sobota, 17 sierpnia 2024

Rozdział 60. Renesans

"Któregoś dnia zrozumiesz, że szukasz tego, co już posiadasz"
Anthony de Mello

Dedykuję ten rozdział mojemu leniowi. Bez niego to opowiadanie skończyłabym siedem lat temu.

~*~

Mój najdroższy Jasonie, 

 

Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam. Czas płynie tak szybko, a życie wciąż przynosi nowe wyzwania. Nasza córka, skończyła już piąty rok nauki w Hogwarcie. Możesz sobie wyobrazić moją dumę, kiedy dowiedziałam się, że zaliczyła SUMa z transmutacji na wybitny! Ma talent po ojcu, bez wątpienia. Każdego dnia widzę w niej Ciebie – Twoją bystrość, upór i zdolności.  

 

Kończą się wakacje, które jak co roku spędzałyśmy w Hamptons, w naszym ukochanym domu. Wiesz, że ten dom zawsze będzie dla nas miejscem pełnym wspomnień, w którym czujemy Twoją obecność. Każdy zakątek przypomina mi o naszych wspólnych chwilach – śmiechu, rozmowach i marzeniach o przyszłości. To tam nasza córka bawiła się na plaży, śmiała się beztrosko, a ja patrzyłam na nią z miłością i wdzięcznością za każdą chwilę spędzoną razem. 

 

Jasonie, choć Ciebie tu nie ma, obie kochamy Cię i tęsknimy za Tobą każdego dnia. Twoje miejsce w naszych sercach jest niezastąpione, a Twoja pamięć żyje w każdym uśmiechu, w każdej opowieści, którą dzielę z naszą córką. 

 

Wiem, że patrzysz na nas z góry i jesteś dumny z tego, jak radzimy sobie bez Ciebie. Choć to trudne, staram się być silna i dawać naszej córce wszystko, czego potrzebuje, by stała się wspaniałą czarownicą i dobrym człowiekiem. 

 

Obiecuję, że będę pisać częściej. Dziękuję Ci za każdy dzień, za każdą chwilę, którą spędziliśmy razem. Jesteś i zawsze będziesz miłością mojego życia. 

 

Z miłością i tęsknotą, 

Twoja Narcyza 

 

~*~ 

 

Siedziałam przy toaletce w mojej sypialni, starannie układając włosy, gdy do pokoju wpadła Emily. Jej energia i młodzieńcza werwa wypełniły pomieszczenie. 

– Emily, jest już jedenasta – powiedziałam, zerkając na zegarek. 

Emily wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się złośliwie.  

– Tak, mamo, to się zdarza dwa razy w ciągu doby. 

Westchnęłam, odkładając szczotkę.  

– Zaraz zaczyna się moje spotkanie. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś założyła jedną z sukienek, które ci kupiłam, i pojawiła się na dole. 

Emily skrzywiła się, jakby ktoś zaproponował jej coś skrajnie nieprzyjemnego.  

– Przykro mi, mam już inne plany. 

Wzięłam głęboki oddech, starając się zachować spokój.  

– Przełóż je, błagam cię. Och, i powiedz Adamowi, że rynnę, po której się wdrapał, świetnie widać z oranżerii. Dzień dobry, Adamie. 

Młody chłopak, wyraźnie zaskoczony, wystawił głowę zza drzwi. 

– Dzień dobry, pani Malfoy. 

Emily spojrzała na mnie z mieszanką irytacji i podziwu.  

– Naprawdę, mamo? Jak ty to robisz? 

Uśmiechnęłam się lekko.  

– Matki mają swoje tajemnice. Teraz, proszę, Emily. To ważne spotkanie. 

Emily przewróciła oczami, ale w końcu skinęła głową.  

– Dobrze, mamo. Zaraz wrócę. 

Obserwowałam, jak Emily wychodzi z pokoju, a następnie podeszłam do okna, patrząc na oranżerię, gdzie Adam z niepewnością opierał się o rynnę. Wiedziałam, że Emily była w trudnym wieku, pełnym buntu i poszukiwań, ale miałam nadzieję, że zrozumie, jak ważne są dla mnie takie momenty. 

Kilka minut później zeszłam na dół do salonu, gdzie miało odbyć się spotkanie. Emily już tam była, ubrana w jedną z eleganckich sukienek, choć jej mina wyraźnie wskazywała, że wolałaby być gdzie indziej. 

– Dziękuję, kochanie – powiedziałam ciepło, podchodząc do niej. – To dla mnie wiele znaczy. 

Emily westchnęła, ale uśmiechnęła się lekko. – Cokolwiek, żebyś była szczęśliwa, mamo. 

Przytuliłam ją delikatnie, czując, że mimo wszystko, mamy siebie nawzajem. W tym momencie drzwi salonu otworzyły się, a goście zaczęli wchodzić do środka. Czułam przypływ wdzięczności za to, że moja córka zdecydowała się być przy mnie w tym ważnym momencie. 

 

~*~ 

 

Staliśmy na peronie 9 i 3/4, otoczeni radosnym gwarem uczniów i ich rodzin. Emily była podekscytowana, jej oczy błyszczały na myśl o kolejnej przygodzie w Hogwarcie. Uśmiechnęłam się, patrząc na nią, jak dzielnie trzymała swoją klatkę z sową i walizkę. 

– Bądź grzeczna, Emily – powiedziałam, przytulając ją mocno. – I pamiętaj, żeby napisać do mnie, gdy tylko dotrzesz. 

– Tak, mamo. Będę pisać co tydzień, obiecuję – odpowiedziała, odwzajemniając uścisk. 

Lucjusz stał obok, z dumą patrząc na naszą córkę. Mimo upływu lat i zmian, wciąż potrafił być kochającym ojcem, a jego spojrzenie było pełne ciepła. 

Obok nas, Draco i Astoria żegnali się ze Scorpiusem. Było coś pięknego w widoku mojego syna i jego rodziny, jakby wszystko, co przeszliśmy, prowadziło do tego spokojnego momentu. Scorpius rzucił się w ramiona matki, a potem ojca, obiecując im to samo, co Emily mnie – listy i dobre zachowanie. 

Kiedy Emily i Scorpius wsiadali do pociągu, moje spojrzenie mimowolnie powędrowało po peronie. I wtedy ją zobaczyłam. Hermiona Granger, teraz Weasley, stała tam z Ronem i ich dwójką dzieci. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. 

Czułam, jakby czas na moment się zatrzymał. W jej oczach widziałam tę samą tęsknotę, którą nosiłam w sercu. Strata, ból i pytania bez odpowiedzi. Jason. Czułam, że Hermiona też to rozumiała – chociaż w inny sposób niż ja, ona również straciła miłość swojego życia. To było takie niesprawiedliwe, taki ciężar do noszenia. 

Nasza wymiana spojrzeń była krótka, ale pełna emocji. Hermiona skinęła głową, a ja odwzajemniłam ten gest. Było coś pocieszającego w tej chwili – wspólne zrozumienie i wsparcie, nawet jeśli nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. 

Kiedy pociąg ruszył, machaliśmy do naszych dzieci, aż zniknęły za zakrętem. Odwróciłam się do Lucjusza, który patrzył na mnie z ciepłym uśmiechem. 

– Dzieci dorastają tak szybko – powiedział cicho. 

– Tak, dorastają – odpowiedziałam, patrząc w dal. – A my musimy znaleźć sposób, by iść naprzód. 

Spacerując po peronie, moje myśli krążyły wokół Hermiony i tego, co nas łączyło. Strata. Miłość. Tęsknota. Wszystko to było takie skomplikowane i niesprawiedliwe. Ale w tej chwili, na zatłoczonym peronie King's Cross, poczułam, że nie jestem sama w tym bólu. Byłyśmy różne, ale łączyło nas coś fundamentalnego – walka o przyszłość naszych dzieci i wspomnienia o tych, których straciłyśmy. 

Wracając do domu z Lucjuszem, czułam w sercu pewien spokój. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele wyzwań, ale teraz czułam, że mam siłę, by stawić im czoła.  

Po powrocie do domu, zmęczona emocjami dnia, usiadłam w fotelu w salonie, patrząc na ogień tańczący w kominku. Myśli zaczęły płynąć swobodnie, a ja przypominałam sobie ostatnie piętnaście lat swojego życia.  

Lucjusz był wspaniałym ojcem dla Emily. Mimo że nie był jej biologicznym ojcem, nigdy nie dał jej tego odczuć. Kochał ją bezwarunkowo i traktował jak własną córkę. Było coś niesamowitego w sposobie, w jaki się nią opiekował, jak cierpliwie tłumaczył jej zawiłości magicznych zaklęć czy jak uczył ją grać w szachy czarodziejów.  

W tych myślach przypomniałam sobie rozmowę, którą rano niechcący podsłuchałam. Wstałam wcześniej niż zwykle i szłam korytarzem, kiedy usłyszałam głosy dochodzące z pokoju Draco i Astorii. Zatrzymałam się na chwilę, nie chcąc podsłuchiwać, ale słowa, które usłyszałam, były zbyt poruszające, by odejść. 

– Twój ojciec to wspaniały człowiek. Przygarnął twoją matkę i pomógł jej wychować dziecko innego faceta, traktując je jak własne. To niesamowite – powiedziała Astoria, a w jej głosie słychać było podziw. 

Draco westchnął ciężko.  

– Nie znasz całej historii. Ojciec Emily... Rodzice byli po rozwodzie, kiedy matka go poznała. Kochała go, widziałem jak na niego patrzyła. Na ojca nigdy tak nie spojrzała. To był naprawdę świetny facet i kochał ją tak samo mocno jak ona jego. Wyglądali jak para zakochanych nastolatków, nigdy wcześniej nie widziałem jej szczęśliwszej. A potem rozpętała się bitwa. Jason LeMarchal zginął, ratując mi życie. Resztę już znasz. Okazało się, że matka jest w ciąży, ojciec czuł się winny, ponieważ gdyby zareagował wcześniej, on by przeżył, zaoferował mamie pomoc, a ona się zgodziła. Na świat przyszła Emily, a oni wychowali ją wspólnie. Trzy lata wcześniej stracili dziecko, myślę, że ojciec właśnie dlatego traktuje Emily jak swoją córkę, bo przypomina mu ona dziecko, które mieli mieć razem. 

Astoria była zszokowana.  

– Ja... Nie wiedziałam. Nie można było... Nie dało się uratować tego mężczyzny, którego kochała twoja matka? 

– Nie. Odniósł śmiertelne rany. Nie było żadnego ratunku – odpowiedział Draco, a w jego głosie brzmiała bolesna prawda. 

– Jak to zniosła twoja matka? – zapytała Astoria cicho. 

Draco westchnął.  

– Było jej ciężko, cierpiała, ale wtedy pojawił się ojciec i jakimś cudem jej pomógł. Myślę, że on ją wciąż kocha i próbuje odpokutować za to, co jej zrobił dawno temu, kiedy jeszcze byli małżeństwem. 

– Co takiego zrobił? – spytała Astoria zaniepokojona. 

Draco przerwał na chwilę, a potem powiedział stanowczo:  

– To nie jest nasza sprawa, Astorio. Powinniśmy iść sprawdzić, czy Scorpius wszystko spakował. 

Te słowa wciąż brzmiały w moich uszach, kiedy wyszłam z domu i skierowałam się w stronę lasu, gdzie rósł bez zasadzony dawno temu, w dniu naszego ślubu. Bez miał dla nas szczególne znaczenie – symbolizował siłę miłości pomiędzy mną a Lucjuszem, mimo wszystkich trudności, które napotkaliśmy na swojej drodze. 

Kiedy dotarłam do krzewu, zobaczyłam, że bez wciąż kwitnie. Jego mocne, pachnące kwiaty wydawały się mówić, że nasza miłość przetrwała próbę czasu. Stałam tam przez chwilę, wdychając jego zapach i czując, jak wypełnia mnie spokój. 

Wróciłam do domu, gdzie znalazłam Lucjusza siedzącego w bibliotece, pochylonego nad książką. Podniosłam rękę i delikatnie zapukałam w drzwi. 

– Mogę wejść? – zapytałam. 

Lucjusz podniósł wzrok i uśmiechnął się do mnie.  

– Oczywiście, Narcyzo. Co się stało? 

Podchodząc bliżej, usiadłam na fotelu naprzeciwko niego.  

– Chciałam z tobą porozmawiać. 

– O czym? – zapytał, odkładając książkę i skupiając na mnie całą swoją uwagę. 

Wzięłam głęboki oddech, zbierając myśli.  

– Przypomniałam sobie rozmowę, którą rano przypadkiem podsłuchałam. Draco i Astoria rozmawiali o tobie. O tym, jakim jesteś wspaniałym ojcem dla Emily, mimo że nie jesteś jej biologicznym ojcem. 

Lucjusz pokiwał głową, czekając na dalszy ciąg. 

– Powiedzieli, jak bardzo mnie wspierałeś, kiedy Jason zginął, jak pomogłeś mi wychować Emily. I jak kochałeś ją bezwarunkowo, jak własną córkę – mówiłam, a moje serce przyspieszało. – Chciałam ci za to podziękować, Lucjuszu.  

Spojrzał na mnie z czułością.  

– Narcyzo, zawsze byłem gotów cię wspierać. To, co się stało z Jasonem, było tragedią, ale  dało mi szansę, bym mógł cię wesprzeć. I kocham Emily jak swoją córkę, bo jest częścią ciebie. 

Łzy napłynęły mi do oczu, ale uśmiechnęłam się przez nie.  

– Pomimo tego, że tak wiele razy i tak bardzo mnie zraniłeś, to nie potrafię przestać cię kochać. Co jest ze mną nie tak? 

Lucjusz wstał i podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich ramionach.  

– Nic, Narcyzo. To jest właśnie miłość. Przetrwaliśmy razem tyle trudności, a nasza miłość przetrwała wszystko. I zawsze będę cię kochał. 

Wstałam, a nasze spojrzenia się spotkały.  

– A co, jeśli już za późno? Jeśli już się nam nie uda.

– Na miłość – powiedział Lucjusz, kładąc dłoń na moim policzku nigdy nie jest za późno. Za to na samotność, zawsze jest za wcześnie.

Nasze usta spotkały się w pocałunku pełnym miłości i czułości. Wszystkie te lata bólu i straty, a także chwile szczęścia i miłości, splatały się w tym jednym, magicznym momencie. Byliśmy razem, a to było najważniejsze. 

A więc jednak. Po tych wszystkich latach cierpień, upokorzeń i wyrzeczeń. Wreszcie byłam gotowa i gdy szczęśliwe zakończenie zapukało do mych drzwi, z radością mu je otworzyłam. 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis