niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 33. Barwy jesieni + małe wyjaśnienie

Myślę, że najpierw zasługujecie na porządne wyjaśnienia.
Zawiodłam. Wiem o tym doskonale i czuję się z tym okropnie. Mogłabym godzinami opowiadać o sorce, która za cel obrała sobie zniszczenie mnie psychicznie poprzez sprawdziany i kartkówki z wiedzy którą normalnie zdobywają studenci chemii; o tym, że przez nią przez ponad miesiąc nic nie napisałam, a kiedy sprawa została załatwiona, a ja wreszcie miałam czas, żeby wrócić do pisania, okazało się, że nie umiem. Ta kobieta zabiła we mnie wszystko, co kochałam. Przestałam pisać, czytać, udzielać się towarzysko, moje życie ograniczyło się do totalnego minimum. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że z przerażeniem odkryłam, że pisania wcale mi nie brakowało. Okazało się, że blog to kolejny przykry obowiązek. Ta myśl sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej i jeszcze bardziej nienawidziłam tamtej kobiety. Mijały dni, tygodnie, a ja przestałam w ogóle zaglądać na bloga. Aż w końcu powiedziałam sobie, że dłużej tak nie mogę. Przecież w to opowiadanie włożyłam całe serce, nie mogłam tak po prostu zrezygnować, nie mogłam pozwolić, by wygrała. Zaczęłam trochę pisać, ale po kilku zdaniach straciłam chęć i tak już zostało. Dwa tygodnie później znowu trochę napisałam i znowu straciłam zapał. I tak było kilka razy. Aż do czwartku. Dzięki Waszym komentarzom miałam siłę, by skończyć ten rozdział. Nie jest on dobry, po takim czasie zasługiwaliście na coś zdecydowanie lepszego niż to, co dostaliście, ale ze smutkiem stwierdzam, że tylko na tyle było mnie stać :( Chcę jeszcze napisać, że rozdział skończyłam pisać w czwartek, ale chciałam jeszcze dopisać tę notkę, ale w czwartek wieczorem okazało się, że wszystkie studniówkowe dekoracje się zniszczyły i cały piątek spędziłam na sali wraz z innymi uczniami, usiłując je naprawić, a po powrocie do domu (po jedenastu godzinach strojenia sali) byłam zbyt zmęczona by siedzieć, a co dopiero myśleć ;) sobota z kolei upłynęła mi pod znakiem przygotowań do studniówki i dopiero teraz znalazłam chwilę czasu, żeby skończyć tę notkę ;)
Rozdział pragnę zadedykować wszystkim tym, którzy skomentowali poprzedni rozdział i dali mi siłę, by skończyć ten, naprawdę bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję, jesteście najlepsi <3 
~*~



Nigdy nie sądziłam, że nawiązywanie nowych znajomości przyjdzie mi z taką łatwością.
Mijały tygodnie, a ja coraz bardziej cieszyłam się z powrotu do Hogwartu. Okazało się, że ludzie, z którymi pracowałam, byli najwspanialszymi osobami, jakie miałam szczęście poznać. Z Esme zaprzyjaźniłam się niemal od razu. Często przesiadywałyśmy razem w gabinecie jednej z nas i dzieliłyśmy się opowieściami z całego dnia. Czasem dołączała do nas Evelyn, jednak zdarzało się to bardzo rzadko. Ona wolała raczej trzymać się na uboczu. Czasem miałam wrażenie, że skrywa jakąś tajemnicę i boi się nam zaufać. Rzadko udawało mi się z nią porozmawiać. Przeważnie pojawiała się w Wielkiej Sali chwilę przed ucztą, kiedy niemal wszystkie miejsca były już zajęte, i znikała zaraz po. Była prawdziwą zagadką.
Zanim się obejrzałam, nastał październik i liście na drzewach powoli zaczęły zmieniać kolor. Czasem siadałam przy oknie, by obserwować drzewa w Zakazanym Lesie. Pamiętałam doskonale moją ostatnią wizytę tam. Ta okropna noc, która naznaczyła życie tak wielu ludzi, w tym również moje. Starałam się nie przywoływać tych bolesnych wspomnień, jednak one przychodziły same, bez ostrzeżenia. Czasem jednak powracały również te dobre wspomnienia, które przynosiły ukojenie i spokój, które pozwalały oddychać i wierzyć, że nie wszystko było stracone.
Siedziałam właśnie przy biurku, sprawdzając wypracowania trzecioklasistów na temat druzgotków, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Uśmiechnęłam się.

