wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 23. Nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz, Malfoy!

Nie powinnam dodawać tego rozdziału, ale skoro już go napisałam, to nie było sensu go przetrzymywać. Chciałam Wam tylko powiedzieć, jak bardzo boli mnie to, że mam ponad 200 wyświetleń rozdziału i tylko trzy komentarze. Czy naprawdę jest tak źle, że nikt nie chce komentować? Staram się jak mogę, żeby rozdziały były najciekawsze. Poświęcam swój czas, żeby jak najszybciej je skończyć i dodać. A przecież w tym czasie mogłabym robić dziesiątki innych rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że wybierając taką a nie inną tematykę bloga sama skazałam się na małą popularność, ale kiedy patrzę na te statystyki, na to ile osób odwiedza bloga, jak wiele wyświetleń mają rozdziały i jak mało komentarzy, to po prostu chce mi się płakać. A co za tym idzie, nie mam ochoty ani motywacji do pisania dalszych rozdziałów. Pamiętajcie, że komentarze naprawdę mają magiczną moc, a ja nie oczekuję, że będziecie mnie zawsze chwalić i z wielką chęcią przyjmę również konstruktywną krytykę.
Przepraszam za wszystkie błędy i życzę Wam przyjemnej lektury, chociaż wielu z Was prawdopodobnie znienawidzi mnie po przeczytaniu tego rozdziału. Pamiętajcie jednak, że swoją nienawiść możecie wyrazić za pomocą komentarza.
Ciocia Bella.


~*~


Grudzień 1979r.

W tamtych latach pusty dom nie był dla mnie niczym nowym, ani szczególnym. Oznaczał tylko tyle, że mój mąż może już nigdy nie wrócić. Na początku było mi ciężko pogodzić się z tym, co robił Lucjusz, ale z czasem przywykłam do myśli, że widzę go po raz ostatni. Tak po prostu było łatwiej. Nie myśleć, nie martwić, nie przejmować się. W końcu jednak dotarło do mnie, że choćbym nie wiem jak się starała, los Lucjusza nigdy nie będzie dla mnie obojętny. I tak siedziałam, każdego wieczora zastanawiając się, czy mam jeszcze męża i siostrę.
Przeważnie starałam się nie dopuszczać do siebie myśli, że coś mogło spotkać mojego męża, ale tamtego dnia złe przeczucia nie opuszczały mnie ani na chwilę. Siedząc w fotelu obok kominka i wyczekując na Lucjusza byłam tak bardzo zdenerwowana, że nie mogłam skupić się na artykule, który czytałam w Proroku Codziennym. Ostatecznie dałam za wygraną i po prostu zaczęłam wpatrywać się w palenisko, modląc się, żeby pojawił się w nim Lucjusz. 
W końcu, po prawie czterech godzinach wyczekiwania, kiedy już prawie straciłam wszelką nadzieję, kominek rozbłysnął zielonym światłem i wypadł z niego Lucjusz. W chwili, w której go zobaczyłam, wiedziałam, że wszystkie moje złe przeczucia się sprawdziły. Lucjusz leżał przed kominkiem skulony z bólu. Od razu do niego podbiegłam i kucnęłam przy nim, starając się pomóc mu wstać. Kiedy tylko  udało mi się go ustawić do pozycji stojącej, chwyciłam go i zaczęłam prowadzić w stronę łazienki. Był tak słaby, że ledwo powłóczył nogami. Domyśliłam się, że oberwał tak mocno, że nie był w stanie sam naprawić swoich ran. Przeważnie, kiedy wracał po jakiejś bitwie, wyglądał prawie normalnie. Dopiero dzisiaj po raz pierwszy, miałam okazję zobaczyć jak wyglądał mój mąż, zanim wracał do domu. A wyglądał okropnie. Miał zadrapane dłonie, całe w zaschniętej krwi. Modliłam się, żeby nie była to jego krew. Z rany pośrodku czoła powoli sączyła się krew. Lewe oko miał spuchnięte, podobnie też jak i górną wargę. Nie chciałam nawet pytać, co takiego się wydarzyło.
Kiedy  w końcu udało mi się zaprowadzić go do łazienki, pomogłam mu wejść pod prysznic i odkręciłam wodę. Starannie przemyłam mu rany, a potem pomogłam mu się wytrzeć. Żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa. Oboje wiedzieliśmy, że to zbędne. Lucjusz nie mógł mi opowiadać o szczegółach zadań otrzymywanych od Czarnego Pana, a ja, dla własnego spokoju, wolałam o nie nie wypytywać.
- Dziękuję - powiedział Lucjusz i chwycił moją dłoń. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
Pocałował moją dłoń, a ja mu ją wyrwałam.
- Boli cię jeszcze? - spytałam oschle. Kiedy pierwsze emocje opadły, zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem na niego wściekła.
- Tylko trochę - jęknął, kiedy przykleiłam plaster do rany na jego czole.
- Wypij to - podsunęłam mu szklankę ze zgniłozielonym eliksirem. - Złagodzi ból i przyspieszy gojenie się ran.
Lucjusz spojrzał na mnie, a potem przyciągnął do siebie i przyłożył głowę do mojego brzucha, zanim zdążyłam zareagować.
- Tak bardzo się bałem - powiedział, a mnie ścisnęło w gardle. - Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę. 
Nagle cała złość minęła. Walczyłam z cisnącymi się do oczu łzami.
- Już wszystko w porządku - zapewniłam go. - Jesteś bezpieczny - szepnęłam i zaczęłam gładzić jego włosy.
- A ty? Czy z tobą wszystko dobrze? - spytał zatroskany.
Milczałam. Oczy zapiekły mnie od łez.
- Narcyzo, wszystko w porządku? - zaniepokoił się moim brakiem odpowiedzi. 
Uśmiechnęłam się przez łzy i wyszeptałam jedno zdanie, które miało zmienić całe nasze życie:
- Jestem w ciąży, Lucjuszu.
Lucjusz podniósł głowę i spojrzał na mnie, a jego oczy wprost lśniły. Zanim zdążyłam się zorientować, unosiłam się w powietrzu. 
- Kocham cię - szepnął Lucjusz, a po chwili odstawił na ziemię i pojękując, złapał się za bolący bark. - Merlinie, jak ja cię kocham! - krzyknął i wpił się w moje usta, zapominając o bólu. - Będziemy mieli dziecko - szepnął i kucnął, żeby pocałować mój brzuch. - Będziemy mieli dzidziusia - zaśmiał się i przyłożył głowę do mojego brzucha, a ja się roześmiałam.

Teraz

- To niemożliwe - oznajmiłam dobitnie, wstając z łóżka.
- Wyniki nie kłamią – powiedział uzdrowiciel.
- Ale ja nie mogę być w ciąży - syknęłam. - Po tym jak urodziłam mojego jedynego syna powiedziano mi, że już nigdy nie będę mogła mieć dzieci - powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.
- A więc ktoś musiał podać pani wtedy nieprawdziwą informację. Jest pani w ciąży.
- Ja. Nie mogę. Być. W ciąży - powiedziałam powoli i wybiegłam z gabinetu.
Nie wiedziałam, dokąd zmierzałam. Po prostu szłam przed siebie. Znalazłam się na schodach i niewiele myśląc, usiadłam u ich szczytu. Zaczęłam płakać. Strumień łez wypłynął z moich oczu i zaczął bezlitośnie moczyć ubranie. Napadł mnie szloch tak gwałtowny, że nie byłam w stanie łapać powietrza. Uderzałam dłonią w ścianę przeklinając okrutny los. 
W takim stanie znalazł mnie Lucjusz. Nie pytając o nic po prostu przyciągnął mnie do siebie i przytulił najmocniej jak potrafił. Gładził moje włosy i szeptał uspokajające słówka, dopóki nie byłam w stanie się opanować. A kiedy to już się stało i mogłam normalnie oddychać, Lucjusz zmniejszył siłę uścisku, ale wciąż trzymał mnie w swoich ramionach kołysząc i próbując mnie uspokoić.
- Dziękuję - szepnęłam w końcu. Lucjusz otarł łzy spływające po moich policzkach i pocałował mnie w czoło.
- To prawda - powiedział spokojnie. - Narcyzo, my naprawdę będziemy mieli dziecko - szepnął i chwycił moją dłoń, po czym obie położył na moim brzuchu. - Uzdrowiciel się nie pomylił.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Widziałem wyniki badań, a poza tym, uzdrowiciel wyjaśnił mi, że takie pomyłki się zdarzają. To był bardzo ciężki poród i... o mało cię wtedy nie straciłem - w jego oczach zabłysnęły łzy. Przytuliłam go i szepnęłam:
- Już dobrze... ja po prostu... nie byłam przygotowana na coś takiego... byłam pewna...
- Ja też nie byłem przygotowany - powiedział Lucjusz i zaczął gładzić moje włosy. - Dostaliśmy drugą szansę i nie zmarnujemy jej - szepnął.
- Myślisz, że nam się uda?
- Na pewno - zapewnił i pocałował mnie w czubek głowy. - Wracajmy do uzdrowiciela, na pewno na nas czeka.
- Dobrze - zgodziłam się i powoli wstałam.
Lucjusz miał rację. Kiedy wróciliśmy, uzdrowiciel nadal czekał na nas w swoim gabinecie.
- Przepraszam - powiedziałam i usiadłam na krześle przy potężnym biurku. Uzdrowiciel siedział naprzeciwko mnie. - Na czym skończyliśmy?
- Jest pani w ciąży, pani Malfoy - powiedział mężczyzna przeglądając jakieś kartki.
- Czy to bezpieczne? - spytałam i od razu zdałam sobie sprawę z bezsensowności mojego pytania. - Chodziło mi o to, czy ciąża nie niesie ze sobą zagrożeń, zważywszy na... moją historię.
- Ciąża w pani wieku zawsze niesie ze sobą ryzyko, ale przy stanie obecnej medycyny, jesteśmy w stanie je znacznie zredukować. Nie chcę państwa na razie straszyć, na to jeszcze przyjdzie czas - uśmiechnął się ciepło dodając nam otuchy. - Będziemy musieli umówić się na badania oraz na wizyty kontrolne. Proszę przyjść pod koniec tygodnia i wtedy wszystko ustalimy.
- Oczywiście - powiedział Lucjusz, ściskając mnie za rękę.
- Który to miesiąc? - spytałam.
- Początek trzeciego - oznajmił lekarz i uśmiechnął się lekko.
- Dziękujemy – powiedział Lucjusz i pomógł mi wstać, a potem oboje ruszyliśmy do wyjścia.
- Gdyby miała pani jakieś pytania, wie pani gdzie mnie znaleźć – oznajmił mężczyzna, a ja w odpowiedzi skinęłam głową.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć – powiedziałam, kiedy razem ruszyliśmy na czwarte piętro do pokoju Hermiony.
- To dość niespodziewane wieści – zgodził się Lucjusz. – Ale jedne z najwspanialszych, jakie dane mi było słyszeć – szepnął i ścisnął mocniej moją dłoń. – Poradzimy sobie.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz – uśmiechnęłam się lekko, a w mojej głowie wciąż mnożyły się wątpliwości oraz myśli o tym, co może pójść źle.
- Będziemy musieli powiedzieć Draconowi – powiedział Lucjusz w pewnym momencie, a ja stanęłam jak wryta. Uśmiech zniknął z mojej twarzy.
- O Boże – jęknęłam.
- Spokojnie, nie będzie tak źle.
- A jeśli jednak tak?
- Jesteś urocza, kiedy się denerwujesz, wiesz o tym? – zaśmiał się serdecznie i pocałował mnie w czoło. – Nie bój się jego reakcji. Skoro wybaczył mi tamte rzeczy, wybaczy również i to.
- Obyś miał rację – jęknęłam
W końcu dotarliśmy do sali Hermiony. Zdziwiło mnie, dlaczego Draco siedział pod ścianą na korytarzu, a nie przy swojej dziewczynie, ale tym postanowiłam zająć się później. Weszłam do pokoju, w którym znajdowała się Hermiona i kiedy tylko zobaczyłam, że jest przytomna, podbiegłam do niej i przytuliłam do siebie.
- Tak się cieszę – szepnęłam jej do ucha, hamując cisnące się do oczu łzy wzruszenia. – Wiedziałam, że się obudzisz.
Gdybym nie była tak bardzo szczęśliwa, na pewno zauważyłabym, że Hermiona nie odwzajemniła mojego uścisku.
- Kim pani jest? – spytała niepewnie, a ja znieruchomiałam. – Czego pani chce?
- Jak… jak to, kim ja jestem? – spytałam zaskoczona, spoglądając pytająco na Pottera stojącego z drugiej strony jej łóżka. – Nie poznajesz mnie?
- Nie wiem, kim pani jest, ani co tutaj robi. Chciałabym, żeby mnie pani zostawiła – powiedziała ozięble. Był to ton, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam z jej ust. Odsunęłam się i z przerażeniem wpatrywałam się w dziewczynę. W końcu poczułam na swoim ramieniu dłoń Pottera i odwróciłam się. Ruchem głowy  wskazał mi na korytarz. Posłusznie ruszyłam za nim, a kiedy już się tam znaleźliśmy, zobaczyłam, ze Lucjusz siedzi obok Draco i usiłuje go pocieszyć. Spojrzałam na Pottera.
- O co chodzi? – spytałam. – Dlaczego mnie nie pamięta?
- Obawiamy się, że ktoś rzucił na nią silne zaklęcie zapomnienia – powiedział Potter wyraźnie przybity. – Udało nam się przywrócić część jej pamięci. Wie, że jest czarownicą i że chodziła do szkoły Magii, wie też, że jestem jej przyjacielem i że Draco… Hermiona wciąż uważa, że Draco jest naszym wrogiem. Myślę, że ktoś starannie zatarł wszystkie dobre wspomnienia związane z nim. Tak jakby pamiętała go jedynie do szóstej klasy. Wciąż staramy się jej wszystko tłumaczyć, niedługo pojawią się tutaj jej rodzice z albumami, ale jeśli to nie pomoże, to nie wiem czy będziemy mogli zrobić coś jeszcze. Pozostaje tylko nadzieja, że z czasem jej pamięć powróci.
Potter westchnął ciężko i wbił wzrok w podłogę. Wyszeptałam tylko słowa podziękowania, pogładziłam go po ramieniu w ramach podniesienia go na duchu i powoli podeszłam do mojej rodziny.
- Draco, tak mi przykro – powiedziałam i usiadłam obok niego, po czym go przytuliłam. Kiedy Draco znalazł się w moim uścisku, spojrzenia moje i Lucjusza spotkały się. W jego oczach odnalazłam spokój. Lucjusz jedną rękę położył na plecach Dracona, a drugą na moim ramieniu.
- Nie rozumiem – powiedział w końcu Draco, wyswobadzając się z mojego uścisku. – Dlaczego ktoś miałby pozbawiać ją pamięci?
- Nie wiem, synku. Może… może Hermiona się komuś naraziła? Nie prowadziła ostatnio jakiejś wyjątkowo paskudnej sprawy? – spytałam.
- Znasz ją, mamo. Ona bierze same paskudne i beznadziejne sprawy – jęknął. – Ostatnio… nie mogę sobie przypomnieć… chyba mi nie mówiła… tak, wspomniała tylko, że to coś bardzo tajnego i że nie może o tym rozmawiać.
- Więc bardzo możliwe, że to ma związek z jej pracą – powiedziałam, zataczając dłonią koła na plecach Draco. – Lucjuszu, a ty o niczym nie słyszałeś?
- Nic szczególnego – pokręcił głową.
Przez kolejne minuty panowała cisza, którą w końcu zdecydowałam się przerwać.
- Synku, jest już późno – powiedziałam. – Wracaj do domu i prześpij się. Dzisiaj i tak już nic nie zdołamy zrobić, a jutro pomyślimy o tym, jak spróbować przywrócić jej pamięć.
- Powinienem z nią być.
- Ona uważa cię za swojego wroga, nie pozwoli ci się do siebie zbliżyć, a wyczerpany zaszkodzisz sam sobie – powiedział Lucjusz. – Jeśli chcesz, wróć dzisiaj z nami, a jutro przy śniadaniu wspólnie podejmiemy decyzję, co robić dalej.
- Ojciec ma rację – pokiwałam głową. – Powinieneś dzisiaj spać u nas, zjeść coś porządnego i wyspać się.
- Wrócę do siebie. Pozbieram rzeczy, które mogą pomóc Hermionie.
- Jesteś pewien, że chcesz być dzisiaj sam?
- Tak, mamo. Dziękuję wam za dobre chęci, ale potrzebuję samotności. Muszę pomyśleć.
- Więc przyjdź chociaż na śniadanie – nalegałam. – Na pewno żywisz się jakimiś resztkami.
- Dobrze, mamo – zgodził się, a na jego twarzy pojawił się zarys uśmiechu. – Dziękuję ci – powiedział i pocałował mnie w policzek. – Ojcze – podał mu dłoń, którą Lucjusz uścisnął.
- Bądź silny synku – powiedziałam i przytuliłam go po raz ostatni. -  Wszystko się jakoś ułoży.
Draco nie odpowiedział, zamiast tego spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam, że cierpiał. Chwilę później już go nie było.
- Martwię się o niego, Lucjuszu – powiedziałam, a w moich oczach stanęły łzy.
- To mądry chłopak, poradzi sobie – zapewnił mnie Lucjusz i przytulił, kładąc dłonie na moim brzuchu. – Wracajmy do domu, tobie też przyda się odpoczynek.

