Przepraszam za wszystkie błędy i życzę Wam przyjemnej lektury, chociaż wielu z Was prawdopodobnie znienawidzi mnie po przeczytaniu tego rozdziału. Pamiętajcie jednak, że swoją nienawiść możecie wyrazić za pomocą komentarza.
Ciocia Bella.
~*~
Grudzień
1979r.
W tamtych latach pusty dom nie był dla mnie niczym nowym, ani
szczególnym. Oznaczał tylko tyle, że mój mąż może już nigdy nie wrócić. Na
początku było mi ciężko pogodzić się z tym, co robił Lucjusz, ale z czasem
przywykłam do myśli, że widzę go po raz ostatni. Tak po prostu było łatwiej.
Nie myśleć, nie martwić, nie przejmować się. W końcu jednak dotarło do mnie, że
choćbym nie wiem jak się starała, los Lucjusza nigdy nie będzie dla mnie
obojętny. I tak siedziałam, każdego wieczora zastanawiając się, czy mam jeszcze
męża i siostrę.
Przeważnie starałam się nie dopuszczać do siebie myśli, że coś mogło
spotkać mojego męża, ale tamtego dnia złe przeczucia nie opuszczały mnie ani na
chwilę. Siedząc w fotelu obok kominka i wyczekując na Lucjusza byłam tak bardzo
zdenerwowana, że nie mogłam skupić się na artykule, który czytałam w Proroku
Codziennym. Ostatecznie dałam za wygraną i po prostu zaczęłam wpatrywać się w
palenisko, modląc się, żeby pojawił się w nim Lucjusz.
W końcu, po prawie czterech godzinach wyczekiwania, kiedy już prawie
straciłam wszelką nadzieję, kominek rozbłysnął zielonym światłem i wypadł z
niego Lucjusz. W chwili, w której go zobaczyłam, wiedziałam, że wszystkie
moje złe przeczucia się sprawdziły. Lucjusz leżał przed kominkiem skulony z
bólu. Od razu do niego podbiegłam i kucnęłam przy nim, starając się pomóc mu
wstać. Kiedy tylko udało mi się go ustawić do pozycji stojącej, chwyciłam
go i zaczęłam prowadzić w stronę łazienki. Był tak słaby, że ledwo powłóczył
nogami. Domyśliłam się, że oberwał tak mocno, że nie był w stanie sam naprawić
swoich ran. Przeważnie, kiedy wracał po jakiejś bitwie, wyglądał prawie
normalnie. Dopiero dzisiaj po raz pierwszy, miałam okazję zobaczyć jak wyglądał
mój mąż, zanim wracał do domu. A wyglądał okropnie. Miał zadrapane dłonie, całe
w zaschniętej krwi. Modliłam się, żeby nie była to jego krew. Z rany pośrodku
czoła powoli sączyła się krew. Lewe oko miał spuchnięte, podobnie też jak i
górną wargę. Nie chciałam nawet pytać, co takiego się wydarzyło.
Kiedy w końcu udało mi się zaprowadzić go do łazienki, pomogłam
mu wejść pod prysznic i odkręciłam wodę. Starannie przemyłam mu rany, a potem
pomogłam mu się wytrzeć. Żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa. Oboje
wiedzieliśmy, że to zbędne. Lucjusz nie mógł mi opowiadać o szczegółach zadań
otrzymywanych od Czarnego Pana, a ja, dla własnego spokoju, wolałam o nie nie
wypytywać.
- Dziękuję - powiedział Lucjusz i chwycił moją dłoń. - Nie wiem, co bym
bez ciebie zrobił.
Pocałował moją dłoń, a ja mu ją wyrwałam.
- Boli cię jeszcze? - spytałam oschle. Kiedy pierwsze emocje opadły,
zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem na niego wściekła.
- Tylko trochę - jęknął, kiedy przykleiłam plaster do rany na jego
czole.
- Wypij to - podsunęłam mu szklankę ze zgniłozielonym eliksirem. -
Złagodzi ból i przyspieszy gojenie się ran.
Lucjusz spojrzał na mnie, a potem przyciągnął do siebie i przyłożył
głowę do mojego brzucha, zanim zdążyłam zareagować.
- Tak bardzo się bałem - powiedział, a mnie ścisnęło w gardle. - Bałem
się, że już nigdy cię nie zobaczę.
Nagle cała złość minęła. Walczyłam z cisnącymi się do oczu łzami.
- Już wszystko w porządku - zapewniłam go. - Jesteś bezpieczny -
szepnęłam i zaczęłam gładzić jego włosy.
- A ty? Czy z tobą wszystko dobrze? - spytał zatroskany.
Milczałam. Oczy zapiekły mnie od łez.
- Narcyzo, wszystko w porządku? - zaniepokoił się moim brakiem
odpowiedzi.
Uśmiechnęłam się przez łzy i wyszeptałam jedno zdanie, które miało
zmienić całe nasze życie:
- Jestem w ciąży, Lucjuszu.
Lucjusz podniósł głowę i spojrzał na mnie, a jego oczy wprost lśniły.
Zanim zdążyłam się zorientować, unosiłam się w powietrzu.
- Kocham cię - szepnął Lucjusz, a po chwili odstawił na ziemię i
pojękując, złapał się za bolący bark. - Merlinie, jak ja cię kocham! - krzyknął
i wpił się w moje usta, zapominając o bólu. - Będziemy mieli dziecko - szepnął
i kucnął, żeby pocałować mój brzuch. - Będziemy mieli dzidziusia - zaśmiał się
i przyłożył głowę do mojego brzucha, a ja się roześmiałam.
Teraz
- To niemożliwe - oznajmiłam dobitnie, wstając z łóżka.
- Wyniki nie kłamią – powiedział uzdrowiciel.
- Ale ja nie mogę być w ciąży - syknęłam. - Po tym jak urodziłam mojego
jedynego syna powiedziano mi, że już nigdy nie będę mogła mieć dzieci -
powiedziałam, a do moich oczu napłynęły łzy.
- A więc ktoś musiał podać pani wtedy nieprawdziwą informację. Jest
pani w ciąży.
- Ja. Nie mogę. Być. W ciąży - powiedziałam powoli i wybiegłam z
gabinetu.
Nie wiedziałam, dokąd zmierzałam. Po prostu szłam przed siebie.
Znalazłam się na schodach i niewiele myśląc, usiadłam u ich szczytu. Zaczęłam
płakać. Strumień łez wypłynął z moich oczu i zaczął bezlitośnie moczyć ubranie.
Napadł mnie szloch tak gwałtowny, że nie byłam w stanie łapać powietrza.
Uderzałam dłonią w ścianę przeklinając okrutny los.
W takim stanie znalazł mnie Lucjusz. Nie pytając o nic po prostu
przyciągnął mnie do siebie i przytulił najmocniej jak potrafił. Gładził moje
włosy i szeptał uspokajające słówka, dopóki nie byłam w stanie się opanować. A
kiedy to już się stało i mogłam normalnie oddychać, Lucjusz zmniejszył siłę
uścisku, ale wciąż trzymał mnie w swoich ramionach kołysząc i próbując mnie
uspokoić.
- Dziękuję - szepnęłam w końcu. Lucjusz otarł łzy spływające po moich
policzkach i pocałował mnie w czoło.
- To prawda - powiedział spokojnie. - Narcyzo, my naprawdę będziemy
mieli dziecko - szepnął i chwycił moją dłoń, po czym obie położył na moim
brzuchu. - Uzdrowiciel się nie pomylił.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Widziałem wyniki badań, a poza tym, uzdrowiciel wyjaśnił mi, że takie
pomyłki się zdarzają. To był bardzo ciężki poród i... o mało cię wtedy nie
straciłem - w jego oczach zabłysnęły łzy. Przytuliłam go i szepnęłam:
- Już dobrze... ja po prostu... nie byłam przygotowana na coś
takiego... byłam pewna...
- Ja też nie byłem przygotowany - powiedział Lucjusz i zaczął gładzić
moje włosy. - Dostaliśmy drugą szansę i nie zmarnujemy jej - szepnął.
- Myślisz, że nam się uda?
- Na pewno - zapewnił i pocałował mnie w czubek głowy. - Wracajmy do
uzdrowiciela, na pewno na nas czeka.
- Dobrze - zgodziłam się i powoli wstałam.
Lucjusz miał rację. Kiedy wróciliśmy, uzdrowiciel nadal czekał na nas w
swoim gabinecie.
- Przepraszam - powiedziałam i usiadłam na krześle przy potężnym
biurku. Uzdrowiciel siedział naprzeciwko mnie. - Na czym skończyliśmy?
- Jest pani w ciąży, pani Malfoy - powiedział mężczyzna przeglądając
jakieś kartki.
- Czy to bezpieczne? - spytałam i od razu zdałam sobie sprawę z
bezsensowności mojego pytania. - Chodziło mi o to, czy ciąża nie niesie ze sobą
zagrożeń, zważywszy na... moją historię.
- Ciąża w pani wieku zawsze niesie ze sobą ryzyko, ale przy stanie
obecnej medycyny, jesteśmy w stanie je znacznie zredukować. Nie chcę państwa na
razie straszyć, na to jeszcze przyjdzie czas - uśmiechnął się ciepło dodając
nam otuchy. - Będziemy musieli umówić się na badania oraz na wizyty kontrolne.
Proszę przyjść pod koniec tygodnia i wtedy wszystko ustalimy.
- Oczywiście - powiedział Lucjusz, ściskając mnie za rękę.
- Który to miesiąc? - spytałam.
- Początek trzeciego - oznajmił lekarz i uśmiechnął się lekko.
- Dziękujemy – powiedział Lucjusz i pomógł mi wstać, a potem oboje
ruszyliśmy do wyjścia.
- Gdyby miała pani jakieś pytania, wie pani gdzie mnie znaleźć –
oznajmił mężczyzna, a ja w odpowiedzi skinęłam głową.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć – powiedziałam, kiedy razem ruszyliśmy
na czwarte piętro do pokoju Hermiony.
- To dość niespodziewane wieści – zgodził się Lucjusz. – Ale jedne z
najwspanialszych, jakie dane mi było słyszeć – szepnął i ścisnął mocniej moją
dłoń. – Poradzimy sobie.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz – uśmiechnęłam się lekko, a w mojej
głowie wciąż mnożyły się wątpliwości oraz myśli o tym, co może pójść źle.
- Będziemy musieli powiedzieć Draconowi – powiedział Lucjusz w pewnym
momencie, a ja stanęłam jak wryta. Uśmiech zniknął z mojej twarzy.
- O Boże – jęknęłam.
- Spokojnie, nie będzie tak źle.
- A jeśli jednak tak?
- Jesteś urocza, kiedy się denerwujesz, wiesz o tym? – zaśmiał się
serdecznie i pocałował mnie w czoło. – Nie bój się jego reakcji. Skoro wybaczył
mi tamte rzeczy, wybaczy również i to.
- Obyś miał rację – jęknęłam
W końcu dotarliśmy do sali Hermiony. Zdziwiło mnie, dlaczego Draco
siedział pod ścianą na korytarzu, a nie przy swojej dziewczynie, ale tym
postanowiłam zająć się później. Weszłam do pokoju, w którym znajdowała się
Hermiona i kiedy tylko zobaczyłam, że jest przytomna, podbiegłam do niej i
przytuliłam do siebie.
- Tak się cieszę – szepnęłam jej do ucha, hamując cisnące się do oczu
łzy wzruszenia. – Wiedziałam, że się obudzisz.
Gdybym nie była tak bardzo szczęśliwa, na pewno zauważyłabym, że
Hermiona nie odwzajemniła mojego uścisku.
- Kim pani jest? – spytała niepewnie, a ja znieruchomiałam. – Czego
pani chce?
- Jak… jak to, kim ja jestem? – spytałam zaskoczona, spoglądając
pytająco na Pottera stojącego z drugiej strony jej łóżka. – Nie poznajesz mnie?
- Nie wiem, kim pani jest, ani co tutaj robi. Chciałabym, żeby mnie
pani zostawiła – powiedziała ozięble. Był to ton, jakiego jeszcze nigdy nie
słyszałam z jej ust. Odsunęłam się i z przerażeniem wpatrywałam się w
dziewczynę. W końcu poczułam na swoim ramieniu dłoń Pottera i odwróciłam się.
Ruchem głowy wskazał mi na korytarz. Posłusznie ruszyłam za nim, a kiedy
już się tam znaleźliśmy, zobaczyłam, ze Lucjusz siedzi obok Draco i usiłuje go
pocieszyć. Spojrzałam na Pottera.
- O co chodzi? – spytałam. – Dlaczego mnie nie pamięta?
- Obawiamy się, że ktoś rzucił na nią silne zaklęcie zapomnienia –
powiedział Potter wyraźnie przybity. – Udało nam się przywrócić część jej
pamięci. Wie, że jest czarownicą i że chodziła do szkoły Magii, wie też, że
jestem jej przyjacielem i że Draco… Hermiona wciąż uważa, że Draco jest naszym
wrogiem. Myślę, że ktoś starannie zatarł wszystkie dobre wspomnienia związane z
nim. Tak jakby pamiętała go jedynie do szóstej klasy. Wciąż staramy się jej
wszystko tłumaczyć, niedługo pojawią się tutaj jej rodzice z albumami, ale
jeśli to nie pomoże, to nie wiem czy będziemy mogli zrobić coś jeszcze.
Pozostaje tylko nadzieja, że z czasem jej pamięć powróci.
Potter westchnął ciężko i wbił wzrok w podłogę. Wyszeptałam tylko słowa
podziękowania, pogładziłam go po ramieniu w ramach podniesienia go na duchu i
powoli podeszłam do mojej rodziny.
- Draco, tak mi przykro – powiedziałam i usiadłam obok niego, po czym
go przytuliłam. Kiedy Draco znalazł się w moim uścisku, spojrzenia moje i
Lucjusza spotkały się. W jego oczach odnalazłam spokój. Lucjusz jedną rękę
położył na plecach Dracona, a drugą na moim ramieniu.
- Nie rozumiem – powiedział w końcu Draco, wyswobadzając się z mojego
uścisku. – Dlaczego ktoś miałby pozbawiać ją pamięci?
- Nie wiem, synku. Może… może Hermiona się komuś naraziła? Nie prowadziła
ostatnio jakiejś wyjątkowo paskudnej sprawy? – spytałam.
- Znasz ją, mamo. Ona bierze same paskudne i beznadziejne sprawy –
jęknął. – Ostatnio… nie mogę sobie przypomnieć… chyba mi nie mówiła… tak,
wspomniała tylko, że to coś bardzo tajnego i że nie może o tym rozmawiać.
- Więc bardzo możliwe, że to ma związek z jej pracą – powiedziałam,
zataczając dłonią koła na plecach Draco. – Lucjuszu, a ty o niczym nie
słyszałeś?
- Nic szczególnego – pokręcił głową.
Przez kolejne minuty panowała cisza, którą w końcu zdecydowałam się
przerwać.
- Synku, jest już późno – powiedziałam. – Wracaj do domu i prześpij
się. Dzisiaj i tak już nic nie zdołamy zrobić, a jutro pomyślimy o tym, jak
spróbować przywrócić jej pamięć.
- Powinienem z nią być.
- Ona uważa cię za swojego wroga, nie pozwoli ci się do siebie zbliżyć,
a wyczerpany zaszkodzisz sam sobie – powiedział Lucjusz. – Jeśli chcesz, wróć
dzisiaj z nami, a jutro przy śniadaniu wspólnie podejmiemy decyzję, co robić
dalej.
- Ojciec ma rację – pokiwałam głową. – Powinieneś dzisiaj spać u nas,
zjeść coś porządnego i wyspać się.
- Wrócę do siebie. Pozbieram rzeczy, które mogą pomóc Hermionie.
- Jesteś pewien, że chcesz być dzisiaj sam?
- Tak, mamo. Dziękuję wam za dobre chęci, ale potrzebuję samotności.
Muszę pomyśleć.
- Więc przyjdź chociaż na śniadanie – nalegałam. – Na pewno żywisz się
jakimiś resztkami.
- Dobrze, mamo – zgodził się, a na jego twarzy pojawił się zarys
uśmiechu. – Dziękuję ci – powiedział i pocałował mnie w policzek. – Ojcze –
podał mu dłoń, którą Lucjusz uścisnął.
- Bądź silny synku – powiedziałam i przytuliłam go po raz ostatni.
- Wszystko się jakoś ułoży.
Draco nie odpowiedział, zamiast tego spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam,
że cierpiał. Chwilę później już go nie było.
- Martwię się o niego, Lucjuszu – powiedziałam, a w moich oczach
stanęły łzy.
- To mądry chłopak, poradzi sobie – zapewnił mnie Lucjusz i przytulił,
kładąc dłonie na moim brzuchu. – Wracajmy do domu, tobie też przyda się
odpoczynek.
~*~
Lucjusz znalazł mnie w kuchni o czwartej nad ranem.
- Dlaczego nie śpisz? – spytał, ziewając.
- Robię ciasto dla Hermiony – wyjaśniłam, wyjmując cytryny z lodówki.
- O czwartej w nocy? – zdziwił się.
- Nie mogłam spać – powiedziałam, powoli tracąc cierpliwość.
- Po co je robisz?
- Żeby przywołać wspomnienia – powiedziałam najspokojniej jak tylko
potrafiłam. – Piekłyśmy je, kiedy u nich mieszkałam. Pomyślałam, że może kiedy
poczuje znajomy smak, coś sobie przypomni.
- A co to za ciasto?
- Beza cytrynowa.
- Dlaczego nie możesz kazać zrobić tego skrzatom? – zdziwił się.
- Tylko tyle mogę dla niej zrobić, Lucjuszu. Nic innego nie przychodzi
mi do głowy.
- Ah, rozumiem – powiedział powoli kiwając głową w geście zrozumienia.
– Pomóc ci?
- Jasne – uśmiechnęłam się. – Możesz podać mi dużą miskę z szafki nad
zlewem.
Lucjusz spełnił moją prośbę, a potem obserwował jak łączyłam składniki
potrzebne na spód ciasta.
- Cyziu... Co to jest? – spytał, biorąc do ręki brązową torbę.
- Lucjuszu - powoli i wyraźnie wypowiedziałam jego imię. - Czy ty
kiedykolwiek coś gotowałeś? - spytałam, patrząc na Lucjusza, który wciąż
trzymał w rękach torbę z mąką.
- No... nie – przyznał w końcu.
- Małpy cię chowały?
- Wypraszam sobie takie insynuacje. U mnie w domu wszystkim zajmowały
się skrzaty – powiedział dumnie, a ja się roześmiałam.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli usiądziesz i będziesz po prostu obserwował,
co ja robię – uśmiechnęłam się do niego, a on chętnie przystał na tę
propozycję.
Kiedy już wszystko było gotowe i beza piekła się w piekarniku, usiadłam
obok Lucjusza i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Nie mogłam spać – powiedziałam cicho. – Wciąż myślałam o tym, co się
stało i jak mogę pomóc Hermionie. To ciasto, to jedyne, co przyszło mi do
głowy. Wiedziałam, że nie zasnę, dopóki go nie zrobię.
- Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz – powiedział Lucjusz,
chwytając moją dłoń. – Wiem, jak ważna jest dla ciebie ta dziewczyna, ale…
musisz myśleć też o sobie i o naszym dziecku.
- Wciąż to do mnie nie dociera. Lucjuszu, ja jestem za stara na matkę –
jęknęłam. – Nie poradzę sobie.
- Sama może nie, ale nie możesz zapominać, że masz mnie. Nie zostawię
cię samej – szepnął i pocałował mnie w czoło. W tym samym momencie piekarnik
oznajmił, że ciasto jest gotowe. Kiedy tylko położyłam je na stole, po całej
kuchni rozniósł się cudowny zapach pieczonej bezy. Zobaczyłam jak ręka Lucjusza
niebezpiecznie zbliża się do formy z ciastem i uderzyłam go ścierką.
- Nie dotykaj – syknęłam.
- Jesteś okrutna – powiedział i uśmiechnął się do mnie jednym ze swoich
najpiękniejszych uśmiechów.
- A ty łakomy – pokazałam mu język i położyłam ciasto na szafce. – To
nie dla ciebie. A teraz sio, do łóżka! – rozkazałam, pospieszając go ścierką.
Roześmiani wróciliśmy do sypialni, gdzie wtuleni w siebie zasnęliśmy niemal od
razu.
~*~
Tak jak obiecał, Draco pojawił się u nas na śniadaniu. Słowa nie są w
stanie wyrazić, jak bardzo byłam wdzięczna, że znowu mogłam zobaczyć mojego
męża i syna przy jednym stole.
Co prawda rozmawialiśmy niewiele, bo nie było ku temu nastrojów, ale
mimo to było bardzo przyjemnie. Razem z Lucjuszem postanowiliśmy nie wspominać
jeszcze o ciąży, chcieliśmy zrobić to, kiedy sytuacja z Hermioną w miarę się
uspokoi.
Po śniadaniu, wszyscy troje udaliśmy się do Munga, żeby zanieść
Hermionie ciasto. Lucjusz miał być z nami tylko przez chwilę, ponieważ później
musiał wracać do Ministerstwa, a ja miałam udać się na wstępne badania związane
z ciążą.
Kiedy weszliśmy do sali, przy jej łóżku znowu siedział Potter, a
Hermiona wciąż spała. Położyłam ciasto na jej stoliku i usiadłam pod ścianą. Lucjusz
postanowił poczekać na korytarzu.
- I jak? – spytał Draco.
- Niewiele się zmieniło od poprzedniego wieczora – odparł Potter. –
Masz coś, co może pomóc?
- Same zdjęcia – westchnął. – Mama upiekła dla niej ciasto, które
kiedyś piekły razem, może to coś da.
- Zobaczymy – po twarzy Pottera przeszedł cień uśmiechu. – Niedługo
powinna się obudzić.
Czekaliśmy pół godziny. A kiedy w końcu Hermiona otworzyła oczy, nikt
nie spodziewał się tego, co nastąpiło. Wszystko działo się tak szybko, że żadne
z nas nie zdążyło zareagować w jakikolwiek sposób.
Najpierw Draco powiedział, jak cudownie, że Hermiona już się obudziła
oraz że mamy dla niej kilka zdjęć i ciasto. Mówiąc to, wskazał na stolik obok
jej łóżka. Hermiona spojrzała najpierw we wskazanym kierunku, a potem przez
chwilę mierzyła wzrokiem mnie i Dracona. Potem kilka rzeczy zdarzyło się
jednocześnie. Draco podszedł do Hermiony, która w ataku paniki go
spoliczkowała. Kiedy Draco się od niej odsunął, ja wstałam z krzesła, żeby do
niego podejść. Hermiona chwyciła ciasto i z całej siły cisnęła nim w naszą
stroną. Forma przeleciała kilka centymetrów od mojej głowy i z hukiem rozbiła
się o ścianę. Spojrzeliśmy na nią będąc w totalnym szoku. I wtedy nastąpił
wybuch.
- Zostawcie mnie w spokoju! – krzyknęła Hermiona i zaczęła rzucać
przedmiotami, które znalazły się w zasięgu jej ręki. – Nie chcę was widzieć!
Nie chcę was znać! Nigdy więcej mnie nie skrzywdzicie! Nie zbliżajcie się do
mnie! Doskonale wiem, że chcieliście mnie otruć! To ciasto miało mnie zabić!
Chcesz mnie wykończyć! Prawda, Malfoy?! Chcesz skończyć z brudną szlamą
Granger! Ale nie uda ci się! – krzyczała, a do oczu Dracona napłynęły łzy.
Powoli również histeria Hermiony zaczynała zmieniać się w szloch. – Nie dasz
rady mnie pokonać, Malfoy! Nigdy ci się to nie uda!
Staliśmy sparaliżowani jej nagłym wybuchem. Widziałam, ze Potter był
tak samo zaskoczony jak my. Usiłował ją uspokoić, ale mu się to nie udawało.
- Harry, proszę – jęknęła w końcu Hermiona, szlochając w rękaw Pottera.
– Niech oni już sobie pójdą.
Draconowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zanim zdążyłam się
zorientować, wybiegł z sali.
- Ja naprawdę nie wiem… - zaczął Potter, wciąż próbując uspokoić
Hermionę.
- Teraz to już bez znaczenia – przerwałam mu i ruszyłam za Draconem.
Kiedy znalazłam się na korytarzu, zdążyłam tylko zobaczyć, jak Draco
znika na schodach. Chciałam za nim pobiec, ale poczułam, jak Lucjusz chwyta
mnie za rękę.
- Powinien być sam – powiedział.
- Ale ona…
- Wiem, słyszałem – szepnął Lucjusz i przytulił mnie, a z moich oczu
wypłynął strumień łez. – Draco potrzebuje teraz czasu, kiedy ochłonie, sam do
ciebie przyjdzie.
- Jesteś pewien?
- Tak – pokiwał głową. – W końcu sam zrobiłem kiedyś to samo.
Narcyza jest w ciąży. <3 Jak się ucieszyłam. Okropnie przykra i niewygodna jest sytuacja Hermiony, bardzo mi jej szkoda. Kiedy dostała ataku histerii myślałam, że zrobi coś Draconowi i Narcyzie. "Małpy cię chowały?" Nie, on jest tylko z rodu Malfoyów, którzy na usługi mieli skrzaty. ^_^ Nie wiem co jeszcze napisać, rozdział podoba mi się jak zawsze. :) Tylko żeby to była dziewczynka!
OdpowiedzUsuń"Małpy cię chowały?" - You made my day :)
OdpowiedzUsuńNie wiem kto dał Tobie tyle talentu pisarskiego, ale mądrze wybrał. Świetny rozdział!
Już widzę minę Draco jak się dowie, że będzie miał młodsze rodzeństwo xD
I Hermiona... tak mi jej żal. Oby wróciła jej pamięć.
Pisz, bo chociaż ten jeden czytelnik czeka :)
Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Draco i Hermiony. Mam nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy. A co do ciąży Narcyzy, to myślę, że ona i Lucjusz poradzą sobie bardzo dobrze i ta niespodzianka tylko umocni ich związek. Świetnie piszesz, ale ten rozdział był zdecydowanie zbyt krótki hahaha. Czekam z niecierpliwością na kolejny. Życzę duuużo weny do pisania!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział wczoraj, dziś stwierdziłam, że muszę do niego wrócić. Scrolluję, scrolluję... I karpik. Ominęłam poprzedni rozdział! Nie wiem jak to zrobiłam, ale nie spodziewałam się dwóch w tak szybkim czasie. Melduję, że nadrobiłam.
OdpowiedzUsuńZawsze miałam zupełnie inną wizję tej chwili, kiedy Lucjusz dowiaduje się o ciąży Narcyzy. W pewnym sensie by się cieszył, to oczywiste, ale racjonalne myślenie podpowiadałoby mu, że to nie był odpowiedni czas na dziecko. Bałby się o Narcyzę i Maleństwo, bo staliby się łatwym celem zemsty przeciwników. Nie oszukujmy się, Zakon i 'dobra strona' też nie byli niewiniątkami, a Śmierciożercy też ginęli w bitwach.
Mimo wszystko uwielbiam twoją twórczość, a czasem czuję się jak narkoman na głodzie, czekając na kolejny rozdział.
Czekam cierpliwie.
Narcyza w ciąży. Super :) bardzo uczuciowy rozdział, biorąc pod uwagę, że Cyzia płakała przez większość czasu, ale ma prawo. Ciąża, Hermiona... Co się porobiło z tą dziewczyną. Nie wiem, co będzie dalej, ale czuję, że nas zaskoczysz. Pięknie było, kiedy czytałam o tym, jak Lucjusz dowiedział się, że będzie miał synka. Ciekawe jaką płeć będzie mieć dzidziuś teraz. Chociaż z drugiej strony to teraz mniej ważne niż stan Hermiony. Strasznie mi żal Dracona. Musi być zalamany. Tak długo czekał na to, by jego ukochana się wzbudziła, a teraz... Nie mogę się doczekać kolejnych notek i wyjaśnień na te wszystkie tematy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Eriss
Narcyza w ciąży xD jakoś tak dziwnie ale pozytywnie ;)
OdpowiedzUsuńŻal mi Draco. Czekam na dalszy ciąg tego wątku... a co do tej ciąży ciekawe co Draco na to xD
Rozdział super, no może poza amnezją Hermiony,ale przynajmniej coś sie dzieje. Życze weny i nie moge doczekać się następnego rozdziału :-)
OdpowiedzUsuńJej tyle zdarzeń...
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo ale to bardzo cierpię razem z Draco wiesz typowa fanka Dramione...Co do ciąży Narcyzy była na to gotowa i chyba już się przyzwyczaiłam. Naprawdę jestem ciekawa jak to wszystko pociągniesz..
Pozdrawiam,
Beca dawna Sofia Potter
Ale dziecko przerobi na kisiel?
OdpowiedzUsuń