„Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło”~Gabriel García Márquez
Jason
pojawił się w moim pokoju, kiedy leżałam skulona w fotelu, wypłakując sobie
oczy.
– Co się
stało? – spytał zaniepokojony. – Coś z Draco?
Podszedł
do mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Natychmiast go odtrąciłam.
– Nie
dotykaj mnie! – krzyknęłam.
Nie
odwróciłam głowy, nie spojrzałam na niego. Nie mogłam na niego patrzeć.
Na
początku był zdezorientowany, nie rozumiał, co się stało, co spowodowało moje
zachowanie.
–
Narcyzo...
–
Wszystko słyszałam! – wrzasnęłam tak nagle i tak głośno, że przestraszyłam samą
siebie. – Całą rozmowę z Hogginsem! Ufałam ci, a ty mnie okłamałeś!
Jason
stał wryty. Nie trudno było się domyślić, że nie planował, żebym się o tym
dowiedziała.
– Prawdą
jest, że nie byłem z tobą do końca szczery – zaczął, powoli i starannie dobierając
słowa. – Prawdą jest również to, że miałem cię tylko chronić. Na początku nawet
tak było, ale potem… wszystkie moje uczucia i intencje były szczerze. Kocham
cię, Narcyzo.
– I tak
ci nie wierzę – pokręciłam głową, wciąż na niego nie patrząc.
– To
dlatego, że najtrudniej jest uwierzyć w prawdę.
Starał
się być spokojny i jeszcze raz spróbował położyć dłoń na moim ramieniu. Ja
jednak wyrosłam już z tej naiwności, kiedy kilka ładnych słów wystarczało, bym
o wszystkim zapomniała.
– Wynoś
się! – krzyknęłam, podrywając się gwałtownie z fotela i podbiegłam do niego.
Zaczęłam uderzać go w klatkę piersiową. – Nie chcę cię widzieć!
– Dobrze
– zgodził się spokojnie, nawet nie próbując mnie powstrzymać. – Porozmawiamy
jutro, a dzisiaj spróbuj się uspokoić. Proszę tylko, byś przemyślała moje
słowa. Kocham cię, Narcyzo i moje uczucia są całkowicie w stu procentach
szczere.
– Zostaw
mnie samą – załkałam żałośnie.
Jason
posłuchał i po chwili zostałam sama. Stałam jeszcze jakiś czas, patrząc na
zamknięte drzwi i w końcu rzuciłam się na łóżko, na którym przepłakałam jeszcze
pół nocy.
Moje
cierpienie było o tyle większe, że ufałam Jasonowi tak, jak nikomu na świecie.
Wierzyłam, że był ze mną szczery, że mnie kochał. Ufałam, że nigdy mnie nie
skrzywdzi. Z Lucjuszem było inaczej. Z nim niemal od początku wiedziałam, że
nie mam co liczyć na spokojne i szczęśliwe życie. Ból, którego się spodziewamy,
zawsze jest mniejszy niż ten, który uderza nas znienacka i wywraca całe nasze
życie do góry nogami.
Kiedy
obudziłam się następnego ranka, czułam potężny ból głowy. Pół nocy
nieprzerwanego szlochu zrobiło swoje i teraz czułam się gorzej niż na
najgorszym kacu.
Powoli
wstałam z łóżka i przywróciłam się do porządku. Zmieniłam szatę, włosy
związałam w luźnego koka. Kiedy zeszłam na śniadanie, Jasona już nie było.
Domyśliłam się, że znajdował się w Ministerstwie. Szybko zjadłam śniadanie i
ulotniłam się na zajęcia. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
Po
obiedzie teleportowałam się do Munga. Nie wierzyłam, że w ciągu jednego roku,
pojawiłam się tam już tak wiele razy. Przez ostatnich dwadzieścia lat byłam tam
zaledwie kilka razy, mniej niż w ciągu ostatniego roku. Nie wierzyłam, że mógł
to być przypadek.
– Wygląda
pani na zmęczoną – delikatny głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Siedziałam
na kanapie przed salą Dracona, który aktualnie spał. Nie chciałam go obudzić,
więc siedząc na korytarzu, obserwowałam go przez szklane drzwi.
–
Przyniosłam pani herbatę – powiedziała Hermiona, a ja się do niej uśmiechnęłam.
–
Dziękuję – powiedziałam, biorąc od niej gorący kubek. – Proszę, usiądź. – Głową
wskazałam miejsce obok mnie.
Hermiona
chwilę się zawahała, ale w końcu usiadła.
– Co u
ciebie słychać? – spytałam zaciekawiona. – Co Ty tutaj w ogóle robisz?
– Pracuję
tutaj kilka dni w tygodniu jako wolontariuszka. Teraz liczy się każda para
dłoni, trafia do nas coraz więcej ludzi.
– Ofiary
ataków? – zaciekawiłam się.
– Skąd
pani wie?
–
Jason... to znaczy... pewien auror opowiadał mi o nich.
– Pani
wie coś więcej – stwierdziła nagle, wbijając we mnie swoje brązowe tęczówki. –
Proszę, niech mi pani powie. Kto za tym stoi?
Zawahałam
się.
– Nie
wiem, czy to prawda – zastrzegłam na wstępie. – Podobno Voldemort wyszkolił
sobie pomocnika, kogoś, kto ukrywał się przez całą drugą wojnę, a teraz wyszedł
z ukrycia i ćwiczy tortury na niewinnych ludziach, żeby przygotować się do
wymierzenia kary na ludziach, którzy... który zdradzili Voldemorta.
Hermiona
spojrzała na mnie przerażona.
– Chce
pani powiedzieć...
– Tak –
pokiwałam głową. – Chcą zabić mnie i moją rodzinę.
– Bardzo
mi przykro – powiedziała Hermiona, a potem zapadła cisza.
Obie
wpatrywałyśmy się w Dracona, który nadal spał w szpitalnym łóżku.
– Mówią
mi, że byliśmy kiedyś razem, że byłam w nim zakochana – powiedziała w końcu
Hermiona.
– Tak
było – potwierdziłam, patrząc na nią.
– Nie
mogę w to uwierzyć – przyznała. – Wiem, że miałam wypadek, że nie pamiętam
dużej części mojego życia, ale takie coś... wydaje mi się, jakby to było inne
życie, należące do kogoś innego, nie mnie.
– Kiedyś
byłyśmy bardzo blisko, wiesz. Pomogłaś mi w jednym z najtrudniejszych momentów
w moim życiu. W zasadzie to uratowałaś mi życie. Obiecałam ci wtedy, że zrobię
wszystko, żeby ci się odwdzięczyć. Nie wiedziałam jak to zrobić, ale chyba
wreszcie mam jakiś pomysł. Mogłabyś przynieść mi jakąś fiolkę?
Hermiona
pokiwała głową i już po chwili wróciła ze szklaną probówką, którą mi podała.
Przyłożyłam różdżkę do czoła i po chwili delikatna srebrna niteczka wydobyła
się z mojej głowy. Strząsnęłam ją do fiolki.
– Mam
nadzieję, że to pomoże ci zrozumieć, co się stało. Dawno temu pokazałaś mi
początek waszej miłości. To jest właśnie to wspomnienie. Proszę, obejrzyj to,
jeśli będziesz gotowa. Przysięgam, nie upierałabym się przy tym, gdyby nie było
to prawdą.
– Dziękuję
– powiedziała, chowając fiolkę do kieszeni. – Obawiam się, że muszę już iść.
Nie mam tutaj zbyt wiele czasu na przerwę.
–
Rozumiem – uśmiechnęłam się. – Było mi bardzo miło, że ze mną usiadłaś.
– Cała
przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała dziewczyna i odwróciła się.
–
Hermiono! – krzyknęłam za nią. Spojrzała na mnie pytająco. – Dlaczego ze mną
usiadłaś?
– Och.
Wyglądała pani bardzo samotnie. Pomyślałam, że potrzebuje pani towarzystwa.
–
Dziękuję, Hermiono. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy.
– Ja
również – uśmiechnęła się i wróciła do pracy.
Siedziałam
jeszcze przez chwilę, patrząc w stronę korytarza, w którym zniknęła Hermiona.
Spojrzałam na chwilę na zegarek. Było już po siódmej. O tej porze przeważnie
Jason zabierał mnie do Hogwartu. Zerknęłam na drugą stronę korytarza, skąd
przeważnie do mnie przychodził. Stał tam, patrząc na mnie.
– Możemy
porozmawiać? – spytał, kiedy do mnie podszedł.
– Nie
mamy o czym – powiedziałam oschle i odwróciłam się, żeby nie musieć na niego
patrzeć.
–
Narcyzo, proszę...
I wtedy
się zaczęło.
Krzyki,
wrzaski, wybuchy. Wszystko działo się tak nagle. Cisza zamieniła się w zgiełk.
Światło w mrok. A spokój w ciszę. W jednej chwili wszystko się skończyło...
Oboje z Jasonem
wyciągnęliśmy różdżki i pobiegliśmy w stronę, z której dobiegały krzyki.
Zobaczyliśmy kilka zakapturzonych postaci. Rozpoczęliśmy atak i wkrótce wszyscy
skupili się na nas. Stało przed nami około siedmiu osób w czarnych pelerynach.
Tak dobrze mi znanych.
Tym razem
Jason i ja pracowaliśmy jak najbardziej zgrany team. Na chwilę odeszło wszystko
to, co się między nami wydarzyło. Zamiast tego, pojawiła się współpraca. Razem
celowaliśmy w napastników, obezwładnialiśmy ich i rzucaliśmy zaklęcia
paraliżujące. Wiedzieliśmy, że w Azkabanie już szykują dla nich cele.
Nasza
współpraca zakończyła się, kiedy Jason rzucił zaklęcie w stronę czarodzieja, z
którym walczyłam i przez to sam prawie został ranny. Mogłam go nienawidzić, ale
nie mogłam pozwolić, by coś mu się stało.
– Możesz
z łaski swojej przestać ratować mi życie?! – wrzasnęłam, rzucając zaklęcie na
kolejnego napastnika. – Usiłuję cię nienawidzić, a ty mi to
utrudniasz!
– Nie
obchodzi mnie to, że mnie nienawidzisz! – krzyknął wściekły. – Kocham cię i nie
pozwolę ci dzisiaj umrzeć!
Mówiąc
to, rzucił zaklęcie na ostatniego napastnika. Zapanowała cisza i spokój, by już
po chwili na nowo rozpoczął się chaos. Ludzie biegali przerażeni, oceniali
szkody, zajmowali się rannymi. Jedna bitwa zakończyła się, by inna mogła się
rozpocząć.
– Nie
mów, że mnie kochasz! – powiedziałam, chowając różdżkę do kieszeni szaty. – Nie
oszukuj mnie.
– Nie
kłamię! Cokolwiek usłyszałaś, jakkolwiek to zrozumiałaś, pozwól mi
wytłumaczyć, proszę.
– Ty
naprawdę nie rozumiesz. Zaufałam ci, powierzyłam ci moje życie i szczęście,
uwierzyłam, że jesteś osobą, z którą chcę spędzić resztę mojego życia, która
czuje do mnie to, co ja czuję do niej. A ty zraniłeś mnie w najbardziej okrutny
sposób z możliwych. Rozbiłeś moje serce na miliard kawałków. Zrobiłeś coś
znacznie gorszego, niż kiedykolwiek zrobił mi Lucjusz. Zabrałeś mi nadzieję.
Tego nie jestem w stanie wybaczyć ani zapomnieć. Kochałam cię, a ty się ze mną
jedynie bawiłeś.
Starałam
się być spokojna, nie dać się ponieść emocjom, choć miałam ochotę krzyczeć.
– Cholera
jasna! – wybuchł nagle. – Zakochałem się w tobie, jakbym miał za mało
problemów! – wrzasnął, a ja zaniemówiłam. – Przepraszam, to nie... nie to
miałem na myśli.
– Owszem
miałeś – powiedziałam spokojnie. – Jestem dla ciebie problemem, więc proszę
bardzo, ułatwię ci życie i zniknę – powiedziałam i teleportowałam się do
Hogwartu. Moje serce po raz kolejny pękło z żalu.
Czy tym poplecznikiem jest Esme? Wydaje się, że to ona usiłuje zabrać Narcyzie wszystko, co dla niej najcenniejsze :/ Jason próbuje się wykręcić, może faktycznie to nie tak miało wyjść, ale wyszło i Narcyza znowu ma złamane serce. Miło, że pojawiła się Hermiona i że podeszła do niej, szkoda, że nic nie pamięta, ale Pani Malfoy (nie Black, bo wszyscy wiemy, że jej serduszko należy do pana o tym nazwisku) pośpieszyła z pomocą xDD Rozdział zdecydowanie za krótki :( Pozdrowienia ;*
OdpowiedzUsuń