sobota, 3 sierpnia 2024

Rozdział 58. Znów w Malfoy Manor

Wprowadzanie się do Malfoy Manor było jak powrót do dawno zapomnianego snu. Miejsce to, z jego rozległymi korytarzami i misternie zdobionymi komnatami, zawsze wydawało się mi czymś więcej niż tylko domem. Teraz, stojąc przed monumentalnymi drzwiami, poczułam, jakby czas cofnął się o lata.
Draco, pomagający mi w przeprowadzce, zerkał na mnie z troską i lekkim niepokojem.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł, mamo? - zapytał, niosąc ciężką walizkę. - Nie musisz tego robić.
Uśmiechnęłam się lekko, starając się przekonać nie tylko jego, ale i siebie.
- Absolutnie, Draco - odpowiedziałam z przekonaniem. - To jest to, czego chcę.
Draco skinął głową, choć nie wydawał się całkowicie przekonany. Weszliśmy do środka, a dom, mimo swojego zimnego i surowego wyglądu, wydał mi się nieco bardziej przyjazny. Lucjusz, który stał na szczycie schodów, obserwował nas z pewnym zamyśleniem.
- Witaj w domu, Narcyzo - powiedział, kiedy podeszłam do niego. - Mam nadzieję, że poczujesz się tutaj komfortowo.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Wiedziałam, że dla niego też to nie było łatwe. Był to wielki krok, zarówno dla mnie, jak i dla niego.
- Dziękuję, Lucjuszu - odpowiedziałam cicho. - To znaczy dla mnie bardzo wiele.
Lucjusz uśmiechnął się delikatnie i skinął głową, prowadząc mnie do głównej sypialni, którą kiedyś dzieliliśmy. Teraz miała stać się moim własnym sanktuarium. Pokój był dokładnie taki, jak go pamiętałam - elegancki, z wielkim, baldachimowym łóżkiem i ciężkimi zasłonami w odcieniach zieleni i srebra.
- Uznałem, że to miejsce najlepiej nadaje się dla ciebie - powiedział Lucjusz. - Ja przeniosłem się do innej sypialni.
- Lucjuszu, to bardzo miłe z twojej strony - odpowiedziałam. - Doceniam to.
Przytulność, jaką emanował pokój, dawała mi poczucie bezpieczeństwa, które tak bardzo potrzebowałam. Lucjusz pomagał mi z walizkami, dbając o każdy szczegół, by upewnić się, że nie będę się za mocno przeciążać.
- Nie musisz się spieszyć, Narcyzo - powiedział, kiedy próbowałam unieść jedną z cięższych toreb. - Dam sobie radę z tym sam.
- Naprawdę, czuję się dobrze - odpowiedziałam, choć byłam wdzięczna za jego troskę.
Lucjusz stał się bardziej kochający i wspierający, niż mogłam się spodziewać. Każdego dnia starał się okazywać, że naprawdę mu na mnie zależy. Zauważyłam, jak zmienił swoje podejście do mnie, starając się być obecny i troskliwy.
Wieczorami, kiedy słońce zachodziło nad rozległymi ogrodami Malfoy Manor, Lucjusz często przychodził do mojej sypialni, by porozmawiać. Rozmawialiśmy o wszystkim - od codziennych spraw po wspomnienia z przeszłości. Powoli zaczynaliśmy odbudowywać więź, która kiedyś nas łączyła.
- Wiesz, Lucjuszu, zastanawiałam się - powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy kominku. - Czy naprawdę zmieniliśmy się na tyle, by móc razem żyć?
Lucjusz spojrzał na mnie poważnie.
- Cissy, wszyscy zasługujemy na drugą szansę - odpowiedział spokojnie. - Może nasza droga nie była idealna, ale nadal mamy czas, żeby to naprawić.
Uśmiechnęłam się lekko, czując ciepło jego słów.
- Może masz rację - odpowiedziałam. - Na razie cieszę się, że jesteśmy tutaj razem.
Przez następne dni Lucjusz był nieustannie kochany i wspierający. Dbał o to, żebym się nie przeciążała i miał na uwadze moje potrzeby. Codziennie przynosił mi herbatę i pytał, jak się czuję. Wiedziałam, że jego troska jest szczera, a jego gesty pokazywały, że naprawdę się zmienił.
Jednego popołudnia, podczas wizyty Draco i Astorii, usiedliśmy razem w salonie. Byli pełni radości, a ich twarze promieniały szczęściem. Usiedliśmy w salonie, pijąc herbatę i rozmawiając o codziennych sprawach, kiedy nagle Astoria wzięła mnie za rękę.
– Narcyzo, Lucjuszu – zaczęła nieśmiało, spoglądając na Draco, który uśmiechał się szeroko. – Mamy dla was niespodziankę. Jesteśmy w ciąży.
Moje serce zalała fala radości. Byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam powstrzymać łez. Lucjusz, choć zawsze starał się zachować stoicki spokój, również nie krył wzruszenia.
– To wspaniała wiadomość – powiedział, obejmując nas wszystkich. – Będziemy dziadkami!
Czułam, że to naprawdę nowy początek. Nasza rodzina, mimo wszystkich trudności i przeciwności losu, znowu się zbliżała. Wiedziałam, że czeka nas wiele wyzwań, ale też wiele pięknych chwil.
Wieczorem, po wyjściu Draco i Astorii, siedzieliśmy z Lucjuszem w salonie. Rozmawialiśmy o nadchodzących miesiącach, o tym, jak przygotować dom na przyjęcie nowego członka rodziny. Lucjusz był pełen energii i entuzjazmu, a jego wsparcie dodawało mi sił.
– To niesamowite, jak wiele się zmieniło – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Kiedyś nie wierzyłam, że możemy znowu być szczęśliwi.
– Narcyzo, zawsze wierzyłem, że możemy odbudować naszą rodzinę – odpowiedział, ściskając moją dłoń. – Czasem potrzeba czasu, ale najważniejsze, że się nie poddajemy.
I choć wiedziałam, że przed nami jeszcze długa droga, czułam, że mamy szansę na nowe, lepsze życie. Razem, w Malfoy Manor, moglibyśmy odbudować to, co straciliśmy, i stworzyć coś nowego. Znacznie lepszego.

~*~

Ostatni wieczór w domu Andromedy był pełen mieszanych uczuć. Wiedziałam, że wracam do miejsca, które kiedyś nazywałam domem, ale jednocześnie opuszczałam siostrę, z którą zbliżyłam się przez ostatnie miesiące bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wieczór był ciepły, a zapach herbaty unosił się w powietrzu, kiedy siedziałyśmy razem przy kominku.
Andromeda patrzyła na mnie z uśmiechem, choć w jej oczach dostrzegłam cień smutku.
- Więc, to nasza ostatnia noc jako współlokatorki - powiedziała, łamiąc ciszę. - Jak się czujesz, Cyziu?
- Trochę podekscytowana, trochę przerażona - odpowiedziałam szczerze. - Powrót do Malfoy Manor to duży krok, ale czuję, że to właściwe.
Andromeda skinęła głową, jakby zrozumiała wszystkie moje obawy i nadzieje.
- Pamiętasz, kiedy byłyśmy małe i bawiłyśmy się w ogrodzie? - zapytała nagle, zmieniając temat na lżejszy. - Te nasze sekretne spotkania pod starym dębem?
- Oczywiście, że pamiętam - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - To było nasze magiczne miejsce. Uciekałyśmy tam przed Bellatrix, kiedy była w złym humorze.
Andromeda zaśmiała się, a jej śmiech był dźwięczny i pełen radości.
- Tak, Bella nigdy nie mogła nas tam znaleźć. A pamiętasz, jak raz przyniosłyśmy tam nasze lalki i urządziłyśmy dla nich wielki bal? Byłyśmy takie dumne z naszych kreacji z liści i kwiatów.
- To było wspaniałe - westchnęłam, zatapiając się w wspomnieniach. - Zawsze byłaś lepsza w tworzeniu sukienek z niczego. Ja byłam tylko dobrą publicznością.
- Ale za to zawsze byłaś doskonałą narratorką - przypomniała Andromeda. - Tworzyłaś te niesamowite historie o zaczarowanych księżniczkach i odważnych rycerzach.
- Chyba już zapomniałam, jak to robić - odpowiedziałam z nutą nostalgii. - Życie nie zostawiło nam wiele czasu na marzenia.
- Może teraz jest dobry moment, żeby zacząć od nowa - powiedziała Andromeda, kładąc rękę na mojej. - Masz przed sobą nowy rozdział, Narcyzo. Może czasem warto wrócić do tych marzeń z dzieciństwa.
Spojrzałam na nią z wdzięcznością, ciesząc się, że mam tak mądrą i kochającą siostrę.
- Masz rację, Dromedo. Zawsze miałaś rację. Ale muszę przyznać, że będzie mi brakowało naszych wieczorów tutaj, z Teddym biegającym dookoła.
- Ja też będę tęsknić - przyznała Andromeda. - Ale wiesz, że zawsze możesz tu wrócić. Dom zawsze będzie dla ciebie otwarty.
Siedziałyśmy przez chwilę w ciszy, ciesząc się obecnością drugiej osoby. Wspomnienia z dzieciństwa płynęły jak strumień, przypominając nam o prostszych czasach, kiedy nasze największe zmartwienia dotyczyły zabawek i sukienek dla lalek.
- Pamiętasz, jak mama zawsze nas goniła, żebyśmy nie wchodziły do salonu z brudnymi stopami? - zapytałam nagle, wywołując kolejny śmiech Andromedy.
- Oczywiście! - powiedziała. - I jak zawsze próbowałyśmy wytrzeć nogi o dywan, myśląc, że się nie zorientuje.
- A jednak zawsze się orientowała - zaśmiałam się. - Mimo wszystko, miała do nas dużo cierpliwości.
- Miała - zgodziła się Andromeda. - I zawsze potrafiła nas pogodzić, nawet gdy Bella była najbardziej nieugięta.
Cisza, która zapadła po tym wspomnieniu, była pełna melancholii. Bellatrix była dla nas kimś więcej niż tylko siostrą. Była częścią naszego życia, naszej przeszłości, i mimo wszystkich trudności, jakie przyniosły nasze dorosłe lata, jej brak był odczuwalny.
- Czasem zastanawiam się, co by powiedziała Bella, widząc nas teraz - powiedziałam cicho.
- Pewnie miałaby swoje zdanie, jak zawsze - odpowiedziała Andromeda. - Ale myślę, że w głębi serca byłaby z nas dumna. Z naszej siły, z tego, że potrafimy sobie radzić, mimo wszystko.
- Mam nadzieję - westchnęłam, czując ukłucie smutku. - Tęsknię za nią, mimo wszystko.
- Ja też, Cyziu. Ja też - powiedziała Andromeda, ściskając moją rękę.
Siedziałyśmy tak jeszcze długo, wspominając dawne czasy, śmiejąc się i płacząc na przemian. Te chwile były dla mnie bezcenne. Wiedziałam, że cokolwiek przyniesie przyszłość, zawsze będę miała wsparcie mojej siostry. I to dawało mi siłę, by stawić czoła wszystkim wyzwaniom, które miały nadejść.
Pożegnanie z Andromedą było pełne emocji. Objęłyśmy się mocno, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Wiedziałam, że ten rozdział mojego życia dobiega końca, ale czułam również, że nadchodzi coś nowego, pięknego.
– Będziemy w kontakcie – powiedziałam, starając się uśmiechać. – Nie martw się o mnie.
– Wiem, że sobie poradzisz – odpowiedziała Andromeda, głaszcząc mnie po plecach. – I pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć.
Uśmiechnęłam się, ostatni raz przytulając siostrę. Następnie sięgnęłam po proszek Fiuu i wrzuciłam go do kominka.
– Malfoy Manor – powiedziałam głośno, wchodząc do zielonych płomieni.
Chwilę później znalazłam się w salonie Malfoy Manor. Lucjusz siedział w fotelu, czytając gazetę. Podniósł wzrok, gdy tylko mnie zobaczył.
– Narcyzo – powiedział z uśmiechem. – Jak miło cię widzieć. Jak poszło pożegnanie z Andromedą?
– Było pełne emocji, ale wiem, że to właściwa decyzja – odpowiedziałam, siadając obok niego. – A teraz cieszę się, że jestem tu, z tobą.
Rozmawialiśmy chwilę o wspaniałych wieściach od Draco i Astorii. To, że zostaniemy dziadkami, wypełniło nas oboje ogromną radością. Lucjusz był pełen entuzjazmu, opowiadając o planach na przyszłość.
– Nigdy nie przypuszczałem, że zostaniemy dziadkami – powiedział z uśmiechem. – Ale to wspaniałe uczucie. Czuję, że nasze życie nabiera nowego sensu.
– To prawda – zgodziłam się. – To nowy początek dla naszej rodziny. Jestem taka szczęśliwa.
Nagle poczułam coś dziwnego. Moje serce zaczęło bić szybciej, a ból przeszył moje ciało. Spojrzałam na Lucjusza, a on natychmiast zauważył, że coś jest nie tak.
– Narcyzo, co się dzieje? – zapytał zaniepokojony, podnosząc się z fotela.
– Myślę... myślę, że zaczynam rodzić – powiedziałam, z trudem łapiąc oddech.
Lucjusz nie stracił ani chwili. Wstał i chwycił mnie za rękę, pomagając mi usiąść wygodniej.
– Spokojnie, Narcyzo – powiedział, starając się zachować spokój. – Musimy natychmiast dostać cię do Munga.
Czułam, jak ból narasta, jak rozrywa moje ciało.
Nigdy wcześniej nie myślałam o tym, w jaki sposób umrę. Gdybym jednak to robiła, nigdy nie pomyślałabym, że stanie się to właśnie tak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis