wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 36. Złe wieści

„Nadzieje bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni, wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć”
~Tahereh Mafi

 ~*~

Dni mijały niepostrzeżenie i zanim zdążyłam się zorientować, październik dobiegł końca, a Noc Duchów zbliżała się wielkimi krokami. Postanowiłam skorzystać z tego, że jesienne słońce wciąż jeszcze przygrzewało i zamiast kisić się w moim małym gabinecie, ubrałam cieplejszy sweterek i wyszłam na spacer po błoniach. Drzewa już prawie zgubiły liście, przez co błonia mieniły się złoto-pomarańczowymi barwami. Ścieżka usłana liśćmi przypomniała mi dzieciństwo, kiedy to jeszcze niewinna Bellatrix zaczarowywała dla mnie liście, by same zbierały się w kupki, w które z radością wskakiwałam. Przez chwilę zatraciłam się we wspomnieniach i zapomniałam o tym, że na biurku czekają na mnie dziesiątki prac do sprawdzenia. Szybko jednak zostałam przywrócona do rzeczywistości przez korzeń, ukrywający się pod liśćmi. Zanim zdążyłam się zorientować, sunęłam w dół, ślizgając się na wilgotnych liściach. Miałam szczęście, że wzniesienie, z którego się stoczyłam, nie było wysokie i zanim zdążyłam nawet krzyknąć, leżałam już na dole. Szybko rozejrzałam się, czy aby żaden uczeń nie widział mojego upadku. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że byłam sama. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało i że siedzę na ziemi, a moja szata jest oblepiona liśćmi. Roześmiałam się i korzystając z faktu, że byłam sama, zamiast wstać, położyłam się i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Jak za starych dobrych czasów, kiedy jeszcze bawiłam się z Bellą. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się, ponownie zatracając się we wspomnieniach.
Leżałabym tak znacznie dłużej, gdyby nie głośne chrząknięcie, które wyrwało mnie z letargu. Otworzyłam gwałtownie oczy i rozejrzałam się. Na szczycie wzniesienia, z którego wcześniej spadłam, stał wysoki mężczyzna. Westchnęłam, rozpoznając w nim Jasona.
- Śledzisz mnie? - krzyknęłam, podnosząc się z ziemi.
- Widziałem przez okno jak spadłaś, myślałem, że coś ci się stało - odkrzyknął i zaczął schodzić po ścieżce, którą wyznaczyłam, spadając.
- A więc mnie obserwowałeś - stwierdziłam.
- Sprawdzałem wypracowania, a moje biurko stoi pod oknem. Dostrzegłem ruch, więc zastanowiłem się, co się dzieje. Zobaczyłem że spadałaś przez przypadek.
- Wiesz, podobno tylko winny się tłumaczy, a twoje tłumaczenia są całkiem niezłe. - Uśmiechnęłam się do niego.
- Jesteś strasznie przemądrzała, mówił ci to już ktoś kiedyś?
- Jakieś tysiąc razy. - Zaśmiałam się, a Jason chwycił moją rękę, by pomóc mi wejść na górę. Wzdrygnęłam się, kiedy mnie dotknął.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską. 
- Chyba coś mi się stało w dłoń - westchnęłam. Nie umiałam nawet spaść tak, by niczego sobie nie zrobić.
- Zaraz to naprawię - powiedział Jason, wyciągając różdżkę zza pazuchy. Machnął nią delikatnie nad moją dłonią i po chwili ból ustał.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Odwdzięczysz się, zapraszając mnie na herbatę do swojego gabinetu. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, chwytając ponownie moją dłoń.
- Bardzo bym chciała, naprawdę - zapewniłam, kiedy spojrzał na mnie z ukosa - ale mam na biurku jakiś tysiąc wypracowań do sprawdzenia.
- To się świetnie składa, bo ja też mam tyle samo wypracowań. Możemy sprawdzać je razem.
- Nie odpuścisz, prawda? - Zaśmiałam się, kręcąc głową, a on odpowiedział mi szerokim uśmiechem.

~*~

Noc Duchów miałam spędzić z Draconem i Andromedą, jednak popołudnie zapowiadało mi się z Jasonem. Oboje mieliśmy do sprawdzenia nowe prace, więc po załatwieniu sobie dwóch filiżanek kawy i ciasta cytrynowego, zabraliśmy się do pracy.
Po godzinie czytania o metodach obrony przed Inferiusami i zerkaniem na Jasona, westchnęłam i zdejmując okulary, przeniosłam wzrok na Jasona, który leżał na moim łóżku i uporczywie się we mnie wpatrywał.
- Dlaczego wciąż na mnie patrzysz? - spytałam sfrustrowana.
- Bo jesteś piękna - odpowiedział machinalnie, a ja się zaśmiałam, kręcąc głową. Nie zamierzałam odpowiadać, więc wróciłam do sprawdzania prac domowych. Kto by pomyślał, że Inferiusy można pokonać chrzanem i burakami? Zaśmiałam się cicho, czytając taką właśnie odpowiedź w jednym z wypracowań, kiedy usłyszałam delikatne stukanie w okno. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że mała płomykówka usiłuje się dostać do mojego pokoju. Jason wpuścił ją do środka, a ta wypadła tuż po tym, jak rzuciła list wprost do jego rąk.
- Cholera - zaklął, czytając otrzymany list.
- Coś się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Mam wezwanie.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Myślałam, że już nie pracujesz w ministerstwie.
- Bo tak jest, ale czasem mnie wzywają, kiedy mają za mało ludzi - westchnął. - A miałem nadzieję, że zostanę z tobą do wieczora.
- Mną się nie przejmuj - uśmiechnęłam się. - I tak zostało mi niewiele czasu, za godzinę już mnie tutaj pewnie nie będzie, umówiłam się z Andromedą, że najpierw pojawię się u niej i pomogę jej z Teddym.
- Mówisz tak tylko dlatego, żeby nie było mi przykro, prawda?
- Mówię tak, ponieważ to prawda - zaśmiałam się.
- Oczywiście. - Jason pokiwał głową udając, że mi wierzy, a potem podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. - Widzimy się jutro?
- A może dzisiaj w nocy? - zaproponowałam.
- Czyżby miała pani nieczyste myśli, pani profesor? - zaśmiał się.
- Myślałam o spacerze w blasku księżyca, jednak widzę, że pana myśli, profesorze, zaprząta tylko jedna rzecz.
- Spacer brzmi w porządku - uśmiechnął się. - Będę czekał w moim gabinecie.
- O północy?
- Ani minuty dłużej.
- Tak więc jesteśmy umówieni.
- Jesteśmy.
Uśmiechnął się i nachylił, by mnie pocałować, a potem ruszył w stronę kominka.
- Jason!
Zatrzymałam go jeszcze na chwilę.
- Tak? - spytał, odwracając się do mnie.
- Uważaj na siebie - poprosiłam, delikatnie się uśmiechając.
- Jak zawsze - oznajmił, odwzajemniając uśmiech. A potem zniknął w płomieniach zielonego ognia i już go nie zobaczyłam.

~*~

Na Wisteria Lane dotarłyśmy spóźnione.
Teddy miał gorączkę i cały czas płakał. Dopiero podanie mu eliksiru Słodkiego Snu sprawiło, że spokojnie zasnął. Kiedy pojawiłyśmy się u Dracona, położyłyśmy go w sypialni, w której niegdyś sypiałam, a same zeszłyśmy na dół.
- Synku, pomóc ci w czymś? - spytałam, schodząc po schodach.
- Nie ma potrzeby mamo, zaraz siadamy do stołu, tylko musimy chwilę na kogoś poczekać! - odkrzyknął z kuchni, a Andromeda spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Draco ma nową dziewczynę?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic nie pisał. Może to Teodor. Po śmierci rodziców musi być bardzo samotny.
- Wkrótce się przekonamy - stwierdziła, siadając przy stole. Po chwili pojawił się Draco.
- Zaraz wszystko będzie gotowe - powiedział, kładąc na stole pieczeń z indyka, po czym znowu zniknął w kuchni.
- Aż dziw bierze, że nie ma swojego własnego skrzata.
- To wpływ Hermiony - powiedziałam. - Myślę, że robi to dla niej.
- Myślisz, że kiedyś odzyska pamięć?
- Z tego, co wiem, pamięta wszystko oprócz roku spędzonego z Draconem. Jakby ktoś specjalnie chciał wymazać dobre wspomnienia o nim.
- Może to jakiś rodzaj zemsty?
- Lucjusz też tak uważał - westchnęłam, myśląc o moim byłym mężu. Co teraz robił? Układał sobie życie od nowa tak, jak robiłam to ja, czy prowadził życie samotnika? 
Nie dane jednak było mi się nad tym dłużej zastanowić, bo oto do salonu wszedł Draco i nie był sam.
- Mamo, ciociu - powiedział. - Poznajcie Astorię Greengrass.
Przez chwilę stałam oniemiała, patrząc na dziewczyną trzymającą dłoń mojego syna, a potem na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Byłam spokojna o Dracona.
- Miło mi cię poznać - powiedziała Andromeda, wyciągając rękę do Astorii. Dziewczyna uścisnęła jej dłoń i spojrzała na mnie.
- Dobrze znowu panią widzieć, pani Malfoy - uśmiechnęła się, a ja podeszłam, by ją przytulić.
Kiedy już wszyscy byliśmy najedzeni, przyszedł czas na rozmowę.
- Więc - zaczęła Andromeda - jak się poznaliście?
- Draco mi pomógł - powiedziała Astoria. - Zwichnęłam kostkę, biegnąc korytarzem, a on akurat był wtedy w ministerstwie i widział mój upadek. Wyleczył moją nogę, więc zaprosiłam go na kawę.
- A potem ja zaprosiłem ją. - Uśmiechnął się mój syn, a w jego oczach ujrzałam blask, jakiego niedane mi było oglądać od bardzo dawna. 
- I tak zapraszamy się na kawę już prawie dwa miesiące.
- Och, to takie wspaniałe widzieć dookoła same zakochane pary, aż się człowiekowi robi smutno, że jest sam jak palec - westchnęła Andromeda.
- Kto jeszcze jest zakochany? - spytał zaciekawiony Draco.
- Jak to, nie wiesz? - zdziwiła się Andromeda, patrząc na mnie.
- Astorio, może pomożesz mi zanieść naczynia do kuchni? - zaproponowałam, by uniknąć spowiedzi na temat mój i Jasona. Z Andromedą zamierzałam rozprawić się później.
- Z wielką chęcią. - Przytaknęła dziewczyna i zaczęła zbierać brudne naczynia ze stołu.
Kiedy znalazłyśmy się same w kuchni, postanowiłam zadać pytanie, które nie dawało mi spokoju, od chwili, w której ją dzisiaj zobaczyłam.
- Astorio - zaczęłam. - Mam pytanie.
- Tak?
- Czy ty...
- Czy jestem z pani synem, bo mnie pani o to prosiła? Nie. Jestem z nim, Merlinie, nawet nie wiem, czy można tu mówić o jakimś związku, bo tego chcę. Poznaję go każdego dnia i zakochuję się w nim coraz bardziej, bo tego właśnie chcę, bo darzę go prawdziwym, szczerym uczuciem. To, o co mnie pani prosiła, nie ma już żadnego znaczenia. Chcę być obecna w życiu Dracona, bo to wspaniały mężczyzna.
- Dziękuję - powiedziałam, wkładając naczynia do zmywarki. - Naprawdę dziękuję.
- Nie musi pani. - Uśmiechnęła się, biorąc do ręki pudding waniliowy, a po chwili poszła do salonu. Zabrałam talerzyki i również wróciłam do stołu.
- Mamo, dlaczego nie mówiłaś, że kogoś poznałaś? - spytał Draco z wyrzutem, a ja posłałam mordercze spojrzenie Andromedzie.
- To świeża sprawa, nie ma o czym mówić - stwierdziłam. - Powiedz mi lepiej, masz jakieś wieści od ojca?
- Mamo, znam twoje sztuczki, nie zmieniaj tematu. Kim on jest?
- Nikim - westchnęłam zrezygnowana. - To były auror, nie ma o czym opowiadać, dopiero co zaczynamy się poznawać.
- On też uczy w Hogwarcie?
- Tak. Transmutacji.
- Mamo, kręcisz z przyszłym dyrektorem. - Zaśmiał się Draco, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Dumbledore uczył transmutacji, został dyrektorem, McGonagall uczyła transmutacji, a teraz jest dyrektorem. Twój chłopak będzie następny, mówię ci.
- To nie jest mój chłopak - odparłam nieco zirytowana. Nadal nie byłam pewna swoich uczuć do Jasona i nie chciałam, by ktokolwiek o nim wiedział. Wystarczyło mi, że Andromeda i Esme ciągle wierciły mi o niego dziurę w brzuchu. - Możemy zmienić temat?
- Dobrze, mamo, nie denerwuj się.
- Jestem spokojna - odparłam, być może trochę zbyt ostro. Zawsze się denerwowałam, kiedy ktoś kazał mi się uspokoić.
- Chciałaś wiedzieć, co u ojca. Byłem u niego ostatnio. On też znalazł sobie nową przyjaciółkę.
- Naprawdę? - zdziwiłam się. Nie wiem czemu, ale nie spodziewałam się, że Lucjusz sobie kogoś znajdzie. Z drugiej strony, skoro ja ruszyłam dalej, dlaczego on nie mógł?
- Tak. Na imię ma Ognista, a na nazwisko Whisky.
- Och... - Atmosfera momentalnie zrobiła się gęsta. - Jest bardzo źle?
- Powiedzmy, że więcej czasu spędza z nią niż bez niej.
- Coś poza tym?
- Zrezygnował z pracy w ministerstwie, całe dnie spędza w domu.
- Często u niego bywasz?
- Nie aż tak, jak bym chciał.
- Przepraszam - powiedziałam, wstając od stołu. - Muszę się przewietrzyć.
Chwyciłam z wieszaka mój płaszcz i wyszłam na dwór. Chłodne październikowe powietrze przypomniało mi o tym, jak dwa lata temu w tę samą noc, ręce Lucjusza zaciskały się na mojej szyi. Minęło już tak wiele czasu, tak wiele rzeczy się wydarzyło. Nadal nie mogłam uwierzyć, że tak potoczyły się nasze losy. Czułam się winna, że Lucjusz tak skończył. W jednej chwili chciałam wszystko rzucić i pomóc mu stanąć na nogi. Po tym wszystkim, co się między nami stało, po tym wszystkim, co przeszliśmy, mimo to, zasługiwał na pomoc. Wiedziałam jednak, że mogłabym my pomóc jedynie przez powrót do Malfoy Manor, a na to nie byłam gotowa.
Kiedy wróciłam do domu, Draco i Astoria byli w kuchni, a Andromeda siedziała na kanapie. Wzięłam z kredensu dwa kieliszki i nalałam do nich wina, po czym usiadłam obok niej, podając jej jeden z kieliszków. Moja siostra wzięła go i bez słowa położyła na stoliku. 
- O czym myślisz? - spytałam, widząc jej nieobecne spojrzenie.
- Pamiętasz, jak byłyśmy małe? Ja, ty i Bellatrix.
- Tęsknię za tymi czasami - westchnęłam, biorąc łyk wina.
- Wiesz, kiedyś myślałam, że mogłybyśmy do tego wrócić, znów być siostrami, trzy panny Black. Marzyłam o tym, że pewnego dnia spotkamy się i znów będzie jak dawniej. Że nasze dzieci będą przyjaciółmi. Naprawdę tego chciałam. Wiedziałam, że nie było to możliwe, ale pragnęłam tego z całej siły. Tak bardzo chciałam znów się z wami połączyć. A potem Bella zabiła moją córkę. Nigdy jej tego nie wybaczę. Nawet gdyby sama przeżyła walkę, nigdy więcej nie chciałabym jej zobaczyć.
- Och, Andromedo - szepnęłam i przytuliłam ją. A kiedy to zrobiłam, coś mnie poraziło. Jej delikatne ciało. Czułam jej kość policzkową, a jej staw ramienny wbijał mi się w podbródek, jak gdyby był pokryty jedynie cienką warstwą skóry. Chwyciłam ją za ramiona i odsunęłam na tyle, bym mogła się jej lepiej przyjrzeć.
Poczułam wstyd. Tak bardzo byłam zapatrzona we własne problemy, że nawet nie zauważyłam, jak moja siostra zapada się w sobie. I to bynajmniej nie metaforycznie. Andromeda niknęła w oczach. Ewidentnie działo się z nią coś złego, a ja byłam zbyt ślepa, by dostrzec to wcześniej.
- Andromedo, co się dzieje?
- Nic - mruknęła.
- Nie zaprzeczaj, widzę, że dzieje się coś złego.
Andromeda milczała. Widziałam, jak toczy ze sobą walkę.
- Może przez kilka ostatnich lat nie miałaś wokół siebie zbyt wielu osób i musiałaś radzić sobie ze wszystkim sama, ale teraz masz mnie i cokolwiek się dzieje, przysięgam, że nie pozwolę przechodzić ci przez to samej - powiedziałam i schowałam jej delikatną dłoń w swoich. - Spytam jeszcze raz i tym razem chcę usłyszeć prawdę: co się dzieje?
Moja siostra zwiesiła głowę i zaczęła wpatrywać się w podłogę. Zrozumiałam, że cokolwiek teraz powie, nie chce patrzeć mi w oczy.
- Kilka tygodni temu znalazłam guzek w mojej piersi - powiedziała, a ja zesztywniałam. - Udałam się do uzdrowiciela. Dowiedziałam się, że ten guzek to złośliwy nowotwór piersi - zamilkła na chwilę, by wziąć kilka głębszych oddechów. Po jej policzku spłynęła łza. - To mugolska choroba. Matka Teda zmarła na nią, kiedy ten miał dziewięć lat. W świecie mugoli bardzo trudno ją wyleczyć. Na szczęście czarodzieje potrafią pokonać każdą mugolską chorobę. Za kilka dni mam zgłosić się do Munga, leczenie będzie długotrwałe i niesie pewne ryzyko, ale uzdrowiciele mówią, że mnie wyleczą i że nie mam się czego obawiać.
Słuchałam jej uważnie, z coraz bardziej narastającym strachem. Wiedziałam, czym był nowotwór. Podczas mojego pobytu na Wisteria Lane, dziadek Hermiony zmarł na tę właśnie chorobę. Hermiona nie mogła mu pomóc. Nie miała pojęcia, że chorował i bardzo przeżyła jego śmierć. 
- Kiedy dokładnie masz wizytę w Mungu? - spytałam najbardziej pewnym siebie głosem, na jaki tylko było mnie stać po usłyszeniu takiej wiadomości.
- W poniedziałek.
Zaczęłam kiwać głową.
- Poradzimy sobie - powiedziałam i mocniej ścisnęłam jej dłoń. - Obiecuję, wszystko będzie dobrze.
Nie mogłam sobie pozwolić na stratę jedynej siostry.

~*~

Kiedy późnym wieczorem wróciłam do Hogwartu byłam wykończona i choć jedyne, o czym marzyłam to zagrzebanie się w chłodnej pościeli, chciałam najpierw porozmawiać z Jasonem. Musiałam z kimś porozmawiać o tym, czego się dowiedziałam, a on wydawał się być najlepszą osobą. Potrzebowałam również, żeby ktoś po prostu mnie przytulił i pomógł mi się uspokoić.
Przez kilka godzin przytulałam Andromedę, usiłując dodać jej otuchy. Moja siostra wydawała się być jednak nadzwyczaj spokojna albo tylko udawała, żeby mnie nie martwić, tak jak robiłam to ja. Choć tak naprawdę rozpadałam się na miliardy kawałków za każdym razem, kiedy pomyślałam, że mogę ją stracić, wciąż się uśmiechałam i powtarzałam jej, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłam, że tak będzie. Pragnęłam w to wierzyć. Bo gdyby okazało się, że jest już za późno, że już nie ma nadziei... Nie byłabym w stanie oddychać, gdyby okazało się, że Andromeda odeszła.
- Narcyzo, szukasz kogoś?
Delikatny głos wyrwał mnie z zamyślenia. Ukradkiem otarłam łzy. Filius Flitwick stał naprzeciwko mnie i patrzył na mnie podejrzliwie.
- Ja... tak się zastanawiałam... nie widziałeś może Jasona? - spytałam. - Byłam w jego gabinecie, ale drzwi były zamknięte. Muszę z nim pilnie porozmawiać.
- Obawiam się, że to niemożliwe - powiedział i zaczął bawić się palcami, jakby chciał coś przede mną ukryć.
- Filiusie, czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć?
- Myślałem, że wiesz...
- O czym? - ponagliłam go.
- Jason jest w skrzydle szpitalnym. Nie wiem, co dokładnie się stało, ale nie wyglądał dobrze, kiedy go widziałem... Narcyzo, dokąd biegniesz?! - krzyknął, kiedy puściłam się pędem do skrzydła szpitalnego.
Zabawne. Są w życiu takie chwile, gdy myśli się, że jest tak źle, iż gorzej już być nie może. I wtedy właśnie okazuje się, że jednak może.

~*~
Znacie to uczucie, kiedy leżycie w łóżku z gorączką, a następnego dnia macie maturę? Jeśli nie, to zazdroszczę. 
Ostatnio trochę się zmieniło w moim życiu, wpłynęło to też na moje pisanie, a raczej jego brak. Postanowiłam, że skończę pisać tę opowieść, choćby miało mi to zająć kolejne dwa lata, jednak będzie to prawdopodobnie moja ostatnia twórczość. Co tu dużo mówić i Was okłamywać: wypaliłam się. Pisanie mnie już nie cieszy, a nawet męczy. Nie wiem, czy to wina tej historii, choć przecież tak bardzo cieszyłam się na tę część i na Jasona, czy to przez maturę, czy po prostu wyrosłam z pisania, ale to już nie jest to samo. Jakość rozdziałów również spadła, a przecież teraz miało być lepiej. Kto wie, może, kiedy za dziesięć rozdziałów Lucjusz wróci już prawie na stałe, wróci też lepsza jakość rozdziałów? Może jeszcze kiedyś nauczę się ponownie kochać tę historię? 
Ten rozdział pragnę zadedykować mojej kochanej Kasi, która już od dłuższego czasu wierciła mi dziurę w brzuchu, żebym wreszcie coś napisała. Jest on też dla pewnej bardzo ważnej dla mnie osoby, która bardzo mi pomogła w ciągu ostatniego roku i której zawdzięczam naprawdę wiele. No i oczywiście jest on dla każdej osoby, która go przeczyta. Pamiętajcie, jesteście najlepsi ;) 

15 komentarzy:

  1. Cudooo :-) chyba pierwsza a tak w ogóle to czytalam twój blog cały wczoraj przez 6 godzin.. nigdy nie czytalam o tej parze ale.kooooooocham to !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję i podziwiam, bo ja bym chyba nie dała rady przez to przebrnąć ;)

      Usuń
  2. Biedny Lucjusz, biedna Andromeda, biedy Jason. :( Mam nadzieję, że Andromeda poradzi sobie z chorobą i nie zostawi wnuka i siostry! Tak przeczuwałam, że Draco zacznie spotykać się z Astorią. :) Powodzenia na maturze, czekamy na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytując mojego dawnego znajomego "You will see" ;) Jako iż już po maturkach, mogę podziękować :D maturki były przyjemne, oby tylko wyniki też takie były ;)

      Usuń
  3. Rozdział, jak i cały blog świetny, czekam na kolejny rozdział i życzę dobrych wyników na maturze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo wracam do pisania, więc nowy rozdział powinien pojawić się w ciągu dwóch-trzech tygodni ;) I również dziękuję ;)

      Usuń
  4. Kiedy pojawi się nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę niczego obiecywać, zaczęłam go pisać, ale w tym tygodniu pracuję, wychodzę z domu o 9 rano, wracam przed 21 i jestem wykończona, poza tym, pracuję teraz troszkę nad innym opowiadaniem, co też pochłania mój czas. Postaram się napisać rozdział w przyszłym tygodniu, ale jak mówiłam, niczego nie obiecuję. ;)

      Usuń
  5. Co z blogiem ? ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Będziesz dalej pisać? C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że będę ;) potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu, dobrze? Obiecuję, że rozdział się pojawi i wyjaśnię, dlaczego tak długo go nie było ;)
      Dziękuję za pamięć o blogu i o mnie <3

      Usuń
    2. Już się bałam, że zapomniałaś <3 Twoja opowieść jest super, tak mało jest blogów o tej parze, a Ty piszesz świetnie! Czekam z niecierpliwością ;D

      Usuń
  7. W wolnych chwilach odwiedzam twój blog z nadzieją, że będzie nowy rozdział :) czekam z niecierpliwością jak i chyba wszyscy :)

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis