sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 24. Jesteś zupełnie jak twój ojciec

- To koniec - powiedział Draco, siadając na kanapie w salonie. - Hermiona nic nie pamięta, nie chce mnie znać, ciągle uważa mnie za swojego wroga. Za parszywego szczura, który chce ją skrzywdzić, jak to określiła.
Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik. Skupiłam mój wzrok na Draconie.
- Potter mówi, że użyto silnego zaklęcia. Nie chodzi już tylko o samo wymazanie pamięci, mamo. Ktoś zmienił jej pamięć. Hermiona mówi o rzeczach, które nigdy nie miały miejsca. Oskarża mnie o rzeczy, których nie zrobiłem. Potter próbuje ją przekonać, opowiada jej o tym, co wydarzyło się na wojnie i po upadku Czarnego Pana, pokazuje jej nasze wspólne zdjęcia, ale ona nie chce go słuchać.
- Co zamierzasz zrobić?
- Myślę… myślę, że już nic nie mogę zrobić. Muszę zniknąć z jej życia, mamo. Stać się tym Malfoyem, za którego mnie uważa.
- Nie jesteś nim i nie powinieneś nim być. Hermiona ma teraz bardzo zaburzone wyobrażenie o tobie.
- Ale taki właśnie byłem, mamo. Nienawidziłem jej, szydziłem i wyśmiewałem. Zatruwałem jej życie na każdym kroku. Ja sam siebie nienawidzę za to, kim byłem, a co dopiero dziwić się jej?
- Draco – powiedziałam i wstałam z fotela. Nie chciałam odpowiadać na jego pytanie. - Przejdźmy się - poprosiłam. - Jest taka piękna pogoda, nie warto jej marnować, siedząc w domu, a na świeżym powietrzu będzie nam się na pewno lepiej rozmawiało.
Draco niechętnie przystał na moją prośbę i kiedy w końcu znaleźliśmy się przed domem, niepewnie zaczęłam rozmowę:
- Nie jesteś już tym człowiekiem, synku. Oboje to wiemy. Masz dobre serce, nawet jeśli czasem źle go używałeś.
Ruszyliśmy w stronę niewielkiego sadu znajdującego się za posiadłością.
- Chciałaś powiedzieć, że czasami używałem go dobrze - przerwał mi. - Nie wiesz, jaki byłem w Hogwarcie i jestem za to wdzięczny - mruknął.
- Wszyscy byliśmy kiedyś innymi ludźmi. Kiedy byłam w twoim wieku, jeszcze przed pierwszą wojną, nie byłam nawet w połowie tak dojrzała, jak ty teraz. Co prawda, nie miałam wtedy jeszcze tak wielu problemów. Dopiero co wyszłam za twojego ojca i nasze życie było dość spokojne. Dopiero później, kiedy byłam dużo starsza niż ty teraz i Czarny Pan naprawdę pokazał swoje oblicze... wtedy naprawdę dorosłam. Ciebie spotkało to dużo wcześniej, możliwe nawet, że zbyt wcześnie. Wojna cię zmieniła, zmieniła nas wszystkich.
- Ale mimo wszystko... Nie można uwolnić się od przeszłości, mamo. Można o niej nie mówić i nie myśleć. Można o niej zapomnieć. Ale ona i tak zawsze powróci. Moja właśnie powróciła i teraz muszę odpokutować za to, kim byłem.
- To, co stało się z Hermioną nie jest przyczyną ani tego, kim byłeś, ani tym bardziej tego, kim jesteś teraz.
- A więc jak wytłumaczysz to, że ktoś wymazał jej tylko te fragmenty pamięci, które są związane ze mną i zmienił je tak, że według niej jestem tysiąc razy gorszym człowiekiem, niż byłem naprawdę? Oczywiste jest to, że to zemsta za to, kim byłem.
- Tak mocne zaklęcia potrafią rzucić tylko naprawdę potężni czarodzieje, żaden nowicjusz nie mógłby tego zrobić, a nawet gdyby mu się udało, to skutki byłyby dużo poważniejsze. Hermiona mogłaby stracić całą pamięć i nigdy jej nie odzyskać, albo nawet nie wybudzić się ze śpiączki. Mamy tutaj do czynienia z profesjonalistą, żaden z twoich kolegów nie byłby w stanie tego zrobić.
- Super, więc muszę po prostu znaleźć jakiegoś potężnego czarodzieja, któremu zalazłem za skórę. Ojciec w domu?
- Draco! - syknęłam oburzona. - Ojciec tego nie zrobił. Był ze mną przez cały czas.
- Jesteś pewna?
- Tak! - oznajmiłam pewnie, myśląc o tym, co wtedy robiliśmy. Delikatny rumieniec pojawił się na moich policzkach. Odwróciłam głowę, w kierunku drzew, żeby Draco go nie zauważył.
- Świetnie - prychnął. - Jestem niemal pewien, że gdyby udało mi się znaleźć człowieka, który zmienił jej pamięć, udałoby mi się również ją przywrócić. Ale, do jasnej cholery, nawet nie wiem gdzie szukać! - krzyknął wściekły i z całej siły kopnął kamień leżący na ścieżce.
- Nie wiem, czy powinieneś się tym zajmować. Może... może niech zajmą się tym aurorzy - zaproponowałam niepewnie.
- Dlaczego? Dlaczego mam im na to pozwolić?
- Bo oni będą wiedzieli co robić.
- A ja nie będę?
- Będziesz, oczywiście, że będziesz, ale... nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Będę ostrożny, mamo, nie jestem głupi.
- Wiem, synku, ale oni są niebezpieczni.
- Ja też potrafię być niebezpieczny.
- Ale nie chcę, żebyś byś! Nie chcę cię stracić!
Oczy zapiekły mnie od napływających do nich łez.
- A ja nie chcę stracić Hermiony!
- A chcesz stracić to, co ci pozostało? Co, jeśli celem tych ludzi nie była Hermiona? Co, jeśli chodziło im o ciebie? Chcesz im się tak po prostu wystawić?
- Dlaczego od razu skazujesz mnie na przegraną?
- Bo się o ciebie martwię i nie chcę, żebyś ucierpiał. Draco, proszę, nie mieszaj się w to.
- Mamo, jestem...
- Dorosły i odpowiedzialny, tak wiem, już mi to mówiłeś. Ale nadal jesteś moim synem i błagam cię, odpuść i pozwól, żeby aurorzy się tym zajęli.
- A czy ty byś odpuściła, gdyby chodziło o ojca?
- Ja... potrafiłabym racjonalnie określić czy mam szansę poradzić sobie z tym sama.
- Ale ja nie myślę teraz racjonalnie.
- Draco, błagam, obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego - nalegałam.
- No dobrze - westchnął. - Przyrzekam, że nie będę się w to mieszał, ale jeśli aurorzy zawiodą, przysięgam na wszystkie bóstwa tego świata, że znajdę ludzi, którzy są za to odpowiedzialni i wypruję im flaki.
- Draco!
- No dobrze, dobrze – westchnął. – Oddam ich w ręce aurorów i pozwolę, żeby zgnili w Azkabanie.
- Jesteś zupełnie jak twój ojciec - jęknęłam.
- Przez całe życie dążyłem do tego, żeby taki być, więc wreszcie mi się udało.
Drogę powrotną spędziliśmy w ciszy. Szliśmy razem, podziwiając uroki sadu rosnącego za domem. Kiedy wróciliśmy do Malfoy Manor usiedliśmy na białej huśtawce znajdującej się na ganku. Dopiero wtedy Draco przerwał milczenie.
- Mamo... - zaczął niepewnie.
- Tak?
- Czy ja... czy ja mógłbym u was zostać przez jakiś czas?
- Oczywiście, że tak. Synku, to zawsze będzie twój dom - uśmiechnęłam się.
- A co z tatą?
- Jestem pewna, że nie ma nic przeciwko, ale spytam go dla pewności.
- Dziękuję - uśmiechnął się Draco i przytulił mnie.
- To ja dziękuję, synku. Czuję się strasznie samotna w tym wielkim domu, kiedy nie ma ojca, a tak będę miała ciebie.
Ale już niedługo nie będę mogła narzekać na samotność - pomyślałam i poczułam się winna, że nie powiedzieliśmy o tym jeszcze Draconowi. Prawa była taka, że baliśmy się jego reakcji.
- Chodźmy coś zjeść – powiedziałam, wciąż się uśmiechając. Weszliśmy do domu, gdzie czekał na nas obiad przygotowany przez skrzaty.

~*~

Po skończonym posiłku Draco wrócił do swojego domu na Wisteria Lane, a ja teleportowałam się do biura Lucjusza.
Było to niewielkie pomieszczenie, dużo mniejsze od tego, w którym urzędował, pracując dla Knota. Jednak jego rozmiar nie przeszkadzał urządzeniu go w gustownym stylu.
Kiedy weszłam do środka, Lucjusz, siedzący za niewielkim mahoniowym biurkiem, spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie czekając na nic, podszedł i objął mnie w pasie, po czym delikatnie pocałował.
- Czemu zawdzięczam tę miłą niespodziankę? – spytał.
- Rozmawiałam dzisiaj z naszym synem – oznajmiłam.
- Jak się mają sprawy?
Usiedliśmy na kanapie znajdującej się pod ścianą i skróciłam Lucjuszowi naszą rozmowę.
- Masz jakiś pomysł, kto mógł za tym stać? – spytałam.
- Mnóstwo nazwisk, ale większość siedzi w Azkabanie albo jest martwa.
- Tak myślałam – westchnęłam i bezsilnie opadłam na oparcie kanapy. – Będziemy musieli mu powiedzieć – przerwałam ciszę po kilku minutach. – No wiesz… o dziecku – spojrzałam wymownie na swój brzuch.
- Dzisiaj?
- Nie… może lepiej nie dzisiaj. Wstrzymajmy się do końca tygodnia, muszę to jeszcze przemyśleć.
- Dobrze – zgodził się Lucjusz.
- Och, to mi o czymś przypomniało. Draco pyta, czy może u nas zamieszkać na jakiś czas.
- Jasne, nie widzę problemu – Lucjusz pokiwał głową.
- Cudownie – ucieszyłam się i nachyliłam się, żeby pocałować go w policzek.
- O słodki Merlinie – jęknął Lucjusz, kiedy wróciłam na swoje miejsce.
- Co?
- Twoje piersi. Urosły – uśmiechnął się podstępnie.
- Nawet o tym nie myśl – ostrzegłam, widząc, jak się do mnie przysuwa.
- Dlaczego? Za dwa tygodnie zaczną cię boleć i nie pozwolisz mi się do nich zbliżyć.
Lucjusz zrobił minę zbitego psa, a ja powstrzymałam się przed wybuchem śmiechu. Był taki uroczy.
- No dobrze – zgodziłam się w końcu, a Lucjusz zaczął mnie całować. – O nie – odsunęłam się od niego. – Nie zrobimy tego tutaj.
- Dlaczego? Dawno tego tutaj nie robiliśmy.
- Nigdy tego tutaj nie robiliśmy i niech tak zostanie. Jeśli chcesz seksu, musisz poczekać do wieczora. Poza tym, za pół godziny mam wizytę u uzdrowiciela Greya.
- Obiecuję, że zdążysz – szepnął i położył mnie na kanapie, a ja nie miałam siły i ochoty, żeby dalej protestować.

~*~

- Nie patrz tak, to nie ty nosisz pod sercem drugiego człowieka – powiedziałam tydzień później, układając plasterki ogórka na kanapce.
- Cyziu, ale masło orzechowe i ogórki? – spytał Lucjusz, patrząc z niedowierzaniem na moją kanapkę.
- To jest naprawdę pyszne – oznajmiłam z uśmiechem i odgryzłam kawałek.
- Chcesz otruć nasze dziecko?
- Nic mu nie będzie.
- A tobie? – zaniepokoił się.
- Lucjuszu, czy naprawdę chcesz, żebym za pięć miesięcy, kiedy będę parła i krzyczała, rodząc twoje dziecko, wypominała ci, że żałowałeś mi kanapki z masłem orzechowym i ogórkiem?
Lucjusz spojrzał na mnie przerażony.
- Chcesz może jeszcze do tego syropu klonowego? – spytał, podając mi niewielką buteleczkę.
- Zwariowałeś? Masło orzechowe i syrop klonowy? Ohyda – skrzywiłam się, a Lucjusz odłożył butelkę, kręcąc głową i uśmiechając się pod nosem. Chciałam spytać, co go tak rozbawiło, ale w tym samym momencie w kominku pojawił się Draco.
- Synku! – ucieszyłam się, odkładając na talerzyk moją kanapkę.
- Widzę, że wpadłem trochę nie w porę – oznajmił, widząc zastawiony do śniadania stół.
- Bzdury, synu – powiedział Lucjusz. – Siadaj, a ja zaraz każę przygotować skrzatom nakrycie dla ciebie.
- Nie ma takiej potrzeby, tato, już jadłem.
Lucjusz wzruszył ramionami, a Draco usiadł naprzeciwko mnie i zaczął na mnie dziwnie patrzeć.
- Mamo, masło orzechowe i ogórki? – spytał w końcu, a ja wzniosłam oczy do nieba.
- Mówiłem – mruknął Lucjusz.
- Co wyście się tak uwzięli na moją kanapkę? Przecież nie zmuszam was, żebyście też ją jedli.
- I chwała Merlinowi za to – mruknął Lucjusz, zapewne nie chcąc, żebym go usłyszała. Na jego nieszczęście, siedziałam tuż obok i uderzyłam go w ramię. Draco uśmiechnął się, widząc nasze przekomarzanie się.
- Nawet nie wiecie, co tracicie – powiedziałam i z uśmiechem odgryzłam kolejny kęs kanapki.
Kiedy zjedliśmy śniadanie i przeszliśmy do salonu, Lucjusz spojrzał na mnie znacząco, a ja dałam mu znak, żeby to on przejął inicjatywę.
- Synu, jest coś, o czym powinieneś wiedzieć – powiedział spokojnie i usiadł obok mnie na kanapie. – Będziesz miał rodzeństwo.
Draco spojrzał na niego oniemiały, powoli wstając z fotela.
- Nie no, ojciec, tym razem przesadziłeś.
- Co? O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.
- Mamo, możesz tak spokojnie obok niego siedzieć?
- Ale…
- Pakuj się, zabieram cię stąd – oznajmił.
- Synu, masz o mnie aż tak złe mniemanie? – zaśmiał się Lucjusz, a ja poczułam ukłucie w piersi.
- Draco, ale to ja jestem w ciąży – wykrztusiłam w końcu, a Draco spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Nie no, tym razem oboje przesadziliście – powiedział i opadł na fotel.
Lucjusz zaczął się śmiać, ale mnie nie dopisywał taki dobry humor.
- Draco, w porządku? – spytałam.
- Oprócz tego, że w wieku dwudziestu lat zostanę bratem, to tak, w jak najlepszym.
Lucjusz nadal się śmiał. Posłałam mu karcące spojrzenie, co jeszcze bardziej go rozśmieszyło.
- Dla nas to też było zaskoczenie.
- Domyślam się – prychnął. – Nie mogliście się jakoś zabezpieczyć?
- Hej, nie zamierzam z tobą rozmawiać na te tematy – powiedział Lucjusz, wreszcie przestając się śmiać. – To po prostu się stało, nie planowaliśmy tego.
- Mogliście uważać.
- Ty też mogłeś uważać i nie zakochać się w Granger, a to jednak się stało.
Wstrzymałam oddech. Zapanowała cisza. Napięcie sięgało zenitu. Zobaczyłam, że Draco otwiera usta, ale ja byłam szybsza.
- Proszę, uspokójcie się – powiedziałam. – Nie ma sensu kontynuować tej rozmowy, zanim któryś z was znowu powie za dużo. Lucjuszu, zaakceptowałeś ten związek, więc nie wracaj do tego, co było, a co do ciebie, Draco, musisz zrozumieć, że to niczyja wina. Zawsze chciałeś mieć rodzeństwo, więc oto twoja szansa na wykazanie się w roli brata. Rozmowę uznaję za zakończoną – oznajmiłam.
- Przepraszam – powiedział Draco po krótkiej chwili mierzenia się wzrokiem z Lucjuszem. – To dla mnie po prostu zbyt duży szok, nie spodziewałem się tego.
- Rozumiem i dlatego nie mam ci za złe tego, co powiedziałeś. Lucjuszu?
- Nie powinienem był wyciągać starych spraw, wiem. Po prostu mnie poniosło, przepraszam.
- No, i to są moi chłopcy – uśmiechnęłam się i przytuliłam ich obu do siebie. – To co powiecie na spacer?
- Ja muszę pędzić do ministerstwa – powiedział Lucjusz i pocałował mnie w policzek. – Zobaczymy się na obiedzie.
Po chwili zniknął w kominku. Spojrzałam na mojego syna.
- Ja… eee… pacjenci na mnie czekają. Ale naprawdę bardzo się cieszę – powiedział i przytulił mnie, po czym również zniknął w kominku.
- No tak – jęknęłam i usiadłam w moim fotelu. – Jak zwykle.
Wzięłam do ręki leżącą na stoliku obok książkę i w samotności pogrążyłam się w lekturze.

~*~

Dwa miesiące później

Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Brzuch już dawno stał się widoczny i cieszyłam się z tego. Szósty miesiąc ciąży mijał spokojnie, bez żadnych komplikacji. Wszystko wskazywało na to, że za niecałe trzy miesiące przywitam na świecie małego i zdrowego dzidziusia, który wywróci cały mój świat do góry nogami. Cieszyłam się na zmiany, które niosło ze sobą pojawienie się dziecka, to było bardzo ekscytujące. Po raz pierwszy od upadku Czarnego Pana byłam naprawdę szczęśliwa. Nawet Draco zmienił swoje nastawienie i pomagał w przygotowaniach na powitanie w domu małego dziecka. Raz podsłuchałam nawet jego rozmowę z Lucjuszem o tym, jak powinien być urządzony pokoik dla dziecka. Naprawdę zabawnie było słuchać jak mój mąż i syn spierają się o to, czy pokoik powinien być pomalowany na zielono, czy żółto.
Weszłam do sypialni i smarując sobie dłonie kremem, ruszyłam w stronę łóżka.
- Pójdziesz jutro ze mną do Munga? – spytałam Lucjusza, kładąc się obok niego.
- To jutro? – spytał zaskoczony, podnosząc wzrok znad gazety.
- Jeśli nie możesz, to nie ma sprawy, to nie będzie dla mnie nic nowego – westchnęłam, nawet nie kryjąc rozczarowania.
Lucjusz zawsze potrafił pięknie mówić i obiecywać, ale kiedy przychodziło co do czego, piękne słowa okazywały się tylko słowami. Do tej pory miałam 7 wizyt w Mungu, z czego Lucjusz był tylko na jednej. Zastanawiałam się, czy będzie robił dokładnie to samo, kiedy dziecko przyjdzie na świat.
- Obiecuję, że będę – uśmiechnął się do mnie i przyciągnął do siebie. – Nie zostawię cię samej – szepnął mi do ucha i pocałował w policzek. - O czym myślisz? – spytał, widząc, że jestem nieobecna duchem.
- Zastanawiam się nad imieniem dla dziecka.
- Jeszcze nie znamy płci – zauważył Lucjusz.
- Nie chcę wybierać imienia, kiedy dziecko się urodzi. Chcę mieć wszystko zaplanowane.
- Nie możesz zaplanować wszystkiego. Możemy zająć się tym jutro? Jestem strasznie śpiący – ziewnął.
- Mam totalną pustkę w głowie – jęknęłam, ignorując go.
- Druella dla córeczki i Abraxas dla synka – powiedział nieprzytomnym głosem.
- Kochałam moją matkę, ale nie aż tak, żeby dać dziecku imię po niej. Nie chcę, żeby mnie nienawidziło do końca życia – oznajmiłam. – Lucjuszu, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Dobranoc, kochanie – mruknął przez sen i przytulił mnie, kładąc rękę na moim brzuchu. – Kocham cię…
- Ja ciebie też kocham – westchnęłam zrezygnowana i zamknęłam oczy, starając się zasnąć.
Kiedy obudziłam się rano, Lucjusz wciąż trzymał rękę na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się. Ten mały gest dodawał mi otuchy. Posiadał naprawdę wielką moc.
- Która godzina? – spytał Lucjusz, otwierając oczy.
- Po ósmej – powiedziałam, patrząc na wielki zegar znajdujący się naprzeciwko naszego łóżka.
- Na którą idziemy do Munga?
- Na dziesiątą.
- Więc możemy jeszcze spać – jęknął i opadł na poduszkę.
- Nie, nie możemy – oznajmiłam, szturchając go w ramię. – Musimy zjeść śniadanie i się przyszykować.
- Jeszcze pięć minut – poprosił.
- Co robiłeś w nocy, śpiochu?
- Wymyślałem imiona dla naszego dziecka – powiedział z twarzą schowaną w poduszce.
Westchnęłam, patrząc na jego nieprzytomne prawie ciało i wstałam z łóżka, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Kiedy pół godziny później odświeżona wróciłam do sypialni, Lucjusz nadal spał.
- Wstawaj, śpiochu! – zaśmiałam się i ściągnęłam z niego kołdrę.
- Dlaczego mnie karzesz, kobieto? – jęknął.
- Bo jeśli przez ciebie spóźnimy się do Munga, nigdy ci tego nie wybaczę. A teraz wstawaj i idź do łazienki, zanim zrobię ci zimny prysznic tutaj.
Lucjusz niechętnie podniósł się z łóżka i ruszył w kierunku drzwi do łazienki.
- Co ja ci takiego zrobiłem? – spytał, zanim zamknął drzwi.
- Dziecko, Lucjuszu, dziecko – zaśmiałam się i patrzyłam, jak znika za drzwiami łazienki.
Do śniadania usiedliśmy dopiero godzinę później.
Pomimo zapewnień Lucjusza, że na pewno zdążymy na czas, w gabinecie uzdrowiciela Greya pojawiliśmy się spóźnieni o dziesięć minut. Ponieważ Lucjusz cały czas wyglądał, jakby naprawdę nie spał w nocy, postanowiłam to przemilczeć.
- Kim pani jest? – spytałam zaskoczona, spoglądając na młodą kobietę siedzącą na miejscu mojego uzdrowiciela.
- Nazywam się Ross i dzisiaj zastępuję uzdrowiciela Greya, który został wezwany do nagłego przypadku – oznajmiła dziewczyna.
- To znaczy, że dzisiaj go nie będzie?
- Nie, dzisiaj jestem ja. Proszę się nie martwić, mój wiek nie ma nic wspólnego z moimi umiejętnościami i gwarantuję, że wyjdzie pani stąd cała i zdrowa – uśmiechnęła się dziewczyna, a ja poczułam, jak Lucjusz delikatnie pchnął mnie w jej kierunku.
Po wstępnej rozmowie położyłam się na leżance, a dziewczyna wypowiedziała zaklęcie i zaczęła przesuwać różdżką nad moim brzuchem. Po chwili na ścianie pojawił się czarno-biały i nieco zniekształcony obraz.
- Och, jak słodko – rozczuliła się dziewczyna, a ja spojrzałam na nią pytająco. – Ma skrzyżowane nóżki. Siedzi jak mały Budda – wyjaśniła.
- To tak jak zawsze – oznajmiłam.
- Zaraz… on? On siedzi jak mały Budda? – spytał Lucjusz.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pokręciła głową.
- Tak właściwie to ona.
- Chce pani powiedzieć… będziemy mieli córkę? – ucieszył się Lucjusz, a kiedy dziewczyna potwierdziła to skinieniem głowy, przytulił mnie. – Będziemy mieli małą córeczkę – wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy. Zawsze chciałam mieć córkę.
- I jest taka grzeczna – powiedziałam. – Siedzi tak, jak ostatnio – zaśmiałam się.
- Jak ostatnio? – zdziwiła się dziewczyna i zaczęła się uważniej przyglądać obrazowi na ścianie. Ja jednak byłam zbyt szczęśliwa, żeby zauważyć zaniepokojenie, które pojawiło się na jej twarzy.
Myślałam tylko o tym, że wkrótce wezmę na ręce moją małą córeczkę.

~*~
Przepraszam za początek, który wyszedł strasznie kiepski. Pisałam go 3 razy i to chyba najlepsza wersja, co tylko świadczy o tym, jak tragiczne były poprzednie.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem <3 czytanie ich sprawiło mi wielką przyjemność i dodało mi mnóstwo energii i motywacji do pisania <3
Na dzisiaj to chyba tyle mojego ględzenia ;) przepraszam za błędy, które się pojawiły :)
Och, mam jeszcze dla Was Helen wznoszącą oczy do nieba, czyli nawiązanie do Cyzi podczas śniadania ;)

9 komentarzy:

  1. Masło orzechowe i ogórki xD
    I to córeczka! <3 Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrzeee...
    Rozdział świetny jak zwykle. Nooo, kurczę, jak ty to robisz? ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział uroczy i bardzo fajny. No i będzie dziewczynka! Tylko żeby maleństwu nic się nie stało i szczęśliwie przyszło na świat. :( Mam nadzieję, że Hermionie wróci pamięć i wszystko się ułoży. Niech Narcyza i Lucjusz wybiorą ładne imię, a nie po ich rodzicach... Czekam na następny rozdział, liczę, że pojawi sie szybko. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem tutaj przez przypadek, jednak dziękuje losowi, że przypadki są takie... cudowne ;3
    Rozdział bardzo fajny, współczuję Draconowi, że Mionie usunął ktoś pamięć. Stawiam na szanownego Lucka. Niech dziecko ma jakieś słodkie, normalne, ładne imię, a nie coś w stylu "Lynuxyn" (?) XD
    Ogółem super rozdział i śliczny szablon ;3

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cię cc;;

    Weny i miłych wakacji,
    H

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że z dzieckiem będzie jednak wszystko w porządku. Jestem bardzo ciekawa, kto rzucił te okropne zaklęcie na Hermionę... Oby to się wyjaśniło.
    Wyszedł Ci naprawdę dobry rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co się dzieje z Hermioną? Bardzo współcxuję Draconowi i mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Ciekawy wątek, kiedy Draco dowiedział się, że będzie miał rodzeństwo. Myślałam, że wybuchnie niezła awantura. No bo jednak Lucjusz powiedział o dwa słowa za dużo, ale na szczęście Cyzia uratowala sytuację. Cudownie, że to dziewczynka. Nie wiem dlaczego, ale przeczuwałam to. Mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Trochę mnie zaniepokoiło ułożenie maluszka, takie samo jak wcześniej. Naprawdę fantastyczny rozdział. Super, że notki są tak czesto.
    Życzę miłych wakacji i dużo weny
    Eriss

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo boję się o całą reakcje Draco i Hermiony. Jest on załamany i podjął decyzję o odejściu za szybko. A rany dalej są. Bardzo szybko przez skoczyłaś z czasem ciąży. Fajnie ,że to dziewczynka. Więc już pokazałaś kochana pazurki i to że nie będzie tak prosto i ładnie. Pokazujesz nam życie. Co jest bardzo fajne ale też bolące. Zupełnie jak życie.
    Co mogę powiedzieć...
    Czekam na dalszą cześć

    Pozdrawiam,
    Beca

    OdpowiedzUsuń
  7. Córeczka!!! Tylko oby było wszystko dobrze... bo jak nie to Cycia będzie smutna :C Standardowo rozdział przecudny :) Ciociu Bello, masz talent :)
    Całuski Marta

    OdpowiedzUsuń
  8. No super ale masło orzechowe i ogurki ble

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis