"A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć"Antoine de Saint-Exupéry
Czas zdawał się rozciągać w nieskończoność. Każda minuta była jak wieczność, a każdy skurcz przypominał mi o czekającym mnie nowym życiu. Lucjusz trzymał mnie za rękę, jego obecność była jedynym, co trzymało mnie przy zdrowych zmysłach.
Nagle ból stał się nie do zniesienia, a wszystko wokół mnie zaczęło się rozmywać. Ostatnie, co pamiętam, to twarz Lucjusza pełna troski i strachu. Potem zapadła ciemność.
Kiedy odzyskałam świadomość, nie czułam już bólu. Otaczała mnie jasność, jakby światło samo w sobie było materią. Przede mną stał Albus Dumbledore, uśmiechając się łagodnie.
– Witaj, Narcyzo – powiedział spokojnym, ciepłym głosem. – Czekałem na ciebie.
– Gdzie ja jestem? – zapytałam, próbując zrozumieć, co się stało. – Czy ja… umarłam?
Dumbledore kiwnął głową, jego twarz wyrażała współczucie.
– Tak, Narcyzo, opuściłaś ziemski świat. Ale teraz jesteś tutaj, w miejscu, gdzie ból i cierpienie są tylko wspomnieniem.
A więc tutaj jestem. Martwa. Samotna. Zagubiona. Czy naprawdę musiałam umrzeć? Czy to wszystko musi się tutaj skończyć? W taki sposób? Czy jest stąd droga powrotna? Tak wiele rzeczy mam jeszcze do zrobienia, tyle jeszcze do powiedzenia, ale... zniknęłam.
Łzy napłynęły mi do oczu. Myślałam o Lucjuszu, Draco, naszym nienarodzonym dziecku. Myślałam o wszystkim, co zostawiłam za sobą.
– Czy oni sobie poradzą beze mnie? – wyszeptałam, czując ciężar straty.
Dumbledore zbliżył się do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
– Życie jest pełne wyzwań i trudności, ale również radości i miłości. Twój czas na ziemi dobiegł końca, ale ci, których kochasz, będą kontynuować swoją drogę. Wszyscy jesteśmy częścią większego planu, nawet jeśli nie zawsze możemy go zrozumieć.
Zaczęłam płakać, wspomnienia całego życia przewijały się przed moimi oczami. Dumbledore czekał cierpliwie, pozwalając mi przetrawić tę nową rzeczywistość.
– Czy kiedykolwiek będę mogła ich jeszcze zobaczyć? – zapytałam, kiedy łzy przestały płynąć.
– W pewnym sensie, tak – odpowiedział. – Będziesz mogła ich obserwować, czuć ich miłość i troskę. Oni również będą czuli twoją obecność, nawet jeśli nie zawsze będą tego świadomi.
Poczułam ulgę. Wiedziałam, że moja rodzina będzie miała w sobie cząstkę mnie, nawet po mojej śmierci. I choć to miejsce było piękne i pełne spokoju, tęskniłam za nimi.
– Albusie, czy moje dziecko… – zaczęłam, ale Dumbledore przerwał mi delikatnie.
– Twoje dziecko będzie miało silną i kochającą rodzinę. Lucjusz i Draco będą się o nie troszczyć, a ty będziesz mogła patrzeć, jak rośnie i rozwija się, otoczone miłością.
Poczułam ciepło w sercu. Wiedziałam, że choć nie będę tam fizycznie, moja obecność będzie zawsze przy nich.
– Dziękuję, Albusie – powiedziałam, czując spokój. – Za wszystko.
Dumbledore uśmiechnął się szerzej.
– Pamiętaj, Narcyzo, miłość nigdy nie umiera. Ona trwa w sercach tych, którzy pozostali. Twoja miłość będzie prowadzić ich dalej.
Nagle rozległ się trzask i pojawiła się ona. Długowłosa postać z szaleństwem wymalowanym w oczach.
- Avada Kedavra! - krzyknęła i zielone światło wystrzeliło z jej różdżki. Zaklęcie tylko przeniknęło przez niego, odbijając się bezskutecznie po pomieszczeniu.
- Ciągle mam nadzieję, że tym razem zadziała – powiedziała Bella, z irytacją w głosie. – Już mam dość jego ględzenia, zakłóca mi życie wieczne! Przydałaby mu się jakaś opcja wyłącz, albo chociaż wycisz!
Albus uśmiechnął się łagodnie, zupełnie niezrażony nieudanym atakiem.
- Witaj, Bellatrix – powiedział spokojnie. – Jakże miło cię znowu zobaczyć.
Bella przewróciła oczami i spojrzała na mnie z niepokojem.
- Strasznie źle, że się tu znalazłaś, Narcyzo – zaczęła, podchodząc bliżej. – Nie powinno cię tutaj jeszcze być.
Próbowałam uporządkować swoje myśli, czując się jak w koszmarnym śnie.
- Mam halucynacje, to wszystko mi się śni! – wykrzyknęłam desperacko.
W tym momencie Albus zniknął, a przed nami pojawił się Syriusz Black. Jego twarz była spokojna, ale pełna powagi.
- A ty co?! Duch przyszłych świąt?! – wybuchnęłam, starając się zrozumieć to, co dzieje się wokół mnie.
Syriusz uśmiechnął się lekko, ignorując mój wybuch.
- Przyszłość zależy od ciebie, Narcyzo – powiedział.
- Co masz na myśli? – zapytałam, starając się zrozumieć sens jego słów.
- Tylko od ciebie zależy, jak to się zakończy – odpowiedział, jego oczy pełne były determinacji.
Poczułam, jak ciężar tej odpowiedzialności opada na moje barki. Czy to możliwe, że miałam jeszcze wybór? Spojrzałam na Bellatrix, która wciąż emanowała niespokojną energią, a potem na Syriusza, który zdawał się być opoką spokoju i mądrości.
- Narcyzo, to twoja decyzja – dodał Syriusz. – Twoja wola jest tutaj najważniejsza.
W głowie miałam mętlik. Czy naprawdę mogłam jeszcze coś zmienić? Czułam się rozdarta między pragnieniem powrotu do życia a akceptacją nowej rzeczywistości, w której się znalazłam.
- Musisz podjąć decyzję – powtórzył Syriusz, jego głos był cichy, ale pełen determinacji.
Spojrzałam na Bellatrix, która teraz wyglądała na bardziej zmartwioną niż wcześniej.
- Chciałabym wrócić – powiedziałam w końcu, czując, jak ciężar tych słów opuszcza moje serce. – Chcę być z moją rodziną.
Bellatrix uniosła brwi. Syriusz patrzył na mnie z powagą, ale w jego oczach pojawił się cień uśmiechu.
- Wspaniale. - Uśmiechnął się szeroko. - Jednak zanim odejdziesz, jest jeszcze jedna osoba, która chce się z tobą spotkać, Narcyzo – powiedział miękkim tonem.
Nagle poczułam falę emocji. W powietrzu pojawiło się delikatne światło, które zaczęło się formować w znajomą postać. Bellatrix i Syriusz zaczęli znikać, a przed moimi oczami pojawił się on – Jason. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam, z tym samym ciepłym uśmiechem i spokojnym spojrzeniem.
- Narcyzo – powiedział cicho, jego głos niosąc w sobie całe ciepło i miłość, którą zawsze dla mnie miał.
- Jason... – wyszeptałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
Podszedł do mnie, a ja rzuciłam się w jego ramiona, czując się, jakbym wreszcie znalazła się w bezpiecznym miejscu.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam – powiedziałam, czując, jak łzy płyną po moich policzkach.
- Wiem, Narcyzo. Wiem – odpowiedział, gładząc mnie po plecach.
Staliśmy tak przez chwilę, ciesząc się swoją obecnością, aż w końcu oderwaliśmy się od siebie na tyle, by móc na siebie spojrzeć.
- Jak to możliwe, że tu jesteś? – zapytałam, wciąż nie mogąc uwierzyć, że trzymam go w ramionach.
- To miejsce, Narcyzo – powiedział Jason – daje nam szansę na pożegnanie, na rozmowę, której nigdy nie mieliśmy.
Usiedliśmy na pobliskiej ławeczce, która pojawiła się jakby znikąd. Jason wziął moje dłonie w swoje i patrzył na mnie z czułością.
- Co się dzieje? – zapytał, a ja poczułam, że mogę mu powiedzieć wszystko.
Opowiedziałam mu o ciąży, o tym, jak bardzo się bałam, że coś pójdzie nie tak. Mówiłam o Lucjuszu, o jego zmianie i o tym, jak trudna była dla mnie decyzja, by wrócić do Malfoy Manor. Jason słuchał w milczeniu, a w jego oczach widziałam zrozumienie i wsparcie.
- Narcyzo – powiedział w końcu. – Życie to ciągłe zmiany i wyzwania. Wiem, że podjęłaś trudną decyzję, ale wierzę, że postąpiłaś słusznie. Lucjusz może cię teraz wspierać, a nasze dziecko będzie miało wspaniałą matkę.
- Jason... – zaczęłam, ale przerwał mi, kładąc palec na moich ustach.
- Nie martw się o mnie. Jestem tutaj, w sercu każdej dobrej decyzji, którą podejmujesz. Zawsze będę z tobą – powiedział cicho.
Łzy płynęły mi po policzkach, ale czułam też spokój, jakby ciężar spadł mi z ramion. Przytuliłam się do Jasona, czując, jak jego obecność wypełnia mnie ciepłem.
- Kocham cię, Jason – powiedziałam.
- Ja ciebie też, Narcyzo. Zawsze będę cię kochał – odpowiedział. - Ciebie i naszą małą córeczkę.
- Będę jej o tobie opowiadać. O tym jak wspaniały i dzielny był jej tata i jak wiele by oddał, by być razem z nią. Nigdy nie pozwolę, by o tobie zapomniała.
Czułam, że światło wokół nas zaczyna się zmieniać, jakby świat rzeczywisty wzywał mnie z powrotem. Panika ogarnęła moje serce.
- Nie chcę wracać, Jason – powiedziałam gorączkowo. – Chcę zostać tutaj, z tobą. Nie chcę cię znowu stracić.
Jason patrzył na mnie z czułością, ale w jego oczach pojawiła się również stanowczość.
- Narcyzo, musisz wrócić. Nasza córka cię potrzebuje. Nie możesz jej opuścić. Śmierć zabrała jej ojca, nie pozwól, żeby odebrała też matkę.
- Ale ja... – zaczęłam protestować, ale przerwał mi z miłością.
- Jesteś silna, Narcyzo. Masz przed sobą jeszcze wiele do zrobienia. Nasza córka będzie cię potrzebować. Walcz dla niej, dla nas.
Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale wiedziałam, że Jason ma rację. Przytuliłam się do niego mocno, chcąc zapamiętać każdy szczegół tej chwili.
- Będę walczyć, najdroższy. Obiecuję – powiedziałam.
- Wiem, że tak zrobisz. I zawsze będę przy tobie, w twoim sercu – odpowiedział, a potem złożył pocałunek na moich ustach.
Nie mogłam uwierzyć, że byłam w stanie czuć smak jego ust, jego delikatnych, czułych ust. Chciałam czegoś więcej. Więcej czasu, więcej czułości, więcej uczuć, więcej Jasona. Ale wiedziałam, że nie mogłam dostać żadnej z tych rzeczy. Jasona już nie było, mnie również.
Światło wokół nas zaczęło się intensyfikować, a Jason powoli zaczął znikać. Czułam, jak jego obecność oddala się, ale wiedziałam, że to pożegnanie było potrzebne.
- Do zobaczenia, najdroższa. Kocham cię – powiedział, zanim zniknął całkowicie.
Kiedy otworzyłam oczy, wciąż czułam smak jego ust. Chciałam wrócić do tamtego stanu, do niego. I wtedy głośny płacz dziecka przywrócił mnie do rzeczywistości. To był płacz mojego dziecka. Mojego i Jasona. Wiedziałam, że cząstka jego, już zawsze będzie ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz