sobota, 14 kwietnia 2018

Rozdział 44. Ostatni taniec

Dzisiaj dedykacja wyjątkowo dla mojej wychowawczyni z liceum, której słowa zainspirowały mnie do napisania tego rozdziału :D teraz już wiecie, jak dawno temu to wszystko zaplanowałam i jak dawno temu to powinno być opublikowane, bo maturę pisałam w 2016 roku xd


– Uwielbiam, kiedy pierwszą rzeczą, którą widzę po przebudzeniu, jest twoja twarz – uśmiechnął się Jason, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
– Całe szczęście, że zdążyłam wstać wcześniej, żeby nałożyć makijaż – zaśmiałam się. – Gotowy na ostatnią lekcję walca? – spytałam, wstając z łóżka.
– To już dzisiaj? Myślałem, że mamy jeszcze kilka dni.
– Nie możemy mieć jeszcze kilku dni, bo bal jest jutro – spojrzałam na niego z zainteresowaniem. Przeważnie zdawał sobie sprawę z tego, jaki mamy dzień. – Wszystko w porządku?
– Tak, po prostu uciekła mi gdzieś połowa tygodnia – zaśmiał się, po czym wstał i podszedł do mnie. – Czas przy pani płynie za szybko, pani profesor – wymruczał i pocałował mnie.
– Nie mamy na to czasu – powiedziałam i wyswobodziłam się z jego objęć. – Musimy zdążyć na śniadanie, a potem do sali prób, musimy się pośpieszyć, bo zjedzą cały pudding i znowu nic dla mnie nie zostanie.
– Wykończysz mnie kobieto – zaśmiał się Jason i ruszył w stronę drzwi. – Spotykamy się tam gdzie zawsze?
– Oczywiście. – Posłałam mu całusa i zabrałam się za przygotowanie szaty.
Kiedy szłam w stronę Wielkiej Sali, usłyszałam znajome głosy. Byłam pewna, że słyszę Esme i Evelyn. Ich głosy były podniesione, czułam, że coś było nie w porządku.
– Nie możesz tego zrobić! Narcyza nie może się dowiedzieć! – syknęła wściekła Evelyn.
Kiedy usłyszałam swoje imię, wyszłam zza rogu. Były zaskoczone moim widokiem.
– O czym nie mogę się dowiedzieć?
– O... – Evelyn próbowała coś wymyślić.
– O niespodziance, którą szykujemy dla ciebie i Jasona – powiedziała Esme, ale wiedziałam, że było to wymyślone na poczekaniu kłamstwo.
– Okay – odparłam niepewnie i poszłam dalej, jednak zamierzałam mieć je na oku. Coś knuły i zamierzałam dowiedzieć się co takiego, bo na pewno nie była to niespodzianka dla nas.
– Wreszcie jesteś – ucieszył się Jason, kiedy mnie zobaczył. – Już myślałem, że się nie doczekam.
– Spotkałam po drodze Esme i Evlyn – wyjaśniłam.
– I co? – spytał zaintrygowany.
– Nie wiem, ale zamierzam mieć je na oku. Okłamały mnie.
A potem weszliśmy do Wielkiej Sali i gdy tylko zobaczyłam mój ukochany pudding malinowy, zapomniałam o całym świecie.
Nauka walca zakończyła się po godzinie, po raz pierwszy wszyscy zatańczyli idealnie. Wreszcie było widać, że nasza ciężka praca się opłacała.
– Nie mogę się doczekać jutra – uśmiechnęłam się, patrząc, jak wszystkie pary wirują po raz ostatni.
– Ja też – uśmiechnął się Jason. – Bardzo miło wspominam ostatni bal.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
– Co ty robisz? – oburzyłam się. – Nie bez powodu się ukrywamy.
– Dobrze, dobrze – zaśmiał się i zabrał swoje dłonie. Taniec dobiegł końca.
– Brawo! – krzyknęłam do wszystkich par. – Byliście wspaniali! Trzymam kciuki, żeby jutro wyszło wam równie pięknie! A teraz zmykajcie, koniec próby!
Wszyscy naraz skierowali się do wyjścia.
– Strasznie im się śpieszy – zaśmiał się Jason. – Co teraz masz?
– Piąty rok, zaklęcia niewybaczalne.
– Ciężki temat.
– Dla mnie wyjątkowo – westchnęłam i zabrałam swoje rzeczy, po czym również opuściłam salę.

~*~

W dniu balu, w całym zamku czuć było atmosferę nadchodzącego wydarzenia. Dziewczęta biegały  po zamku, pomagając sobie w przygotowaniach, chłopcy z kolei potajemnie usiłowali ćwiczyć kroki tańca.
Stałam, opierając się prawym ramieniem o ścianę i ukradkiem obserwowałam chłopców dopracowujących ostatnie kroki walca.
– Miło na nich popatrzeć – uśmiechnęłam się, kiedy Jason stanął obok mnie. – Przypominają mi o latach mojej młodości.
– Masz na myśli dzisiejszy poranek? – spytał i przyłożył swoje usta do mojej szyi.
– Bardzo śmieszne – powiedziałam, odwracając się do niego. Momentalnie znalazłam się w jego objęciach. – Mówiłam ci, że nie powinniśmy robić nic publicznie. Co, jeśli będziemy mieli przez to kłopoty?
– Niby co? Przecież nas nie wywalą – zaśmiał się. – A nawet jeśli, to będę szczęśliwy, mogąc się stąd wyrwać i zacząć życie z tobą, z dala od wszystkich. Możemy uciec nawet dzisiaj. Zapomnieć o wszystkim i o wszystkich. Tylko ty i ja.
Jego wyznanie nawet mnie nie zdziwiło. Powiedział głośno to, o czym ja wielokrotnie myślałam.
– Skończymy ten rok – powiedziałam. – Skończymy ten rok i znikniemy, obiecuję. – Patrzyłam w jego oczy i widziałam w nich nadzieję, której sama tak bardzo pragnęłam.
– Kocham cię – wyszeptał. – Kocham cię i dopilnuję, żebyś dotrzymała tej obietnicy. – Złożył delikatny pocałunek na moim czole, po czym odszedł w stronę swojego gabinetu. – Widzimy się na balu?
Pokiwałam głową i patrzyłam, jak Jason odchodzi. Zostałam jeszcze chwilę, patrząc na moich siódmoklasistów, po czym również wróciłam do siebie.
Nie musiałam się długo szykować. Makijaż miałam przygotowany już wcześniej, włosy związałam w koka, a kilka kosmyków wypuściłam na twarz. Sukienka, którą założyłam leżała w mojej szafie już od bardzo dawna, czekając na wyjątkową okazję. Była to piękna, długa suknia w kolorze pudrowego różu. Idealnie komponowała się z moją fryzurą.
Kiedy weszłam do Wielkiej Sali, oniemiałam ze zdumienia. Ozdoby w kolorze srebra i czerni zapierały dech w piersiach. Nie wiedziałam, kto był odpowiedzialny za wystrój sali w tym roku, ale niewątpliwie, spisał się świetnie.
– Robi wrażenie, prawda? – usłyszałam obok siebie głos Jasona. Jak on to robił, że zawsze był w pobliżu?
– Tak – przytaknęłam. – Za chwilę się zacznie, prawda?
– Tak, powinniśmy znaleźć sobie jakieś dobre miejsce.
– Tam – wskazałam na ścianę naprzeciwko nas. Nie stał tam nikt oprócz Filiusa Flitwicka.
– Wspaniale, Ty zajmij miejsce, a ja załatwię nam coś do picia.
Zgodnie z jego sugestią, ruszyłam w stronę profesora zaklęć.
– Narcyzo, jak miło cię widzieć, w ten cudowny dzień. – Przywitał mnie ciepłymi słowami.
– Pana również, panie pro... Filiusie – poprawiłam się ze śmiechem, widząc jego karcące spojrzenie. – Pięknie to wszystko wygląda, prawda?
– Bal ostatnich klas to zawsze największe wydarzenie w Hogwarcie i nie szczędzi się na nie środków. Jednak przyznaję, w tym roku wygląda to obłędnie.
Pierwsze pary zaczęły ustawiać się do tańca. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam Jasona.
Zespół wynajęty na bal zaczął grać „What a wonderful world”, była to propozycja Jasona, który mając ojca mugola, był zaznajomiony z mugolską muzyką.
Kiedy muzyka się rozpoczęła, poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu. To był Jason, jak zwykle pojawił się znikąd.
– Nikt na nas teraz nie patrzy – wyszeptał, bujając się ze mną w rytmie muzyki. Nie odpowiedziałam, to była piękna, szczęśliwa chwila, którą chciałam zawsze pamiętać. Nie obchodziło mnie czy ktoś nas widzi, czy nie. Liczyłam się tylko ja i on, mężczyzna, którego kochałam.
Kiedy muzyka dobiegła końca, spojrzałam na Filiusa Flitwicka, który przyglądał się parom schodzącym z parkietu.
– Filiusie, ty płaczesz? – zdziwiłam się, widząc, jak profesor zaklęć ukradkiem wyciera łzy. 
– Tak – przyznał wzruszony. – Wiesz, przez siedem lat patrzysz, jak dorastają, jak się zmieniają. Widzisz jakie postępy robią. Jak nawiązują przyjaźnie, przeżywają pierwsze zawody miłosne. Widzisz, jak dojrzewają. Jak z jedenastoletnich brzdąców stają się dorosłymi ludźmi. A potem patrzysz, jak tańczą. Jak bardzo są szczęśliwi. Dociera do ciebie, że to koniec. Przez siedem lat byli częścią twojego życia, a teraz odejdą i prawdopodobnie już nigdy ich nie zobaczysz. Przepraszam – powiedział, po czym szybko oddalił się w stronę wyjścia, wycierając oczy pełne łez.
– Nie sądziłem, że w nim tyle melancholii – stwierdził Jason.
– Tak, powiedział coś bardzo pięknego i smutnego zarazem – przyznałam.
Jason dał mi chwilę, po czym poprosił mnie do tańca.
Tańczyliśmy, wpatrzeni w siebie. Cały ten nastrój sprawił, że zapomnieliśmy, gdzie byliśmy. Nie liczyło się dla mnie nic oprócz pary tych pięknych błękitnych oczu. Jedna chwila zapomnienia wystarczyła, by nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
Zanim zdałam sobie sprawę z tego, co się stało, świat stanął w miejscu, a potem ruszył z zawrotną prędkością. Zdążyłam jedynie usłyszeć wściekłą McGonagall mówiącą, że mamy natychmiast pojawić się w jej gabinecie. A potem wyszła, krokiem tak szybkim, jakby wcale nie miała swoich sześćdziesięciu sześciu lat, a zaledwie dwadzieścia.  
– Co to było? – wykrztusiłam, kiedy zaczęło do mnie docierać, że to, przed czym próbowałam nas uchronić, właśnie się stało.
– Zdaje się, że huragan McGonagall przeszedł po Hogwarcie – stwierdził Jason, biorąc głęboki oddech.
– I co teraz? Idziemy do niej?
– A mamy inne wyjście? Walczyłem kiedyś z rozwścieczonym Rogogonem Węgierskim i wiesz co? Nie był nawet w połowie tak bojowo nastawiony, jak ona.
Nie pozostawało nam nic innego jak wierzyć, że wydarzy się cud.
Powolnym krokiem udaliśmy się pod gabinet pani dyrektor. Wiedzieliśmy, że może to być koniec naszej kariery w Hogwarcie.
– Co zrobimy? – spytałam, kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami do gabinetu rozwścieczonej smoczycy. 
– Wysłuchamy, co ma do powiedzenia, powiemy co nam leży na sercu, a potem ją ogłuszymy, pozbawimy pamięci i wyniesiemy do Zakazanego Lasu na pożarcie wilkołakom.
– Dobra – zgodziłam się, lecz dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co powiedział. – Czekaj, co?
Jason przewrócił oczami.
– Po prostu wejdźmy tam i zobaczmy, co się stanie.
Zrobiłam, jak powiedział. Delikatnie zapukałam do wielkich drzwi, po czym, gdy usłyszałam ciche i pełne wściekłości „proszę”, powoli je otworzyłam.
– Chciała nas pani widzieć, pani dyrektor – powiedział Jason, który postanowił wejść przede mną, jakby starał się mnie chronić. Cóż, nie było za bardzo przed czym, McGonagall nie celowała w nas różdżką ani nie zionęła ogniem.
– Zgadza się – odparła tonem, który mroził krew w żyłach. – To czego dzisiaj byłam świadkiem... to jest karygodne! To się nie godzi! W moim zamku, w tak porządnej szkole!
Spojrzałam na nią niezrozumiale.
– To pani dyrektor sobie nie zdaje sprawy, że tutaj połowa szkoły to zakochani ludzie?
Jason złapał się za głowę. 
– Co za bezczelność! – syknęła. – Uczniowie a nauczyciele to co innego! Nauczyciele powinni dawać dobry przykład! To jest szkoła, a nie Ministerstwo Magii! Tutaj nie ma miejsca na wolną miłość!
Stałam i zastanawiałam się, czy ona tak na poważnie. Ona. Minerva McGonagall, która trzydzieści lat temu wprost pchała mnie w ramiona Lucjusza. Co się stało tamtej kobiecie? 
– Nie mogę pozwolić na takie zachowanie w mojej szkole! – krzyczała dalej. Jason próbował coś wtrącić, ale niewiele mu to dało. McGonagall nie dała sobie przerwać. – Do czego to podobne! Co by Albus powiedział!
– W zasadzie, moja droga Minervo... – odezwał się Albus Dumbledore z portretu wiszącego nad biurkiem dyrektorki.
– Ale ja ciebie wcale nie pytałam o zdanie, Albusie! – krzyknęła, a postać na obrazie, o ile to w ogóle było możliwe, zbladła i zamknęła się w sobie.
– Witaj, Narcyzo – odezwał się inny dyrektor Hogwartu, a mój dawny przyjaciel, Severus Snape. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, a McGonagall zmroziła mnie wzrokiem. 
Wszystko, co się działo wydawało się być tak surrealistyczne i niemożliwe, że sama nie wierzyłam, że to się działo naprawdę. McGonagall ogarnięta taką furią nie była rzeczą występującą naturalnie w środowisku. Coś musiało się z nią dziać, jednak słowa, które wypowiedziała, przyprawiły mnie o białą gorączkę.
– Z tym trzeba coś zrobić! Nie powinniście w ogóle tutaj uczyć! Takie rzeczy nie mają prawa w mojej szkole! Do czego to podobne! Żona śmierciożercy i auror! To wstyd dla całego czarodziejskiego świata! Albo skończycie to coś między wami, albo nie będzie dla was miejsca w mojej szkole! 
Wściekła, wybiegłam z jej gabinetu. Nie miałam zamiaru dłużej słuchać jej wrzasków, jej bezsensownej paplaniny. 
– Nie chce nas tutaj, proszę bardzo! – krzyknęłam wściekła, kiedy tylko znalazłam się w moim pokoju. – Nie potrzebuję jej łaski! – Zaczęłam wyrzucać swoje rzeczy z szuflad. – Nikt mi nie będzie mówił kogo mam prawo kochać, a kogo nie! Nie mam zamiaru przepraszać za to, że zapragnęłam niemożliwej miłości! Nie będę słuchała kogoś, kto nigdy nikogo nie pokochał, kto nie rozumie miłości! Ona nawet nie była starą panną z kotami, ona sama stała się kotem! Zawsze wiedziałam, że nie była normalna, ale tym razem przeszła samą siebie! – nawet nie obchodziło mnie, czy ktokolwiek oprócz Jasona mnie słyszy. Opróżniałam szuflady po kolei, nie zamierzałam zostać w tym zamku ani minuty dłużej. – Mam dość jej panoszenia się, ukrywania się po kątach i zastanawiania się, czy miłość do ciebie nie sprowadzi na nas kłopotów! Mam dość tego, że nie możemy tak po prostu być razem! I wiesz co? W dupie mam jej zdanie o nas! Będę o nas walczyć, o nasze uczucie, bo to coś wyjątkowego! Nie! Nie opuścimy Hogwartu! Zostaniemy tutaj do końca roku, nie zostawimy naszych klas! – zaczęłam z powrotem pakować rzeczy do szuflad. Postanowiłam zostać i nie było siły, która by mnie stąd ruszyła. – Będziemy chodzić razem na śniadania! Będziemy spać w jednym pokoju i będziemy się trzymać za ręce! Koniec z ukrywaniem się, koniec z udawaniem! Stara jędza nie będzie mi mówiła jak mam żyć!
Spojrzałam na Jasona, który stał oparty o moje biurko i uśmiechał się, najszerzej jak tylko potrafił. 
– I czego się szczerzysz? – zapytałam, jeszcze bardziej wyprowadzona z równowagi.
– Bo jesteś piękna, kiedy się złościsz – stwierdził. – A jesteś tym bardziej piękniejsza, że nie złościsz się na mnie – zaśmiał się i podszedł do mnie, po czym chwycił moje dłonie i przyłożył je do swoich ust. – Przetrwamy to, obiecuję.
– Skąd w tobie taka pewność? – spytałam, nieco już spokojniejsza.
– Bo cię kocham. A miłość zawsze znajdzie sposób by przetrwać. Nawet jeśli to oznacza, że będę mógł cię całować tylko o trzeciej w nocy, kiedy cały zamek będzie spał. I że będę mógł się uśmiechać do ciebie tylko wtedy, kiedy nikt nie będzie patrzył. I mówić ci, jak bardzo cię kocham, kiedy nikt nie będzie słuchał. I nawet wtedy, kiedy nie będę mógł cię złapać za rękę na korytarzu. To będzie bardzo trudne, ale jeśli tylko w ten sposób będziemy mogli być razem, to chcę tego. Przysięgam na nas, że nam się uda.
– Dlaczego na nas? – spytałam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
– Bo nie ma nic, w co wierzyłbym bardziej – powiedział i pocałował mnie, a po moich policzkach spłynęły dwie słone łzy. Jason starł je kciukami i przytulił mnie. – Wszystko będzie dobrze – wyszeptał wprost do mojego ucha. Dziwne, że wystarczyło mi tak niewiele by w to uwierzyć. 
Stalibyśmy tak jeszcze dłużej, gdyby nie sowa, stukająca dziobem w okno.
– Zignorujmy to – powiedział Jason i przytulił mnie jeszcze mocniej. W jego ramionach czułam się po prostu bezpieczna.
– To może być coś ważnego – stwierdziłam i powoli wyślizgnęłam się z jego objęć.
Otworzyłam okno i wpuściłam do środka małą płomykówkę. Odwiązałam od jej nogi list i zanim spostrzegłam, ptak zniknął gdzieś w ciemności. Ja natomiast rozdarłam kopertę i przeczytałam krótką notkę.
– O co chodzi? – spytał zaniepokojony Jason, kiedy blada osunęłam się po ścianie.
– Draco – wyszeptałam, a Jason uklęknął obok mnie. – Został zaatakowany, jest w Mungu.


2 komentarze:

  1. Po takim zakończeniu kolejny rozdział musi się pojawić jak najszybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się stało z Minerwą? XD No bo żeby tak wybuchać... No ale jednak ją rozumiem! Dodaj rozdział jak najszybciej, musimy dowiedzieć się co z Draco!

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis