- Mamo, tak bardzo mi przykro - powiedział Draco, a ja zmusiłam się do
krzywego uśmiechu.
- Mnie również - szepnęłam.
- Jak się czujesz?
- W porządku.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Zostań ze mną - poprosiłam.
To była najdłuższa od tygodnia rozmowa, jaką udało się komuś ze mną
przeprowadzić. Próbowało wiele osób. Draco, Andromeda, uzdrowicielki Herman i
Ross, w pewnym momencie widziałam chyba nawet Pottera. Wiele osób starało mi
się pomóc, ale tej, której potrzebowałam najbardziej, przy mnie nie było.
- Mamo, gdzie jest ojciec?
- Nie wiem.
Wzruszyłam ramionami, ukazując własną bezradność.
Nie miałam pojęcia gdzie był Lucjusz. Nie widziałam go, odkąd wyszedł
ze szpitala. Od tamtej pory mnie unikał.
- A wiesz, kiedy wróci?
Pokręciłam głową. Nie wiedziałam gdzie był i co robił, ale jeśli mam
być szczera z wami i przede wszystkim z samą sobą - przestało mnie to
obchodzić. Wiedziałam, że Lucjusz bywał w domu. Wiele razy słyszałam jego kroki
na korytarzu, kiedy późną nocą nie mogłam zasnąć. Nasłuchiwałam wtedy dźwięków,
które wydawał ten stary dom, należący do przodków Lucjusza. Zastanawiałam się,
jak wiele kobiet przede mną leżało w tym zimnym łóżku, tak jak ja teraz. Nie
wiedząc, co przyniesie kolejny dzień i czy on w ogóle nastanie. Coraz częściej
dochodziłam do wniosku, że dla kobiet w rodzinie Malfoyów, kobiet takich jak
ja, noc nigdy się nie kończyła, a obawy i wątpliwości zostawały z nimi przez
cały czas. Nie dziwiłam się, że kobiety w tej rodzinie umierały tak w tak
młodym wieku. Matka Lucjusza zmarła w wieku trzydziestu lat, jego babka miała
trzydzieści siedem, kiedy pożegnała się z życiem, a siostra jego ojca zaledwie
dwadzieścia pięć. Byłam jedną z najdłużej żyjących pań Malfoy. Przeżyłam dwie
wojny, gościłam w swoim domu jednego z najpotężniejszych i najokrutniejszych
czarnoksiężników, straciłam pięcioro dzieci, wiele razy byłam torturowana
zaklęciem Cruciatus, a mój mąż prawie
mnie udusił. Mimo to, wciąż żyłam. Ale co to było za życie? I czy w ogóle można
je było tak nazwać?
Wiele razy budziłam się w nocy z krzykiem i płaczem. Wciąż śniłam o
mojej małej córeczce, umierającej na moich rękach. Nie byłam w stanie pogodzić
się z okrutnym losem. Wiedziałam też, że Lucjusz słyszał moje krzyki, słyszał
je cały dom. Wszystkie portrety i skrzaty. Słyszał to każdy, kto tylko w nim
przebywał. Draco przybiegał do mnie za każdym razem, Lucjusz nie pojawił się
ani razu.
- Pokłóciliście się?
- Nie.
- Mamo, o czym mi nie mówisz?
- Tęsknię za nią - szepnęłam, wpatrując się w okno. - Tęsknię za moją
małą Charlotte.
- Ja też, mamo. Kochałem ją równie mocno, co ty.
- Dlaczego to się dzieje, synku? Dlaczego to nas spotyka?
Nie oczekiwałam odpowiedzi i Draco doskonale o tym wiedział. Nie musiał
nic mówić, po prostu mnie przytulił. Zadawałam to pytanie co najmniej dwa razy
dziennie, a Draco za każdym razem robił to samo. Był przy mnie i okazywał mi
wsparcie. Robił wszystko to, co w tej sytuacji powinien robić Lucjusz.
~*~
Pogrzeb mojej córeczki odbył się trzy dni po jej śmierci. To była
skromna ceremonia. Tylko rodzina i przyjaciele. Nikt nie przemawiał, nie było
takiej potrzeby. Wszyscy rozumieli nasz ból i nie chcieli go powiększać. Kiedy
ciało Charlotte zniknęło w grobie, a ludzie złożyli nam kondolencje, Lucjusz
zniknął. Od tamtej pory unikał mnie za wszelką cenę.
Usiadłam na kamiennej ławce przed grobem Charlotte i schowałam twarz w
dłoniach. Tak bardzo chciałam ją przytulić, poczuć jej ciężar i usłyszeć jej
oddech. Chciałam żeby wróciła, żeby czas się cofnął i żeby moja mała córeczka
znów przy mnie była.
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, ale nie odwróciłam się. Ten ktoś
usiadł obok mnie.
- Mogę z tobą posiedzieć, mamo? - spytał Draco.
- Oczywiście, synku - szepnęłam.
Draco usiadł obok mnie i przez chwilę wpatrywał się w szary nagrobek.
- Nie mogę uwierzyć, że jej nie ma - powiedział. - Jeszcze kilka
tygodni temu razem z ojcem kłóciliśmy się o kolor ścian do jej pokoiku, a
teraz... - urwał, kiedy zdał sobie sprawę, że mój płacz się nasilił. -
Przepraszam - powiedział i przytulił mnie. - Dla mnie to też jest trudne.
Pokiwałam głową na znak zrozumienia, ale nie odpowiedziałam. Nie miałam
siły by mówić.
- Mamo... - zaczął po kilku minutach Draco, wpatrując się w grób
obok. - Mamo, kim był Scorpius Malfoy?
Zamarłam. Minęło tak wiele czasu...
- To twój brat - szepnęłam.
- Co? - zdziwił się Draco. - Nie... Pamiętałbym. Pamiętałbym własnego
brata.
- Nie możesz go pamiętać, miałeś dwa lata. Ojciec... Ojciec wymazał go
z twojej pamięci. Scorpius zmarł przed swoimi narodzinami, a ty... Ty ciągle
pytałeś... Chciałeś wiedzieć, kiedy pojawi się twój brat... a ja nie mogłam...
byłeś zbyt mały, by zrozumieć, co się stało... I... To było...
Łzy płynęły po moich policzkach. Poczułam, że Draco mnie przytulił, ale
ja nawet nie drgnęłam.
- Ojciec uznał, że to najlepsze rozwiązanie, a ja się nie
sprzeciwiłam... Nie miałam siły, chciałam po prostu żebyś przestał
pytać...
- Co się stało? Dlaczego zmarł?
- Teraz to bez znaczenia. Nic nie wróci mu życia - powiedziałam,
ocierając łzy.
- Przykro mi, mamo - szepnął, a ja wyswobodziłam się z jego
uścisku.
- Chcę być sama - oznajmiłam, wstając z ławki. A potem ruszyłam przed
siebie i bez celu wędrowałam pomiędzy nagrobkami członków rodziny
Lucjusza. Nie miałam serca mówić mojemu synowi, że przyczynił się do
śmierci własnego brata.
~*~
Ściany były pokryte pastelowym różem. Podłoga wyłożona brązowymi
panelami. Drewniane meble były białe. Kołyskę otulał delikatny materiał
kremowego baldachimu. Półki pełne były pluszaków. Gęsty dywan był miękki i
bardzo wygodny. Leżała na nim skulona kobieta. Kobieta, która nie była w stanie
pogodzić się ze śmiercią córki. Pragnęła być jedynie matką dla tamtej małej
dziewczynki. Nie mogła. Łzy wsiąkały w dywan, który tłumił jej szloch. Kobieta
nie była w stanie się podnieść. Leżała tak całymi godzinami, czekając na cud,
który nie miał się zdarzyć. Tą kobietą byłam ja.
Często tam przychodziłam. Zaglądałam do kołyski, poprawiałam pluszaki,
starałam się zachowywać tak, jakby powodem nieobecności Charlotte nie była jej
śmierć, ale to, że ktoś zabrał ją na spacer, a ja miałam chwilę by odpocząć.
Czasem siadałam na bujanym fotelu stojącym pod oknem i zamykałam oczy. Zawsze
jednak kończyłam skulona na dywanie. Płakałam, dopóki nie zabrakło mi łez.
Potem przeważnie znajdował mnie Draco i za każdym kazał mi przyrzec, że już
nigdy tutaj nie wrócę, a ja zawsze mu to obiecałam. Zawsze również wracałam.
Czułam, jakby ciągnęła mnie tam jakaś siła. Wierzyłam, że pewnego dnia otworzę
drzwi i usłyszę gaworzenie mojej córeczki. Z bólem jednak odkrywałam, że tak
się nie działo. Ból był silniejszy ode mnie. Wiedziałam, że powinnam być silna
i twarda, że ból w końcu minie, ale miałam siły by walczyć, to mnie
przerastało.
- Mamo, obiecałaś - usłyszałam głos Draco i spojrzałam na niego. Łzy
już dawno przestały płynąć.
- Nie mogłam, ja... musiałam tutaj przyjść...
- Pomogę ci - powiedział, podając mi dłoń. Chwyciłam ją i powoli
wstałam.
- Musimy...
- Nie - zaprzeczyłam gwałtownie. - Jeszcze nie teraz. Nie jestem
gotowa.
- Myślę, że powinnaś przestać tutaj przychodzić. To wszystko pogarsza.
- Wiem.
- Więc?
- Jeszcze nie teraz.
Draco westchnął głęboko, po czym wskazał głową na korytarz.
- Chodźmy już, skrzaty przygotowały kolację.
- Nie jestem głodna.
- Powinnaś coś zjeść - nalegał.
- Powinnam wiele rzeczy, a mimo to... Idę się przejść - powiedziałam i
szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z domu.
Nie szłam długo, zaledwie kilka minut. Miejsce, w którym chciałam się
znaleźć było zupełnie inne niż ostatnim razem. Kwiaty białego bzu zaczęły
opadać, drzewo powoli umierało. Usiadłam pod drzewem i zamknęłam oczy. Nie
płakałam. Po prostu wdychałam świeże powietrze. Potrzebowałam tego. Zwykłej
chwili wytchnienia. Momentu, w którym zapominam, że cały mój świat się
zawalił.
Siedziałam tam długo. Niebo powoli ciemniało, a ja obserwowałam zachód
słońca. Tęskniłam za chwilami w Świnoujściu, kiedy razem z Lucjuszem mogliśmy
beztrosko patrzeć na słońce chowające się za horyzontem. Wtedy wszystko było
inaczej. Lepiej. Nie myślcie tylko, że żałuję ciąży. Nie. Tak nie jest i nigdy
nie będzie. Nie żałuję ani jednej chwili. Czułam jak moja córeczka się ruszała,
mówiłam do niej i kochałam całym sercem. Jestem wdzięczna za każdą chwilę. Nie
mogę tylko zrozumieć, dlaczego dostałam ich tak mało? Dlaczego nie mogłam
chronić własnego dziecka? Dlaczego musiałam pozwolić jej umrzeć?
- Mamo, czy ojciec cię skrzywdził? - spytał Draco, a ja drgnęłam. Nie
usłyszałam, kiedy przyszedł.
- O czym ty mówisz? - udałam zdziwienie.
- Przecież widzę. Ojca w ogóle nie ma w domu, a kiedy już jest to cię
unika. Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałaś?
Nie pamiętałam.
- Ojciec po prostu radzi sobie z tym wszystkim inaczej niż ja -
szepnęłam.
- Niby jak? Topi smutki w Ognistej? Nie - pokręcił głową - nie
widziałem go pijanego. Mamo, on coś ukrywa. Powinien być przy tobie, a
tymczasem jest nie wiadomo z kim i nie wiadomo gdzie? Powinien cię wspierać,
pomagać ci uporać się z tym, co się stało, a tymczasem...
- Wystarczy! - krzyknęłam. - To twój ojciec i nie masz prawa tak
o nim mówić. Masz rację, nie wiem gdzie jest i co robi, ale nie masz podstaw by
go o cokolwiek oskarżać.
- Ja się po prostu o ciebie martwię - powiedział Draco. - Nie
chcę, żeby znowu cię skrzywdził, ale jeśli to zrobi, przysięgam, że go zabiję i
nie uda ci się mnie powstrzymać.
- Skąd w tobie tyle nieufności do niego? - spytałam, zaskoczona jego
obietnicą.
- Bo w przeciwieństwie do ciebie, ja nie zapomniałem, co zrobił i do
czego jest zdolny. Ja już nigdy nie będę w stanie mu w pełni zaufać, mamo. Zbyt
wiele razy widziałem jak cię krzywdził i nie pozwolę, żeby zrobił to po raz
kolejny.
- Powinieneś mu zaufać, Draco. Chociaż trochę. Spróbuj w niego
uwierzyć, on naprawdę się zmienił.
- Malfoyowie się nie zmieniają, mamo. Natura Malfoya zawsze wygra, ja
sam muszę się bardzo pilnować, a ojciec nie ma tak silnej woli jak ja.
- Tego nie wiesz.
- Gdyby miał, to wszystko by się nie wydarzyło. Bylibyśmy innymi
ludźmi, z inną historią.
- To nie takie proste, Draco. Sam wiesz, że Czarnemu Panu się nie
odmawia.
- Gdyby chodziło o mnie, zabrałbym moją rodzinę i zrobił wszystko, żeby
ich chronić. Nawet, jeśli miałbym sam oddać za to życie.
- To wszystko brzmi pięknie, kiedy o tym mówisz, ale kiedy naprawdę
stajesz przed tym wyborem, dociera do ciebie, że tak naprawdę wcale go nie
masz.
- Dlaczego wciąż go bronisz? - nie krył zdziwienia.
- Bo to mój mąż. Staram się akceptować jego wybory. Czasem to trudne,
ale tak zostałam wychowana. Nie twierdzę, że to dobre podejście, ale nie umiem
tego zmienić.
- Bycie czystokrwistym wcale nie jest takie dobre jak mi to
wmawialiście - powiedział i usiadł obok mnie. - Całe życie mówiliście mi, że
przez moją krew jestem lepszy, że mam więcej możliwości i szans, ale to
nieprawda. To jak etykieta. Gorsza niż Mroczny Znak. Gdziekolwiek się pojawię,
wszyscy wiedzą, kim jestem. Arystokrata Śmierciożerca... To sprawia, że gardzę
samym sobą, chcę być innym człowiekiem. Zazdroszczę mugolakom i półkrwistym,
zazdroszczę nawet Weasleyom. Oni mieli wybór. Mogli walczyć, przyłączyć się do
dobrej albo złej strony, sami decydowali o swoim losie. O moim zadecydowała
moja krew. Nie pozwolę, żeby nazwisko i krew wpłynęły na życie moich dzieci –
oznajmił z goryczą w głosie.
- Cieszę się, że to zrozumiałeś - szepnęłam. - To oznacza, że nie
wszystko stracone. Masz szansę wychować swoje dzieci lepiej niż ja wychowałam
ciebie.
- To nie twoja wina mamo. Robiłaś tylko to, co kazał ci ojciec. Byłaś
jego marionetką, tak samo jak ja.
- Ale mimo wszystko, nie sprzeciwiliśmy mu się.
- Tak... Myślisz, że to ze strachu?
- Myślę, że to z miłości.
- Ta... Z miłości człowiek robi głupie rzeczy - mruknął i
zamyślił się. - Udało mi się - stwierdził po chwili.
- Co takiego? - spytałam, marszcząc brwi.
- Rozmawiałaś ze mną normalnie. To dobry początek.
- Do czego?
- Powrotu do życia, mamo.
- Bawiłeś się w mojego psychologa?
- Hermiona zawsze tak robiła ze mną, byłem ciekaw czy pomoże również
tobie.
- Przeprowadzasz eksperymenty na własnej matce? Jak ci nie wstyd? -
udałam oburzenie, ale tak naprawdę byłam mu za to wdzięczna. Ta rozmowa
naprawdę mi pomogła.
- Najważniejsze, że się udało - uśmiechnął się.
- Chcesz coś jeszcze? - spytałam, uśmiechając się delikatnie.
- Właściwie to tak - powiedział, wkładając rękę do kieszeni. -
Przyniosłem ci jabłko. Może nie jest to prawdziwa kolacja, ale mnie zawsze
pomaga. Wiesz, jabłka mają magiczną moc - uśmiechnął się, podając mi zielony
owoc.
- Dziękuję - szepnęłam, a potem go przytuliłam. - Zrobiłeś dla mnie
więcej niż ktokolwiek inny. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Daj spokój mamo - machnął ręką. - Zrobiłem to, bo cię kocham.
Wracajmy do domu.
Kiedy tego wieczoru szłam do sypialni i minęłam pokoik Charlotte,
znalazłam w sobie siłę, by tym razem zamknąć go na zawsze. Już nigdy nie miałam
tam wrócić.
~*~
Minął miesiąc. Ani Draco, ani Lucjusz nie przyznali się do wspólnej
rozmowy, ale od jakiegoś czasu Lucjusz częściej bywał w domu, jadał z nami
posiłki oraz, co najważniejsze, rozmawiał ze mną. Wszystko powoli wracało do
normalności. Nieustannie towarzyszyło mi jednak przeczucie, że była to tylko
cisza przed zbliżającą się burzą.
Siedziałam na fotelu i obserwowałam jak Draco i Lucjusz szykowali się
do pracy. Lubiłam ich obserwować. Powoli znów zaczynały mnie cieszyć małe
rzeczy. To był dobry znak, a przynajmniej tak twierdził Draco. Według niego
zaczynałam godzić się z faktem, że moja córeczka zmarła i wkrótce stanę na
nogi. Ja uważałam inaczej, ale nie chciałam się z nim kłócić.
Kilka chwil po tym, jak Lucjusz zniknął w zielonych płomieniach,
usłyszałam stukanie w okno. Zanim zdążyłam się ruszyć, Draco otworzył okno i
odwiązał od nóżki małej płomykówki czerwoną kopertę.
- To do ciebie, mamo - powiedział, zamykając okno. - Od... Kogoś
Życzliwego - przeczytał i zmarszczył brwi. - Wiesz, kto to?
- Nie - pokręciłam głową, biorąc od niego kopertę. - Dziękuję.
- Dziwne, prawda? - spytał, podchodząc do krzesła, na którym leżała
jego torba. - Trochę pochmurno dzisiaj. Chyba zbiera się na burzę – stwierdził.
Nie słuchałam go. Byłam zbyt pochłonięta oglądaniem zdjęć, które
wyjęłam z koperty. Gdybym go jednak słyszała, przyznałabym mu rację. Ewidentnie
nadchodziła burza. I to największa, z jaką miałam się zmierzyć.
~*~
Nie tego oczekiwaliście, prawda? Cóż, ja też. Nie miałam pojęcia o czym mógłby być ten rozdział i nie wyszedł taki jak chciałam. Przez długi czas po prostu czytałam to, co miałam i na tym się kończyło, nie byłam w stanie nic dopisać, ale po wielu próbach i staraniach stworzyłam to. Czy jestem z tego dumna? Nie do końca, ale wiem że tak jak zawsze dałam z siebie wszystko. Pisałam ten tekst dosłownie wszędzie. W przychodni, w busie, w samochodzie, w parku, o 5 rano, kiedy po imprezie wszyscy odpadli. Pisałam go nawet robiąc zakupy w Biedronce. A mimo to, zajęło mi to tak wiele czasu, za co Was przepraszam. Ciężko było napisać rozdział, który jest praktycznie o niczym. Nie wiem kiedy pojawi się następny, ale na pewno szybciej niż ten. Rozdział nie zachwyca długością, ale to dlatego, że dwa porządne rozdziały postanowiłam rozbić na cztery krótsze. To chyba tyle na dzisiaj. Ach, jeszcze jedno: jeśli jeszcze nie czytaliście, to serdecznie zapraszam do przeczytania i skomentowania krótkiej parodii o Severusie, którą napisałam w ramach Liebsterowego zadania w poprzednim poście ;)
Całusy, Ciocia Bella ;*
Na koniec jeszcze taka bardzo zagubiona i przerażona Narcyza
Relacje Narcyzy i Draco <3 Kocham Cię za to!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że Narcyza tak bardzo cierpi. Śmierć córki i jeszcze strata wcześniejsza syna :(. To takie przygnębiające. Jestem ciekawa co Lucjusz robił w czasie kiedy znikał, jak on radzi sobie z śmiercią maleństwa.Nie dziwi mnie reakcja Dracona na tą sytuacje.
Narcyza popadła chyba w jakąś depresje. Dobrze, że jest z nią Draco. Miło, że wspomniał o Hermionce.
Oj to takie przykre.
Pozdrawiam,
Beca
O nie, to będą zdjęcia pogrążające Lucjusza :<<<
OdpowiedzUsuńKIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ.DODAJ SZYBKO PLIS.A co do tych zdjęć do coś mi mówi że lucjusz bedzie miał przegwizdanie.A teraz jeszcze raz się powtórzę.DODAJ SZYBKO ROZDZIAŁ BŁAGAM.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pani Malfoy
Obawiam się, że małżeństwo Malfoyów będzie bardzo bliskie zakończenia albo całkowicie się rozpadnie. Szkoda mi Narcyzy, ale dobrze, że przynajmniej ma oparcie w synu. Przykre, że nie miała go w mężu. Czekam na więcej. c:
OdpowiedzUsuń