„Dobre wróżby mają szanse się spełnić, złe spełniają się zawsze.” ~Artur Konert
Chaos… Z definicji nie da się go kontrolować. Kiedy zapanuje, cały
porządek i wszelkie plany są bezużyteczne. Nie da się przewidzieć, co może
wyniknąć z chaosu. Jedyna pewna rzecz, którą przynosi, jest zniszczenie, które
po sobie pozostawia.
Kiedy srebrny patronus rozmył się w powietrzu, zapomniałam o wszystkim.
Rozmowa z Evelyn, jej córka, wszystko to nie miało już znaczenia. W głowie
miałam tylko instrukcje, których udzielił mi Jason.
Wybiegłam z sali i pobiegłam do gabinetu dyrektorki. Od czasu balu
starałam się nie wchodzić jej w drogę, aby nie doszło między nami do kolejnej
kłótni.
– Pani dyrektor, już czas – powiedziałam, kiedy zaprosiła mnie do
swojego gabinetu.
– Wiesz, co robić.
Wiedziałam. Opracowaliśmy ten plan już dawno temu. Zbiegłam na dół,
zebrałam wszystkich prefektów i kazałam im zabrać wszystkich uczniów do
dormitoriów. Zbliżała się walka, w której nie powinni uczestniczyć.
– Pani profesor – zwrócił się do mnie prefekt Hufflepuffu – Co się
dzieje?
Zawahałam się.
– W Hogwarcie zaraz zrobi się bardzo niebezpiecznie. Chcę, żebyś zabrał
wszystkich Puchonów do dormitorium.
– Czy to powtórka z wojny? Znowu będziemy mieli Bitwę o Hogwart?
– Nie wiem, czy będzie to bitwa, ale z pewnością nie będzie to rozmowa
przy herbacie. A teraz proszę, zabierz swoich młodszych kolegów.
– Jeśli dojdzie do walki, chcemy brać w niej udział. Byłem tutaj podczas
Bitwy o Hogwart. Wtedy nie pozwolili mi walczyć, byłem za młody, ale teraz chcę
pomóc i jestem pewny, że nie tylko ja.
– Tak myślałam – westchnęłam i położyłam chłopakowi dłoń na ramieniu. –
Doceniam to, naprawdę. Wiem, że wielu będzie chciało walczyć, ale nie mogę na
to pozwolić. To moja bitwa i to ja muszę ją stoczyć.
– Ale pani profesor...
– Wezwiemy was, jeśli zajdzie taka potrzeba. A teraz, jeśli naprawdę
chcesz mi pomóc, zapewnij bezpieczeństwo kolegom z domu.
– Dobrze – zgodził się niechętnie i zaczął nawoływać pozostałych
Puchonów.
Rozejrzałam się po sali wejściowej. Prefekci biegali, zabierając ze sobą
coraz więcej uczniów, a nauczyciele rzucali zaklęcia chroniące Hogwart przed
atakiem. Wycelowałam różdżkę w powietrze, kiedy usłyszałam za sobą znajomy
głos.
– Narcyzo! – krzyknęła Evelyn.
– Nie mam czasu – powiedziałam wściekła, kiedy kobieta znalazła się obok
mnie. – Ufałam ci. Martwiłam się. Tyle razy usiłowałam Ci pomóc. Ale ty wolałaś
milczeć, pozwolić by wszystko zaszło za daleko. Jak mogłaś patrzeć w lustro,
wiedząc, że nie zrobiłaś nic, by powstrzymać zło, zanim było za późno?!
– Bo to zło było moją córką! Jak możesz tak mówić, będąc matką?! Czy ty
nie zrobiłabyś wszystkiego, by chronić swojego syna?!
– Nie masz prawa tak mówić! Powiłaś dziecko Voldemortowi! Ono nie miało
prawa przeżyć!
Evelyn mnie spoliczkowała. Po chwili celowałyśmy w siebie różdżkami.
Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie byłam bezpieczna. Nawet
kiedy wierzyłam w to, że wszystko było dobrze, ani przez chwilę tak nie było.
I wtedy się zaczęło.
Postacie w czarnych pelerynach zaczęły pojawiać się znikąd. Nie wiedzieć
kiedy, zostaliśmy otoczeni. Wiedziałam już, że za kilka chwil sala wejściowa, i
wiele innych miejsc w Hogwarcie, zamieni się w pobojowisko.
Obok mnie pojawił się Jason. Chwycił moją dłoń, drugą, w której trzymał
różdżkę, wycelował w postać wyróżniającą się spośród pozostałych. Stojącą na
czele tego, czymkolwiek byli.
– Kim jesteś?! Czego chcesz?! – wrzasnęłam.
– Jestem Medea Riddle!
Córka Lorda Voldemorta!
Kobieta zdjęła kaptur, który do tej pory zasłaniał jej twarz.
– Nie! – nagle mój świat się kończy. Nie, proszę nie, myślę.
Nie moja kochana Esme. Nie, to nie może być prawda. Moja Esme nie mogła
przecież być córką Voldemorta. Była zbyt dobra, zbyt uczciwa.
Nagle przed oczami przeleciały mi wszystkie te momenty, kiedy Esme nie
była sobą. Kiedy tak łatwo zaakceptowała zły humor Evelyn, kiedy wściekła się
na mnie w dniu Balu Bożonarodzeniowego, kiedy przyłapałam ją spiskującą z
Evelyn, kiedy zaatakowała mnie pod wpływem alkoholu. Nagle wszystko nabrało
sensu. Stojąca przede mną kobieta, która przez ostatni rok udawała moją
przyjaciółkę, tak naprawdę od samego początku planowała moją śmierć.
Całe życie martwimy się o przyszłość. Robimy plany. Próbujemy
przewidzieć przyszłość. Jakby mogło to załagodzić wstrząs. Ale przyszłość
zawsze się zmienia. Przyszłość jest domem naszych największych lęków i naszych
największych nadziei. Tylko jedna rzecz jest pewna. Kiedy w końcu nadejdzie,
przyszłość nigdy nie jest taka, jak sobie wyobrażaliśmy. Zrozumiałam to dopiero
wtedy, kiedy było za późno.
Wycelowałam w nią różdżkę. Ona swoją cały czas trzymała skierowaną na
mnie.
– To koniec, Esme – powiedziałam twardo, pewna swoich słów.
– Zgadzam się – kobieta pokiwała głową. – Nadszedł czas, by wszystko to
zakończyć. Twoją śmiercią.
– Nigdzie się nie wybieram – powiedziałam wyzywająco. – Nie dasz rady
nas pokonać.
– Och, czyżby? Naprawdę myślisz, że taka grupka jak wy, jest w stanie
pokonać nas? Służyliśmy Lordowi Voldemortowi! – powiedziała dumnie. – Jesteśmy
potężniejsi, niż moglibyście sobie wyobrazić. Garstka podstarzałych nauczycieli
kontra grupa świetnie wyszkolonych Śmierciożerców. Wszyscy jesteście już
trupami!
– Rzecz w tym, że nie są sami.
Usłyszałam zbyt dobrze znany mi głos. Mój syn wszedł przez główne drzwi,
a za nim pojawiło się kilkudziesięciu aurorów.
– Medeo, proszę, odłóż różdżkę, zanim stanie się cokolwiek, czego
będziesz potem żałować – poprosił spokojnie, a potem stanął obok mnie.
– Draco, nie powinno cię tutaj być – wyszeptałam przerażona.
– Słuchaj mamusi, chłopczyku – zadrwiła Esme.
– Wiesz, kiedyś byłem taki jak ty.
– Uważaj lepiej, bo za takie obelgi możesz słono zapłacić – zagroziła. –
Nigdy nie będziesz taki jak ja. Nigdy mi nie dorównasz!
– Twój ojciec rozkazał mi zabić Albusa Dumbledore'a. – Draco zdawał się
ją ignorować, a ja z każdą sekundą bałam się coraz bardziej.
– Ale byłeś zbyt wielkim tchórzem, żeby tego dokonać.
– Nie. Zostałem ocalony. Wiele lat temu podjąłem kilka złych decyzji,
zostałem zmuszony do spłacenia długów mojego ojca wobec twojego ojca. Nie
miałem zbyt wielkiego wyboru. Mogłem się zgodzić albo od razu zostać zabitym.
Kiedy próbowałem wypełnić powierzoną mi misję, prawie zabiłem dwie niewinne
osoby. Cudem udało im się przeżyć. Już wtedy wiedziałem, że nie byłem zdolny do
morderstwa. Jednak wciąż usiłowałem go dokonać. Mogłem zabić Albusa
Dumbledore'a albo zginąć, próbując to zrobić. Jednak tej nocy, kiedy wszystko
miało się rozegrać, dostałem wybór. Dumbledore zaproponował mi ucieczkę.
Ochronę mojej rodziny, moich rodziców. Jednak kierowany strachem przed karą,
jaką wymierzyłby twój ojciec, nie chciałem słyszeć o żadnej ucieczce. Dokonałem
niewłaściwego wyboru. Jednak teraz już wiem, że każdy zasługuje na drugą
szansę, nawet ci najgorsi. I dlatego właśnie teraz ty dostajesz swoją. Możesz
się poddać i spędzić resztę życia w zamknięciu albo rozpocząć walkę i umrzeć.
Esme roześmiała się. Był to okropny, przerażający śmiech.
– Nie masz prawa dawać mi wyborów. Nie masz prawa do niczego. Ty i twoja
żałosna rodzina zasługujecie jedynie na śmierć. I już wkrótce jej zaznacie.
– Esme, proszę... – wyszeptałam. Tak jak teraz nie bałam się nawet
podczas drugiej wojny. Staliśmy otoczeni przez grupę śmierciożerców z maskami
na głowach. Było bardziej niż pewne, że nie mieliśmy większych szans na
przeżycie. – To nie jesteś ty. Wiem to, bo znam cię. Jesteś dobrym człowiekiem.
Czynisz dobro, tak wiele razy mi pomogłaś.
– Nie przypominaj mi o tym – syknęła. – Niedobrze mi na samą myśl.
Jej słowa raniły mnie, tym bardziej że przez ostatni rok była dla mnie
najlepszą przyjaciółką. Była przy mnie i pomagała mi. Nie mogła być tak po
prostu zła.
– To niesprawiedliwe – powiedziałam cicho.
– Och, na pewno, kiedyś przyjdzie pora na dobroć i sprawiedliwość, ale
to jeszcze nie teraz!
I wtedy się zaczęło. Padło pierwsze zaklęcie, które z ogromną siłą
uderzyło w mury, powodując ogromną dziurę w ścianie. W powietrze wzbił się pył.
Jason chwycił mnie mocniej za rękę i przyciągnął do siebie.
– Kocham cię – wyszeptał. – Chcę, żebyś zawsze o tym pamiętała.
Cokolwiek się stanie, zawsze będziesz miłością mojego życia.
– To brzmi jak pożegnanie – zaniepokoiłam się jego słowami. – Uciekniemy
– powiedziałam. – Uciekniemy daleko i nikt nas nie znajdzie. Musimy po prostu
zrobić wszystko, żeby przeżyć.
Jason pocałował mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko się
zatrzymało. Walka się skończyła, zaklęcia opadły, wszystko było w porządku.
Jednak kiedy Jason oderwał swoje usta od moich, wszystko znów działo się w
normalnym tempie. Różdżkami celowaliśmy w swoich przeciwników. Zanim się
zorientowałam, wielu rannych leżało już na kamiennej posadzce. Odszukałam
wzrokiem Dracona. Walczył kilka metrów ode mnie. Nigdzie nie było śladu po
Esme. Nie widziałam też Evelyn. Zrozumiałam, że kobieta wszystko to ukartowała.
Zostawiła nas na pastwę bezwzględnych morderców, a sama się ukryła. Coś jednak
było nie tak. Esme chciała zemsty. A zemsta smakuje najlepiej, jeśli dokona się
jej samemu.
Wtedy ją zobaczyłam. Stała kilka metrów przede mną. Celowała we mnie
różdżką i uśmiechała się złowieszczo. Wycelowała we mnie pierwsze zaklęcie,
które odbiłam zaklęciem obronnym. Rzuciła we mnie jeszcze kilka innych, które
też udało mi się odbić. Jednak chwila nieuwagi poskutkowała utratą różdżki.
Esme rozbroiła mnie. Patrzyła na mnie triumfująco. Obie wiedziałyśmy, że
wygrała, że to już był koniec. Rzuciła we mnie zaklęcie, jednak go nie
poczułam. Usłyszałam za to huk upadających kamieni.
Wszystko działo się tak szybko. Esme rzuciła we mnie zaklęcie, Draco
podbiegł, żeby mnie ochronić, Jason rzucił się na niego, odepchnął go i zmienił
trajektorię zaklęcia, przez co promień uderzył w sufit, powodując tym samym
ogromną dziurę. Gruzy zawaliły się, przytłaczając Jasona.
Krzyknęłam przerażona, kiedy Jason zniknął z moich oczu. Natychmiast do
niego podbiegłam. Zaczęłam odrzucać kamienie, szukać go wśród gruzów. Nie
liczyło się już nic, oprócz znalezienia go. Nie obchodziło mnie, że Esme stała
gdzieś tam, czekając na możliwość zabicia mnie, ani to, że wokół toczyła się
walka pomiędzy śmierciożercami a aurorami i nauczycielami. Liczyło się tylko
to, żebym znalazła Jasona i żeby był cały i zdrowy.
– Jason – łkałam – Jason, proszę...
Znalazłam jego dłoń. Zrozpaczona, zaczęłam odrzucać kolejne kamienie,
wciąż powtarzając jego imię. Gruzy odsłoniły jego klatkę piersiową i twarz.
Krwawił, tylko tyle byłam w stanie zobaczyć.
– Jason! – krzyknęłam zrozpaczona, obejmując dłońmi jego twarz. Próbował
wygrzebać się spod gruzów, jednak miał za mało siły. – Nie ruszaj się, proszę –
wyszeptałam. – Zaraz ci pomogę, wydostanę cię stąd i zabiorę cię do Munga.
Zaczęłam odrzucać kolejne gruzy, ale było ich zbyt wiele.
– Narcyzo, proszę – wyszeptał. – Zostaw to.
– Nie – zaprzeczyłam stanowczo. Musiałam go uratować. Nie mogłam bez
niego żyć. – Będzie dobrze – zapewniałam go.
– Narcyzo, proszę... nie bądź uparta.
– Będę. Nie pozwolę ci tutaj umrzeć.
– Kocham cię – wyszeptał.
– Nie – powiedziałam stanowczo. – Nie zgadzam się. Nie możesz mówić, że
mnie kochasz, jakby to było pożegnanie. To nie jest pożegnanie!
– Narcyzo...
– Przestań! – załkałam. – Nie możesz umrzeć, nie możesz mnie zostawić.
Za bardzo cię kocham, żeby cię stracić!
Łkałam, klęcząc przy jego głowie. Z jego oka wypłynęła pojedyncza łza.
– Pamiętaj o nas – wyszeptał resztką sił. Mój świat kończył się coraz
bardziej z każdym uderzeniem bicia jego serca. – Śnij o nas – jego głowa opadła
bezwładnie. Z mojego gardła wyrwał się okrzyk rozpaczy.
Potem zapadła cisza.
Koniec
części 2.
Narcyza to tu nie ma łatwego życia. Ale jaka jest wyjątkowa, skoro stoczono o nią taką walkę! Biedna, teraz jej życie kompletnie traci sens:(( Ale nie jest sama!
OdpowiedzUsuńMyślę, że życie Narcyzy nigdy nie było i nie będzie łatwe, przed nią bardzo trudny czas, wiele zaskakujących wydarzeń, jej życie całkowicie się zmieni. I to prawda, jest wyjątkowa ;) Za taką ją uważałam, kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie i z takim przekonaniem zamierzam je skończyć :D
UsuńKiedt rozdział ?
OdpowiedzUsuńNowe rozdziały, a zostało ich 10, nie są jeszcze napisane. Aktualnie poprawiam zaległe rozdziały pod względem stylistycznym i estetycznym. Za nowe rozdziały zamierzam się zabrać we wrześniu. :)
UsuńNie możemy się doczekać kolejnych rozdziałów ❤❤
OdpowiedzUsuńWracaj do nas ��
OdpowiedzUsuńKiedy wrócisz? :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny masz ten blog��❤��
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział???
Czy jeszcze o nas pamiętasz? :(
OdpowiedzUsuńBędziesz jeszcze pisać bo czekamy ����
OdpowiedzUsuńBędę. Nie wiem kiedy, ale będę, obiecuję. :)
UsuńCałe szczęście, bo wierni fani czekają za państwem Malfoy :D
UsuńWrócisz dopiero odkryłam to opowiadanie i jest cudowne. Czytam chyba juz 3 raz
OdpowiedzUsuńCzytałam to kiedyś fajnie jest porocic do starych opowiadań
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że to dokończysz