-Wyczarowanie patronusa, to bardzo zaawansowana magia - powiedziałam do szóstoklasistów. - Nie oczekuję, że uda wam się go wyczarować, ale możecie próbować. A teraz posłuchajcie mnie uważnie: musicie skupić się na najszczęśliwszym wspomnieniu, jakie pamiętacie. To bardzo ważne, inaczej czar nigdy nie zadziała. Wspomnienie musi być bardzo silne, rozumiecie?
- Tak - odparł chór zniecierpliwionych głosów.
- No dobrze - zaśmiałam się cicho. - Zaklęcie brzmi: Expecto Patronum. Powodzenia!
Oparłam się o biurko i zaczęłam spoglądać na zmagania młodych czarodziei z tym trudnym zaklęciem. Niektórym udawało się wyczarować delikatną mgłę, innym całkiem porządne srebrne obłoki, a inni po prostu machali różdżkami bez większego celu. Westchnęłam i podeszłam do jednej z osób zaliczających się do ostatniej grupy.
- Jak masz na imię? - spytałam dziewczynę z długimi czarnymi włosami.
- Regina.
- Dobrze, Regino, powiedz mi, o czym pomyślałaś? 
- O dniu, w którym dostałam mojego ukochanego pegaza.
- To wspomnienie jest za słabe, musisz pomyśleć o czymś szczęśliwszym. Spójrz - powiedziałam i wyciągnęłam różdżkę z kieszeni szaty. Wycelowałam ją przed siebie, w pełnym skupieniu pomyślałam o dniu, w którym Lord Voldemort został pokonany, a my wreszcie byliśmy bezpieczni i powiedziałam: Expecto Patronum!
Z mojej różdżki wyskoczył srebrny paw. W tym samym momencie drzwi klasy otworzyły się i stanął w nich mężczyzna. Patronus ruszył w jego stronę i okrążył go, przez co mężczyzna zachwiał się i upadł. W klasie nastała cisza. Podbiegłam do niego.
- Jason! - szepnęłam, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, kim jest tajemniczy mężczyzna. - Nic ci nie jest? - zaniepokoiłam się, klękając obok niego.
- Oprócz tego, że moja duma ucierpiała, wszystko w porządku - uśmiechnął się do mnie. - Co to w ogóle było?
- Patronus.
- Nie. Chodzi mi o postać, jaką przybrał.
- Och, to był paw - wzruszyłam ramionami. - To zawsze jest paw.
- Nie wiedziałem, że umiesz wyczarować patronusa - zdziwił się.
- Nie wiedziałam, że obłok jest w stanie cię przewrócić - uśmiechnęłam się.
- Pokonał mnie ptak, moja reputacja naprawdę ucierpiała, nie musisz mi dokładać - pokazał mi język, a ja zachichotałam. Nagle zdałam sobie sprawę, że wszyscy uczniowie bacznie nas obserwują.
- Profesorze LeMarchal - powiedziałam już poważnym tonem i wstałam. - Więc... jaki był cel pana wizyty?
- Dostałem polecenie od dyrektor McGonagall, by przekazać pani, że w południe odbędzie się spotkanie w pokoju nauczycielskim - powiedział również oficjalnym tonem.
- Dziękuję za informację.
- Do usług, profesor Black - uśmiechnął się i odwrócił się w stronę drzwi. Kiedy wyszedł na korytarz, ruszyłam za nim.
- Jason - szepnęłam i chwyciłam go za rękę.
- Już nie profesor LeMarchal? - uśmiechnął się drwiąco. Spojrzałam na niego z ukosa.
- Chciałam przeprosić.
- Myślę, że moja opinia ucierpiała na tyle, że zwykłe przeprosiny to za mało.
- Czego więc oczekujesz? 
- Spacer. Dzisiaj przed zachodem słońca. Co ty na to? - spytał.
- Zgoda - pokiwałam niepewnie głową, a on się uśmiechnął.
- Przyjdę po ciebie.
- Będę czekała - powiedziałam i z uśmiechem wróciłam do klasy. Całe pomieszczenie wypełniał gwar wymieszanych ze sobą głosów. - Koniec tych rozmów! - krzyknęłam. - Wracać do pracy, ale już!

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Jasona z białą różą w ręku.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz.
- Miałaś nadzieję, że nie przyjdę - poprawił mnie.
- Racja - zaśmiałam się.
- To dla ciebie - powiedział, wręczając mi kwiat.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i wyczarowałam flakon, po czym wraz z różą postawiłam go na stoliku obok łóżka. - Idziemy?
- Oczywiście - pokiwał głową i odsunął się, bym mogła zamknąć drzwi.
- To, w którym kierunku wyruszamy? - spytałam, kiedy wyszliśmy z zamku.
- Przed siebie - uśmiechnął się tajemniczo.
- To mój ulubiony kierunek.
Im dłużej szliśmy, tym słońce bardziej chowało się za horyzontem. W końcu całkowicie zniknęło, a jego miejsce zastąpił księżyc w kształcie sierpa. Niezrażeni ciemnością, spacerowaliśmy dalej, aż w końcu usiedliśmy pod rozłożystym dębem, w miejscu, gdzie mieliśmy doskonały widok na jezioro.
- O czym myślisz? - spytałam, widząc Jasona wpatrującego się w taflę wody.
- O tobie - odparł od razu.
- O czymś konkretnym?
- Ja... tak się zastanawiałem... znamy się już ponad miesiąc i przez ten czas zdążyliśmy się poznać trochę bliżej, ale ty... nigdy nie mówisz o Lucjuszu.
- Nie mówię o nim, bo to trudny dla mnie temat. Lucjusz mnie zranił, zrobił coś okropnego i nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie mu to wybaczyć – mruknęłam i zaczęłam nerwowo obracać guzik od szaty.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać. Jedynie Cię zasmuciłem.
- Nie, jest w porządku, naprawdę - zapewniłam. - Kochałam mojego męża. Wciąż go kocham. Po prostu czasami ludzie, którzy naprawdę się kochają, mają niesamowity talent do sprawiania tej drugiej osobie przykrości.
- A teraz? 
- Jestem szczęśliwa. Oczywiście, że jestem szczęśliwa. Będąc znów w Hogwarcie, siedząc teraz z tobą... potrzebowałam takiego restartu. Czasem po prostu brakuje mi tej nieszczęśliwości, tak cholernie do niej przywykłam - westchnęłam, wyrywając źdźbło trawy. 
- Jesteś zbyt dobra - stwierdził po chwili.
- Wcale nie - zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Oczywiście, że tak. Lucjusz cię skrzywdził, ale to nie znaczy, że twoje życie się skończyło. Musisz pójść dalej, zostawić przeszłość za sobą.
- Wiem, ja po prostu... - zawahałam się. - Tak długo byłam żoną Lucjusza, że nie wiem, kim jestem bez niego - powiedziałam, a w moich oczach zalśniły łzy. Dziękowałam Merlinowi, że było ciemno i Jason nie mógł ich zobaczyć.
- Narcyzo, jesteś piękną, młodą kobietą, która ma całe życie przed sobą. Masz tak wiele możliwości, nie możesz zamykać się przed tym, co oferuje ci przyszłość.
Milczałam. Nie chciałam przyznać przed samą sobą, że Jason ma rację. Powinnam ruszyć dalej, żyć własnym życiem. Problem polegał na tym, że słowa - nieważne jak sensownie brzmiały w teorii - nie potrafiły zmienić tego, co czułam.
- Chcę wracać do zamku – powiedziałam oschle i od razu się podniosłam. 
- To przeze mnie, prawda? - spytał Jason, doganiając mnie.
- Nie - pokręciłam głową. - Jest mi zimno, chcę wrócić do zamku, to wszystko.
- Więc między nami okay?
- Okay.
