- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, gwałtownie odsuwając się od Jasona.
Ten wydał się zaskoczony takim obrotem spraw. - Dlaczego to zrobiłeś? -
powtórzyłam ostrym tonem.
Jason patrzył na mnie przez chwilę, a w jego oczach błyskały iskierki,
które bardzo mi się nie podobały.
- Narcyzo, odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy...
- Jason, nie - przerwałam. - Nie kończ tego, proszę.
Odsunęłam się jeszcze bardziej i starałam się zahamować łzy
wściekłości, które napłynęły mi do oczu. Zbyt dobrze wiedziałam, co chciał
powiedzieć, bym mogła pozwolić mu skończyć.
- Nie chcę tego słuchać - powiedziałam spokojnie. - To był naprawdę
uroczy wieczór i jestem za niego wdzięczna, ale jeśli liczyłeś na coś więcej,
to bardzo mi przykro, ale cię rozczaruję.
- Dlaczego jesteś taka niedostępna? - spytał w końcu
- Bo... - zająknęłam się. - Bo jeszcze kilka miesięcy temu byłam
mężatką. Przez połowę mojego życia kochałam człowieka, który mnie zdradził.
Naprawdę myślisz, że tak szybko uda mi się teraz zaufać kolejnemu mężczyźnie?
- Rozumiem - powiedział. - Naprawdę wszystko to rozumiem, ale Narcyzo,
proszę, powiedz mi, jak długo mam czekać?
- Jason, ja... nie wiem... nie chcę teraz niczego, po prostu...
niczego. Przepraszam - powiedziałam, a potem zamknęłam drzwi, zanim zdążył cokolwiek
odpowiedzieć.
Usiadłam na parapecie i wbiłam wzrok w drzewo, pod którym siedzieliśmy
jeszcze kilka minut temu. Do moich oczy nie napłynęły łzy, spojrzenie nie było
tęskne, a usta nie wykrzywiły się w grymasie cierpienia.
Wmawiałam sobie, że przecież nic takiego się nie stało.
~*~
- Dzisiaj nie będzie bezsensownego machania różdżkami - powiedziałam,
wchodząc na lekcję do piątoklasistów. Machnęłam różdżką, by zasłonić okna, a
potem uruchomiłam rzutnik. - Schowajcie różdżki i otwórzcie książki na 351
stronie. Dzisiaj poznamy jedno z najbardziej mrocznych stworzeń, jakie
kiedykolwiek chodziło po tej ziemi. Czarnego Jednorożca*.
W klasie zapadła cisza. Dało się słyszeć jedynie głośno zaczerpnięte
powietrze. Tak jak myślałam, wiele osób słyszało legendę o Czarnym Jednorożcu.
- Jeśli naprawdę chcecie zgłębić tajniki wiedzy o Czarnym Jednorożcu,
musicie najpierw zapomnieć wszystko to, co wiecie o normalnych jednorożcach.
Istota, o której chcę wam dzisiaj opowiedzieć, jest tajemnicą dla większości
czarodziei, jednak wciąż istnieją księgi, które zawierają prawdziwe informacje
o tym mitycznym stworzeniu. Smoki, Inferiusy czy Sfinksy... przy Czarnym Jednorożcu
wszystkie wydają się potulnymi i bezpiecznymi istotami, które spokojnie można
trzymać w domu. Nie macie nawet pojęcia, jak potężną istotą jest... ale
najpierw... kto z was zna mroczną legendę o Czarnym Jednorożcu?
Las rąk pojawił się szybciej, niż przypuszczałam. Piątoklasiści wprost
rwali się do odpowiedzi, każde z nich chciało dać coś od siebie. Byłam pewna,
że ten temat wzbudzi dość spore poruszenie, ale to, co zobaczyłam, przerosło
moje wszelkie oczekiwania. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by powstrzymać
uśmiech triumfu.
- Jak masz na imię? - spytałam blondynkę w okularach, siedzącą w
drugiej ławce.
- Emma - powiedziała, przejęta, że wybrałam właśnie ją.
- Dobrze, Emmo, zacznij opowieść - skinęłam głową z uśmiechem na
twarzy.
- Legenda głosi, że Czarny Jednorożec był kiedyś najbardziej niewinnym
stworzeniem chodzącym po tej ziemi, czystszym od każdego innego jednorożca. Był
wyjątkowy. Według legendy, jeśli ktoś chciał poznać odpowiedź dotyczącą jakiejś
części swojej przyszłości, musiał dotknąć jego rogu. Znalezienie go było bardzo
trudne, a dotknięcie jego rogu niemal niemożliwe. Jednak udało się tego dokonać
pewnemu bardzo potężnemu czarownikowi. Nazywał się Castiel. Podobno, kiedy
dotknął on rogu jednorożca, zobaczył, że jego marzenie o podbiciu całego świata
jest niemożliwe do spełnienia, ponieważ nie posiadał on wystarczającej mocy.
