Dzisiaj wyjątkowo niespodziankowy rozdział, bo okazja jest wyjątkowa :D To mój prezent dla Was z okazji moich urodzin :D Happy my birthday to all of you :*
~* ~
Noc. Blady zarys sylwetki Czarnego Pana. Tylko tyle był w stanie dostrzec Lucjusz Malfoy pośród wszechogarniającej go ciemności. Mężczyzna stał przed swoim panem, Lordem Voldemortem. Chwilę wcześniej powrócił z misji, która zakończyła się niepowodzeniem. Wiedział, że srogo za to zapłaci.
~* ~
Noc. Blady zarys sylwetki Czarnego Pana. Tylko tyle był w stanie dostrzec Lucjusz Malfoy pośród wszechogarniającej go ciemności. Mężczyzna stał przed swoim panem, Lordem Voldemortem. Chwilę wcześniej powrócił z misji, która zakończyła się niepowodzeniem. Wiedział, że srogo za to zapłaci.
– A więc zawiodłeś mnie, Lucjuszu – Czarny Pan zdawał się być opanowany,
jednak to właśnie był znak, że w środku wprost gotował się z wściekłości. – Po
raz kolejny...
– Proszę, Panie, miej litość – błagał mężczyzna. Wciąż pamiętał skutki
swojej poprzedniej porażki, był pewien, że tym razem nie uda mu się przeżyć. –
Przysięgam...
– Cisza! – syknął Lord Voldemort i nawet deszcz stukający do tej pory w
wielkie okiennice zdawał się go posłuchać. – Przestań robić wymówki, Lucjuszu.
Czyż nie obiecałeś mi poprzednim razem, że będzie to Twoja ostatnia pomyłka?
– Tak, Panie – przytaknął. – Przysięgam... nigdy nie zamierzałem... nie
możesz, Panie...
– Nie mogę czego, Lucjuszu? Nie mogę oczekiwać, że dotrzymasz swych
obietnic? A może tego, że będziesz wiernym sługą?
– Nie, Panie, oczywiście, że nie to miałem na myśli. Nie rozumiesz...
– Nie rozumiem? W to raczej ciężko uwierzyć. Crucio!
Różdżka Voldemorta wystrzeliła z taką prędkością, że Lucjusz nie zdążył
nawet pomyśleć o próbie obrony. Zaklęcie zaatakowało go z potworną siłą. Ból
rozdzierał jego ciało.
Stojąca obok Narcyza nie była w stanie zrobić niczego, co pomogłoby jej
torturowanemu mężowi. Chciała coś zrobić, cokolwiek, co mogłoby powstrzymać
Czarnego Pana przed zabraniem jej wszystkiego, co miała i kochała. Widząc
czerwone, pełne nienawiści spojrzenie, postanowiła działać.
– Przestań! – krzyknęła. – Błagam, przestań! Wystarczy!
Słysząc tak odważnie wyrażony sprzeciw z ust tak drobnej kobiety,
Voldemort skierował swój wzrok na nią. Zaskoczyła go, zważywszy, że nie
pierwszy raz pokazywał, że ma kontrolę nad życiem każdego, włączając ją samą.
– Kobieta chce, żebym przestał – syknął zaintrygowany. – A więc dobrze. –
Opuścił różdżkę, przerywając tym samym swoje zaklęcie. – Co o tym sądzisz,
Lucjuszu? Dostałeś to, na co zasłużyłeś? – mężczyzna o wężowej twarzy spojrzał
na leżącego na ziemi Lucjusza. Ten, leżał na ziemi, ból, który wciąż odczuwał,
nie pozwalał mu na powiedzenie czegokolwiek. – Chyba że, Narcyzo, oferujesz
siebie, do wymierzenia całkowitej kary.
Kobieta stanęła w wojowniczej pozycji. Cokolwiek, pomyślała, cokolwiek. Wszystko
będzie lepsze niż obserwowanie, jak krzywdzisz moją rodzinę.
– Wspaniale – mogła przysiąc, że zobaczyła cień uśmiechu na twarzy
swojego oprawcy. – To zaboli go nawet bardziej.
Lucjusz przyglądał się scenie, na której rozegranie nie miał wpływu.
Chciał wydać z siebie głos, chciał krzyczeć, zaatakować Czarnego Pana. Był w
stanie zrobić wszystko, byle tylko ocalić kobietę, która była dla niego
wszystkim.
– Crucio!
Zaklęcie trafiło Narcyzę wprost w klatkę piersiową. Odebrało jej dech,
nie widziała nic oprócz tych przerażających czerwonych oczu. Tych, które miały
jej się śnić jeszcze przez wiele lat od tego momentu.
Krzyk Narcyzy był ostatnią rzeczą, jaką usłyszał, zanim otworzył oczy
obudzony swoim własnym krzykiem.
Nadal był w swoim domu, ale uświadomił sobie, że scena, która przed
chwilą rozegrała się zaledwie piętro niżej, była jedynie koszmarnym
wspomnieniem, które przeżywał na nowo każdej nocy, odkąd Narcyza postanowiła od
niego odejść.
Odetchnąwszy, wdzięczny za to, że było to jedynie wspomnienie, wstał z
łóżka i zrobił to, co robił każdej nocy. Zszedł na dół i wyciągnąwszy z barku
butelkę Ognistej Whisky, usiadł na fotelu, który niegdyś należał do jego żony, po
czym otworzył butelkę i wpatrując się w ponury obraz za oknem, wziął pierwszy
tego dnia łyk. Potem udał się do gabinetu Narcyzy i ze starej szafy wciągnął
myślodsiewnię. Od pewnego czasu robił to niemal każdej nocy. Z wysokiej szafki
wyciągał różne wspomnienia i godzinami potrafił je oglądać. Dosłownie, żył
wspomnieniami.
~*~
Odkąd Lucjusz sięgał pamięcią, to Severus Snape był najlepszym
przyjacielem jego rodziny. Pamiętał, że młodszy Ślizgon zaprzyjaźnił się z
Narcyzą jeszcze w Hogwarcie. Jednak dopiero później, kiedy obaj wstąpili w
szeregi Czarnego Pana, mężczyźni stali się, choć obaj nie lubili używać tego
słowa, przyjaciółmi. Wspólne misje sprawiły, że musieli nauczyć się sobie ufać.
Żaden z nich nie byłby w stanie zliczyć, ile razy wspólnie zabijali i
torturowali. Jednak często zdarzało się również, że ich relacje były o wiele
normalniejsze. To właśnie Lucjusz wybrał Severusa na ojca chrzestnego swojego
pierworodnego syna. Jedyną osobą, której Lucjusz ufał bardziej niż Severusowi,
była Narcyza. Dla Severusa z kolei przyjaźń z Narcyzą i Lucjuszem była jedną z
najlepszych rzeczy, jaka mu się w życiu przytrafiła. Jako człowiek samotny,
nieposiadający własnej rodziny, Severus wybrał Malfoyów na swoją przyszywaną
rodzinę. I choć z Lucjuszem często się sprzeczali, Severus wiedział, że jeśli
miałby brata, to traktowałby go właśnie tak, jak traktował Lucjusza.
– Dobra, jaki masz plan? – spytał Severus, kiedy Lucjusz opowiedział mu
o swojej wczorajszej kłótni z Narcyzą.
– Zamierzam ją dzisiaj zabrać na przecudowną kolację, a potem na rejs
statkiem. Narcyza uwielbia statki.
– Wiesz co, równie dobrze możesz powiedzieć, że tak w sumie to nie wiesz,
o co jej chodzi, ale jest ci przykro, że ją zraniłeś i liczysz na jakiś niezły
seks wieczorem.
– No dobrze, Panie–Wiem–Wszystko–Najlepiej, jakbyś ty to zrobił?
– Przede wszystkim, musisz się pozbyć Draco z domu, najlepiej do jutra.
Potem, świecie, jak, no nie wiem, z pięćdziesiąt, rozumiesz?
Lucjusz pokiwał głową.
– Rozkładasz te świece po całym pokoju, a potem posypujesz podłogę
płatkami róż.
– Tak, bo róże są ładne i sprawiają, że pokój niesamowicie pachnie.
– Dokładnie. Jak ogród na wiosnę.
Lucjusz notował w głowie wszystko to, co mówił mu Severus. Wiedział już,
że ten wieczór będzie niezapomniany. Już miał podpytywać o kolejne szczegóły,
kiedy w pokoju pojawiła się Narcyza.
– O czym rozmawiacie? – zapytała, obdarzając Lucjusza spojrzeniem pełnym
pogardy.
– Nic, takie tam męskie rozmowy.
– No, dziwki i szpadle.
Narcyza zmierzyła Severusa pytającym spojrzeniem, ale nic nie
powiedziała.
– Narcyzo – powiedział Severus, podchodząc do niej. – Muszę przyznać, że
nie ma nic piękniejszego ponad widok kobiety w cią... – Severus już miał
wyciągać swoją dłoń, by położyć ją na ciężarnym brzuchu kobiety, jednak został
przed tym powstrzymany.
– Zrób to, a odetnę ci wszystkie palce – syknęła, a Severus
automatycznie zabrał swoją dłoń.
– Powinienem był ci powiedzieć – stwierdził Lucjusz. – Jest trochę
przewrażliwiona na tym puncie.
– Zauważyłem – jęknął mężczyzna i usiadł na kanapie.
– Narcyzo – zaczął niespokojnie Lucjusz, zwracając się do żony. –
Powiedz mi, jak bardzo jesteś na mnie zła?
– W skali od jeden do dziesięciu? Jedenaście.
Lucjusz uśmiechnął się.
– Wczoraj było osiemnaście – wyjaśnił dumnie przyjacielowi, który złapał
się za czoło. Lucjusz spojrzał na Narcyzę. – Wiesz, po tym, co powiedziałem
poprzedniej nocy, czuję się trochę...
– Winny? – dokończyła za niego Narcyza.
– Nie, nie to.
– Winny? – podpowiedział Severus.
– O, właśnie, tak, to.
Narcyza przewróciła oczami, a Snape spojrzał na niego pytająco.
– No co, mimo wszystko... nie lubię, kiedy ona ma rację – wyjaśnił
mężczyzna, po czym znowu zwrócił się do żony. – W każdym, razie... kochanie...
tak sobie pomyślałem, może zechciałabyś wybrać się ze mną na kolację.
– No chyba zwariowałeś – oburzyła się Narcyza. – Nie zostawię Draco
samego w domu.
– Severus się nim zajmie – wypalił Lucjusz, zanim zdążył zapytać o to
przyjaciela.
– Och, skoro tak – udała, że się zastanawia. – W takim razie zgoda. A
teraz zostań tutaj, za chwilę wrócę.
Kiedy Narcyza zniknęła za drzwiami, Lucjusz szybko odwrócił się do
Severusa.
– Proszę, dla mnie – powiedział błagalnie.
– Nawet nie próbuj – Severus pozostał niewzruszony.
– Co?
– Myślisz, że jeśli powiesz „proszę, dla mnie”, to zrobię wszystko, o co
mnie poprosisz? Cóż, nie tym razem.
– Proszę, dla mnie – Lucjusz spróbował jeszcze raz.
– No dobrze – westchnął Severus, a Lucjusz był gotowy rzucić mu się na
szyję. – Ale żeby mi to było ostatni raz.
– Obiecuję – przyrzekł, jednak obaj wiedzieli, że nie było to prawdą.
Po chwili do salonu ponownie wkroczyła Narcyza, tym razem z małym Draco
na rękach.
– Cyziu, tyle razy prosiłem, żebyś go nie nosiła, to nie jest bezpieczne
dla dziecka – Lucjusz wskazał na jej brzuch. Narcyza była w piątym miesiącu
ciąży i jej brzuch już powoli stawał się widoczny.
– Dziecku nic nie będzie – powiedziała Narcyza i podała syna mężowi.
– Wow! – krzyknęła z zachwytu. Lucjusz i Draco byli ubrani tak samo. –
Wyglądacie identycznie! Idę po aparat, trzeba to uwiecznić – powiedziała podekscytowana.
– Cyziu, wiesz, że tego nie lubię... – jęknął Lucjusz, ale jego żona już
dawno zniknęła z pola widzenia.
– Dlaczego? – zdziwił się Severus. – Myślałem, że taki arogancki osioł
jak ty, zawsze chciał mieć swojego własnego klona.
– Przysięgam, gdybym nie trzymał teraz swojego syna na rękach...
– To i tak byś nic nie zrobił, bo wiesz, że wtedy nie zająłbym się
Draco, żebyś ty mógł...
– Uważaj sobie – ostrzegł go. – Draco jest za mały, żeby słuchać takich
rzeczy.
– Draco ma rok, on nawet nie rozumie, co się do niego mówi.
– Nieprawda, mój syn jest bardzo rozwinięty jak na swój wiek, ma to po
swoim tacie – uśmiechnął się Lucjusz i zaczął ocierać swoim nosem o malutki
nosek swojego syna, co spowodowało śmiech u malca.
– Jesteś przerażający, kiedy jesteś w pobliżu tego dziecka – stwierdził
Severus. – Boję się pomyśleć, co się stanie, kiedy będzie ich dwoje.
– Wtedy ilość miłości w tym domu zabije cię zaraz po przekroczeniu
progu – oznajmił spokojnie Lucjusz, nadal zabawiając malca.
Lucjusz nigdy nie rozumiał, dlaczego ludzie tak bardzo troszczyli się o
swoje głupie dzieci, dopóki sam nie został ojcem. W momencie, w którym po raz
pierwszy wziął swojego syna na ręce, zrozumiał, że choć miał go dopiero przez
kilka minut, to gdyby coś mu się stało, zabiłby każdego przebywającego w
pobliżu, a potem samego siebie. Odkąd Draco pojawił się na tym świecie, Lucjusz
wiedział, że zrobi wszystko, byle tylko go ochronić. Dla bezpieczeństwa swojego
syna gotów był nawet oddać własne życie.
Nagły krzyk Narcyzy przywołał mężczyzn do porządku. Lucjusz
automatycznie podał dziecko Severusowi i pobiegł szukać żony. Znalazł ją przy
schodach. Leżała nieprzytomna w kałuży krwi. Serce Lucjusza zabiło szybciej,
adrenalina uderzyła mu do głowy. Chwycił swoją żonę i od razu teleportował się
z nią do Munga. Uzdrowiciele natychmiast ją zabrali. Dopiero po jakimś czasie
pozwolono mu zobaczyć żonę.
Kiedy wszedł do sali, w której leżała, zobaczył ją w łóżku, słabą i
zapłakaną. Był to jeden z najbardziej bolesnych momentów w jego życiu.
Wiedział, że nie mógł zrobić nic, by ochronić swoich bliskich przed
cierpieniem.
– Straciliśmy je – powiedziała kobieta resztkami sił. – Mieliśmy mieć
syna, a teraz nie mamy nic – załkała żałośnie, a Lucjusz ją przytulił.
Cierpiał, tak samo, jak ona, jednak musiał być silny dla niej.
– Już dobrze, kochanie – szeptał jej do ucha. – Już dobrze. Jesteś cała,
to najważniejsze.
– Lucjuszu, nie zniosę tego po raz kolejny. Zanim urodziłam Draco,
straciliśmy troje dzieci, teraz straciliśmy jeszcze jedno. Nie poradzę sobie ze
stratą kolejnego – jej szloch słychać było na korytarzu.
– Nie stracimy kolejnego – zapewnił ją. – Zobaczysz, jeszcze będziemy
mieli drugie dziecko, obiecuję – mówił, próbując ją uspokoić. Szeptał jej do
ucha słowa ukojenia, próbował, choć na chwilę, przynieść jej ulgę w cierpieniu.
Tylko tyle był w stanie zrobić.
~*~
Kolejne wspomnienie, które wyciągnął, zaczęło się jedną z wielu misji,
które odbył podczas pierwszej wojny. To było stare wspomnienie, mające około
dwudziestu lat. Lucjusz prowadził rozmowę ze swoim szwagrem, Rudolfem.
– A jak tam sytuacja z Bellą?– spytał Lucjusz, przypomniawszy sobie
prośbę Narcyzy, by spróbował się czegoś dowiedzieć, ponieważ Bellatrix odmówiła
rozmowy na ten temat. – Pogodziliście się? Narcyza nie daje mi przez was
spokoju.
– Rozebrałem się przed nią i powiedziałem „wybieraj, Voldemort albo ja”.
– I co?
– Wybrała Voldemorta – oznajmił, jakby było to coś normalnego.
Lucjusz westchnął głośno.
– Gdybym zrobił to samo i kazał wybrać Narcyzie pomiędzy mną a Draco,
nie zawahałaby się ani chwili. Czasem myślę, że nasze kobiety są okrutniejsze
od nas – stwierdził Lucjusz w zamyśleniu i nie zważając na to, co robi, wyszedł
z ukrycia.
Nie minęła chwila, jak cały deszcze zaklęć poleciał w jego stronę.
Rudolf rzucił się na niego, odbijając jednocześnie zaklęcia za pomocą
tarczy ochronnej.
– Cholera, Malfoy – krzyknął wściekły. – Nie sądziłem, że taki idiota
może być moją rodziną.
Lucjusz już miał zacząć kłótnię, jednak wtrącił się Barty Crouch Jr.
– Dobra, nie ma co się kłócić, przechodzimy do Planu B.
– W zasadzie, to będzie Plan G – poprawił go Severus Snape.
– Ile planów mamy? – Spytał zaciekawiony Lucjusz. – Jest na przykład
jakiś plan, powiedzmy, M?
– Tak – przytaknął Snape. – Umierasz w Planie M.
– Lubię Plan M – powiedział Lestrange, patrząc się złowieszczo na
Lucjusza.
– Nie chcę nic mówić, ale chyba powinniśmy ich zaatakować – Lucjusz
próbował wybrnąć z sytuacji, w której cała złość była skierowana w jego stronę.
– Chyba po to tutaj jesteśmy, nie?
– Dobra – powiedział Dołohow. – Ale niech nie będzie, że nie
ostrzegałem. Co mnie nie zabije, niech lepiej ucieka, bo teraz jestem już po
prostu wkurwiony.
Po tych słowach ruszył do ataku, zostawiając pozostałych kolegów w
lekkim zdziwieniu. Po chwili wszyscy rzucili się w poszukiwaniu kogoś do
zabicia.
Kiedy tej samej nocy Lucjusz wrócił do domu, Narcyza, jak wiele nocy
przedtem, czekała na niego w salonie.
– Jak ci minął dzień? – zapytała.
– Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć.
– Nie rozumiem – powiedziała, wpatrując się w niego.
– Czego nie rozumiesz? – spytał, nalewając sobie Ognistej Whisky do
szklanki. Narcyza patrzyła na jego zniszczone, poplamione krwią ubranie.
– Jest w tobie dobroć – powiedziała. – Wiem to. Więc jak możesz robić
to, co robisz?
– Wszyscy musimy samodzielnie zdecydować, jak wiele grzechów jesteśmy w
stanie popełnić – powiedział, opróżniając szklankę jednym łykiem. – Wiem, że
się martwisz, Narcyzo, ale nic nam nie grozi – zapewnił, klękając u jej boku. –
Dopóki jesteśmy po właściwej stronie, jesteśmy bezpieczni. Dopóki jesteśmy
razem, przetrwamy wszystko – zapewnił ją i złożył delikatny pocałunek na jej
dłoni.
~*~
Ostatnie wspomnienie, jakie wyciągnął, dotyczyło jednego z najgorszych
okresów w jego życiu. Było to wspomnienie śmierci jego ojca.
Kiedy Lucjusz dowiedział się, że jego ojciec, jego ostatni przodek,
zmarł na smoczą ospę, był wtedy w więzieniu. Jego świat nie zmienił się ani
trochę. Nie poczuł żalu, smutku. Być może miało to związek z przebywaniem w
Azkabanie. Faktem jednak było, że śmierć ojca nie miała dla niego znaczenia.
Jedyne co Lucjusz czuł w związku z jego śmiercią, była ulga, że choć na chwilę
będzie mógł opuścić mury Azkabanu. Odkąd Narcyza mu o tym powiedziała, odliczał
dni do pogrzebu. Wiedział, że to da mu kilka chwil ze swoją rodziną. Zamierzał
wykorzystać je jak najlepiej.
– Tak bardzo mi przykro, Lucjuszu – powiedziała Narcyza, kiedy Lucjusz
pojawił się w ich rezydencji, żeby przygotować się do uroczystości. – Wiem, że
kochałeś swojego ojca.
– Tak – przytaknął beznamiętnie, a potem przytulił Narcyzę. Tak bardzo
tęsknił za dotykiem jej miękkiej, pachnącej słodko skóry.
– Dobrze jest mieć cię w domu – wyszeptała, nie wypuszczając go z ramion.
Tak bardzo cieszyła się z jego obecności.
– Dobrze jest być w domu – powiedział. – O której pogrzeb?
– Za dwie godziny – oznajmiła Narcyza, odrywając się od niego. –
Powinieneś iść się odświeżyć, wszystko masz w sypialni na górze. Ja poczekam
tutaj, w razie, gdyby Czarny Pan wrócił.
– Oczywiście – mówił nieco nieprzytomnie, jakby dopiero teraz docierało
do niego, co się działo. – Wrócę najszybciej, jak się da, obiecuję.
– Wiem – Narcyza zmusiła się do delikatnego uśmiechu, po czym usiadła w
swoim fotelu i czekała na męża.
Pogrzeb nie był długą uroczystością, nie był też duży. Pojawiło się
zaledwie kilka osób, Abraxas Malfoy nie był zbyt lubianym człowiekiem.
Skrzywdził zbyt wiele osób, by ktokolwiek chciał przeżywać jego śmierć w
zadumie, co najwyżej ją świętować.
– To była piękna uroczystość – powiedziała Narcyza, podchodząc do
Lucjusza, który ku jej zdumieniu, rąbał drewno za domem. W ręce trzymał wielką
siekierę, którą co i rusz uderzał w nowe kawałki drewna. Narcyza wywnioskowała,
że musiał ją wyczarować. Potrzebował zajęcia, które pozwoliłoby mu ochłonąć. –
Podobało mi się to, co powiedziałeś o swoim ojcu.
– To było kłamstwo – wycedził przez zęby. – Historia o sowie, którą dał
mi na dziesiąte urodziny? Zmyśliłem ją. Nie możesz na pogrzebie swojego ojca
opowiadać o tym, jak w swoje dziesiąte urodziny siedziałeś pod drzwiami jego
gabinetu i słuchałeś, jak posuwał swoją sekretarkę – mówiąc to, uderzył
siekierą w drewno z całą swoją siłą. – Nie jest mi smutno. Ulżyło mi. Jestem
wolny.
Narcyza patrzyła na niego zdumiona. Nigdy jej tego nie mówił. Zawsze
wydawało jej się, że Lucjusz kochał swojego ojca, że był dla niego niezwykle
ważny. Nie sądziła, że Lucjusz miał tak wielki żal do ojca.
– Nigdy nie opowiadałeś mi tej historii.
– Nie było czego – oznajmił, jeszcze mocniej uderzając siekierą w
drewno. Wyczuwała jego złość nawet z odległości kilku metrów.
– Odłóż siekierę – rozkazała. – Odłóż ją – powtórzyła, kiedy nie
posłuchał. W końcu rzucił siekierę na ziemię. – Chodź do mnie – poprosiła, a
kiedy tego nie zrobił, sama do niego podeszła i stanęła na pniu, na którym do
tej pory rąbał drewno.
Była teraz od niego wyższa. Patrzyła na jego twarz i widziała całą gamę
emocji. Wyciągnęła do niego rękę. Chwycił jej dłoń i zbliżył się do niej. Drugą
ręką chwyciła go za głowę i przyciągnęła do siebie. Chciała mu pomóc najlepiej,
jak umiała. Chciała pozwolić mu oczyścić się z targających nim emocji.
Kiedy był już wystarczająco blisko, przytuliła go do swojej piersi.
Wiedziała, że zrobiła dobrze, kiedy tylko usłyszała jego szloch. To był
pierwszy raz, kiedy Lucjusz płakał w jej obecności. Byli małżeństwem przez
ponad dwadzieścia lat, a on dopiero teraz pozwolił sobie na otworzenie się
przed nią. Wtedy zrozumiała, że jeśli przetrwają tę wojnę, nic nie będzie w
stanie ich rozdzielić. Nic, oprócz pewnej sadystycznej suki, nazywającej siebie
Ciocią Bellą. Ale o tym Narcyza jeszcze nie wiedziała.
– Ty jesteś w niebezpieczeństwie – powiedział Lucjusz przez łzy. – Draco
może umrzeć. A ja nie mogę temu zapobiec, nawet mnie tutaj nie ma. Co ja
zrobiłem, Narcyzo? Co za zrobiłem?
– Ciii – szeptała, gładząc dłonią jego plecy. – Będzie dobrze. Wszystko
będzie dobrze. Niedługo będziemy razem, zobaczysz. A teraz spokojnie, Lucjuszu,
spokojnie.
Wczepił się w nią, jak zwykł wczepiać się w swoją mamę, kiedy był
dzieckiem. Dopóki nie poznał Narcyzy, to ona była najlepszą osobą w jego życiu.
Jego matka była dobrą i ciepłą osobą, próbowała wpajać mu tę dobroć, jednak
zaklęcia ojca były skuteczniejsze. Lucjusz nigdy nie zrozumiał, jak kobieta o
tak wielkim sercu mogła poślubić takiego tyrana, jak Abraxas Malfoy. I nagle to
do niego dotarło. W taki sam sposób, jak Narcyza mogła poślubić jego. Musiał
przyznać, że mężczyźni w jego rodzinie mieli szczęście do kobiet. Z kolei
kobiety, które wkraczały do jego rodziny, takiego szczęścia już nie
miały.
– Tato? – Lucjusz usłyszał swojego syna i za pomocą zaklęcia
niewerbalnego przywrócił się do porządku. – Wszystko w porządku?
– Och, synku – powiedział Lucjusz. – Wiesz, że nic nie jest w porządku.
Choć tutaj do nas.
Lucjusz zrozumiał, że nie chce popełnić więcej błędów swojego ojca. Chce,
by syn go kochał. Nie nienawidził.
Kiedy młody mężczyzna podszedł do ojca, ten go przytulił.
– Draco – powiedział Lucjusz. – Jesteś moim synem. Nie pozwolę, żeby
cokolwiek ci się stało. Obiecuję.
Z oczu Narcyzy, która była świadkiem tej wzruszającej sceny, popłynęły
łzy.
To był jeden normalny dzień, jaki otrzymali podczas toczącej się wokół
wojny. Dzień, którego jako rodzina, potrzebowali bardziej niż czegokolwiek
innego.
~*~
Kiedy Lucjusz został opuszczony przez Narcyzę, kiedy przestał być jej
mężem, miał ochotę przestać istnieć. Nie, nie popełnić samobójstwo, nie umrzeć,
ale przestać istnieć. Zamienić się w nic. I wtedy pojawiła się ona.
Nie potrafił powiedzieć, kiedy ani gdzie ją poznał. Wiedział jedynie, że
był sam, a następnego dnia była z nim ona. Niewiele o niej wiedział. Nie miał
pojęcia, kim była albo skąd pochodziła. Wiedział jedynie, że przetrwał jedynie
dzięki niej. Opiekowała się nim w najtrudniejszych chwilach. To dzięki niej
jakoś sobie radził, przeżywał kolejne dni, oglądając wspomnienia, marząc o tym,
że jeszcze przyjdzie taki dzień, w którym Narcyza przyjdzie błagać o
przebaczenie i powrót do domu.
– Lucjuszu?! Lucjuszu, gdzie jesteś?! – usłyszał znany mu dobrze głos.
Schował myślodsiewnię i zszedł na dół.
– Tutaj – powiedział do kobiety o ciemnych włosach. – Wcześnie dzisiaj
przyszłaś.
– Udało mi się wcześniej skończyć pracę, więc stwierdziłam, że odwiedzę
cię i sprawdzę, jak sobie radzisz, czy potrzebujesz pomocy.
– Jak widzisz, radzę sobie świetnie – oznajmił, siadając w fotelu.
– Przyniosłam ci obiad, skrzat zaraz ci go odgrzeje.
– Nie trzeba było – powiedział oschle.
– Może pójdziemy na taras? Jest taki piękny dzień – zaproponowała
kobieta.
– Niech będzie – zgodził się. – Ale biorę alkohol.
– Świetnie. Też się z chęcią napiję.
Lucjusz nie potrafił określić, na czym polegała ich relacja. Nie był to
związek relacji intymnej, nie byli przyjaciółmi, nie była jego gosposią. Była
piękną kobietą, która przychodziła do niego i pilnowała, by przetrwał kolejny
dzień. Dlaczego tak bardzo zależało jej na jego życiu, Lucjusz nie miał
pojęcia.
– Znowu myślisz o Narcyzie, prawda? – spytała kobieta, biorąc łyk
Ognistej Whisky. – Znów byłeś w myślodsiewni, prawda?
– Nie możemy porozmawiać dzisiaj o czymś innym?
– O czym w takim razie chcesz rozmawiać?
– Najlepiej o niczym – odparł lekko zdenerwowany. – Chcę po prostu
posiedzieć i nic nie mówić.
– Dobrze – zgodziła się kobieta. – Ale odpowiedz mi na jedno pytanie.
– Jakie? – odparł zniecierpliwiony.
– Kochałeś ją?
– Tak.
– A ona kochała ciebie?
– Tak.
– Więc dlaczego to się skończyło?
– Bo miłość i zrozumie, nie zawsze oznaczają tę samą rzecz – westchnął,
po czym wziął butelkę Ognistej Whisky i dolał jej do szklanki siedzącej obok
niego Esme.
Ohh rozdział perełka! Wspaniała pewna forma dygresji od obecnych wydarzeń. Jak mamy rozumieć wpływ CIOCI BELLI? Zauważyłam z 3 fragmenty zaporzyczone z dialogów z Tumbrl`a (tam przynajmniej ja je czytałam) ale csii.
OdpowiedzUsuńOJEJ. NARESZCIE. Od początku. Severus, no nie wyobrażałam sobie go nigdy w takich sytuacjach, a tym bardziej wypowiadając takie słowa XD Tak tęskniłam za Lucjuszem i Narcyzą razem, bardzo miło było to przeczytać, mimo że to tylko wspomnienia. A zakończenie... Zaskoczenie. Esme była podejrzana od początku. Tylko co ona chce osiągnąć? Czekam na spotkanie Narcyzy i Lucjusza, i pozdrawiam :D Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! :*
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? ;(
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój blog. Bardzo fajnie że piszesz o Narcyzie i Lucjuszu, (długo szukałam takiego bloga i o takiej tematyce jak twój). Mam nadzieję, że już nie długo pojawi się nowy rozdział.
OdpowiedzUsuń