sobota, 20 lipca 2024

Rozdział 56. Propozycja

Siedziałam w poczekalni Świętego Munga, nerwowo zaciskając dłonie na oparciu krzesła. Moje myśli krążyły wokół dziecka, które nosiłam pod sercem. Od kilku dni czułam się słabo, a moje obawy rosły z każdym mijającym dniem. Kiedy uzdrowiciel wezwał mnie do gabinetu, wstałam z ciężkim sercem i weszłam do środka.
– Pani Malfoy, proszę usiąść – powiedział uzdrowiciel, wskazując na wygodne krzesło naprzeciw jego biurka. – Co panią do nas sprowadza?
Westchnęłam głęboko, starając się uspokoić drżące ręce.
– Od kilku dni czuję się słabo – zaczęłam. – Martwię się o moje dziecko. Chciałabym, żeby wszystko było w porządku.
Uzdrowiciel skinął głową, zrozumienie malowało się na jego twarzy.
– Rozumiem pani obawy. Zrobimy wszystkie niezbędne badania, żeby upewnić się, że zarówno pani, jak i dziecko są w dobrym zdrowiu.
Po krótkim badaniu i serii zaklęć diagnostycznych, uzdrowiciel usiadł z powrotem za biurkiem i uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
– Wszystko wydaje się być w porządku – powiedział z łagodnym uśmiechem. – Dziecko rozwija się prawidłowo, a pani stan zdrowia jest stabilny. Powinna pani jednak trochę się oszczędzać i unikać stresu.
Poczułam ulgę, ale moje serce wciąż było ciężkie od obaw. Musiałam wiedzieć więcej, musiałam mieć pewność.
– Doktorze, kilka lat temu zaszłam w ciążę – zaczęłam, a moje oczy zaszły łzami na wspomnienie tamtych dni. – Dziecko okazało się śmiertelnie chore. Nie przeżyło. Boję się, że teraz może się to powtórzyć. Proszę, zróbcie wszystkie możliwe badania, żeby wykluczyć jakiekolwiek zagrożenie.
Uzdrowiciel spojrzał na mnie z empatią.
– Przykro mi z powodu straty, którą pani przeżyła. Rozumiem pani obawy i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zapewnić pani spokój. Wykonamy dodatkowe badania genetyczne i inne niezbędne testy, żeby upewnić się, że dziecko jest zdrowe.
Podziękowałam mu, a on przystąpił do kolejnych badań. Czas oczekiwania na wyniki wydawał się wiecznością. Siedziałam tam, wpatrując się w ściany gabinetu, modląc się o dobre wiadomości.
W końcu uzdrowiciel wrócił z wynikami. Jego twarz była spokojna, co dodawało mi otuchy.
– Pani Malfoy, mam dobre wieści – powiedział, a jego głos był pełen łagodności. – Wszystkie wyniki są prawidłowe. Dziecko jest zdrowe, nie ma żadnych oznak choroby. Może pani być spokojna.
Łzy ulgi zaczęły spływać po moich policzkach. Czułam, jak ciężar obaw opuszcza moje serce.
– Dziękuję, doktorze – powiedziałam z wdzięcznością. – To dla mnie wiele znaczy.
– Proszę dbać o siebie i unikać stresu – przypomniał uzdrowiciel. – Jeśli cokolwiek się zmieni, proszę natychmiast się z nami skontaktować.
Kiwnęłam głową, obiecując sobie, że będę dbała o siebie i nasze dziecko. Wyszłam z gabinetu uzdrowiciela z nową nadzieją w sercu. Wierzyłam, że tym razem wszystko będzie dobrze. Byłam gotowa stawić czoła przyszłości, mając w sobie siłę i miłość, które dawały mi otuchę na każdym kroku.

~*~

Najdroższy,

Wiem, że minęło dużo czasu od mojego ostatniego listu, ale w moim życiu wydarzyło się wiele rzeczy o których chcę Ci teraz opowiedzieć. Przede wszystkim, Draco wziął ślub z Astorią. To było piękne i wzruszające wydarzenie. Sala balowa była pełna kwiatów i świateł, a atmosfera była naprawdę magiczna. Draco wyglądał na tak szczęśliwego i dumnego, a Astoria w swojej sukni ślubnej była ucieleśnieniem elegancji i wdzięku. 

Podczas ceremonii siedziałam obok Lucjusza. Muszę przyznać, że jego obecność była dla mnie trudna, ale jednocześnie czułam, że coś się zmieniło. Lucjusz zachowywał się inaczej niż kiedyś – był spokojniejszy, bardziej empatyczny. W pewnym momencie, gdy się wzruszyłam, delikatnie ujął moją rękę, dodając mi otuchy. To było coś, czego się nie spodziewałam, a jednocześnie dało mi nadzieję, że może rzeczywiście się zmienił.

Chciałabym też opowiedzieć Ci o czymś bardzo ważnym. Od jakiegoś czasu czułam się słabo i martwiłam się o nasze dziecko. Poszłam do uzdrowiciela, który przeprowadził wszelkie możliwe badania. Bałam się, że historia się powtórzy, że znowu stracę dziecko. Ale ku mojej ogromnej uldze, uzdrowiciel zapewnił mnie, że wszystko jest w porządku. Nasze dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo. 

To była dla mnie ogromna ulga. Wciąż jednak muszę dbać o siebie i unikać stresu, ale teraz, gdy wiem, że wszystko jest w porządku, czuję się znacznie spokojniejsza. Wiem, że gdzieś tam, po drugiej stronie, czuwasz nad nami.

Chociaż życie bez Ciebie jest trudne, wiem, że muszę być silna – dla Draco, dla naszego dziecka, dla naszej przyszłości. Czuję Twoją obecność przy każdym kroku i wiem, że Twoja miłość daje mi siłę, by przetrwać te najtrudniejsze chwile.

Z miłością,
Narcyza

~*~

Stanęłam przed małą, zaciszną kawiarnią na obrzeżach Hogsmeade. Lucjusz wybrał to miejsce, zapewne chcąc uniknąć spojrzeń i plotek. Kiedy weszłam do środka, zobaczyłam go siedzącego przy stoliku w rogu, jego srebrne włosy przyciągały uwagę jak zawsze. Uśmiechnął się delikatnie, wstając, aby mnie powitać.
– Dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie, Narcyzo – powiedział, kiedy usiadłam naprzeciwko niego.
– Nie ma za co, Lucjuszu. Byłam ciekawa, co masz mi do powiedzenia – odpowiedziałam, starając się zachować neutralny ton. Kilka dni wcześniej dostałam od niego list w którym prosił o spotkanie.
Kelnerka podeszła do nas, przyjmując zamówienia na kawę. Gdy odeszła, Lucjusz spojrzał na mnie z troską w oczach.
– Widziałem cię ostatnio w Świętym Mungu – zaczął ostrożnie. – Czy wszystko w porządku?
Westchnęłam, próbując zachować spokój. Nie chciałam mówić mu o ciąży, jeszcze nie teraz.
– Tak, wszystko w porządku. Po prostu rutynowa kontrola – skłamałam, starając się brzmieć przekonująco.
Lucjusz przytaknął, choć widziałam, że nie do końca mi uwierzył. Chwilę milczeliśmy, a ja zastanawiałam się, co mogło go skłonić do zaproszenia mnie na to spotkanie. W końcu postanowiłam zadać pytanie, które nurtowało mnie od chwili, gdy otrzymałam jego list.
– Co działo się u ciebie od naszego rozwodu, Lucjuszu? – zapytałam, starając się, aby moje słowa brzmiały naturalnie.
Lucjusz zamyślił się na chwilę, biorąc łyk kawy.
– To były trudne lata, Narcyzo. Po naszym rozwodzie musiałem stawić czoła wielu wyzwaniom. Straciłem większość majątku i wpływów. Musiałem zacząć od nowa, w pewnym sensie. Próbowałem zrozumieć swoje błędy i naprawić je na tyle, na ile było to możliwe.
Słuchałam go uważnie, zastanawiając się, jak bardzo musiało to na niego wpłynąć. Lucjusz kontynuował:
– Najtrudniejsze było odzyskanie zaufania Draco. Był wściekły na mnie za to, jak go wychowywałem, za to, co musiał przejść z powodu moich decyzji. Ale z czasem zaczęliśmy odbudowywać nasze relacje. To... to nie było łatwe, ale warte każdego wysiłku.
Poczułam, jak świat wokół mnie zaczyna wirować. Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić, ale uczucie oszołomienia tylko się nasilało. Próbowałam skupić się na słowach Lucjusza, ale coraz trudniej było mi to zrobić.
– Narcyzo, czy wszystko w porządku? – zapytał nagle Lucjusz, jego twarz wyrażała zaniepokojenie.
Chciałam odpowiedzieć, że tak, ale zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, poczułam, jak ogarnia mnie ciemność. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, było silne uderzenie głowy o stół i zaniepokojony głos Lucjusza, zanim straciłam przytomność.
Gdy otworzyłam oczy, leżałam na miękkiej kanapie w kawiarni. Lucjusz klęczał obok mnie, trzymając mnie za rękę.
– Narcyzo, obudź się – mówił z troską w głosie. – Wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczna.
Próbowałam usiąść, ale on delikatnie mnie powstrzymał.
– Spokojnie, Narcyzo. Wezwałem uzdrowiciela, zaraz tu będzie.
Czułam się słaba, ale widok troskliwego Lucjusza dodawał mi sił. Wiedziałam, że muszę teraz bardziej niż kiedykolwiek dbać o siebie i nasze dziecko, nawet jeśli oznaczało to utrzymanie pewnych tajemnic na razie. Zanim uzdrowiciel pojawił się w kawiarni, obraz rozmazał się i poczułam, że moja głowa opada na poduszkę.
Obudziłam się w jasnej, cichej sali szpitalnej. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie spotkanie z Lucjuszem i to, jak straciłam przytomność. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Lucjusza siedzącego przy moim łóżku. Trzymał mnie za rękę, a na jego twarzy malowała się mieszanka troski i ulgi.
– Narcyzo, obudziłaś się – powiedział, widząc, że otworzyłam oczy. – Jak się czujesz?
Próbowałam się podnieść, ale Lucjusz delikatnie mnie powstrzymał. Jego dotyk był ciepły i kojący, choć wciąż czułam się oszołomiona.
– Co się stało? – zapytałam cicho.
– Straciłaś przytomność w kawiarni – odpowiedział. – Wezwałem uzdrowiciela i przetransportowaliśmy cię do Świętego Munga. Jesteś bezpieczna, Narcyzo.
Chciałam mu podziękować, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Lucjusz kontynuował.
– Narcyzo, wiem o ciąży – jego głos był spokojny, ale wyczułam w nim ukryte emocje. – Na początku byłem wściekły, ale teraz, kiedy miałem czas, by to przemyśleć... Doszedłem do wniosku, że jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym ci pomóc w wychowaniu tego dziecka.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Lucjusz Malfoy, mój były mąż, który przez lata wydawał się zimny i nieczuły, teraz proponował mi pomoc i wsparcie. 
– Lucjuszu, ja... – zaczęłam, nie wiedząc, jak wyrazić swoje uczucia.
– Życie jest dla żywych, moja droga – przerwał mi delikatnie. – Możemy je sobie ułożyć we dwoje. Może nie jak w moich snach, może inaczej niż w twoich wspomnieniach, ale jakoś byśmy sobie poradzili.
Jego słowa były tak pełne nadziei, że poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. 
– Lucjuszu, to jest... to jest bardzo miłe z twojej strony – powiedziałam, próbując zachować spokój. – Ale dlaczego? Dlaczego chcesz mi pomóc?
Lucjusz wziął głęboki oddech, patrząc mi prosto w oczy.
– Ponieważ zdaję sobie sprawę, że popełniłem wiele błędów, Narcyzo. Straciłem wiele przez moje decyzje i nie chcę stracić jeszcze więcej. To dziecko zasługuje na szansę na lepsze życie. A ja chcę być częścią tego życia, jeśli mi na to pozwolisz.
Poczułam, jak jego słowa otwierają we mnie coś, co dawno było zamknięte. Może to była nadzieja, a może po prostu potrzeba bliskości i wsparcia.
– Lucjuszu, jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, jeśli naprawdę chcesz być częścią tego życia... – powiedziałam, ściskając jego rękę. – Jestem bardzo wzruszona, ale musisz dać mi pomyśleć. To nie jest decyzja, którą mogę od tak podjąć.
Lucjusz uśmiechnął się delikatnie i przyciągnął moją rękę do swoich ust, składając na niej pocałunek.
– Rozumiem. Możemy zrobić to razem, Narcyzo. Jakoś sobie poradzimy – powiedział, a w jego oczach zobaczyłam nową determinację.
Leżąc tam, w szpitalnym łóżku, poczułam, że może, tylko może, wszystko naprawdę się ułoży.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis