Wkrótce wszystko się zmieni. Zło powróci. Przegracie, Narcyzo. Ty,
przegrasz.
Jak przez mgłę pamiętałam słowa, które ponad rok temu skierowała do mnie
Bella w jednym z wielu moich dziwnych snów. Wtedy wzięłam je za niegodne uwagi,
wręcz śmieszne i niedorzeczne. Dzisiaj już rozumiem.
Naprawdę przegraliśmy.
Przegraliśmy szansę na ponowne zostanie rodzicami, na szczęście i
spokój. Przegraliśmy miłość. Przegraliśmy samych siebie. Nie było już nic, co
by nas łączyło. Pozostała tylko nienawiść i pogarda.
Siedziałam na huśtawce w ogrodzie Andromedy i bujałam głową do przodu i
do tyłu. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a ja dopiero co wróciłam
z jakiegoś czarodziejskiego baru, którego nazwy nie byłam w stanie nawet
zapamiętać. Nie obchodziło mnie to. Dzisiejszego wieczoru miałam poważniejsze
problemy.
- Narcyzo, to ty? - usłyszałam dochodzący z ganku zatroskany głos
starszej siostry i westchnęłam. Andromeda wyszła z domu i zakładając sweterek,
podeszła do mnie. - Gdzie byłaś? - spytała, siadając obok mnie.
- W barze. Na szklaneczce czy dwóch Ognistej Whisky - mruknęłam.
- To była jedna czy dwie? – dopytywała.
- Bardziej trzy.
- Chyba cztery - uśmiechnęła się delikatnie.
- Raczej sześć - powiedziałam zrezygnowana, po czym położyłam głowę na
ramieniu Andromedy i zaczęłam wpatrywać się w gwiazdy.
- Co się stało?
Poczułam ukłucie w sercu, które tej nocy tak bardzo starałam się
znieczulić.
- Dzisiaj... dzisiaj moja malutka Charlotte skończyłaby rok -
powiedziałam, a z moich oczu popłynął strumień łez. Dłużej nie byłam w stanie
udawać. Andromeda przytuliła mnie i pozwoliła wypłakać się w jej rękaw.
- Tak mi przykro - powiedziała, zataczając dłonią koła na mojej ręce. -
Doskonale wiem, co czujesz - szepnęła.
Siedziałyśmy tak jeszcze przez kilka minut, wspólnie patrząc na niebo
upstrzone milionami gwiazd. W końcu, kiedy mój płacz przeszedł z cichego łkania
w pociąganie nosem, Andromeda oznajmiła, że musi na chwilę iść do domu. Kiedy
wróciła, lewitowała przed sobą trzy kubki. Dwa z nich podała mnie.
- Co to? - spytałam, patrząc na szary płyn.
- Eliksir - powiedziała. - Pomoże ci stanąć na nogi.
Nie do końca byłam pewna, co miała przez to na myśli, ale ufałam jej.
Przechyliłam kubek i jednym łykiem opróżniłam jego zawartość. Eliksir miał
ohydny, kwaśny smak.
- Co to miało być? - spytałam.
- Poczekaj - uśmiechnęła się. - Zaraz zacznie działać.
Faktycznie, kiedy tylko to powiedziała, poczułam jak po moim ciele
rozchodzi się fala zimna, a potem wszystko było tak jak trzeba. Jakbym wcale
nie wypiła pół butelki Ognistej Whisky i nie płakała. Czułam się po prostu
dobrze.
- Dziękuję - powiedziałam i napiłam się herbaty z drugiego kubka.
Musiałam pozbyć się nieprzyjemnego smaku z ust.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się. - Musisz mieć jutro siłę.
- Myślę, że jutro będzie koniec - powiedziałam, opierając się plecami o
oparcie huśtawki i patrząc na gwiazdy.
- Wiesz coś?
- Po ostatniej rozprawie rozmawiałam z Potterem. Powiedział, żebym się
nie martwiła.
- Myślisz, że przekona Wizengamot?
- Tak, tak mi się wydaje.
- Wypijmy za to - zaśmiała się i stuknęła swoim kubkiem w mój.
- Pięknie dzisiaj jest - westchnęłam. - Tak przyjemnie.
- Tak - zgodziła się Andromeda. - Wspaniały sierpniowy wieczór.
- Nie chcę jeszcze stąd iść.
- W porządku. Tylko pamiętaj, że jutro ważny dzień. Musisz być
wypoczęta.
- Będę - uśmiechnęłam się, po czym wyczarowałam poduszkę i położyłam ją
sobie pod głowę. Nawet nie wiem, kiedy oczy same mi się zamknęły.
Obudziłam się następnego dnia rano z potwornym bólem głowy. Kiedy
otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że wciąż siedzę na huśtawce. Andromeda
siedziała obok mnie. Spróbowałam wstać, ale ból w stawach był silniejszy ode mnie.
Mój jęk obudził śpiącą siostrę.
- Co się... Ała! - syknęła, kiedy spróbowała podnieść głowę.
- Właśnie to - westchnęłam.
- Która godzina?
- Nie wiem.
- Dlaczego tutaj spałyśmy?
- Nie wiem.
- A jest coś, o czym wiesz?
- Tak. Nie mogę się ruszyć.
- Poczekaj - jęknęła, po czym chwyciła leżącą obok niej różdżkę i
delikatnie nią machnęła. Po chwili przez okno w kuchni wyleciały dwie małe
buteleczki.
- Masz, pij - powiedziała moja siostra podając mi jedną z nich.
Posłusznie otworzyłam fiolkę i wypiłam jej zawartość. Po chwili cały
ból minął. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Mam eliksir na każdą okazję - stwierdziła. - Cokolwiek
potrzebujesz.
- Masz coś na złamane serce?
- Tak, Wino Skrzatów w piwnicy - powiedziała, a ja się
roześmiałam.
- Żałuję tych wszystkich lat, wiesz? Nie wiedziałam jak cudowną mam
siostrę.
Przytuliłam ją.
- Merlinie, czyżbym pomyliła fiolki i dała ci eliksir czułości? -
spytała zaniepokojona, a ja szturchnęłam ją w ramię.
- Jesteś okropna - zaśmiałam się.
- Jeszcze nie widziałaś mnie okropnej - westchnęła, po czym wstała i
podała mi rękę. - Chodź, musimy coś zjeść.
Kiedy weszłyśmy do domu, mój wzrok powędrował na zegarek wiszący na
ścianie. Było po ósmej, a więc miałam jeszcze ponad dwie godziny do rozprawy.
Westchnęłam i usiadłam przy małym stoliku i zaczęłam obserwować Andromedę
wyjmującą jajka z lodówki.
- Pomóc ci? - spytałam, kiedy pierwsze jajko znalazło się na
patelni.
- Weź prysznic. Będziesz miała więcej czasu.
Westchnęłam i ruszyłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi i podeszłam
do wielkiego lustra wiszącego nad umywalką. Spojrzałam na swoje odbicie i
zastanowiłam się, co się stało z tą młodą, pełną energii kobietą, którą byłam
jeszcze nie tak dawno temu. Kiedy to zniknęło? Kiedy stałam się tą smutną,
zmęczoną kobietą, która teraz patrzyła na mnie z ram lustra? No tak, on mi się
stał. Mój wkrótce były mąż. Zabrał mi całą radość i energię.
Zdjęłam ubranie i, kiedy ponownie spojrzałam w lustro, z zadowoleniem
odkryłam, że nie było ze mną jeszcze tak źle. Wtedy przez myśl nie chciało mi
przejść, że mogłabym się jeszcze podobać mężczyznom. Dzisiaj jednak patrzę na
to trochę inaczej.
Zimny prysznic poprawił krążenie i pozwolił mi pozbyć się uczucia
zmęczenia. Zimne krople spadające na moją twarz dały poczucie orzeźwienia i
ulgi. Po wszystkim wysuszyłam skórę i włosy jednym zaklęciem, założyłam świeże
ubranie a włosy spięłam w luźny kok. Kiedy wróciłam do kuchni, Andromeda
czekała na mnie ze śniadaniem.
- Powodzenia - powiedziała, kiedy pół godziny później stanęłam przed
kominkiem. - Trzymam kciuki - pokazała mi zaciśniętą pięść, a ja się lekko
uśmiechnęłam.
W Ministerstwie zjawiłam się pół godziny przed rozprawą, miałam więc
czas, żeby spokojnie dotrzeć pod Salę 203. Przechadzałam się Ministerialnymi
korytarzami czując się jakbym znalazła się w starym, znanym mi dobrze miejscu.
Poniekąd tak właśnie było. Kiedy Lucjusz pracował w Ministerstwie często
zdarzało mi się go odwiedzać. Wtedy też doskonale znałam wiele zakątków
Ministerstwa, teraz było trochę gorzej, ale mimo wszystko wciąż potrafiłam się
odnaleźć w najdziwniej poplątanych zaułkach.
Szłam powoli korytarzem na drugim piętrze, rozglądając się za znajomymi
twarzami i biurami, kiedy poczułam, że ktoś na mnie wpadł. Usłyszałam szelest
papierów i spojrzałam w dół. Kobieta, która zbierała z podłogi kartki,
wyglądała znajomo. Nachyliłam się, żeby jej pomóc i wtedy zrozumiałam, skąd ją
znam.
- Naprawdę, bardzo przepraszam - powiedziała Astoria Greengrass, po
czym podniosła głowę i spojrzała na mnie. - Pani Malfoy - uśmiechnęła się
zmieszana. - Miło panią widzieć.
- Ciebie również, Astorio - odwzajemniłam uśmiech. Coś nie dawało mi
spokoju, kiedy na nią patrzyłam. Nie mogłam tylko przypomnieć sobie, co
takiego.
- Gapa ze mnie - dziewczyna uderzyła się w czoło, po czym wzięła ode
mnie ostatnią kartkę i obie wstałyśmy. - Gdzie pani idzie?
- Sala 203.
- To niedaleko mojego biura, możemy pójść razem - zaproponowała. -
Oczywiście, jeśli nie ma pani nic przeciwko - dodała szybko, rumieniąc się
lekko.
- Oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się delikatnie. - Chodźmy.
- Co panią sprowadza do Ministerstwa? - spytała dziewczyna, układając
swoje kartki.
- Rozprawa rozwodowa. Nie wierzę, że nie słyszałaś o „Najgłośniejszym
Rozwodzie Ostatniego Stulecia” - powiedziałam, cytując nagłówek jednego z
numerów Proroka.
- Racja - przyznała. - Prorok sobie nie żałował, prawda?
- Nie znają nawet połowy prawdy – stwierdziłam gorzko. Byłam zmęczona
ciągłym czytaniem teorii na temat przyczyny naszego rozwodu. Prorok wcale sobie
nie żałował. Ostatnio redaktorzy przeszli samych siebie pisząc, że rozwodzimy się,
ponieważ Lucjusz nie radził sobie w TYCH sprawach.
- Taka już ich natura - powiedziała lekceważąco. - Ja już od dawna nie
wierzę w ani jedno ich słowo. Myślę też, że musiało wydarzyć się też coś
naprawdę poważnego, skoro zdecydowała się pani na rozwód. Nie wiem, o co chodzi
dokładnie i nie zamierzam się o to dopytywać, ale wiele o pani słyszałam
zarówno od Dracona jak i Hermiony i chciałam tylko powiedzieć, że z całego serca
życzę pani wygranej - wyrzuciła to z siebie jednym tchem, jakby bała się, że
zabraknie jej odwagi, jeśli będzie mówiła normalnym tempem.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. Było coś zastanawiającego w tej
dziewczynie. Intrygowała mnie w każdym możliwym aspekcie. - Twoje słowa wiele
dla mnie znaczą.
Astoria spłonęła tylko rumieńcem i nie odezwała się dopóki nie
dotarłyśmy pod Salę 203
- To już tutaj - powiedziałam. - Dziękuję za towarzystwo.
- Nie ma za co. Było mi naprawdę miło - uśmiechnęła się. - Powodzenia -
szepnęła jeszcze, po czym odwróciła się i po chwili sama zniknęła za czarnymi
drzwiami. Odprowadziłam ją wzrokiem i usiadłam na jednym z krzeseł. Lucjusz
siedział po przeciwnej stronie drzwi. Zerknęłam na niego i kiedy zdałam sobie
sprawę, że on również na mnie patrzy, odwróciłam wzrok. Nie chciałam mieć z nim
żadnego kontaktu, nawet wzrokowego.
- Pani Narcyza Malfoy i pan Lucjusz Malfoy. Rozprawa rozwodowa
numer 573 - oznajmił młody mężczyzna, który przed chwilą wyszedł z
sali rozpraw.
Spojrzeliśmy na siebie z Lucjuszem i kiwnęliśmy głowami na znak
porozumienia. Oboje zgadzaliśmy się co do tego, że to już koniec. Wstaliśmy ze
swoich krzeseł i każde z nas powoli podeszło do potężnych drzwi. Lucjusz je
otworzył i puścił mnie przodem, uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam do sali
pełnej ludzi.
Usiadłam po prawej stronie sali, a Lucjusz po lewej. Oboje spojrzeliśmy
na przewodniczącego Rady Wizengamotu.
- Czy jesteście gotowi? - zapytał sędziwy człowiek.
Kiwnęliśmy głowami.
- Dwudziesty trzeci sierpnia, rozprawa rozwodowa - zagrzmiał mężczyzna,
a młody człowiek siedzący obok niego zaczął wszystko notować - Lucjusza i
Narcyzy Malfoyów numer 573...
Potem wszystko potoczyło się szybko. W pierwszej kolejności
przedstawiono dowody w postaci zdjęć Lucjusza ze swoimi kochankami i już prawie
samo to, przesądziło o zapadnięciu wyroku. Jednak największą niespodzianką i
jednocześnie czynnikiem decydującym, okazał się być sam Harry Potter, który
zaszczycił nas swoją obecnością i opowiedział o wszystkich rzeczach, których
dowiedział się o Lucjuszu oraz o tym, jak dwa lata temu ten usiłował mnie
zabić. Rada Wizengamotu nie potrzebowała niczego więcej.
- Na mocy zgromadzonych dowodów...
I wpływów Harry'ego Pottera - pomyślałam.
- ...niniejszym ogłaszam, że państwo Narcyza i Lucjusz Malfoyowie nie
są już dłużej małżeństwem! - oznajmił przewodniczący Rady Wizengamotu, a ja
odetchnęłam z ulgą. - Zamykam rozprawę!
Zdążyłam jedynie posłać Potterowi wdzięczny uśmiech, zanim chłopak
zniknął za drzwiami. Niewiele myśląc poszłam w jego ślady. Zależało mi na tym,
żeby jak najszybciej dostać się do domu. Tym razem przemierzając kolejne
korytarze nie rozglądałam się. Byłam skupiona na jednym celu: kominku, który
znajdował się jedynie piętnaście metrów przede mną. Nie zamierzałam spędzić w
tym miejscu ani minuty dłużej niż było to konieczne.
- Narcyzo! - usłyszałam za sobą głos Lucjusza, ale nie zamierzałam się
odwrócić. - Narcyzo, zaczekaj! - nie dawał za wygraną. - Narcyzo Malfoy,
zatrzymaj się!
Stanęłam w pół kroku, ale bynajmniej nie dlatego, że tak chciał
Lucjusz. Odwróciłam się wściekła i warknęłam:
- Nie jestem już Malfoy, Lucjuszu. Jestem Black.
Moje słowa zdawały się nim bardzo mocno wstrząsnąć.
- Nienawidzisz mnie aż tak bardzo, że nie chcesz nosić mojego
nazwiska?
- Naprawdę chcesz dostać odpowiedź na to pytanie? - spytałam, a Lucjusz
wyglądał jakby się nad tym zastanawiał.
- Proszę tylko o krótką rozmowę - powiedział w końcu. - Nic
więcej.
- Czy już nie wystarczająco sobie powiedzieliśmy?
- Narcyzo, proszę.
Zastanowiłam się chwilę, a potem westchnęłam.
- No dobrze - zgodziłam się. - Gdzie chcesz iść?
- Kafejka "Znicz" przed Ministerstwem?
Kiwnęłam głową i powoli ruszyłam w stronę wyjścia z budynku. Kiedy w
końcu usiedliśmy przy stoliku i złożyliśmy zamówienie, Lucjusz zaczął mi się
dziwnie przyglądać.
- O czym chciałeś porozmawiać? - spytałam.
- O nas.
- Nie ma już nas, Lucjuszu. Jestem ja i jesteś ty,
ale nas już nie ma.
- Nieprawda - Lucjusz pokręcił głową. - My zawsze będziemy. W naszych
sercach i pamięci.
- Chyba w twoim sercu - powiedziałam oschle. - Ja już nic do ciebie nie
czuję. - Kłamałam. Kochałam Lucjusza i wiedziałam, że miał rację, mówiąc o tym,
że my nigdy nie znikniemy. Zawsze będę go kochała. Spędziłam z nim pół mojego
życia i bez względu na to czy więcej cierpiałam, czy się cieszyłam, nie mogłam
tak po prostu wyrzucić go z mojego serca, bo on był już jego częścią. Był jak
narośl, której nie można się pozbyć. Byłam jednak zbyt zmęczona tym, jak wiele
razy mnie ranił. Nie byłam już w stanie na niego patrzeć, a co dopiero z nim
żyć.
- Oboje wiemy, że to nieprawda.
- O co ci chodzi? - syknęłam, wprowadzona z równowagi. - Czego ode mnie
chcesz?
- Ja... Wiem, że nie namówię cię do powrotu...
- Wreszcie mówisz z sensem - przerwałam mu.
-... to jednak nie znaczy, że nie będę o ciebie walczył, Narcyzo.
Kocham cię. Zawsze będę cię kochał i nie zrezygnuję z ciebie. Wiem, że cię
zraniłem, byłem głupcem i żałuję tego. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że
zgodziłem się na rozwód nie dlatego, że go chciałem. Chciałem tylko żebyś była
szczęśliwa, a to chyba pierwszy krok, prawda? Wiem, że mnie nienawidzisz, za
to, co ci zrobiłem i dlatego tak trudno jest mi spojrzeć ci w oczy. Wiedz
jednak, że każdego dnia żałuję tego, co się stało. Dużo myślałem i zrozumiałem,
że beze mnie będzie ci lepiej. Zasługujesz na szczęście, a ja wiem, że nie
znajdziesz go przy moim boku.
Wzięłam głęboki oddech. Jego wyznanie sprawiło, że lód na moim sercu
zaczął topnieć, a niechęć powoli mijała.
- Zrozumiałeś - szepnęłam.
- Zajęło mi to trochę czasu, ale tak. Chciałbym jednak... Chciałbym,
żeby to nie był całkowity koniec. Byłbym przeszczęśliwy, gdybyś zgodziła się
czasem na spotkanie ze mną.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jeszcze nie teraz, Lucjuszu. Może kiedyś, kiedy odpocznę. Kiedy czas
zagoi rany - powiedziałam i wstałam, szykując się do wyjścia. - Wyczekuj mojej
sowy, Lucjuszu - szepnęłam i posłałam mu delikatny uśmiech. - Jeszcze jedno.
Nie nienawidzę cię.
A potem wyszłam i nie obejrzałam się nawet na chwilę.
~*~
Kiedy wróciłam do domu, Andromeda już czekała na mnie z butelką
szampana.
- Gratuluję! - krzyknęła uradowana i przytuliła mnie. Odwzajemniłam
uścisk, ale nie podzielałam jej entuzjazmu. Nie wiedzieć czemu, całe
szczęście i ulga, które towarzyszyły mi po wyjściu z sali rozpraw, gdzieś
uleciały. Byłam po prostu zmęczona i przytłoczona wydarzeniami całego dnia, a w
dodatku w głowie wciąż siedziała mi Astoria Greengrass.
- Dziękuje - powiedziałam nieco odrętwiałym głosem. - Dromedo, dziękuję
za wszystko, ale teraz marzę tylko o tym, żeby się położyć. Porozmawiamy, kiedy
trochę odpocznę, dobrze?
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona.
- Nie, wszystko w porządku, po prostu... wiesz, te rozprawy są bardzo
męczące, a ta była najgorsza ze wszystkich, ale na szczęście to już koniec -
zmusiłam się do uśmiechu i nie dając jej dojść do słowa, poszłam do mojego
pokoju.
Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Myślałam o tym, że po tak
wielu latach małżeństwa, jestem wolną kobietą. Nie wiedziałam jeszcze jak się z
tym czuję i jak się czuć powinnam. Mimo iż moje małżeństwo nie istniało już
praktycznie od roku, dopiero dzisiaj stało się to oficjalne. I właśnie ta
świadomość, że teraz naprawdę nie mam już męża, wywołała falę wspomnień. O
większości z nich wolałabym nie pamiętać. Jak na przykład o tym, jak wiele razy
padłam ofiarą zaklęcia Cruciatus z ręki Czarnego Pana i o tym
jednym razie, kiedy to sam Lucjusz pod przymusem rzucał na mnie zaklęcie
torturujące. Były też jednak dobre wspomnienia, jak pierwsze święta Bożego
Narodzenia które spędziliśmy z naszym małym synkiem. Jednak bez względu na to,
czy wspomnienia były szczęśliwe czy też nie, wszystkie bolały tak samo, bo
dotyczyły osoby, której teraz nie chciałam znać.
Nie pamiętam, kiedy usnęłam, ale wiem, że nie miałam żadnych snów, a
kiedy się obudziłam, leżałam dokładnie w tej samej pozycji, w której zasnęłam.
- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś spał tak spokojnie - powiedział mój
syn, a ja drgnęłam i spojrzałam w stronę, z której dochodził jego głos.
Zobaczyłam, że siedział w bujanym fotelu w rogu pokoju.
- Nie słyszałam, kiedy wszedłeś.
- Nic dziwnego, spałaś jak zabita - uśmiechnął się. - Trzy razy
upewniałem się, że oddychasz.
- Nie powinieneś obserwować śpiącej matki.
- Dlaczego? Nie wmówisz mi, że ty nigdy nie patrzyłaś na mnie, kiedy
spałem.
- To co innego, jestem twoją matką. Poza tym, byłeś wtedy mały -
przypomniałam mu.
- A ja jestem twoim synem i mówię ci, że patrzenie na ciebie, kiedy
spałaś bez najmniejszego ruchu było fascynujące - uśmiechnął się, po czym wstał
z fotela, by usiąść koło mnie na łóżku. - Mamo, co się dzisiaj stało?
- Och, nic takiego, po prostu się rozwiodłam - machnęłam lekceważąco
ręką udając obojętność.
- Mamo...
- Jest w porządku, naprawdę - zapewniłam go. - Radzę sobie.
- A jak ojciec?
- Rozmawialiśmy. Nie jesteśmy wrogami. Myślę, że powinieneś go czasem
odwiedzić.
- Widzisz, mamo, my... czasem się widujemy... ale to nie znaczy, że
biorę jego stronę.
- Synku, to wspaniale, że spotykasz się z ojcem - zapewniłam go. - Nie
chcę, żebyś się od niego odsunął tylko dlatego, że mnie skrzywdził. To wciąż
twój ojciec i kocha cię.
- Myślisz, że sobie kogoś znajdzie?
- Nie wiem. Jest wolnym człowiekiem, może robić co chce.
- Nigdy nie znajdzie kobiety, która ci dorówna - powiedział gorzko, a
ja się zaśmiałam i go przytuliłam.
- To bardzo miłe - uśmiechnęłam się, gładząc go po policzku. - A co do
ojca, to nie obchodzi mnie już co się z nim dzieje. Powiedz mi lepiej...
poznałeś kogoś ostatnio?
- Mamo... - jęknął.
- No co? Minął już rok od wypadku Hermiony.
- Dla mnie to bez znaczenia - oznajmił. - Wierzę, że Hermiona jeszcze
odzyska pamięć.
- A co, jeśli nie?
- Od kiedy jesteś taką pesymistką?
- Chcę po prostu, żebyś był szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy, mamo. Naprawdę jestem - zapewnił mnie.
- Nie uważasz jednak....
- Nie - uciął krótko. - Nie rozmawiajmy już o tym.
- No dobrze - westchnęłam.
- Chodźmy na dół, obiecałem cioci, że wyciągnę cię z pokoju -
uśmiechnął się i wstał, a potem oboje zeszliśmy do salonu.
Godzinę zajęło mi, zanim udało mi się wyrwać z domu. Dopiero, kiedy
nałgałam, że muszę wpaść do biura Pottera by podziękować mu osobiście za to, co
dzisiaj zrobił, mogłam spokojnie opuścić dom. Biuro Pottera było jednak
ostatnim miejscem, w którym miałam się znaleźć. Moim celem był mały gabinet
znajdujący się na końcu korytarza na drugim piętrze.
- Pani Malfoy - powiedziała zaskoczona dziewczyna, kiedy zobaczyła mnie
w drzwiach.
- Dobry wieczór, Astorio - uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle
naprzeciwko niej.
- Słyszałam o rozprawie, gratuluję.
- Dziękuję. Nie będę owijać w bawełnę, przyszłam tutaj w konkretnym
celu.
- Zamieniam się w słuch - powiedziała dziewczyna, skupiając swój wzrok
na mnie.
- Jestem tutaj, ponieważ chcę cię o coś prosić. Astorio, powiedz mi,
lubisz mojego syna?
Panna Greengrass spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Skąd takie pytanie?
- Chcę cię prosić o pomoc.
- W jakiej sprawie?
- Pomóż mojemu synowi stanąć na nogi. Bądź jego przyjaciółką, czuwaj
nad nim.
- Dlaczego ja?
- Bo ja teraz nie będę mogła tego robić, a ty jesteś najbardziej
odpowiednią osobą. Astorio Greengrass, pomożesz mi?
- Ja... no... - dziewczyna zawahała się. - No dobrze - powiedziała
w końcu. - Zgadzam się.
- Dziękuję - odparłam z ulgą.
- Ale mam jedno pytanie.
- Tak?
- Dlaczego pani nie będzie mogła tego robić?
Zawahałam się. Nie oczekiwałam, że dziewczyna spyta właśnie o to.
- Muszę zniknąć na jakiś czas, ale nie martw się, będziemy w kontakcie.
Wkrótce wyślę ci mój nowy adres - uśmiechnęłam się delikatnie. - Do zobaczenia,
Astorio.
A potem wyszłam z jej biura i przez następne godziny błąkałam się po
ulicach Londynu. Odwiedzałam stare miejsca i poznawałam nowe. Obserwowałam jak
miasto żyje swoim własnym życiem. Myślałam też o tym, co ja zrobię teraz ze
swoim życiem i podjęłam decyzję, która wcale nie była łatwa. Kiedy wróciłam do
domu było po drugiej i Andromeda już spała. Weszłam po cichu do swojego pokoju,
po czym jeszcze raz wszystko sobie przemyślałam. To było najlepsze rozwiązanie.
Z samego rana wstałam i przygotowałam francuskie tosty na śniadanie.
Andromeda je uwielbiała, więc kiedy weszła do kuchni, od razu się uśmiechnęła.
- Czym sobie na to zasłużyłam? - spytała, siadając do stołu.
- Chciałam ci podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś -
powiedziałam. - Za to, że pozwoliłaś mi u siebie zamieszkać, że mnie wspierałaś
i byłaś siostrą której zawsze pragnęłam i potrzebowałam.
- To brzmi jak pożegnanie - zaniepokoiła się Andromeda.
- Bo w pewnym sensie, to jest pożegnanie.
- Nie rozumiem.
- Wyjeżdżam. Chcę zacząć wszystko od nowa.
- Gdzie?
- W miejscu, w którym wszystko się zaczęło - powiedziałam i
wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Podjęłam decyzję. Wiedziałam,
jaki będzie mój następny krok. Andromeda westchnęła zrezygnowana, widząc moją
minę.
Przeznaczenie. Wierząc w to, że każde życie ma swój cel, trzeba również
wierzyć we wspólny los. Ojciec z córką, brat z siostrą, matka z dzieckiem.
Więzy krwi są niezniszczalne i wieczne. Ale to nasze wybory tak naprawdę
oświetlają naszą drogę. Miłość kontra nienawiść. Lojalność wobec zdrady.
Przeznaczenie każdej osoby poznajemy dopiero na końcu jej drogi. A historia,
którą chcę opowiedzieć, daleka jest od zakończenia.
Koniec części pierwszej.
~*~
Dzisiaj też mi się nazbierało wiadomości dla Was, ale to dlatego że
dzisiaj jest ważny dzień, bo to nie tylko koniec pierwszej części
opowiadania(nawiasem mówiąc, będą trzy), ale również dzisiaj mój blog kończy
rok <3 to takie wspaniałe uczucie wiedzieć, że już tyle czasu minęło odkąd
zaczęłam <3 dziękuję za to, że byliście i jesteście ze mną, dziękuję za każdy komentarz i każdą formę wsparcia, jesteście najlepsi <3
Muszę Was pewnie trochę rozczarować, ale robię sobie przerwę i nie wiem, kiedy wrócę, ale mam nadzieję, że uda mi się to zrobić pod koniec września albo na początku października. Mam nadzieję, że będziecie na mnie czekali i mimo tego, że wiele się zmieni w życiu Narcyzy, co nie spodoba się wszystkim, będę miała do kogo wrócić ;)
W międzyczasie chciałam Was zaprosić na bloga mojej przyjaciółki, która pisze o nowym pokoleniu ;) http://druganaturajamesa.blogspot.com/
Dziękuję Wam również za prawie 23 tysiące wyświetleń
<3 kiedy zakładałam tego bloga nie liczyłam nawet na tysiąc, więc jest to
dla mnie prawdziwe szczęście patrzeć na te statystyki <3
Od jutra zaczynam nadrabiać zaległości na Waszych
blogach ;)
Cyziu, if you know what I mean ;3
Rozdział dedykuję kilku wyjątkowym osobom: Anriin Malfoy, Bece(nie
jestem pewna czy dobrze odmieniłam), Cyzi oraz pewnej Oli, której maile poprawiają
mi humor <3 Rozdział jest jednak nie tylko dla tych osób, jest on dla
Was wszystkich i każdego z osobna ;*
Obiecałam rozdział 23 sierpnia i oto jest, mam jeszcze minutę, więc będę się streszczać :D
Myślę, że tę część najlepiej podsumowuje ten filmik, do którego z resztą mam wielki sentyment:
Całusy i jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko,
Wasza Ciocia Bella ;**
Nadrobiłam zaległości. Przeczytałam wszystko. Tyle skrajnych emocji towarzyszyło mi przy ostatnich rozdziałach! Chciałabym pogratulować ci roku bloga <3 Czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńLuna
Zajmuje miejsce! Jak znajdę dłuższą chwile skomentuje :)
OdpowiedzUsuńZrobiłaś mi ogromną przyjemność i przykrość z czytania tego rozdziału.Przyjemność bo bardzo lubię twoje opowiadanie a przykrość bo to koniec części pierwszej. To dzieło jak i inne rozdziały bardzo mnie uszczęśliwiały. Co do tego rozdziału był trochę smutny, ale i pokazał nam, że Narcyza rozpoczyna coś nowego w swoim życiu. Astoria mi się tu tylko nie spodobała. Hermiona ma być z Draco i koniec kropka! Charlotta...wzruszyłaś mnie.
UsuńŻyczę Ci dalszej pracy i takiego zapału. Zapału i radości z pisania bloga.
Gratuluje tego roku.
Pozdrawiam,
Beca
Hejooo <3!
OdpowiedzUsuńWróciłam cię nawiedzać.
Rozdział cudowny *.* Zawsze lubiłam Bellę, ale teraz mam ochotę, żeby się wgl nie urodziła. Wstrętna paplara! A swoją drogą, to ten sen [a właściwie słowa Bellatrix] przewidział przyszłość - Trelawney może się schować.
Przykro - siedziały tak pod gwiazdami i płakały nad Charlotte... moją małą Charlotte ♥ Ta scena była jednocześnie najbardziej wzruszająca i najbardziej wkurwiająca - przypomniało mi się to, co czułam, kiedy Charlotte umarła na rękach Cyzi... taaak, pamiętam, Ciociu Bello, pamiętam...
" - W barze. Na szklaneczce czy dwóch Ognistej Whisky - mruknęłam.
- To była jedna czy dwie? – dopytywała.
- Bardziej trzy.
- Chyba cztery - uśmiechnęła się delikatnie.
- Raczej sześć " - dobre : DD
Wypijmy za to, że Charlotte miałaby roczek! Polej siódmy kielich!
Przepraszam. Tak, wiem, odbija mi...
HAHAH! Ale im się przysnęło ; ja bym nie wstała, w chuj, nie ma bata - zostałabym przez tydzień na huśtawce x.x
Ale masz zajebisty szablon. Zakochałam się - śliczny!
A tak na marginesie, to ci się pochwalę! Też założyłam drugi blog ;333 I dobrze mi z tym. Mam nadzieję, że i on się ludziom spodoba, zwłaszcza po końcu, który, mam nadzieję, nadejdzie. Mam już go w głowie... A, no i na Smaku Zakazanych pojawił się nowy rozdział, zapraszam serdecznie ♥
"- ...niniejszym ogłaszam, że państwo Narcyza i Lucjusz Malfoyowie nie są już dłużej małżeństwem! - oznajmił przewodniczący Rady Wizengamotu" - Polać mu!
Dlaczego, tak na marginesie [Boże, ale ja mam zapisane te marginesy!] oni się rozwodzą wszędzie?! No kurczę, Lucek bez Cyzi to nie Lucek! ♥
"Ostatnio redaktorzy przeszli samych siebie pisząc, że rozwodzimy się, ponieważ Lucjusz nie radził sobie w TYCH sprawach" - to pewnie Rita.
" - Co się... Ała! - syknęła, kiedy spróbowała podnieść głowę.
- Właśnie to - westchnęłam.
- Która godzina?
- Nie wiem.
- Dlaczego tutaj spałyśmy?
- Nie wiem.
- A jest coś, o czym wiesz?
- Tak. Nie mogę się ruszyć. " - xD
Tak, wiem, chaotycznie dodaję te cytaty, ale co tam!...
Dobra, staruszku!
Życzę ci, kochany blogu, żebyś dożył spokojnej, szczęśliwej stóweczki! Nie umieraj za szybko, żyj wiecznie i tętnij życiem!
Gratuluję roczku! Już raczkujesz :DD
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam w wolnej chwili ccccc;;;;;
Weny!
Buziaki,
Hariet