Tak naprawdę sama nie byłam pewna, co we mnie wstąpiło. Nagłe wspomnienie o Lucjuszu przywołało negatywne emocje, które nie do końca rozumiałam. Może to spacer po błoniach sprawił, że znów czułam się jak szóstoklasistka zakochana po uszy w starszym od siebie Ślizgonie. A może po prostu nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że znów mogłabym być szczęśliwa. Cokolwiek to było przypomniało mi o tym, że kiedyś miałam wszystko. Męża, dom, prawdziwą rodzinę. Miłość, która pomimo swej tragiczności, dawała mi siłę, by żyć, by walczyć. Wszystko tak bardzo się zmieniło. To, co budowałam przez tak wiele lat, się rozpadło, nie było już nic. Cała moja przeszłość, była jak układanka, jak porozrzucane puzzle, które trzeba złożyć w całość. Jednak nie zamierzałam tego robić. Jason miał rację. Liczyło się tylko tu i teraz. Przeszłości nie mogłam zmienić, przyszłości nie umiałam przewidzieć. Moje życie się toczyło, a ja nie zamierzałam już przegapić ani jednej chwili. Musiałam zacząć, jak to mawiają mugole, chwytać dzień.
- Przepraszam - powiedziałam, kiedy przekroczyliśmy próg Sali Wejściowej. 
- Za co? - zdziwił się.
- Chciałeś dobrze, a ja zachowałam się jak... jak ostatni narcyz - stwierdziłam jak najbardziej poważnie.
- Każdemu się może zdarzyć - powiedział, starając się zachować powagę, jednak po chwili nie wytrzymał i zacząć się śmiać. Uderzyłam go lekko w ramię z udawaną naburmuszoną miną, a potem do niego dołączyłam. Tak znalazła nas Esme.
- Proszę, proszę - jej głos przywrócił nas do porządku. - Widzę, że ktoś tutaj wybrał się na randkę w blasku księżyca - uśmiechnęła się.
- To wcale nie jest randka - zaprzeczyłam machinalnie.
- I to wcale to nie jest blask księżyca - dodał od siebie Jason, a ja spojrzałam na niego rozbawiona.
- I mam niby uwierzyć że wy dwoje tak po prostu się spotkaliście? - dociekała Esme. - I całkiem przypadkiem narobiliście tyle hałasu, że sam Irytek by się nie powstydził? 
- Same przypadki - uśmiechnęłam się.
- I kogo wy chcecie oszukać? Nawet Merlin wie, że tutaj chodzi o coś więcej - przekomarzała się. - Ale to wasza sprawa co robicie po nocach, ja się nie wtrącam - powiedziała z lekkim uśmieszkiem i ruszyła w stronę schodów prowadzących do jej gabinetu. - Bawcie się dobrze! - krzyknęła jeszcze, po czym zniknęła nam z oczu.
- O co jej chodziło? - zdziwił się Jason.
- Nie przejmuj się - zaśmiałam się. - Nic, czym warto by się przejmować - machnęłam ręką. - Myślę, że już czas, żebyśmy udali się do swoich pokoi.
- Już tak późno?
- Zbyt późno.
- Czas przy tobie płynie zdecydowanie za szybko - westchnął. - Odprowadzę cię.
Nie protestowałam. Jason odprowadził mnie do samych drzwi mojego gabinetu. 
- Co powiesz na powtórkę spaceru jutro o zachodzie słońca? - spytał.
- Czemu nie, trzeba się dotleniać - zgodziłam się, pełna nadziei, że tym razem, to ja będę mogła dowiedzieć się czegoś o nim.
- A więc jesteśmy umówieni - zawołał entuzjastycznie.
- To nie jest randka - zastrzegłam.
- A to nie są drzwi - powiedział, wskazując na drzwi prowadzące do mojego gabinetu.
- Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się. - Chyba jednak przemyślę ten spacer.
- A jeśli jutro znowu przewróci mnie twój patronus? Będziesz mi winna ten spacer.
- Jestem pewna, że zrobisz wszystko, żeby to się stało.
- Jak ty mnie dobrze znasz - uśmiechnął się.
- Jesteś niemożliwy - powtórzyłam.
- Mogę być, jaki tylko chcesz, bylebyś tylko zgodziła się pójść ze mną na spacer.
- Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
Jason milczał przez chwilę, wpatrując się w moje oczy.
- Bo jesteś wspaniała.
A potem zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałam. Zanim zdążyłam zareagować, poczułam smak jego ust.