Czarodziej odkrył jednak sposób na pokonanie przeznaczenia. Zniewolił
jednorożca, by ten był mu posłuszny. Z jego pomocą zwyciężał najbardziej
potężnych czarnoksiężników. Jednak każda magia ma swoją cenę. Czarodzieje,
którzy polegli z ręki Castiela, władali potężną czarną magią. Magią, która nie
ulatniała się wraz ze śmiercią czarodzieja, ale która pochłaniała serce
Castiela. Z czasem władał on magią tak mroczną, że zaczął tracić nad nią
kontrolę. Pochłonęła ona jego duszę. Morgana, ukochana Castiela, nie mogła
patrzeć jak mężczyzna, którego kochała, staje się potworem. Znalazła zaklęcie,
które miało przenieść cały mrok, który w ciągu wieków gromadził się w Castielu
na inne stworzenie. Morgana dokonała starannego wyboru. Chciała umieścić mrok w
jednorożcu, ponieważ wierzyła, że jego czyste serce będzie w stanie
przezwyciężyć ciemność, zniszczyć ją na zawsze. Nie wiedziała, jak bardzo się
myliła. Kiedy zaklęcie zostało rzucone, a serce jednorożca wypełnił mrok,
przeobraził się on w prawdziwego potwora. Stał się czarny jak noc, a jego moce
zwariowały. Od tamtej pory Czarny Jednorożec stał się najpotężniejszym i
najniebezpieczniejszym stworzeniem na tej ziemi. Nie wiadomo, co dokładnie się
z nim stało. Według legendy, każdy, kto na niego spojrzał, umierał w
straszliwych agoniach. Czarny Jednorożec siał spustoszenie wszędzie,
gdziekolwiek się pojawił. Nie wiadomo, co się z nim stało, ale już od ponad
pięciu wieków nikt o nim nie słyszał. Pani profesor, czy Czarny Jednorożec
powrócił? Dlatego będziemy się o nim uczyli? - spytała Emma, a jej głos drżał
od emocji.
- Zapewniam cię, że Jednorożec nie wrócił. Wybrałam ten temat, ponieważ
uznałam, że byłaby to ciekawa odmiana po druzgotkach i czerwonych kapturkach,
ale jeśli chcecie, możemy do nich wrócić.
- Nie! - dało się słyszeć w całej klasie. - Mówmy o Czarnym Jednorożcu!
- No dobrze - zaśmiałam się. - A więc poznaliście już legendę, teraz
czas na trochę faktów. Jak już mówiłam wcześniej, Czarny Jednorożec jest
całkowitym przeciwieństwem jednorożców, które znacie. Zobaczenie Czarnego
Jednorożca grozi śmiercią, a kontakt z jego krwią może uczynić człowieka
przeklętym, nie ratuje ona jednak jego życia, wprost przeciwnie: skraca je o
połowę. Tylko człowiek o całkowicie mrocznym sercu jest w stanie przejąć nad
nim kontrolę.
- Czy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać był panem Czarnego
Jednorożca? - spytał chłopiec siedzący w ostatniej ławce.
- Nic mi o tym nie wiadomo, jednak gdyby tak było, jestem pewna, że
Czarny Pan wykorzystywałby go w wielu walkach. Koniec końców jest to najpotężniejsza
magiczna istota. Wydaje mi się, że Czarny Pan mógł nie wierzyć w to, że legenda
jest prawdziwa.
- A jest?
- Oczywiście - pokiwałam głową. - Istnieje wiele dowodów na jego
istnienie. Jest też mnóstwo zapisów osób, które go spotkały. Czarny Jednorożec
istnieje i żyje gdzieś na świecie, jednak nikt nie wie, gdzie go szukać.
Wszystkie twarze patrzyły na mnie w skupieniu. W wielu oczach widziałam
iskierki zaciekawienia, innym z wrażenia otworzyły się usta. Westchnęłam głośno
i spytałam:
- Dlaczego tego nie zapisujecie?
~*~
- Więc? - spytała Esme, dołączając do mnie w drodze do Wielkiej Sali.
- Co? - spytałam zdziwiona?
- Jak randka z panem uroczym? - westchnęła.
- To nie była randka.
- Tak, a ja mam dwa latka i nie umiem dodać dwa do dwóch.
- To nie była...
- Randka. Powtarzasz się, wiesz?
- A ty jesteś niemożliwa, wiesz?
- Tak mi mówią. Więc? - dopytywała.
- Więc nic - wzruszyłam ramionami.
- O nie, znam tę minę - uśmiechnęła się. - Coś się wydarzyło.
Opowiadaj.
- Nic się nie wydarzyło.
- Narcyzo...
- Pocałował mnie, to wszystko - powiedziałam obojętnie.
- Nie! - krzyknęła zaskoczona.
- Ciszej! - syknęłam. - Nie musi o tym zaraz wiedzieć cała szkoła.
- Przepraszam - uśmiechnęła się niewinnie. - I co było potem?
- Nic. Zamknęłam drzwi.
- Żartujesz!
- A wyglądam, jakbym żartowała? - spytałam już nieco poirytowana.
- Cholera, nie. Jak mogłaś to zrobić?
- Byłam w szoku, okay? Nie spodziewałam się, że zrobi coś takiego.
- Tak, bo to było tak bardzo nie do przewidzenia jak to, że Harry
Potter zostanie aurorem.
- Możesz już skończyć? Nie pomagasz.
- Zamknęłaś drzwi największemu przystojniakowi, jaki kiedykolwiek
chodził po tej ziemi, czego oczekujesz?
- Nie wiem - jęknęłam, siadając przy stole dla nauczycieli. - Że
powiesz mi, że to nie był błąd.
- Och, skarbie - westchnęła i położyła dłoń na moim ramieniu. -
Przyjaciele się nie okłamują.
- Nie pomagasz.
- Wiesz, co ci pomoże?
- Co?
- Rusz swoje zgrabne cztery litery i zaproś go na randkę! Inaczej
będziesz żałowała do końca życia, że nie skorzystałaś z takiej okazji.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Czego ty się boisz?
- Zdajesz sobie sprawę z tego, ile on jest ode mnie młodszy?
- Narcyzo, nikt ci nie każde od razu za niego wychodzić. Poużywaj sobie
trochę, a potem powiedz mu, że... nie wiem, że nie możesz z nim być, bo jest
dla ciebie za dobry.
- Żartujesz! - syknęłam oburzona.
- Oczywiście, że tak. Co nie znaczy, że masz nie spróbować. Czym
ryzykujesz?
- Nie wiem, czy jestem gotowa.
- Nadal kochasz swojego byłego męża?
- Co?! Nie, ja... Esme...
- Merlinie, ty nadal coś do niego czujesz! Po tym wszystkim, co ci
zrobił?
- Był moim mężem przez dwadzieścia pięć lat! Oczekujesz, że zapomnę o
nim w ciągu kilku tygodni?
- Nie, oczywiście, że nie, ale, Narcyzo, musisz ruszyć dalej. Nie masz
nic do stracenia, a wszystko do zyskania.
- Esme...
- Daj mi jeden dobry powód, dla którego miałabyś nie spróbować.
- Boję się.
- To żaden powód. Narcyzo, albo zaprosisz go na randkę, albo ja to
zrobię za ciebie.
- Nie odważyłabyś się.
- Przekonamy się? - spytała z przebiegłym uśmiechem, przeszukując
wzrokiem całą salę. Jason właśnie przekroczył próg Wielkiej Sali i zmierzał
dokładnie w naszą stronę. - Jason! - krzyknęła Esme i pomachała mu. Poczułam,
jak moja twarz oblewa się purpurą.
- Nienawidzę cię - syknęłam.
- Jeszcze mi za to podziękujesz - uśmiechnęła się i ulotniła w mgnieniu
oka.
- O co chodziło? - spytał Jason, podchodząc do mnie.
- Nie wiem - powiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.
- Gdzie zniknęła Esme?
- Ona... eee... miała coś nagłego do załatwienia - zaczęłam kiwać
głową, by uwiarygodnić swoje kłamstwo.
- Ach tak... - pokiwał głową z lekkim uśmiechem na ustach. - W takim
razie, chyba powinienem iść jej poszukać.
- Nie musisz - ponownie słowa same wyrwały się z moich ust. - To
znaczy... na pewno sama cię znajdzie - wyjaśniłam.
- Taaak... pewnie tak. Ale skoro już tu jestem... - zaczął niepewnie. -
Wiesz, że w sobotę jest wyjście do Hogsmeade?
- Słyszałam o tym.
- No właśnie. McGonagall szuka nauczycieli, którzy poszliby jako
opiekunowie. Zgłosiłem się i pomyślałem, że może ty również byś chciała?
- Jason, to bardzo miłe - powiedziałam. - Ale w sobotę jestem umówiona
z moją siostrą i nie będzie mnie przez cały dzień, przepraszam.
- Nie przepraszaj - uśmiechnął się lekko, wyraźnie zawiedziony. - Będą
jeszcze inne okazje - powiedział i ruszył w stronę swojego miejsca.
Kiedy odszedł, poczułam ukłucie w sercu. Nie rozumiałam, co czułam do
tego mężczyzny, ale z pewnością, nie był mi on obojętny.
~*~
*Tak, Kasiu, specjalnie na Twoje życzenie ;*
The Best Opowiadanie Ever!! Czekam na następny...
OdpowiedzUsuńDziękuję ♥
UsuńNastępny rozdział postaram się dodać do końca przyszłego tygodnia ;)
Miałam napisany komentarz, ale się nie dodał... Jason zachował się chyba nieodpowiednio, żeby od razu ją całować... Rozumiem, że jest piękna, to wiadome, ale bez przesady, niech sobie nie pozwala... XDDD Z Lucjuszem nie prędko się ułoży, o ile w ogóle? Tak ich lubię razem, OTP, ale niestety musiał być takim kretynem i jej to zrobić. Weeeeeeny, piszesz bosko! ;D
OdpowiedzUsuńJason definitywnie za bardzo się pospieszył, ale nie skreślajmy go tak od razu ;) cóż, Lucjusz sobie trochę jeszcze pocierpi w samotności, ale już niedługo się pojawi, żeby trochę namieszać ;)
UsuńNARESZCIE.
Usuń