sobota, 26 maja 2018

Rozdział 47. Porozmawiaj ze mną!


„Los czasem rozdziela bliskich sobie ludzi, żeby uświadomić im, ile dla siebie znaczą”~Paulo Coelho


Tęskniłam.
Nie chciałam tego przyznać. Nie chciałam o tym myśleć. Ale taka była prawda. Tęskniłam i nie mogłam temu zaprzeczyć. Pustka w sercu, którą tylko Jason był w stanie wypełnić, nie pozwalała mi normalnie funkcjonować. Potrzebowałam go. Nienawidziłam samej siebie, że od razu mu nie wybaczyłam, że nie zapomniałam. Oddałabym wszystko za jego obecność, za dźwięk bicia jego serca, za spokojny oddech i rozpalone ciało. Chciałam wszystkiego tego, z czego zrezygnowałam, kiedy go odrzuciłam.
Takie były noce. Bezsenne godziny spędzone w pustym łóżku. To właśnie wtedy najbardziej mi go brakowało. Przyzwyczaił mnie do swojej obecności, a potem zniknął. Zranił mnie.
Zastanawiałam się, co jest gorsze. Nowe, potwornie bolesne rany czy te stare, które powinny były wygoić się już dawno temu? Może stare rany nas czegoś uczą. Przypominają nam, gdzie byliśmy i co mamy za sobą. Uczą nas, czego unikać w przyszłości. Tak chcemy myśleć. Ale wcale tak nie jest. Niektóre błędy musimy powtórzyć wiele razy, a błędami, które ja popełniałam cały czas od nowa, było ufanie nieodpowiednim mężczyznom. Każdy mężczyzna, do którego kiedykolwiek cokolwiek czułam, złamał mi serce. Postanowiłam, że żadnemu nie dam już do tego okazji, nawet jeśli to oznaczało spędzenie reszty życia samotnie.
Draco od tygodnia był w domu. Uzdrowiciele całkowicie go wyleczyli, za kilka dni miał wrócić do pracy. Byłam wdzięczna, że nie skończyło się to poważniej, ale też zaniepokojona. Nikt nie był już bezpieczny.
Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę drzwi. Kolacja dobiegła końca, a ja byłam wolna. Nie musiałam już patrzeć na Jasona, przypominać sobie o bólu, który mi sprawił. Mogłam spokojnie wyjść i zapomnieć. Wrócić do swojej komnaty i nie myśleć, że gdzieś tam, na drugim końcu korytarza, mieszka człowiek, który złamał moje serce. Mogłam po prostu położyć się na łóżku i przeczekać, aż cały ten żal minie, a serce poskłada się w całość. Mogłam zrobić to wszystko, jednak wtedy stała się bardzo dziwna, jeśli nie najdziwniejsza rzecz od kilku miesięcy.
Poczułam na swoim ramieniu mocny uścisk. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Sybillę Trelawney. Wyglądała przerażająco. Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem, jakby patrzyła przeze mnie. Jej kościste palce coraz mocniej zaciskały się na moim ramieniu.
– Wszyscy przegracie – powiedziała nagle, a mnie sparaliżowało. Nie wierzyłam w jej zdolności co do przepowiadania przyszłości. Uważałam ją za starą oszustkę. Jednak te słowa... Modliłam się, żeby to był tylko jakiś okrutny żart z jej strony. Nagle jakby wróciła do swojego ciała i spojrzała na mnie z zaciekawieniem. – Przepraszam, kochana, mówiłaś coś? – spytała, puszczając moją rękę.
– Nie – wydukałam.
– W takim razie do zobaczenia następnym razem – powiedziała i jak gdyby nigdy nic, wyszła z Wielkiej Sali.
Jeszcze przez chwilę stałam wryta, a potem sama ruszyłam do wyjścia. Kiedy szłam korytarzem, usłyszałam za sobą nawoływanie Jasona. Zignorowałam go. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam na niego patrzeć. Po prostu szłam, udając, że nic nie słyszę.
– Narcyzo Black porozmawiaj ze mną! – krzyknął w końcu tak głośno, że byłam niemal pewna, że słyszał go cały Hogwart.
Odwróciłam się gwałtownie. Stał niedaleko mnie, patrząc na mnie błagalnie.
– Proszę, wysłuchaj mnie, pozwól mi przeprosić.
– Nie mów, że jest ci przykro – powiedziałam oschle. – Zaufałam ci, mój błąd, nie twój.
– Narcyzo, proszę...
– Nie pamiętam naszego ostatniego pocałunku – przerwałam mu. – Bo nigdy nie myślisz, że ostatni raz jest ostatnim razem. Myślisz, że będzie więcej. Myślisz, że masz wieczność, ale nie masz. Potrzebuję znaku, że coś się zmieni, potrzebuję powodu, żeby iść dalej. Potrzebuję jakiejś nadziei. A nie pamiętam nawet ostatniego razu, kiedy się całowaliśmy.
– To był wtorek wieczorem – powiedział Jason. – Siedziałem w fotelu i czytałem gazetę. Podeszłaś do mnie i pocałowałaś mnie delikatnie, przelotnie. Zrobiłaś to tak, jakby to było coś zwyczajnego, normalnego. Jakbyś miała to robić do końca życia.
Pamiętałam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
– Chciałabym cię nienawidzić – powiedziałam. – Chcę cię nienawidzić. Próbuję cię nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym cię nienawidziła. Czasem nawet myślę, że cię nienawidzę, a potem cię spotykam i... naprawdę chciałabym cię nienawidzić – powiedziałam i rozpłakałam się. Jason podszedł i przytulił mnie. – Zostaw mnie – jęknęłam.
– Nie mam najmniejszego zamiaru. Nigdzie się nie wybieram.
Wyrwałam się z jego objęć.
– Nie jestem gotowa. Oszukałeś mnie.
– Prawda jest bolesna… – powiedział. – W głębi serca nikt nie chce jej usłyszeć, szczególnie kiedy uderza blisko serca. Czasami mówimy prawdę, bo jest wszystkim, co musimy dać. Czasami mówimy prawdę, bo potrzebujemy powiedzieć to na głos, by usłyszeć ją sami. I czasami mówimy prawdę, bo po prostu nie możemy sobie pomóc. A czasami… mówimy prawdę, ponieważ… jesteśmy winni przynajmniej tyle… Nie chciałem ci powiedzieć prawdy, bo prawda o prawdzie jest taka… że rani. Dlatego kłamiemy. 
– Od prawdy bardziej boli, że było się okłamywanym.
– Narcyzo, proszę. To nie jest tak, jak myślisz.
– Oczywiście, że nie. To nigdy nie jest tak, jak myślę. To wcale nie jest maska śmierciożercy, to wcale nie jest bielizna innej kobiety wystająca z kieszeni mojej szaty, Voldemort wcale nie mieszka w naszym domu, nie będzie próbował nas zabić, zniszczyć naszego życia, to wcale nie było kłamstwo, nikt mi nie kazał cię podejść i rozkochać w sobie. To wcale nie jest krzywdzące. Nie, to nigdy nie jest tak, jak myślę!
– Wydaje ci się, że wszystko wiesz! – krzyknął wściekły – Że wiesz, co się stało, że rozumiesz, dlaczego musiałem to zrobić. Myślisz, że wiesz, dlaczego jesteśmy teraz tutaj, krzycząc na siebie, ale wiesz co? Nie wiesz nic! Nie masz pojęcia, co do ciebie czuję! Chcesz dowodu, że moje uczucia są prawdziwe?! No to proszę bardzo! – krzyknął, a po chwili wycelował swoją różdżkę w powietrze. Z jej końca wydobyła się srebrna mgła, która w końcu przybrała kształt łabędzia. Tak dobrze znanego mi ptaka.
Jedno spojrzenie na unoszącego się w powietrzu patronusa mówiło więcej niż tysiąc słów. Tego nie dało się udawać. Można oszukać siebie, ludzi wokół, ale nie można oszukać swoich uczuć. I tak właśnie miałam dowód na to, że Jason nie kłamał. Cokolwiek zrobił, jakikolwiek miał cel, nie kłamał w najważniejszej dla mnie sprawie.
– To niczego nie zmienia! – krzyknęłam.
– To zmienia wszystko!
Podszedł i chwycił mnie w ramiona, a potem pocałował.
– Nigdy więcej nie miej przede mną żadnych tajemnic – powiedziałam. – Nie zniosę więcej kłamstw.
Chwytamy się każdej nadziei. Sięgamy w nicość i czasem wbrew wszystkiemu, wbrew logice udaje nam się ją schwycić. 
– Chcesz poznać prawdę?
Pokiwałam głową.
- Dostałem misję. Miałem pojawić się w Hogwarcie i cię chronić. Wiedzieliśmy już dużo wcześniej, że szykuje się coś większego, coś, w co jesteś zamieszana. Przyjechałem do Hogwartu, żeby cię obserwować, pilnować, żeby nic ci się nie stało. Nie planowałem się w tobie zakochać. Merlinie, nie planowałem nawet z tobą rozmawiać. Ale kiedy cię zobaczyłem, kiedy wpadłaś na mnie wtedy w Wielkiej Sali. Moje serce zabiło mocniej. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść, myślałem tylko o tobie, o tym, jak bardzo zaczęło mi na tobie zależeć, jak bardzo pragnąłem, żebyś odwzajemniła moje uczucie. Z każdym dniem, byłem coraz bardziej w tobie zakochany. Odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy, przestałem być aurorem. Nie liczyło się dla mnie nic, oprócz ciebie, oprócz twojego bezpieczeństwa i twojego bycia ze mną. Kiedy tańczyliśmy na Balu Bożonarodzeniowym, kiedy lepiliśmy tego bałwana, kiedy pokazywałaś mi Hogwart. Każda inna chwila spędzona z tobą była najlepszą chwilą mojego życia. Wierzysz, że dwoje ludzi może naprawdę być sobie przeznaczonym? Stworzeni dla siebie. Bratnie dusze. Że mamy kogoś, kto na nas czeka, że musimy go tylko znaleźć. Czekamy na tego kogoś. Zanim cię poznałem, nie byłem pewny, czy w to wierzę. Ale odkąd poznałem ciebie, wiem, że to prawda. Czekałem na ciebie całe życie, Narcyzo. Urodziłem się, żeby być z tobą, żeby cię kochać i troszczyć się o ciebie. I nie zrezygnuję z ciebie. Muszę po prostu ufać, że i ty nie zrezygnujesz ze mnie.
– Postaram ci się zaufać – powiedziałam. – Bo razem możemy być wyjątkowi, a bez siebie zwyczajni.
Pocałowałam go. Nie obchodziło mnie już nic innego. Nie obchodziła mnie McGonagall, nie obchodziła mnie osoba, która usiłowała mnie zabić. Miałam Jasona, a to znaczyło więcej niż wszystko.
Pobiegłam do Esme. Miałam nadzieję, że uda mi się z nią porozmawiać, załagodzić ten spór. Chciałam zmusić ją, żeby mnie wysłuchała. Jednak to, co zastałam, przerosło moje oczekiwania.
– Esme – wyszeptałam, kiedy weszłam do jej komnaty.
Wszystkie rzeczy były porozrzucane, w powietrzu unosiła się woń alkoholu. Esme leżała na łóżku i patrzyła na mnie.
– Czego chcesz? – spytała wrogo.
– Chciałam porozmawiać.
– Niech zgadnę. Przyszłaś się wypłakać, bo Jason cię skrzywdził. Albo pochwalić się, że znowu jesteście razem. Wiesz co? Gówno mnie obchodzisz ty, twój boski chłopak i cała ta wasza popieprzona sytuacja! Rzygać mi się chce, jak na was patrzę! Daj mi święty spokój! Nie chce słuchać o tobie, nie chcę nic wiedzieć! Jesteś dla mnie nikim! Nic nieznaczącym pionkiem w tej pojebanej grze! Wynoś się! Wynoś się albo cię zabiję!
Krzyczała tak głośno, że rozbolała mnie głowa. Jej słowa raniły. Łzy napłynęły mi do oczu.
– Nie wiem co się z tobą dzieje – powiedziałam gorzko. – Ale wiem, że to nie ty, że to nie są twoje słowa. Nie jesteś sobą Esme i przysięgam, znajdę sposób, żeby ci pomóc. Zdejmę z ciebie ten czar.
– Nikt nic na mnie nie rzucił! Wynoś się, zanim coś ci zrobię!
Posłuchałam jej. Zamknęłam drzwi i stanęłam na korytarzu. Musiałam jej pomóc. Byłam pewna, że rzucono na nią Imperio. Byłam nawet pewna, kto to zrobił. Jednak wciąż, niewiele mogłam z tym zrobić. Zdjąć czar mogła tylko ta osoba, która rzuciła go w pierwszym miejscu.
Miałam już wracać do siebie, jednak zobaczyłam idącą korytarzem drugą nauczycielkę wróżbiarstwa.
– Evelyn! – krzyknęłam za nią. Kobieta odwróciła się. Wyglądała na zdenerwowaną. – Musimy porozmawiać.
– O czym? – Zdziwiła się. 
– Esme. Coś się z nią dzieje. Byłam właśnie u niej, wygoniła mnie, groziła, że mnie zabije. Wydaje mi się, że jest pod wpływem zaklęcia.
– Z całym szacunkiem, Narcyzo, ale nie uważam, żeby to był twój, a tym bardziej mój, problem.
– Co? – Spytałam zdziwiona. – Myślałam... 
– Źle myślałaś – odparła chłodno. – To co dzieje się z Esme nie jest twoją sprawą i proponuję, żebyś zajęła się swoim życiem, zdaje się, że ostatnio też nie jest idealne.
Spojrzała na mnie wyniośle, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
– Żegnaj, Narcyzo.
Jej chłodny ton zmroził mi krew w żyłach. Co się działo? Jak to możliwe, że tak nagle obie się ode mnie odwróciły? Czy byłam złą przyjaciółką? Czy w ogóle byłam ich przyjaciółką? Jeśli nie, to jak nazwać to, co nas łączyło, po tym wszystkim, co przeszłyśmy?
– Narcyzo?
Głos Jasona sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Nadal stałam jak wryta po tym, co powiedziała mi Evelyn.
– Zabierz mnie do mojego pokoju – poprosiłam. 
Jason chwycił moją rękę i zaprowadził mnie do mojej komnaty. O nic nie pytał, nie wymagał wyjaśnień.
– Gdybyś czegoś potrzebowała, będę u siebie – powiedział i już miał odejść, ale chwyciłam mocniej jego dłoń.
– Zostań – poprosiłam. – Nie chcę być dzisiaj sama.
Jason położył się obok mnie i objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego pierś. Przy nikim nie czułam się tak, jak przy nim. Bezpieczna, szczęśliwa, kochana… spokojna o jutro.

~*~

Kiedy obudziłam się następnego dnia, Jason patrzył na mnie swoimi żywymi błękitnymi oczami, które tak bardzo w nim uwielbiałam, i uśmiechał się do mnie.
– Tęskniłem za tobą – powiedział.
– Ja za tobą również – przytaknęłam, wtulając się w jego klatkę piersiową. – Obiecaj mi, że już nigdy nic nie zmieni tego, co jest między nami.
– Obiecuję – szepnął i pocałował mnie w czoło. – Już nigdy cię nie stracę.
– Trzymam cię za słowo – uśmiechnęłam się i położyłam się na plecach.
– Kiedy zaczynasz pierwszą lekcję? – spytał, leniwie się przeciągając.
– Za dwie godziny – odparłam z uśmiechem. – A ty?
Spojrzał na zegarek na przegubie swojej lewej dłoni i zmarkotniał. 
– Za dwadzieścia minut.
– Szkoda, miałam nadzieję na małe co nieco przed śniadaniem – mruknęłam. – Idź wziąć prysznic, a ja naszykuję ci ubranie – szepnęłam i pocałowałam go w usta.
– Jesteś kochana – wymruczał i zaczął całować mnie coraz bardziej i namiętniej. – Może weźmy dzisiaj wolne i spędźmy cały dzień w łóżku? – spytał, muskając wargami płatek mojego ucha. Nie powiem, coś takiego brzmiało cholernie kusząco.
– Idź już pod ten prysznic – zaśmiałam się i odepchnęłam go. 
– Jesteś straszną nudziarą, wiesz o tym? – pokazał mi język i ruszył w stronę łazienki, a ja odprowadziłam go śmiechem.
Kiedy dziesięć minut później Jason wyszedł z łazienki owinięty samym ręcznikiem, ubranie, które dla niego naszykowałam, znajdowało się na krześle, a ja z powrotem leżałam w łóżku. Z przyjemnością patrzyłam na to, jak się ubierał. Kochałam jego ciało i kochałam na niego patrzeć. Może było to nieco próżne, ale za to nieziemsko przyjemne.
Kiedy zapiął ostatni guzik swojej szaty, podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie, po czym wyszeptał:
– Kocham cię, Narcyzo. Jestem w tobie zakochany na amen.
– Ja w tobie również – odpowiedziałam i nasze usta znów się spotkały. – Dlaczego tak bardzo cię pragnę?
– Bo ja pragnę ciebie.
– Powtórz – poprosiłam.
– Pragnę cię, Narcyzo – wyszeptał wprost do mojego ucha i po chwili oboje znowu znajdowaliśmy się w łóżku. Tak bardzo nie chciałam, żeby ta chwila się skończyła. – Chyba muszę już iść – jęknął Jason.
– Chyba musisz – przytaknęłam niechętnie.
– Dokończymy, kiedy wrócę, prawda?
– Oczywiście – zaśmiałam się.
– A może jednak zostanę?
– Nie możesz.
– Dlaczego?
– Bo nie chcemy, żeby kolejny huragan McGonagall przeszedł po Hogwarcie.
– Racja – poderwał się tak nagle, że nawet nie zauważyłam, kiedy wstał z łóżka. Zaśmiałam się, widząc, jak w pośpiechu poprawia sobie szatę. A potem zostałam sama.
Kiedy pół godziny później zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie, towarzyszyły mi moje obawy i wątpliwości. Bo czy możliwe było, żeby kobieta w moim wieku przeżyła coś tak wspaniałego, u boku mężczyzny tak wiele młodszego od niej? Czy ten związek miał przyszłość? Czy oni mieli szansę przetrwać?
Moje rozważania zostały jednak przerwane przez Filiusa Flitwicka, który zaczął mi opowiadać o nowoodkrytym zaklęciu obronnym.
Już wiedziałam, że nigdy nikogo nie kochałam i nie będę kochała tak, jak Jasona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis