Moja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Nie wiedziałam, co
się działo z Esme, chodziła przygnębiona, zdawała się być nieobecna. Coś
musiało się stać, jednak ona stanowczo odmawiała pomocy.
– Mam już dość – jęknęłam, wtulając się w Jasona.
– Wiem – szepnął, przytulając mnie mocno i głaszcząc po plecach. – Chyba
mam pomysł jak możemy jej pomóc.
Spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
– Co? Co powinniśmy zrobić? – zapytałam rozpaczliwie.
– Bez jej współpracy niewiele będziemy w stanie zrobić, ale możemy
przynajmniej sprawić, że się uśmiechnie.
Jason rozejrzał się dookoła i wskazał rękami na leżący wokół nas śnieg.
Odszedł ode mnie i zaczął zapadać się w śniegu.
– Co robisz? – spytałam, sądząc, że oszalał.
– Co powiesz na ulepienie bałwana?
– Że jesteś wariatem! – Zaśmiałam się.
– Zgadza się – przytaknął ze swoim słynnym uśmiechem. – I dlatego mnie
kochasz.
– Pewnie masz rację. – Uśmiechnęłam się szerzej i dołączyłam do niego,
zapadając się w śniegu po kolana.
Jednym machnięciem różdżki zmieniłam ubranie na nieco bardziej
odpowiednie i zaczęłam toczyć wielką białą kulę. Nogi mi się plątały, przez co
nie raz upadłam, rozbawiając Jasona swoją nieporadnością. Esme, gdyby tylko widziała
tę scenę, najpewniej zataczałaby się ze śmiechu. Liczyłam na to, że ta
bałwanopodobna kreatura, którą udało nam się stworzyć, wywoła u niej chociaż
cień radości.
Kiedy Jason mocował głowę na dwóch większych kulach, ja po raz tysięczny
poślizgnęłam się. Tym razem wylądowałam na plecach i zjechałam z niewielkiej
pochyłości. W pierwszej chwili jęknęłam głośno, ale szybko zaczęłam się śmiać,
aż w końcu udało mi się wyhamować. Jason, zamiast pospieszyć mi z pomocą, wolał
do mnie dołączyć.
Wtedy dopiero zorientowałam się, że śnieg przestał padać. Spojrzałam na
sunące szybko ponad nami, wplatające się w gwiazdy tasiemki chmur. Jason leżał
tuż obok, trzymając mnie za rękę.
– Chyba nie czuję nóg. – Zadrżałam od bijącego z ziemi chłodu, ale nie
podniosłam się.
Jason usiadł i kiedy już myślałam, że mnie podniesie, on się pochylił i
pocałował mnie, topiąc swoim ciepłem osiadłe na mojej twarzy płatki śniegu.
Jego usta delikatnie przesuwały się po moich, rozgrzewając przy tym całe
ciało.
– Dzięki tobie zapomniałam, jak bardzo nie znoszę zimna – odetchnęłam,
nie otwierając oczu.
– Dokończmy lepienie bałwana – zadecydował w końcu i podciągnął mnie do
góry. Spojrzałam na swoją szatę. Cała była pokryta śniegiem, który
bezskutecznie próbowałam strząsnąć. Kiedy ubijałam śnieg między warstwami
bałwana, Jason wyciągnął z kieszeni torbę słodyczy.
– Taki z ciebie łasuch? – zapytałam na widok masy czekoladek, cukierków
lukrecjowych i żelków, upchniętych w białej papierowej torbie.
– Można tak powiedzieć – przyznał, uśmiechając się od ucha do ucha.
Z długich czerwonych cukierków i garści żelków zrobiliśmy bałwanowi
twarz, okoloną falą włosów. Następnie zdjęłam szalik i zwieńczyłam nim nasze
dzieło, a Jason wetknął dwa patyki, które służyły za wzniesione do góry, jakby
sięgające gwiazd ręce. Cofnęliśmy się, by podziwiać, czego dokonaliśmy. Nie
mogłam powstrzymać się od śmiechu.
– Musi przynajmniej się uśmiechnąć – stwierdził z dumą Jason.
– Mam nadzieję – westchnęłam.
– Mam pomysł – powiedział Jason i wyciągnął różdżkę, którą po chwili
skierował w stronę bałwana. Cicho wyszeptał zaklęcie, którego nie zrozumiałam i
z końca jego różdżki wyskoczyły złote tasiemki, które zaczęły krążyć wokół
bałwana. Po chwili tasiemki rozpłynęły się w nicości, a bałwan na nas spojrzał.
– Cześć, nazywam się Bob – powiedział, a otworzyłam szeroko oczy ze
zdumienia. – Kooooocham zimę.
– Wiesz, co masz robić – powiedział Jason, a bałwan kiwnął głową i
poczłapał w stronę zamku. Jason machnął jeszcze raz różdżką i wyczarował nad
nim chmurkę, dzięki której Bob nie roztopi się w ciepłym zamku.
– Co... to było? – spytałam zaskoczona, kiedy bałwan zniknął w
ciemności. – Przecież to niemożliwe.
– Spokojnie. Zaklęcie będzie trwało tylko kilkanaście godzin. Potem Bob
stanie się zwykłym bałwanem.
Nadal patrzyłam na niego oniemała.
– Mówiłem ci, że jeszcze nie raz cię zaskoczę – roześmiał się i
przytulił mnie. – Nie martw się. Podniesiemy ją na duchu.
– Wiem – uśmiechnęłam się. – Dzięki tobie wszystko jest możliwe.
Śnieg zaczął padać mocniej, więc postanowiliśmy wrócić do ciepłego
zamku. Szybko zamieniłam szatę na sukienkę, którą wcześniej na sobie miałam i wraz z Jasonem weszliśmy do Wielkiej Sali.
Tańczyliśmy wtuleni w siebie, kiedy nagle coś mi się przypomniało.
– Mówiłeś, że nigdy nie chodziłeś do Hogwartu, prawda?
– Tak. – Jason pokiwał głową w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się.
– A więc chodź za mną.
Pociągnęłam go za rękę i wyciągnęłam z Wielkiej Sali. Chciałam pokazać
mu Hogwart, jakiego jeszcze nie znał, z jaki ja pamiętałam jeszcze z lat
młodości.
– Co się dzieje?
– Pamiętasz, jak namówiłeś mnie na spacer na początku roku szkolnego?
Jason niepewnie pokiwał głową.
– Powiedziałeś mi wtedy, że nigdy nie chodziłeś do Hogwartu, więc nie
znasz jego tajemnic, a ja obiecałam ci, że kiedyś pokażę ci najbardziej
niesamowite miejsca, jakie skrywa ten zamek. Czas na wypełnienie obietnicy –
uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę korytarza. Nie opierał się. –
Zaczniemy od Wieży. Znasz Wieżę Zegarową, sam mi ją pokazywałeś, ale jestem
pewna, że nie trafiłeś do Wieży Astronomicznej. Droga do niej jest trochę
skomplikowana – powiedziałam, prowadząc go przez ukryty korytarz.
– Naprawdę musimy to robić dzisiaj? – spytał, wchodząc za mną po krętych
schodach. – Nie możemy tego przenieść na jutro?
– Uwierz mi, nie będziesz żałował – powiedziałam z uśmiechem, wchodząc
na wieżę. Rzadko tutaj bywałam, ponieważ znajdowała się po drugiej stronie
zamku, ale dla tego widoku było warto tutaj przyjść. – Jesteśmy – oznajmiłam,
pokonując ostatni schodek. – Spójrz tylko.
Wskazałam głową na niebo, które nagle stało się czyste. Miliardy gwiazd
błyszczały i odbijały się w tafli jeziora.
– Rzeczywiście, piękny widok – przyznał Jason, obejmując mnie w pasie. –
Zachód słońca musi stąd wyglądać obłędnie.
– Jutro możemy się przekonać – uśmiechnęłam się, odwracając się do
niego. Jego gorące wargi musnęły moje usta.
– Zostańmy tutaj – zaproponował.
– Nie możemy. Jest jeszcze wiele miejsc do zobaczenia. Ale nie martw
się, nie przeciągnę cię po całym zamku na darmo. Na końcu będzie czekała na
ciebie nagroda.
– Jaka?
– To niespodzianka – szepnęłam. – A teraz chodź.
Następnym punktem na naszej trasie była kuchnia. Odkryłam ją dopiero na
siódmym roku, czego niezmiernie żałowałam, bo życie byłoby łatwiejsze, gdybym
wiedziała o niej wcześniej.
– To tylko obraz – stwierdził Jason, patrząc na obraz przedstawiający
owoce w misce. – Co może w nim być niezwykłego?
– Nigdy nie wątp w potęgę Hogwartu – powiedziałam, po czym połaskotałam
znajdującą się na obrazie gruszkę. Po chwili owoc zaczął się skręcać i
uformował się w zieloną klamkę. – Mówiłam.
Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją do siebie. Naszym oczom ukazała się
kuchnia.
– Wow – wyszeptał Jason, rozglądając się po gigantycznym pomieszczeniu. –
Wygląda jak Wielka Sala. Razy dwa.
– Przecież mówiłam, że ci się spodoba – roześmiałam się. W tym momencie
podszedł do nas Stworek.
– Pani Malfoy, czym Stworek może służyć? – spytał skrzat, kłaniając mi się.
Spojrzałam na Jasona, który wciąż oniemiały rozglądał się po kuchni.
– Podaj, proszę, szklankę wody profesorowi LeMarchal.
– To miejsce jest niesamowite – powiedział Jason. – Dziękuję – zwrócił
się do skrzata, który podał mu szklankę z przezroczystym płynem. – Ile ich
tutaj jest?
– Skrzatów? Pewnie ponad setka, ale nie mogę ci powiedzieć na sto
procent. Czas na nas – powiedziałam. – Skrzaty mają wystarczająco dużo pracy
bez nas na głowie. A jest jeszcze kilka miejsc, które chciałam ci pokazać.
– Co rozkażesz – uśmiechnął się Jason i podążył za mną. Byliśmy
niedaleko mojego gabinetu, więc postanowiłam zabrać go do Sekretnego Ogrodu.
– Gdzie jesteśmy? – spytał Jason, kiedy znaleźliśmy się w wielkim,
pustym pomieszczeniu. Jedynym elementem wystroju były półki z książkami
pokrywające ściany.
– Tylna Sala – powiedziałam. – Nie ma tutaj nic nadzwyczajnego,
oprócz... – podeszłam do wielkiej półki z książkami znajdującej się dokładnie
naprzeciwko wejścia i zaczęłam naciskać grzbiety książek. W końcu jedna z
książek uległa naciskowi i ściana przed nami rozsunęła się, ukazując przejście.
– ...tego – dokończyłam z uśmiechem.
Chwyciłam Jasona za rękę i poprowadziłam go ciemnym korytarzem. Po
chwili uderzył nas zapach setek kwiatów. Znajdowaliśmy się w Sekretnym Ogrodzie.
Zaklęcie rzucone na to pomieszczenie sprawiało, że panowała tutaj wieczna
wiosna.
– Znajdują się tutaj wszystkie kwiaty znane czarodziejom – powiedziałam.
– Kwiaty wielkości parasola, Meliflua, Wrzeszczący Żonkil, Ciemiernik.
Wszystko.
– Pięknie tu – powiedział Jason. – Skąd wiedziałaś o tym miejscu?
– Powiedzmy, że w czasach mojej młodości, byłam bardzo ciekawa i lubiłam
odkrywać sekrety tego zamku.
– Rozumiem – uśmiechnął się, kiwając głową i objął mnie w pasie. – Jest
jeszcze jakieś miejsce, które chciałabyś mi pokazać? Albo odkryć?
– Owszem, jest – zaśmiałam się. – Są jeszcze dwa miejsca, które
chciałabym ci pokazać i sama nie wiem, które jest bardziej niezwykłe.
– A więc chodźmy.
Opuściliśmy Sekretny Ogród i ruszyliśmy w stronę korytarza na trzecim
piętrze. Miałam nadzieję, że miejsce rzeczy, którą chciałam pokazać teraz
Jasonowi, nie zostało zmienione, odkąd znalazłam je na początku roku.
– Przypomnij mi, ile lat spędziłaś na poznawaniu tego miejsca?
– Zdecydowanie za dużo – stwierdziłam. – Nie martw się, wiem, gdzie idę
i co chcę ci pokazać.
– Wiesz, że ci ufam – powiedział, ściskając mocniej moją dłoń.
Stanęliśmy przed wielkimi drzwiami, wyciągnęłam różdżkę i wyszeptałam „alohomora”. Drzwi otworzyły się i
weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia. W sali nie znajdowało się nic, oprócz
wielkiego zwierciadła. Uśmiechnęłam się na jego widok.
– Powiedz mi, co widzisz – powiedziałam do Jasona i odsunęłam się, aby
mógł stanąć przed lustrem sam, tylko wtedy zwierciadło działało.
– Widzę nas – oznajmił w końcu. – Jesteśmy razem, szczęśliwi,
roześmiani, bez zmartwień. O co chodzi, Narcyzo? Czy to lustro pokazuje
przyszłość?
– Nie – pokręciłam głową. – To zwierciadło pokazuje nasze najbardziej
skrywane pragnienia. To lustro mówi mi, jak bardzo mnie kochasz – powiedziałam,
zakładając mu ręce na szyję.
– A co ty w nim widzisz?
– Ludzi, których kocham. Draco, Andromedę, nas – powiedziałam i
pocałowałam go. – Kocham cię, Jason.
– A ja kocham ciebie.
Stykaliśmy się czołami, zapominając o wszystkim. O zmartwieniach, o
czyhających niebezpieczeństwach, o całym świecie.
– Jest jeszcze jedno miejsce, które chciałam ci pokazać dzisiejszego
wieczoru.
– Nie możemy zostać tutaj?
– Uwierz mi, chcesz zobaczyć to miejsce.
– Dobrze – przytaknął i znowu pozwolił mi się prowadzić.
Tym razem zabrałam go na siódme piętro.
– A teraz czas na najważniejszy punkt wieczoru – powiedziałam, myśląc
intensywnie o miejscu, które chciałam zobaczyć.
– Ale tutaj nic nie ma – powiedział Jason, patrząc na pustą ścianę.
– Poczekaj chwilkę.
– Narcyzo, co się dzieje? – spytał, kiedy na pustej dotąd ścianie
zaczęły pojawiać się drzwi.
– Chodź – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za sobą. – To bardzo
magiczne pomieszczenie. – powiedziałam, wchodząc do pokoju, który teraz był
najpiękniejszą sypialnią, jaką mogłam sobie wyobrazić. – To pokój życzeń.
Pojawia się wtedy, kiedy życzysz sobie, żeby się gdzieś znaleźć.
– Podoba mi się ta magia – powiedział i przyciągnął mnie do siebie, żeby
mnie pocałować.
– A to jeszcze nie wszystko – szepnęłam, po czym wyciągnęłam różdżkę i
wyczarowałam gramofon, z którego zaczęła płynąć delikatna, romantyczna muzyka. –
Teraz jest idealnie – uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jego pocałunek.
Narcyza zrobiła wycieczkę po Hogwarcie nie tylko Jasonowi, ale też nam XD Uroczy rozdział, czekamy na więcej z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa! Jestem w niebie. Rozdział to miód na moje serce. Czekam z niecierpliwością na więcej. No i oczywiście na Lucjusza. 😊😊💗
OdpowiedzUsuń