu. Popełniłeś kilka błędów, ale jesteś ich
świadomy i starasz się je naprawić, a to jest najważniejsze - uśmiechnęłam się
i ścisnęłam mocniej jego dłoń. - Czuję, że teraz wszystko zacznie się układać.
- Jestem największym szczęściarzem na tej planecie. Wiesz, dlaczego?
- Dlaczego? - spytałam.
- Bo moją żoną jest najwspanialsza kobieta w całym wszechświecie.
Jesteś moim szczęściem i moją siłą, Narcyzo - powiedział i pocałował moją dłoń.
- Nigdy nie będę potrafił wyrazić jak bardzo wdzięczny jestem za to, że cię
mam.
- Ostatnio mówisz tak często zapewniasz mnie o swojej miłości, że
zaczynam się zastanawiać, czy czegoś nie przeskrobałeś - powiedziałam
całkowicie poważnym tonem, a po chwili roześmiałam się, widząc naburmuszoną
minę Lucjusza. - Żartowałam - pocałowałam go w policzek i wstałam z kzesła. -
Mam ochotę na herbatę, też chcesz?
- Poproszę - uśmiechnął się do mnie i patrzył jak odchodzę.
Niestety, nie dane mi było dojść nawet do końca korytarza. Świat
zawirował, a ja poczułam tylko jak moja głowa uderza o podłogę. Potem była
tylko wszechogarniająca ciemność.
Obudziłam się w gabinecie uzdrowiciela, u którego byłam dzisiaj.
Lucjusz siedział pod ścianą i przeglądał Proroka. Jęknęłam cicho, czując
pulsujący ból w okolicy skroni. Lucjusz podniósł wzrok znad gazety i gdy tylko
zdał sobie sprawę z tego, że odzyskałam przytomność, podszedł do mnie.
- Co się stało? - spytałam niemrawo.
- Upadłaś - powiedział Lucjusz. - Ale już wszystko w porządku.
- Niedobrze mi - jęknęłam, walcząc z mdłościami.
- Za chwilę powinien pojawić się uzdrowiciel - zapewnił mnie.
- To dobrze - uśmiechnęłam się krzywo. Bolało mnie całe ciało.
Lucjusz chwycił mnie nerwowo za rękę. Spojrzałam na niego i zobaczyłam,
że wodzi wzrokiem po całej sali.
- Lucjuszu, czego mi nie mówisz? - spytałam zaniepokojona.
- Co? - zdziwił się.
- Jesteś zdenerwowany, ukrywasz coś - naciskałam.
- No dobrze - przyznał. - Kiedy byłaś nieprzytomna, obudziła się
Hermiona...
- O mój Boże, to wspaniale - ucieszyłam się.
- Niezupełnie - Lucjusz wyraźnie zmarkotniał. - Chodzi o to, że ona
nie...
W tym samym momencie do gabinetu wszedł uzdrowiciel. Przeklęłam go w
duchu, że wybrał akurat ten moment.
- Mam wyniki badań, pani Malfoy – oznajmił.
Chwilę później Lucjusz z jękiem usiadł na krześle, a moja głowa
bezwładnie opadła na poduszkę.
Zabawne, jak w jednej chwili życie, które znasz, może zmienić się nie
do poznania.
~*~
Haha, nie sądziłam, że uda mi się skończyć ten rozdział wcześniej, ale okazało się, że praca na konkurs jednak nie zajęła mi tyle czasu, ile oczekiwałam.
Nawiązując do ostatniego zdania: zabawne jest również to, jak szybko potrafię skończyć rozdział, kiedy nie gonią mnie żadne terminy :)
Rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy skomentowali poprzedni rozdział, bez Was nie dałabym rady ;***
Przepraszam za błędy,
Ciocia Bella ;**
Hehe, a Malfoyowie znowu są razem, i to silniejsi niż kiedykolwiek ^^
Czekałam na ten rozdział długo!!! Ale się doczekałam. Mam wielkie nadzieje ,że ona NIE JEST W CIĄŻY!!! Błagam by nie była. Co do Hermionki to straszne!!! Kolejna sprawa. Biedny Draco...Ciekawe co wymyślisz...Tylko nie każ mi czekać tak długo na rozdział! Już kiedyś komentowałam pod nazwą Sofia Potter, zapraszam Cię do mnie a linki są w zakładce LINKI.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Beca
PS.Oby ona nie była w ciąży
Dlaczego nie chcesz, żeby Narcyza była w ciąży? Jestem tego bardzo ciekawa :D Draco i Hermiona... myślę, że po napisaniu następnego rozdziału mogę wyczekiwać wściekłego tłumu czekającego na mnie przed domem...
UsuńNiczego nie obiecuję, bo najlepiej i najszybciej piszę, kiedy nic mnie nie pogania, ale chyba pojawi się on szybciej niż ten ;)
Na Twoje blogi zajrzę już wkrótce, to akurat mogę obiecać ;)
Pozdrawiam,
Ciocia Bella
Niech ONA BĘDZIE W CIĄŻY! Ja chcę, żeby była i gdyby rzeczywiście tak było, to byłabym szczęśliwa. :c Mieliby drugie dziecko, noo. :( Przeczuwam, że z Hermioną nie jest dobrze... Pojednanie Lucjusza z synem było wzruszające i urocze. Rozdział cudny jak zawsze. :D Teraz wszystko będzie dobrze (oprócz sytuacji z Hermioną... :c), ojciec i syn pogodzeni, dziecko być może w drodze... Tylko, żeby Narcyza naprawdę była w ciąży! Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. :) Wierna Czytelniczka. ^_^
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i tu nagle koniec! Wciągnęłam się w to opowiadanie. Przede wszystkim przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Wybacz :) potrafisz wzruszyć i doprowadzić do śmiechu. To było takie piękne, kiedy Narcyza spodziewała się zupełnie innej reakcji Lucjusza (chyba jak każdy czytający), a tymczasem on zrozumiał swoją żonę i jej sympatię do Hermiony. Bardzo mi żal Drracona jak i jego dziewczyny, ale poruszyła mnie rozmowa ojca i syna. Na dodatek reakcja Narcyzy... Jejku, mam tylko nadzieję, że Hermiona wyjdzie z tego i wszystko się wyjaśni. Co do Narcyzy... Hm... Czy ona może być w ciąży? Nie wiem, co knujesz, ale to byłby bardzo ciekawy pomysł. Poza tym teraz, kiedy Lucjusz jest takim kochającym mężem... Dlaczego nie? Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy.
OdpowiedzUsuńCierpliwie czekam
Eriss