sobota, 12 maja 2018

Rozdział 46. Nie pozwolę ci dzisiaj umrzeć

„Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło”~Gabriel García Márquez

Jason pojawił się w moim pokoju, kiedy leżałam skulona w fotelu, wypłakując sobie oczy.
– Co się stało? – spytał zaniepokojony. – Coś z Draco?
Podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Natychmiast go odtrąciłam.
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam.
Nie odwróciłam głowy, nie spojrzałam na niego. Nie mogłam na niego patrzeć.
Na początku był zdezorientowany, nie rozumiał, co się stało, co spowodowało moje zachowanie.
– Narcyzo...
– Wszystko słyszałam! – wrzasnęłam tak nagle i tak głośno, że przestraszyłam samą siebie. – Całą rozmowę z Hogginsem! Ufałam ci, a ty mnie okłamałeś!
Jason stał wryty. Nie trudno było się domyślić, że nie planował, żebym się o tym dowiedziała.
– Prawdą jest, że nie byłem z tobą do końca szczery – zaczął, powoli i starannie dobierając słowa. – Prawdą jest również to, że miałem cię tylko chronić. Na początku nawet tak było, ale potem… wszystkie moje uczucia i intencje były szczerze. Kocham cię, Narcyzo.
– I tak ci nie wierzę – pokręciłam głową, wciąż na niego nie patrząc.
– To dlatego, że najtrudniej jest uwierzyć w prawdę.
Starał się być spokojny i jeszcze raz spróbował położyć dłoń na moim ramieniu. Ja jednak wyrosłam już z tej naiwności, kiedy kilka ładnych słów wystarczało, bym o wszystkim zapomniała.
– Wynoś się! – krzyknęłam, podrywając się gwałtownie z fotela i podbiegłam do niego. Zaczęłam uderzać go w klatkę piersiową. – Nie chcę cię widzieć!
– Dobrze – zgodził się spokojnie, nawet nie próbując mnie powstrzymać. – Porozmawiamy jutro, a dzisiaj spróbuj się uspokoić. Proszę tylko, byś przemyślała moje słowa. Kocham cię, Narcyzo i moje uczucia są całkowicie w stu procentach szczere.
– Zostaw mnie samą – załkałam żałośnie.
Jason posłuchał i po chwili zostałam sama. Stałam jeszcze jakiś czas, patrząc na zamknięte drzwi i w końcu rzuciłam się na łóżko, na którym przepłakałam jeszcze pół nocy.
Moje cierpienie było o tyle większe, że ufałam Jasonowi tak, jak nikomu na świecie. Wierzyłam, że był ze mną szczery, że mnie kochał. Ufałam, że nigdy mnie nie skrzywdzi. Z Lucjuszem było inaczej. Z nim niemal od początku wiedziałam, że nie mam co liczyć na spokojne i szczęśliwe życie. Ból, którego się spodziewamy, zawsze jest mniejszy niż ten, który uderza nas znienacka i wywraca całe nasze życie do góry nogami.
Kiedy obudziłam się następnego ranka, czułam potężny ból głowy. Pół nocy nieprzerwanego szlochu zrobiło swoje i teraz czułam się gorzej niż na najgorszym kacu.
Powoli wstałam z łóżka i przywróciłam się do porządku. Zmieniłam szatę, włosy związałam w luźnego koka. Kiedy zeszłam na śniadanie, Jasona już nie było. Domyśliłam się, że znajdował się w Ministerstwie. Szybko zjadłam śniadanie i ulotniłam się na zajęcia. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
Po obiedzie teleportowałam się do Munga. Nie wierzyłam, że w ciągu jednego roku, pojawiłam się tam już tak wiele razy. Przez ostatnich dwadzieścia lat byłam tam zaledwie kilka razy, mniej niż w ciągu ostatniego roku. Nie wierzyłam, że mógł to być przypadek.
– Wygląda pani na zmęczoną – delikatny głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Siedziałam na kanapie przed salą Dracona, który aktualnie spał. Nie chciałam go obudzić, więc siedząc na korytarzu, obserwowałam go przez szklane drzwi.
– Przyniosłam pani herbatę – powiedziała Hermiona, a ja się do niej uśmiechnęłam.
– Dziękuję – powiedziałam, biorąc od niej gorący kubek. – Proszę, usiądź. – Głową wskazałam miejsce obok mnie.
Hermiona chwilę się zawahała, ale w końcu usiadła.
– Co u ciebie słychać? – spytałam zaciekawiona. – Co Ty tutaj w ogóle robisz?
– Pracuję tutaj kilka dni w tygodniu jako wolontariuszka. Teraz liczy się każda para dłoni, trafia do nas coraz więcej ludzi.
– Ofiary ataków? – zaciekawiłam się.
– Skąd pani wie?
– Jason... to znaczy... pewien auror opowiadał mi o nich.
– Pani wie coś więcej – stwierdziła nagle, wbijając we mnie swoje brązowe tęczówki. – Proszę, niech mi pani powie. Kto za tym stoi?
Zawahałam się.
– Nie wiem, czy to prawda – zastrzegłam na wstępie. – Podobno Voldemort wyszkolił sobie pomocnika, kogoś, kto ukrywał się przez całą drugą wojnę, a teraz wyszedł z ukrycia i ćwiczy tortury na niewinnych ludziach, żeby przygotować się do wymierzenia kary na ludziach, którzy... który zdradzili Voldemorta.
Hermiona spojrzała na mnie przerażona.
– Chce pani powiedzieć...
– Tak – pokiwałam głową. – Chcą zabić mnie i moją rodzinę.
– Bardzo mi przykro – powiedziała Hermiona, a potem zapadła cisza.
Obie wpatrywałyśmy się w Dracona, który nadal spał w szpitalnym łóżku.
– Mówią mi, że byliśmy kiedyś razem, że byłam w nim zakochana – powiedziała w końcu Hermiona.
– Tak było – potwierdziłam, patrząc na nią.
– Nie mogę w to uwierzyć – przyznała. – Wiem, że miałam wypadek, że nie pamiętam dużej części mojego życia, ale takie coś... wydaje mi się, jakby to było inne życie, należące do kogoś innego, nie mnie.
– Kiedyś byłyśmy bardzo blisko, wiesz. Pomogłaś mi w jednym z najtrudniejszych momentów w moim życiu. W zasadzie to uratowałaś mi życie. Obiecałam ci wtedy, że zrobię wszystko, żeby ci się odwdzięczyć. Nie wiedziałam jak to zrobić, ale chyba wreszcie mam jakiś pomysł. Mogłabyś przynieść mi jakąś fiolkę?
Hermiona pokiwała głową i już po chwili wróciła ze szklaną probówką, którą mi podała. Przyłożyłam różdżkę do czoła i po chwili delikatna srebrna niteczka wydobyła się z mojej głowy. Strząsnęłam ją do fiolki.
– Mam nadzieję, że to pomoże ci zrozumieć, co się stało. Dawno temu pokazałaś mi początek waszej miłości. To jest właśnie to wspomnienie. Proszę, obejrzyj to, jeśli będziesz gotowa. Przysięgam, nie upierałabym się przy tym, gdyby nie było to prawdą.
– Dziękuję – powiedziała, chowając fiolkę do kieszeni. – Obawiam się, że muszę już iść. Nie mam tutaj zbyt wiele czasu na przerwę.
– Rozumiem – uśmiechnęłam się. – Było mi bardzo miło, że ze mną usiadłaś.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała dziewczyna i odwróciła się.
– Hermiono! – krzyknęłam za nią. Spojrzała na mnie pytająco. – Dlaczego ze mną usiadłaś?
– Och. Wyglądała pani bardzo samotnie. Pomyślałam, że potrzebuje pani towarzystwa.
– Dziękuję, Hermiono. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy.
– Ja również – uśmiechnęła się i wróciła do pracy.
Siedziałam jeszcze przez chwilę, patrząc w stronę korytarza, w którym zniknęła Hermiona. Spojrzałam na chwilę na zegarek. Było już po siódmej. O tej porze przeważnie Jason zabierał mnie do Hogwartu. Zerknęłam na drugą stronę korytarza, skąd przeważnie do mnie przychodził. Stał tam, patrząc na mnie.
– Możemy porozmawiać? – spytał, kiedy do mnie podszedł.
– Nie mamy o czym – powiedziałam oschle i odwróciłam się, żeby nie musieć na niego patrzeć.
– Narcyzo, proszę...
I wtedy się zaczęło.
Krzyki, wrzaski, wybuchy. Wszystko działo się tak nagle. Cisza zamieniła się w zgiełk. Światło w mrok. A spokój w ciszę. W jednej chwili wszystko się skończyło...
Oboje z Jasonem wyciągnęliśmy różdżki i pobiegliśmy w stronę, z której dobiegały krzyki. Zobaczyliśmy kilka zakapturzonych postaci. Rozpoczęliśmy atak i wkrótce wszyscy skupili się na nas. Stało przed nami około siedmiu osób w czarnych pelerynach. Tak dobrze mi znanych.
Tym razem Jason i ja pracowaliśmy jak najbardziej zgrany team. Na chwilę odeszło wszystko to, co się między nami wydarzyło. Zamiast tego, pojawiła się współpraca. Razem celowaliśmy w napastników, obezwładnialiśmy ich i rzucaliśmy zaklęcia paraliżujące. Wiedzieliśmy, że w Azkabanie już szykują dla nich cele.
Nasza współpraca zakończyła się, kiedy Jason rzucił zaklęcie w stronę czarodzieja, z którym walczyłam i przez to sam prawie został ranny. Mogłam go nienawidzić, ale nie mogłam pozwolić, by coś mu się stało.
– Możesz z łaski swojej przestać ratować mi życie?! – wrzasnęłam, rzucając zaklęcie na kolejnego napastnika. – Usiłuję cię nienawidzić, a ty mi to utrudniasz! 
– Nie obchodzi mnie to, że mnie nienawidzisz! – krzyknął wściekły. – Kocham cię i nie pozwolę ci dzisiaj umrzeć!
Mówiąc to, rzucił zaklęcie na ostatniego napastnika. Zapanowała cisza i spokój, by już po chwili na nowo rozpoczął się chaos. Ludzie biegali przerażeni, oceniali szkody, zajmowali się rannymi. Jedna bitwa zakończyła się, by inna mogła się rozpocząć.
– Nie mów, że mnie kochasz! – powiedziałam, chowając różdżkę do kieszeni szaty. – Nie oszukuj mnie.
– Nie kłamię! Cokolwiek usłyszałaś, jakkolwiek to zrozumiałaś, pozwól mi wytłumaczyć, proszę.
– Ty naprawdę nie rozumiesz. Zaufałam ci, powierzyłam ci moje życie i szczęście, uwierzyłam, że jesteś osobą, z którą chcę spędzić resztę mojego życia, która czuje do mnie to, co ja czuję do niej. A ty zraniłeś mnie w najbardziej okrutny sposób z możliwych. Rozbiłeś moje serce na miliard kawałków. Zrobiłeś coś znacznie gorszego, niż kiedykolwiek zrobił mi Lucjusz. Zabrałeś mi nadzieję. Tego nie jestem w stanie wybaczyć ani zapomnieć. Kochałam cię, a ty się ze mną jedynie bawiłeś.
Starałam się być spokojna, nie dać się ponieść emocjom, choć miałam ochotę krzyczeć.
– Cholera jasna! – wybuchł nagle. – Zakochałem się w tobie, jakbym miał za mało problemów! – wrzasnął, a ja zaniemówiłam. – Przepraszam, to nie... nie to miałem na myśli.
– Owszem miałeś – powiedziałam spokojnie. – Jestem dla ciebie problemem, więc proszę bardzo, ułatwię ci życie i zniknę – powiedziałam i teleportowałam się do Hogwartu. Moje serce po raz kolejny pękło z żalu.

1 komentarz:

  1. Czy tym poplecznikiem jest Esme? Wydaje się, że to ona usiłuje zabrać Narcyzie wszystko, co dla niej najcenniejsze :/ Jason próbuje się wykręcić, może faktycznie to nie tak miało wyjść, ale wyszło i Narcyza znowu ma złamane serce. Miło, że pojawiła się Hermiona i że podeszła do niej, szkoda, że nic nie pamięta, ale Pani Malfoy (nie Black, bo wszyscy wiemy, że jej serduszko należy do pana o tym nazwisku) pośpieszyła z pomocą xDD Rozdział zdecydowanie za krótki :( Pozdrowienia ;*

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis