poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Rozdział 38. Domek z piasku, który runął

– Jak spałaś? – spytał Jason, kiedy tylko otworzyłam oczy.
Odkąd wybudził się ze śpiączki, większość czasu spędzaliśmy razem. Rozstawaliśmy się tylko na czas zajęć i moich wizyt u Andromedy. Noce spędzaliśmy razem, śpiąc wtuleni w siebie. Nie potrafiłam zasnąć, jeśli nie było go obok mnie. Martwiłam się za każdym razem, kiedy spóźniał się na posiłek albo nie przychodził do mnie po zajęciach. Sama nie wierzyłam w to, że w tak krótkim czasie, tak bardzo się do niego przywiązałam.
– Dobrze. – Wyciągnęłam rękę, żeby pogłaskać go po policzku. – Jak długo już nie śpisz?
– Jakiś czas – odrzekł z uśmiechem i pocałował moją dłoń. – Lubię patrzeć, jak śpisz. Jesteś wtedy taka spokojna. Dlaczego się śmiejesz?
– Nic, po prostu... usłyszałam kiedyś to samo od Lucjusza.
Przez chwilę wstrzymałam oddech w obawie, że wspomnienie mojego byłego męża spowoduje między nami jakieś napięcie, ale nic takiego się nie stało.
– Cóż, facet wiedział, co docenić – stwierdził Jason i pocałował mnie w policzek. – Powinniśmy się zbierać, żeby zdążyć na śniadanie.
Westchnęłam i wstałam z łóżka, żeby założyć świeże szaty, Jason w tym czasie poszedł wziąć prysznic.
– Gotowa? – zapytał kilkanaście minut później, zapinając ostatni guzik swojej szaty.
– Gotowa. – Uśmiechnęłam się i razem wyszliśmy z mojego pokoju.
Przemierzaliśmy zamkowe korytarze powolnym krokiem, raz na jakiś czas chwytając się za ręce. Nie chcieliśmy, żeby nasza relacja wyszła na jaw, dopóki sami nie będziemy wiedzieli, czy to coś poważnego, więc unikaliśmy publicznego okazywania uczuć. Poza tym związek, o którym nikt nie wiedział był dużo bardziej ekscytujący.
– Wiesz, tak sobie myślę – powiedział Jason.
– Tak?
– Pewnie słyszałaś, że...
– Narcyzo! – usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą w naszą stronę Esme.
– Coś się stało? – spytałam.
– Chciałam ci przypomnieć o naszym spotkaniu, dzisiaj o osiemnastej? – dodała, widząc moją niepewną minę. – Ja, Ty i Evelyn?
– Och, tak, tak, już pamiętam – zaśmiałam się. – Przepraszam, ostatnio coś mnie ciągle rozprasza.
– Chyba nawet wiem co. – Uśmiechnęła się. – Więc? – zapytała Esme.
– Co?
– Od jak dawna jesteście razem?
– Co?! – Otworzyłam szeroko oczy – ... My nie… Skąd wiesz? – poddałam się.
– Daj spokój, wasze spojrzenia mówią same za siebie.
– Mówiłem Ci, że kiedy na mnie patrzysz, widzę płomień w twoich oczach – stwierdził Jason, a ja uderzyłam go lekko w ramię.
– Czy wszyscy już wiedzą? – zaniepokoiłam się.
– Nie wydaje mi się, tutaj wszyscy są tak pochłonięci swoimi sprawami, że musielibyście zacząć całować się na środku Wielkiej Sali, żeby ktoś was dostrzegł – powiedziała Esme z szerokim uśmiechem.
– To wcale nie jest śmieszne.
– Może dla ciebie – roześmiała się.
– Skopię ci tyłek, jeśli zaraz nie przestaniesz – powiedziałam poważnym tonem, choć wcale nie byłam zła.
Esme roześmiała się jeszcze bardziej.
– Skąd bierzesz takie teksty? – spytała, ledwo panując nad śmiechem.
– Och, znikaj już – westchnęłam, znużona jej dziecinnym zachowaniem.
– Widzimy się wieczorem? – upewniła się, oddalając w stronę swojej komnaty.
– Jasne – odpowiedziałam z uśmiechem, po czym spojrzałam na Jasona. – No i z czego się cieszysz?
– Uwielbiam to, jak nie chcesz, żeby nasz związek wyszedł na jaw – powiedział, przysuwając się do mnie i objął mnie wokół talii. – To bardzo seksowne. – Przysuwał swoje usta, żeby mnie pocałować, ale zanim to zrobił, odsunęłam go od siebie.
– Nie tutaj – syknęłam. – Ktoś może nas zobaczyć.
– Mówiłem, cholernie seksowne.
– Ale z ciebie duże dziecko.
– I za to mnie kochasz.
– Może nie do końca za to – westchnęłam, uśmiechając się.
– Zanim pojawiła się Esme, chciałem Cię o coś spytać.
– Tak?
– Słyszałaś pewnie o Balu Bożonarodzeniowym...
– Tak.
– No więc właśnie, tak się zastanawiałem, czy nie uczyniłabyś mi tego zaszczytu, i nie została moją parą?
– Jason... Proszę... Wiesz, że nie chcę się ujawniać, możemy mieć przez to kłopoty.
– Jak to? – zapytał zdezorientowany.
– Obawiam się, że to może zostać źle odebrane.
– Co masz na myśli?
– Wydaje mi się, na tyle na ile znam McGonagall, że mogłaby mieć z tym problem. A jeśli ona będzie miała problem, to my będziemy mieli problemy.
– Zawsze możemy przyjść razem, ale jako przyjaciele.
– Jason... – spojrzałam na niego z ukosa.
– No dobrze, dobrze. Ale zatańczysz ze mną?
– No... - droczyłam się z nim.
– Narcyzo!
– Oczywiście, że tak – zaśmiałam się. – A teraz chodź, umieram z głodu.

~*~

Pierwszą lekcję miałam z piątym rokiem. Miała to być przyjemnie i spokojnie spędzona godzina.
Kiedy uczniowie wchodzili do klasy, rozwinęłam malutką karteczkę, którą przed chwilą dostałam od Andromedy.

Kochana siostrzyczko,
pewnie pomyślisz, że jestem szalona, ale bardzo, bardzo, bardzo Cię proszę, zgódź się. Chcę, żebyśmy zorganizowali sobie podwójną randkę. Ty i Jason oraz ja i Antonio. Zapewniam Cię, że będziemy się świetnie bawić!
Kocham,
Andromeda.

Westchnęłam, po czym zmięłam liścik i wrzuciłam go do szuflady. Musiałam się poważnie zastanowić nad odpowiedzią.
Spojrzałam na uczniów i zauważyłam, że wszyscy patrzyli na mnie w wyczekiwaniu. Uśmiechnęłam się i zaczęłam lekcję.
– Dzisiaj będziemy mówić o demonach, zarówno tych groźnych, jak i tych bezbronnych. Otwórzcie, proszę, książki na stronie dwieście siedemnastej. Dobrze – powiedziałam, kiedy wszyscy otworzyli książki na wskazanej przeze mnie stronie. – Czym zatem według was jest demon?
Kilka rąk znalazło się w górze. Uśmiechnęłam się. Do tej pory, mimo iż minęły prawie cztery miesiące, bałam się, że ze względu na moją przeszłość, nie zostanę zaakceptowana jako nauczycielka. Tymczasem, miałam wrażenie, że nie tylko byłam akceptowana, ale nawet lubiana.
– Jared. – Wskazałam na chłopca w drugim rzędzie.
– Złą istotą o niewyobrażalnej mocy.
– Tak to można opisać kontrolera z ministerstwa magii – powiedziałam, a po klasie rozniosło się echo śmiechów. – Tak naprawdę demon jest jedynie pozornie groźnym stworzeniem, przeważnie jest po prostu złośliwy, choć w niektórych przypadkach, faktycznie bywa niebezpieczny i to właśnie na tych się głównie skupimy. Jakie znacie demony?
– Druzgotek!
– Zgadza się, Jane, powiesz o nim coś więcej?
– To demon wodny, żyje w naszym jeziorze.
– Tak. Druzgotek ma bladozielone ciało, pokryte rogami. Długie palce, które zapewniają mu silny uchwyt, a także pozwalają udusić swoją ofiarę, jednakże łatwo jest je złamać. Bardzo dobrze i szybko pływa. Kto wie jak pokonać Druzgotka?
– Prostym zaklęciem obronnym, ale wystarczy też odrzucające – powiedziała rudowłosa dziewczynka z końca sali, której imię wyleciało mi z głowy.
– Bardzo dobrze – ucieszyłam się. – Jakie jeszcze znacie demony?
– Zwodnik – powiedział James, niski chłopak z burzą czarnych włosów na głowie. – To demon występujący na bagnach, jest niewielki, ma jedną nogę, a jego ciało wygląda, jakby było z dymu. Przy dłoni ma lampkę, którą zwabia wędrowców na bagna, gdzie ich atakuje. Zabawa polega na tym, żeby nie dać się zwieść.
– Świetnie – pochwaliłam go. – A kto mi powie, czym jest Pogrebin?
Żadna z rąk nie pojawiła się w górze. Uśmiechnęłam się.
– Tak myślałam. Pogrebin to rosyjski demon. Osiąga najwyżej stopę wzrostu. Ma włochate ciało i gładką, nieproporcjonalnie dużą, szarą głowę. Pogrebiny ciągnie do ludzi, którym lubią towarzyszyć, kryjąc się w ich cieniu, a kiedy właściciel cienia odwróci się, kulą się, przypominając szary, okrągły kamień. Jeśli pogrebin będzie podążał za człowiekiem przez wiele godzin, jego ofiarę ogarnie uczucie zniechęcenia, po czym pogrąży się w depresji. Jeśli ofiara się zatrzyma, opadnie na kolana i zacznie rozpaczać nad bezsensownością życia, pogrebin rzuci się na nią i będzie starał się ją pożreć.
Odgłosy przerażenia rozległy się po klasie. Jedna ręka znalazła się w górze.
– Czy można je jakoś pokonać?
– Oczywiście. Pogrebina łatwo jest odeprzeć prostymi urokami i zaklęciami otumaniającymi. Również dobrym sposobem jest po prostu kopnięcie go.
Po ostatnim zdaniu po sali rozległo się kilka śmiechów.
– Proszę o ciszę – powiedziałam. – Został nam jeszcze jeden demon na dzisiejszych zajęciach. Kelpia.
– Potwór z Loch Ness? – wyrwało się Stephanie. Blondwłosej Krukonce z czwartego rzędu.
– Kelpia z Loch Ness to tylko jeden osobnik, choć trzeba przyznać, że był to największy okaz, jaki udało się odnaleźć. Kelpia to brytyjski i irlandzki demon wodny, mogący przybierać różne kształty. Najczęściej ukazywał się pod postacią konia. Kiedy zwabiał na swój grzbiet niczego nieświadomego nieszczęśnika, nurkował z nim na dno rzeki lub jeziora, gdzie zjadał go, pozwalając, by wnętrzności wypłynęły na powierzchnię. Aby pokonać kelpie, należało nałożyć jej, za pomocą zaklęcia, wędzidło. Sprawiało to, że stawała się uległa i niegroźna.
– Wow – wyrwało się z ust kilkorga uczniów.
– Pani profesor, opowie pani coś więcej o potworze z Loch Ness?
– No dobrze – westchnęłam z uśmiechem. Cieszyło mnie, że zainteresowałam ich na tyle, że mieli pytania. – Kelpia z Loch Ness najchętniej przybierała postać węża morskiego.
– Jak odkryto, że potwór to Kelpia? – przerwała mi ciemnowłosa Puchonka.
– Obserwatorzy z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów odkryli, że nie mieli do czynienia z prawdziwym wężem morskim, kiedy na widok grupy mugolskich badaczy wąż zamienił się w wydrę, a po ich odpłynięciu powrócił do swego pierwotnego kształtu.
– Pani profesor, czy na następnych zajęciach będziemy mogli zobaczyć Kelpię na żywo?
Roześmiałam się.
– Obawiam się, że to niemożliwe. Ale obiecuję, że na następnych zajęciach będę miała dla was niespodziankę.
– Jaką? – dopytywało kilka głosów.
– Jeśli wam powiem, to nie będzie niespodzianki – zaśmiałam się. – A teraz zmykajcie, koniec zajęć na dzisiaj, do zobaczenia za tydzień.

~*~

Po skończonych zajęciach udałam się na obiad do Wielkiej Sali, gdzie już czekał na mnie Jason.
– Co powiesz na spacer po błoniach, po obiedzie? – spytał, kiedy usiedliśmy do stołu.
– Nie mogę, idziemy z Esme do Evelyn. Obiecałyśmy jej to, bo zauważyłyśmy, że dzieje się coś dziwnego, martwimy się i chcemy jej dodać otuchy.
– Kiedy stałyście się sobie takie bliskie? – spytał zdziwiony.
– Byłeś nieprzytomny przez miesiąc – powiedziałam. – Wydarzyło się kilka rzeczy.
– Na przykład? – spytał, nakładając sobie na talerz udko z kurczaka.
– Andromeda miała raka – powiedziałam, a Jason prawie upuścił miskę. – To znaczy... nadal ma.
– Co? – Otworzył szeroko oczy. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Mówiłam, wiele razy. Po prostu nie słyszałeś.
– Więc powinnaś była mi powiedzieć, kiedy mogłem cię usłyszeć.
– Nic byś z tym nie zrobił. Poza tym, kiedy się obudziłeś, sytuacja była już opanowana. Andromedzie zostało jeszcze tylko kilka wizyt w Mungu i będzie całkowicie zdrowa, no i dba o nią jej przystojny doktor, więc nie musimy już zabierać jej do baru.
– Że co? – Zdziwił się.
– Tak, jak powiedziałam, wydarzyło się wiele rzeczy – westchnęłam i sięgnęłam po talerz z pieczonymi ziemniaczkami.
– Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać – zaśmiał się, kręcąc głową. – Jesteś pewna, że teraz już wszystko w porządku?
– Tak – kiwnęłam zdecydowanie głową. – A na spacer możemy pójść wieczorem, kiedy wrócę od Evelyn.
– Jestem za – uśmiechnął się.
– O, jeszcze jedna rzecz.
– Tak?
– Andromeda zaprosiła nas na podwójną randkę, co o tym myślisz?
– Jak najbardziej na tak – ucieszył się. – Ale nie będziemy musieli przed nimi udawać, że nie jesteśmy razem, prawda? – zaczął się ze mną droczyć, ale ja tylko westchnęłam.
– Jedz, zanim ci wystygnie.

~*~

– Wzięłaś wino? – spytałam, widząc, że Esme nie ma żadnej torebki.
– A miałam? – spytała zdezorientowana.
– Mamy siedzieć na trzeźwo? Nie dam rady bez alkoholu, przecież wiesz.
– Myślałam, że ty je załatwisz.
– Wszystko muszę robić sama? – spytałam zirytowana.
– Hej, o co ci chodzi? – dopytywała Esme.
– Stworek! – krzyknęłam. – Stworek!
Dość głośny trzask sprawił, że zamilkłam.
– Stworek jest tutaj by służyć, Stworek jest tutaj by... Pani Malfoy, to zaszczyt dla Stworka, żeby ponownie służyć...
– Dosyć – przerwałam mu.
– Jak pani rozkaże, pani Malfoy, Stworek jest posłuszny.
Westchnęłam.
– Stworku, przynieś, proszę, do komnaty pani Pool trzy butelki wina skrzatów.
– Oczywiście, pani Malfoy, już się robi, pani Malfoy – powiedział skrzat i zniknął wraz z kolejnym trzaskiem.
– Możesz mi powiedzieć, o co ci chodziło? – drążyła temat Esme. – Co takiego musisz robić sama?
– Możesz przestać? – syknęłam. – Jestem zmęczona, możemy po prostu pójść do Evelyn, dowiedzieć się, o co chodzi?
– Oczywiście, że możemy. Mam cię zanieść czy to też zrobisz sama?
– Esme!
– No dobrze, dobrze. Po prostu chodźmy – powiedziała i ruszyła w stronę pokoju Evelyn. Pokręciłam głową i ruszyłam za nią.
Kiedy weszłyśmy do komnaty Evelyn, zobaczyłam stos kartek na biurku i wino na szafce obok.
– Nie uwierzycie, co się stało – powiedziała Evelyn. – Siedziałam sobie spokojnie, sprawdzając prace domowe, a tu nagle pojawia się skrzat z trzema butelkami wina i jakby nigdy nic, po prostu zostawił je na szafce. Ten zamek nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać – powiedziała z szerokim uśmiechem.
– Tak naprawdę... – chciałam jej wyjaśnić, co naprawdę się stało, ale poczułam, że Esme wbija mi łokieć w żebra, syknęłam z bólu.
– To się świetnie składa – powiedziała. – Bo my przyszłyśmy, żeby się napić.
Evelyn spojrzała na nas podejrzanym wzrokiem, po czym wzruszyła ramionami.
– Siadajcie – wskazała na kanapę stojącą pod ścianą.
– No więc tak się zastanawiałyśmy... – zaczęłam, ale po raz kolejny dostałam cios w żebra.
– Co u ciebie słychać? – spytała Esme, kiedy Evelyn zajęła się otwieraniem wina.
– O co ci chodzi? – syknęłam wściekła, masując bolące miejsce.
– Nic – wzruszyła beznamiętnie ramionami. – Po prostu źle się do tego zabierasz.
– Słucham? – zdziwiłam się.
– Po prostu daj mi pracować – powiedziała Esme, a ja zmroziłam ją wzrokiem. Nie wiedziałam co się z nią dzieje. Zachowywała się dziwnie, inaczej niż zwykle. Chciałam spytać, cp się dzieje, ale Evelyn podeszła do nas z winem, a ten wieczór miał być o niej. Pozwoliłam Esme przejąć pałeczkę.
– No więc jak tam? – spytała Esme. – Co u ciebie słychać? Wszystko w porządku?
– W jak najlepszym. Może jestem trochę bardziej zmęczona pod koniec pierwszego semestru, ale zaraz będzie przerwa świąteczna, będę mogła odpocząć. Dlaczego pytasz?
– Wydawałaś się jakaś nieobecna, martwiłam się.
– Martwiłyśmy – poprawiłam ją, ale udawała, że mnie nie słyszy, więc po prostu wzięłam łyk wina.
– Naprawdę, wszystko jest w porządku, nic się nie dzieje.
– Świetnie! – ucieszyła się Esme i podniosła do góry swój kieliszek. – No to możemy pić.
– Serio? – zdziwiłam się. – Tak po prostu? Evelyn mówi, że wszystko okay i to koniec?
– A czego jeszcze oczekiwałaś? Jeśli Evelyn mówi, że wszystko jest dobrze, to znaczy, że wszystko jest dobrze. Zgadza się?
– Jak cholera – stwierdziła Evelyn i wypiła resztę wina ze swojego kieliszka. Zaczarowana butelka sama dolała jej szkarłatnego płynu.
Spojrzałam na nie zdumiona i bez sił opadłam na oparcie kanapy. Coś się działo, coś poważnego. Byłam tego pewna. Odpowiedzi Evelyn kryły w sobie drugie dno, a Esme zbyt szybko się poddała. Coś było bardzo nie tak. Miałam wrażenie, że Esme wiedziała, co trapi Evelyn, ale w takim przypadku wydawało mi się nielogiczne przychodzenie tutaj i udawanie niewiedzy. Jeśli Esme wiedziała więcej, niż mówiła, mogła pomóc Evelyn, zamiast udawać niezorientowaną. Chyba że obie udawały, żebym uwierzyła, że wszystko jest w porządku. Tylko po co miałyby to robić?
Moje rozważania trwały dokładnie tyle, co wypicie butelki wina, a więc w moim przypadku wcale nie tak długo. Esme i Evelyn również piły w milczeniu. Postanowiłam to przerwać, w końcu nie przyszłyśmy tutaj po to, żeby tylko siedzieć i pić.
– No dobra – powiedziałam. – Koniec. Cokolwiek to jest, musimy to wytańczyć.
– Co? – odparły obie zdziwione.
– Tańczymy! – oznajmiłam, wstając i wyciągając różdżkę z kieszeni szaty. – No dalej, ruchy! – krzyknęłam i wyczarowałam gramofon, który zaczął grać najnowszy utwór Fatalnych Jędz.
– Oszalałaś – stwierdziła Esme.
– Nie oszalałam! – krzyknęłam, ruszając się w rytm muzyki.
– Jesteś pijana! – oznajmiła Evelyn.
– Wcale nie – roześmiałam się i wyciągnęłam ją z kanapy, na której siedziała. – No dalej, wstawajcie. To pomoże, naprawdę – powiedziałam, obracając Evelyn, a ona się zaśmiała. – Mówiłam – krzyknęłam, ale ona już mnie nie słuchała.
Zatraciłyśmy się w tańcu. Skakałyśmy, kręciłyśmy się, unosiłyśmy ręce, cokolwiek podpowiadały nam nasze ciała. Tańczyłyśmy, dopóki nie zabrakło nam sił.
– To było... to było... – Evelyn nie mogła złapać tchu.
– Niesamowite – dokończyłam za nią.
– Dokładnie – roześmiała się Esme, a my do niej dołączyłyśmy.
– Powinnyśmy robić to częściej – oznajmiła Evelyn.
– I będziemy.
– Ktoś chce wina? – spytała Esme, sięgając po butelkę.
Spojrzałam na zegarek na przegubie mojej lewej ręki. Miałam godzinę do spotkania z Jasonem, ale chciałam jeszcze mieć czas, żeby się odświeżyć i wytrzeźwieć po spożytym alkoholu.
– Ja dziękuję, muszę się już zbierać – powiedziałam, wstając z kanapy.
– Och, idziesz na gorącą randkę z Jasonem?
– Co? – zainteresowała się Evelyn.
– Esme! – syknęłam.
– Co?
– Miałaś nikomu nie mówić. Myślałam, że mogę ci zaufać.
– Oczywiście, że możesz mi ufać – oburzyła się Esme.
– Jakoś mi się nie wydaje – powiedziałam zła i wyszłam z pokoju Evelyn.
– Cyziu... – usłyszałam jeszcze za sobą głos Evelyn, ale nie miałam zamiaru wracać.
Przemierzałam ciemne korytarze w poszukiwaniu drogi do pokoju, ale zamiast do mojego, nogi zaprowadziły mnie do Jasona. Nie mieliśmy spotkać się przez następną godzinę, ale jego komnata była jedynym miejscem, w którym chciałam się znaleźć. Zapukałam i gdy usłyszałam ciche „proszę”, weszłam do środka. Jason sprawdzał prace domowe przy swoim biurku, a ja położyłam się na łóżku z cichym westchnięciem.
– Coś się stało? – spytał, spoglądając na mnie znad kilkunastocalowego zwoju. – Wyglądasz na wkurzoną.
– Pokłóciłam się z Esme. Tak jakby.
Dał mi ręką znak, żebym kontynuowała.
– Powiedziałam, że muszę się zbierać, a ona powiedziała Evelyn, że jesteśmy razem. Mówiłam jej, że chcę to utrzymać w sekrecie, a ona wypaplała to przy pierwszej lepszej okazji.
– Ale przecież to tylko Evelyn. Nie jest tak, że Esme biega po całej szkole i mówi wszystkim, że jesteśmy razem.
– A skąd wiesz?
– Narcyzo...
– Wiem, wiem – westchnęłam. – Po prostu... ostatnio cały czas się złoszczę, nie wiem co się ze mną dzieje.
Jason spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym odłożył pergamin i wyciągnął rękę w moją stronę.
– Chyba wiem, co może Ci pomóc.
Chwyciłam jego rękę i wyszliśmy na korytarz. Nie byłam pewna, ale przeczuwałam, gdzie mnie zabierze. Kiedy wchodziliśmy po krętych schodach, nie miałam już wątpliwości.
– Wieża zegarowa – powiedziałam.
Jason puścił moją dłoń i podszedł do barierki. Wyczułam nagłą zmianę w jego zachowaniu.
– Kiedy wszystko się pieprzy, przychodzę tutaj, żeby ochłonąć. Pomyśleć. – powiedział, trzymając się barierki chroniącej przed upadkiem, a ja czułam, że coś go męczy. – To miejsce napełnia mnie spokojem, pozwala mi zapomnieć, spojrzeć na wiele rzeczy z zupełnie innej perspektywy. – Odwrócił się i spojrzał mi w oczy. – To mój azyl, miejsce, do którego uciekam. Jeśli chcesz, może być nim również dla ciebie.
– Jason, wszystko w porządku? – zaniepokoiłam się.
– Muszę ci coś powiedzieć. Coś, co do tej pory przed tobą ukrywałem.
– Okay – odparłam niepewnie. – Co takiego?
– Mój wypadek nie był przypadkiem.
– Wiem, zostałeś zaatakowany.
– Ale nie wiesz, dlaczego i przez kogo.
– Jason, zaczynasz mnie niepokoić.
– Ministerstwo to ukrywa, są nawet ludzie, którzy uważają, że nie powinienem ci o tym mówić...
– Więc nie mów – powiedziałam, chwytając go za rękę. – Jeśli masz mieć przez to kłopoty, to nie chcę wiedzieć. Jesteś cały i zdrowy, tylko to się dla mnie liczy, reszta nie ma znaczenia.
– Narcyzo, musisz o tym wiedzieć. To jest coś, co muszę ci powiedzieć – mówił coraz bardziej zdenerwowany.
– Okay, dobrze – pokiwałam głową.
– Coś się dzieje, coś złego. Są ataki, na mugoli i czarodziejów, ministerstwo to tuszuje, ale wkrótce i tak wszystko się wyda. Mugole są torturowani, to już nie jest zwykłe zabijanie dla zabawy, jak robili to śmierciożercy, to coś dużo bardziej poważnego. Jakby ktoś ćwiczył, przygotowywał się do wielkiego ataku, bitwy.
Kiedy to usłyszałam, usiadłam na najbliższym schodku. Nie byłam w stanie stać. Czułam, jak krew odpłynęła mi z nóg, zrobiło mi się słabo.
– Narcyzo, wszystko w porządku? – Jason rzucił się w moją stronę, by mnie asekurować.
– Tak, tak – pokiwałam głową, kiedy usiadłam. – Opowiedz mi więcej – zażądałam. – Wiecie kto to? Jaki ma plan?
– Nie wiemy zbyt wiele, ale mamy swoje podejrzenia. Ten ktoś atakuje tylko rodziny śmierciożerców, którzy go zdradzili. Myślimy... wiesz pewnie o plotkach, gdzie Voldemort rzekomo szkolił sobie swojego sługę, który oddałby mu swoją duszę, bardziej niż twoja siostra. Przepraszam – dodał, kiedy zobaczył, że się skrzywiłam.
– Nie, po prostu... dawno o niej nie myślałam. Więc myślicie, że ten wychowanek...
– Podejrzewamy, że mści się na ludziach, którzy zdradzili jego Pana.
– Ludziach takich jak ja. Oczywiście. Gdy tylko wszystko zaczęło się układać, musiałam dostać policzek od losu, który przypomniał mi, że nie mam prawa do bycia szczęśliwą.
– Narcyzo – Jason ukląkł przede mną i chwycił moje dłonie. – Nie pozwolę, żeby coś ci się stało, obiecuję, ochronię cię przed nim, kimkolwiek on jest.
– Wiem – powiedziałam, ale nie byłam w stanie zmusić się do uśmiechu.
– Przetrwamy to – szepnął i pocałował moje dłonie. – Myślę, że jest coś, co mogłoby poprawić ci humor.
– Niby co?
– Gdybyś poszła na Bal Bożonarodzeniowy jako moja para.
– Nie przepuścisz żadnej okazji, prawda?
– Nie – uśmiechnął się, próbując dodać mi otuchy. – To jak? Jesteśmy umówieni?
– A kiedyś nie byliśmy?

~*~

Pamiętacie miniaturkę „Czasem budził go jej krzyk”? Ostatnio omawialiśmy ją na zajęciach z literaturoznawstwa (cudowną mam Panią Profesor, prawda?) i okazuje się, że tak naprawdę nic nie wiem o własnych utworach, wszystko było inaczej, niż sądziłam. Począwszy od słownictwa, a skończywszy na zachowaniu bohaterów. Pani Profesor przedstawiła mi taką interpretację tego opowiadania, że jeszcze przez kilka godzin po zakończeniu zajęć zbierałam szczękę z podłogi. To było niesamowite doświadczenie, które czegoś mnie również nauczyło: ja to napisałam, ale to do Was należy zrozumienie i ocenienie tego, tak więc czytajcie, oceniajcie i dajcie znać, jak się podobało. :D
A rozdział jest dla moich Kaś, które na moje użalanie się nad sobą z powodu niemocy pisania mówiły mi „nie pitol, tylko rusz dupę i pisz” no to ruszyłam i napisałam. :D
Życzę Wam też Wesołych Świąt, a ten rozdział to taki trochę prezent ;)
Trzymajcie się cieplutko,
Ania ;*

9 komentarzy:

  1. A myślalam, że w te święta nie dostanę żadnego prezentu... Jakie to świetne uczucie tak się pomylić :D I to jeszcze taki przyjemny prezent. No po prostu miód na moje serce, nie mogłaś trafić lepiej ;) Mimo że nie było jakiś większych zwrotów akcji (nie liczę końcowej rozmowy, bo traktuję ją jako ich przedsmak) to czytałam tę część z ciekawością. Jak pisałam pod poprzednim odcinkiem bardzo spodobała mi się Narcyza jako nauczycielka. Uwielbiam sceny w klasie i za dzisiejszą masz plusa ;) Chociaż nie dzieje się wtedy nic specjalnego czy zapierającego dech w piersiach, to fajnie się je czyta. Ale spokojne życie nie może trwać zbyt długo bo robi się mdłe, prawda? Nie mogę się doczekać na rozwinięcie wątku zemsty na zdrajcach Voldemorta. Może się mylę, ale coś czuję, że polecą wióry. Oby było ciekawie :D
    Dziękuję bardzo za prezent wielkanocny i w oczekiwaniu na kolejną część życzę mnóstwa weny i zapału do pisania :))
    P.S. Apropo miniaturki to za nią też Ci dziękuję. Czytałam ją niedawno i stwierdziłam, że jest jedną z najlepszych miniaturek o LuCissie :) Swoją drogą, ciekawa jestem co takiego usłyszałaś o niej od pani profesor i jak inne jest to od mojej (jak mniemam) marnej interpretacji... ;)
    Jeszczę raz dzięki i Wesołych Świąt ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Tak. Tak.
    Teraz mogę już umierać.
    Rozdział bardzo przypadł mi do gustu. Relacje Jasona i Narcyzy zaczynają się rozwijać i muszę przyznać, że zaczyna mi się to podobać. A Cyzia jako nauczycielka - cud, miód i orzeszki <3
    Nie ma Lucjusza, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadza, bo ja to tylko na niego psioczę, że tak Cyzie traktuje xD Ale on taki już jest i chyba nikt go nie zmieni :( Bardzo ciekawi mnie sprawa tej zemsty na zdrajcach Voldemorta. Gdzieś tam, głęboko schowany głosik, niewiadomego pochodzenia, wmawia mi, że Lucek jest w to zamieszany, ale broń Merlinie, żeby to nie był on! Ciekawi mnie jego reakcja na związek Narcyzy i Jasona. Coś czuję, że błogosławił im raczej nie będzie xD No ale... Pożyjemy, zobaczymy. Z niecierpliwością oczekuję dalszych części. Życzę dużo weny i chęci.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ciocia Saszka 💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę doczekać się Lucjusza :( Dziwna sprawa z tymi atakami. Miejmy nadzieję, że teraz samej Narcyzie nic się nie stanie. Ciekawe, co tam u Draco, haha :D Dużo weny i więcej wspaniałych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział :((

    OdpowiedzUsuń
  5. WOOOW ale spoko rozdział!!! Super!!! <3 <3 <3
    Bardzo mi sie spodobało, czekam na więcej i bardzo wspieram autorkę. Koffffam <3 :D
    #Marcysiek_czeka_na_więcej :)
    LOOOOVVVEE

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy rozdział, albo miniaturka albo cokolwiek? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracuję właśnie nad rozdziałami 39-50, chcę je napisać, żeby potem móc publikować je regularnie ;) Niedługo opublikuję tłumaczenie i może jakąś miniaturkę ;)
      Pozdrawiam cieplutko ;*

      Usuń
    2. Cieszymy się i weny jak najwięcej!

      Usuń
    3. Awww, dziękuję za odpowiedź! <3 Czekam z niecierpliwością ;* Jestem tak spragniona tekstów o Narcyzie i Lucjuszu (zresztą to trwa już u mnie nieprzerwanie od ponad 13 lat ;)), że jakikolwiek tekst o tej parze sprawi, że będę w siódmym niebie. Pozdrawiam również! ;*

      Usuń

layout by oreuis