„Bez względu na to, co twierdzi ta kobieta, tu wcale nie
jest bezpiecznie.
Nie ma bezpiecznych miejsc, bezpiecznych prawd,
bezpiecznych sekretów.”
~Tobias Eaton
– Synku, jak się czujesz? – spytałam, podając mu szklankę wody.
Wiadomość o wypadku Dracona zwaliła mnie z nóg. Miałam wrażenie, że
wszystko waliło się po kolei. Najpierw przepowiednia, potem McGonagall a teraz
to. Wiedziałam, że ktoś chce zniszczyć moją rodzinę, wiedziałam dlaczego, nie
miałam jednak pojęcia, kto, a więc nie mogłam zrobić nic, by to powstrzymać.
Mogłam jedynie patrzeć, jak wszystko, co kocham, rozpada się na małe kawałki.
– Lepiej – powiedział Draco, usiłując się podnieść, jednak od razu mu
tego zabroniłam.
Nie wiedziałam dokładnie, co się stało ani kto stał za atakiem.
Wiedziałam tylko, że istniało duże prawdopodobieństwo urazu kręgosłupa, a więc
Draco musiał pozostać w pozycji leżącej, dopóki Uzdrowiciele nie uznają
inaczej.
– Mamo, mam już dość tego leżenia – jęczał. – Chcę stąd wyjść, chcę
złapać tego, kto to zrobił.
– Nie wiem, ale wiem, że nie mogę bezczynnie leżeć, podczas gdy ten, kto
mnie tak urządził, bezkarnie chodzi sobie po ulicy. Widziałem dzisiaj Hermionę.
Nadal nie ma pojęcia o tym, co między nami było. Mamo, co jeśli ta sama osoba
zaatakowała Hermionę? Co, jeśli osoba, która odebrała mi miłość mojego życia,
teraz próbuje mnie zabić?
Pobladłam na samą myśl o tym, że ktoś mógłby odebrać mi moje jedyne
dziecko. Wiedziałam, że Draco nie odpuści, dopóki nie znajdę sposobu na
oderwanie jego myśli od zemsty.
– Nic takiego się nie stanie – zapewniłam. – Jason wszystkim się zajmie,
obiecuję. Wszyscy aurorzy szukają osoby, która cię zaatakowała, z Potterem na
czele. Obiecuję ci, że znajdą go i wymierzą sprawiedliwość. Wkrótce będzie po
wszystkim, wyjdziesz ze szpitala, wszystko wróci do normy. Powiedz mi skarbie,
byłeś ostatnio u taty? Wiesz co się z nim dzieje?
Draco westchnął.
– Z tatą nie jest najlepiej. Całymi dniami pije ognistą whisky i ogląda
wspomnienia w myślodsiewni. Myślę, że jest w głębokiej depresji. Nie chce
pomocy. Wiem, że cieszą go moje wizyty, ale... mamo, widywałem go w różnych
sytuacjach. Kiedy byliście razem, kiedy się kłóciliście, podczas wojny, pobytu
w Azkabanie, kiedy straciliście Charlotte... – zamilkł na chwilę, oczekując na
moją reakcję. Ja jednak postanowiłam być silna i nie okazać słabości i bólu
związanego ze stratą córki. – Widywałem go we wszystkich tych sytuacjach, kiedy
miał wszystko i stracił wszystko, jednak nigdy, naprawdę nigdy nie widziałem go
w takim stanie. Jakby jego świat się skończył, życie stanęło w miejscu, jakby
nie miał już nic, żadnego powodu, by oddychać.
Jego słowa mną wstrząsnęły. Kiedy ostatni raz widziałam Lucjusza, był w
całkiem niezłej formie, sprawiał wrażenie, jakby całkiem dobrze sobie radził.
Poczułam nagły przypływ wyrzutów sumienia.
– Twój ojciec mnie zdradził – powiedziałam, próbując się usprawiedliwić,
zagłuszyć poczucie winy. – I to niejednokrotnie.
– Wiem, mamo. Nie mówię, że powinnaś do niego wrócić. Mówię tylko, jak
jest. Nie uważam, że to, co się dzieje z ojcem, było twoją winą.
– Przepraszam, muszę na chwilę wyjść – powiedziałam, po czym szybko
uciekłam z jego sali. Usiadłam na jednej z kanap znajdujących się na korytarzu
i schowałam twarz w dłoniach.
Czułam się winna sytuacji, w której znalazł się Lucjusz. Gdybym nie
odeszła, gdybym była wystarczająco silna, tak jak kazała mi matka, żadna z tych
rzeczy by się nie wydarzyła.
– Co się stało?
Usłyszałam nad sobą znajomy głos i podniosłam głowę. Jason stał obok i
patrzył na mnie z troską.
– Chyba powinnam wrócić do Lucjusza – powiedziałam, a on spojrzał na
mnie zaskoczony. Usiadł obok mnie i wziął mnie w ramiona.
– Dlaczego?
– Jest źle, Jason, bardzo źle. To wszystko moja wina, gdybym go nie
zostawiła...
– Gdybyś go nie zostawiła, tkwiłabyś dzisiaj w małżeństwie z mężczyzną,
który cię krzywdził, który sprawiał ci ból fizyczny i psychiczny, mężczyzną,
który zamienił twoje życie w piekło.
– Wiem, że masz rację – przyznałam. – Ale wychowano mnie, żeby nie
uciekać, żeby stawiać czoła przeciwnościom losu, być silną i wierną. A ja
uciekłam, odeszłam. Gdyby tylko moja matka mnie teraz widziała...
– Gdyby twoja matka cię widziała, byłaby z ciebie dumna. Przez odejście
od Lucjusza pokazałaś swoją siłę. Nie jest wielkim wyczynem żyć w
nieszczęśliwym małżeństwie i pozwalać by każdy dzień był walką o przetrwanie.
Sztuką jest powiedzenie sobie dość, zmienienie swojego życia na lepsze.
Odejście od Lucjusza wymagało odwagi. Odwagi, której jeszcze kilka lat temu byś
nie miała. Powinnaś być z siebie dumna.
Uśmiechnęłam się do niego i wtuliłam mocniej w jego klatkę piersiową.
– Kocham cię – szepnęłam.
– Ja ciebie też – powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.
Mogłam zrobić w życiu tysiące błędów i dokonać miliona złych decyzji,
ale tę jedną rzecz zrobiłam właściwie. Jason był najwłaściwszym wyborem,
jakiego w życiu dokonałam. Był najwłaściwszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam.
To w jego ramionach czułam się najbezpieczniejsza.
– Jeśli już rozmawiamy o Lucjuszu, to powinienem ci coś powiedzieć.
– Co takiego?
– Lucjusz jest w Mungu. Przyjmowali go, kiedy przyjechałem. Wysłali go
na trzecie piętro. Przykro mi, tylko tyle zdążyłem usłyszeć, zanim do Ciebie
przyszedłem.
Spojrzałam na Jasona i szybko się podniosłam.
– Musimy do niego iść. Jeśli coś sobie zrobił... jeśli coś sobie zrobił
przez to, że od niego odeszłam...
– Dobrze – powiedział Jason i przytulił mnie. – Już do niego idziemy.
Na trzecim piętrze znajdowali się pacjenci z zatruciami. Zapach, który
tam panował, nie należał do najprzyjemniejszych. Była to mieszanina wymiotów i
stęchlizny, a nawet rozkładającego się ciała. Poczułam, że robi mi się
niedobrze od wdychania tego zapachu i bałam się, że w końcu zwymiotuję. Zanim
jednak zdążyłam się rozchorować, zobaczyłam Lucjusza leżącego na szpitalnym
łóżku. Jego widok sprawił, że zapomniałam, jak się oddycha. Był blady, bardziej
niż zwykle, jego oczy były podkrążone, a policzki zapadnięte. Wyglądał jak wrak
człowieka. Jak ktoś, komu nie pozostało wiele czasu.
Spojrzałam na Jasona, a w moich oczach pojawiły się łzy. Jason szybko
mnie przytulił i otarł łzy spływające po policzkach.
– Spróbuj się uspokoić – wyszeptał do mojego ucha. – Nie możesz do niego
wejść w takim stanie.
– Wiem – przytaknęłam głową. – Już... sekundkę.
Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam zahamować cisnące się do oczu łzy.
– Jestem gotowa – powiedziałam w końcu i ponownie spojrzałam na
Lucjusza. – Zaraz wracam.
– Chcesz, żebym poszedł z tobą?
– Nie. Wejdę do niego tylko na chwilę i zaraz do ciebie wrócę, poczekaj
tutaj.
– Dobrze – zgodził się, choć widziałam, że nie był do końca przekonany.
Sala Lucjusza była pusta, był jedynym pacjentem. Leżał na łóżku, patrząc
na mnie. Zdawało mi się, że jego oczy nabrały światła, twarz się rozpogodziła,
odkąd mnie zobaczył.
– Narcyza – wyszeptał, patrząc na mnie.
– Witaj, Lucjuszu – powiedziałam, zamykając za sobą szklane drzwi. – Jak
się czujesz?
– Nie najlepiej – odparł, próbując usiąść na łóżku. – Ktoś usiłował mnie
otruć.
– Słyszałam.
Nie miałam pojęcia jak z nim rozmawiać. Tak wiele słów padło między
nami. Słów, których już nie dało się cofnąć albo zapomnieć. Nie dało się
zmienić tego, co między nami zaszło.
– Wyglądasz pięknie – powiedział. – Ciemne włosy ci pasują.
– Dziękuję – wydukałam, nieco zaskoczona tym komplementem.
– Draco mówił... Draco mówił, że poznałaś kogoś.
Wstrzymałam oddech. Ze wszystkich tematów, które mógł poruszyć, ze
wszystkich słów, które mógł powiedzieć, wybrał właśnie te.
– Tak – przyznałam.
– Mógłbym go poznać?
– Ta... nie... chyba... chyba tak.
Nie rozumiałam, dlaczego mu na tym zależało. Co chciał osiągnąć?
Odwróciłam się do szklanych drzwi i dałam Jasoni znak, żeby przyszedł. Po
chwili drzwi się otworzyły i Jason stanął obok mnie.
– Dzień dobry, Lucjuszu – przywitał.
– Ach, a więc to z tobą umawia się moja żona.
Zamarłam. W jego słowach brzmiała taka gorycz.
– Ona już nie jest twoją żoną – powiedział Jason i chwycił moją dłoń.
– Racja. Teraz ty ją masz. Nieźle sobie przy tobie odjęła lat, co?
Jego ton był szyderczy, pełen nienawiści. Nie spodziewałam się tego.
Stałam wpatrzona w Lucjusza, niezdolna do wydobycia z siebie głosu. Poczułam
jedynie, że dłoń Jasona mocniej ścisnęła moją.
– Ona nie chce być znowu młoda! – Głos Jasona był podniesiony,
przywrócił mnie do rzeczywistości. – Ona jedynie chce być pożądana!
– Wynoś się! – krzyknął Lucjusz, a jego twarz przybrała kolor głębokiej
purpury.
– Może w pracy byłeś szanowanym urzędnikiem, Lucjuszu –
powiedziałam, wyprowadzona z równowagi. – Ale poza nią byłeś i zawsze będziesz,
zwykłym mordercą. Żegnaj.
Razem z Jasonem opuściliśmy salę Lucjusza. Kiedy ponownie znaleźliśmy
się ponownie na czwartym piętrze, spojrzałam Jasonowi w oczy.
– Nie powinnam była myśleć o powrocie do niego – przyznałam. – Nigdy do
niego nie wrócę. Nie chcę go już nigdy więcej widzieć. Chcę wrócić do domu.
Zabierz mnie do Hogwartu, proszę.
Tak jak go poprosiłam, Jason zabrał mnie do zamku, położył się obok mnie
i przytulił, pozwalając mi zasnąć.
Kiedy obudziłam się następnego dnia, jego już nie było.
To był nasz nowy system. Jason z samego rana udawał się do Ministerstwa,
pomagając znaleźć sprawców ataku na Dracona, ja w tym czasie prowadziłam lekcje
i po obiedzie udawałam się do szpitala, gdzie wieczorami pojawiał się Jason i zabierał
mnie do zamku. Zatraciliśmy się w tej rutynie.
Siedziałam na jednej z kanap przed salą Dracona, który aktualnie spał,
kiedy nagle dobiegł mnie znajomy głos. Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę
korytarza wiodącego do schodów, skąd dobiegał dźwięk. Kiedy byłam wystarczająco
blisko, upewniłam się, że pierwszy z głosów należał do Jasona, drugi z kolei do
jego szefa, Jacka Hogginsa. Miałam już wrócić na kanapę, kiedy nagle
usłyszałam, że mówią o mnie.
– Przy okazji, gratuluję sukcesu z byłą żoną Malfoya, genialnie ją
podszedłeś, dosłownie je ci z ręki. Świetna robota, Lemarchal, naprawdę, rzadko
trafiają się aurorzy tak utalentowani w relacjach międzyludzkich.
– Dziękuję – przyznał Jason. – Narcyza nie była trudnym celem,
szefie.
– Oby tak dalej, Lemarchal. Ale muszę przyznać, chwilami sam myślałem,
że coś między wami naprawdę jest, a mnie nie tak łatwo nabrać. Jeszcze raz,
gratulacje i nie przestawaj, a przynajmniej dopóki nie złapiemy tego, kto chce
ją zabić.
– Oczywiście.
Nie byłam w stanie słuchać dalszej rozmowy. Z cichym trzaskiem
teleportowałam się do Hogwartu.
Usiadłam w czerwonym fotelu znajdującym się w mojej komnacie w Hogwarcie.
Siedziałam wyprostowana, z nogami skrzyżowanymi w kostkach i rękami położonymi
na kolanach. Powtarzałam sobie, że wszystko będzie dobrze, że to, co usłyszałam,
wcale nie było prawdą, że Jason nie byłby zdolny do takiego podłego podejścia
mnie. Nie mógłby, prawda? Jednak wątpliwości zaczęły przeciskać się przez
pęknięcia w moim beznamiętnym, zmarzniętym, śmiertelnie bladym ciele i dostały
się do mojej psychiki.
Byłam mistrzem ukrywania emocji, kiedy naprawdę tego chciałam.
Dorastając pod jednym dachem z Cygnusem i Druellą, musiałam się tego nauczyć,
jeśli chciałam pozostać żywa. Na początku nie było łatwo, ale w końcu stałam się
w tym dużo lepsza. Nigdy nie używałam tej techniki na Lucjuszu ani tym bardziej
na Jasonie. Dlatego tak bardzo byłam zaskoczona, że po powrocie do zamku
usiadłam w tym fotelu i nie ruszyłam się przez dobre pół godziny. Ograniczyłam
się jedynie do mrugania i oddychania. Stopniowo jednak zaczęłam odzyskiwać
samokontrolę. Podciągnęłam kolana do brody i skuliłam się do pozycji
embrionalnej. Położyłam głowę na kolanach i pozwoliłam łzom płynąć. Bardziej
leżałam, niż siedziałam, co jakiś czas ocierałam łzy, by zrobić miejsce na
nowe. Pozwoliłam sobie na wypłakanie się. Szloch wstrząsał moim ciałem.
Musiałam być na tyle głośno, że w pewnym momencie w moim pokoju pojawił się
Stworek. Być może skrzaty w Hogwarcie miały obowiązek pojawić się, kiedy ktoś
cierpiał, a może po prostu Stworek był wyczulony na mój smutek ze względu na
to, że należał kiedyś do mojej rodziny. Odesłałam go z powrotem, przyrzekając,
że wszystko było w porządku. Nawet jeśli wiedział, że kłamałam, był zmuszony
mnie zostawić. Ledwo słyszałam ogień trzaskający w kominku.
Tak bardzo byłam zatracona w swoim bólu.
Wooow, co tu się dzieje? Draco w szpitalu, Draco!, Lucjusz w szpitalu, i na dodatek taki NIEMIŁY (co u mu się stało, tylko wszystko pogorszył XD), a ten burak Jason okazał się jakimś agentem. Pewnie "przyjaciółeczka" Narcyzy za tym wszystkim stoi. Biedna Cyzia, bardzo biedna, jak nie jeden facet, to drugi, i to jeszcze tak perfidnie ją oszukiwać, niech lepiej zamilknie już na wieki. No i Draco chory :( On jest takim kochanym synem, jedyny mężczyzna, który ją naprawdę wspiera. A Lucjusza to chyba opętało. Znowu Imperius?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekamy na kolejny!