sobota, 29 czerwca 2024

Rozdział 53. List

Siedziałam w małym, ciemnym pokoju, próbując poskładać myśli. Każda chwila była męką, każde wspomnienie wracało jak ostry sztylet, przypominając mi o utracie, której nie mogłam znieść. Jason nie żył. To, co pozostało, to pusta skorupa istnienia i ból, który zdawał się nigdy nie kończyć.
Zamknęłam oczy, próbując przywołać jego twarz, jego głos. Próbowałam skupić się na tych chwilach, kiedy był jeszcze obok mnie, kiedy trzymał mnie w swoich ramionach, kiedy jego obecność dawała mi siłę. Ale nawet te wspomnienia były teraz naznaczone bólem, przesycone goryczą straty. To wszystko było wynikiem tego, co przeszłam. Tortury, którym zostałam poddana, wciąż były żywe w mojej pamięci, jakby stały się częścią mnie. Każda chwila tamtych mrocznych dni była wypalona w mojej duszy.
Pamiętam, krążącą wokół mnie Esme, jej oczy pełne nienawiści i okrucieństwa. Jej słowa, które miały mnie złamać, jej zaklęcia, które miały mnie zniszczyć. Ból, który czułam, był nie do opisania. To było coś więcej niż fizyczne cierpienie. Było to uczucie, jakby moja dusza była rozdzierana na strzępy, kawałek po kawałku.
Zadrżałam na samo wspomnienie. Nawet teraz, w bezpiecznym miejscu, czułam ciężar tych chwil. Przeszłość była jak cień, który podążał za mną, nie pozwalając mi zapomnieć. Każdy dźwięk, każdy ruch w cieniu przypominał mi o tamtym koszmarze.
Wiedziałam, że muszę być silna, dla Draco, dla siebie. Ale jak mogłam być silna, gdy czułam się tak beznadziejnie złamana? Jak mogłam podnieść się z tego miejsca, gdy wszystko, co kiedykolwiek kochałam, zostało mi zabrane?
Andromeda próbowała mnie pocieszyć, próbowała dać mi nadzieję. Ale nawet jej obecność nie mogła wypełnić pustki, którą czułam. Była moją siostrą, przyjaciółką, ale nie mogła zastąpić Jasona. Nikt nie mógł.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę w stanie zapomnieć, czy kiedykolwiek będę w stanie znowu być sobą. Ale wiedziałam, że to niemożliwe. To, co się stało, zmieniło mnie na zawsze. Byłam teraz inną osobą, kobietą, która przetrwała piekło, ale straciła swoją duszę w tym procesie.
Siedziałam w swojej sypialni, wpatrując się w pustkę za oknem. Dni mijały, a ja wciąż czułam się, jakbym była uwięziona w tym samym momencie, w tej samej chwili bólu i straty. Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, nawet się nie poruszyłam. Drzwi otworzyły się powoli i do pokoju weszła Andromeda.
- Koniec tego, Narcyzo - oznajmiła stanowczo, ale w jej głosie słychać było troskę. - Zabieram cię do św. Munga. Może tam będą w stanie zrobić coś, żebyś poczuła się lepiej.
Nawet na nią nie spojrzałam. Nigdzie się nie wybierałam.
- Proszę, pozwól mi ci pomóc - kontynuowała Andromeda, podchodząc bliżej. 
- Nie potrzebuję pomocy - odpowiedziałam szorstko. - Muszę to przejść sama.
Andromeda usiadła obok mnie, kładąc dłoń na mojej. 
- Narcyzo, to nie jest coś, z czym powinnaś walczyć sama. Przetrwałaś tortury, straciłaś Jasona. Nie możesz być tak silna, by poradzić sobie z tym wszystkim bez wsparcia.
Spojrzałam na nią, walcząc z łzami. 
- A co, jeśli oni nie będą w stanie mi pomóc? Co, jeśli to tylko przedłuży mój ból?
- Musimy spróbować - odpowiedziała Andromeda stanowczo. - Dla ciebie, dla Draco, dla przyszłości.
Czułam, jak moja determinacja słabnie. Wiedziałam, że Andromeda się nie podda, a ja nie miałam siły na toczenie kolejnej walki. Skinęłam głową.
- Dobrze, spróbujmy - powiedziałam cicho, czując ulgę, że nie jestem w tym sama.
Wstałam powoli, z trudem, i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Widziałam tam twarz, którą ledwo rozpoznawałam. Twarz pełną bólu, ale również determinacji. Musiałam żyć dalej, musiałam znaleźć sposób, by iść naprzód. Dla Jasona, dla Draco, dla siebie.
Przez łzy, które zaczęły napływać do moich oczu, widziałam w lustrze coś więcej. Widok kobiety, która, pomimo wszystkiego, co przeszła, wciąż była tu, wciąż oddychała, wciąż walczyła. I wiedziałam, że muszę znaleźć w sobie siłę, by iść dalej. Dla tych, których kochałam, i dla siebie samej.

~*~

Szpital św. Munga był cichy, jakby wszyscy w nim czuli ciężar smutku, który przynosiłam ze sobą. Andromeda prowadziła mnie przez korytarze, aż dotarłyśmy do gabinetu uzdrowiciela.
- Narcyza Malfoy? - zapytał mężczyzna, podnosząc wzrok znad dokumentów. Był to wysoki, smukły czarodziej o łagodnych oczach.
- Tak, to ja - odpowiedziałam cicho, zajmując miejsce naprzeciwko niego.
- Jestem uzdrowiciel Bryce. Pani siostra mniej więcej opowiedziała mi, przez co pani przeszła. Chciałbym pomóc, ale musi być pani gotowa na współpracę - powiedział łagodnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Chcę spróbować - powiedziałam, próbując zabrzmieć pewniej niż się czułam.
- To dobrze - odpowiedział uzdrowiciel, uśmiechając się lekko. - Zaleciłbym, żeby rozpoczęła pani terapię. Pomogłoby to uporać się z traumą i żalem.
Przytaknęłam. 
- Co dokładnie mam robić?
- Spotka się pani z jednym z naszych terapeutów, który pomoże przepracować pani uczucia i wspomnienia. To będzie trudne, ale wierzę, że uda się pani to przejść - odpowiedział Bryce z zachętą w głosie.
Podziękowałam mu i wstałam, czując mieszankę ulgi i lęku. Andromeda objęła mnie ramieniem, prowadząc z powrotem korytarzem.
- Jesteś bardzo dzielna, Narcyzo - powiedziała cicho.
Kiedy przechodziłyśmy obok jednej z sal, zobaczyłam znajomą twarz. Hermiona Granger siedziała na łóżku, rozmawiając z uzdrowicielem. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały, a jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu.
- Narcyzo? - zapytała niepewnie, wstając. - Co ty tutaj robisz?
- Hermiono - odpowiedziałam, podchodząc bliżej. - Ja... przyszłam po pomoc.
Hermiona skinęła głową, jej twarz przybrała wyraz zrozumienia. 
- To dobrze. Też jestem tutaj po pomoc. Po tym, co się wydarzyło... - urwała, jej oczy wypełniły się smutkiem.
- Esme rzuciła na ciebie klątwę zapomnienia - dokończyłam za nią. - Wiedziałam, ale nie mogłam ci pomóc. Teraz, kiedy jej już nie ma...
- Klątwa została przerwana - dokończyła Hermiona. - Pamiętam wszystko. Draco... - jej głos załamał się.
Spojrzałam na nią z wdzięcznością. 
- To dobrze, że pamiętasz. Może razem znajdziemy sposób, by się wyleczyć.
Hermiona skinęła głową, a w jej oczach pojawiła się iskierka nadziei. 
- Tak, Narcyzo. Razem.
I wtedy, po raz pierwszy od długiego czasu, poczułam, że może rzeczywiście jest jakaś nadzieja na przyszłość. Razem mogłyśmy stawić czoła przeszłości i zbudować coś nowego.

~*~

Siedziałam w miękkim fotelu naprzeciwko dr Barnaby'ego Sloane'a, czując mieszankę nerwowości i ulgi. Gabinet terapeutyczny był ciepły i przytulny, a jego ściany zdobiły obrazy przedstawiające spokojne krajobrazy. Dr Sloane, mężczyzna o spokojnym wyrazie twarzy i łagodnym spojrzeniu, siedział naprzeciwko mnie z notatnikiem w dłoni.
- Narcyzo, cieszę się, że przyszłaś - zaczął łagodnie, spoglądając na mnie. - Rozumiem, że przeszłaś przez wiele trudnych chwil i chciałbym pomóc ci przez to przejść. Czy możesz opowiedzieć mi, co dokładnie się wydarzyło?
Westchnęłam, zbierając myśli. 
- To długa historia - zaczęłam powoli.
Opowiedziałam mu wszystko. O utracie Charlotte, rozwodzie z Lucjuszem, wyjeździe do Hogwartu, o Jasonie, Esme i Evelyn. O zaręczynach, bitwie, torturach. Głos mi się łamał, a łzy spływały po moich policzkach, ale nie przestawałam. Wyrzuciłam z siebie wszystko to, co tak bardzo mi ciążyło. 
- To było piekło - podsumowałam, kiedy skończyłam opowiadać o tym, co zrobiła mi Esme.
Dr Sloane skinął głową ze zrozumieniem. 
- To musiało być niezwykle traumatyczne. Co stało się potem?
- Zdołałam uciec dzięki pomocy Evelyn, matki Esme, która udawała moją przyjaciółkę. Ale zanim to się stało, Esme zabiła Jasona - przerwałam na chwilę, by przełknąć łzy. - Po jego śmierci przysłano mi jego rzeczy. Wśród nich była skórzana sakiewka z kluczem do skrytki w banku Gringotta, ale nie wiem, co tam znajdę. Jeszcze nie miałam odwagi tam pójść - mówiłam, wciąż czując ból i stratę.
Dr Sloane zrobił kilka notatek, a następnie spojrzał na mnie z troską. - Narcyzo, przeżyłaś ogromną stratę i traumę. Twoje uczucia są całkowicie normalne. Chciałbym zaproponować ci coś, co może pomóc ci przepracować te emocje.
Spojrzałam na niego, czując mieszaninę nadziei i niepewności. 
- Co masz na myśli?
- Pisanie listów do Jasona - odpowiedział spokojnie. - To może być sposób na wyrażenie swoich uczuć i myśli, na pożegnanie się z nim w sposób, który pozwoli ci przejść przez proces żałoby. Możesz pisać o wszystkim: o swoim dniu, o wspomnieniach z nim związanych, o planach na przyszłość. To może pomóc ci uporządkować myśli i emocje.
Pomyślałam o tym przez chwilę, zastanawiając się, czy to naprawdę może pomóc. 
- Myślisz, że to coś zmieni?
- Wierzę, że tak - odpowiedział dr Sloane z przekonaniem. - Pisanie listów może być bardzo terapeutyczne. Pozwoli ci to na nawiązanie emocjonalnego kontaktu z Jasonem, mimo że już go nie ma. To może pomóc ci znaleźć spokój i zrozumienie w tym, co się wydarzyło.
Zastanowiłam się nad jego słowami, czując, jak w sercu rodzi się nowa nadzieja. 
- Dobrze, spróbuję. Dla niego, dla nas.
Dr Sloane uśmiechnął się ciepło. 
- To dobry krok, Narcyzo. Pamiętaj, że to jest proces, który wymaga czasu. Będę tutaj, aby cię wspierać na każdym kroku.
Skinęłam głową, czując, że może rzeczywiście jest jakiś sposób na uporanie się z bólem.
Dr Sloane zamyślił się na chwilę, a potem spojrzał na mnie z powagą. 
- Wiem, że wspomniałaś o skrytce w banku Gringotta. Często takie miejsca mogą zawierać rzeczy, które pomagają nam lepiej zrozumieć tych, których straciliśmy. Moje zalecenie to odwiedzenie tej skrytki. Może tam znajdziesz coś, co da ci poczucie zamknięcia, a może nawet nadzieję na przyszłość.
Westchnęłam, czując, jak moje serce bije mocniej na samą myśl o skrytce. 
- Boję się tam pójść, nie wiem, co tam znajdę.
- To zrozumiałe, że czujesz obawy. Ale może właśnie w tej skrytce znajdziesz coś, co pomoże ci lepiej zrozumieć Jasona i waszą wspólną historię - powiedział dr Sloane z ciepłym uśmiechem. - To może być trudne, ale pamiętaj, że jesteś silna. Możesz zrobić to krok po kroku. A jeśli będziesz potrzebować wsparcia, zawsze możesz na mnie liczyć.
Skinęłam głową, czując, że z pomocą dr Sloane'a dam radę przejść przez ten trudny czas. Wiedziałam, że przede mną długa droga, ale z jego wsparciem czułam, że mogę stawić czoła temu wyzwaniu i znaleźć spokój.

~*~

Kilka dni po śmierci Jasona przysłano mi jego rzeczy. Był to zbiór książek, pergaminów i osobistych drobiazgów. Na samym spodzie jednej z skrzyń znalazłam małą, skórzaną sakiewkę. W środku znajdował się klucz z wyrytym numerem skrytki w banku Gringotta. Moje serce biło mocniej na myśl o tym, co mógł tam ukryć.
Zgodnie z zaleceniami dr Sloane'a, udałam się do banku Gringotta bez dodatkowej zwłoki. Pracownik banku, goblin o imieniu Borsag, poprowadził mnie korytarzami i w dół wielu schodów do skrytki. Drżącą ręką włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Drzwi skrytki otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a moim oczom ukazało się wnętrze, w którym znajdowało się tylko kilka rzeczy.
Najważniejszym z nich był list, starannie złożony i zaadresowany do mnie. Wzięłam go do ręki i usiadłam na małej, kamiennej ławce, która stała obok. Rozwinęłam pergamin i zaczęłam czytać, powoli osuwając się po ścianie.

Moja najdroższa Narcyzo,

Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że wydarzyły się dwie rzeczy. Wreszcie mogę zapewnić Ci przyszłość o jakiej marzyłaś, ale niestety nie ma mnie już obok Ciebie, by razem z Tobą się nią cieszyć. Wiedz, że kocham Cię ponad wszystko na świecie i chcę, abyś wiedziała, jak bardzo jesteś dla mnie ważna.
Od dłuższego czasu planowałem coś specjalnego. W skrytce obok tego listu znajdziesz klucz do naszego nowego domu w Hamptons. Miał być to nasz azyl, miejsce, gdzie moglibyśmy się schronić po zakończeniu roku szkolnego, z dala od zgiełku i problemów.
Chciałem, aby ten dom był symbolem naszej miłości i nowego początku. Wierzyłem, że tam znajdziemy spokój i szczęście, które tak bardzo nam się należy. Wyobrażałem sobie nas spacerujących po plaży, cieszących się słońcem i swoim towarzystwem.
Proszę, znajdź w sobie siłę, aby kontynuować nasze plany. Zamieszkaj w naszym domu, żyj pełnią życia, które sobie wymarzyliśmy. Zawsze będę przy Tobie w duchu.

Kocham, 
Jason

Łzy spływały po moich policzkach, kiedy czytałam jego słowa. Wstałam i podeszłam do małej szkatułki stojącej w skrytce. Otworzyłam ją i zobaczyłam złoty klucz, lśniący w słabym świetle. Trzymałam go w dłoni, czując ciężar wspomnień i obietnic, które ze sobą niósł.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

layout by oreuis