~*~
P.S.: Ciekawi mnie, czy są tutaj jacyś fani Once Upon a Time lub Lany Parrilly? <3

12 komentarzy:

  1. Przyznaj się, że zdradzasz HP dla OUAT!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, przyznaję się :P ale OUaT pomogło mi wyjść z dołka, jeśli już zapomniałaś :P

      Usuń
  2. Tak długo czekałam, ale warto było.
    Nie pozwól się złamać starej jędzy, wszyscy cię wspieramy <3
    Ouat tak, ale tylko Rumbelle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie dla Ciebie będę się starała wpleść jakieś retrospekcje z Lucjuszem, ale na razie jeszcze nie mam na nie pomysłu ;)
      Oj, nie dam się ;) myślę, że moja klasa jeszcze ją sprowadzi na ziemię :D dziękuję za wsparcie <3
      Ja uwielbiam Reginę i Rumpla, ale nie jako parę :D jeśli chodzi o OUaT to w ogóle nie mam swojej ulubionej pary, przynajmniej jeszcze nie ;)

      Usuń
  3. Wróóóóciłaś! <3 Rozdział jest bardzo fajny, tylko ja jestem tak spragniona Twojego opowiadania, że mi zawsze będzie mało.XDDD Ten Jason wydaje się w porządku, ale Narcyza i Lucjusz... Dużo weny, uwielbiam Twoje opowiadanie! *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Jason budzi Twoją sympatię ;) muszę się pilnować, żeby nie zrobić z niego takich ciepłych kluchów :D Narcyza i Lucjusz... you will see... :D

      Usuń
  4. OUAT, SwanQueen i Lana Parrilla to ja. <3
    No i klepię komentarz, co by mieć motywację, żeby w końcu skomentować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeju, mimo iż SwanQueen to nie moja bajka (choć to się może jeszcze zmienić ;) ) to uwielbiam oglądać przerobione przez fanów zdjęcia z tym pairringiem :D za to Lanę wielbię i ubóstwiam <3
      hahaha, każda motywacja jest dobra :D

      Usuń
    2. LANA JEST NAJLEPSZA.
      + Kurcze, aż dwa rozdziały mnie ominęły nowe. Nie skomentuję już tutaj, ale na pewno zostawię komentarz pod najnowszym!

      xx

      Usuń
  5. Jeśli miałaś już studniówkę to mam nadzieje, że dałaś na niej czadu i porządnie się wybawiłaś, a do ciebie wpłynęła radość. O matko jak to brzmi!
    Jesteś żywym przykładem, że nauczyciele wysysają z nas całą radość. Jednak ty się nie poddasz i pokarzesz nam wszystkim, że ciebie nic nie zatrzyma. Pisanie ma być przyjemnością. Nie musisz dodawać rozdziału co dwa dni. Napisz, przeczytaj, opublikuj my wszyscy i tak będziemy z ciebie dumni. Nie zależnie czy rozdział będzie miał stronę czy nie! Jesteś naszą pisarką i ty rozdajesz karty.
    Rozdział jest bardzo fajny! Nie przejmuj się, mi też raczej nie podobają się moje pracę. Fajnie, że możemy pooglądać lekcje profesor Black. Ogólnie widzimy, że Narcyza dobrze się czuje w Hogwarcie. Trzymam kciuki za to żeby odnalazła siebie, to nie musi być miłość. Ona musi znaleźć swoją siłę.
    Pozdrawiam,
    Re(Beca)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj dałam :D dałam czadu tak bardzo, że nadal ledwo chodzę, a mimo to żałuję, że nie tańczyłam jeszcze więcej :D
      nie wszyscy nauczyciele tacy są, moja sorka od angielskiego jest najwspanialszą osobą na tym świecie ;) ale fakt, niektórzy naprawdę potrafią wyssać z człowieka życia, ale czego można się spodziewać po nauczycielu który z dumą mówi, że już mu się udało zniechęcić część klasy do zdawania matury z chemii?
      Wiem, że wszystko zależy ode mnie, ale jest mi bardzo smutno, kiedy tak bardzo spóźniam się z rozdziałem :c
      Narcyza w Hogwarcie czuje się jak w domu ;) myślę, że jeszcze kilka razy będziemy towarzyszyli naszej pani profesor podczas lekcji :D a szczęście jeszcze do niej przyjdzie, w końcu i ona odnajdzie swój happy end i to nie taki, jakiego by oczekiwała ;)
      Całusy,
      Ciocia Bella ;*

      Usuń

layout by oreuis