~*~

Lucjusz znalazł mnie w kuchni o czwartej nad ranem.
- Dlaczego nie śpisz? – spytał, ziewając.
- Robię ciasto dla Hermiony – wyjaśniłam, wyjmując cytryny z lodówki.
- O czwartej w nocy? – zdziwił się.
- Nie mogłam spać – powiedziałam, powoli tracąc cierpliwość.
- Po co je robisz?
- Żeby przywołać wspomnienia – powiedziałam najspokojniej jak tylko potrafiłam. – Piekłyśmy je, kiedy u nich mieszkałam. Pomyślałam, że może kiedy poczuje znajomy smak, coś sobie przypomni.
- A co to za ciasto?
- Beza cytrynowa.
- Dlaczego nie możesz kazać zrobić tego skrzatom? – zdziwił się.
- Tylko tyle mogę dla niej zrobić, Lucjuszu. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
- Ah, rozumiem – powiedział powoli kiwając głową w geście zrozumienia. – Pomóc ci?
- Jasne – uśmiechnęłam się. – Możesz podać mi dużą miskę z szafki nad zlewem.
Lucjusz spełnił moją prośbę, a potem obserwował jak łączyłam składniki potrzebne na spód ciasta.
- Cyziu... Co to jest? – spytał, biorąc do ręki brązową torbę.
- Lucjuszu - powoli i wyraźnie wypowiedziałam jego imię. - Czy ty kiedykolwiek coś gotowałeś? - spytałam, patrząc na Lucjusza, który wciąż trzymał w rękach torbę z mąką.
- No... nie – przyznał w końcu.
- Małpy cię chowały?
- Wypraszam sobie takie insynuacje. U mnie w domu wszystkim zajmowały się skrzaty – powiedział dumnie, a ja się roześmiałam.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli usiądziesz i będziesz po prostu obserwował, co ja robię – uśmiechnęłam się do niego, a on chętnie przystał na tę propozycję.
Kiedy już wszystko było gotowe i beza piekła się w piekarniku, usiadłam obok Lucjusza i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Nie mogłam spać – powiedziałam cicho. – Wciąż myślałam o tym, co się stało i jak mogę pomóc Hermionie. To ciasto, to jedyne, co przyszło mi do głowy. Wiedziałam, że nie zasnę, dopóki go nie zrobię.
- Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz – powiedział Lucjusz, chwytając moją dłoń. – Wiem, jak ważna jest dla ciebie ta dziewczyna, ale… musisz myśleć też o sobie i o naszym dziecku.
- Wciąż to do mnie nie dociera. Lucjuszu, ja jestem za stara na matkę – jęknęłam. – Nie poradzę sobie.
- Sama może nie, ale nie możesz zapominać, że masz mnie. Nie zostawię cię samej – szepnął i pocałował mnie w czoło. W tym samym momencie piekarnik oznajmił, że ciasto jest gotowe. Kiedy tylko położyłam je na stole, po całej kuchni rozniósł się cudowny zapach pieczonej bezy. Zobaczyłam jak ręka Lucjusza niebezpiecznie zbliża się do formy z ciastem i uderzyłam go ścierką.
- Nie dotykaj – syknęłam.
- Jesteś okrutna – powiedział i uśmiechnął się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- A ty łakomy – pokazałam mu język i położyłam ciasto na szafce. – To nie dla ciebie. A teraz sio, do łóżka! – rozkazałam, pospieszając go ścierką. Roześmiani wróciliśmy do sypialni, gdzie wtuleni w siebie zasnęliśmy niemal od razu.

~*~

Tak jak obiecał, Draco pojawił się u nas na śniadaniu. Słowa nie są w stanie wyrazić, jak bardzo byłam wdzięczna, że znowu mogłam zobaczyć mojego męża i syna przy jednym stole.
Co prawda rozmawialiśmy niewiele, bo nie było ku temu nastrojów, ale mimo to było bardzo przyjemnie. Razem z Lucjuszem postanowiliśmy nie wspominać jeszcze o ciąży, chcieliśmy zrobić to, kiedy sytuacja z Hermioną w miarę się uspokoi.
Po śniadaniu, wszyscy troje udaliśmy się do Munga, żeby zanieść Hermionie ciasto. Lucjusz miał być z nami tylko przez chwilę, ponieważ później musiał wracać do Ministerstwa, a ja miałam udać się na wstępne badania związane z ciążą.
Kiedy weszliśmy do sali, przy jej łóżku znowu siedział Potter, a Hermiona wciąż spała. Położyłam ciasto na jej stoliku i usiadłam pod ścianą. Lucjusz postanowił poczekać na korytarzu.
- I jak? – spytał Draco.
- Niewiele się zmieniło od poprzedniego wieczora – odparł Potter. – Masz coś, co może pomóc?
- Same zdjęcia – westchnął. – Mama upiekła dla niej ciasto, które kiedyś piekły razem, może to coś da.
- Zobaczymy – po twarzy Pottera przeszedł cień uśmiechu. – Niedługo powinna się obudzić.
Czekaliśmy pół godziny. A kiedy w końcu Hermiona otworzyła oczy, nikt nie spodziewał się tego, co nastąpiło. Wszystko działo się tak szybko, że żadne z nas nie zdążyło zareagować w jakikolwiek sposób.
Najpierw Draco powiedział, jak cudownie, że Hermiona już się obudziła oraz że mamy dla niej kilka zdjęć i ciasto. Mówiąc to, wskazał na stolik obok jej łóżka. Hermiona spojrzała najpierw we wskazanym kierunku, a potem przez chwilę mierzyła wzrokiem mnie i Dracona. Potem kilka rzeczy zdarzyło się jednocześnie. Draco podszedł do Hermiony, która w ataku paniki go spoliczkowała. Kiedy Draco się od niej odsunął, ja wstałam z krzesła, żeby do niego podejść. Hermiona chwyciła ciasto i z całej siły cisnęła nim w naszą stroną. Forma przeleciała kilka centymetrów od mojej głowy i z hukiem rozbiła się o ścianę. Spojrzeliśmy na nią będąc w totalnym szoku. I wtedy nastąpił wybuch.
- Zostawcie mnie w spokoju! – krzyknęła Hermiona i zaczęła rzucać przedmiotami, które znalazły się w zasięgu jej ręki. – Nie chcę was widzieć! Nie chcę was znać! Nigdy więcej mnie nie skrzywdzicie! Nie zbliżajcie się do mnie! Doskonale wiem, że chcieliście mnie otruć! To ciasto miało mnie zabić! Chcesz mnie wykończyć! Prawda, Malfoy?! Chcesz skończyć z brudną szlamą Granger! Ale nie uda ci się! – krzyczała, a do oczu Dracona napłynęły łzy. Powoli również histeria Hermiony zaczynała zmieniać się w szloch. – Nie dasz rady mnie pokonać, Malfoy! Nigdy ci się to nie uda!
Staliśmy sparaliżowani jej nagłym wybuchem. Widziałam, ze Potter był tak samo zaskoczony jak my. Usiłował ją uspokoić, ale mu się to nie udawało.
- Harry, proszę – jęknęła w końcu Hermiona, szlochając w rękaw Pottera. – Niech oni już sobie pójdą.
Draconowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zanim zdążyłam się zorientować, wybiegł z sali.
- Ja naprawdę nie wiem… - zaczął Potter, wciąż próbując uspokoić Hermionę.
- Teraz to już bez znaczenia – przerwałam mu i ruszyłam za Draconem.
Kiedy znalazłam się na korytarzu, zdążyłam tylko zobaczyć, jak Draco znika na schodach. Chciałam za nim pobiec, ale poczułam, jak Lucjusz chwyta mnie za rękę.
- Powinien być sam – powiedział.
- Ale ona…
- Wiem, słyszałem – szepnął Lucjusz i przytulił mnie, a z moich oczu wypłynął strumień łez. – Draco potrzebuje teraz czasu, kiedy ochłonie, sam do ciebie przyjdzie.
- Jesteś pewien?
- Tak – pokiwał głową. – W końcu sam zrobiłem kiedyś to samo.

9 komentarzy:

  1. Narcyza jest w ciąży. <3 Jak się ucieszyłam. Okropnie przykra i niewygodna jest sytuacja Hermiony, bardzo mi jej szkoda. Kiedy dostała ataku histerii myślałam, że zrobi coś Draconowi i Narcyzie. "Małpy cię chowały?" Nie, on jest tylko z rodu Malfoyów, którzy na usługi mieli skrzaty. ^_^ Nie wiem co jeszcze napisać, rozdział podoba mi się jak zawsze. :) Tylko żeby to była dziewczynka!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Małpy cię chowały?" - You made my day :)
    Nie wiem kto dał Tobie tyle talentu pisarskiego, ale mądrze wybrał. Świetny rozdział!
    Już widzę minę Draco jak się dowie, że będzie miał młodsze rodzeństwo xD
    I Hermiona... tak mi jej żal. Oby wróciła jej pamięć.
    Pisz, bo chociaż ten jeden czytelnik czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Draco i Hermiony. Mam nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy. A co do ciąży Narcyzy, to myślę, że ona i Lucjusz poradzą sobie bardzo dobrze i ta niespodzianka tylko umocni ich związek. Świetnie piszesz, ale ten rozdział był zdecydowanie zbyt krótki hahaha. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Życzę duuużo weny do pisania!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam rozdział wczoraj, dziś stwierdziłam, że muszę do niego wrócić. Scrolluję, scrolluję... I karpik. Ominęłam poprzedni rozdział! Nie wiem jak to zrobiłam, ale nie spodziewałam się dwóch w tak szybkim czasie. Melduję, że nadrobiłam.
    Zawsze miałam zupełnie inną wizję tej chwili, kiedy Lucjusz dowiaduje się o ciąży Narcyzy. W pewnym sensie by się cieszył, to oczywiste, ale racjonalne myślenie podpowiadałoby mu, że to nie był odpowiedni czas na dziecko. Bałby się o Narcyzę i Maleństwo, bo staliby się łatwym celem zemsty przeciwników. Nie oszukujmy się, Zakon i 'dobra strona' też nie byli niewiniątkami, a Śmierciożercy też ginęli w bitwach.
    Mimo wszystko uwielbiam twoją twórczość, a czasem czuję się jak narkoman na głodzie, czekając na kolejny rozdział.
    Czekam cierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Narcyza w ciąży. Super :) bardzo uczuciowy rozdział, biorąc pod uwagę, że Cyzia płakała przez większość czasu, ale ma prawo. Ciąża, Hermiona... Co się porobiło z tą dziewczyną. Nie wiem, co będzie dalej, ale czuję, że nas zaskoczysz. Pięknie było, kiedy czytałam o tym, jak Lucjusz dowiedział się, że będzie miał synka. Ciekawe jaką płeć będzie mieć dzidziuś teraz. Chociaż z drugiej strony to teraz mniej ważne niż stan Hermiony. Strasznie mi żal Dracona. Musi być zalamany. Tak długo czekał na to, by jego ukochana się wzbudziła, a teraz... Nie mogę się doczekać kolejnych notek i wyjaśnień na te wszystkie tematy.
    Pozdrawiam
    Eriss

    OdpowiedzUsuń
  6. Narcyza w ciąży xD jakoś tak dziwnie ale pozytywnie ;)
    Żal mi Draco. Czekam na dalszy ciąg tego wątku... a co do tej ciąży ciekawe co Draco na to xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super, no może poza amnezją Hermiony,ale przynajmniej coś sie dzieje. Życze weny i nie moge doczekać się następnego rozdziału :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej tyle zdarzeń...
    Bardzo bardzo ale to bardzo cierpię razem z Draco wiesz typowa fanka Dramione...Co do ciąży Narcyzy była na to gotowa i chyba już się przyzwyczaiłam. Naprawdę jestem ciekawa jak to wszystko pociągniesz..
    Pozdrawiam,
    Beca dawna Sofia Potter

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale dziecko przerobi na kisiel?

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis